niedziela, 15 września 2019

Rozdział 1 Wstęp.




"Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?"


Fanstory na podstawie Serii nowel:

“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
 autorstwa  Oomori Fujino




Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 09.2019




Wstęp.

Dawno, dawno temu, w odległej .. krainie.. Istniały obok siebie dwa światy.

Górny - Tenkai- zamieszkany był przez Bóstwa, znane nam z mitów i legend, baśni i opowieści.
Dolny – Gekai – zamieszkany przez ich „Dzieci” – Przez nas.

Bogowie bardzo nudzili się w swoim świecie. My byliśmy ich jedyną rozrywką. Obserwowali nas z wysoka i coraz bardziej nam zazdrościli.. Byliśmy tak pełni uczuć, namiętności i życia, że nawet jako istoty śmiertelne, wzbudzaliśmy zachwyt w oczach Bogów..

„A gdyby tak zejść do nich i żyć razem z nimi?”  Powiedział pewnego razu jeden z nich, ( założę się że Hermes, bo któż by inny..) wzbudzając zaciekawienie u pozostałych..
„Wiecie.. Żyć pośród nich, Dzielić ich radość i smutek, dolę i niedolę. Ból i szczęście.? Stać się jednym z nich?”

Ta myśl głęboko zakorzeniła się w umysłach Bóstw, a jak to w Boskim świecie bywa - szybko wykiełkowała i zrodziła owoce..

Bogowie postanowili więc, że zejdą do nas na dół, i będą żyć między nami.
Jednak wyobraźcie sobie, że nagle, w waszym świecie pojawiają się nieśmiertelne, potężne istoty, które samą swoją wolą mogą kształtować światy.. To całkowicie zaburzyło by równowagę i w istocie – zniszczyło nasz świat jaki znali i jakiego tak bardzo chcieli stać się częścią.
Podjęli więc bardzo ważną decyzję.
Zapieczętowali swoje Boskie moce, pozostawiając sobie tylko jedną. Błogosławieństwo.

Bóstwa mogły błogosławić wybrane przez siebie dzieci, obdarowując je swoją Falną, mocą otwierającą duszę i ciało śmiertelnika i pozwalającą gromadzić mu Excelię, czyli rozproszoną w świecie Boską moc.
Pobłogosławione dzieci zawierały kontrakt ze swoimi Bóstwami i dołączały do ich Familli – stawały się częścią ich rodziny.

Żeby zdobyć Excelię, trzeba było dokonywać wielkich czynów, walczyć, zabijać potwory, dokonywać wielkich odkryć.

Gdy ciało „Dziecka” wypełniło się Excelią po brzegi,  mogło awansować na wyższy poziom, po to, by jego „Kontener” na Excelię również mógł się powiększyć.

Jednak by awansować, nie wystarczyło jedynie zebrać dość mocy. Trzeba było dokonać jakiegoś wielkiego czynu. Czegoś wspaniałego. Zapierającego dech w piersiach. Czegoś – czego nie mogli zignorować Bogowie.
„Awans”. Upragniony i wyczekiwany moment w życiu każdego poszukiwacza przygód. Kruszył niewidzialne ściany krępujące ciało i duszę i pozwalał nabrać nowego wiatru w żagle. Dzięki awansowi zwiększała się siła wszystkich parametrów opisująca możliwości każdego „Dziecka”.
Siła. Obrona. Żywotność. Zręczność i Magia.
Te pięć parametrów można było rozwijać i pielęgnować, aż ze zwykłego śmiertelnika, „Dziecko” przeistaczało się w Bohatera.

A najlepszym miejscem by to osiągnąć, By zebrać jak najwięcej rozproszonej Boskiej Energii – jest Orario.
Nazywane Centrum Świata. Najpotężniejsze i największe. Skupiało w swoich murach najwięcej Bóstw i ich Famillie.
Poszukiwacze przygód z całego kontynentu garnęli się do niego jak ćmy do światła.
Bo Orario jest Niezwykłe. Bo Orario posiada fenomen nie występujący nigdzie indziej na świecie.
Bo Orario posiada – Dungeon.

Olbrzymi loch, z niezliczoną ilością pięter zamieszkanych przez najróżniejsze kreatury. Tym potężniejsze, im głębsze piętra zajmują.
A co najważniejsze – odradzające się bez końca.

Brzmi to może dziwnie i złowieszczo, ale tak, tym właśnie jest Dungeon.
Nie ważne że śmiałkowie wejdą na jakieś piętro i zabiją wszystkie potwory. Te, po jakimś czasie się odrodzą. Jak dzieci opuszczające łono swojej matki, tak potwory rozchylają szczeliny i pęknięcia w ścianach i podłogach tuneli, i wychodzą, jakby się rodziły, na zewnątrz, gotowe znowu bronić tajemnic skrywanych w najgłębszych piętrach.

Ale możliwość odradzania się to nie jest najważniejsza cecha potworów.
Istotne jest ich jądro. Serce. Źródło mocy.
To kryształ, obecny w ciele każdego z nich.
Siła napędowa, która jednocześnie skupia, trzyma razem wszystkie jego cząsteczki.
Dopóki jest nienaruszony i znajduje się w jego ciele – stwór żyje, porusza się,  krwawi. Jeśli jednak kryształ zostanie wyjęty lub zniszczony – bestia, niezależnie od wielkości, zamienia się w pył.
Po wyjęciu, kryształy w dalszym ciągu emanują potężną magiczną energią, którą ludzie nauczyli się wykorzystywać do tworzenia różnych magicznych przedmiotów.
Od lamp, nie potrzebujących paliwa, przez piecyki i kuźnie, aż po windy w Wieży Babel – wszystko to napędzane energią pozyskaną z kryształów wyjętych z ciał potężnych potworów.

To dlatego Orario jest tak wielkie i potężne.
To dzięki temu że ma praktycznie monopol na magiczne kryształy, może z dumą nosić miano „Centrum Świata”.

Ale czy naprawdę tylko Orario może wykreować bohatera? Czy naprawdę tylko tam mogą dokonywać się wspaniałe czyny i pleść cudowne historie?
Czy nie istnieje poza Orario świat piękny, ciekawy, wart uwagi?

A co jeśli gdzieś… Gdzieś daleko poza Centrum Świata, zapomniana mała iskra wznieci płomień, który swoim żarem rozpali dusze i umysły zwykłych ludzi?
A co jeśli gdzieś.. Gdzieś głęboko w lesie, dokona się czyn który sprawi, że Bogowie zaniemówią z zachwytu?
A co jeśli…





Rozdział 1

Zwykły - nie - zwykły Bohater


Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?
No, wiesz.. Idziesz przez las, widzisz jak dziki niedźwiedź atakuje powabne grzybiarki, Ty, walcząc bohatersko z bestią ratujesz je z opresji a one z wdzięczności rzucają ci się na szyję..

… Żeby to było takie proste..


Raczej nie spodziewam się żadnych grzybiarek w puszczy Lotril.
Ten wielki i czasem posępny teraz las ma swoją ciemną stronę.
Wiele lat przed moim urodzeniem było inaczej. Można tu było spotkać Leszego, leśne nimfy czy nawet wróżki.. Elfy przemierzały dzikie ostępy sobie tylko znanymi ścieżkami. Zwierzyny było w bród, a leśne runo hojnie dzieliło swoimi darami.
Tak.. Wtedy na pewno można było spotkać tu powabne grzybiarki w jakimś cichym, malinowym chruśniaku… 
Starsi w wiosce opowiadali różne ciekawe historie.. Tym pikantniejsze – im bardziej ubywało wina w gąsiorach..
Jednak teraz ten las w niczym nie przypomina tamtej sielankowo-bajkowej scenerii.  Owszem, gdyby wejść do lasu nie znając jego historii, to można by się w nim zakochać. Wysokie sosny i świerki pną się na wyścigi w niebo, walcząc o każdy promień słońca, które przecisnąwszy się pomiędzy gałęziami kładzie jasne snopy światła na tle brązowych pni. Rozległe bukowiny ustępują czasem miejsca pojedynczym dębom, które rozpychając się na wszystkie strony swoimi potężnymi koronami wyglądają czasem jak  wyspy wśród fal. Leszczyny w gęstych kępach prężą swoje smukłe gałęzie pełne orzechów, wabiąc gromadki wiewiórek.
Zdawać by się mogło, że ten las, pełen malin, grzybów i jagód będzie gwarny, szczęśliwy, pełen odgłosów zwierząt i ptaków.
Niestety, wiele lat temu, podczas inwazji Królestwa Rakii, ich armia uzbrojona w magiczne miecze, dzieło słynnych na cały świat kowali z rodu Crozzo, w swoim pochodzie wypaliła dużą część lasu. Spłonęły Elfie siedliska. Driady i nimfy zniknęły, przestały roztaczać swą opiekę nad lasem.
 Puszcza częściowo odrosła, ale kiedyś tak bogata i pełna życia, teraz zmieniła się, nabrała ciemnego, czasem złowieszczego charakteru.
Odgłosy zwierząt często mieszają się z porykiwaniem stworów nigdy wcześniej tu nie widzianych.
Gobliny, koboldy, zbłąkane duchy i a czasem i większe potwory często pojawiają się znienacka siejąc panikę..
Jedynie najodważniejsi myśliwi zapuszczają się do lasu na łowy, czasem wracając z niczym, a czasem nawet… Tak.. czasem nawet nie wracając..
Nikt nie wie co się stało, co jest przyczyną tego, że lepiej nie zapuszczać się samemu do puszczy Lotril.
Powabne grzybiarki zostają w domach, modląc się do wszystkich znanych bogów by ich mężczyźni wrócili cało z Puszczy.

…***…

„Zaś żeś się zamyślił chłopce..?”
„Przepraszam.. ta monotonna jazda powoduje, że czasem tonę we własnych myślach..”
„Ni ma problemu... Wim jak to jes.. Kieby nie to ze Klemens zno tom drogę na pamięć, już byk ze sto razy skończył w rowie. he. he. he. ”

Stary Iwan zaśmiał się gardłowo..
Trudno powiedzieć ile ma lat, ale na oko dałbym mu ze dwieście..
Iwan, to stary krasnolud mieszkający w naszej wsi odkąd pamiętam..
I odkąd pamiętam, zawsze był „Starym Iwanem”.
Jest Wielki.
To znaczy.. jak na Krasnoluda.
Prawie tak wysoki jak ja, ma potężnie zbudowane ciało, i tak dziarsko się rusza, że wcale bym się nie zdziwił gdyby mógł spokojnie pociągnąć swój wóz zamiast konia.  Widziałem już wielu krasnoludów, ale Iwan wyróżnia się na ich tle. Ma długie, siwe włosy związane w gruby węzeł na czubku głowy. Sumiaste wąsy i długa praktycznie biała broda opadają mu na szeroką pierś. Nastroszone brwi prawie całkowicie skrywają jego błyszczące czarne oczy.
Ubrany zazwyczaj w prostą lnianą koszulę i obszerne, brązowe spodnie opasane grubym, skórzanym pasem, do którego przytwierdzone miał kilka holsterów skrywających nieznana mi zawartość.
Luźna, naprawiana w wielu miejscach kolczuga i solidne skórzane buty dopełniały całości. Jednak w przeciwieństwie do innych znanych mi krasnoludów, jego wygląd był zaskakująco schludny. Włosy i broda zawsze czyste i wyczesane, a koszula i spodnie, choć widać że nie jedno przeszły i miejscami były pocerowane – nigdy nie były brudne czy wyświechtane.

Iwan jeździ od wsi do wsi rozwożąc ludzi i różności.. Ot, czasem trzeba zabrać towar na targ, albo zboże do młyna, czasem chorego do znachorki.. Zawsze można na niego liczyć. Jego koń – Klemens – wygląda praktycznie tak samo staro jak on, ale próżno by szukać u niego jakichkolwiek oznak zmęczenia. Dziarsko prze do przodu, tak jakby ciągnięcie, dość w sumie ciężkiego wozu, sprawiało mu frajdę.

Ale pomimo dość niefrasobliwego tonu głosu – da się odczuć że Stary Iwan jest czujny i gotowy zareagować natychmiast, gdy tylko zauważy cokolwiek zagrażającego jemu czy ludziom..
Jego czarne jak węgle oczy, ledwo widoczne spod jego sumiastych brwi błyszczą za każdym razem gdy omiata spojrzeniem okolice traktu. Jedną dłoń, wielką jak bochen chleba, trzyma cały czas na stylisku potężnego, obusiecznego topora.

Stary Iwan prawie nigdy się z nim nie rozstaje.
Trzonek, gruby i prosty, wykonany z jakiegoś nie znanego mi, prawie że czarnego drewna, praktycznie nie ma zdobień. Jest tylko owinięty w dwóch trzecich mocnym sznurem konopnym dla lepszego chwytu.
Za to olbrzymie, podwójne ostrze - Już na pierwszy rzut oka widać że to majstersztyk sztuki kowalskiej. Nawet w całkowitej ciemności lśni lekko, a gdy Iwan bierze go do ręki, drobne, tajemnicze runy wyryte na jego ostrzach połyskują przez moment krwistą czerwienią..
Kiedyś, po pijaku Iwan zażartował, że za ten topór mógłby spokojnie kupić całą naszą wioskę Nestyr z przyległościami.. Oczywiście nikt mu w to wtedy nie uwierzył, no bo skąd niby ten staruch miałby mieć taki skarb..

„Iwan.. „
„Hę?”
„Daleko jeszcze?”
„Bydzie jesce kapkę.. Na wiecur dojademy do gospody Na Rozstajach”
„..uhh..”
„ ..Jak cie boli dupa od siedzynio, to zleź z woza i siem przyndź. . Może przy łokazji znońdzies to coś stracił.. he he.”
„..Co takiego?”
„ CIERPLYWOŚĆ”
„…heh… ”
No tak.. powolna jazda wozem faktycznie nie należy do pasjonujących zajęć.
Ale rada Iwana wydała się być dobra.
Postanowiłem rozprostować kości i zeskoczyłem z wozu.

„Blake, ty gupku!!”
„Hee?!”
Sslaam..
Ledwo zdołałem zasłonić głowę rękami, gdy mój własny miecz razem z pasem i przyległościami zwalił mnie z nóg.
„ Kiela razy mam ci tuc do tego durnego łba, że zawdy mosz mieć broń w zasięgu renki?!!!”
„Przepraszam..”
„ Mie nie przepraszaj. Przeproś swoją rzyć jak ci jom jaki potwór od reszty zwłok łoderwie.” Powiedział wyraźnie wnerwiony krasnolud.

Faktycznie, żeby mi było siedzieć na wozie wygodniej, odpiąłem pas z mieczem i holsterami i położyłem koło siebie.. Iwan nie był z tego zadowolony..
.. A jak najademy na dziure i zlecis z woza to jak sie bydzies bronić jak cie co opadnie? ..
No.. niby tak.. Nie trzeba było dziury żebym skończył na drodze całkowicie bezbronny.

„Łosiemnoście roków to mo, a Klemens mo wincyj rozumu we łbie..” Iwan mamrotał do siebie jeszcze przez chwilę..
Koń wyraźnie przyspieszył…

Trudno się z nim nie zgodzić. Z drugiej strony dopiero niedawno zacząłem nosić miecz i jeszcze się nie przyzwyczaiłem do stałej obecności „żelastwa” przy pasie.. z resztą.. NAWET gdyby co do czego przyszło, to niby jak miałbym się bronić, skoro prawie nie umiem go używać?
Starając się nie zostać w tyle zacząłem zapinać pas mocując się z klamrami..

…***…

To było jakieś dwa miesiące temu.
Wróciłem z nad rzeki z rybami które złapały się w sieci, gdy Stary Iwan mnie zawołał..

„Blake! Pudź ze mnom.”
„…?”
Miał taką poważną minę, że zacząłem w myślach przetrząsać ostatnie kilka dni z mojego życia w poszukiwaniu tego co zrobiłem nie tak…
Wręcz czułem na sobie spojrzenia innych mieszkańców wioski..
O co chodzi
Poszedłem za nim, po drodze zostawiwszy kosz z rybami u pana Jezpera – On i jego rodzina w prowadzą naszej wiosce małą gospodę..

Wioska Nestyr. 
Leży w zakolu rzeki na skraju Puszczy Lotril
Kiedyś, to była mała wioska Elfów leżąca w środku lasu, ale teraz puszcza okala ją tylko trzech stron. Magiczne miecze armii Rakii wypaliły potężny obszar lasu od rzeki aż do  płaskowyżu przed górami Beor. Na pustej, użyźnionej przez pożar połaci ziemi za wsią, mamy nasze uprawy. Nic wielkiego. Kukurydza, pole owsa i pszenicy, ziemniaki i trochę warzyw..
Dość, by starczyło wszystkim do następnych zbiorów.
Nie ma nas wielu, więc pracujemy razem i dzielimy się obowiązkami jak w jednej dużej rodzinie.. Jeszcze zeszłej zimy było nas trzydzieści rodzin, ale gdy ostatnio  napadły na nas potwory, zostało nas raptem koło siedemdziesiąt osób..

Pamiętam jak dziś… Wracaliśmy z pola po sadzeniu kartofli, gdy od strony  wsi usłyszeliśmy dziki ryk i wrzaski ludzi..
„OOOUUUUOOOOUUUAA!!..”
Ogłuszający ryk mroził nam krew w żyłach..
Owszem, nie raz zdarzało się że jakieś Gobliny czy Koboldy przechodziły przez rzekę i porywały kury czy owce, ale dawaliśmy sobie z nimi radę..
Takiego odgłosu jednak nikt z nas jeszcze nie słyszał..
Gdy dobiegaliśmy do wsi już z daleka było je widać..
Dwa, ponad trzymetrowej wielkości potwory, z głowami przypominającymi świńskie łby… Ich wielkie, masywne ciała górowały nad starającymi się je odpędzić ludźmi.
„..niemożliwe…”
„czyżby to były..”
„ORKI…!!!”
Ten widok zupełnie nas zmroził..
Żaden z nas nie mógł się ruszyć ze strachu.
Słyszeliśmy o nich, ale żaden z nas jeszcze żadnego na własne oczy nie widział…
Jeden z nich trzymał w potężnej łapie coś, co wyglądało jak złamany pień młodej sosny wyrwany z korzeniami.. Jednym zamachem posłał w powietrze troje  ludzi..
Po chwili upadli nieopodal nas z głuchym Tchud ..
Nie mogłem patrzeć.. Krew obryzgała mi twarz.
Widziałem jak mężczyźni próbowali powstrzymać bestie, ale widły czy cepy, nawet strzały z łuku oddane przez myśliwych nie robiły na nich wrażenia.. Byłem w szoku. Nogi ze strachu ugięły się pode mną, a zimny pot oblał moje ciało. Opadłem bezsilnie na kolana..
Nagle z oddali dało się słyszeć dziki wrzask:
„GGGHHHHAAAAAA!!!!!!”
Zbliżał się z niespotykaną szybkością.
Jakaś postać przeskoczyła nad przewróconym wozem i wpadła pomiędzy zaskoczone potwory.
Srebrzyste ostrze oplecione szkarłatem zataczało łuki tak szybkie, że zlewały się w jeden błysk. Jeden po drugim obydwa potwory zamieniły się w wolno opadający szary pył…
Stary Iwan stał po środku z toporem w ręce i furią w oczach.

Teraz ten sam krasnolud, z tym samym toporem w ręce zawołał:

„Blake! Pudź ze mnom.”

Naprawdę, kolana się pode mną uginały bo nie wiedziałem o co chodzi..

Stary Iwan mieszkał w małym domu na skraju wioski.
Za domem miał dość przestronną stodołę w której trzymał Klemensa i miał mały warsztat w którym naprawiał uprząż czy narzędzia.. Czasem chwalił się że jest „prawie kowalem..”

Wszedłem za nim do zacienionego pomieszczenia.. Mimo że nie było okien, światło przedostawało się przez szpary między deskami i dziury po sękach, tworząc prawie czarodziejski spektakl światła i cienia.. Kurz wzbijany naszymi krokami tańczył w snopach światła mieniąc się jak pył jakiejś wróżki, a para z nozdrzy Klemensa wirowała w świetle sprawiając, że przy odrobinie wyobraźni mógł wyglądać jak smok z baśni..
Cóż.. biorąc pod uwagę jego wiek i wygląd nie trzeba się było zbytnio wysilać żeby tak pomyśleć..
„Hmpff” prychną Klemens, jakby czytając mi w myślach..
Już prawie wyciągnąłem rękę żeby pogłaskać go po szyi.. ale nie.. Jednak nie.
Tak na .. wszelki wypadek.. nie.

„Siednij se chłopce..”

Stary Iwan kopnął zydel przysuwając go do mnie.
Sam usiadł na drugim i wziąwszy do rąk uprząż Klemensa zaczął cos przy niej dłubać…
Siedziałem na tym zydlu wystrachany jak trusia i czekałem co będzie dalej..

„Cosik żeś ostatnio nie swój.. tak ludzie gadają..”
„…”
„Bydzie ze trzy miesiące… Mało mówis… mało robis.. kijem drzewa na oślep okładasz…”

Spuściłem głowę.

„Co cie trapi chłopce?

Trzy miesiące…
Co miałem mu powiedzieć?
Że tamtego dnia narobiłem w gacie?
Że nie mogłem się ruszyć gdy usłyszałem ten dziki ryk?
Że ogarnęła mnie totalna bezradność i tylko patrzyłem jak ten ork zabił moich sąsiadów?
Wszystko na raz wróciło.. Nie pierwszy raz zresztą.. Praktycznie co noc śni mi się ten sam koszmar.. Ryk bestii, uderzenie.. trzy ciała w powietrzu.. głuchy odgłos gdy upadły i ciepłe krople krwi na mojej twarzy..

„ .. miała na imię Allany..” powiedziałem cicho.
„…”
„.. bawiliśmy się razem.. była zawsze taka.. ”

Nie byłem w stanie dokończyć.

Słowa uwięzły mi w gardle a łzy przesłoniły cały świat..

Allany.. Córka naszych sąsiadów. Cztery lata młodsza ode mnie, wyrosła na śliczną dziewczynę.. Choć zawsze traktowałem ją jak młodszą siostrę, to ostatnio zauważyłem że w jej obecności zaczynam tracić rezon..

Pamiętam jak dziś, gdy jeszcze za podlotków bawiliśmy się w chowanego i przez przypadek schowała się w piwnicy..
Nie zauważyła, że było tam kilka szczurów.
Kiedy ją znalazłem, stała na beczce kiszonej kapusty, przestraszona, jedną ręką trzymała patyk i oganiała się od gryzoni a drugą zasłaniała usta żeby nie krzyczeć..
Gdy otwarłem drzwi i wszedłem do środka – szczury rozpierzchły się w popłochu a ona podbiegła do mnie, zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła..
„ Mój Bohater!!”
Byłem.. Dumny i szczęśliwy, ale nie wiedziałem co powiedzieć…
„..och.. to tylko zwykłe szczury..” powiedziałem zaczerwieniony..
„Hmmmm… Skoro to były zwykłe szczury, To ja będę zwykłą królewną a Ty zwykłym bohaterem.. Dobrze?” powiedziała rezolutnie.
„..He?”
„I od teraz zawsze mnie będziesz bronił, a jak będę duża to oddam ci swoją rękę i połowę królestwa!!” Powiedziała z rozbrajającym uśmiechem..
Nie pozostało mi nic, tylko się zgodzić..

Jej martwe, puste oczy patrzyły na mnie, a krew wąskim strumieniem spływała z kącika jej rozchylonych, drobnych ust…

„…tak?” zapytał Iwan.

…nie byłem w stanie wykrztusić słowa… Zacisnąłem pięści i z całych sił powstrzymywałem łzy cisnące się do oczu..

„ Posłuchaj chłopcze… Nic nie mogłeś zrobić.. Nawet gdybyś pobiegł i rzucił się na nich – podzieliłbyś jej los.” Iwan stanął koło mnie i położył mi swoją wielką dłoń na ramieniu..

 Coś we mnie drgnęło gdy to usłyszałem…

„Nawet gdyby zbiegła się cała wieś, a każdy miałby w ręce miecz i tak podzielilibyście jej los…”

„TY JE POKONAŁEŚ  W MGNIENIU OKA!!!!!!!!” Wykrzyczałem po części ze złością i  żalem.
„ … tak…  Mój Status daje mi siłę..”
„Hę?”
„ Blake.. podaj mi mój topór…”
„..?!”
„Mój topór. Jest koło drzwi , podaj mi go.”

Coś było dziwnego.. Zupełnie nienaturalnego w tej naszej rozmowie…
Coś kompletnie nie pasowało do rzeczywistości którą widziałem przed sobą…
Coś… Taak… Jego głos.. Był jak zawsze niski i trochę szorstki, ale jego akcent kompletnie się zmienił…
„..!!!???”
„Po prostu mi go podaj.”
Sięgnąłem ręką..
Z daleka, ten topór nie wydawał się być tak wielki… Owszem, miał dwa ostrza, ale wciąż.. W końcu Stary Iwan był trochę mniejszy ode mnie, więc dlatego jego broń wydawała się być taka duża.. Kwestia proporcji.. Jednak..
Złapałem za rękojeść i dźwignąąąłłąłałałbyymmymymm gdybym mógł…
Dwoma rękami z ledwością podniosłem go z ziemi..
Nie byłem ułomkiem.. Ciężka praca w polu czy w lesie sprawiła że dorobiłem się całkiem zdrowych mięśni.. ale nie byłbym w stanie używać tego topora..

A ON OGANIA SIĘ NIM OD KOMARÓW!!!!!
Nie ma szans.. tu musi być jakiś trik..

„..jakim cud…”
„Powiedziałem ci.. Status…”
Na chwilę zapomniałem o całej sytuacji..
„O co chodzi..?”
„Znasz tę historię, że Bogowie, znudzeni gnuśną egzystencją w Tekkai, postanowili zejść do nas, swoich dzieci, i wyrzekłszy się swych boskich mocy żyć pomiędzy nami, pomiędzy swoimi dziećmi..?
 „Tak.. ale myślałem że to tylko w Orario…”
„Nie.. Na całym Świecie.. choć Orario jest.. hm.. Specjalne..”
„Jak to specjalne..?! … I jak to jest że nagle mówisz inaczej?!!!!”
„Och.. jeśli Ci to przeszkadza, to mogę dalej mówić gwarą…Było by mi łatwiej..”
„Niee… po prostu .. zaskoczyłeś mnie.. „
„ Posłuchaj Blake. Byłem Poszukiwaczem Przygód.”

Dobra… za pięć minut pozbieram szczękę z podłogi..
Na razie niech poleży…

„ Moja bogini obdarowała mnie Falną, swoim błogosławieństwem, i od tego czasu moje życie się zmieniło..”
„..?”
„Błogosławieństwo, to swego rodzaju kontrakt pomiędzy bóstwem a jego dzieckiem.  Daje moc, możliwość odmienienia losu.. Zmiany życia.. Bycia kimś Wielkim.. Daje ci siłę by dzierżyć broń niedostępną dla zwykłego śmiertelnika… Daje ci siłę by pokonać potwory z najgorszych koszmarów… By przeżyć kataklizm..”
„..”
„.. ale w wielu przypadkach jest to klątwa….” Westchnął.
„He..?!”
„Znasz to miasto.. Nazywane Centrum Świata.. Orario… Słyszałeś o nim. Wiesz że posiada ono pewien fenomen, - Dungeon -, Loch, którego głębokości jeszcze nikt nie zna, a w którym potwory cały czas się odradzają…”

Stary Iwan zaczął opowiadać swoja historię..

…***…

Jako młody chłopiec porzucił swoją wioskę głęboko w górach Beor i w poszukiwaniu sławy trafił do Orario. Dołączył do Familii – Rodziny założonej przez Boginię, która go przyjęła, i troszczyła się o niego tak samo jak innych…
Jednak Iwan szybko zauważył, że choć Dungeon zapewnia praktycznie nieograniczone możliwości zdobywania doświadczenia i pieniędzy – jednocześnie niszczy Poszukiwaczy Przygód, przemieniając wielu z nich w Poszukiwaczy Bogactwa i Mocy… Przeżywają swoje życia w jednym wielkim mieście a ich jedyny cel to zejść do Lochu, pokonać stada potworów, wymienić kryształy na pieniądze za które kupią lepszą zbroję czy broń, po to tylko – żeby znowu zejść na dół i pokonać więcej potworów..
Tak jakby Dungeon trzymał każdego z nich na niewidzialnym łańcuchu…

Pewnego razu, jego Familia podjęła nietypowy quest polegający na dostarczeniu  specjalnego ziela spoza Gór Beor. Poszło ich pięcioro.
Człowiek, Kymil Yersona na czwartym poziomie, był ich dowódcą.
Reszta z nich, w tym Iwan mieli trzeci poziom. Dla ich grupy to było dość proste zadanie… Udać się na miejsce, zebrać wymaganą ilość ziela i wrócić do Orario. Owszem, po drodze spotkali wiele potworów, ale dla ich zaprawionej w walce drużyny z całkiem dobrymi poziomami- potwory z powierzchni nie są wielkim problemem. Dość szybko uwinęli się z robotą i prawie zbierali się do powrotu, gdy dostali informację że pobliska wieś została zaatakowana przez gobliny..
Nic wielkiego, pierwszopoziomowe stwory, które niczym komary – choć upierdliwe – nie stanowią większego problemu..
Jednak lider odmówił wysłania tam swoich ludzi ponieważ czas ich gonił a nie było wyznaczonej żadnej nagrody za wykonanie zlecenia…  Z tymi płotkami poradzą sobie nawet dzieci.” stwierdził i zarządził wymarsz.

Iwan postanowił jednak odłączyć się od grupy i pomóc wieśniakom…
Czuł z nimi pewną więź, bo sam pochodził z niedaleka, z biednej, górniczej krasnoludzkiej rodziny, w której wszyscy mogli liczyć tylko na siebie, a zdawał sobie sprawę, że wieśniacy bez Falny mają małe szanse w spotkaniu z dużą grupą goblinów…

Jednak znał mentalność poszukiwaczy przygód… Wiedział, że Ich nie obchodzi świat POZA Orario.. Nie nadstawią karku za darmo, by bronić biedne wioski przed bandytami i potworami.. Poszedł więc do dowódcy  prosić o pozwolenie na odejście.

 Miał do nich wrócić po przepędzeniu goblinów,  jednak okazało się że to nie wystarczy.. Po lasach było pełno różnych grot i starych ruin, doskonałych wręcz miejsc na siedliska tych stworów.  Zwykli ludzie nie mieli się jak bronić, a co rusz pojawiały się informacje że gdzieś w okolicy zalęgły się potwory i nękają okoliczne wioski... Został więc z nimi,
podróżował od wsi do wsi niszcząc gniazda potworów i zdobywając przyjaciół. Zauważył, że między tymi ludźmi, bycie poszukiwaczem przygód nabrało nowy, głęboki sens.
Po jakimś czasie poznał swoją żonę, Mari i osiadł na stałe w naszej wsi.
Gdy się zestarzał, zrezygnował z kariery poszukiwacza przygód i został zwykłym krasnoludem z wielkim toporem i jeszcze większym sercem…

„Nie wiedziałem że byłeś żonaty..”
„Och.. to stare dzieje.. Ona była śliczną, młodą, ludzką kobietą.. a ja młodym i nie tak ślicznym krasnoludem z Hieroglifami na plecach..” zażartował Iwan.
 „Co było dalej?”
„ Krasnoludy żyją dłużej od ludzi. Prawie tak długo jak Elfy.. Dodatkowo mój Status jeszcze pogłębił tą przepaść.. Mari odeszła czterdzieści trzy lata temu, na wiosnę…”
„Przykro mi..”
„Niepotrzebnie. Mari przeżyła swoje życie ze mną u boku i odeszła szczęśliwa. Wiem że czeka na mnie, a ja też już jestem coraz bliżej tego, żeby się z nią spotkać.”
„O czym ty mówisz Iwan?!”
„A myślisz że czemu już ponad sześćdziesiąt lat wołają na mnie Stary Iwan?! ”

Dziwne uczucie.. Rozmawiać o takich sprawach z kimś, kto przeżył prawie dwa ludzkie życia i mówi o śmierci z błyskiem w oku i uśmiechem na ustach..
Znów przypomniała mi się Allany..
Ona i jej rodzice też już odeszli. Zginęli bo nie zdążyli uciec.. tak jak ponad dwudziestu innych..
Odeszli w mgnieniu oka, zostawiając za sobą nas, swoich bliskich, przyjaciół..
Gdybym tylko mógł
Mój umysł znowu okryły czarne chmury..

„Nie mogłeś. I jeszcze prędko nie będziesz mógł..”

Iwan jakby czytał w moich myślach..
Spojrzałem po sobie i zrozumiałem że nie było to trudne zadanie..
Pięści zaciśnięte tak mocno że aż kostki pobielały, wargi zaciśnięte w złowieszczym grymasie.. Nie zdziwił bym się gdyby mój wzrok mógł zabijać…
Moje odbicie, patrzące na mnie z gładkiej powierzchni Iwanowego topora, mówiło samo za siebie…

„Jeszcze nie dasz rady nikogo obronić.  Wiem, że to dla ciebie ciężkie.. ale musisz się wziąć w garść..”
„…”
„ Nie wrócisz życia zmarłym. Zemsta też nic nie da. Ale jest coś, co pomoże ci żyć.”
„Co takiego?”
„Stań się silny. Na tyle, byś mógł ochronić innych. By Allany nie odeszła na próżno.”
„…..” Łzy napłynęły mi do oczu i nie mogłem ich powstrzymać.
„Masz tą determinację w sobie, Ten ogień emanuje z ciebie cały czas.. Twoja aura aż płonie..”
Spojrzałem na niego .. Trochę ze zdziwieniem a trochę z nadzieją..
„Przypominasz mi mnie za młodu.. Co prawda byłem przystojniejszy..”
„.He?” pociągnąłem nosem i obtarłem rękawem twarz.

„Żarty na bok.. Po coś cię tu przyprowadziłem przecież..”

Iwan podszedł do wielkiej skrzyni przywalonej rupieciami.. Jednym ruchem zrzucił na podłogę zakurzone szpargały i podniósł wieko.
Zajrzałem mu przez ramię i otwarłem usta ze zdumienia.
Średniej wielkości topór, kilka różnych mieczy, krótki łuk i elementy zbroi.. Wszystko równo ułożone i zakonserwowane wyglądało jakby tylko czekało aż jakiś rycerz weźmie je do ręki… a obok.. Książki.. Wiele książek, starannie ułożonych w specjalnych przegrodach, tak jakby właściciel cały czas chciał mieć do nich łatwy dostęp.. Mogę na pierwszy rzut oka powiedzieć które z nich były jego ulubione, bo miały mocno wytarte grzbiety i rogi..
Oniemiałem.

Iwan spojrzał na mnie przez ramię, otaksował mnie surowym wzrokiem po czym sięgnął do skrzyni i wyjął niepozornie wyglądający krótki miecz.

„ To Moonlight Shadow .. Miecz mojej Mari.. Dobrze jej służył. Teraz jest twój..”
„ Miecz twojej żony? .. Nie mogę..”
„Oczywiście ze możesz.. Jej już niepotrzebny, a w tej skrzyni tylko się marnuje..”
„A-ale..”
„Weź i nie marudź. To dobre ostrze. W sam raz dla ciebie przy aktualnej sile i zręczności. Jak się poprawisz, to wymienisz na coś lepszego, ale na razie będzie idealny”

Skłoniłem się lekko w podzięce i powoli wyjąłem miecz z pochwy.

Na pierwszy rzut oka wyglądał prosto i zwyczajnie.
Ciemna, skromnie ozdobiona tłoczonym, roślinnym motywem pochwa skrywała wąskie, srebrzystoszare ostrze.
Choć czuć było jego wagę,  - gdy nim machnąć – prawie znikało jak cień..
Delikatnie zdobiona, lekko zakrzywiona w kierunku ostrza garda zdawała chroniła dłoń. Oplot rękojeści zrobiony z dziwnej, srebrzystej skóry jakiegoś nieznanego zwierzęcia zdawał się być ciepły w dotyku. Jego faktura i tłoczenia w stylizowane liście dębu dawały pewny chwyt, bez strachu że broń przypadkiem wysunie się ze spoconej dłoni.. Rękojeść zakończona była tajemniczym, szaroczarnym kamieniem w prostej, choć kunsztownej oprawie.

„ To broń Elfów.. Dostałem ją od przyjaciela.. I choć w naszych rękach nie pokaże pełni swoich możliwości, będzie ci dobrze służyć...”
„ Musiała kosztować majątek.. Jak..”
„Powiedziałem że ją dostałem, więc nie wybrzydzaj. Poza tym i tak mi się nie przyda, więc nie ma sprawy.”
„Dziękuję.. tylko że ja nawet..”
„Pokażę ci co i jak.. a potem pojedziemy do Reanore,  do kogoś kto nauczy cię więcej.  Ja nie jestem dobry w machaniu mieczem…”  To powiedziawszy zamknął skrzynię i zaczął zbierać z podłogi zrzucone rupiecie.

„ No dobra.. Bydzie tego na dzisiaj..” Powiedział Iwan wracając do swojej zwykłej gwary..
Chyba dostrzegł zaskoczenie na mojej twarzy bo powiedział:
„Jak sie gada jakieś mundrości, to czeba używać mundrego jenzyka.. tak mi tako jedno staro Elficko carownica tłukła do głowy przez cały cas jak żek był we Familii.. Ale jak to gadają –ciągnie wilka do lasu- a im bliżej gór Beor – tym bliżej kurhany staruszków.. Ino nic we wsi nie godoj, bo by się mie ludziska bali jakby wiedzieli że umiem po książkowemu..”

Skinąłem głową i –chyba pierwszy raz od niepamiętnych czasów- uśmiechnąłem się.
Co racja – to racja.. Stary Iwan mówiący poprawną Koine to by było coś szokującego..
Mi jakoś to też bardziej pasuje – Poprzednio ton  jego był tak poważny,  niósł taką moc, że gdyby nie wrócił do swojego siebie to chyba by mnie tą powagą przytłoczył..

…***…

Szedłem powoli obok wozu rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami.

Kiedy Stary Iwan dał mi miecz, zaczął mnie też uczyć.
Oczywiście nie obyło się bez problemów..

„On jest potrzebny tutaj! Mamy huk roboty w polu, drwa na zimę trza zbierać, zwierzynę łowić, a ty nam chcesz zdrowego młodziana zabrać?!”

Starsi w wiosce nie byli szczęśliwi.. Faktycznie, po ataku orków mamy mniej silnych mężczyzn we wsi… Po lesie pęta się wiele goblinów i koboldów, więc kobiety nie mogą same chodzić po drewno czy jagody. Sprawdzać wnyki i sidła też muszą mężczyźni, więc siłą rzeczy każde silne ręce w wiosce są na wagę złota..

Stary Iwan jednak nie dał się przekonać.

„ Z niego i tak wiela pożytku ni mocie.. Samiście gadali że się chopok zmienił i robota mu nijak nie idzie..”
„A co bydzie jak te orki zaś przyjdą? Kto bydzie nas bronic? Baby z dzieckami mamy na nie posłać?”
„Co z wami ludzie?! Cyście do cna posaleli?! Mało wom łostatnio było paczeć jak potwory na środku wsi jatke sprawiły?!” – Iwan mało nie wyszedł z siebie. Widać było, że wściekłość zaczyna go pomału ogarniać..
„Nawet jakby teraz przysły, co narobicie?! Chyba w gacie.! Nimocie nikogo łopruc mie co by im rade doł, a jo wiecnie zyć nie byde. Jak se nastempcy nie wychowom i wojacki go nie nauce, to sie możecie juz pakować i ze wsi wynosić, bo jak mie braknie to wom nik nie pomoze!”

Po tych słowach chcąc-nie chcąc ludzie musieli się zgodzić.
Tak więc zacząłem uczyć się pod okiem Starego Iwana.
Dostałem kawał stalowego pręta, trochę cięższego, ale o podobnej długości co mój miecz i zacząłem pomału poznawać zasady fechtunku.
Co prawda już wcześniej używałem krótkiego miecza – mieliśmy w wiosce kilka sztuk i zabieraliśmy na wyprawy do lasu - ale tak naprawdę używałem go na wyczucie, poza tym musiałem go oddawać za każdym razem jak wracaliśmy do wsi.. A z powodu natłoku roboty nie było szans na żadne treningi.
Dopiero teraz dowiedziałem się, jak prawidłowo trzymać miecz, jak wykonać pchnięcie by nie stracić równowagi czy jak wykonać podstawowe cięcie..

Dwa dni przed naszym wyjazdem, Iwan wyciągnął z kąta stary górniczy kilof. Wyjął z niego trzonek, spojrzał na mnie i powiedział:
„ No dobra, Uwidzimy cegoś sie naucył..”
Po czym zamachnął się na mnie..
„Whaaa..?!”
Ledwo zdążyłem odskoczyć, ale Iwan nie zamierzał przestać.
Z góry i na ukos. Wykonałem niezgrabny unik i spróbowałem odparować atak, jednak brutalna siła uderzenia sprawiła że dłoń prawie mi omdlała. Ledwo mogłem utrzymać żelastwo.
Zaatakował znowu, tym razem z boku, z lewej strony..
Trzymając stalowy pręt w prawej ręce nie zdążył bym zablokować tego ciosu, więc instynktownie zasłoniłem się lewym ramieniem.
Krakkk..!!
„Aaaachhh!!!...” Potężny ból eksplodował w moim ramieniu gdy kości pękły od uderzenia, przy okazji odrzucając mnie prawie pod ścianę.
Przyklęknąłem starając się złapać prawą ręką za lewe ramie, ale Iwan już wyprowadzał następny atak, tym razem z mojej prawej strony! Odskoczyłem opierając się plecami o ścianę. Koniec trzonka minął moją pierś dosłownie o centymetry. Podmuch powietrza wywołany szybko poruszającym się kawałkiem drewna był prawie namacalny.
Lewa ręka zwisała mi bezwładnie. Przy każdym ruchu ból odbierał mi oddech.
Byłem przyparty do ściany i wiedziałem, że muszę stamtąd wiać, bo będzie źle.
Gdy Iwan znów się zamachnął dałem nura pod jego ramieniem – prosto pod stół.
GRACH!!
Szczątki solidnego mebla rozleciały się na wszystkie strony..
Szlag.. nie zdążę.. pomyślałem starając się  jak najszybciej wygrzebać spod połamanych resztek i stanąć na nogi
W ostatniej chwili podniosłem rękę z moim improwizowanym mieczem ćwiczebnym i nie mogąc zablokować potężnego ataku – spróbowałem choć zmienić nieco jego trajektorię..
Częściowo mi się udało. Trzonek kilofa ześlizgnął się po pręcie i ledwo musnął czubek mojej głowy..

Kiedy się ocknąłem, poczułem że leżę na twardym sienniku w kącie pomieszczenia.  Iwan siedział na zydlu przy stoliku obok i coś majstrował.
Delikatne światło magicznej lampy kładło dziwne cienie na jego twarzy.
Spróbowałem się poruszyć, jednak potworny ból w mojej lewej ręce, zamroczył mnie na chwilę.

Gdy znowu przyszedłem do siebie, Iwan klęczał na jednym kolanie koło mojego posłania.
„ Do dupy.” powiedział.
„ Z tego nic nie bydzie jak bydzies mdleć jak panienka po każdym pacnienciu..”

Nie dałem rady nic powiedzieć.. Ból głowy oraz połamanych kości całkowicie odebrał mi mowę.
 Jednak w głosie Iwana nie było słychać sarkazmu czy złości..
Raczej jakby zastanawiał się co ma z tym fantem zrobić.

„ Na. Wypij całe.” Powiedział podając mi jakąś fiolkę z podejrzanym płynem..
Wypiłem to jednym haustem. Nie poczułem praktycznie żadnego smaku, jednak nagle fala gorąca ogarnęła moje ciało.. Zakręciło mi się w głowie. Coś w rodzaju euforii zawładnęło moim umysłem, a potem..
- Nie czułem bólu. Lewa ręka wydawała się być całkiem sprawna. Rana na głowie zniknęła.. Nawet dawno temu złamany ząb odzyskał swój kształt..
Co do jasnej…?

Mikstura lecznicza.” Powiedział z powagą Iwan .
Leczy proste złamania i drobne urazy. Podstawowy składnik zestawu pierwszej pomocy dla każdego poszukiwacza przygód. Wypij a poczujesz się jak nowo narodzony... Tak pise na tyj instrunkcji.. ” Iwan błysnął zębami w szerokim uśmiechu i pomachał mi przed nosem świstkiem pergaminu..
„ Ooohhh….”
„ Musis przywyknąć.. Jak walcys z potworami to zawse cie któryś może trafić. A wtedy racyj się nie skońcy na siniaku cy optarciu  naskórka..”
Spojrzałem na niego gdy ten kontynuował:
„ Te ogry co wioske napadły to wcale jakieś silne nie były.. Poza Dungeonem bestie som trochę słabse..”
„Trochę słabsze?” nie mieściło mi się to w głowie.. „Przecież ten ork jednym ciosem wysłał troje ludzi w powietrze..”
„Ano tak. Co nie znacy ze nie som niebezpiecne. Som, i to jak diabli. Zwłasca dla normalnyk ludzi do wojacki nie nawykłyk..”
„Żeby to miało jaki sens, trza ci bydzie jakom Familię znaleźć, bo inacyj nic z tego nie bydzie.”

­­…***…

            Familia..  myślałem idąc obok wozu..  Stary Iwan trochę mi opowiadał o swojej Familii . Z tego co mówił jego boginią jest Demeter.
„Pikno baba, mówie ci chłopce… Dugie, złote włosy, zgrabno figura.. a cycki mo taaakie ..!” Westchnął z uwielbieniem.. To jego, jak na razie jedyny opis bogini, jaki udało mi się od niego wyciągnąć.. 
Uśmiechnąłem się do siebie na samo wspomnienie Starego Iwana, wyszczerzonego w szerokim uśmiechu i próbującego pokazać mi swoimi wielkimi dłońmi co tak dokładnie miał na myśli..
Chyba jeszcze nie jest taki stary jak mu się wydaje - pomyślałem wtedy..

Co do samej Familii, większość z członków to byli farmerzy i rzemieślnicy.
Posiadali dużą połać ziemi poza murami Orario na której prowadzili swoje uprawy zaopatrując miasto w wiele różnych produktów, do zboża, przez warzywa i owoce, aż po mleko, sery i mięso. Tylko niewielka grupka z nich schodziła do Dungeonu by walczyć z bestiami.
Iwan był wśród nich..
Gdy dołączył do drużyny, ta liczyła już dziewięć osób, i wszyscy dość długo się znali, więc Iwan, jako świeżak miał ciężkie życie.
Był jedynym krasnoludem w grupie i jedynym spoza Orario.
Większość z kompanów naśmiewała się z jego akcentu i braku ogłady.
Jednak Iwan robił wszystko, żeby zyskać szacunek w oczach grupy.
Ciężko pracował, zaciekle walczył..  i...  ..pilnie się uczył..

„Iwan..?” zagaiłem, chcąc nieco urozmaicić naszą nudną podróż.
„Chę?”
„Jakoś nie mogę sobie ciebie wyobrazić z książką w ręce..” powiedziałem.
„A, boś jesce młody i gówno ześ w życiu widzioł, tymu ni mozes..” odpowiedział Iwan z uśmiechem.
„Ta staro Elficko carownica ( niek jej ziemia lekkom bydzie) wziena mie kiedyś do siebie i pedziała:  Jak kces być do kuńca życia wsiokiem i bele kim, to mi teroz powiedz – dom ci wyńść i mozes zapumnieć o nasyj rozmowie.  ALE. Jeśli chcesz żeby cię docenili, chcesz  zyskać szacunek i udowodnić że jesteś tyle wart ile sądzę – zostaniesz i będziesz się uczył. ”
„No i żek sie zacon uczyć.. czytać.., pisać.., rozumieć Runy..”
„?!”
„A coś myśloł?!”
Spojrzałem na niego z podziwem..
Od teraz, dla mnie, Stary Iwan to ktoś o wiele więcej niż po prostu stary krasnolud z wielkim toporem..
„Tak.. Trzy lata potem już się nik ze mnie nie śmioł..” powiedział Iwan.

            Słuchałem go z rozdziawionymi ustami..
Przez te trzy lata Iwan ciężko pracował nad swoją edukacją, przeczytał wiele książek i chłonął wiedzę jak gąbka.
Trudno powiedzieć żeby był wyedukowany – ale mówił poprawnie, nie zacinał się i rozumiał większość z podstawowego alfabetu runów – jako jedyny w grupie po jego nauczycielce.

„Thessalia Engolor Voliera..” powiedział Iwan.
Wysoki Elf. Szlachecki ród. Kapitan Familii . Potężny mag.

„Witojcie paniusiu” - powiedział Iwan - „Demeter mi pedziała żebyk tu przysed i dołoncył do wasej druzyny.. „ powiedział z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę..
Ku zdziwieniu wszystkich Thessalia podała mu rękę.
Iwan potrząsnął nią energicznie i odwrócił się do reszty.
„ Coście tak japy porozdziawiali jak karpie na powietrzu? Krasnoluda nie widzieli cy co?”

No.. nie za dobry początek… przyznałem w duchu ..
Wszyscy wiedzą że Elfy bardzo ostrożnie podchodzą do kontaktów z innymi. Nie pozwalają się dotknąć nikomu, do kogo nie mają pełnego zaufania. Zwykłe Elfy. A co dopiero..
Thessalia była Wysokim Elfem…

Pierwsze dwa lata to była mordęga..
Iwan wspominał, że tak dostał w dupę, że parę razy mało brakło a by się spakował i odszedł..
Jednak zacisnął zęby i dalej parł przed siebie.
Puszczał mimo uszu docinki towarzyszy, drwiny i żarty obracał w śmiech.
Jego Krasnoludzka siła i zawziętość powodowały że nie uznawał zadań za niemożliwe do wykonania.
Tak pełen silnej woli i determinacji, że nawet gdy rozpadła się jego tarcza i połamał miecz – walczył gołymi pięściami na dziesiątym piętrze...
Wtedy też pierwszy raz awansował. Na drugi poziom.

Jednocześnie cały wolny czas spędzał w prywatnej bibliotece Thessalii..
Świat którego nie znał nawet z opowiadań, odkrywał swoje tajemnice przed nim gdy czytał.  Nieznane lądy i morza otwierały swe podwoje w jego wyobraźni a bohaterowie walczyli z potworami, ratowali księżniczki i pomagali ludziom…

„Lady Thessalia..”
„Wiesz Iwan.. wolałabym jednak żebyś mówił do mnie dalej Paniusiu.. Jak na początku.. To Lady Thessalia brzmi trochę dziwnie jak się na ciebie patrzę..” powiedziała z uśmiechem na ustach.
„ .. Thessalia..”
„Już lepiej”
„ Powiedz.. Po co my tak właściwie schodzimy na dół?”
„Co masz na myśli?”
„No.. Rozumiem że Gildia potrzebuje kryształów do swoich magicznych lamp i urządzeń, ale czy to warte śmierci tylu ludzi?”
„?”
„ Wielu Poszukiwaczy Przygód nie wraca.. Giną na dole, ale nie zmienia to niczego..”

Jego rozumowanie było proste.
Jako urodzeni górnicy, Krasnoludy zawsze ryzykowali życie w kopalniach.. Ale zawsze robili to Po coś. Dzięki ich pracy, ich wioski stawały się bogatsze, życie ich rodzin lepsze a ich dzieci miały lepszą przyszłość.
W Orario ludzie żyli jakby sami dla siebie.
Poszukiwacze przygód i ich Familie owszem, bogacili się, ale całe to bogactwo zostawało w Orario i nie zmieniało praktycznie niczego.

„Duża część z nich przybyła tu z poza Orario.. Mają rodziny i znajomych za murami, a mimo to przeważnie nic dla nich nie robią… Nawet ja.. Mogę tu zabijać całe hordy potworów, być wielkim wojownikiem, ale w mojej wiosce w dalszym ciągu będą ginąć ludzie, bo nagle jakiś zapomniany przez bogów potwór obudził się i zgłodniał…”
„My nie słyszymy nic o takich przypadkach.. Na pewno byśmy..”
„Tutaj,  zwykły obiad w karczmie to koszt prawie 500 Valis..”  powiedział Iwan. „– W mojej wiosce można za to kupić konia.”
No tak... małych wiosek czy miasteczek zagubionych gdzieś w lasach za górami zwyczajnie nie stać na wynajem Bohaterów. 
„Poza tym.. Poszła byś hen, aż za góry Beor, żeby zniszczyć gniazdo zwykłych goblinów za głupie 20.000val ?”

„ Widzę że dobrze wybrałam..” powiedziała z uśmiechem Thessalia.
„ Zdobądź siłę i szacunek, a potem idź za głosem serca...”

I tak, Iwan piął się powoli w górę.
Uczył się czego tylko mógł, Walczył ile sił…

Trzeciego roku wybrali się do Dungeonu podreperować budżet Familii.
Mieli zamiar zejść na 27 poziom i zebrać trochę dropów na wymianę..
Jednak na siedemnastym poziomie okazało się, że drużyna z Riviry, miasteczka z bezpiecznej strefy, nie dała rady pokonać Goliatha.. Bossa poziomu.
Mierzący ponad siedem metrów humanoidalny potwór o szarej skórze był wielkim wyzwaniem nawet dla mocnej, średnio poziomowej drużyny.

Osiemnasty poziom – nazywany też czasem „Under Resort” – to jedna z bezpiecznych stref Dungeonu.
Potwory raczej się tam nie pojawiają, a nawet jeśli, to nie są aż tak agresywne, więc ten poziom jest często obierany jako baza wypadowa dla drużyn zmierzających na Głębsze Piętra.  Dlatego część przedsiębiorczych poszukiwaczy przygód założyła tam małe miasteczko, w którym podróżnicy mogli wypocząć, uzupełnić zapasy czy wymienić część zebranych dropów czy kryształów..  Oczywiście wszystko w specjalnych cenach, więc jest to dość intratny biznes. Jednak odradzający się co dwa tygodnie na siedemnastym poziomie Boss Piętra – Goliath, skutecznie blokuje drogę i stanowi wyzwanie nawet dla drużyn z trzecim levelem..
Dlatego też, by ułatwić średniopoziomowym drużynom bezpieczne dotarcie do Riviry – jeśli jakaś inna mocna drużyna tego wcześniej nie zrobi - Jej mieszkańcy zbierają się w dużą grupę i sami go eliminują. 
Jednak tym razem coś poszło nie tak..
Połowa z drużyny Riviry zginęła, reszta ledwo trzymała się na nogach..

Iwan był wtedy w awangardzie i jako jeden z pierwszych dotarł na miejsce..
Widok jaki ukazał się ich oczom to była jakaś masakra. Duża część gruntu była zniszczona.. przeorana pazurami potwora i przesiąknięta krwią ludzi..
„OoooUUUUUooooUUUoooo!!!
Ryk Goliatha mroził krew w żyłach..
Wszyscy rzucili się do ataku. Magowie zaczęli recytować swoje najlepsze Szanty, a wojownicy starali się skupić uwagę Goliatha.
Ruszyli na niego całą grupą, starając się powalić go na ziemię.
Niestety Iwan nie docenił przeciwnika..
Nawet potwory z niższych, bardziej niebezpiecznych poziomów są słabsze od Bossa Poziomu.
Iwan celował w ścięgna pod kolanem, żeby powalić potwora i umożliwić innym dobicie bestii..
Jednak jego topór rozprysnął się na drobne kawałki w spotkaniu z jego pancerną skórą.
Goliath zamachnął się swoja potężną ręką, jakby chciał się pozbyć natrętnych insektów, posyłając kilku poszukiwaczy przygód w powietrze. Iwan miał szczęście. Choć sam mocno oberwał, to grupa z Riviry przyjęła większą część uderzenia.
Podbiegł do leżącego nieopodal w kałuży krwi krasnoluda.
Jego broda lepiła się od krwi spływającej z jego ust.. Potrzaskana tarcza i zmiażdżony pancerz nie pozostawiały żadnych wątpliwości.  Ledwo łapał oddech a pod jego ciałem wciąż rosła kałuża świeżej krwi. To był jego Koniec.
Iwan sięgnął po miksturę leczniczą, lecz krasnolud złapał jego dłoń, i zamiast tego położył ją na trzonku leżącego obok topora.
Bracie.. weź.. i wykończ tego skurwiela..” to były jego ostatnie słowa.  Testament krasnoluda  którego nigdy wcześniej nie widział na oczy..
Gdy Iwan złapał za stylisko jego topora, krawędzie ostrzy rozbłysły czerwienią. Delikatne linie runów lśniły gdy biegł z całych sił w kierunku Goliatha..
„GgggHhhhAAAA!!!!”
Iwana opanowała furia.
Zdobyty przy pierwszym awansie skill – Berserk – całkowicie nim zawładnął. Ryk wściekłości dało się słyszeć prawie w każdym zakątku siedemnastego piętra.
Takiej furii nie widział jeszcze nikt, Nawet Thessalia była w ciężkim szoku patrząc jak Iwan pędził na Goliatha z toporem w rękach.
Niska sylwetka krasnoluda zdawała się pulsować energią.
Srebrne ostrza emanowały delikatną srebrną poświatą, podczas gdy ich krawędzie jarzyły się krwistą czerwienią…

„GHHHHHHAAAAAA!!!!!!!!”

Zzzzing… Pierwszy cios był praktycznie niezauważony..
Wyglądało to jakby krasnolud po prostu przebiegł obok Goliatha.. gdy wtem..
„OOOOOOOOUUUUUOOOooooooo!!!!!”
Bolesny ryk zatrząsnął ścianami jaskini.
Cienka, czerwona linia pojawiła się tuż pod kolanem bestii, a krew płynąca szerokimi strugami zabarwiła szkarłatem szarą skórę.
Sekundę później Goliath, straciwszy lewą nogę osunął się na ziemię.
„GgghhhaaaAA!!! Ryknął próbując się podnieść.. Oparł się ręką o ziemię starając się dźwignąć swoje cielsko. Krasnolud zarył się nogami w ziemię hamując pęd pierwszego ataku, po czym popędził z powrotem w stronę Goliatha. Skupiony tylko na swoim celu, z jedną tylko myślą w głowie – „Zabij” - Iwan z furią w oczach znów zaatakował.  Wyskoczył wysoko jak tylko mógł. Dwa błyskawiczne ciosy toporem wystarczyły by praktycznie odrąbał mu ramię tuż powyżej łokcia.
„OOOUUOOooaa..” Potwór wydał z siebie bolesny lament i zwalił się ciężko na bok.

Tuman pyłu podniósł się zasłaniając widok, gdy nagle,z boku, jak wystrzelony z procy pocisk cień przebił się przez pył..
„HHHYYYYIIIIAAAA!!!!..”
Srebrny łuk otoczony czerwienią rozbłysnął w górze kończąc swoją drogę głęboko w karku Goliatha.
„Hhhhuuuurrrraaaa!!!!!! Słychać było ze wszystkich stron.
Osłupiali poszukiwacze przygód jeden po drugim wznosili ręce w górę z radością.
Iwan osiągnął trzeci poziom.

„.. a potem odeszła Thessalia..”

Gdy Iwan z resztą grupy wrócili w chwale do Familii, radości nie było końca..
Thessalia razem ze wszystkimi cieszyła się ze zwycięstwa, Gratulowała Iwanowi kolejnego awansu.. jednak potem zamknęła się u siebie prawie na tydzień.
Nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Co robi.. W pewnym momencie niektórzy zaczynali nawet myśleć że nie żyje..

Po sześciu dniach otwarła drzwi. Jej pokój był pięknie wysprzątany, na podłodze leżała spakowana torba podróżna i zdobiona skrzynia.

„Już czas.” Powiedziała.
„Czas, bym wróciła do domu.”

Łzy napłynęły Iwanowi do oczu, bo zrozumiał co za chwilę nastąpi.

„Chyba nie bydzies ryceć jak jakaś dziewcynka durny krasnoludku?” Powiedziała z uśmiechem Thessalia klepiąc go delikatnie po policzku.

Iwan spojrzał na nią z oczami pełnymi łez..

„Wracam do siebie. Do domu.” Powiedziała spokojnie.
„A Tobie Iwan.. Dziękuję.” Skłoniła się lekko.

„Wtedy nie wiedziałem o co jej chodzi..” powiedział Iwan.
„Ale teraz zaczynam rozumieć..”

Demeter chciała urządzić oficjalne pożegnanie, ale Thessalia powiedziała że chyba by jej serce pękło gdyby zaczęła się ze wszystkimi żegnać, więc wolała odejść bez wielkiej fety. Na koniec, dała Iwanowi mały, zdobiony kluczyk.
„Prezent na pożegnanie.. Jest w mojej izbie” powiedziała uśmiechając się lekko.
„Na pewno ci się spodoba” Dodała.

W skrzyni, tej samej którą widziałem u Iwana w warsztacie, znajdowało się trochę różnych skarbów.. Książki.. Te, które Iwan tak lubił czytać i kilka innych, o dość tajemniczym wyglądzie, czy pisanych hieroglifami.
Krótki miecz, Moonlight Shadow, łuk, i ..
Na kiego mi babska zbroja? Mruczał pod nosem Iwan przeglądając zawartość.. Jednak znając Thessalię, miała jakiś powód by mu to zostawić, więc nie grymasił, tylko odłożył wszystko na miejsce.


…***…


„Dobrze się godo, ale cza się nam przygotować, bo gospoda już blisko” rzekł Iwan pokazując ręką przed siebie.

Przed nami las się przerzedzał, ustępując miejsca rozległej polanie.
W zasadzie polana to niezbyt właściwe określenie.. Połać ziemi pozbawiona drzew czy krzaków była ogromna. Dość powiedzieć, że ściana drzew po drugiej stronie już znikała w wieczornej szarości..
Droga rozwidlała się tutaj, by obejść pasmo gór Beor z dwóch stron.
Po środku, otoczona wysoką palisadą stała gospoda.
To było wielkie miejsce, prawie jak mała wioska.
Gdy przekroczyliśmy bramę, dostrzegłem, że była dobrze wzmocniona, a wzdłuż palisady ciągnęła się kładka po której przechadzali się strażnicy.

Na środku wielkiego placu stała duża studnia z wielkim kołowrotem do którego zaprzężony był osioł. Chodził w koło i napędzał maszynerię która non stop czerpała wodę.
Szeroka droga przechodziła przez środek placu, a po jej obu stronach mieściły się różne zabudowania. Po jednej stronie stał wielki, piętrowy, murowany budynek z wieloma oknami. Napis nad drzwiami oświetlały z obu stron magiczne lampy.
„To Hotel” wyjaśnił Iwan.
„Pełno w nim róznorakik  bogatyk podróznyk co majom doś piniondzów żeby se izbę wynajonć.”

Po drugiej stronie drogi, naprzeciwko hotelu stał okazały pub.
Wielki szyld wiszący nad drzwiami dumnie ogłaszał: „Rozstajne Drogi”
Obok, starannie wyrzeźbiona płaskorzeźba przedstawiała dłoń z której wysypywały się monety..
„Nie trudno sobie wyobrazić czyje drogi się tu rozchodzą.” powiedziałem do siebie patrząc na szyld..
„Co tam mamroces chłopce?” Zapytał Iwan
„Aaa.. nic.. tak tylko myślę, co my tu robimy? Ja nie mam złamanego val przy sobie, a nie sądzę żeby to było szczególnie tanie miejsce..” powiedziałem zrezygnowanym tonem.
„Się nie bój chłopce. Nas tu nie oskubią. Duzo mi zawdziencajom, wienc mom całkiem dobry Rabat.” Powiedział Iwan szczerząc się od ucha do ucha.
„Poza tym nie bydemy spać w Hotelu, bo mi tam dusno.”
Aha.. pomyślałem pełen złych przeczuć..

Nasze kroki skierowaliśmy do jednego z kilku budynków stojących nieco dalej.
„Nojpirw odstawimy wóz i Klemensa do stajni, niek se chopok odpocnie” powiedział Iwan.
Klemens zastrzygł uszami i lekko przyspieszył.. Mam nieodparte wrażenie że ta bestia rozumie co się do niego mówi.. Zerknąłem w stronę konia a ten, jakby czytając mi w myślach łypnął na mnie jednym okiem i obdarzył szerokim, prawdziwie końskim uśmiechem..
Na wszelki wypadek będę się trzymał od niego z daleka.

Iwan porozmawiał przez chwilę ze stajennym, a ten wkrótce wskazał mu miejsce koło ściany, gdzie mogliśmy zostawić wóz i konia.
Zanim jednak odeszliśmy, Iwan wpierw oporządził Klemensa. Wyczyścił go, napoił i upewnił się że ma pod dostatkiem siana i owsa.
„Pamientoj chłopce -”rzekł Iwan
„- Jak bydzies mieć kiedyś kunia, to dbaj ło niego jak ło siebie albo i lepij. Un ci może kiedyś zycie uratować..” to powiedziawszy poklepał Klemensa po karku swoją wielką dłonią.

Załatwiwszy swoje sprawy w stajni poszliśmy do gospody.
Trochę byłem zdziwiony że nie przywiązał konia i że nie bał się zostawić wozu bez opieki.
„Nie boisz się ze nas okradną?”- spytałem „-tylu różnych ludzi się tu kręci”
„ Nii.. A cymu? Ostatni roz jak jedyn kcioł sprawdzić co ciekawygo mom na wozie, skuńcył z odgryzionym uchem i podkowom odbitom na zadku.” Powiedział Iwan ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
„Od tego casu jesce nik się nie odwazył do woza podchodzić.”

Taaakk..  Jakoś mnie to nie dziwi.. pomyślałem w duchu.

Już z daleka było słychać gwar rozmów, szczęk kufli i śmiechy.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg gospody ogarnął nas klimat tego miejsca.
Podróżni z różnych stron siedzący przy stołach nad kuflami piwa czy miskami ze strawą.
Byłem trochę onieśmielony, bo nigdy nie widziałem tylu ludzi na raz.
Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stołu.
Przy okazji mogłem zobaczyć całą paletę różnych ras i osobowości.

Z lewej strony, przy oknie siedziała grupka dystyngowanych Elfów. Ich jasna skóra prawie że odbijała światło magicznej lampy postawionej na stole. Zachowywali się spokojnie, otoczeni aurą niedostępności jedli posiłek i popijali wodę z kryształowych kubków.
Zaraz obok nich, przy następnym stole chyba jakiś kupiec ze swoją świtą urządzał małe przyjęcie, bo radosny gwar podnosił się ze zgromadzonych przy złączonych stołach gości. Było wśród nich kilku ludzi, jakiś Elf, paru niewielkich Prumów..
Po drugiej stronie, w rogu Sali, na małym podwyższeniu grupka bardów dawała koncert. Przy nich zebrała się całkiem spora widownia złożona z ludzi, krasnoludów i zwierzołaków.  Trochę dalej, przy okrągłym stoliku, otoczeni wianuszkiem dopingujących gapiów - dwójka potężnie wyglądających krasnoludów siłowała się na rękę. Chyba chodziło o jakiś zakład, bo po stronie każdego z nich piętrzyły się małe kupki złotych monet..

Podeszła do nas kelnerka, ładna, młoda dziewczyna w błękitnej sukience i białym fartuszku.
„Witamy ponownie pana Iwana!” rzekła kłaniając się lekko.
„Mamy dzisiaj wielu gości, ale szybciutko znajdę dla was miejsce. Chodźcie za mną” powiedziała z uśmiechem.

 Poprowadziła nas przez salę, i niedaleko wejścia do kuchni  wskazała wolny stolik pod ścianą.
„Czy tu będzie dobrze?” Spytała.
„W zupełności” Odpowiedział Iwan sadowiąc się za stołem.
„ Zaraz przyniosę wam menu” powiedziała dziewczyna.
„Dzięki Nisee, ale nie trzeba” Rzekł Iwan.
„Zobiere to co zazwycaj.  Dej nam dwa razy gulasz z chlebem i dwa razy piwo” powiedział i mrugnął do niej porozumiewawczo.

Usiedliśmy obok siebie za stołem, plecami opierając się o ścianę.
Iwan oparł swój topór o ławę, tak, że miał go cały czas w zasięgu ręki.

„ Coś taki niespokojny?” zapytał.
„ Nie jestem przyzwyczajony to takiej ilości ludzi.” Odrzekłem.
„ To jest jesce nic.” Odparł z uśmiechem.
„Jak kiedyś bydzies w Orario, to dopiero tam zobacys co to znacy wiela ludzi na roz.  he he.”
Stary Iwan wydawał się być dość dobrze zorientowany w tutejszej klienteli.
Zaczął mi opowiadać o niektórych gościach których znał osobiście albo ze słyszenia.
„Pozryj się tam do kunta. Tyn wieki wilkołak to Kurt. Razem ze swoimi ludziami wynajmujom się do ochrony za piniondze. Niebezpiecne typy, Kurt mo ino pierwsy poziom, ale jes cholernie mocny.” Powiedział.
Zerknąłem w tamtą stronę i od razu dostrzegłem wysoką sylwetkę wilkołaka.
Siedział tyłem do nas, więc nie widziałem jego twarzy, ale mogłem dostrzec jego spiczaste, wilcze uszy i szare futro pokrywające jego ogon.
„ A tam, kole  dźwierzy, siedzą dwa Prumy.” Iwan kiwnął głową w ich kierunku.
„Pak i Pok. Złodziejskie nasienie.” Splunął do kąta ze złością.
„ Siedzom przy dźwierzak i łobglondajom każdego kto wchodzi i wychodzi.
Sprytne france. Patrzom kiela kto wypił i jakom mo grubom sakiewke, a potem lezo za nim aż jej nie zobierom.”
Acha.. pomyślałem.. Czyhają na podpitych gości, bo takich łatwiej okraść.
„Nikt im nic nie zrobi?” spytałem.
„To cfane bestie.” Odrzekł Iwan.
„Jesce zek ik na gorącym ucynku nie chycił, ale i na nik tez kiedyś przyndzie kryska” powiedział po cichu łypiąc na nich okiem z podełba.
„A te dwa krasnoludy, te, co sie na rence siłują, to rodzyństwo, Yanon i Yalurika Greatfall.”
„Heej… Nie chcesz mi powiedzieć że..”
„No.. tak.. Yalurika to je baba.. Ino ze jej się cosik porobiło przy porodzie z głowom i myśli że je chopem.. Tak po prawdzie, to stawiam sto valis że wygro..” powiedział ściszając głos Iwan i mrugnął do mnie porozumiewawczo okiem.
„ To krasnoludzkie kobiety tez mają brody?” zapytałem po cichu..
„Normalnie to nii.. ale PODOBNO Yalurika łostatnie piniondze zaniesła do takiej jednej wiedźmy, co w okolicy mo chate i ta jei cosik zrobieła..”
„Ale ćśśś.. lepij żeby nie wiedziała ze o niej godomy, bo jak się wnerwi to żaden z nos się z rozumem nie połapie..” wyszeptał Iwan patrząc w sufit i zasłaniając usta..

„Wasze zamówienie! Smacznego!” powiedziała Nisee przynosząc nam jedzenie.
Rozdziawiłem usta ze zdumienia.
Cztery miski parującego gulaszu i dwa małe bochenki chleba. Do tego cztery wielkie kufle piwa.
„Cymu sie dziwis?” Spytał Iwan
„..?!” zaniemówiłem.
„ Dyć rzek ci godoł, że mnie tu znajom, nie?” Odrzekł z szerokim uśmiechem.
To co zazwyczaj.. pomyślałem.. znaczy potrójna porcja wszystkiego..
No tak.. Patrząc na posturę Iwana raczej ciężko by przypuszczać, że jedna miska gulaszu mu wystarczy.
Podzieliliśmy się chlebem, i zaczęliśmy jeść.
Po pierwszej łyżce zrozumiałem czemu Iwan nie może się oprzeć temu jedzeniu. Niebo w gębie!! Zwłaszcza po całym dniu na wozie, smaczny, gorący gulasz i pachnący ziołami chleb powodowały że aż chciało się żyć!
Pałaszowałem swoją porcję aż mi się uszy trzęsły.
Iwan patrzył na mnie z uśmiechem i wcinał swoje.
„Na,” powiedział. „Całego nie zjem, a widze ze ci podesło” powiedział nakładając mi większą część z trzeciej miski..
„Dzięki, Nie trzeba było” powiedziałem z pełnymi ustami przysuwając szybko miskę do siebie..
„A niek ci słuzy.” Powiedział Iwan wyszczerzony jak głupi do sera.

Pojedliśmy zdrowo i sięgnęliśmy po kufle.
Wspaniałe uczucie, kiedy po smacznym, obfitym posiłku popijaliśmy powoli lekkie, złote piwo.

„Iwan.. Mogę cię o coś spytać?”
„No co tam chłopce?”
Ten miecz który mi dałeś.. Mówiłeś że należał do twojej żony.. Czy ona też była..”
„Poszukiwaczem Przygód?”
„Uhm..”
„Nie. Mari była zwykłą/niezwykłą dziewczyną..” Powiedział Iwan trochę rozmarzonym głosem.
Dało się odczuć ze to dla niego szczególne wspomnienia, bo jego głos nabrał ciepłego tonu i zaczął znów mówić poprawną Koine..

…***…

Poznali się przypadkiem, prawie dwa lata po tym, jak Iwan opuścił swoją Familię.
Jechał zachodnim traktem do małej wioski, niedaleko której podobno zapadła się ziemia i zaczęły z niej wyłazić jakieś bestie.
Słońce już chyliło się ku zachodowi, więc Iwan zaczął rozglądać się za miejscem na nocleg, gdy z pobliskiej polany dobiegły do niego jakieś krzyki.
Zsiadł z konia i ruszył wąską ścieżką w kierunku z którego zaczęły go dochodzić odgłosy walki.
Scena, jaka ukazała się jego oczom gdy wyszedł z pomiędzy drzew, była tyleż zaskakująca co komiczna.
Z jednej strony, na skraju polany, przerażeni chłopak z dziewczyną kryli się  za końskimi jukami. Obok nich, trzy wystraszone konie starały się wcisnąć jak najgłębiej w las, na tyle, na ile pozwalały im pęta.
Na środku polany widać było rozrzucone resztki ogniska, i chyba jakieś garnki czy patelnie..
Zaś po drugiej stronie..  trzy nieżywe gobliny leżały żałośnie koło ogniska, a czwarty bezradnie usiłował uciec przed rozjuszoną niewiastą.
Młoda, zgrabna dziewczyna z czarnymi, rozwianymi włosami ubrana w raczej męski strój, grubym, osmalonym polanem wyciągniętym przed chwilą z ognia, okładała goblina który z całych sił starał się przed nią uciec. Nie bardzo mu się to jednak udało, bo dziewczyna jednym płynnym ruchem walnęła go z boku posyłając go pod pobliskie drzewo.
Chciał się pozbierać ale nie zdążył.
Doskoczyła do niego i z rozmachem zdzieliła go polanem między oczy.
Z nadpalonej końcówki poszły iskry, a goblin wybałuszywszy oczy z cichym jękiem padł martwy na ziemię.

„Aaa.. niech mnie..” zamruczał ze zdziwienia pod nosem Iwan.
Dziewczyna chyba to usłyszała, bo błyskawicznie odwróciła się w jego stronę unosząc swoją broń gotowa do dalszej walki..
„S..spokoojnie ..Panienko.. ja tylko zwykły krasnolud jestem.. nie groźny całkiem..” rzekł Iwan machając nerwowo rękami przed sobą..
„P..prawie przechodziłem obok jak usłyszałem że was napadli to pomóc chciałem..”
Dziewczyna spojrzała na niego surowo, jakby sprawdzając czy mówi prawdę, po czym z rozmachem rzuciła polano z powrotem w ognisko.

Iwan patrzył na nią z rozdziawioną gębą jak zauroczony.
Długie, czarne włosy trochę w nieładzie częściowo opadały jej na plecy a część z przodu, na przyjemnie wypukłe piersi.. Miała białą bluzkę z długimi rękawami, ściśniętą w talii skórzanym paskiem, i długie, brązowe spodnie wpuszczone do wysokich butów do jazdy konnej. Ten strój świetnie podkreślał jej zgrabną sylwetkę.

„Pierwszy raz kobietę widzi na oczy czy goblina się przestraszył?” rzekła miłym, miękkim, choć trochę kpiarskim głosem..
„N..nnic z tych rzeczy Panienko” odrzekł Iwan. „Ty..ylko nie wiedziałem że piękne Driady wróciły do Lotril..”
Te słowa jakoś same wyszły mu z ust, kompletnie bez wiedzy i świadomości umysłu, który zawstydzony schował się gdzieś i nie chciał wyjść..
Iwan wręcz czuł jak jego uszy płoną..

„Hah..” żachnęła się dziewczyna.. „Widzę że ktoś tu się przyłożył i przeczytał poradnik ‘Jak wyrwać dziewuchę na wiejskiej potańcówce’..” Odparła szyderczo.
Ale widać było że jej się ta odpowiedź spodobała, bo jej policzki wyraźnie stały się bardziej różowe..
A może to tylko z powodu tej walki z goblinami przed chwilą..?
Nie… chyba nie.. Umysł Iwana schowany głęboko za jego płonącymi uszami miał cichą nadzieję że jednak nie..

…***…

„No i łokazało się, że Mari razem ze swoim bratem i bratowom jechali do miastecka na zakupy. Staneli na noc na tyj polanie, bo do gospody by i tak nie dojechali, a te gobliny ich nasły, bo pocuły jak warzyli jedzyni. Kunie się zlonkły a brat ze swoją babom pirsy roz takie stwory na ocy widzieli, wienc się mało nie posrali ze strachu.” Zaśmiał się cicho Iwan gdy to opowiadał..
„ Mari, to była Piiikno dziewoja.. Demeter se moze i mo winkse cycki, ale cało resta.. Hehh..” Iwan się trochę rozmarzył..

Nic dziwnego.. Nisee już trzeci raz wymieniała kufle na naszym stoliku..
Oczywiście za każdym razem ‘jak zazwycaj’..

Pierwszy raz widziałem Starego Iwana w takim stanie.
To znaczy.. Nie jeden raz, we wsi, z byle okazji urządzaliśmy zdrową popijawę, a Iwan przodował w spożyciu piwa i.. .. i wszystkiego co choć trochę sfermentowało.. ale choć różne rzeczy opowiadał, nigdy taki nie był..
Dzisiaj chyba pierwszy raz upił się na smutno, pomyślałem, widząc z jaką nostalgią jego oczy, trochę szkliste, patrzyły gdzieś w kierunku środka Sali, jednocześnie nie widząc niczego… Zrobiło mi się przykro.
„Przepraszam Iwan.. Nie powinienem..”
„ Nic nie szkodzi .. czasem tak mam..” odpowiedział i zaczął głaskać swoja siwą brodę.
Nie odezwałem się.
Nie było sensu cokolwiek mówić. Choć kompletnie nie miałem doświadczenia w takich sprawach, to nawet ja widziałem dokładnie, jak bardzo Iwan tęskni, i wiedziałem, zdawałem sobie sprawę, że ta tęsknota drąży go już czterdzieści trzy lata.. na wiosnę

Pomyślałem o Allany..
Ja też jej nigdy nie zapomnę. Choć nie byliśmy tak blisko jak Iwan z Mari, więź naszej przyjaźni z dzieciństwa pozostanie, wiem to na pewno, ze mną na zawsze.
Heh.. chyba mnie też złapało.. pomyślałem.
„Pójdę się przewietrzyć dobrze?” powiedziałem kładąc mu rękę na ramieniu.
„A idź chłopce..” powiedział.  „Świeze powiecze dobrze ci zrobi.. Jo se tu jesce posiedze i popilnuje stolika.” dodał jeszcze.

            Wyszedłem na zewnątrz. Zmrok już dawno zapadł i brama była na głucho zamknięta. Straże na palisadzie czujnie wpatrywali się w mrok.
„Czuwaj..” Ciche pozdrowienia strażników, gdy mijali się podczas patrolu, dało się słyszeć co jakiś czas.
Rozglądałem się wokół obserwując wieczorną wioskę w miniaturze.
W budynku hotelu, niektóre okna już były ciemne.. W niektórych wciąż świeciło się światło magicznych lamp.. Słychać było głosy rozbawionych ludzi, dochodzące z oberży którą właśnie opuściłem..
Odgłosy koni dobiegały od strony stajni..  Hm.. dziwne.. nie słychać głosu żadnej wrednej bestii.. Czyżby Klemens się urwał i pobiegł do lasu?  Pomyślałem, gdy nagle ciche Iiiihaaa!!  Dobiegło z pobliskiej zagrody..
To bydlę naprawdę czyta w myślach pomyślałem po czym już bez zdziwienia usłyszałem donośne parsknięcie..
Zbieg okoliczności.. jasne.. a krowy latają..
Mimo woli spojrzałem niepewnie w górę..
Chyba to piwo w karczmie miało ciut więcej mocy niż początkowo sądziłem – Przeszło mi przez głowę.  Poszedłem poza stajnię i stanąłem w cieniu.  Śśśśśś…. Heh… jaka ulga..
Gdy zapinałem spodnie wydało mi się nagle że coś jest nie tak..
Rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nic podejrzanego. Mały budynek gospodarczy dobudowany do ściany stajni był zamknięty na wielką kłódkę, Zaraz obok stał rozwalony, stary wóz drabiniasty, a za nim piętrzyły się bele siana i słomy.
Poczułem jakiś ruch tuż za drewutnią po drugiej stronie, i usłyszałem cichy krzyk. Odgłosy szamotaniny i zduszony, kobiecy głos,  nie pozostawiały wiele do myślenia. Podszedłem tam powoli i ostrożnie zajrzałem za róg.
To, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach.
Dwa duże cienie, pochylały się nad jakąś dziewczyną.  Wszystko było rozmazane w ciemności, bo dochodziło tu tylko bardzo nikłe, odbite światło odległych magicznych lamp. Dziewczyna leżała na plecach, jeden z napastników klęczał nad nią i trzymał jej ręce podczas gdy drugi, jedna ręką zasłaniał jej usta a drugą zaczął zrywać jej sukienkę..
Mój instynkt wziął górę nad rozumem. Wyskoczyłem zza rogu z głośnym wrzaskiem „ZOSTAWCIE JĄ!!!!!”

„Heeej.. czy to nie ten gówniarz którego ten stary dziadyga dzisiaj przyprowadził..?” odezwał się jeden z napastników..
„Tak wygląda..” powiedział drugi. „Dzieciak chce zgrywać bohatera..” dodał sarkastycznie..
„Hej Frank.. to może pokaż kmiotkowi jak bohaterstwo wygląda.. Będzie zabawa..” odparł ten pierwszy rechocząc ze śmiechu..
Na moment zostawili dziewczynę. Jeden z nich trzymał ją dalej, ale ten, którego nazwał „Frank”, wstał i ruszył w moja stronę.
Widziałem jak przez mgłę jak wyciągnął zza pasa dość pokaźny sztylet.

Przerażenie opanowało mnie na sekundę, ale nie miałem wyjścia. Musiałem podjąć walkę.
Błyskawicznie wyjąłem mój miecz z pochwy.
„ Ej, Kurt.. ten dzieciak naprawdę chce się bić!!” krzyknął ‘Frank’ szczerząc się w uśmiechu.
Kurt.. Czy to nie ten wilkołak o którym Iwan mówił że jest cholernie mocny?!! Przemknęło mi to przez myśl, ale nie miałem szans zastanawiać się nad tym.

Doświadczony zabijaka który wydawał się dobrze bawić, był o kilka kroków ode mnie. Widziałem jego oczy, zęby wyszczerzone w szerokim uśmiechu i sztylet, którym wodził leniwie z prawa w lewo.
Nigdy wcześniej nie walczyłem na noże.. Owszem, jak to chłopcy, biliśmy się nie raz o różne głupoty, ale to tutaj, to było coś o wiele bardziej poważnego.
Frank chyba widział przerażenie w moich oczach, bo uśmiechnął się złośliwie i wykonał sztyletem gest jakby podrzynał gardło..
Zadrżałem a zimny pot pociekł mi po karku.
W następnej chwili Frank rzucił się do ataku.

Nawet nie próbowałem go zablokować.

Po treningach z Iwanem doskonale wiedziałem, że próba blokowania silniejszego ode mnie to ból i połamane kości.
Za miast tego, w ostatniej chwili ugiąłem kolana i schyliłem się.
Frank nie trafił w swój cel, i został na sekundę wytrącony z równowagi..
Gdy tylko poczułem że jest tuż nade mną, wybiłem się z całych sił uderzając go prosto w przeponę.
„Ghhhhghhhkkk.” Coś tylko stęknęło nad moim ramieniem i pozbawiony tchu przeciwnik zwalił się na ziemię. Niestety to nie wystarczyło. Zaprawiony w wielu bójkach bandyta przetoczył się na bok i z trudem łapiąc oddech podniósł się z ziemi. Spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach.
„Zapłacisz mi za to gówniarzu” stęknął, po czym znów rzucił się na mnie.

Teraz, gdy trochę ochłonąłem i skupiłem bardziej się na moim przeciwniku,  zauważyłem że trochę go przeceniłem. Nie wydaje się żeby był ode mnie silniejszy. Lata ciężkiej pracy w wiosce wykształciły u mnie dość zdrowe muskuły, więc gdyby doszło do walki w zwarciu – chyba bym sobie poradził. Szybkością mógł mi dorównać, ale Iwan podczas naszych treningów ruszał się o wiele szybciej od niego, a mimo to udawało mi się często unikać jego ataków, więc wydawało się że mam jakieś szanse.
Frank zamachnął się na mnie ponownie, ale odparowałem cios moim mieczem.
Niestety nie zdążyłem wyprowadzić żadnego kontrataku. Moje umiejętności szermiercze w dalszym ciągu były praktycznie zerowe.
Chyba to zauważył, bo wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu.
„Już nie żyjesz gnojku.” Powiedział i przypuścił atak ze zdwojoną energią.
Ledwo nadążałem blokować jego ciosy. Przez moment za bardzo skupiłem się na blokowaniu sztyletu i odsłoniłem się  z lewej strony.
Nie zdążyłem się uchylić i oberwałem pięścią prosto w nos. Krew pociekła mi po twarzy.  Ciemne plamy zaczęły mi latać przed oczami. Jak zaraz czegoś nie zrobię to mnie dopadnie pomyślałem. 
Nie pozostawił mi wyboru. Do tej pory nie chciałem go zabić czy skaleczyć, ale to starcie już dawno przerodziło się ze zwykłej bójki, w walkę na śmierć i życie. Przy każdym ciosie widziałem wyraźnie że celował w szyję, serce czy tętnice.. Wściekłość w jego oczach przyprawiała mnie o dreszcze.
 On naprawdę chce mnie zabić.. przemknęło mi przez głowę.
Nie mam wyjścia, pomyślałem i wykorzystując przewagę w długości ostrza, przy następnym ataku zamiast blokować jego sztylet, końcówką miecza ciąłem tuż powyżej nadgarstka.
„AAAaaaahhhh!!!... Aaaa.. ty skur… aaa..!!” zaczął się drzeć Frank ściskając ranę lewą dłonią. Świeża krew zrosiła ziemię gdy ten, jęcząc osunął się na kolana..
„Obciąłeś mi rękę ty skurwielu!!!..”
Patrzyłem w szoku to na niego, to na leżący nieopodal sztylet, z jego dłonią, wciąż zaciśniętą na rękojeści.
Chciałem go tylko skaleczyć.. Tak, żeby wypuścił sztylet..  nie sądziłem że ten miecz jest aż tak ostry..

„Żałosny dupek..” powiedział Kurt spluwając na ziemię.
„Qrwa, wszystko muszę robić sam.” zaklął.
Podniósł się, i trzymając dziewczynę za włosy jedną ręką, drugą wymierzył jej siarczysty policzek.
Dziewczyna zemdlała i upadła na ziemię jak szmaciana lalka.
„Nie wiem czy mam cię zatłuc na miejscu, czy tylko uszkodzić i pozwolić ci patrzeć jak ją będę ruchał..” powiedział z wrednym grymasem na twarzy, po czym ruszył prosto na mnie.

Nie miałem szans. W porównaniu do poprzedniego przeciwnika – ten był jak jakiś potwór.
Gdy puścił tą dziewczynę, był dobre pięć metrów ode mnie.
Zanim upadła na ziemię, walnął mnie pięścią w pierś z siłą szarżującego byka.
Nie miałem szans zrobić nic.
Padłem bez tchu, a w ustach poczułem słodki smak krwi. Jego cień pojawił się nade mną.
„Znaj swoje miejsce dupku..” usłyszałem.
Potem poczułem błyskawiczny ruch powietrza, usłyszałem głuche Thud i wszystko zniknęło.

            Gdy się ocknąłem, zobaczyłem parę jasnych, błękitnych oczu wpatrzonych we mnie. Czyjaś dłoń gładziła moje włosy.. i..  coś definitywnie skubało mojego buta..
Otwarłem szeroko oczy i błyskawicznie usiadłem.
Ból w całym ciele eksplodował szkarłatem i znowu straciłem przytomność.
Gdy się ocknąłem, powoli rozejrzałem się dookoła.
Z jednej strony, ładna dziewczyna o kasztanowych włosach trzymała moją głowę na swoich kolanach.. a z drugiej.. Klemens podgryzał mojego buta.
„Mój Bohater!!” usłyszałem
Spojrzałem na nią..

Falujące, kasztanowe włosy okalały ładną,  owalną twarz.
Błyszczące, błękitne oczy w ciemnej oprawie patrzyły na mnie z czułością..
Co prawda rozległy siniak na lewym policzku i kilka zadrapań – robota Kurta – trochę psuły ten widok, jednak nie były w stanie odebrać jej piękna.
Onieśmielony spuściłem wzrok..
„Żaden ze mnie bohater..” powiedziałem cicho.
W odpowiedzi obdarzyła mnie promienistym uśmiechem..

„Jakby nie Klemens to by było po was ” Usłyszałem głos Iwana za plecami.
„Siedze se spokojnie w knajpie, cekom na piwo, a tu naroz słyse jak się ta bestyjo drze jak opentano. Musiołek wynś i sprawdzić co sie wyrabia. ”

To była prawda.
Kurt po prostu mnie zniszczył.
Jeden cios pozbawił mnie tchu a drugi – przytomności.

Kiedy Iwan dotarł na miejsce, leżałem nieprzytomny na ziemi, a Kurt z całych sił kopał mnie gdzie popadło.
Nie wiele myśląc Iwan rzucił się na niego z pięściami, gdy ten wyciągnął zza pasa dwa długie sztylety.
„Czas na ciebie dziadygo..” powiedział Kurt i rzucił się do ataku…

„Wicie.. Moze jakbym telo piwa nie wypił to byk troske łagodniejsy był..” mruczał pod nosem Iwan..  „.. ale jak zek zobacył co się tu działo, to zek kapke wysed ze siebie..” dokończył drapiąc się po karku  trochę zawstydzony..

Gdy nareszcie dałem radę dźwignąć się na nogi,  już zbiegło się kilku gapiów..
Ich pochodnie i kilka magicznych lamp oświetlało całą scenę..

„Zoden z nik już racyj prawyj renki na niewiaste nie podniesie..” powiedział głośno Iwan. „..I DOBRZE WAM RADZĘ ŻEBYŚCIE SIĘ DWA RAZY ZASTANOWILI ZANIM PODNIESIECIE LEWĄ!!”    Pogroził im pięścią i dodał takim głosem, że aż nas ciarki przeszły.

Frank klęczał na ziemi ze spuszczoną głową kurczowo ściskając krwawiący kikut. Obok niego Kurt, jęcząc zwijał się z bólu..
”Iwan.. coś ty mu..” Byłem w takim szoku, że nie dokończyłem pytania..
„Chyba zek ciut za dużo piwa wypił i mnie się kapkię toporek omsknął..’’ Odrzekł Iwan.. Sądząc po jego szerokim uśmiechu – raczej bez żalu..

Kurt był w opłakanym stanie.. ktoś z obecnych na miejscu pomagał mu zatamować krwawienie..
Prawa ręka, obcięta w ramieniu, razem z jednym sztyletem leżała kilka metrów od niego.
Drugi sztylet i szpiczaste ucho nieopodal. .
„Na!..  Dziadygo twoja mać!!” rzekł Iwan i rzucił mu po nogi.. szary, puszysty ogon..

Usłyszałem obok ciche prychnięcie i Klemens trącił mnie lekko swoim łbem.
„Dziękuję Klemens” Powiedziałem „Chyba wiszę ci życie..” uśmiechnąłem się i poklepałem go po szyi.
Poczułem jego ciepły oddech na karku.
„Cosik mi się zdaje, że bardzij by go uciesyła zdrowo, dorodno marchewka..” Zaśmiał się z boku Iwan, a Klemens cicho parsknął.

„… Dziękuję Wam” powiedziała dziewczyna.  „Gdyby nie wy..” łzy napłynęły jej do oczu. „Naprawdę, jesteś moim Bohaterem!” dodała patrząc mi w oczy.
„Żaden ze mnie bohater”, powtórzyłem. „Jestem zwyczajnym chłopcem ze wsi..” onieśmielony spuściłem głowę.
„ Hmm.. Może i chłopiec zwyczajny, ale dla mnie: nie-zwyczajny Bohater.”

Po jej słowach coś we mnie pękło.
Przypomniała mi się Allany i jej uśmiech, gdy wypowiedziała do mnie podobne słowa.

Łzy napłynęły mi do oczu i nie mogłem ich powstrzymać.
Jakby ostatnie krople przerwały tamę na rzece.
Uczucia które we mnie wzbierały, cała złość na orki, na usiłujących zgwałcić dziewczynę bydlaków, strach przed śmiercią i emocje zebrane podczas walki – to wszystko wypłynęło ze mnie wraz ze łzami.
Na pewno wyglądałem żałośnie. Stałem tam, wśród tych ludzi, oparty głową o kark Klemensa i płakałem jak dziecko.
I nie mogłem nic z tym zrobić.

Koniec rozdziału pierwszego. 
Drugi (może) nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz