Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?
Fanstory na podstawie Serii nowel:
“Is It Wrong to Try to Pick
Up Girls in a Dungeon?”
autorstwa Oomori Fujino
Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 10.2019
Rozdział 4.
Rabat.
Deszcz znowu nas dopadł w drodze. Ostatnio
pada coraz częściej i wygląda na to, że jesień zaczyna nieśmiało zaglądać do
Lotril. Leśny trakt rozmiękł i widać było że Klemensowi ciężej jest ciągnąć
nasz wóz, więc razem z Iwanem zsiedliśmy i w miarę możliwości staraliśmy się mu
pomóc. Już trzeci dzień jesteśmy w podróży i dawno powinniśmy dojechać do
Dirthall, jednak przez złą pogodę nasza podróż się nieco wydłużyła. Nie było
daleko do miejsca, gdzie ostatnim razem nocowaliśmy przed zejściem do lochów,
więc zamiast stawać na popas Iwan zdecydował że zrobimy co w naszej mocy by się
tam dostać przed zmrokiem.
Faktycznie, gdy już zaczynało się szarzeć otwarła się przed nami polana i
ukazał się nam Dirthall. W tym deszczu i świetle wyglądał jeszcze posępniej niż
ostatnio. Woda ściekała po nagich murach powodując, że ostatnie promienie
słońca odbijały się gdzieniegdzie i sprawiały wrażenie jakby okaleczone mury
roniły łzy.
Nie mogliśmy użyć na postój tego samego miejsca, ponieważ była to
pozostałość fosy, która teraz powoli zaczęła się wypełniać wodą.
Zamiast tego, zdecydowaliśmy się obozować na dziedzińcu. Używając resztek
stajni i walających się wszędzie nadgnitych belek ustawiliśmy prowizoryczne
rusztowanie na którym rozpięliśmy brezent z naszego wozu. Część dachu stajni
jakoś jeszcze się trzymała, więc tam rozpaliliśmy nasze ognisko. Nie mieliśmy
najmniejszych szans znaleźć suchego drewna, więc dymu było co niemiara, na
szczęście byliśmy dobrze osłonięci od wiatru, więc dym szedł prosto w górę i
przenikając pomiędzy dziurami w daszku znikał w przestworzach.
Klemens stał nieopodal nas, gdzie pod niewielkim nawisem utworzonym z
resztek szerokich schodów prowadzących na mury było dość miejsca by miał w
miarę sucho. Wyglądał żałośnie powoli skubiąc wiązkę siana jaką mieliśmy ze
sobą. Woda lekko parowała z jego przemoczonego grzbietu na który Iwan zarzucił
kraciastą derkę bliżej nieokreślonego koloru.
„Nie boisz się że nas tu coś napadnie?” spytałem zerkając w stronę
pobliskiego wejścia do podziemi.
„Co tu było najgorsygo – to my ostatnio zaciukali, a tyn malućki losek nie
poradził by se coby podobnego stwora tak sybko przyzwać.” Powiedział wydając
się być dość pewny siebie.
„Jakby nie to, ze nom trza i tak iść do gospody Na Rozstajach, to bym tu
nawet nie zaglondoł, ale jak momy po drodze to możemy sprawdzić cy moje
przypuscenia som prodziwe” dodał po chwili.
Iwan twierdził, że według niego to przez ten kryształ lochy były – jakby to
dziwnie nie brzmiało – żywe. W momencie gdy rozbił kryształ, Loch tak jakby
umarł, i według niego już więcej nie będzie sprawiał problemów.
„Ocywiście moze się zdazyć ze się tu cośik zaplonto.. Dzikie zwierze albo
jakoweś małe stwory co i tak się po lesie włucom, ale nic się tu samo ze siebie
juz nie urodzi.”
Jednak eksplorację lochów zostawiamy na jutro.
Nasze przemoczone ubrania suszyły się koło ogniska, a my sami przebrani w
suche ciuchy wzięliśmy się za przygotowywanie kolacji.
Devana siedziała obok nas zawinięta szczelnie w koc, wydawała się być zła
kiedy Iwan wręcz zmusił ją żeby na wszelki wypadek wzięła jedno z lekarstw
jakie przygotowała dla nas Mabbet.
„Weź i nie marudź. Musis się wygrzać bo kiepsko wyglondos.” Powiedział.
Devana faktycznie wyglądała na przeziębioną.
Chciała zgrywać twardą, ale widać było że się męczy. Co rusz kichała i
pociągała nosem, a jej błękitne oczy ledwo było widać spod podpuchniętych
powiek.
Całe szczęście, że Iwan zawsze miał na wozie dwie czy trzy dość mocno
sprasowane wiązki siana – „Dla Klemensa
na carnom godzine” – teraz wymościł na wozie posłanie dla Devany i
przekonał ją by się od razu położyła.
„Czemu nie możemy użyć mikstury leczniczej?” zapytałem trochę zdziwiony. Przecież
leczy złamania, głębokie, czasem nawet krytyczne rany..
„Możemy, ale na razie nie trzeba.. to lekarstwo co nom je Mabbet dała jest
dobre ino ze działo kapke wolniej. Ni możemy marnować mikstur z bele powodu..”
„Jak możesz?!” oburzyłem się na niego? „To jest dla ciebie Byle powód?!”
„Iwan ma rację Blake” powiedziała Devana „Do rana mi przejdzie, a to
przecież o to chodzi. To lekarstwo dostaniemy w Reanore i uzupełnimy zapas jak
będzie trzeba, ale z miksturami jest gorzej..”
Nie bardzo wiedziałem o czym mówi.
„Przecież Mabbet sama dała nam kilka fiolek.” Powiedziałem zdumiony.
„Chłopce.. te kilka fiolek jest warte dziewięćset valis każda, a podwójna
miksturka nawet trzy razy tyle.. i nie dostanies ik w pierwsym lepsym sklepie z
medykamentami” powiedział patrząc na moją reakcję.
Zatkało mnie. Dziewięćset val za małą fiolkę zwykłej mikstury leczniczej!!
Za to można kupić konia i jeszcze dostać sporą resztę! A my mieliśmy takich
tuzin, do tego drugi zwykłych mikstur many i sześć czy siedem Podwójnych
mikstur Nahzy..
Okazało się, że do produkcji Podwójnych Mikstur wykorzystuje się jaja
Blodozaurusa żyjącego w Głębokim Lesie Seoro u podnóża gór Alb, oraz skrzydeł
niezwykle rzadkiego motylopodobnego stwora nazywanego Blue Papillon z Dungeonu
w Orario. Zdobycie tych składników jest dość trudne i czasochłonne, więc musimy
być oszczędni.
Zwykłe mikstury może udało by się gdzieś kupić.. jednak ze względu na
wysoka cenę są robione na specjalne zamówienie a nas na to nie stać.
Teraz dopiero doceniłem to, jaką fortuną obdarowała nas Mabbet.
„Nic nie wiem o świecie.. Jeszcze tyle muszę się nauczyć!” powiedziałem
trochę zawiedzionym głosem.
„Zawse zek był przeciwny tymu jak cie twoi staruskowie chowali.” Powiedział
Iwan. „Kcieli, cobyś se żył powolutku, na wsi i nie pszejmowoł problemami
wielkigo świata..”
„Nie rozumiem ich.. Kiedyś to by i tak wyszło na jaw, to, że byli
poszukiwaczami przygód, że byli sławni i w ogóle..” powiedziałem trochę
zawiedziony i trochę.. zły na swoich rodziców.
Iwan spojrzał na mnie uważnie spod swoich sumiastych brwi.
„Widzieli ze się z Allany mocie ku sobie.. Licyli, ze jak się dowies, to juz
bydziecie razem i nie bydzies kcioł sukać scynścio we świecie..” powiedział
zapatrzony w ogień.
„Nie być na nik zły.. Kochali cie az za bardzo, i kcieli się ciesyć
wnukami, a nie płakać nad grobem..”
Patrzyłem na Iwana jak ten, dalej zamyślony, grzebał powoli patykiem w
ognisku.
„Poszukiwacze przygód nie umierają ze starości Blake..” powiedziała cicho
Devana. ‘Twoi rodzice są tego przykładem..” dodała kładąc mi dłoń na ramieniu.
„Zginęli, bo chcieli bronić ludzi przed Evils i ich klonami.” Powiedziałem
cicho.
„Jak sam powiedziałeś – nie odeszli na próżno. I to jest pozytywna część
ich historii” odparła Devana .
„Za to w Orario prawie codziennie ktoś ginie na darmo” powiedział cicho
Iwan wpatrzony w ogień.
Spojrzeliśmy na niego i aż mnie coś ścisnęło w środku.
Blask ognia tańczył na jego twarzy gdy tak siedział i wpatrywał się w
płomienie.
Jedną ręką trzymał patyk, którym gmerał w ognisku, a palcami drugiej, chyba
bezwiednie, przesuwał po stylisku swojego topora.
Przypomniało mi się jego opowiadanie w jaki sposób stał się jego właścicielem..
Tylu poszukiwaczy przygód zginęło jednego dnia tylko po to, by.. właśnie.. by
co? Pokonać potwora który i tak odrodzi
się za dwa tygodnie, a potem znowu i znowu.. I znowu ktoś zginie..
Moi rodzice zginęli, bo chcieli ochronić zwykłych, bezbronnych ludzi. Ale w
Orario nie ma takiego zagrożenia. Potwory nie wychodzą na powierzchnię.
Starczyło by zapieczętować wejście i żadne wyprawy nie były by konieczne..
Podzieliłem się z nimi moimi przemyśleniami.
„Zawse se znońdzie jakiś idiota, co zerwie piecyncie z ciekawości albo głupoty..”
powiedział Iwan po chwili.
„Poza tym.. Jesce nik nie wi ile jest pienter w Dungeonie i co tam je na
samym spodku. Nojwinkse familie tak jak my kcom się dowiedzieć i zakońcyć tom
sprawę roz na zawse.. ale winksość posukiwacy przygód ino zyje tam z dnia na
dzień i w końcu umiero zabito przez bezmyślnego stwora, a Gildia ino robi na
krystałak piniondze.”
Iwan był wyraźnie rozgoryczony tą całą sprawą.
„Mi się zdaje, ze ta cało Gildia nie kce coby Zabić Dungeon, bo się im skońcy dostawa magicnyk krystałów i ik
władza tez się skońcy..”
„To nie pierwszy raz gdy słyszy się takie teorie spiskowe..” dodała Devana.
„Mało tego, podobno Bóstwa też tego nie chcą, bo przestało by być Zabawnie..”
„Zabawnie?” Osłupiały spojrzałem na Devanę.
„Co może być zabawnego w tym, że ludzie giną?”
„Odkąd Bogowie zstąpili do nas i zaczęła się ta cała heca z Falną i
Dungeonem, nie było żadnej większej wojny.” Powiedział poważnie Iwan.
„Idę o zakład, że gdyby nagle Dungeon padł, to w ciągu roku rozpętało by
się piekło. Ani my, ani Bóstwa nie umiemy żyć w pokoju..”
„A co z wielka wojną kiedy Rakia spaliła prawie trzecią część Lotril?”
Słowa Iwana jakoś do mnie nie trafiały.
„Tylko dzięki magicznym mieczom.” Powiedział Iwan.
„Więc co się stało? Skoro byli tak potężni, to czemu nie poszli dalej?”
Dalej tego nie rozumiałem.
„Och.. To historia jak znalazł na deszczowy wieczór przy ognisku..”
powiedziała Devana.
„Wszystko zaczęło się, gdy Dawno temu w Królestwie Rakii, jeszcze zanim
Bóstwa zeszły na ziemię, dawny przodek rodziny Crozzo obronił przed potworem
Wróżkę..”
„Wróżkę?!” byłem totalnie zdziwiony. „Myślałem że to postacie z bajek..”
„Wróżki, Nimfy, Duchy, Dżiny.. To najstarsze istoty zamieszkujące niższy
świat, Gekkai. Są najrzadsze i najmniej liczne ze wszystkich stworzeń, a w
dodatku obdarzone niesamowitą wręcz mocą magiczną.. To były najukochańsze ze
wszystkich Dzieci.. jednak ich
populacja jest tak nikła, że trzeba cudu żeby jakieś spotkać.”
Devana kontynuowała swoją opowieść, a ja zasłuchany patrzyłem w ogień i
starałem się to sobie jak najlepiej wyobrazić.
Przodek Crozzo, którego imienia nikt nie pamięta, stoczył ciężką walkę z
potworem. Uratował wróżkę, ale sam o mało nie przypłacił tego życiem.
Odniósł liczne rany i silnie krwawił, więc wróżka z wdzięczności uleczyła
go własną krwią. Od tamtej pory, krew wróżek zmieszana z krwią pra-Crocco była
przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie miała jednak żadnego znaczącego
wpływu na losy rodziny Crozzo do czasu, aż na ziemię zstąpiły Bóstwa. Wtedy, gdy
po raz pierwszy członek rodziny Crozzo otrzymał Falnę – krew wróżek dała o
sobie znać w postaci Skilla – Crozzo blood – Specjalnej umiejętności
pozwalającej im wykuwać magiczne miecze.
Każde machnięcie takim mieczem wyzwalało potężny efekt. Fale ognia,
ściany mrozu, trąby powietrzne czy pioruny – Wielka niszczycielska moc mogąca
równać z ziemią całe wioski.
Gdy Ares objął panowanie w Rakii i ogłosił się jej Cesarzem, owładnięty
ciągłą rządzą wojny postanowił podbić świat. Dzięki mieczom Crozzo, jego armia
zdobywała coraz większe tereny prawie nie napotykając oporu. Zdobywał wsie i
miasteczka, palił Elfie siedliska, nawet lasy w których żyły wróżki.. I wtedy,
znienacka jednego dnia wszystkie magiczne miecze Crozzo uległy zniszczeniu.
Nawet te, dopiero co wykute, popękały i rozpadły się na kawałki. Wróżki,
wypędzone ze swoich ukochanych lasów, palone przez miecze wykute rękami kogoś,
kto został dawno temu obdarzony ich małym błogosławieństwem, te same wróżki
przeklęły rodzinę Crozzo odbierając ich mieczom moc, a im samym możliwość
tworzenia magicznych mieczy.
Tracąc swoją jedyną broń, armia Rakii została pokonana i odepchnięta z
powrotem do ich kraju, a sławna, dotąd opływająca w dostatki rodzina Crozzo
straciła swoje wpływy, majątek, i została zepchnięta na skraj ubóstwa.
„Ale wróżki chyba wybaczyły swoim oprawcom.. Przynajmniej niektórym..”
powiedziała na koniec tajemniczo Devana.
„Jak to?” Nie posiadałem się ze zdumienia. Iwan też z zaciekawieniem uniósł
sumiaste brwi spoglądając uważnie na Devanę.
„ Słyszałam, że jest w Orario potomek Crozzo który umie wykonywać potężne
magiczne miecze.. ale robi to tylko na potrzeby swojej familii i nie sprzedaje
żadnego z nich.”
„Kowal z takim skillem błyskawicznie
stałby się najbogatszym człowiekiem w Orario.” Powiedział Iwan.
„Należy mu się szacunek za to, ze nie ulega chciwości i nie daje takiej
potęgi w ręce byle komu.” Dodał po sekundzie.
Aż trudno by mi było sobie wyobrazić piekło jakie rozpętało by się, gdyby
nagle potężne magiczne miecze znalazły się w rękach różnych, czasem walczących
ze sobą familii.
Gdy patrzyłem w płomienie ogniska, przed oczami stanęło mi wielkie miasto
ogarnięte pożogą. Setki ludzi starające się w popłochu ukryć przed ogniem
wznieconym przez jakiegoś ogarniętego złością czy zawiścią idiotę.
Aż się wzdrygnąłem.
„No, ale nom juz trzeba iś spać” powiedział, tym razem już normalnie, Iwan.
„Blake.. pomożesz Bogini?” Devana zapytała takim.. nagle cichszym głosem.
„ ..Taaak.. a w czym?” zapytałem trochę niepewnie.
„Nasmaruj mi plecy bo sama nie dostanę..” powiedziała podając mi pudełko z
maścią od Mabbet.
Kubek wypadł mi z ręki.
Guzik, Devana, włosy, ładnie
wyglądam?.. myśli szaleńczo przewijały się przez moją głowę mieszając się jak w kalejdoskopie…
„Że niby.. ja .. miałbym..” wystękałem cały czerwony na twarzy.
„To jo pójde sprawdzić cy Klemyns mo wszystko co mu trza do scynścio..” wymruczał
pod nosem Iwan podnosząc się z miejsca..
Kątem oka zauważyłem jego spojrzenie gdy odchodząc chyba mrugnął do mnie
okiem.. albo mi się zdawało.. O co mu chodzi..?
Noo chyba nie o..
„Możesz?”
Głos Devany przywrócił mnie do rzeczywistości.
Wziąłem od niej pudełko i otwarłem, trochę dziwny zapach uniósł się ze
środka, ale czuć było głównie miętę i kamforę.. Nic złego.. początkowo bałem
się że to będzie coś podobnego do malboro..
Devana trochę zawstydzona, spuściła wzrok i odwróciła się do mnie plecami.
Uklęknąłem za nią, a wtedy podniosła tył bluzki w górę odsłaniając swoje nagie
plecy.
Ręce mi drżały gdy nabierałem maść na palce i zaczynałem delikatnie wcierać
ją w jej skórę. Poczułem że przebiegł ją dreszcz gdy tylko ją dotknąłem.
„Przepraszam.. mam szorstkie dłonie..”
„Nie.. to nie to.. Maść trochę zimna przy pierwszym dotyku..”
Serce biło mi jak szalone gdy gładziłem dłonią jej delikatną skórę.
Wyraźnie zadrżała gdy przypadkiem przesunąłem palcami po jej szyi, a potem w
dół pomiędzy łopatkami.. Nabrałem trochę więcej maści, roztarłem w dłoniach by
ją trochę zagrzać, a potem położyłem obie dłonie na jej ramionach. Uniosła je
lekko w górę jak kot, któremu sprawia przyjemność gdy go głaszczesz…
Przechyliła głowę gdy delikatnie wcierałem maść w jej kark, obejmując lekko jej
szyję. Przesunąłem dłonie na jej łopatki, a potem niżej aż delikatnie objąłem
ją dłońmi trochę powyżej talii.. Westchnęła cicho i oparła się plecami o mnie..
Znów poczułem zapach jej włosów i nie mogłem się powstrzymać.. pocałowałem je
lekko.. Przytuliłem swój policzek do jej głowy i objąłem ją mocno rękami.
Położyła mi dłonie na moich.
„Jestem Boginią .. Blake..” powiedziała cicho nie zwalniając uścisku.
„Devana..” szepnąłem jej do ucha.
„Zawsze będę cię kochać.” Powiedziała tak cicho, że nie miałem pewności czy
to jej prawdziwe słowa, czy tylko moja wyobraźnia płata mi figle..
Nie wiem czemu, ale ledwo powstrzymałem łzy.
Tak jakby to było.. Pożegnanie..?
„Devana..?”
„Chyba to lekarstwo daje znać o sobie bo bredzę bez sensu..” powiedziała
nagle odsuwając się ode mnie.
„Całą maść wysmarujesz na jeden raz. Trzeba oszczędzać!”
Opuściła z powrotem bluzkę na plecy, owinęła się kocem i położyła plecami
do mnie na posłaniu przyszykowanym przez Iwana .
Zostałem tam, klęcząc na ziemi z dłońmi na kolanach, pełen emocji, myśli i
wrażeń walczących między sobą o pierwszeństwo, a jakoś dziwnie każde z nich
chciało wycisnąć ze mnie łzy, choć każde z innego powodu…
Spojrzałem w bok, gdzie pod skąpym daszkiem Iwan kończył właśnie czyścić
Klemensowi kopyta.
Chyba poczuł mój wzrok, bo zerknął na mnie spode łba, a potem zaczął
jeszcze energiczniej zajmować się koniem.
Zostawiony sam sobie i swoim myślom położyłem się na derce koło ogniska.
Leżąc, przygarnąłem jedną ręką trochę drewna bardziej na środek żeby było
cieplej i zamknąłem oczy.
Nie mogłem, zasnąć. Deszcz bębnił o rozciągniętą nad nami plandekę, Iwan
mościł się z drugiej strony ogniska hałasując niemiłosiernie a Klemens co
chwila parskał..
Obudził mnie odgłos jakby..
skrobania. Cichy, prawie na granicy słyszalności. Powoli uniosłem się i
usiadłem na posłaniu.
Deszcz ustał, tylko gdzieniegdzie jakaś zbłąkana kropla spadła strącona z
liści przez przelatującą sowę czy lekką bryzę. Ognisko prawie że zgasło, jedynie
trochę żaru na środku dawało słabą poświatę, jednak nie oślepiając wzroku.
Rozejrzałem się wkoło. Devana spała spokojnie na wozie, Niedaleko mnie, Iwan
owinięty w derki leżał na boku i fuczał na nosie przez sen. Klemens drzemał na
stojąco ze spuszczoną głową, ale gdy poczuł że wstałem podniósł głowę i cicho
parsknął.
Cholera..
nie wystawiliśmy warty.. pomyślałem przeklinając się w duchu.
Wstałem cicho i sięgnąłem po pas z mieczem. Nie chciałem nikogo budzić,
więc nie zapinałem go, tylko trzymałem go w ręce pilnując by sprzączki nie
dzwoniły. Delikatnie dołożyłem kilka polan do ognia, bo zaczynało się robić
chłodno. Zaraz zacznie świtać..
przemknęło mi przez głowę. Niebo nad nami straciło swoją głęboką czerń która
powoli zaczęła ustępować szarości.
Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch. Tam, gdzie była wielka wyrwa w murze.
Ruszyłem w tamtą stronę na czubkach palców, ostrożnie, by nikogo nie zbudzić, a
już na pewno nie chcąc spłoszyć tego, co tam było.
Niewielki cień przemknął obok mnie i zniknął w czeluści lochu za nami.
Kobold. Więc
jednak Iwan się mylił. Tam wciąż lęgną się potwory..
Wyjrzałem przez dziurę w murze, jednak nie dostrzegłem tam nic innego.
Albo mi się zdawało, albo to przez tą ciszę, jednak moje zmysły jakby się
wyostrzyły. Dużo lepiej widziałem w tej wolno zanikającej ciemności, a i słuch
też wyłapywał więcej szczegółów z otoczenia.
Może to przez Falnę.. pomyślałem. Muszę przy okazji zapytać Iwana.
Jednak teraz mam co innego na głowie. Sprawdziwszy na ile mogłem, czy w
okolicy nic się już się nie czai,
poszedłem w stronę zrujnowanej wieży, i nasłuchując odgłosów zerknąłem do
środka. Jeśli cokolwiek tam było, to albo zeszło głębiej, albo kryło się przede
mną, bo ze szczytu schodów nie byłem w stanie niczego dostrzec.
Postanowiłem, że nie będę tam schodził sam. Nie żebym się bał, ale nie ma
co niepotrzebnie ryzykować. Jeśli to tylko kilka Koboldów, to i tak damy sobie
radę, ale jeśli będzie to coś większego – to lepiej mieć kogoś za plecami.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę ogniska. Coś się nie zgadzało.
Szybko zlustrowałem otoczenie i momentalnie to zauważyłem. Iwan zniknął.
Jego posłanie było puste, wyraźnie widoczne w świetle ognia który się mocniej
rozpalił gdy dorzuciłem wcześniej kilka drew.
Położyłem dłoń na rękojeści miecza, gotów w każdej chwili go dobyć.
„Mądra decyzja” Usłyszałem jego głos za sobą.
Obróciłem się powoli i dostrzegłem go jak stał we wnęce pomiędzy murem a
wieżą, oparty plecami o ścianę.
Wielki cień w środku cienia. Trudno to wytłumaczyć, ale dla mnie to tak
właśnie wyglądało.
„Uh.. Przestraszyłeś mnie” powiedziałem cicho.
„Też go usłyszałem, tego Kobolda. Ale byłem ciekaw co zrobisz. Już myślałem
że zejdziesz na dół i chciałem ci za to uszu natrzeć, ale podjąłeś dobrą
decyzję.” Iwan podszedł do mnie powoli, zaglądając jakby mimochodem w dół
schodów.
„Szybko się uczysz i można na tobie polegać. To dobrze.” Dodał kładąc mi
rękę na ramieniu.
„Wydawało mi się że coś słyszę a potem dostrzegłem jakiś cień.. to było
dosyć.. dziwne.” Powiedziałem trochę niepewnym głosem.
„Twój poziom wyostrzył ci zmysły. To normalne. Z każdym kolejnym będzie
lepiej.” Iwan potwierdził moje przypuszczenia. Czyli że muszę przywyknąć.
Nie narzekam. To w sumie nawet ekscytujące, gdy odkrywają się nowe
możliwości i umiejętności o których się wcześniej nie miało pojęcia.
Iwan ze swoim prawie czwartym poziomem musi być naprawdę potężny przemknęło
mi przez głowę. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzyłem. Owszem, podziwiałem
go za siłę, refleks i zręczność, ale gdy teraz sam na sobie zacząłem odczuwać
skutki działania Falny, nawet na moim żałosnym pierwszym poziomie, zupełnie
inaczej zacząłem do tego podchodzić i dopiero teraz dostrzegam jak wielka to
jest moc.
Falna. Bogini. Zerknąłem w stronę ogniska.
Devana spała spokojnie na wozie, pozawijana w koce, i wydawało mi się że
nawet stąd słyszę jej lekki oddech.
„Iwan.. Mogę cię o coś spytać?”
„Hm?”
„Masz doświadczenie.. sporo przeżyłeś.. czy zdarza się ze Bogowie.. no
wiesz.. czy możliwe jest żeby.. Oni i Dzieci..”
„Żeby byli razem?”
„No.. tak coś w tym stylu..” powiedziałem cicho zawstydzony.
„Tak, bardzo często..” odparł patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
Usiedliśmy na stercie gruzu nieopodal wejścia do podziemi i z oddali
spoglądaliśmy w stronę obozowiska.
„Oni niczym się od nas nie różnią Blake.” Iwan przerwał tą chwilę
milczenia. „Praktycznie pod każdym względem są tacy sami jak my, to samo czują,
tak samo kochają, tak samo cierpią, gniewają się, cieszą.. Jedno co nas od nich
różni to.. Czas.” Przerwał na chwilę zamyślony wpatrując się w ciemność.
Po chwili podjął z powrotem, nieco bardziej zduszonym głosem.
„Bogowie są wieczni, więc to oczywiste, że w pewnym momencie nadchodzi
chwila, gdy ich ukochane śmiertelne dziecko umiera, a ponieważ nie mogą mieć z
nami dzieci, nie pozostaje po nim nic prócz pustki i garści wspomnień…”
Spojrzałem na niego i w szarości wolno wstającego poranka widziałem płomienie
ogniska odbijające się w jego wyraźnie szklistych oczach .. I mógłbym przysiąc
że dostrzegłem łzę wsiąkająca powoli w jego brodę.
Iwan wie co to znaczy patrzeć jak ukochana osoba starzeje się i umiera.. I
wie dobrze jak ciężko żyć po stracie ukochanej. Nie mogli mieć dzieci więc jemu
też nic nie zostało prócz wspomnień.
Dotknąłem jego ramienia. Spuścił
głowę i pociągnął nosem, ale po chwili spojrzał na mnie i powiedział:
„Ale i tak było warto. Gdybym mógł cofnąć czas, to niczego bym nie zmienił”
powiedział dużo pewniejszym głosem.
Jednak we mnie niepewność pozostała. Widząc to jak Iwan cierpi, czy mógłbym
skazać Devanę na wieczny smutek? Może po jakimś czasie by zapomniała, ale po
jakim? A może wcale? Mówiła że ona nie może odszukać duszy zmarłego dziecka,
więc naprawdę została by sama.. A może .. może znowu by się zakochała? Tyle
niepewności, i pytań..
„Z Bóstwami jest jak z ludźmi.. Jedne są w stanie to zaakceptować, żyć
dalej z nadzieją że kiedyś, w jakiś sposób ich dusze znów się połączą.. A
inne..” Iwan zawiesił głos na chwilę, jakby zastanawiając się co ma powiedzieć.
„Była kiedyś taka historia o Bogu który tak kochał swoją ziemską kobietę,
że po jej śmierci oszalał. Znalazł potężnego czarnoksiężnika i zlecił mu
wykonanie artefaktu który mógł przywrócić do życia jego ukochaną. Ten, po wielu
próbach stworzył wreszcie Kamień Filozoficzny. Niezwykły przedmiot który był w
stanie przywrócić zmarłego do życia. Jednak efekt jego działania był przerażający..
Udało się sprowadzić z powrotem duszę do ciała, ale jego samego nie dało się
uchronić przed rozpadem.. Koniec końców, Bóg do reszty stracił rozum i został
odesłany z powrotem do Tenkai, a dusza jego ukochanej długie lata błąkała się
po świecie szukając maga który ją przywołał, aby mógł ją odesłać z powrotem w
zaświaty.”
Milczałem rozmyślając nad tym wszystkim.. Czy to właśnie chciała mi powiedzieć
Devana?
„Zawsze będę
cię kochać.” Co miała na myśli? I czemu zaraz potem tak mnie odepchnęła?
„Pamiętam, jak pierwszy raz pocałowałem Mari .. Wtedy też padało. Deszcz
nas złapał w drodze na misję i zanim zdążyliśmy znaleźć schronienie byliśmy
cali mokrzy. Biegliśmy traktem i przypadkiem wdepnąłem w kałużę. Błoto
ochlapało Mari i myślałem że się
wścieknie, ale tylko się roześmiała i popchnęła mnie w drugą.. przekomarzaliśmy
się tak ze śmiechem przez chwilę aż potknęła się i była by upadła gdybym jej
nie złapał. Trzymałem ją w ramionach, a ona, taka roześmiana patrzyła na mnie
tymi swoimi ślicznymi oczami.. Odgarnąłem jej mokre włosy z czoła a potem ..
tak jakoś .. samo się stało. Zaraz potem dostałem od niej w łeb, i kopnęła mnie
z całej siły w piszczel. Myślisz ze jak
uratujesz dziewczę przed głupią kałużą to sobie możesz na wszystko pozwolić?!
Rozdarła się na mnie wściekła i pobiegła do tej szopy co mieliśmy w niej
nocować. Zamknęła drzwi i nie wpuściła mnie choć lało jak z cebra. Przeziębiłem się i całe dwa dni przeleżałem
potem z gorączką. Mari chyba było trochę głupio, bo się mną opiekowała a potem
stwierdziła: Myślałam, ze taki duży
krasnolud poradziłby sobie z byle drzwiami od starej szopki.. No przecież
bym nie wywarzył drzwi.. Jeszcze by sobie coś złego o mnie pomyślała.. Ale
potem już poszło z górki.. Rok później byliśmy małżeństwem..”
„Dzięki Iwan..” powiedziałem cicho, i naprawdę byłem mu wdzięczny, bo dodał
mi trochę otuchy tą historią.. Może
jeszcze się nam ułoży.. Zobaczymy. W każdym razie nie mogę się tym tak
przejmować. To pierwszy raz kiedy w ogóle myślę o kobiecie w taki.. dziwny
sposób.. Nawet Allany nie powodowała u mnie aż takich emocji.. Może dlatego że
tak długo się znaliśmy.. Muszę się ogarnąć. Tuż obok nas jest wejście do podziemi
w których przeżyłem najgorszą jak do tej pory przygodę mojego życia, z którym
nota bene z ledwością uszedłem, więc muszę się skupić na bardziej
przyziemnych.. a raczej pod-ziemnych sprawach.
„Jak myślisz.. One się tam znowu rodzą?” spytałem po chwili wskazując na
wejście do podziemi.
„Chyba po prostu wróciły do domu.. Już nie czuję tu obecności Dungeonu”
Odpowiedział po chwili Iwan.
Czyli że wszystko się za niedługo okaże.. pomyślałem.
Ani się obejrzeliśmy jak świt na dobre ogarnął Dirthall.
Ptaki darły się jak opętane a szarość praktycznie ustąpiła miejsca zwykłemu
dziennemu światłu.
Wziąłem z wozu łuk i kilka strzał i poszedłem po coś na śniadanie.
Co prawda do mistrzostwa Devany było mi daleko, ale jeśli uda mi się podejść jakieś zwierzę wystarczająco
blisko, to na pewno dam sobie radę.
Jak na złość, choć odszedłem już dobre dwieście metrów od podnóży ruin nie
napotkałem nic, co mógłbym ustrzelić. Ani zająca, ani ptaka.. Nic.
Poszedłem w stronę strumienia, choć wiedziałem, że to nie jest szanowana
przez łowców taktyka, bo gdy polować przez dłuższy czas u wodopoju, to można na
tyle wystraszyć zwierzęta że na dobre wyniosą się z okolicy.. Ale potraktowałem
to jako jeden mały wyjątek. Jednak tam tez było pusto. Nic. Żadnych świeżych
śladów. Nagle coś dziwnego zaświtało mi w głowie: A co, jeśli to nie tylko ja jestem tu dzisiaj na polowaniu..?
Przeszedł mnie dreszcz. Skupiony na poszukiwaniu zwierzyny zupełnie
zignorowałem otoczenie. Stanąłem w miejscu i zacząłem nasłuchiwać. Starałem się
skupić tak bardzo, jak to możliwe aż nagle.. Wszystkie dźwięki otoczenia nagle
przygasły. Strumień jakby zwolnił swój bieg a jego szum stał się cichszy.
Gdzieś z lewej dobiegł mnie szybki, paniczny oddech jakiegoś zwierzęcia..
Obróciłem lekko głowę, gdy wtem..
..gggGGGRRRRrrrr…. tuż przede mną,
gęstych zarośli dobiegł mnie groźny pomruk. Błyskawicznie odwróciłem się
w tamtą stronę.
Niedźwiedź .. pomyślałem i ciarki przebiegły mi po plecach.
Znałem ten odgłos. Czasami pojawiały się niedaleko Nestyr. Dlatego zazwyczaj
chodziliśmy do lasu co najmniej czwórkami. Dwóch łuczników, jeden z mieczem i
jeden z włócznią. W przypadku ataku, łucznicy starali się odciągnąć uwagę
bestii, włócznik atakował z półdystansu a miecznik czekał na okazję by zadać
śmiertelny cios..
Jako że nikt nie kwapił się do walki na krótki dystans, mi zawsze
przypadała w udziale walka mieczem. Jednak zazwyczaj była to już poważnie ranna
bestia, którą tylko należało dobić uskakując przed młócącymi na oślep łapami
uzbrojonymi w potężne pazury.
Tu jednak byłem sam.. Niedźwiedź
mnie już zwietrzył, bo wyszedł z krzaków łamiąc po drodze kilka młodych
drzewek.
Co za
bestia.. przeszło mi przez głowę. Nawet na czterech łapach miał dobre dwa metry
wysokości.
Ucieczka była bez sensu. Za sobą miałem dość głęboki strumień, a po bokach
gęste krzaki.. jedyną drogę zagradzał mi .. Niedźwiedź.
GGGGRRRROOOOAAAAHHH!!!! Ryknął stając na tylnych łapach.
Już miałem użyć łuku, ale odrzuciłem go w krzaki. Nic bym mu nie zrobił
strzałami, nawet z tak bliska. Wziąłem lekkie, szybkie strzały na drobną
zwierzynę. Nawet nie przebiły by się przez futro, a nie miałem oka i ręki
Devany by celować w bardziej czułe punkty.
Szybkim ruchem wyjąłem Moonlight Shadow. Niedźwiedź opadł z impetem na
cztery łapy dosłownie o centymetry mijając moje udo. Ciąłem z rozmachem w kark.
Trysnęła krew, ale poza głęboką raną nie zrobiłem mu większej krzywdy. Zdążył
już nazbierać sporo tłuszczu przed zimą, więc takie cięcie nie zdołało się
przebić. Jedyna szansa to trafić w serce gdy znów stanie na dwóch łapach.
Jednak bestia ani myślała tak się odsłonić. Machnął łapą z całych sił zmuszając
mnie do odskoczenia w tył. Byłem coraz bliżej strumienia i powoli kończyło mi
się pole manewru.
Klack! Wielkie
szczęki kłapnęły niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
Przetoczyłem się w prawo w ostatniej chwili lądując tuż pod krzakiem jeżyn.
Ze wszystkich sił starałem się zebrać w sobie, tak, by wywołać swój czar Skupienie. Nagle się udało. Tak jak
przed chwilą, choć tym razem bardziej świadomie aktywowałem swoją umiejętność.
Gdy Bestia uniosła lewa łapę by mnie dostać, wykonałem unik i ciąłem z całych
sił. Nie byłem w stanie przerąbać potężnych kości, ale krew tryskająca z
rozległej rany od barku aż do połowy lewej łapy mówiła że tym razem obrażenia
są dużo bardziej dotkliwe. Niedźwiedź starał się poruszać na czterech łapach,
ale po moim ataku uszkodzona lewa łapa odmówiła mu posłuszeństwa.
GgggrAAAoo!OOOO! Z głośnym rykiem stanął na tylnych łapach przygotowując do
ataku. Teraz mam szansę.. pomyślałem
i rzuciłem się w jego stronę z całą dostępną prędkością. Trzymając miecz w obu
rękach wystrzeliłem jak z procy aż kamienie wylatywały mi spod podeszw. Gdy
bestia uniosła prawą łapę by zadać cios – ja już byłem w powietrzu. Całą siłę
włożyłem w to uderzenie. Miecz zagłębił się aż po rękojeść w piersi bestii a
następnie ja sam wyrżnąłem z impetem w jego cielsko zwalając go z nóg.
RRRAAAgaagggooohhhh.. Bestia
stęknęła i głucho zwaliła się bez życia na ścieżkę. Natychmiast wstałem i
wyjąłem miecz z jego piersi. Starałem się za wszelka cenę uspokoić myśli i
wyłączyć efekt Skupienia. Po chwili mi się udało i świat wokół mnie wrócił do
normalności.
Jest dobrze.. pomyślałem. Faktycznie było dobrze. Udało mi się prawie na
zawołanie aktywować mój czar a potem go wyłączyć.. I choć nie było to łatwe,
wiem już mniej więcej jak mam to robić! Czułem się jakby nowa moc ogarnęła moje
ciało. Jeszcze pełen euforii odciąłem do reszty lewą łapę niedźwiedzia i
uginając się trochę pod jej ciężarem ruszyłem w stronę obozowiska.
Gdy przeszedłem przez dziurę w murze zobaczyłem że Devana już wstała a Iwan
starał się na powrót rozpalić przygasłe ognisko.
„Co ześ tam robił chłopce? Miołes zatwardzynie cy co? Takie odgłosy do nos
dochodzieły ze ześmy się zaceli martwić..” powiedział Iwan nawet nie patrząc w
moją stronę. Rzuciłem niedźwiedzią łapę na ziemię a Devana w milczeniu
poklepała Iwana dłonią po ramieniu.
„Fiuuuu… A gdzie ześ to znaszed? Na królicom łapke to mi to nie wyglondo..”
powiedział patrząc na moją „zdobycz”.
„A beło se przycepione do takigo jednygo niedźwiedzia, ino ze po dobroci
łoddać nie kcioł to zek go musioł trochę popieścić..” powiedziałem
przedrzeźniając jego gwarę.
Iwan spojrzał na mnie z głupią miną mrugając oczami a Devana zaniosła się
śmiechem.
„Łostatni roz ześ posed po prowiant.” Powiedział po chwili Iwan.
„Jak ześ na sniodani przyniós niedźwiedziom łape, to co by my mieli na
łobiad? Smocy łogun?!”
„To był przypadek..” starałem się bronić..
„Przypadek.. wielkie mi co..” mruczał Iwan. „Ciebie ino spuścić z oka a ześ
gorsy niż Cerber..” dalej marudził pod nosem oprawiając mięso.
„Wis.. chyba zek cie bardzij woloł zanim ześ tom Falne dostoł..” dodał
patrząc na mnie z ukosa.. ale idę o zakład, że kilka wesołych iskierek tańczyło
w jego oczach gdy się na mnie patrzył.
„To co się stało?” spytała już uspokojona Devana.
Opowiedziałem jak umiałem.. że nie mogłem nic znaleźć, że poszedłem nad
wodopój i spotkałem niedźwiedzia..
„On miał chyba taki sam pomysł jak ty, i dlatego cię zaatakował. Wszedłeś
na jego teren łowiecki.” Powiedziała Devana.
Racja.. pomyślałem. To w sumie my tu jesteśmy intruzami.. A Devana zna się
na tym najlepiej ze wszystkich. W końcu jest boginią łowców…
„Musimy tam iść i zabrać tyle mięsa ile zdołamy.. a także skórę i kły.”
Dodała po chwili.
„Ale jak my to weźmiemy? Przecież za chwilę zacznie gnić..”
„Mamy kryształ z lodowni więc nie zacznie, a niedźwiedzie mięso bardzo w
cenie stoi, więc jeśli Na Rozstajach tego nie kupią, to przyda się w mojej
restauracji.” Powiedziała z przekonaniem.
„Co racja to racja” dodał Iwan.” Poza tym jak zacnie się psuć, to się do
niego zlezom ścierwojady, a racyj nom ik tu nie trza.” Dodał pod nosem.
Choć to była Iwana kolej na gotowanie, Devana wspaniałomyślnie zdecydowała
się go zastąpić, a nas wysłała po resztę mięsa.
„Ja bym się tam na nic nie zdała bo to dla mnie za ciężkie, więc zostanę i
zrobię śniadanie, a wy weźcie Klemensa i
się pospieszcie.”
„Pewnie się bała ze zmarnujem dobrom pieceń..” powiedział markotnie Iwan po
drodze.
„Wiesz.. Ostatni królik ci trochę nie wyszedł..” powiedziałem
dyplomatycznie..
Nie wyszedł to dość
delikatne określenie. Nie chciało mu się smażyć go w garnku, bo za dużo
zmywania by było, więc po prostu upiekł go nad ogniem.. A w zasadzie kompletnie
wysuszył. Żucie tej podeszwy którą dostałem razem z kromką chleba zajęło mi
dobre pół godziny. Szczęki mnie tak po tym bolały, że na drugi dzień rano nie
mogłem się nawet uśmiechnąć.
„No, ale następnym razem będzie lepiej..” powiedziałem starając się go
pocieszyć.
„Eh.. Cłowiek całe zycie się ucy, a i tak głupi umiero..” Iwan trochę
poweselał. „Tamtymu królikowi już nic nie pomoze, ale nastympnym razem zobiere
tyn gornek tak jak mi Devana radziła..” powiedział i mrugnął do mnie okiem.
„Uuuch.. Wielki był skurcybyk..”
Wyszliśmy prawie zza zakrętu ścieżki i naszym oczom ukazało się cielsko
niedźwiedzia. Teraz gdy na niego spojrzałem na chłodno, kiedy emocje po walce
zdążyły opaść, musiałem przyznać Iwanowi rację. Ponad czterometrowe, masywne
cielsko, całe pokryte brunatnym futrem. Łapy zakończone wielkimi pazurami, a kły
miały dobre dziesięć centymetrów długości. Gdyby mnie choć drasnął, już bym się
nie podniósł.
„To Battle Boar.. Jak tyś doł rade go samemu powalić..?” Iwan patrzył na
mnie z podziwem.
„Udało mi się aktywować Skupienie
i w sumie nie było aż tak ciężko..” powiedziałem jakby od niechcenia.
„Nie być taki pewny siebie, bo cie to zgubi..” przestrzegł mnie Iwan.
„N-nie to miałem na myśli..” dotarło do mnie ze Iwan chyba trochę źle mnie
zrozumiał.
„Po prostu gdy zaczęło działać Skupienie ten niedźwiedź wydał się być
strasznie wolny.”
Zacząłem mu opowiadać przebieg walki, podczas gdy Iwan wprawnymi ruchami
oprawiał zwierzę. Gdy doszedłem do końca, widać było że był ze mnie zadowolony.
„Czyli udało ci się samemu zgasić ten czar..?” zapytał dla pewności.
„Uhm.. Bałem się że mi się mana wyczerpie więc jakoś się do tego zmusiłem.”
„Bardzo dobrze. Świetnie ci idzie Blake. Naprawdę. Będzie z ciebie
wspaniały wojownik!”
Nie bardzo wiedziałem jak mam się zachować, bo poza rodzicami rzadko kiedy
ktoś mnie za coś chwalił.
Na szczęście Iwan szybko zmienił temat i kazał mi przynieść dwie długie
żerdzie. Zrobiliśmy z nich coś w rodzaju sań, których końce przymocowaliśmy do chomąta
Klemensa i rozpięliśmy między nimi niedźwiedzią skórę. Następnie ułożyliśmy na niej całe mięso jakie
mieliśmy zabrać, a resztę Iwan poćwiartował i rzucił w las.
„Wilki bydom miały ucte” mruczał pod nosem jak wracaliśmy.
Prowizoryczne sanie uginały się pod ciężarem, żłobiąc głębokie bruzdy w
ubitej ścieżce. Gdy zbliżaliśmy się do obozu doszedł nas przyjemny zapach
jedzenia. Aż mi zaburczało w brzuchu. Iwan ponaglił Klemensa i po chwili
dotarliśmy na miejsce.
Jednak zanim zaczęliśmy jeść, pomogliśmy Devanie dokończyć porcjowanie
mięsa i po zawinięciu wszystkiego w wielkie liście jakich kazała nam nazbierać
w pobliżu, ułożyliśmy je na niedźwiedziej skórze a do środka włożyliśmy
kryształ lodowy. Zawinęliśmy to w wielki tobół i obłożyli derkami i sianem.
Jeszcze zanim skończyliśmy jeść, skóra w którą zawinięte było mięso pokryła się
szronem.
„Bardzo dobrze. Teraz na pewno się nie zepsuje.” Powiedziała Devana.
Zaczęliśmy się zbierać do zejścia na dół. Tym razem jednak obyło się bez
większych przygotowań. Każde z nas wzięło po magicznej lampie i poszliśmy
prosto do wejścia.
Niedaleko schodów dostrzegliśmy dwie małe kupki szarego pyłu które już
zaczął rozwiewać wiatr.
Spojrzeliśmy z Iwanem na Devanę.
„No co? Chyba poczuły jedzenie, bo wyszły.. prosto pod strzałę..”
powiedziała wzruszając ramionami jakby nigdy nic.
Nic już nie mówiąc zeszliśmy schodami na dół. Te dwa Koboldy które
ustrzeliła Devana chyba były ostatnimi z tych ruin, bo poza kilkoma
nietoperzami nie znaleźliśmy innych śladów życia na żadnym poziomie.
Wspomnienia wróciły do nas, gdy dotarliśmy na trzecie piętro, do lodowni.
Potężna pawęż i maczuga w dalszym ciągu leżały na posadzce, w miejscu gdzie o
mało nie straciliśmy życia.
Przeszły mnie dreszcze na samą myśl.
Devana chyba czuła się podobnie, ale nadrabiała dzielnie miną.
Patrzyłem na nią z ukosa gdy w nikłym świetle magicznej lampy rozglądała
się po wielkiej komnacie. Wyglądała o niebo lepiej niż wieczorem, więc ta maść
chyba jednak jest naprawdę dobra.. a z drugiej strony.. Niczym nie dawała
poznać po sobie że ma jakiekolwiek wrażenia po moim wczorajszym zachowaniu..
Prawie jakby nic się nie stało, choć.. dało się wyczuć że jakby trzyma mnie
trochę na dystans.. nasze spojrzenia rzadziej się spotykają.. Takie drobne
szczegóły, ale dla mnie .. Heh.. chyba za
bardzo się tym przejmuję.. pomyślałem. Brak mi kompletnie doświadczenia w
tych sprawach więc.. Poza tym .. powiedziała że zawsze będzie mnie kochać więc
chyba to nie powód do zmartwień..
„Blake!!”
Głos Iwana wyrwał mnie z zadumy.
„Idzies na dół, cy mos zamiar do wiecora tak stać i gapić się przed
siebie?”
Oboje z Devaną stali przed rozwaloną ścianą za którą widać było schody
prowadzące do jaskini poniżej.
Kompletnie odpłynąłem zagubiony w myślach i nawet nie zauważyłem że stałem
tak jak słup soli przez dobre kilka minut…
„Już idę.. zamyśliłem się..” powiedziałem trochę speszony i podążyłem za
nimi.
Schody powoli przeszły w lekko opadającą w dół rampę. Było tu dużo jaśniej niż na górnych piętrach.
Jakiś fluorescencyjny mech porastał ściany i sklepienie jaskini rzucając blade
światło na otoczenie.
Od razu rzucił mi się w oczy wielki, teraz już strzaskany kryształ.
Jego część dalej tkwiła w niewielkiej niszy w ścianie na prawo od wejścia.
Sądząc po rozmiarach wgłębienia w którym tkwił, miał może z półtora metra
wysokości i około metr średnicy.
Nie wiem co Iwan miał na myśli mówiąc ze ten kryształ wydawał mu się być
żywy, jednak teraz, z całą pewnością nie było w nim nawet iskry życia.
Porównując go z kryształami wyjętymi z zabitych potworów – ten był zwyczajnie
martwy.
Wokół walały się szczątki poległych wojowników. Pośród pogiętych zbroi i
potrzaskanych hełmów widać było wyraźnie że należały do różnych ras.
Grubokościste szczątki krasnoludów, kilka drobnych, prawie dziecięcych
rozmiarów należących do prumów.. Sądząc po resztkach ogonów nawet i paru
zwierzołaków zakończyło swój żywot w tej jaskini.
Naliczyłem w sumie ponad dwadzieścia szkieletów, większość niekompletnych, rozrzuconych
dość przypadkowo po dnie tej stosunkowo niewielkiej jaskini.
Jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
„Coś tu nie pasuje..” powiedziałem rozglądając się wokół.
„Sądząc po zbrojach, większość z nich to byli wojownicy.. więc dlaczego
prawie nie ma tu broni? Mieczy czy tarcz?..”
„Też o tym pomyślałem rzekł Iwan. Dziwna sprawa..”
„Bo to.. Spiżarnia..” odrzekła zduszonym głosem Devana.
Patrzyliśmy jak przygląda się z bliska szczątkom przyświecając magiczną
lampą.
„Zostali zaatakowani gdzie indziej, a dopiero potem zostali tu
przyniesieni. Sądząc po tym co zostało, część jeszcze żyła..”
Jej słowa sprawiły że zimny pot oblał moje plecy.
„Uh.. To chyba robota tego orka..”
powiedział cicho Iwan. Widać było że też
jest wstrząśnięty jej słowami.
Nie ma się co dziwić.. Co innego zginąć w walce, a co innego zostać
przyniesionym w takie miejsce ze świadomością że jest się.. żywym inwentarzem..
Jak owce w zagrodzie czekając aż przyjdzie twoja kolej…
„Skąd pewność że żyli..?” spytałem cicho.
„Tam w rogu jest zagłębienie a w nim pełno ludzkich odchodów…” odparła.
Starała się być rzeczowa, na zimno analizować otoczenie i wyciągać
wnioski.. jednak jej głos tak samo jak ręce trzymające lampę drżał z
targających nią emocji.
Dotarło to do mnie z pełną mocą.
To normalne, że w chwili śmierci wszystkie mięśnie wiotczeją i zdarza się
że umierając, zwierzę czy człowiek, opróżni swoją zawartość nie mając już nad
sobą kontroli.. Jednak odchody skupione w jednym miejscu, w najdalszym kącie
jaskini, sugerują jedno – świadome działanie..
„Ilu z nich.. och.. Ilu jeszcze żyło..” Słowa same wyszły z moich ust.
„Nie mam pojęcia, ale.. tamten dół jest dość duży…”
Rozglądałem się wokół i ogarniała mnie
rozpacz.. tylu ludzi, nieludzi spotkał tutaj tak straszliwy koniec..
Nagle coś mnie tknęło.
„Iwan.. Devana .. Ile jest tych ruin..?”
„Ja znam chyba pięć.. Koło głównych szlaków..
Oczywiście nie licząc jaskiń i tym podobnych.. a czemu pytasz?”
„Chyba nie myślisz że..” Devana pierwsza
zrozumiała co mam na myśli..
„Jedne są niedaleko Nestyr..” rzekł cicho
Iwan..
„Ale oni są raczej bezpieczni. Te dwa orki
chyba były stamtąd, a ja je ubiłem
więc…” dodał po chwili patrząc na mnie
spod swoich krzaczastych brwi.
Jakaś część mnie chciała natychmiast pędzić
do Nestyr, żeby sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku.. Ale racjonalnie na
to patrząc..
„Musimy dotrzeć do jakichś map, informacji..
Jeśli taki sam kryształ jest w każdej…”
Nie musiałem kończyć. W ich oczach widziałem
tą grozę która ukazała nam się w tej niewielkiej jaskini pod gruzami Dirthall.
„Nie wydaje mi się..” powiedział po chwili
Iwan. „Było by już dawno o tym głośno. Jak tu byłem ostatni raz z Mari, to poza
Cieniami powyżej nic innego tu nie zastaliśmy.
To musi być coś nowego..”
„Gdzie są następne najbliższe ruiny?”
spytałem .
„Thorn i Ravenpick, obydwa w pobliżu
Reanore.. Ale to nie możliwe żeby..”
„Musimy je sprawdzić i tak, a skoro są po
drodze to nie zawadzi zerknąć.” Powiedziałem stanowczo. Iwan miał rację, ruiny
pełne potworów tuż obok miasta – tego nie dało by się przeoczyć.. ale równie
dobrze, jeśli potwory w nich są na bieżąco eliminowane, to jeśli jest tam taki
kryształ również – może nie mieć dość mocy by przyzwać coś większego… Jednak
jeśli znajdziemy tam taki kryształ – wtedy możemy założyć że będzie taki w
każdych ruinach. I po to nam będą potrzebne mapy.
Z jednej strony, już bym chciał tam jechać i
natychmiast znać odpowiedź. Szkoda tracić czas.. jednak.. zbytni pośpiech też
nie jest wskazany. Łatwo coś przeoczyć, a naprawa błędu może nas wiele
kosztować. Nie tylko nas.
„Iwan..”
„Co tam?”
„Kiedy mówiłeś że ‘Czujesz Dungeon’.. co miałeś na myśli?”
„Trudno
to opisać.. Musiałbyś tam być, w Dungeonie, żeby to poczuć..” powiedział zamyślony.
„To jakby ciągła świadomość mrocznego życia istniejącego wszędzie wokół ciebie.
Ciągłe napięcie, gdy dusze potworów obserwują cię, gotowe by w każdej chwili
otrzymać ciało, narodzić się i stanąć do walki.. Świadomość zagrożenia
czyhającego na każdym kroku..”
„Wystarczy że wejdziesz do lochów żeby to
poczuć?”
„Gdy tu razem weszliśmy ostatnio to tak..
dało się to odczuć.. A czemu pytasz?”
„A gdy wcześniej tu byłeś..”
„…?!” Iwan Otworzył szeroko oczy…
„Właśnie! Nigdy wcześniej nie miałem takiego
wrażenia!!” Tak jakby go teraz dopiero olśniło.
„Chociaż.. Był taki raz..” powiedział nagle
cichszym głosem.
„Jeszcze zanim ruszyłem do Orario.. Już
kiedyś to poczułem…”
Spojrzeliśmy na niego z Devaną zaskoczeni.
„Ta blizna na plecach.. Pamiętasz jak ci
mówiłem..”
„O smoku?” zapytałem trochę ironicznie..
„No.. w zasadzie to smoka tam nie
widziałem..” powiedział trochę speszony Iwan.
„Przebiłem się do jakiejś jaskini , ale
zarwał się strop i mnie przysypało. Dwa dni kamraci kopali żeby się do mnie
dostać…”
Iwan przerwał na chwilę i zamyślił się.. Brwi
mu się jeszcze bardziej nastroszyły gdy sięgał pamięcią do czasów swojej
młodości.
„Czułem to gdy tam leżałem” powiedział w
końcu.
„To samo, co potem w Dungeonie. – Groźne,
mroczne, niebezpieczne.. życie.”
„Widziałeś coś?
„Nic.. Najgorsze, że gdy mnie odkopali, nikt nie
chciał uwierzyć że za ścianą jest jaskinia.. Próbowali się przedostać, ale
skała była tak twarda, że trzeba by ją było wysadzić, a otoczenie było zbyt
niestabilne…”
„Zaleczyło się..”
„Ano zaleczyło.. Teraz jak na to patrzę, to
widzę to jak na dłoni, ale wtedy byłem zbyt młody i niedoświadczony…”
„A kiedy wróciłeś z Orario.. Byłeś tam?”
„Tak.. Ale wszystko było jak wcześniej.. Nikt
tam nie kopał, bo żyła się skończyła, a cały pokład zawalili żeby nie było
tąpnięć…”
„Czyli że tam też będzie mały Dungeon..”
„To więcej niż pewne..” powiedział. „Tylko że
nikt nie zna wejścia..”
„Wejście będzie .. u góry..” powiedziała
Devana.
„Nikt nie wie gdzie.. Opowiedziałem to kiedyś
Demeter jak się dopytywała o moje
blizny, i wysłała tam grupę zwiadowców.. ale nikt nic nie znalazł, a w okolicy
też wtedy było spokojnie więc odłożyli to na bok..”
„Nas to na razie też nie interesuje..”
powiedziałem po chwili namysłu..
„Z gór nie dochodzą żadne niepokojące
wiadomości.. więc nawet jeśli tam jest Dungeon, to jest zamknięty i nic się nie
wydostaje. A my musimy się zająć tym co mamy tutaj.” Powiedziałem patrząc na
niszę w której wciąż tkwiły resztki kryształu.
„To wszystko może być powiązane..”
powiedziała Devana.
„Nie wątpię..” odparłem. „Ale na razie jest
nas troje, z czego tylko ja i Iwan mamy Falnę, a tylko Iwan ma poziom
pozwalający na eksplorację czegokolwiek poza babciną piwniczką, wiec i tak tam
na razie nie pójdziemy..” dodałem.
„Nie jest z tobą tak źle..” Iwan starał się
być .. miły.
„Puściłbyś mnie na dziesiąty poziom w
Dungeonie?” zapytałem.
„No… nie.. co to to nie.. To co innego..”
Wyraźnie się zmieszał.
„Więc sam widzisz. Nie ma szans.”
„Ale tu potwory są słabsze..”
„Gdzie leży twoja wioska Iwan?”
„Tuż u podnóża Beor.. Jakiś tydzień drogi
stąd..”
„U podnóża.. a tunele jak kopaliście…?”
„Z reguły w dół i na boki.. Przecież to
normalne..” powiedział.
„O cholera….” Iwan po sekundzie załapał o co
mi chodzi.
„To, do czego dokopał się Iwan za młodu, to
nie był czwarty poziom jakiegoś zapomnianego loszku..” powiedziała cicho
Devana, która chyba również zrozumiała co mam na myśli.
Spojrzeliśmy po sobie.
„Na razie tam się nic nie dzieje.. ale trzeba
nam i tak zebrać ekspedycję.”
„O
czym myślisz?”
„Jeszcze nie wiem.. Nie wiem na pewno. Ale
możliwe, że to wszystko jest ze sobą jakoś połączone..”
„Czyli że musimy zebrać jak najwięcej
informacji i to tak szybko jak się da.” Devana nie miała wątpliwości.
„Informacje to jedno.. ale tu potrzebna jest
drużyna..” Iwan rozglądał się powoli po jaskini pełnej szczątków..
„Mówiłeś że ten kowal ma drugi poziom..”
powiedziałem nieśmiało.
„Janson się nie nadaje.. Drugi poziom to jest
nic, a poza tym on się tu przeniósł właśnie po to żeby nie mieć nic do
czynienia z Dungeonem..”
„Drugi poziom to nic?!’’ Aż mnie zatkało.. W takim razie dlaczego Iwan
wciąż ma mnie na uwadze skoro mam ledwo
pierwszy a i to od niedawna..?
„To kowal.. Umie robić mieczem, bo testuje
swoje wyroby. Do Dungeonu chodził tyko po to, żeby zdobyć drugi poziom.. gdy to
się stało, wrócił tutaj.”
„No.. ale ja mam raptem pierwszy.. też się
nie nadaję.”
„Coś mi się zdaje, że nie trzeba będzie długo
czekać aż mnie prześcigniesz..” Iwan spojrzał na mnie z ukosa.
Nie podzielałem jego optymizmu, ale to nie
był ani czas ani miejsce na takie dyskusje.
„Co zrobimy z nimi..?” spytałem po chwili.
„Nic.” Odpowiedział Iwan.
„Już nic gorszego ich nie spotka. Nie mamy
jak wykopać im tu mogiły. Najchętniej bym po prostu zawalił tą wieżę, ale do
tego potrzeba by naprawdę silnej magii.”
Nie chciałem ich tu tak zostawiać. Było mi
ciężko na duszy ze świadomością, że nie dość że spotkał ich tak okrutny los, to
jeszcze ich szczątki nie doczekają się pochówku.
„Kiedyś tu wrócimy i sprawimy im porządną
mogiłę, ale na razie musimy to tak zostawić.”
„Chodźmy.. Nic tu po nas.” Dodała Devana.
Chcąc nie chcąc musiałem się z tym pogodzić.
Wyszliśmy z powrotem na powierzchnię, po
drodze sprawdzając ślady jakie Iwan zrobił
toporem na murach pierwszego dnia gdy tu byliśmy. Tak jak przypuszczał,
nie było żadnych oznak samonaprawy, co tylko utwierdziło nas w przekonaniu że
to miejsce naprawdę jest martwe.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, słońce prawie
osiągnęło swój najwyższy punkt, więc zbliżało się południe. Postanowiliśmy
wyruszyć niezwłocznie, jednak ja uparłem się żeby zasłonić czymś wejście do
podziemi. Z pomocą Klemensa przytargaliśmy jedno grube skrzydło drzwi które
odpadły z przegniłej framugi wejścia do koszar. Było wystarczająco duże by
całkiem zasłonić wejście do lochów. Jednocześnie na tyle ciężkie i mocne, że
nie musieliśmy się martwić że jakieś zwierzę czy nawet Koboldy będą w stanie je
ruszyć.
„Niepotrzebna strata czasu..” marudził Iwan
tachając grubą złamaną krokiew. Jednym końcem wetknęliśmy ją w szczelinę między
kamieniami powyżej drzwi, a drugi oparliśmy na ziemi tak, że biegnąc ukosem
zabezpieczała masywne skrzydło przed wypchnięciem od środka. „Przynajmniej nie
będzie niespodzianki gdy znów się tu pojawimy.” Odparłem nie zrażony jego
utyskiwaniami.
„Żadne małe stwory sobie z tym nie poradzą,
więc loch pozostanie pusty.. Jednak jeśli okaże się że coś sforsuje to
zabezpieczenie, to będziemy wiedzieli że coś naprawdę wielkiego może tam na nas
czekać i dzięki temu nas nie zaskoczy.” Dodałem tłumacząc swoje powody.
„O tym nie pomyślałem..” powiedział Iwan
spoglądając na mnie z ponad wielkiego głazu który właśnie przytoczyliśmy by
zabezpieczyć dolny koniec krokwi.
„Masz łeb nie od parady” dodał z uśmiechem.
„To tylko moje tchórzostwo..” odparłem
onieśmielony jego komplementem.
„Na pewno tu wrócę, więc chciałem się
zabezpieczyć..” dodałem.
„Przezorność, to nie brak odwagi tylko oznaka
dojrzałości.” Powiedziała Devana stając za moimi plecami.
„Cieszę się że nie lekceważysz
niebezpieczeństwa nawet jeśli nie wydaje się być duże. Dzięki temu jest szansa
że dożyjesz starości”
Nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, więc
tylko spuściłem głowę i energicznie zacząłem sprawdzać czy krokiew dobrze
siedzi na swoim miejscu.
„Trza go bydzie zapisać na kurs ogłady dla
niewinnyk panienek, bo sie strasnie bidok peszy jak go kto pochwoli..”
powiedział półgłosem Iwan do Devany, upewniając się że słyszałem każde słowo. Czułem
że uszy mi płoną a bałem się odwrócić, bo sądząc po zduszonym śmiechu Devany
mieli ze mnie niezły ubaw.
Na szczęście najwyższy czas był ruszać, więc
moja męka nie trwała długo.
Ale i tak, co spojrzałem na Devanę czy Iwana,
dostrzegałem wesołe iskierki w ich spojrzeniu. Zagryzłem wargi i ruszyłem
przodem ‘żeby sprawdzać czy po deszczu
grunt nie jest zbyt miękki..’
…***…
Już kilka godzin jechaliśmy traktem w
kierunku karczmy Na Rozstajach.
Moi towarzysze dali mi w końcu spokój i plotkowali
zawzięcie o różnych swoich znajomych z miasteczka. Słuchałem ich jednym uchem
idąc raźnym krokiem przed Klemensem, pochłonięty swoimi sprawami.
Excelię można zbierać również przez trening,
tak mówiła Mabbet, więc zająłem się swoim treningiem..
Co prawda nie miałem zamiaru wymachiwać mieczem na oślep, za to skupiłem się na
swojej magii. To moja najsłabsza jak do tej pory strona, a w dodatku nie za
bardzo wiem jak jej używać, więc starałem się jak najlepiej opanować swoje Skupienie.
Tak jak tuż przed walką z niedźwiedziem,
starałem się wyłowić jak najwięcej głosów zwierząt, eliminując jednocześnie tło
takie jak szum wiatru, głosy towarzyszy czy skrzypienie kół. Coraz lepiej mi to
wychodziło. Zacząłem wyczuwać moment przełamania,
chwilę w której moja magia zaczyna działać, i skupiałem się na odczuciach i
emocjach jakie towarzyszą włączaniu się
czaru. Próbowałem na przemian aktywować i wygaszać swój czar w coraz krótszych
odstępach, jednocześnie robiąc przerwy na regenerację many. Szło mi naprawdę
świetnie. Zauważyłem do tego, że mam zupełnie inne wrażenia gdy tylko
przeszukuje otoczenia, a inne, gdy skupiam się na jakiejś konkretnej rzeczy czy
osobie. Tak jakbym mógł podzielić swoje Skupienie na dwa odrębne efekty – walkę
i przeszukiwanie… Gdy dotarliśmy do miejsca naszego postoju było już szaro, a ja
byłem tak pochłonięty swoim treningiem, że kompletnie straciłem poczucie czasu.
Zaczęliśmy przygotowywać miejsce na postój.
Iwan zajmował się Klemensem, Devana
przygotowywała nam posłania a ja oprawiałem na kolację dwa ustrzelone przeze
mnie króliki.
Gdy skończyłem, Iwan prawie przyniósł drewno
na ognisko, więc mogliśmy się zająć przygotowywaniem kolacji.
Taka.. dziwna cisza panowała cały czas..
Czułem się dziwnie, bo praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie.
Co się
dzieje.. pomyślałem, gdy wtem Iwan przerwał milczenie:
„Eh.. Przepraszam Blake.. nie powinienem się
tak naśmiewać..” powiedział po cichu.
„He?!” Nie wiedziałem o co mu chodzi.
„Ja też nie powinnam.. To nic złego przecież
że jesteś trochę nieśmiały..”
Patrzyłem to na jedno to na drugie,
kompletnie osłupiały i nie wiedziałem co powiedzieć.
„Wszystko w porządku?” zapytała Devana widząc
moja minę.
Naprawdę wyglądała na zmartwioną. Patrzyła mi
w oczy z taką troską z jaką matka patrzy czy jej chore dziecko czuje się już
lepiej..
Nagle mnie olśniło!
„Heeeh…!! To ja Was przepraszam!!”
powiedziałem kompletnie zawstydzony.
Zdałem sobie sprawę, że skupiając się na
swoim treningu i jakby wyłączając otoczenie zacząłem ich ignorować, nie
odzywałem się, nie odpowiadałem na pytania.. To faktycznie mogło wyglądać
jakbym był na nich zły.
Szybko wytłumaczyłem im dlaczego tak się
zachowywałem, przepraszając ich co drugie zdanie.
Całe napięcie nagle opadło. Małe
nieporozumienie, a urosło do prawie całkiem sporego problemu.
„Już zek myśloł ze zek mocno przesadził i mos
nas dość..” powiedział całkiem odprężony Iwan.
„Ja też się martwiłam..” powiedziała Devana
bezwiednie kładąc mi dłoń na policzku. Patrzyła mi w oczy a ja zaczynałem się
robić cały gorący.
„To był tylko trening.. zagapiłem się..
jeszcze raz przepraszam..” powiedziałem cicho starając się unikać jej wzroku..
Gdybym pozwolił żeby nasze spojrzenia się spotkały to bym chyba eksplodował.
„To cego zes się dzisiaj naucył?” zapytał
zaciekawiony Iwan.
„W zasadzie to.. umiem już na żądanie
aktywować i wyłączać Skupienie.”
Brzdęęęk.. Łyżka którą
Devana trzymała w dłoni, spadła na ziemię obijając się o kamienie.
„Nauczyłeś się tego w osiem godzin?!” Była
totalnie zdumiona.
„No.. Nie.. zanim walczyłem z niedźwiedziem
to mi się włączyło i teraz tylko starałem się..”
„Ty nos racyj uprzedzaj jak ci się casem
cosik nowygo włoncy przez przypadek dobrze?” Iwan był w takim szoku że zaczął
mieszać gwarę z poprawną Koine.
„Czy to ma też wpływ na.. tropienie i celność?”
spytała Devana przerywając Iwanowe zaskoczenie.
„Chyba tak.. czemu pytasz?”
„Bo bez słowa porwałeś z wozu łuk i dwie
strzały, strzeliłeś na oślep prosto w gęste krzaki.. a potem poszedłeś tam i
wróciłeś z tym..” powiedziała pokazując nożem dwa króliki które Iwan właśnie
skończył porcjować, i układał w garnku między warzywami i ziemniakami na
duszonkę.
Przypomniałem sobie..
Podczas treningu Skupienia skanowałem otaczający nas świat. Starałem się stopniowo
rozszerzać zasięg, aż osiągnął prawie dwadzieścia metrów.
Wtedy je wyczułem. Dwa szybko bijące serca
zwierzyny. Widziałem je jakby w zwolnionym tempie. Porwałem łuk i strzeliłem
prosto w nie, nie chybiając nawet o centymetr.
„Zobaczyłeś je przez krzaki?” Iwan był pod
wrażeniem.
„Jakby ich nie było..” odpowiedziałem.
Krzaki i drzewa widziałem jakby to były
półprzezroczyste przeszkody. Dzięki polepszonej percepcji z łatwością znalazłem
moim strzałom drogę pomiędzy nimi. Poprzez
chwilową poprawę szybkości, siły i zręczności, mogę reagować dużo szybciej,
więc odczuwam to jak spowolnienie czasu. Mogę lepiej analizować otoczenie,
oceniać sytuację i podejmować adekwatne działania płynnie i bez zbędnego
chaosu.
„Niesłychanie przydatna umiejętność..”
powiedziała z podziwem Devana ..
Znienacka Iwan rzucił we mnie świeżo obranym
ziemniakiem.
Moje Skupienie
włączyło się jakby automatycznie.
Trzymanym w prawej ręce nożem przeciąłem go w
powietrzu na pół, złapałem obie połówki lewą ręka i z rozmachem wrzuciłem do
stojącego przed nim kociołka.
Woda chlapnęła mu na spodnie tak, że wyglądał
jakby się posikał.
„A niech cie cholera Blake…!” Iwan zerwał się
na równe nogi wycierając spodnie ścierką. Devana zaniosła się śmiechem.
„Przepraszam.. ja to tak odruchowo..”
„Mom trzeci poziom, ale byk się przed tym nie
uchylił..” powiedział cicho Iwan patrząc na mnie spode łba.
„Prawie czwarty..” sprecyzowała Devana.
„Ten czar nie jest po prostu Przydatny.. To Potęga.”
Iwan z wrażenia na przemian mówił gwarą i
Koine. Musiało to na nim naprawdę zrobić wrażenie.
„Chodź Blake. Sprawdzimy jaki masz Status.”
Powiedziała Devana.
Trochę się speszyłem.. Musiałem zdjąć koszulę
i położyć się na plecach, podczas gdy ona uklękła obok i zacięła się nożem w
palec.
Gdy krople jej krwi dotknęły hieroglifów na
mojej piersi, te, natychmiast jakby rozbłysły wewnętrznym blaskiem, i zaczęły
się zmieniać. Przyciskając brodę do piersi mogłem obserwować te spektakl.
„Niesamowite..” szepnęła Devana ze
zdumieniem.
„Co takiego?” aż uniosłem się na łokciach z
ciekawości.
„Leż spokojnie bo mi wyjdą same bazgroły..” mruknęła,
i kładąc mi kartkę pergaminu na Statusie przesuwała nad nim ręka kopiując go na
papier.
Po chwili podała mi go drżąca ręką.
Zerknąłem na niego i.. Dla mnie nie było tu nic niezwykłego.
Blake Waldstein
Famillia - Devana
Poziom1
Siła - G 225
Obrona - H 195
Żywotność. – G 288
Zręczność - F 340
Magia. - H 118
Umiejętności:
Divine Tears (Direct link)
Czary:
Skupienie (Aktywacja: Siłą woli)
Podałem Kartkę Iwanowi.
Ten, wpatrywał się w nią przez chwilę a potem rzekł:
„W Orario wpędziłbyś w kompleksy najlepszych ..”
Spojrzałem na niego zdziwiony nie wiedząc o czym mówi.
„Chłopcze.. podobny postęp uzyskałem gdy przez dwa miesiące dzień w dzień
tłukłem hordy potworów w Dungeonie..”
„Więc coś jest zdrowo nie tak jak powinno..” powiedziałem gdy doszło do
mnie znaczenie jego słów.
„Nie wiem czemu, ale Excelia zlatuje się do ciebie jak muchy do świeżego
gów.. kupy..”
„Używasz bardzo ekspresyjnego zestawu porównań..” Devana spojrzała na niego
zniesmaczona.
„To może niek mi powi waso Bosko mundrości do cego by porównać to
szalyństwo?”
„Twoja dosadność odebrała mi wenę..”
„Tak cy inacyj, Blake zbiero excelie jak szalony. Jak tak dalij pójdzie, to
awansuje zanim się obejzymy..”
„To pewnie przez tego niedźwiedzia..” powiedziałem po cichu.
„Prowda.. W Dungeonie tyż takie som, ino ze na średnik poziomak..
Sakramyncko silne i cienzkie do ubicio..” odpowiedział Iwan.
„ No, ale sam mówiłeś że na powierzchni potwory są słabsze.. Poza tym, ten
nie miał kryształu..”
„Jeśli to był potomek tych, które uciekły z Dungeonu zanim powstało Orario
i Gildia zablokowała wejście – to go nie
będzie miał..” odpowiedziała mi Devana.
„I to chyba tłumaczy ilość Excelii jaką zebrałeś.” Dodała.
„Tyle Excelii za jednego niedźwiedzia?” Dalej nie mogłem uwierzyć.
„To bardzo silny przeciwnik. Zwykły łowca miałby szczęście gdyby udało mu
się przed nim uciec.. a dzięki tobie jego mięso mrozi się na wozie..”
powiedziała stanowczo.
Podążyłem za jej wzrokiem. Szron pokrywający niedźwiedzią skórę skrzył się
gdzieniegdzie spod okrywającego go siana.
„Do tego twój trening po drodze też zrobił swoje, więc miałeś szansę zebrać
Excelię.. Choć muszę przyznać, że jej ilość mimo wszystko szokuje.”
„Trza cie bydzie oddać jakim łapiduchom na badania.. Zrobiom ci sekcje i
się dowiemy co ci tam w trzewiach Excelie przyciągo..” powiedział Iwan z nutką
ironii.
„Chyba się bez tego nie obejdzie..” podchwyciła Devana. „Mamy trochę tych
super miksturek od Mabbet, to może się go potem uda poskładać..” powiedziała z
poważną miną do Iwana.
„Nie ma sprawy, byle byście mi rąk z nogami nie pozamieniali..”
powiedziałem ze śmiechem.
„Nie byłbym pewien.. Chociaż Devanie by pewnie starcyło jakbyś ino jedno
mioł na swoim miejscu..”
Slak!! „Łoj.. No za
co?!” powiedział Iwan masując ręką tył głowy.
„Już ty wiesz stary zbereźniku!” Devana stała nad nim i wymachiwała mu
przed oczami trzonkiem złamanej drewnianej warzechy.
Tak nam minął wieczór, trochę się pośmialiśmy, posprzeczali, aż w końcu
poszliśmy spać. Polana na której
rozbiliśmy obóz była ze wszystkich stron otoczona gęstymi jeżynami, a jedyną
prowadząca tu dróżkę zastawiliśmy wozem, więc nie musieliśmy wystawiać warty.
Nic większego od wilka by się nie przecisnęło, a nawet gdyby, to narobiło by
tyle hałasu że zdążylibyśmy się na czas obudzić.
Dołożyłem drew do ognia i położyłem się na posłaniu. Nie chciało mi się
jeszcze spać, więc znów zacząłem czytać książkę, Dungeon Oratoria, którą dał mi
Iwan. To nie była dla mnie jedynie ciekawa lektura. Miałem szansę dowiedzieć
się co nieco o mojej rodzinie, o rodzicach których jak się okazuje mało znałem,
ale przede wszystkim była to dla mnie
kopalnia wiedzy o świecie, potworach i taktyce walki. Tam, gdzie autora zbyt
ponosiła fantazja, albo niektóre rzeczy były słabo wyjaśnione – dopiski
wykonane na marginesie starannym, ręcznym pismem korygowały fakty lub
dopowiadały niejasności. Czytając to, czułem, jakby to moi rodzice opowiadali
mi tą wspaniałą opowieść. Dzięki temu że bitwy były dość szczegółowo opisane,
mogłem poznać różne aspekty walki mieczem, obrony, ataku, zwodów i uników.
Chłonąłem tą wiedzę jak gąbka, jednocześnie starając sobie wyobrazić cięcia,
sztychy i parady, bloki i zasłony, czy walkę w zwarciu.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, bo moja wyobraźnia wciąż działała na
wysokich obrotach podczas gdy ciało zapadło w sen…
…***…
Obudziłem się jako pierwszy, gdy już zaczęło
się robić widno.
Po cichu ubrałem się i poszedłem nad
strumień. Szybko umyłem się , by chłodną wodą przegonić resztki snu. W głowie wciąż jeszcze tkwiły mi obrazy
walk jakie moja wyobraźnia toczyła z wyimaginowanymi potworami przez całą noc..
Zrobiłem kilka przysiadów i pompek, rozciągnąłem się najlepiej jak umiałem
a potem dobyłem miecza. Przymknąłem lekko oczy i wyobraziłem sobie że walczę z
Minotaurem, potężnym humanoidalnym potworem z głową byka i wielkim kamiennym
toporem w ręce.
Zasłona cios, unik, odskok, zasłona, zwód, cięcie, jedno, potem drugie ,
kopnięcie by odbić się od wroga i uskoczyć, znów zasłona, przewrót..
Mieszałem tą moją walkę z cieniem wraz z używaniem Skupienia, starając się nie przerywać mojej ‘walki’ a jednocześnie skanować otoczenie w poszukiwaniu
potencjalnych zagrożeń. Stopniowo zwiększałem pole działania czaru aż nagle..
Stanąłem jak wryty.
Jak długo
tam stał? Pomyślałem zawstydzony.
Gdy rozszerzyłem działanie mojego czaru na ponad trzydzieści metrów
dostrzegłem Iwana przyglądającego mi się
zza krzaków leszczyny.
Zrobiło mi się głupio, tak samo jak wtedy, gdy w wiosce nakryli mnie
koledzy a potem przez dość długi czas byłem ofiarą drwin.
Zorientował się że go zobaczyłem, bo już nie kryjąc się ruszył w moją
stronę.
Przeszedł obok mnie jakby nigdy nic, i klęknął przy strumieniu by się umyć.
Schowałem miecz do pochwy i już miałem odejść gdy się odezwał:
„Nie masz się czego wstydzić Blake. Twój ojciec ćwiczył tak prawie co
rano.”
Odwróciłem się i spojrzałem na niego.
Siedział na kamieniu i mył nogi w strumieniu jakby nic się nie stało.
„Sam też tak często trenowałem.. to daje dobre efekty.”
„Myślałem ze będziesz się śmiał..” powiedziałem cicho.
„Tylko głupek by się śmiał
chłopcze.” Odparł zerkając na mnie przez ramię.
„Przyzwoity pokaz dałeś, nie ma co.. Ale wiesz .. już nie będę z tobą
trenował prawdziwą bronią. Nie uśmiecha mi się testować na sobie czy te
mikstury od Mabbet naprawdę przyprawią odciętą kończynę.” Uśmiechnął się do
mnie i mrugnął okiem.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Jak zwykle przesadził z komplementem.
„Zupełnie jakbym widział Warena w akcji.. Szybkie, płynne cięcia bez
zbędnych ruchów. Świetna praca nóg.. Gdzie żeś się tego nauczył?”
„Z tej książki.. Jest tam trochę dość szczegółowych opisów.. a resztę
sobie.. wyobraziłem..” powiedziałem już trochę śmielej.
„Uhuhuuu.. jak tak działa twoja wyobraźnia, to nie wiem czy jak dojedziemy
do miasta to Janson będzie cię mógł jeszcze czegoś nauczyć..” powiedział
wycierając stopy ręcznikiem.
„Wiedziałem ze będziesz się ze mnie nabijać.”
„Oj! Stety -niestety to szczera prawda. Aż miło było na ciebie patrzeć. I
jedno ci powiem. Trenuj tak dalej, a daleko zajdziesz. Mówię poważnie.”
Chyba faktycznie mówił to serio, bo jak na razie nie usłyszałem w jego
głosie ani odrobiny gwary, wiec musiał naprawdę ważyć słowa.
„Wiem że się z ciebie we wsi śmiali.. Ale nie miej im za złe. To prości
ludzie. Dla nich zagrożenie minęło z chwilą gdy zabiłem orki. Opłakali
poległych i wrócili do swoich zmartwień, bo mają ich sporo i bez zamartwiania
się na zapas. Żaden z nich nawet nie mógłby marzyć o pokonaniu takiego potwora.
To nie jest żadna wada, nie, po prostu nie są do tego stworzeni. Nie mają tego
ognia który pali się w tobie. Dlatego nie rozumieli twojej złości i pragnienia
zemsty. I nie rozumieją twojego pragnienia by ochronić ten ich mały, prosty
świat.”
„Czasem myślę, że nawet bym tak wolał.. Jak oni.. Martwić się czy zdążę
zebrać zboże przed ulewami, nanieść drewna na zimę, naprawić dach..”
„To nie jest złe życie Blake. Sam tak żyłem wiele lat, gdy Mari już nie
mogła chodzić na wyprawy i powiem ci, że byłem jakby.. szczęśliwszy..”
Iwan na chwilę zamarł w bezruchu
oddając się wspomnieniom. Jednak szybko się otrząsnął.
„Zawsze możesz wrócić.. ale dopóki nie wymażesz swojej pamięci - nie dasz
rady siedzieć spokojnie na tyłku ze świadomością, że tuż obok komuś może dziać
się krzywda a ty mogłeś temu zapobiec.”
Miał całkowitą rację.
Nasze życia są bezustannie kształtowane, zmieniane i formowane przez
otaczający nas świat. Każdy krok, słowo,
gest, spotkani ludzie, sytuacje – popychają nas w swoim kierunku. Tak jakbyśmy
cały czas stali na rozstajach, i gdy tylko zdecydowali się na jakąś drogę – te
pominięte od razu znikały nie dając możliwości powrotu.
Nie mam szans na spokojne życie w wiosce dopóki nasza misja, na którą
bezwiednie ruszyliśmy, się nie zakończy. Więc niezależnie od tego, czy to się
będzie komuś podobać czy nie, czy będę wyglądał śmiesznie czy żałośnie – bez
względu na wszystko muszę wykorzystać każdą możliwość by poprawić swoje szanse
na powodzenie misji. Jednym słowem – Poranne treningi z cieniem trzeba dopisać
do rozkładu dnia.
Wróciliśmy do obozu. Devana też już wstała, Postawiła na ogniu to, co
zostało z wczorajszej kolacji i kazała nam pilnować, a sama poszła nad strumień
odświeżyć się po nocy. Gdy wróciła, zjedliśmy w pośpiechu i ruszyliśmy dalej.
Iwan chciał przyspieszyć kroku, tak, żebyśmy już na wieczór dotarli na
rozstaje.
Żeby trochę ulżyć Klemensowi, zeszliśmy z wozu i całą trójką maszerowaliśmy
dziarsko obok. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, skupieni bardziej na utrzymywaniu
tempa, więc znowu zagubiłem się w myślach.
Zastanawiałem się co zrobimy gdy już dotrzemy do gospody Na Rozstajach.
Czy mamy wszystkim powiedzieć o naszym odkryciu? Czy może lepiej to trzymać
w tajemnicy, przynajmniej na razie?
Z jednej strony, dobrze by było uprzedzić wszystkich o niebezpieczeństwie.
Z drugiej - jeszcze nie
potwierdziliśmy naszych przypuszczeń i na razie to spekulacje. Jak zachowają
się ludzie? Możemy wywołać niepotrzebną panikę, albo sprawić, że rządni przygód
awanturnicy ruszą na okoliczne ruiny w poszukiwaniu sławy i rzadkich artefaktów
pozostawionych przez martwe bestie.. Część z nich może nawet przypłacić to życiem.
Chciałem o tym porozmawiać na następnym postoju, jednak co innego
kompletnie odwróciło naszą uwagę.
„Czemu nic nie mówiłaś!!?” Iwan był naprawdę wściekły.
„Nie sądziłam że będzie aż tak źle..” powiedziała cicho Devana.
„Nie raz chodziłam z moimi na łowy i przemierzaliśmy dużo większe
dystanse..”
„W takich fikuśnych bucikach?!” Iwan aż kipiał ze złości.
Stopy Devany były w opłakanym stanie. Musiało ją naprawdę bardzo boleć, nie
wyobrażam sobie że mogła nie czuć.. Pięty miała otarte do krwi, a na palcach i
stopach same pęcherze. Ledwo dała radę zdjąć buty.
Myłem jej stopy tak delikatnie jak tylko mogłem a i tak co chwila syczała z
bólu.
Nie chciała nas spowalniać, więc nie przyznała się że obtarła sobie stopy,
więc dopiero gdy się zatrzymaliśmy dostrzegliśmy ze ledwo stoi na nogach.
Mimo że jest Boginią – sama nie ma Falny, więc nie różni się niczym od
zwykłego śmiertelnika, a jej buciki nie są przystosowane do długich pieszych
wędrówek.
Nie zważając na jej protesty otwarłem jedną ze zwykłych mikstur leczniczych
i prawie połowę wylałem na jej stopy. Resztę kazałem jej wypić, i o dziwo tym
razem zrobiła to bez marudzenia.
Rany zagoiły się błyskawicznie, ale Iwan i tak był zły.
Buty Devany wrzucił do ognia a jej samej udzielił długiej i poważnej
reprymendy. Pełno tam było zdań o odpowiedzialności, doświadczeniu, rozumie (
lub jego braku..), wieku i dawaniu przykładu..
Devana słuchała go ze spuszczoną głową i tylko na koniec powiedziała „Przepraszam .. już nie będę taka głupia..”
Iwanowi to chyba wystarczyło, bo już dalej po niej nie krzyczał, tylko
kazał jej przeszukać swoje rzeczy i znaleźć lepsze buty. Co prawda nic lepszego
od zwykłych sandałów nie miała, ale musiało wystarczyć.
„Od teraz jedziesz na wozie, I bez gadania!” powiedział do niej głosem nie znoszącym
sprzeciwu.
Zaczynało się już szarzeć, gdy Iwan powiedział że gdzieś za godzinę
powinniśmy być na miejscu.
„Może staniemy na chwilę?” zaproponowałem nieśmiało.
„Nie ma sensu.. Im wcześniej tam będziemy tym lepiej” odparł.
„Jednak.. Chciałem was o cos zapytać.. na spokojnie..” powiedziałem.
Cały czas nie dawało mi to spokoju. Brak mi było rozeznania i
doświadczenia, ale czułem że musimy tą kwestię ustalić zanim dotrzemy do karczmy.
„No dobra..” powiedział i zjechaliśmy trochę na bok. Jednak nie wypinaliśmy
Klemensa, tylko Iwan dał mu wiązkę siana i trochę wody w wiadrze. Sam oparłszy
się o burtę wozu spojrzał na mnie i spytał:
„To co cię męczy?”
„Myślę nad tym od rana i.. Iwan.. Masz zamiar wszystkim powiedzieć o
krysztale, i małym Dungeonie?”
„O co ci chodzi?” spytał, i oboje z Devaną spojrzeli na mnie zaskoczeni.
„Nie wiem czy to dobry pomysł żeby to teraz rozgłaszać..”
„Trzeba ludzi uprzedzić..” powiedziała Devana.
„Tak, ale.. Możemy też wywołać niepotrzebną panikę, a także sprawić że
niektórzy stracą życie szukając przygody…”
Nie znalazłem odpowiedzi na wątpliwości z którymi zmagałem się przez cały
dzień.
„Głupców nie powstrzymasz choćby nie wiem co.. a jeśli nieliczni poszukiwacze
przygód ruszą się i zaczną eliminować potwory w ruinach, to zaoszczędzą nam
roboty..” powiedział Iwan stanowczo.
„Poszukiwacze przygód nie zawsze są.. pożądanymi gośćmi..” powiedziała
cicho Devana.
Przypomniał mi się Kurt i jego kumpel, którzy próbowali zgwałcić Devanę. Gdyby
w poszukiwaniu skarbów w ruinach zabłąkali się do naszej wioski lub podobnej,
nie wiem co mogło by być gorsze: Wizyta orków czy tych .. bydlaków…
Iwan chyba też o tym samym pomyślał, bo po chwili powiedział:
„W taki razie powiem tylko Drumholdom i upewnię się, że nie będą tego
nigdzie rozgłaszać dopóki nie stanie się to naprawdę konieczne.”
Jeszcze przez chwilę dyskutowaliśmy and tą kwestią i doszliśmy do wniosku,
że poza tym możemy wywiesić ogłoszenie i uprzedzić podróżnych ostrzegając przed
niebezpieczeństwem nie wdając się zbytnio w szczegóły.
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej, tak, że udało nam się dotrzeć na
miejsce tuż przed zamknięciem bram.
Ponieważ Devana uparła się że będzie nocować z nami, minęliśmy hotel i
udaliśmy się prosto do stajni.
Nie spieszyliśmy się. Iwan podejrzewał, że jak tylko się zjawimy przyjdzie
do nas Rabat i zażąda sprawozdania,
jednak choć przez ponad godzinę zajmowaliśmy się porządkowaniem wozu,
czyszczeniem konia i przygotowywaniem posłań – nic się nie wydarzyło. Nikt nie
przyszedł.
W końcu stwierdziliśmy że nie ma co więcej zwlekać i poszliśmy do gospody
na kolację.
Gdy przechodziliśmy obok zaułka gdzie spotkała nas przykra przygoda, chyba
wróciły wspomnienia, bo Devana przysunęła się do mnie i ujęła mnie pod ramię.
Czułem jak lekko drżała, wiec położyłem rękę na jej dłoni a ona od razu się
uspokoiła. Szliśmy tak razem, a mnie rozpierała duma. Prowadziłem ją środkiem drogi a wszyscy się za nami
oglądali.. Nie ma się z resztą co dziwić.. Gdy my zajmowaliśmy się koniem i
układaniem posłań, Devana zamieniła swoją zwykłą bluzkę i spódnicę na trochę
bardziej elegancką sukienkę. Jasną zieleń zastąpił błękit ze złotymi dodatkami.
Ramiona miała dużo bardziej odsłonięte, ładnie upięte włosy eksponowały jej
śliczną szyję, a dekolt troszkę odkrywał nieduże, krągłe piersi.
Dopasowana w talii sukienka przepasana była złotą szarfą, a jej spód sięgał
tuż powyżej kostek. Rozpierała mnie duma gdy tak szliśmy ulicą, choć trochę
było mi wstyd za siebie, bo ja z kolei w dalszym ciągu miałem na sobie to samo
ubranie podróżne w jakim paradowałem od rana, więc choć ona wyglądała jak
śliczna królewna, to ja byłem raczej jak zwykły pastuch..
Mimo wszystko cieszyłem się tą chwilą, mając świadomość że prędko się to
może nie powtórzyć.
Gdy tylko weszliśmy do gospody, podeszła do nas ta sama dziewczyna co
ostatnio.. Nisee, tak chyba miała na imię. Jednak zamiast kierować nas do
stolika, poprowadziła nas na zaplecze i dalej, do dużego pokoju, gdzie przy suto
zastawionym stole stało kilka krzeseł. Trochę dalej, przy ciepłym kominku stały
naprzeciw siebie dwie sofy a pomiędzy nimi niewielki stolik na którym walały
się jakieś szpargały.
„Rozgośćcie się proszę” powiedziała Nisee. „Właściciele wkrótce do was
dołączą, ale na razie, gdybyście jeszcze czegoś potrzebowali wystarczy
pociągnąć za sznurek.” Powiedziała wskazując na wiszący obok drzwi ozdobny,
złoty sznur.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, ale nie było sensu nad tym się
zastanawiać. Widać coś ważnego wydarzyło się podczas naszej nieobecności więc
właściciele wolą się z nami spotkać na osobności.. Przynajmniej tak mi się
wydawało.
Widać jednak było że Iwan nie jest tym zbyt zachwycony.
„Poczekamy na nich z kolacją..” powiedział i usiadł na sofie.
„To może za ten czas chcecie coś do picia?” Spytała Nisee.
„Dzbanek czystej wody i trzy kubki poproszę.”
Spojrzeliśmy z Devaną na siebie a potem na Iwana.
Ten, zupełnie nas ignorując siedział na sofie wpatrując się w ogień.
Nisee skłoniła się lekko i znikła za drzwiami.
„Iwan.. O co chodzi..?!” spytałem gdy zamknęły się za nią drzwi.
„Skup się i powiedz mi co widzisz..”
„No.. pokój z kominkiem .. dwie sofy..”
„Nie Skupiłeś się…” powiedział i
spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem.
Nagle złapałem o co mu chodziło.
Momentalnie aktywowałem swoje skupienie i zacząłem przeszukiwać najbliższe
otoczenie..
Aż mnie zatkało gdy spróbowałem sięgnąć poza pokój. Wyczułem obecność
sześciu istot.. Nie widziałem ich postaci jako takich.. raczej wyczuwałem obecność ich.. aury? Czegoś w tym
stylu.
Inaczej niż w przypadku królików niedaleko traktu, gdzie poprzez zasłonę
krzaków widziałem ich pulsujące serca i leciutką otoczkę sugerującą ich
kształt.. tutaj, istoty były raczej bezkształtnymi plamami energii o różnych
emocjach i nasyceniu. Przynajmniej ja to tak odbierałem.
Zaraz obok kominka wisiał duży obraz. Dwie istoty skryte za nim emanowały
naprawdę złowrogą aurą. Szybko rozejrzałem się o pomieszczeniu i zauważyłem, że
miejsca w których dostrzegałem obecność obserwatorów, pokrywa się z
rozmieszczeniem innych obrazów na ścianach.
Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy byli w tej chwili na celu sześciu kuszników…
„Oooch.. Wiem o czym myślisz.. Teraz, gdy się lepiej przyjrzałem to
dostrzegłem niebywały kunszt malarski.. te obrazy są tak pełne życia…”
powiedziałem do Iwana w udawanym zachwycie.
„No nie wiem..” powiedział po chwili głaszcząc się po brodzie.
Nagle wstał, podniósł topór i rozejrzał się wokół. Jedną ręka odsunął
Devanę między ścianę i kominek, tak, ze znalazła się w chyba jedynym miejscu
niemożliwym do bezpośredniego trafienia i rzekł:
„Ja tam jestem starej daty i sztuka nowoczesna mnie drażni.. Ale chwila pracy
toporkiem starczy, żeby to wszystko była martwa natura..” powiedział z okrutnym
uśmiechem na twarzy.
„Przyniosłam woooo…odę..” zająknęła się trochę Nisee otwierając drzwi.
„Nie!” krzyknąłem i rzuciłem się w jej stronę, jedną ręka dobywając miecza
a otwartą dłonią drugiej uderzając ją prosto w pierś. Upadła tuż za drzwiami, a w miejscu gdzie
stała, bełt wbity w futrynę wciąż jeszcze lekko drżał.
Będąc w dalszym ciągu w skupieniu zauważyłem ruch.. Gdy tylko Nisee otwarła
drzwi, jeden z kuszników spanikował, i strzelił. Jak mały kamyczek, wywołuje
lawinę , tak ten przypadkowy strzał zakończył żywot pięciu ludzi.
Wciąż skupiony, ciąłem z rozmachem przez płótno nie patrząc nawet czy miecz
dosięga celu. W następnej chwili, przez powstały otwór złapałem kusznika lewą
ręką za nadgarstek i z całych sił szarpnąłem w swoją stronę. Zaskoczony stracił
równowagę i poleciał do przodu. Rama obrazu pękła z głośnym trzaskiem, tak samo
jak cieniutka ścianka działowa i napastnik wpadł na środek pomieszczenia.
Podążając za ciosem dokończyłem obrót i stanąłem za jego plecami chowając się
za nim jak za żywą tarczą. W tej samej chwili usłyszałem cichy świst i następne
trzy bełty poleciały w moją stronę. Poczułem ból w prawym ramieniu. Jeden z
wystrzelonych bełtów jednak mnie trafił, i teraz sterczał pod dziwnym kątem z
mojego bicepsa. Zignorowałem ten ból i zaatakowałem tego stojącego za obrazem
po mojej prawej. Właśnie opuścił kuszę po strzale by ją znów załadować, ale nie
dałem mu na to czasu. Szybkie, płynne cięcie na wysokości szyi pozbawiło go
życia. Za sobą usłyszałem cichy jęk. Napastnik którego wyrwałem z jego kryjówki
a za którym się następnie schowałem, osunął się za mną na kolana, a jego piersi
wystawały dwa bełty. Iwan zamaszystym
cięciem na ukos zmasakrował obraz rycerza na białym koniu i kawałek ściany za
nim, a wielka plama krwi wypływająca spomiędzy desek świadczyła że jego topór
dosięgnął celu. Poczułem ruch z lewej. Nim zdążyliśmy się odwrócić, Devana
złapała leżący na stole duży nóż do krojenia dziczyzny i rzuciła nim w obraz.
Natychmiast doszło do nas głuche stęknięcie i odgłos ciała padającego na
podłogę.
„Jeszcze
jeden” pomyślałem i błyskawicznie przeszukałem pomieszczenie w poszukiwaniu jego
aury.
„Stój!” Krzyknąłem.
Iwan chyba też go wyczuł bo zamachnął się toporem. W ostatniej chwili
odbiłem jego ostrze w bok tak, ze tylko rozwalił kawał przepierzenia.
Naszym oczom ukazał się przestraszony chłopak. Jego kusza leżała na
podłodze z wciąż nie wystrzelonym bełtem. Stał przyciśnięty plecami do ściany a
przerażenie malowało się na jego bladej jak kreda twarzy.
Iwan złapał go swoją wielką ręką za kołnierz i przyciągnął do siebie jak
szmacianą lalkę.
„CO TU SIĘ DO JASNEJ CHOLERY DZIEJE?” powiedział wolno grobowym głosem.
„jjjjaaa…hhh..nnie… ooochh..” Chłopiec był tak wystraszony, że nie mógł
wydusić z siebie nic sensownego.
Ich twarze dzieliła może szerokość dłoni. Jego stopy wisiały w powietrzu
jakieś pięć centymetrów nad podłogą i wyraźnie drżały. Po chwili Iwan zwolnił
uścisk, a chłopak osunął się omdlały na ziemię.
Devana podbiegła do siedzącej na podłodze Nisee.
Dziewczyna była w szoku. Patrzyła na nas szerokimi oczami i widać było że
jest na krawędzi paniki.
„Spokojnie dziecko.. Nic ci nie grozi..” starała się ją uspokoić Devana.
Uklękła przy niej zasłaniając sobą widok pobojowiska i przytuliła lekko do
piersi głaszcząc ją po głowie. Dobiegł nas cichy szloch.
„Co się stało..? Dlaczego..?” Jej cichy głos przerywany łkaniem pełen był
zaskoczenia i strachu.
„Też bym to chciał wiedzieć.” Powiedział Iwan rozglądając się po
pomieszczeniu.
Jeden z napastników, ten, który pierwszy strzelił a którego ja wyszarpałem
zza obrazu i użyłem jako tarczy, leżał w kałuży krwi na środku pomieszczenia,
tuż obok stołu. Przyjął na siebie dwa z trzech wystrzelonych w moją stronę
bełtów. Tuż obok, ze zniszczonego obrazu górną połową ciała przewieszony przez
resztki ramy wisiał ten, którego zaatakowałem mieczem. Z rozciętego gardła
kapały resztki krwi. Zrobiło mi się niedobrze.
Trochę dalej, tam gdzie Iwan ciął toporem, wielkie rozdarcie przechodziło
na ukos przez obraz i ściankę działową których resztki skrywały następne dwa
ciała. Dobrze że nie musiałem tego oglądać. Cisza i kompletny brak aury był też
po drugiej stronie, gdzie w środku prawie nienaruszonego obrazu widniał otwór
po nożu rzuconym przez Devanę.
„Aaah!!” krzyknąłem gdy nagły ból eksplodował w moim prawym ramieniu.
„Trzeba to było wyciągnąć póki jeszcze mało czujesz..” powiedział Iwan
pokazując mi bełt wyszarpnięty szybkim ruchem z mojego ramienia.
Faktycznie.. Przy całych tych emocjach zupełnie zapomniałem że byłem ranny
i praktycznie nie czułem bólu.
„Za chwilę przestanie cieknąć” powiedział obwiązując mi mocno ramię szeroką
chusteczką. Podziękowałem i przyklęknąłem obok jedynego ocalałego napastnika.
Leżał nieprzytomny na podłodze i czuć było że chyba się posikał ze strachu.
Miał może czternaście, może piętnaście lat, nie więcej. Poklepałem go lekko
ręką po policzku i zaczął dochodzić do siebie.
Przeraził się ponownie gdy mnie ujrzał, ale tym razem zachował przytomność.
Na szczęście
nie wyglądam tak strasznie jak Iwan
pomyślałem i uśmiechnąłem się najlepiej jak umiałem.
Chłopiec przewrócił oczami i znowu zemdlał.
„Już zek ci mówił cobyś se tom mine na Dziady
ostawił co nie? Hehe..” stojący obok mnie Iwan wyglądał jakby znalazł tu coś
śmiesznego.
Kątem oka uchwyciłem swoje odbicie w ostrzu jego opartego o ziemię topora.
Chwyciłem go za trzonek i trochę obróciłem żeby lepiej widzieć.
No tak..
każdy by się zląkł pomyślałem w duchu.
Całą twarz miałem obryzganą krwią, ciemne włosy pozlepiane posoką opadały
na czoło w nieładzie częściowo zakrywając oczy. Moje tęczówki są tak samo
czarne jak źrenice, więc dokładając do tego fakt, że chyba z wysiłku popękały
mi drobne naczyńka i białka oczu podbiegły czerwienią – wyglądałem bardziej jak
potwór z lochu niż człowiek…
Nie wspominając już o mieczu, którego zakrwawione ostrze oparte było
czubkiem niedaleko jego głowy.
Wstałem i podszedłem do drzwi. W upuszczonym przez Nisee dzbanku zostało
trochę wody, więc zmoczyłem nią chusteczkę i przetarłem twarz. Następnie
oczyściłem ostrze miecza i schowałem go do pochwy.
Czas na drugie podejście pomyślałem i znowu podszedłem do chłopaka. Już się
ocknął i w panice wodził wzrokiem po pomieszczeniu.
„Co tu się stało?” zapytałem go tak spokojnie jak tylko mogłem.
Spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem, ale po chwili odpowiedział:
„Nie.. Nie wiem.. To wszystko tak nagle..”
„Czemu nas zaatakowaliście?”
„Nie wiem.. Pan Alex tylko kazał się chronić.. tylko tyle..”
„Chronić? Przed czym?” Byłem kompletnie zdumiony.
Iwan uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
„Noo.. Przed Wami..”
…***…
Stałem przy oknie i wyglądałem na zewnątrz.
Po drugiej stronie drogi światła w oknach hotelu już zaczynały gasnąć.
Tylko gdzieniegdzie jeszcze nikły blask nocnej lampki przebijał się zza
szczelnie zaciągniętych zasłon gdy jakiś gość czytał jeszcze w łóżku książkę
lub po prostu lękał się ciemności.
Kawałek dalej, po lewej majaczyły budynki stajni i magazynu a po prawej
wielka, zamknięta na głucho brama oświetlona magicznymi lampami broniła dostępu
do wnętrza palisady.
Noc była ciemna i ponura, nie było widać gwiazd, a z chmur pokrywających
prawie całe niebo zaczynał sączyć się deszcz.
Po chwili, z wąskiego przesmyku prowadzącego na zaplecze pomiędzy gospodą a
spichlerzem wytoczyła się niewielka dwukółka ciągnięta przez dwóch zwierzołaków
i skierowała w stronę bramy. Po chwili
dołączyło do nich jeszcze pięć innych postaci, w nikłym świetle lamp
widać było że są uzbrojeni. Na platformie dwukółki leżały ułożone jeden na
drugim jakieś podłużne pakunki. Przysiągłbym, że w pewnym momencie dostrzegłem
wysuniętą spod okrywającego je brezentu, zakrwawioną dłoń.
„Nie certolisz się..” powiedział półgłosem Iwan spoglądając mi przez ramie
na zewnątrz.
Światła lamp przygasły a po chwili brama uchyliła się na tyle, by wypuścić
niewielką procesję na zewnątrz, po czym zaraz się zamknęła z powrotem.
„To nie są dobre czasy na formalności” odpowiedział Alex Drumhold.
Siedział tyłem do nas, w o wiele za dużym dla swojej małej postaci fotelu i
patrzył w tańczące w kominku płomienie.
„Więc może teraz nam powiesz jak do tego doszło?” spytała Devana.
Siedziała na sofie naprzeciwko niego ze wzrokiem utkwionym w twarzy
niewielkiego pruma.
W porównaniu do ostatniego razu gdy go widziałem, teraz wyglądał jak ledwo
cień samego siebie. Nieogolony, z podkrążonymi oczami, widać było że miał za
sobą ciężkie chwile. Nienaganne wcześniej ubranie teraz sprawiało wrażenie nie
zmienianego od kilku dni. Surdut był wymięty a koszula, sądząc po kołnierzyku i
mankietach nadawała się raczej do wyrzucenia niż do prania.
„Kiedy zdecydowałaś się jechać z nimi, zwolniło się miejsce w dyliżansie,
więc Nod postanowił pojechać do Reanore żeby zasięgnąć języka..” powiedział
cicho.
„Akurat dotarła reszta grupy Kurta, wiec mogliśmy zmontować ochronę i
posłaliśmy dyliżans w drogę. Nod pojechał z nimi. Trzy dni temu, dwóch z nich
wróciło z tym co z niego zostało, mówiąc że to wy ich zaatakowaliście.”
„Jak mogłeś dać wiarę?!” Iwana wręcz rozsadzało..
„ Mówili, że nie byliście sobą, że wyglądaliście jak potwory..”
Nie mogłem tego zrozumieć.
„I uwierzyłeś im?”
„Tak.. Take rzeczy działy się już wcześniej..”
„Jakie rzeczy?” Devana aż uniosła się z sofy.
„Ludzie.. czasem zwierzęta.. przemienieni w potwory.. Dlatego cię
wezwaliśmy..” odpowiedział patrząc na Iwana.
„Leszy..” szepnąłem wspominając naszą walkę zanim dotarliśmy do Dirthall.
Spojrzeliśmy we trójkę po sobie wymieniając się spojrzeniami.
„Co to za ludzie? Kurt i reszta?” spytałem po chwili ciszy.
„Kiedy siostrzyczka Mari dokonała korekty naszego kontraktu..” spojrzał z
ukosa na Iwana.. „Musieliśmy się rozejrzeć za kimś kto zajmie się drobniejszymi
przypadkami..” powiedział spoglądając nieobecnym wzrokiem przed siebie.
Traf chciał, że w ich progi zawitał Lord Ikelos. Bóstwo posiadające dość
sporą familię. Szybko zaoferował im pomoc twierdząc, ze to Boski obowiązek
pomagać Dzieciom w potrzebie.
Zobowiązał się mieć oko na pobliskie ruiny, a do tego wyznaczył grupkę
poszukiwaczy przygód którzy od tej pory mieli konwojować za niewielką opłatą
podróżnych w tej okolicy.
Wszystko funkcjonowało dobrze przez wiele lat.. poza kilkoma drobnymi
incydentami nic nie zakłócało współpracy.. do czasu, aż pojawiły się nietypowe
potwory.
Kilka lat temu, ochrona familii Ikelos przestała wystarczać. Żądali coraz
większych kwot za ochronę, tłumacząc to problemami z nietypowymi potworami.
Przez jakiś czas bracia Drumholdowie płacili im podwójne stawki, ale ostatnio
nawet to zaczęło być za mało..
„I wtedy zjawiliście się wy..” powiedział Alex spoglądając Devanie w oczy.
„Nod się ucieszył. Aż skakał z radości gdy odwozili Kurta i Franka do
lazaretu. Ta dwójka napsuła nam naprawdę wiele krwi..” powiedział cicho.
„Nie przyszło ci do tej durnej łepetyny że chcieli się na nas zemścić?!”
Iwan aż się zagotował ze złości.
„Jak już mówiłem, podobne przypadki się zdarzały.. Nawet paru z ich ludzi
uległo jakiejś dziwnej przemianie i musieli ich zabić.. Nie miałem powodu by im
nie wierzyć.”
„Daj spokój Iwan.. On właśnie stracił brata..” powiedziała cicho Devana
starając się uspokoić wzburzonego krasnoluda.
Chłopak, który cudem uniknął pogromu piętro niżej, dopowiedział resztę tej
historii.
Dwójka z tych, którzy pojechali z obstawą, wróciła trzy dni temu ze
zmasakrowanymi zwłokami Noda twierdząc, że zostali przez nas napadnięci w
drodze do Reanore. Według nich, wyglądaliśmy normalnie, ale zaatakowaliśmy
znienacka gdy udało się nam odwrócić ich czujność.
Alex nie dał się zupełnie im przekonać, więc gdy tylko pojawiliśmy się w
karczmie Na Rozstajach, kazał zaprowadzić nas do pokoju-pułapki by mieć
możliwość sprawdzić czy to prawda.
Kusznicy mieli być jego zabezpieczeniem na wypadek, gdybyśmy się
przemienili w bestie. Jednak według tego co mówił ten chłopak, pozostała przy
życiu dwójka kompanów Kurta opowiadała takie straszne rzeczy na nasz temat, że
zasiała paniczny lęk u pozostałych.
On sam też pewnie by do nas strzelił, ale tak się przeraził po mojej akcji
na początku zdarzenia, że kusza wypadła mu z rąk, a on sam starał się tylko
przeżyć…
Jednak cos nie dawało mi spokoju.
„Gdyby to była zwykła zemsta, to mogli się na nas zasadzić po drodze i
wystrzelać jak kaczki na postoju, czy coś..” powiedziałem zamyślony.
Cały czas nad tym myślałem. Gdyby nas napadli w nocy przy użyciu kusz, nie
mielibyśmy szans. Dobrze widoczni w świetle ogniska i nie spodziewający się
pułapki zostalibyśmy zarżnięci we snie jak jagnięta na kolację. Bez świadków,
bez pytań.. Można by winę zwalić na potwory i tyle.. Chyba że..
„Chyba że to nie my.. a raczej nie tylko my byliśmy celem..” dodałem po
chwili zadumy.
„Co masz na myśli?” zapytał Alex.
„Gdyby udało się im nas wyeliminować, i przerazić ciebie wystarczająco,
zyskali by swobodę działania i twoje całkowite poparcie. Zwłaszcza, że bez
Iwana nie byłoby w okolicy nikogo, kto mógłby im zagrozić..”
Moje rozumowanie było proste. Gdyby ich plan wypalił, mogli by oficjalnie
założyć sobie bazę w gospodzie Na Rozstajach i doić finanse Alexa bez ograniczeń.
Ale gdzieś coś chyba pominąłem…
„Tylko po co?” spytała Devana.
„Mogliby dyktować ceny za ochronę..”
„Ale i tak tą ochronę musieli by świadczyć.. a nie mieli na to dość sił i
środków.. Ledwo dwójce udało się zbiec po ataku na dyliżans. Z nami też nie
mieli szans. To zbyt grubymi nićmi szyte.” Devana była pełna wątpliwości.
„Ikelos, to bóstwo z Orario.. Na pewno ma dosyć mocnych Dzieci, by i bez tego móc zaprowadzić tu
swoje porządki..” powiedział zamyślony Iwan.
Poza tym, wszyscy wiedzieli że już dawno temu się wycofałem, więc nie byłem
dla nich żadną konkurencją. To musi być coś innego..”
„Po co Nod pojechał do Reanore?” spytałem Alexa.
„No właśnie po to, żeby się czegoś więcej dowiedzieć o Ikelosie i jego
Familii.. I o tym, co się tu dzieje. Bo to, że to coś wrednego – to akurat nie
ulega wątpliwości.”
Aż gotowało mi się w głowie od myśli. W końcu jedna, nie dając mi spokoju
przebiła się na zewnątrz.
„A jeżeli.. Tak tylko myślę.. Jeśli oni też eksperymentują z potworami?”
Wszyscy naraz spojrzeli na mnie..
„Jakby to .. Jeśli to nie wpływy z ochrony, gdzie jak słusznie Iwan
zauważył, nie byłby dla nich konkurencją, to jedynie ich chęć powstrzymania nas
przed dalszym przeszukiwaniem ruin mogła zmusić ich do tak desperackiego
kroku.. Może bali się że odkryjemy coś, co ich z tym powiąże?”
„Jeśli to prawda.. To, że ktoś tu robi eksperymenty i stara się stworzyć
drugi Dungeon..” Iwan w zamyśleniu zawiesił głos na chwilę.
„Jeśli to prawda, to wdepnęliśmy w niezłe gówno.” Dokończył spoglądając na
nas spod sumiastych brwi.
„O czym ty mówisz?” spytała zszokowana Devana.
„Pomyśl. Drugi Dungeon przełamałby monopol Gildii na kryształy. Orario
przestałoby być najsilniejsze. Familie niezadowolone z tamtejszego podziału
władzy i wpływów mogły by się przenieść tutaj, a wtedy..”
„Ten kto kontrolował by drugi Dungeon miałby władzę..” dokończyłem.
„Co gorsza, walka o wpływy mogła by wywołać potężną wojnę w której brali by
udział najpotężniejsi poszukiwacze przygód..” dodał cicho Alex.
Brakło nam słów.. Jeśli nasze domysły choć trochę zbliżają się do prawdy
to….
„Musimy się dowiedzieć co się dzieje i kto za tym stoi. Inaczej cały nasz
region czekają kłopoty..” powiedziałem po chwili.
„Kłopoty, to bardzo delikatne określenie..” dodał Iwan spoglądając na nas
znacząco.
Choć to tylko nasze domysły, to brzmią na tyle prawdopodobnie, że aż ciarki
mnie przeszły. Nawet nie zauważyłem kiedy tak naprawdę zacząłem się bać. Nie
dość że mamy do czynienia z nieznanym zagrożeniem ze strony potworów, to
jeszcze istnieje prawdopodobieństwo, że naraziliśmy się dużej Familii z Orario.
„Oni nas zniszczą..” powiedziałem szeptem, jakby do siebie.
Alex zadrżał i jeszcze głębiej zapadł się w fotel.
„Czy mi się zdaje, czy ktoś tu zaczął trzepać portkami?” powiedział Iwan ze
złośliwym uśmiechem.
„Iwan.. Jak oni się tu zjawią, to..” Nie dał mi dokończyć.
„..To ich ładnie przywitamy i każemy się pakować z powrotem.” Powiedział.
„Nawet jeśli wpadli na pomysł żeby wysłać informację do Orario, to miną miesiące
zanim ich ekspedycja tu dotrze. A wtedy my będziemy gotowi..”
„Gotowi? Na co? Chyba że masz na
myśli jakichś sekretnych wojowników..”
„Ciebie mam na myśli, i przestań się tak trząść. Jeden chłystek w Orario
drugi poziom zaliczył w dwa miesiące. Patrząc
na twój Status są rokowania że też możesz. Jeśli nie w dwa, to w pięć. Ale dasz
radę. A z drugim poziomem i twoim Skupieniem
trzeba by na ciebie mocnego czteropoziomowca albo kilku z trzecim…”
„Bez przesady Iwan.. Rozumiem że chcesz go podnieść na duchu ale..”
„Widziałem go jak trenuje, i wierz mi, wiem co mówię. Dopóki mu many
wystarczy, dopóty może mi w walce prawie dorównać. Jak wbije drugi poziom, to
zwykły czwarty lewel go nie powstrzyma.”
Patrzyłem na niego z rozdziawioną miną i nie wiedziałem co powiedzieć. To
już nie jakieś pochwały czy poklepywanie po ramieniu.. Iwan zwyczajnie
analizował sytuacje i omawiał strategię.. a ja byłem jej częścią..
„A co jeśli nie musieli wysyłać wiadomości bo już tutaj są? W jakichś
ruinach czy gdzieś?” spytałem pełen wątpliwości.
„To nie dożyjemy do Dziadów.”
Stwierdził Iwan z krzywym uśmiechem na twarzy.
„Super. Naprawdę świetnie. Pocieszająca wizja. Nie ma co.”
„Blake, Jedno co możemy zrobić, to się nie poddać. Więc nie pierdziel mi
tutaj A co by było gdyby, tylko weź
się w garść. Jutro ruszamy do Reanore. Dwa razy dziennie masz ze mną trening.
Bez mieczy. Nie będę ryzykować. Jak dojedziemy to Janson nauczy cię czego ja
nie zdołałem. A jak to nie starczy.. to i tak nic więcej nie damy rady zrobić.”
Spojrzał na mnie surowo i dodał: „Jeśli chcesz, jeśli sądzisz ze cię to
przerasta to wracaj do Nestyr i czekaj aż po ciebie przyjdą.”
„Wiesz że tego nie zrobię..”
„To nie marudź. Wiem że mieliśmy ciężkie dni. Kilka razy mało nie zginąłeś,
ostatni raz raptem parę godzin temu. Ale takie jest życie poszukiwacza przygód.
W Dungeonie taki stres miałbyś non stop przez kilkanaście dni.”
Nie mogłem tego sobie nawet wyobrazić.. Tygodnie w ciągłym napięciu, gdzie
śmierć tylko czeka by uderzyć .. To dlatego wojownicy z Orario są tacy
potężni.. Tym bardziej gdzie tam nam do nich…
„Daj mu spokój Iwan.. Oboje wiemy że sobie poradzi, tylko.. daj mu się
otrząsnąć. Dzisiaj pierwszy raz zabił człowieka…”
Spojrzałem na nią z wdzięcznością. Devana chyba naprawdę czuje moją duszę.
To prawda. Podstawą mojego strachu i niepewności jest właśnie ta chwila, gdy
uzmysłowiłem sobie, że to może ręka tego człowieka któremu przeciąłem gardło,
wystawała spod plandeki tego wózka… Teraz pewnie grabarze kończą zasypywać
ciała, a co najmniej jedno z nich trafiło do tego dołu przeze mnie.
Co innego ustrzelić dwa zające na obiad. Zabić niedźwiedzia w obronie
własnej czy potwory w lochach..
Gdybyśmy wiedzieli, moglibyśmy porozmawiać.. Tylko dwóch tak naprawdę
chciało naszej śmierci. Może udało by nam się…
„Blake nam życie uratował..” powiedział spokojnie Iwan.
„Gdyby nie odkrył pułapki, nie mielibyśmy szans.. a pierwsza zginęła by
Nisee..”
Przypomniałem sobie tamten moment.. Otwarcie drzwi. Krok w przód. Z prawej
wyczułem szybki ruch podnoszonej do strzału kuszy. Automatyczna reakcja. Pochylenie
ciała i uderzenie dłonią w jej pierś. Zaskoczenie na jej twarzy i po sekundzie
przerażenie. W tej samej chwili bełt przelatujący tuż przed moimi oczami.. Wiem
że nie było szans żeby to zatrzymać jednak..
Świadomość że to nie tylko z potworami przyjdzie nam walczyć mrozi mi krew
w żyłach. Zabijanie bezmyślnych bestii to jedno, ale rozumnych istot?
„Świat to pole walki Blake.. Czy tu, czy w Orario, krew leje się bez sensu
codziennie. Zwłaszcza w Orario…”
„Mówiłeś już…”
„Eh.. Zostać zabitym przez potwora to w sumie szczęście czasami..” Iwan
znów na chwilę się zamyślił.
„ Równie dobrze można zginąć, bo komuś spodobał się twój ekwipunek…”
Na chwilę oniemiałem..
„Co? Poszukiwacze przygód mordują się nawzajem..?!” Devana chyba też była
wstrząśnięta tym co Iwan właśnie powiedział…
„Oficjalnie nie ma ani jednego zgłoszonego przypadku.. jednak ataki na obce
drużyny czy pass parade są na
porządku dziennym..”
„Pass parade?” Spotkałem się z
tym określeniem w Dungeon Oratoria,
ale nie było wyjaśnienia o co chodzi.. albo jeszcze nie doczytałem.
„To taka taktyka.. Gdy nie możesz sobie poradzić z dużą grupą potworów i
zaczynasz uciekać.. Przebiegasz tuz obok innej drużyny licząc na to, że potwory
przestaną cię ścigać i zajmą się nimi..”
„Nie mogli by razem ich pokonać?” spytałem zdumiony.
„Mogliby.. ale nie chcą. Czasem nawet robią to specjalnie. Wracają potem po
wszystkim, dobijają pozostałych przy życiu i zgarniają ich ekwipunek.. To jest
właśnie Orario od jakiego uciekłem..” Iwan wyglądał na naprawdę poruszonego.
Kostki dłoni aż pobielały zaciśnięte na stylisku topora.
„Zawsze tylko biznes, opłacalność, zawieranie sojuszy, eliminowanie
konkurencji.. skakanie sobie nawzajem do gardeł…”
„To nasza wina..” odezwała się cicho Devana..
„W Tenkai bóstwa również ze sobą walczyły.. zabiegając o wpływy i
poddanych.. Jednak tam, siła każdego z nich była ogólnie znana i z góry było
wiadomo kto ma nad kim przewagę. Gdy zeszliśmy tutaj, do Gekkai,
zapieczętowaliśmy swoje moce i nagle staliśmy się sobie równi. Od naszej
zaradności i przebiegłości zależało to, jak wielką i potężną Familię uda nam
się stworzyć. Jak mogłeś przeczytać w Dungeon
Oratoria, Zeus i Hera stworzyli dwie najpotężniejsze familie na świecie..
Gdy ich siły zostały mocno osłabione w wyniku porażki z jednookim czarnym
smokiem – zamiast ich wspomóc – inne familie zaatakowały ich i przepędziły z
Orario. Haniebny i podły czyn z którym nigdy się nie pogodzę..”
Devana była naprawdę wstrząśnięta.
„Co się z nimi stało? Z Zeusem i Herą?”
„Nie wiadomo.. Ale nie odeszli do Tenkai, więc w dalszym ciągu przemierzają
te ziemie..”
„Może odbudowali swoje familie?” powiedziałem z nadzieją w głosie.
„Może.. choć wątpię. Po tym co ich spotkało, raczej przyglądają się z boku
patrząc jak ich pogromcy sami ponoszą klęskę. Sama też tak bym chyba zrobiła..”
odpowiedziała Devana.
„Tyle że przez takie fochy cierpią ich Dzieci..” Iwan był wyraźnie
poruszony.
„Durne podchody pomiędzy nieśmiertelnymi bóstwami które traktują nas jak
pionki na swojej planszy..” powiedział spluwając ze złością do kąta.
„Nie wszyscy są tacy sami..” powiedziała Devana a łzy zakręciły jej się w
kącikach oczu.
„Przepraszam..” powiedział Iwan.
„Nie bierz tego do siebie. Nie wszyscy bogowie to dupki. Demeter na
przykład..” Nie dokończył. Devana złapała go za brodę i przyciągnęła jego twarz do swojej.
„Jeszcze raz usłyszę o Demeter i jej Powabie czy tym podobnych, to na moją
boską duszę przysięgam, że złamię zakaz i użyję Arcanum, ale to co ci zrobię
wynagrodzi mi w pełni odesłanie do nieba.!!!!!”
„ Sss poo poo koo oojnie.. Nic
takigo zek niie.. niee.. nie mioł na
myśli..” Iwan pierwszy raz wyglądał na naprawdę wstrząśniętego.
„To dobrze. Mam nadzieje że nie zmusisz mnie do ostateczności..”
Nie wiem czy to była Boska, czy zwykła kobieca zazdrość, ale nawet ja
poczułem gdzieś w sobie emocje które nią targały.
„Ekhm.. Mamy najpierw chyba jeszcze inne rzeczy do załatwienia..”
powiedziałem nieśmiało starając się przełamać narastające napięcie.
„No tak..” Iwan odetchnął gdy Devana puściła w końcu jego brodę.
„Alex.. Musisz się pozbierać do kupy. Nod by cię nie chciał w takim stanie
oglądać.” Powiedział Iwan patrząc Alexowi w oczy.
Ten tylko spuścił głowę i westchnął.
„Musisz go opłakać, to jasne. Ale nie wolno ci się załamać. Tylko dzięki
temu, że byliście twardzi daliście radę utrzymać i rozwinąć ten zajazd. Nie
zmarnuj jego śmierci.”
Alex wyglądał jak siedem nieszczęść. Zapadł się w sobie. Tak jakby starał
się stopić w jedno z tym wielkim, o wiele za dużym fotelem…
„Potraktuj to jako naszą ostatnią misję Rabatową.” Powiedział po chwili
Iwan.
„Musimy rzucić na szalę wszystko co mamy. Inaczej nie będzie przyszłości
dla nikogo. Jak to zakończymy – to wszyscy w okolicy odetchniemy spokojnie.”
Dodał patrząc na niego.
„Wcale nie jesteś od nich lepszy!” Alex aż się uniósł ze złości.
„Tak jak oni, chcesz moich kontaktów i sakiewki..!!”
„Nie przeczę.” Powiedział Iwan z szerokim uśmiechem na twarzy.
„Ale w przeciwieństwie do nich, mam coś w zamian..” dodał odrobinę zniżając
głos.
Alex wyraźnie się ożywił. Jego biznesowa natura w końcu przebiła się przez
skorupę smutku i wydostała na powierzchnię.
Gdy Iwan powiedział mu o mrożącym krysztale i mięsie niedźwiedzia, Alex
znów poczuł interes i wrócił do świata żywych. Gdy usłyszeliśmy jego cenę, od
razu zrozumieliśmy że czas żałoby się skończył, i jedynie dzięki zdolnościom
negocjacyjnym Devany uzyskaliśmy dobrą cenę za artefakt i mięso. Następnie Iwan
przekazał Alexowi zawiniątko z osobistymi rzeczami kupców zabitych przez
Leszego. Okazało się że Alex znał rodziny dwóch z nich, więc znów na chwilę
zapanowała niezręczna, smutna cisza, jednak tym razem prum szybko się
otrząsnął, podziękował i obiecał zająć się przekazaniem rzeczy rodzinom.
Gdy już wszystko ustaliliśmy, przyszedł czas by zakończyć nasze spotkanie.
Dwukółka razem z obstawą już dawno wróciła i brama znów była na głucho
zamknięta. Deszcz w dalszym ciągu bębnił po gontach i parapetach, a noc, dzięki
chmurom czarniejsza niż zwykle, na dobre otuliła karczmę, hotel i przyległości.
„No, to na nas już czas.” powiedział Iwan zbierając się do wyjścia.
„Wiecie.. Karczma „Na rozstajach”
nie bez powodu tutaj została postawiona..” powiedział cicho Alex.
Spojrzeliśmy na niego zaciekawieni gdy ten kontynuował:
„Stąd wszędzie jest blisko. Reanore, Góry, Lotril.. Gdziebyście nie chcieli
jechać – tam prawie taka sama droga.. Jesteśmy w zasadzie pośrodku…”
Nie bardzo wiedzieliśmy o co mu chodzi, więc przeszedł wprost do sedna:
„Za gospodą mamy dość spory budynek gospodarczy. Teraz pusty, więc możecie
go sobie wziąć na bazę wypadową. Dam wam trzy konie do jazdy wierzchem, więc
będziecie się poruszać szybciej, a zapasy możecie uzupełniać tutaj. Klemens się
na pewno ucieszy jeśli nie będzie musiał targać wszędzie waszego wozu.” Zza
okna dotarło do nas ciche rżenie..
Skąd on….
A.. z resztą.. Założę się że to demon nie koń.. pomyślałem
w duchu i już bez większego zdziwienia zarejestrowałem dobiegające z oddali
parsknięcie.
„Dziękujemy.” Powiedział Iwan. „Jeśli możemy..”
„Tak jak powiedziałeś – Dopóki ta sprawa nie zostanie rozwiązana – dopóty
nie możemy być bezpieczni.. Nie ma w okolicy nikogo, kto mógłby to zrobić za
was. Jedyni, którzy mogli cokolwiek, są albo w lazarecie, albo dwa metry pod
ziemią.. Nie mam żalu – zasłużyli sobie. Jednak jeśli wam nie pomogę to sam
sobie ukręcę stryczek, więc bez ckliwych myśli proszę. Dla mnie to czysty
interes.”
Po jego minie dokładnie było widać jakimi emocjami ten jego „Czysty interes” jest podszyty, jednak
żaden z nas nie kwapił się żeby to skomentować.
Podziękowawszy ruszyliśmy do stajni. Było za późno żeby rozglądać się po naszej
nowej „Bazie” zwłaszcza, że jeśli
budynek był przez dłuższy czas nieużywany, to najpierw trzeba tam ogarnąć.
Tak czy inaczej, my mieliśmy już przygotowane spanie. Devana miała
rozłożoną pościel na wozie a my zakopaliśmy się w dużej kopie siana ułożonego w
kącie stajni.
Długo leżałem przewracając się z boku na bok.
W końcu Iwan nie wytrzymał.
„Śpijże wreszcie. Oblazło cie co, czy kie licho że się tak wiercisz?”
„Nie mogę zasnąć.. jak tylko zamknę oczy to widzę tego człowieka.. Prawie
odciąłem mu głowę..”
Ferwor walki, strach przed śmiercią, instynktowna reakcja. Jednak teraz
znowu to wraca. Jego ciało przewieszone przez ramę zniszczonego obrazu, krew
spływająca z szerokiej rany na szyi i ta ręka wystająca spod plandeki
znikającego w deszczu wózka ze zwłokami..
„Gdybyś ty go nie zabił, on zabiłby ciebie. I pewnie nie miałby problemów z
zaśnięciem.”
„Nie jestem taki jak on..” powiedziałem cicho.
„Całe szczęście. Jednak co innego żałować poległych, nawet wrogów, a co
innego zadręczać się tym.” Głos Iwana choć cichy, był spokojny i stanowczy.
Zacząłem się pomału uspokajać gdy go słuchałem.
„Nie dał ci wyboru. Mógł odrzucić broń, a wtedy ocaliłby życie. Jednak on
wybrał inną drogę a twoja reakcja była jedyną możliwą. Nie myśl już o tym.
Dzięki Tobie żyjemy. Ja, Devana, Nisee. Nie zadręczaj się.”
„Spróbuję..” powiedziałem niepewnie.
Muszę nauczyć się z tym żyć. Jeśli stawia się na szali życie, trzeba się liczyć
z tym, że można je stracić. Tyczy się to tak samo nas jak i każdego, kto
decyduje się na atak. Jeszcze pewnie nie raz przyjdzie mi podejmować decyzje:
my albo oni, i nie wolno mi się wahać.
Stanęła mi przed oczami scena gdy Devana pocieszała roztrzęsioną Nisee.
Faktycznie, to pomaga gdy myśli się o życiach uratowanych zamiast odebranych.
Wreszcie udało mi się zasnąć.
…***…
Wstaliśmy dość wcześnie. Teoretycznie tuż po świcie, ale przez chmury
szczelnie zakrywające całe niebo na zewnątrz było ledwo szaro.
Wyszliśmy z Iwanem po cichu by nie obudzić Devany i udaliśmy się na tyły,
tam, gdzie wcześniej stoczyłem walkę z Frankiem i Kurtem.
Pora na nasz poranny trening.
Uzbrojeni w grube trzonki od kilofów stanęliśmy naprzeciw siebie.
Iwan zaatakował bez uprzedzenia, gdy jeszcze zajmowałem swoja pozycję. Uchyliłem
się, a koniec trzonka o włos minął moją głowę, jednak zamiast odskoczyć,
wyprowadziłem cios prosto w jego wysunięty do przodu prawy łokieć. Nie miałem
czasu na zamach, więc użyłem tylko siły nadgarstka, ale to wystarczyło żeby
Iwan syknął z bólu. Szerokim łukiem wykonał boczny zamach na wysokości klatki
piersiowej. Znowu błyskawicznie. Ledwo zdążyłem się zgiąć. Jednak starałem się
nie zmarnować energii i gdy mój korpus pochylał się w dół unikając ciosu,
jednocześnie moja noga poszła w górę, tuż za dłonią trzymającą pałkę. Zanim
zdążył się zasłonić, moja stopa znalazła się na wysokości jego brody. Nie chcąc
oberwać odchylił się do tyłu przepuszczając moja nogę. To wystarczyło. Gdy
prawa noga szła w dół, z całej siły wybiłem się lewą i wykonując w powietrzu
półobrót kopnąłem go w pierś tak mocno jak tylko dałem radę. Przy jego masie,
ponad dwukrotnie większej od mojej, nie miałbym szans mu nic zrobić. Jednak
odchylając się w tył, przesunął swój środek ciężkości za bardzo to tyłu i nawet
małe pchnięcie wystarczyło.
Ja odbiłem się od niego jak piłka od ściany i kończąc obrót wylądowałem na
ziemi dwa metry od niego. Niezbyt czysto, bo wciąż nie wprawiony w walce wręcz
brakło mi wyczucia, jednak podpierając się lewą ręką zachowałem równowagę a w
prawej wciąż trzymałem uniesiony trzonek gotowy do zasłony czy kontrataku. Iwan
jednak stracił równowagę i klnąc siarczyście
klapnął tyłkiem o ziemię.
„To twoje cholerne Skupienie jest
nieuczciwe jak diabli..” marudził wstając z ziemi i masując sobie zadek.
Ale tu nie tylko chodziło o Skupienie.
Dopóki używaliśmy tylko naszych „mieczy”
z ledwością udawało mi się unikać ataków Iwana i byłem zupełnie bez szans na
kontratak. Jednak odkąd zacząłem czytać Dungeon
Oratoria i opisy wspaniałych walk jakie tam prowadzono, zacząłem wprowadzać
nowe elementy, zupełnie na wyczucie, czym często zaskakuję Iwana. Może ze
względu na wiek, a może na styl walki jaka jemu bardziej odpowiada, gdy połączę
nowe elementy ze swoim Skupieniem,
Iwan zaczyna się gubić i wtedy nareszcie udaje mi się go czasem trafić.
Jednak..
„Aaaaauuuhhhh.!!” .. wrzasnąłem gdy złapał mnie za nogę i szarpnął.
Podczas następnego kopnięcia zamarkował zachwianie i gdy chciałem to
wykorzystać, przyblokował moją nogę ramieniem, szarpnął, i gdy szlag trafił
moją taktykę, przydusił mnie stopą do ziemi uśmiechając się złośliwie.
„A podobno starego psa już nowych sztuczek nie nauczysz..” powiedziałem
ujmując jego wyciągniętą dłoń gdy pomagał mi się podnieść z ziemi.
„Widać jesce żek nie jest taki stary..” odparł zaszczycając mnie szerokim
uśmiechem.
Co prawda udawało mi się go czasem zaskoczyć, ale wystarczyło że raz użyłem
na nim jakiejś techniki, a on już drugi raz nie dał się na nią złapać.
„To jest chłopce poziom trzy plus..”
powiedział szczerząc zęby.
Siedzieliśmy obok siebie na snopkach siana robiąc przerwę na odpoczynek.
„Na potwory ci to starcy, nawet na dość mocne, ale jak bydzies walcyć z
ludźmi.. musis uważać. Jak ik nie unieskodliwis od razu, to cie rozgryzom i
wykońcom.” Powiedział patrząc spod sumiastych brwi.
Zwiesiłem głowę. Czyli jednak do niczego. Moje samotne treningi plus te z
Iwanem, a i tak okazuje się że dalej jestem za słaby…
„Pamientos, u mnie w stodole, jak ześ w łeb odemnie dostoł?”
Spytał kładąc mi dłoń na ramieniu.
Skinąłem głową w odpowiedzi.
„Wtedy zek się bardzo staroł coby się powstrzymać i cie nie uskodzić..”
powiedział z szerokim uśmiechem.
„Ale teroz, jak włoncys Skupienie,
to sie muse zdrowo gimnastykować na pełnym poziomie coby cie powalić, a jak mie
zaskocys cym nowym, to jakbyś posed za ciosem, to byk mioł co robić zebyś mie
nie dostoł…” powiedział tym razem z poważną miną.
„Nie wim jak to jest.. Ale twój pierwsy poziom, a normalny, to jak niebo a
ziemia.” Dodał po chwili.
„Tylko dzięki Skupieniu”
odpowiedziałem cicho.
„Tylko dzięki temu. Gdyby znikło, byłbym bezbronny..”
„Gdyby znikło, byłbyś jak zwycajny Pierwsy.. No.. Tyz nie do kuńca..” Iwan
najwyraźniej nie wiedział jak przekazać swoje myśli.
„Ciebie musi Janson obejrzeć, bo normalne to to nie jest..”
„A..ale.. O czym mówisz?”
„Ciebie nik nie szkolił, ale technikę mos o wiele za wysokom jak na poziom.
Ucys sie walcyć z ksionzek i kradnies moje sztuczki. Roz coś uwidzis, a potem
sam to robis i jesce po swojimu przerabios.. To nie jes normalne..” Iwanowi nie
mieściło się to w głowie.
„Krew Waldsteinów..” powiedziała Devana wychodząc z cienia.
Musieliśmy ją przypadkiem obudzić, bo już przebrana i gotowa do drogi stała
niedaleko w cieniu stodoły i obserwowała nasz trening.
„Że co?” Nie załapałem o co jej chodzi..
„Twój ojciec, tak jak i wujek, to byli czołowi fechmistrze
kontynentu.. Twoja kuzynka jest nazywana
Księżniczką Miecza.. Myślę, że to
rodzinny talent..”
„Talent.. Tyle że ona ma level 6..” powiedziałem zwieszając głowę.
„Miała siedem lat jak otrzymała Falnę.. Od tamtej pory eksploruje Dungeon w
Orario, gdzie o wiele łatwiej zdobywa się doświadczenie.. Ty masz doświadczenia
raptem.. dwa tygodnie czy coś, więc nie oczekuj cudów..” Devana uśmiechnęła się
trochę drwiąco..
„No ale dalej nie rozumiem..”
„Nie rozumiem i nie rozumiem..
Takiś mondry, ucys się błyskawicnie, ale cały cos jedno – Nie rozumiem.. Mom ci do rzyci nakopać cobyś w końcu pojoł?” Iwan
trochę się wykurzył.
„Wyłoze ci to nojprościj jak umim. Nawet w Orario, zwycajny pierwszok po
dwóch tygodniak ni mo szans wyjść
powyżej „I” , chyba żeby nie jod, nie społ, cały cas siedzioł w Dungeonie a
Familia by mu donosiła mikstury lecnice. A i tak Może by dobił do „H” choć wątpię.”
„Ty już masz dwie statystyki na „G” a jedną na „F” – przynajmniej tak
miałeś przy ostatniej aktualizacji a od tego czasu dużo trenowałeś i jeszcze ta
walka.. więc założę się że masz znów wyżej..” dodała Devana
„Czyli że zdobywam Excelię szybciej niż powinienem..”
„Nie tyle nie powinienem, co niż inni. Na pewno gdzieś jest
wytłumaczenie tego efektu, ale my go nie znamy. Na razie po prostu z tego
korzystaj.”
„Uwidzemy co Janson powi. Poza tym, cobyś nie był taki pewny siebie – jo
nie umim walcyć miecem. Jakbyk uzywoł topora, to byś ni mioł szans nawet ze
Skupieniem..” spojrzał na mnie spode łba i krzywo się uśmiechnął.. Aż mnie
ciarki przeszły.
No tak.. Przy jego sile i poziomowi, ten jego topór jest nie do
powstrzymania. Może udało by mi się go unikać przez jakiś czas, ale jedno
draśnięcie i moja słaba obrona została by przełamana.
I tu jest nauczka na przyszłość. Mocni przeciwnicy mogą mnie powalić samą
brutalną siłą. Przy takich – moja szybkość zda się na nic.
Spojrzałem na Iwana, Devanę, a potem zwiesiłem ze smutkiem głowę.
„Eh.. Jak małe dziecko normalnie..” Iwan zmierzwił mi włosy swoja wielką
dłonią.
„Pamintos jak my z Nestyr wyjechali, i ześ z woza zeskocył bez broni?”
„Tak..” kiwnąłem głową przypomniawszy sobie ten moment..
„Widać ześ jesce tej Cierplywości nie
znased..” Iwan mrugnął do mnie uśmiechnięty i szturchnął mnie w ramię tak, że
mało nie spadłem ze snopka.
„Chłopce, Trenujes ze starym, doświadconym krasnoludem na trzecim
poziomie.. Dobze ci idzie, i nie bydzies musioł długo cekać az mi dorównos, ale
musis być Cierplywy..”
Fakt. Nie ma co marudzić i rozmyślać. Trzeba brać wszystko jakim jest i nie
zamartwiać niepotrzebnie. Nie jest źle. Idzie mi lepiej niż zwykłym
poszukiwaczom przygód na moim poziomie, więc tylko się cieszyć. Oby tak dalej,
a uda nam się osiągnąć nasz cel.
Zebrałem się w sobie, wstałem i otrzepałem spodnie z kurzu.
„To jak..? Idziemy zobaczyć naszą Bazę?”
spytałem z uśmiechem.
„No! Najwyzsy cas!!” Iwan się rozpromienił.
„Chodźmy!” powiedziała Devana chwytając mnie za rękę. Nim zdążyłem
cokolwiek zrobić pociągnęła mnie za sobą i nie pozostało mi nic innego tylko
ruszyć za nią raźnym krokiem. Kątem oka złapałem szeroki uśmiech Iwana i poczułem
że cały się czerwienię.
„Em.. Devana już możesz mnie puścić.. przecież idę..” powiedziałem
półgłosem
„Wstydzisz się swojej Bogini?!” spojrzała na mnie unosząc brew.
„Nie.. no skąd.. tylko akurat za rękę .. wyglądamy jak para…”
„Och.. formalista się znalazł..” odparła z lekko udawanym oburzeniem, po
czym zmieniła uchwyt biorąc mnie pod ramię i trochę się przytulając..
„Więc prowadź mnie jak kawaler prowadzi damę..”
„Ale czy na pewno kawaler prowadzi damę tak blisko siebie..?”
„Och.. to drobiazg.. Nigdy nie byłam dobra w tych etykietowych sprawach..”
Uśmiechnęła się szeroko z błyskiem w oku i jeszcze bardziej przycisnęła swój
biust do mojego ramienia.. Gdy zerkałem kątem oka to widziałem że ten mały
zdrajca chyba szykował się żeby się poddać..
Chyba z pięć razy przepadłem gdy szliśmy w stronę karczmy. I pomyśleć..
Jeden mały guzik, a człowiek by zęby stracił na prostej drodze.. Najgorsze, że Skupienie za nic nie chciało zaskoczyć i
po prostu szedłem co chwila przepadając a wzrok mi cały czas tylko w jedną
stronę uciekał.. Iwan szedł obok nas i
chyba miał niezły ubaw, bo był cały czerwony i wręcz dusił się ze śmiechu.
Obiecałem sobie w duchu że znajdę coś żeby mu skopać to jego wielkie
krasnoludzkie dupsko na następnym postoju.
…***…
„Łaaał…!!” Nie mogłem się powstrzymać. Iwan i Devana też byli zaskoczeni.
Ten budynek chyba wcześniej był pierwszym powstałym tu hotelem. Prosto z
bocznej drogi weszliśmy do dużego przedsionka/szatni, a zaraz za nim do przestronnego
holu który pełnił też kiedyś funkcję recepcji, bo pod ścianą stał dość duży
kontuar za którym widać było kilka szafek oraz półkę na klucze i dokumenty.
Zaraz obok były drzwi na zaplecze. Były tam jedynie drzwi do potężnego sejfu, w
którym podróżni przechowywali swoje najbardziej wartościowe rzeczy. Miejsca tam
było tyle, że spokojnie można by było tam zrobić spory pokój.. Wróciliśmy do
salonu. Na środku stał niski, okrągły stół otoczony czterema wygodnymi, dużymi
sofami. Po lewej wznosiły się schody na piętro a po prawej drzwi prowadzące
wprost do głównej sali karczmy Na
Rozstajach. Dzięki temu klienci hotelu nie musieli chodzić na około by coś
zjeść czy się napić.
Po łagodnych schodach wspięliśmy się na piętro.
Ujrzeliśmy dość szeroki korytarz posiadający sześcioro drzwi po każdej
stronie. Poza dwoma niewielkimi pomieszczeniami gospodarczymi, było tu dziesięć
przestronnych pokoi. Każdy z osobną łazienką i ubikacją. Jak się dowiedzieliśmy
później, instalacja była połączona z główną siecią karczmy, wiec ciepła woda
była dostępna non stop.
Nie można było sobie nawet wymarzyć bardziej komfortowych warunków..
Co więcej..
„Myślałam, że tu będzie pełno kurzu i pajęczyn..” powiedziała cicho
zaskoczona Devana..
To właśnie była przyczyna dla której wszyscy wręcz oniemieliśmy.
Jak na „Dawno nie używany budynek gospodarczy”
stary hotel prezentował się wyśmienicie! Wszystko czyste, lśniące, kompletny
brak drobinki kurzu a pościel na łóżkach aż pachniała świeżością.. Zagadka
wyjaśniła się, gdy otwarły się drzwi do ostatniego pokoju. Wyszła z nich trochę
zaspana Nisee, i ziewając szeroko
przeciągnęła się. Widząc nas zamarła w bezruchu na sekundę a potem nagle z
krzykiem wróciła do pokoju trzaskając drzwiami.
Tego widoku nie zapomnę. Guzik przy tym to mały pikuś. Dotychczas
widzieliśmy Nisee ubraną w służbową sukienkę do kolan z krótkimi rękawami i
białym fartuszkiem. Na nogach miała zawsze czarne pończochy i buciki tuż nad
kostkę. Gdy wyszła z pokoju była bosa, miała na sobie tylko króciutką,
sięgająca do połowy ślicznych, gładkich ud koszulę nocną, tak delikatną, że
wręcz prześwitującą, ukazującą nam lekko rozmyte materiałem kształty jej krągłych
piersi i wąskiej talii. Gdy Nisee się przeciągnęła koszulka uniosła się trochę
i okazało się że chyba nie ma żadnej bielizny..
Przełknąłem głośnio ślinę.
Razem z Iwanem staliśmy z rozdziawionymi gębami przez chwilę, dopóki głośne
„EKHM!!” Devany nie sprowadziło nas
na ziemię.
Spojrzeliśmy po sobie zawstydzeni, a Devana, widząc naszą reakcję była
wręcz czerwona ze złości. Stała z zaciśniętymi pięściami patrząc to na mnie, to
na Iwana, i widać było ze z ledwością się powstrzymuje by nie eksplodować.
„To chyba nie ten budynek dostaliśmy na Bazę..” wyksztusiłem wreszcie po
chwili, gdy już trochę oswoiłem się z sytuacją.
„Faktycnie..” rzekł cicho Iwan i zaczęliśmy na palcach schodzić po schodach
na dół. Devana szła za naszymi plecami trzymając każdego z nas za kołnierz i
upewniając się, że nie mamy najmniejszych szans się nawet obejrzeć.
Na dole czekała nas następna niespodzianka.. W sumie dobrze, bo odwróciło
to naszą uwagę od tego incydentu na
piętrze.
W drzwiach stał Alex Drumhold z dwoma pomocnikami.
„Widzę że już rozejrzeliście się po waszej bazie wypadowej..” powiedział
wesołym głosem.
Zupełnie nie przypominał tego cienia z którym rozmawialiśmy wczoraj.
Czysty, ogolony i pełen energii wydawał po cichu polecenia swoim ludziom.
Zauważyliśmy że dwóch z nich wnosiło właśnie kufer Iwana do sejfu.
„To chyba jakaś pomyłka..” powiedziała ostro Devana. „Tu mieszkają twoi
ludzie..”
„Och.. to tylko pięć kelnerek z mojej Karczmy. Nie lubią spać w nowym
hotelu.. Mam nadzieję że to nie problem?”
„Nie.. Nie.. Wcale.. Żaden problem.. Naprawdę..” Z Iwanem jeden przez
drugiego zaczęliśmy go uspokajać gdy wtem..
„To JEST problem!” Devana aż kipiała. „To Dziewczyny.. A ta dwójka to
niewyżyte samce i aż strach pomyśleć co będzie gdy ich spuścić z oka na
chwilę!!” Aż trzęsła się ze złości.. W sumie to nie rozumiałem za bardzo czemu
jest aż tak przejęta tym malutkim incydentem…
„Przecież będziesz ich miała na oku..” powiedział z uśmiechem Alex. „Poza
tym, większość czasu i tak będziecie w drodze, więc te kilka nocy tutaj chyba
nie nadszarpnie zbytnio waszej zdolności bojowej..” dodał po sekundzie z
szerokim uśmiechem. Devana w dalszym ciągu ciskała gromy oczami, ale nie mogła
za bardzo kłócić się z taka argumentacją.
„Chodźcie, obejrzycie resztę.” Powiedział Alex.
Poszliśmy za nim do następnego pomieszczenia na parterze, przylegającego
bezpośrednio do salonu.
Obszerny gabinet, wyposażony w biurko, okrągły stół z sześcioma krzesłami ,
dwie nieduże sofy i kilka regałów pełnych książek i map.
„To wszystko, co udało mi się tak na szybko zebrać, by dać wam jak
najwięcej informacji. Macie tu najlepsze mapy Lotril i okolicy, szkice
zbadanych rejonów gór Beor, książki z legendami i podaniami ludów zamieszkujących
okoliczne wsie i miasteczka, a także kilka przydatnych książek zielarskich,
alchemicznych oraz podręczniki sztuki wojennej..”
Na wspomnienie tych ostatnich aż zaświeciły mi się oczy, jednak musiałem
się uzbroić w cierpliwość, bo prosto z bazy Alex zaprowadził nas do stajni.
To nie była stajnia ogólna, w której zatrzymują się podróżni jadący własnym
zaprzęgiem, tylko przylegająca do niej, osobna stajnia służbowa. Jak nam Alex
wyjaśnił, tutaj trzymane są prywatne zwierzęta Drumholdów, oraz te, przeznaczone
na sprzedaż lub wynajem. W boksach po obu stronach stały konie różnych ras i
maści. Moją uwagę od razu przyciągnęła nieduża srokata klacz o mocnej budowie i
pięknych ciemnych oczach z długimi rzęsami.
„Jest śliczna.. Ty też jej się chyba spodobałeś..” powiedziała z uśmiechem
Devana, patrząc jak klacz trąciła łbem moje ramię i zaczęła skubać wargami moje
ucho. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po szyi.
„To się nazywo miłość łod pirsego wejzenio..” powiedział rubasznie Iwan.
„Właściwie to przeznaczyłem wam inne konie.. tych używamy raczej do
cięższych prac..” powiedział Alex pokazując nam drugą stronę stajni, gdzie w
boksach stały naprawdę duże i piękne rumaki, jednak..
„A mógłbym wziąć tą? Jak się nazywa?” spytałem nieśmiało.
„To Płotka.. Hucuł. Używamy jej do wozów i ściągania drewna z lasu, więc..”
Aż żal mi się tej klaczki zrobiło. Fakt, wyglądała na mocną, ale żeby tak
nią orać..
„Dobrześ wybroł. Tyn koń nie pszestrasy się ani głębokij wody, ani wysokij
góry. No i widać żeście się sobie spodobali, a to jes najwaznijse.” Rzekł kończąc
dyskusję.
Płotka parsknęła w odpowiedzi i znowu trąciła mnie łbem.
„Tylko jak ty będziesz za Bohatera
robił na tym kucyku?” zaśmiała się Devana. „Powinieneś podjechać pod zamek na
dużym białym koniu, w złotej zbroi, ratując piękną dziewicę.. No wiesz..” powiedziała przekornie mrugając do Iwana.
„Nigdy nie mówiłem ze chcę zostać bohaterem” powiedziałem z przekąsem i
poszedłem dalej.
„No wis.. poza tym z tyk zamków to już ino ruiny się ostały, a w łokolicy
dziewicy tez ni ma nawet na lekarstwo..” Iwan skwitował sprawę. Devana
wzruszyła ramionami i poszła za nami. Akurat się odwróciłem, by zobaczyć jak
przechodziła obok Płotki. Ta, niby przez przypadek trąciła Devanę łbem w plecy
i dziewczyna tracąc na chwilę równowagę wdepnęła w świeżą kupę.
„Nosz by cie normalnie pokręciło bestio zaklęta.!!!” Devana fiksowała
wycierając buta sianem i zezując ciężkim wzrokiem na klaczkę. Płotka skubała
spokojnie siano jakby nigdy nic, patrząc przed siebie i kompletnie ignorując
wściekłą boginię miotającą gromy tuż obok niej.
Chyba
jesteśmy sobie pisani pomyślałem i klamka zapadła. Choćby nie wiem co, Płotka jedzie ze mną.
Szliśmy dalej, ale Devana nie mogła się zdecydować. Nie dość, że jeszcze
była zła o ten incydent z kupą, to jeszcze okazało się że..
„Wybaczcie, ale ja.. nie umiem jeździć konno..” powiedziała ze wstydem.
„Jak to?!” powiedzieliśmy z Iwanem w tej samej chwili.
„Bogini łowców która nie umie jeździć konno?!” Iwanowi nie mieściło się to
w głowie.
„Gdy przedzierasz się przez las z łukiem i starasz się zwracać jak najmniej
uwagi to koń jest ostatnią rzeczą jakiej ci trzeba.. Poza tym, niektórzy łowcy,
jak na przykład elfy, czasem nawet przez kilka mil nie stąpają po ziemi,
przemieszczając się po drzewach.. Używaliśmy jucznych koni do transportu
sprzętu i mięsa, ale sami prawie nie jeździliśmy..” Devana wyglądała na trochę
przybitą.
„Och.. Nie ma sprawy, nauczysz się, to nic trudnego” powiedział Alex,
jednak zawrócił i poszliśmy znowu w stronę koni pociągowych.
Podeszliśmy do boksu sąsiadującego z Płotką. Tyłem do nas stał tam
niewysoki konik, podobnej wielkości do płotki. Miał ciemnożółtą maść, czarną
grzywę i ogon oraz wysokie czarne skarpety
.
„Ten bułanek to Puszczyk. Młodszy brat Płotki.” Powiedział Alex.
Puszczyk zastrzygł uszami gdy usłyszał swoje imię, ale najmniejszym ruchem
nie okazał zainteresowania.
„No chodź mały, nie bój się.” Powiedział spokojnie Alex głaszcząc go po
karku.
„Puszczyk jest bardzo nieśmiały, dlatego gdy są obcy w pobliżu zawsze staje
tyłem. Ale ma bardzo lekki chód, a nawet idąc w ciemnościach przez las, nigdy
się nie potknie, stąd jego imię.”
„Jest piękny..” powiedziała cicho Devana.
Patrzyła na niego jak zauroczona, po czym podeszła i przytuliła się do jego
szyi. Koń wpierw zadrżał, ale natychmiast się uspokoił, po czym odwrócił głowę
i lekko potarł pyskiem jej ramię.
„Chyba cię zaakceptował” powiedział Alex głaszcząc konia po grzbiecie.
„To nawet lepiej.” Dodał po chwili.
„To młode konie, ale ostatnio ciężko pracowały. Nikt nie chciał ich pod
wierzch, bo nie prezentują się zbyt okazale, i trochę mi ich było szkoda.
Myślałem że czeka ich całe życie w zaprzęgu. Nawet nie myślałem że wy je
weźmiecie..”
Pogładziłem Płotkę po szyi. Skoro to rodzeństwo, to nawet lepiej. Będą się
dogadywać.. pomyślałem i poczułem ciepły oddech gdy dotknęła pyskiem mojego
policzka.
„Teraz trzeba wybrać coś dla ciebie..” powiedział Alex patrząc na Iwana.
Jakoś ciężko by mi było wyobrazić sobie konia, który dał by radę unieść go
na grzbiecie. Góra mięśni w kolczudze z obosiecznym toporem na plecach.. Ważył
pewnie ze sto pięćdziesiąt kilo.
„Ni ma kłopotu” Powiedział Iwan. „Nie mógłbyk ostawić Klemensa samygo.”
„ No.. ale jak to sobie wyobrażasz.. Udźwignie cię?” Byłem pełen
wątpliwości.
„Ni na szans, nawet byk nie próbowoł..” odparł Iwan. „Ale cosik mi przysło
do głowy wcora, jak zek widzioł jak te truchła za brame wywozom..”
Przypomniała mi się platforma na dwóch kołach na której grabarze wywozili
zwłoki.
„Chyba mam coś w sam raz!” powiedział ucieszony Alex i poprowadził nas
wprost do wozowni.
„Zostawił to u nas posłaniec, którego zaatakowały po drodze gobliny. Bał
się jechać dalej sam, więc przepakował paczki na dyliżans i pojechał z większą
grupą. Miał się po to zgłosić jak pojedzie z powrotem, ale nigdy nie wrócił…”
„Na pewno możemy? A co będzie jak wróci?” nie byłem zbyt pewny czy to
dobrze tak brać czyjąś własność.
„Jak przez dziesięć lat się nie zgłosił, to oficjalnie uznaliśmy przepadek
mienia..” powiedział Alex wzruszając ramionami.
„No.. to bydzie idealne.. Klemens bydzie mógł iść kłusem pół dnia a nawet
się nie spoci..” mruczał pod nosem Iwan obchodząc w koło niewielkie dwukołowe
sulki. W przeciwieństwie do tych, które używa się do wyścigów, te, przypominały
raczej konny kabriolet. Dwa dość duże koła, i niezbyt wysoko ułożone siedzisko
zapewniały stabilność na leśnych traktach. Wygodna ławka dla dwóch osób mogła
być przykryta rozkładanym daszkiem, a z tyłu było miejsce na niewielka skrzynię
czy kilka pakunków.
„Patrzcie go.. Będzie sobie wygodnie jechał pod daszkiem, a my mamy moknąć
w siodle..” Devana zazdrośnie oglądała dwukołowy powozik Iwana.
„Dom ci parasolke jak kces..” odgryzł się Iwan nawet na nią nie
spoglądając.
Był jak dziecko które właśnie dostało drogi prezent na urodziny.
„Tyle że dzisiaj nigdzie jeszcze nie pojedziecie.” Powiedział stojący za
nami Alex.
„No tak.. Devana musi się nauczyć jazdy konnej…” powiedziałem jakby w
zamyśleniu.
„Nie myśl sobie że was przez to spowolnię!” uniosła się Devana ze złością.
„Jakbyśmy nie mieli koni, to i tak wozem było by wolniej, więc dzień czy
dwa nie robi różnicy!” dodała.
„Ani nie myślałem w ten sposób!” broniłem się przed jej atakiem.
„Zresztą wszyscy musimy przywyknąć!” dodałem.
To była prawda. Choć jeździłem konno wcześniej, to jednak odkąd odeszli
rodzice, oddałem konia bo nie mogłem się nim zajmować i od tego czasu nie
siedziałem w siodle…
Tak więc choć pełni podniecenia musieliśmy ostudzić nasz zapał i wrócić do
naszej „Bazy”.
Poszliśmy na górę żeby się rozpakować, przy czym Devana najpierw upewniła
się, że kelnerek z zajazdu już tam nie ma. Co prawda dwie z nich, te, które wczoraj
obsługiwały klientów do późna, jeszcze spały, jednak pozostałe już były zajęte
obsługą gości schodzących się tłumnie na śniadanie.
Zajęliśmy najdalsze trzy pokoje po lewej stronie, przy czym Devany pokój
był najbliżej schodów.
„Pewnie kce nos mieć na oku zazdrosno jendza..” szepnął mi na ucho Iwan gdy
się mijaliśmy w przejściu.
„Niby o kogo mam być zazdrosna stary zboku?!” powiedziała Devana wychylając
głowę zza uchylonych drzwi. „Niewinnych dziewcząt mi szkoda wy niewyżyte samce!!”
Spojrzeliśmy z Iwanem po sobie, a potem wzruszywszy ramionami każdy z nas
poszedł do siebie. To przecież nie nasza wina że Nisee tak wyskoczyła na nas
znienacka, prawie goła. Co jest ze mną
nie tak? Myślałem rozpakowując swoje tobołki. Widok przeciągającej się z
rana dziewczyny w koszuli nocnej tak mi utkwił w pamięci, że nawet Devany guzik
może czuć się odrobine zazdrosny.. Przecież nie zakochałbym się tylko dla tego
że zobaczyłem ja prawie nagą.. A jeśli to nie miłość, to co do cholery? Co więc
czuję do Devany? Myśli kłębiły mi się pod czaszką powodując coraz większe
rozterki. Na szczęście w końcu usłyszeliśmy magiczne „Pora na śniadanie” i jak z procy wystrzeliłem na korytarz.
Zeszliśmy na dół i przez boczne drzwi przeszliśmy do głównej sali gospody
Na Rozstajach.
Niedaleko był wolny stolik, wiec usiedliśmy czekając na kelnerkę.
„Dzień dobry, czym mogęęeeę…. Hhhhhyyyy!!!!” Gdy Nisee podeszła do nas,
zajęta była otwieraniem notesika i wpisywaniem numeru stolika, więc nie
skojarzyła nas od razu. Gdy tylko uzmysłowiła sobie że to my, zapowietrzyła się
, rzuciła notes i popędziła na zaplecze potrącając po drodze swoja koleżankę,
która o mało nie upuściła tacy z talerzami.
„No masz..” powiedział cicho Iwan i spuściwszy głowę masował czoło
dłonią.
„Się porobiło..” dodałem. Nie wiedząc co z tym fantem zrobić.
„Idioci.. Nie rozumiecie jak ona się teraz czuje?!” Devana znowu była na
nas wściekła.
„To nie nasza wina..!” Nie wiedzieliśmy przecież..!” jeden przez drugiego
staraliśmy się usprawiedliwić.
„Ehh.. Wiem.. mnie też to zaskoczyło..” powiedziała w końcu Devana kładąc
ręce na blacie. „Ale musimy ją jakoś przeprosić..” dodała.
„No.. nie wim cy teroz to bydzie dobra pora..” powiedział cicho Iwan.
Sądząc po odgłosach dochodzących z zaplecza - nie była.
W końcu podeszła do nas druga kelnerka, i nieśmiało, zupełnie nie patrząc
nam w oczy przyjęła zamówienie. Ja z Iwanem tez zresztą się nie odzywaliśmy,
tylko patrzeliśmy w blat starając się nie istnieć. Devana zamówiła dla nas po zwykłym
zestawie śniadaniowym. Tym razem Iwan musiał się zadowolić pojedynczą porcją. Zjedliśmy
w pośpiechu żeby tylko wynieść się z tej sali na świeże powietrze.
Poszliśmy prosto do stajni przygotować konie do jazdy. Iwan przyprowadził
Klemensa i z dumą zaprezentował mu nowy nabytek. Ten, obwąchawszy wózek
starannie, stanął koło dyszli pokazując ze jest gotowy do przymiarki. Podczas
gdy krasnolud zajmował się dopasowywaniem uprzęży ja pomagałem Devanie siodłać
Puszczyka. Nie miała z tym problemu, jedyne w czym musiałem trochę pomóc to
dociągnąć trochę mocniej popręg. Ku zdumieniu Alexa zrezygnowaliśmy z wędzideł.
Pamiętam jak mnie ojciec uczył jeździć, powiedział wtedy: „Jak nie umiesz dogadać się z koniem po dobroci, to na siłę też nic z
tego nie będzie.” Nie bardzo wtedy rozumiałem o co mu dokładnie chodzi,
zwłaszcza, że wszystkie konie we wsi zawsze chodziły z wędzidłem w pysku,
jednak obserwując relacje Iwana i Klemensa pojąłem istotę rzeczy. Koń ma być
częścią drużyny, przyjacielem na którym można polegać, a trudno oczekiwać od
kogoś lojalności jeśli będzie się go siłą zmuszać do posłuszeństwa.
Okazało się że nawet w zwykłym kantarze konie są posłuszne i przyjemnie
reagują na polecenia, więc skierowaliśmy się do wyjścia. Nagle Iwan stanął w
miejscu jakby sobie o czymś przypomniał. Spojrzał na Devanę i zapytał szczerząc
zęby:
„Mos zamiar w tym na kunia wsiadać?”
Początkowo nie zrozumieliśmy o co mu chodzi, jednak jeden rzut oka na strój
Devany zapalił mi w głowie taką małą, czerwoną lampkę ostrzegawczą. Mało brakło, a guzik znowu miałby
konkurencję.. pomyślałem wyobrażając sobie Devanę siedzącą okrakiem na
koniu w .. spódniczce..
„Heeeehhhh… Już lecę się przebrać..!!”
Czerwona na twarzy Dewana wystrzeliła jak z procy i zniknęła za drzwiami.
Nie było jej dobre pół godziny. Już zaczynaliśmy się niecierpliwić gdy wróciła.
Iwanowi szczęka opadła, a ja też o mało zawału nie dostałem.
Stanęła przed nami, rozłożyła ręce i obróciła się w koło powoli.
„I jak? Może być?” spytała z niewinną miną.
„Hhyyk..” Iwan zdołał tylko tyle z siebie wydusić.
„Em..Khm.. Pasuje ci..” wykrztusiłem wreszcie nie mogąc oderwać od niej
wzroku.
„To dobrze. Nie miałam stroju do jazdy konnej, więc pogrzebałam trochę w
skrzyni Iwana.. Mam nadzieję że się nie obrazisz.?”
„Ni..nie.. skąd.. na mnie to i tak nie pasuje..” powiedział gapiąc się ze
zmieszaniem w klepisko.
Nie ma się co dziwić.. Devana wyglądała.. Bosko.. No, w końcu to Bogini,
ale..
Dopasowane bryczesy opinały jej nogi prezentując w całej okazałości powabną
krągłość ud i pośladków, a wysoki stan podkreślał jej wąską talię. Bluzkę też
zmieniła na bardziej przylegającą, a na niej miała dość obcisłą damską
kamizelkę wspaniale uwydatniającą jej biust. Rozpuszczone wcześniej, kasztanowe
włosy, upięła z tyłu głowy w koński ogon odsłaniając śliczną szyję. Kilka
niesfornych kosmyków opadało jej na policzek dodając jeszcze uroku.
„Puscykowi tyz się spodobało..” powiedział przekrzywiając głowę i zerkając
z ukosa na jego brzuch. Devana podążyła za jego wzrokiem, po czym cała czerwona
na twarzy zdzieliła Iwana w tył głowy otwartą dłonią.
Plask!! „No za
co..?!!” jęknął masując tył głowy.
„Już ty wiesz.. Wszystkie samce są takie same. Ty też zbereźniku..” dodała
patrząc z wyrzutem na Puszczyka. Ten, zwiesił głowę i prychnął smutno. Za to
Płotka zarżała cicho i szturchnęła Devanę pyskiem w ramię jakby w geście
solidarności.
„Chodźcie. Nie ma czasu.” Powiedziałem żeby przerwać tą niezręczna chwilę.
Ruszyliśmy za bramę prowadząc nasze konie za uzdy. Gdy mijaliśmy bramę,
któryś ze strażników zdobył się na przeciągły gwizd, który urwał się
momentalnie przechodząc w ciche „Aauuu..!”
gdy rzucony precyzyjnie przez Devanę nieduży kamień odbił się z głośnym Ding! Od jego hełmu.
Z wyrazem satysfakcji na twarzy Devana przyspieszyła kroku i raźniej
ruszyła przed siebie.
Iwan nie mógł się doczekać by wypróbować nową zabawkę, więc tylko cicho
cmoknął i błyskawicznie zniknął pozostawiając nas samych, a z daleka doszło nas
cichnące „To na razie..!”
Razem z Devaną odeszliśmy jeszcze kawałek i zatrzymaliśmy się na niedużej
polanie zaraz obok głównego traktu. Nikt nam tu nie będzie przeszkadzał, żadne
ciekawskie spojrzenia nie będą peszyć Devany a miękka ziemia i trawa dobrze złagodzą ewentualny upadek.
Zacząłem jej powoli tłumaczyć podstawy, ale po chwili odparła, że woli
uczyć się w praktyce.
Nie bardzo mogłem się skupić. Jej obcisłe spodnie skutecznie rozpraszały
moją uwagę gdy pomagałem jej włożyć stopę w strzemię. Do tego, gdy
nieprzyzwyczajona do takich ruchów za pierwszym razem nie wspięła się na
siodło, odruchowo podparłem ją łapiąc obiema rękami za pośladki..
Ledwo zdążyłem się uchylić przed jej dłonią gdy będąc już w siodle chciała
pacnąć mnie w głowę.
Cały czerwony na twarzy podałem jej lejce nawet na nią nie patrząc.
„Teraz wystarczy już tylko szturchnąć go lekko piętami..”
„Ciebie mam ochotę szturchnąć!”
powiedziała ze złością zarumieniona po uszy Devana.
„A.. to może wieczorem..” wyrwało mi się z głupoty.
„HYIJA!!” krzyknęła i puściła się kłusem dookoła polany.
„Co ja
gadam.. Co mnie opętało.. Iwan!! Gdzie jesteś!!!” panika
zaczęła mnie powoli ogarniać, kiedy moje myśli kłębiły się pod czaszką jak
szalone a język, jak słychać, wypluwał jedną po drugiej kompletnie bez
kontroli..
Muszę się
wziąć w garść pomyślałem i z całych sił udało mi się aktywować Skupienie. Przez chwilę obserwowałem Devanę, sprawdzając jak sobie
radzi, a potem zmieniłem tryb na szukanie i przeczesałem najbliższe otoczenie.
Nie było w okolicy nic niepokojącego, więc wróciłem do normalności.
Devana radziła sobie świetnie, częściowo dzięki talentowi, ale głównie
dzięki łagodności Puszczyka. To wspaniały koń dla początkującego jeźdźca
pomyślałem obserwując jak drobnymi ruchami kompensował niebezpieczne przechyły
Devany. Jakby wiedział, że ma na sobie nowicjuszkę i nie chciał dopuścić by
spadła. Wspaniale się zgrywali. Podszedłem więc do Płotki, pogłaskałem ją po
szyi i spytałem:
„Teraz nasza kolej, co?”
Ta, parsknęła w odpowiedzi i trąciła mnie lekko łbem.
Bez chwili wahania wskoczyłem na siodło, i ruszyliśmy, najpierw kłusem,
potem galopem, aż Płotka sama z siebie przeszła w cwał. Pędziliśmy wokół polany
jak szaleni, a ja mogłem spokojnie puścić wodze. Płotka reagowała nawet na mój przechył. Nie
musiałem robić nic ponadto. Czułem radość jaką odczuwała z tego pędu i nie
miałem serca jej przerwać. Po chwili Puszczyk z Devaną na grzbiecie dołączył do
nas. Devana, bardziej podekscytowana niż przestraszona, pochyliła się do przodu
łapiąc Puszczyka obiema dłońmi za grzywę. Trzymane w jednej dłoni lejce luźno
zwisały po bokach falując w podmuchach wiatru. Gnaliśmy tak obok siebie wokół
polany, aż w końcu oba konie zwolniły nieco, by przejść w spokojnego stępa a
następnie zatrzymaliśmy się. Pełen energii zsiadłem z Płotki i podszedłem pomóc
Devanie.
Policzki miała czerwone z ekscytacji a jej oczy aż się śmiały gdy
przerzucała nogę nad szyją Puszczyka, by po chwili zsunąć się wprost w moje
wyciągnięte ręce. Złapałem ją w talii lekko amortyzując zeskok, a ona położyła
dłonie na moich ramionach. Patrzyłem przez chwilę w te jej śliczne, roześmiane
oczy, gdy nagle poczułem jej dotyk na swoim policzku. Wtuliłem się
w jej dłoń i delikatnie ją pocałowałem. Dotknęła lekko moich warg
opuszkami palców, po czym przesunęła dłoń, gładząc mnie po karku. Przeszedł
mnie dreszcz, aż po same lędźwie. Czułem jej dotyk, gdy przesuwała dłonią po
mojej głowie, drugą dłoń delikatnie zacisnęła na moim ramieniu. Delikatnie odgarnąłem
kosmyk włosów z jej lekko spoconego czoła. Poruszyła lekko głową, jakby
podążając za moim dotykiem. Moje palce dotknęły jej ucha, by następnie objąć
jej szyję, a kciukiem przesunąłem delikatnie po jej policzku. Przymknęła trochę
oczy i leciutko rozchyliła wargi. Jej dłoń z tyłu głowy, wciąż mierzwiąca
delikatnie moje włosy przyciągnęła mnie do siebie. Pochyliłem się lekko. Nasze
usta znalazły się tak blisko, że wręcz czułem ciepło jej delikatnego oddechu.
Nagle, z lekkim westchnieniem odwróciła głowę i wtuliła twarz w moją pierś.
Czułem jak łzy zaczynają płynąć z jej oczu, a ramionami wstrząsnął cichy
szloch.
Objąłem ja mocno i przytuliłem, jakbym chciał ją całą schować w ramionach.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Głaskałem ją delikatnie po głowie, gdy ona,
wsunąwszy mi ręce pod kurtkę, obejmowała mnie mocnym uściskiem. Przez koszulę
czułem dotyk jej dłoni, głaszczących moje plecy w poszukiwaniu ciepła,
bezpieczeństwa, schronienia… W tym momencie zrozumiałem. Połączyłem jej kobiece
uczucia, z uczuciami Bogini.. i pojąłem jej tęsknotę za czasem przeszłym i
strach przed przyszłym. W głowie rozbrzmiało echo mojej rozmowy z Iwanem.
„Jedno co
nas od nich różni to.. Czas.” Łzy napłynęły mi do oczu.
Czy mogłem jej to zrobić? Czy mogłem pozwolić, by obdarzyła mnie
uczuciem by być z góry skazaną na
cierpienie?
Nie ucieknę od uczucia, ale muszę zrobić wszystko, by mój egoizm nie skazał
jej na wieczny ból.
Po chwili odsunęła się trochę i podniosła głowę. Patrzyła na mnie tymi
ślicznymi, błękitnymi oczyma pełnymi łez.
„Jestem Boginią Blake.. Wiesz?” powiedziała cicho.
„Wiem.” odparłem. „I taką właśnie będę cię kochać.” Dodałem, po czym
pocałowałem ją w czoło. Uśmiechnęła się lekko i znów przytuliła.
Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, a nasze konie po obu stronach stały,
jakby odgradzając nas od świata i dając nam chwilę prywatności.
W końcu odsunęła się ode mnie, obtarła łzy rąbkiem mojej koszuli i
uśmiechnęła.
„To co?” spytała. „Jeszcze jedna rundka?”
„Jak najbardziej” odparłem, po czym podałem jej rękę. Przytrzymałem jej
strzemię, by łatwiej było jej wsunąć stopę, a ona chwyciwszy dłońmi za łęk
siodła, jednym skokiem znalazła się na koniu. „Całkiem nieźle” powiedziałem z
uśmiechem.
Pochyliła się lekko, zmierzwiła mi włosy dłonią, po czym kliknęła dwa razy
językiem. Puszczyk tylko na to czekał. Od razu ruszył lekkim kłusem przed
siebie. Devana lekko obróciła się, jakby sprawdzając czy za nią jadę. Po chwili
sam tez byłem w siodle i jechałem jej śladem.
Opuściliśmy polanę i pognaliśmy traktem w kierunku karczmy. Gdy wypadliśmy
z lasu, Iwan kończył już chyba dziesiąte okrążenie. Dołączyliśmy do niego w
pełnym pędzie. Klemens nie chciał być gorszy, i tylko bardziej wyciągnął nogi.
Nie spodziewałbym się, że będzie w stanie tak gnać. Przez chwilę jechaliśmy w
galopie, aż przeszliśmy w cwał. Bałem się o Devanę, ale ta, tylko uniosła się w
siodle, w dalszym ciągu jedną ręką trzymając się grzywy drugą starała się
trzymać lejce, nie tyle by kierować koniem, co żeby mu nie przeszkadzały. Na
jej twarzy malowała się niczym nie skrępowana radość. Iwan na zakrętach
balansował ciałem tak, żeby jego sulki się nie wywróciły, szczerząc zęby w
dzikim uśmiechu jakiego dotąd u niego nie widziałem. I tak, w pełnym pędzie
pokonaliśmy ostatnie okrążenie. Przez samą bramą Iwan lekko ściągnął wodze i Klemens wyraźnie zaczął zwalniać bieg. Nasze
konie same poszły jego śladem, więc całą trójką zwolniliśmy, by spokojnie
podjechać pod samą stajnię.
Rozsiodłaliśmy konie i wyczyściliśmy, bo były troszkę spocone po naszej
wariackiej jeździe, daliśmy im owsa i wody a następnie sami udaliśmy się na
obiad. Jednak najpierw była jeszcze jedna rzecz do załatwienia.
Devana podeszła na zaplecze gospody, jednak po chwili wyszła razem z drugą
kelnerką i wszyscy poszliśmy do naszej kwatery. Weszliśmy na piętro, i
dziewczyna zapukała do drugich drzwi.
„Nisee.. To ja, Klara, proszę, otwórz..”
Po chwili usłyszeliśmy cichy zgrzyt zamka i otwarły się drzwi.
Nisee, ubrana w służbową sukienkę z fartuszkiem ukazała nam się w drzwiach.
Jej upłakana twarz mówiła nam jak bardzo to przeżyła..
Gdy nas dostrzegła, już miała zamknąć się z powrotem, gdy Devana wyciągnęła
rękę.
„Nie.. proszę.. Przyszliśmy przeprosić..” powiedziała łagodnym głosem.
Dziewczyna zawahała się, ale po chwili wyszła do nas ze spuszczoną głową.
Iwan zrobił krok w przód. Zza pleców wyciągnął duży bukiet polnych kwiatów.
Kiedy on je nazbierał?.. przeszło mi
przez głowę, a jednocześnie zrobiło mi się wstyd, że sam na to nie wpadłem.
„Nisee.. Gdybyśmy wiedzieli..”
„Nie wasza wina..” powiedziała cicho. „Tylko tak mi wstyd..”
„Ni mos się cego wstydzić.. Bogini by ci pozazdrościła figury.. AaaUu..!”
Iwan wykazał się wyjątkowym wyczuciem taktu, za co Devana nagrodziła go
siarczystym kopniakiem w łydkę.
Nisee zaczerwieniła się jeszcze bardziej i już miała zniknąć z powrotem w
drzwiach, gdy nie wiedzieć czemu złapałem ją odruchowo za rękę. Miałem
przeczucie, że jak jej pozwolę teraz odejść, to będzie źle…
Przyklęknąłem na jedno kolano wciąż trzymając jej dłoń.
„Naprawdę bardzo nam przykro. Proszę, wybacz nam..”
Spojrzałem w jej oczy, ledwo widoczne spod opadającej na czoło grzywki. Gdy
nasze spojrzenia się spotkały, jej wzrok nabrał trochę ciepła. Podniosła lekko
głowę. Uniosłem drugą rękę i teraz trzymałem jej dłoń pomiędzy swoimi. W porównaniu do moich –
jej, była taka drobna i delikatna..
Po chwili zacisnęła palce na moich w delikatnym uścisku.
„Ładne kwiaty, Moje ulubione. Dziękuję..” powiedziała już pewniejszym
głosem. Przyjęła bukiet od Iwana i powąchała. Po chwili się uśmiechnęła.
„Więc teraz będziemy sąsiadami?” spytała.
„Jeśli nie sprawi wam to kłopotu.. Tylko noc czy dwie od czasu do czasu..”
Odpowiedziała Devana.
„Alex powinien nas wszystkich uprzedzić. Gdybyśmy tylko wiedzieli..”
powiedziałem wstając.
„Już trudno, stało się.” Powiedziała. Chyba widziała jak nam było głupio,
bo po chwili dodała:
„Ja też nie powinnam wypadać z pokoju w samym peniuarze..”
„Nic się nie stało.. Naprawdę..” zapewniliśmy ją z Iwanem gorąco..
Prymitywne
samce.. mruczała pod nosem wściekła Devana dzieląc nas równo szturchańcami i
kopniakami.
Nisee w końcu się uśmiechnęła.
„Idźcie na obiad. Na pewno jesteście głodni.. Ja się ogarnę i też wrócę do
pracy.”
„Nie musisz się spieszyć, przecież jest nas dość..” zapewniła ją stojąca z
boku Klara.
„Nie, nie.. Im szybciej się pozbieram, tym szybciej o tym zapomnę..”
powiedziała Nisee.
W duchu przyznałem jej rację. Po złych przeżyciach najlepiej jest czymś się
zająć, bo rozpamiętywanie tylko bardziej dołuje..
„To do zobaczenia na dole.” Rzekła Devana i ciągnąc Iwana za rękaw mnie
popchnęła energicznie w stronę schodów.
Gdy weszliśmy na salę, pora obiadowa już się kończyła, ludzi było coraz
mniej i kuchnia już zaczęła przestawiać się na podwieczorek i kolację, więc z
ledwością udało nam się coś zamówić. Po jakimś czasie, zeszła Nisee. Niosła ze
sobą ten wielki bukiet który dostała od Iwana. Przeszła przez salę i skierowała
się do głównego wejścia. Coś mnie tknęło..
„Iwaaan.. a gdzie żeś ty te kwiatki nazbierał?” zapytałem podejrzliwie.
„Aaa… Jakoś same mi wlazły w rękę..” powiedział nie podnosząc głowy znad
talerza. „Rosły se w takij ładnyj kupce, to żek se pomyśloł ze się mogom
przydać..” dodał pomiędzy jedną łyżką zupy a drugą.
Pełen złych przeczuć obserwowałem Nisee jak otwarła drzwi, jeszcze raz
powąchała kwiaty a potem wstawiła je do pustego wazonu przed drzwiami..
„Ty idioto..” mruknąłem zauważywszy drugi, identyczny bukiet w podobnym
wazonie po drugiej stronie drzwi.
Devana zakrztusiła się jedzeniem. Poklepałem ją po plecach żeby jej pomóc.
Byłem tym tak zajęty, że nie zauważyłem jak Nisee skierowała się prosto do
naszego stolika. Gdy ją zauważyłem, była może trzy metry od nas. Z rozmachem
kopnąłem Iwana pod stołem. Tak podskoczył, że mało nie rozlał zupy. Zerwał się
na równe nogi, aż krzesło zgrzytnęło.
„Wiesz Nisee.. „ zaczął nieśmiało mnąc dłońmi róg koszuli..
„Dziękuję Iwan.” Powiedziała głaszcząc go po ramieniu, czym wprawiła nas w
osłupienie.
„To było bardzo miłe. Przynieść wam coś do picia?” dodała z uśmiechem.
„Może być piwo..” powiedział speszony Iwan.
„Zaraz przyniosę.. Jak zazwycaj..”
powiedziała wesoło i zniknęła na zapleczu.
„Zwinąłeś je sprzed drzwi?!!” Devana ledwo się powstrzymywała żeby nie
wrzeszczeć.
„No.. wis.. Akurat wpadły mi w oko jakześmy przechodzili i zek se pomyśloł
ze bydom w sam raz na przeprosiny..” Iwan nie wiedział co ma zrobić z rękami..
w końcu zaczął nerwowo targać brodę.
„Nie pomyślałeś że ona się zorientuje?!” Devana dalej aż kipiała.
„No, ale na kuniec się okazało, ze się przydały co nie?” Iwan jeszcze
próbował się bronić.
„Kompletnie nie rozumiem kobiet..” powiedziałem nie wiedząc co o tym
myśleć.
„Witomy w klubie..” odparł ledwo się uchylając przed widelcem którym Devana
chciała go dziabnąć.
Na szczęście zaraz wróciła Nisee dźwigając pięć kufli złocistego piwa, czym
przerwała naszą kłótnię.
Gdy Iwan dziękował za obsługę, Devana chwyciła jeden z nich i duszkiem
opróżniła go do połowy.
Eh.. coś mi się zdaje, że one też ma co odreagować.. pomyślałem zerkając na
nią z ukosa.
Było już trochę po południu, ale wciąż daleko do wieczora, jednak Ani Iwan,
ani Devana nie sprawiali wrażenia jakby chcieli opuszczać karczmę. Mając
świadomość ze to się dobrze nie skończy chciałem ich stamtąd wyrwać, ale
stwierdzili że mają swoje lata i wiedzą co robią, a ja mogę się zająć swoimi
sprawami.
Chcąc nie chcąc poszedłem z powrotem do kwatery. Zamknąłem się w gabinecie
i zacząłem przeglądać książki które Alex dla nas zgromadził. Najbardziej zainteresowała
mnie „Szermierka” Korneliusza Broda. Od pierwszego rozdziału zatraciłem się w
czytaniu, chłonąc wiedzę, oglądając ryciny i wyobrażając sobie zastosowanie
poszczególnych technik.
Niektóre już znałem, i porównując z zapiskami na marginesach Dungeon Oratoria zauważałem słabe i
mocnie punkty poszczególnych z nich. Nie mogłem doczekać się spotkania z
Jansonem, o którym Iwan tyle opowiadał. Naprawdę potrzebuję awansować tak
szybko, jak to możliwe, ale do tego potrzebuję dobrego nauczyciela..
Obudziło mnie ciche pukanie. Po chwili drzwi się otwarły, i stanęła w nich
Klara, niosąc tacę z dzbankiem herbaty i kanapkami.
„Przyniosłam kolację..” powiedziała kładąc tacę na stoliku.
„Och .. dziękuję..” powiedziałem lekko zaskoczony. „Nie trzeba było..
Zjadłbym na sali.. I tak miałem iść sprawdzić..” dodałem przecierając zaspane
oczy.. Cholera.. jak długo spałem?
przeszło mi przez myśl.
„Lepiej tam nie iść..” powiedziała cicho Klara.
Okazało się, że dopiero co udało się służbie opanować sytuację. Iwan z
Devaną nie poprzestali na jednej kolejce. Na szczęście gości prawie już nie
było, więc udało się uniknąć strat, choć i tak dwa stoły się połamały gdy nasza
wesoła parka zaczęła na nich tańczyć. W
tej chwili, Iwanowy topór leżał zamknięty w sejfie, a on sam, razem z Devaną
zostali odeskortowani do swoich pokoi w naszej „Bazie.” Było mi głupio, bo
czułem się za nich w pewnym sensie odpowiedzialny.. jednak teraz już było na
wszystko za późno, więc tylko przeprosiłem i Klara zostawiła mnie samego.
Odłożyłem książkę z którą zasnąłem, i zjadłem kilka kanapek. Trochę się
przespałem, więc nie byłem śpiący, dlatego po chwili wyszedłem z gabinetu i
udałem się na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. O dziwo nie padało, a
nocne niebo rozświetlał wąski sierp księżyca. Powietrze było rześkie a ja nie
bardzo miałem co ze sobą zrobić, więc postanowiłem się trochę przejść. Co
prawda Moonlight Shadow został w moim pokoju, jednak mając zaledwie krótki
sztylet u pasa czułem się bezpieczny. Gdy przechodziłem obok miejsca, gdzie
Kurt z Frankiem napadli Devanę, przypomniałem sobie tamtą scenę. Dzisiaj wszystko było by inaczej..
pomyślałem mijając drewutnię.
To prawda. Niecałe trzy tygodnie minęło od czasu gdy pierwszy raz moja noga
stanęła w zajeździe Na Rozstajach, a
tyle się zmieniło. Kurt, który wtedy zaskoczył mnie swoją szybkością, teraz nie
zdołał by nawet podejść.. By pokonać Franka, nie musiałbym wyciągać miecza.
Obezwładniłbym go, zanim by mrugnął. Gdy teraz analizuję tamto zajście,
dostrzegam siłę jaką daje mi Falna jaką otrzymałem od Devany. Zrozumiałem, co
miał na myśli Iwan mówiąc o poziomach, mocy, moim Skupieniu… Na tą chwilę, nawet z moim mizernym pierwszym poziomem i
sztyletem u pasa czułem się.. Bezpieczny.. Dostrzegałem gdzieniegdzie
strażników na warcie i przeszło mi przez głowę, że pewnie nawet oni nie byli by
dla mnie w tej chwili wyzwaniem.. Strzegą tego miejsca z całych sił, jednak
pierwszy większy potwór obróciłby ten zajazd w perzynę..
Jak więc muszą się czuć wysokopoziomowi poszukiwacze przygód z Orario, którzy
raz na jakiś czas odwiedzają nasze tereny? Skoro ja, czuję się taki mocny, tak
pewny siebie.. Co czują Oni? Jak wielcy Bohaterowie kroczący wśród plebsu nie
wartego nawet zaszczycenia spojrzeniem…
Przypomniało mi się to wrażenie, gdy właśnie ktoś taki odwiedził moich
rodziców kilka lat temu. Podniesione głosy, kłótnia, i ten zimny, twardy wzrok
gdy w pełnym cwale pędził przez wieś roztrącając na boki tych, którzy nie
zdążyli na czas się odsunąć. A później Oni odeszli.. Ruszyli ratować ludzi,
którzy w niczym nie mogli się z nimi równać. A jednak rodzice zawsze ich
szanowali. Pomimo ich potęgi, zawsze podawali pomocną dłoń, żyli wśród nich,
śmiali się i płakali.. I oddali za nich życie.
Starając się uchronić mnie przed ich losem, nieświadomie zaszczepili we
mnie to samo pragnienie. By zakończyć to szaleństwo i przywrócić spokój.
Może nie chcieli dla mnie drogi którą podążam, ale wiem, że nie zganili by
mnie za mój wybór. Na pewno byli by dumni.
Ani się obejrzałem jak znalazłem się na szczycie palisady otaczającej
zajazd z przyległościami. Zagubiony w myślach bezwiednie wspiąłem się po
wąskich schodach i teraz spoglądałem przed siebie ponad murem w ciemność.
Rozmyślałem o tym co nas czeka, wspominając jednocześnie moich rodziców.. Kątem
oka uchwyciłem jakiś ruch po lewej. Trochę wyostrzone poziomem zmysły pozwoliły
mi dostrzec kogoś kryjącego się w cieniu wieży strażniczej. Błyskawicznie
sięgnąłem w tamto miejsce moim Skupieniem
szukając zagrożenia. Jednak aura jaką dostrzegłem, nie była niebezpieczna.
Już jakiś czas temu to zauważyłem. Gdy przeszukuję otoczenie, zwierzęta nie
mają prawie żadnej aury. Jedynie na tyle, by pozwolić mi dostrzec ich bijące
serce i lekki, zwiewny zarys postaci. Ludzie natomiast, mam na myśli wszystkich
humanoidów, emanują tak silną maną, że ich aura wręcz rozmywa kształt. Nie
jestem w stanie dostrzec ich zarysu, a jedynie rodzaj many, emocje. Dlatego
wiedziałem że dwójka z napastników w pokoju – pułapce miała mordercze zamiary.
I dlatego też jest mi tak przykro z tego powodu, że pociągnęli za sobą trzy
niewinne istnienia.. Sam spowodowałem śmierć dwójki z nich… Teraz jednak szybko
otrząsnąłem się ze złych wspomnień. Aura którą dostrzegłem była.. smutna. Przygaszona.
Co najgorsze.. znajoma…
„Nisee..” szepnąłem cicho podchodząc do niej i starając się jej nie
przestraszyć.
Wzdrygnęła się lekko, ale natychmiast uspokoiła poznając moja sylwetkę.
„Przepraszam.. Niechciałem cię niepokoić..”
„Och.. nic się nie stało.. Po prostu nie wiedziałam kto idzie..”
powiedziała i odwróciła się znowu spoglądając w mrok.
„Wszystko w porządku Nisee?” spytałem chcąc się dowiedzieć co ją tak
dręczy.. Wiedziałem, czułem że jest smutna, i obawiałem się, że to w dalszym
ciągu są echa tego incydentu z poranka.
„Nie.. wszystko w porządku. Nie ma się o co martwić..” powiedziała nawet na
mnie nie patrząc.
„ Ja.. naprawdę bardzo mi przykro..”
„Ooch.. zapomnij o tym.. Nic się nie stało.. Moja roztrzepana lekkomyślność
i tyle.. Lepiej że to byliście wy niż ktoś inny..” powiedziała w miarę
beztroskim głosem..
Więc o co
chodzi?.. Byłem pewien, że to ma jakiś związek z nami, ale.. Nagle zaświtało mi w
głowie.
Kwiatki..
„Wiesz.. Iwan nie powinien.. Te kwiaty.. ale on czasem nie myśli..”
„To było takie słodkie..” powiedziała w zadumie Nisee..
Zdębiałem.. Że jak?
„Iwan zawsze przynosi mi kwiaty.. Nie wiem skąd, one tutaj nie rosną,
jednak zawsze gdy się zjawia ma dla mnie bukiet..” powiedziała cicho..
Czyli że ten
bukiet.. też był od niego.. Nie mieściło mi się to w głowie.
„Ale on go zwinął sprzed drzwi..” powiedziałem niepewnie..
„Nie.. Tam był tylko jeden.. od waszej ostatniej wizyty.. ten drugi jest
świeży..” powiedziała cicho.
Czyli że Iwan nie jeździł jak wariat wkoło zajazdu, tylko gdy dostał taką
możliwość, popędził na złamanie karku w sobie tylko znane miejsce by nazrywać
kwiatów dla Nisee.. O JA NIE MOGĘ… Nie
przyznał się nam, i wolał zebrać od nas cięgi za zwinięcie kwiatków sprzed
drzwi zamiast powiedzieć prawdę..
Świat stał się właśnie płaski.
Iwan kocha się w Nisee..
„Wszystko w porządku?” usłyszałem jej głos. Chyba cisza z mojej strony
trochę ją zaniepokoiła, bo położyła mi po omacku dłoń na ramieniu.
„Taak.. Wszystko dobrze.. zamyśliłem się..” powiedziałem niepewnie starając
się dojść do siebie.
„Czuję że jesteś dobrym człowiekiem.. Nie powiesz mu?”
„Nie powiem.. czego?” nie byłem zbyt pewny tego co usłyszę..
„Przyrzeknij..”
„Dobrze.. Przyrzekam że mu nie powiem..”
„Wierzę ci.. Tak bardzo chciałam się przed kimś wygadać..” Cień ulgi
zabrzmiał w jej głosie gdy mi odpowiedziała.
„Bo wiesz.. Ja.. kocham Iwana..”
Płaski świat właśnie zwinął się w ciasną kulkę i zapadł pod własnym
ciężarem.
No teraz to ja naprawdę jestem w ciemnej dziurze jeśli chodzi o relacje
damsko.. krasnoludzkie.
Choć z drugiej strony teraz wiele rzeczy zaczyna być jasne.. To Nisee nas
zawsze obsługiwała, dbała by Iwan miał wszystkiego „jak zazwycaj”, a jej
reakcja gdy ujrzeliśmy ją o poranku była bardziej spowodowana obecnością Iwana
niż kogokolwiek innego…
„A nie myślałaś.. no wiesz.. że on te kwiatki dla ciebie.. bo tak trudno je
zdobyć..” plątałem się we własnych słowach…
„No wiesz?!!” powiedziała z oburzeniem.
„Jak możesz.. Iwan tak kocha Mari..”
To fakt, Cały czas o niej myśli .. jednak..
„Moja Bogini powiedziała mi, że dusze naszych bliskich robią wszystko, by
się z nami spotkać.. i choć podczas reinkarnacji tracą wspomnienia, ich uczucia
pozostają niezmienne…” powiedziałem jakby sam do siebie.
Czułem się podle kłamiąc w tak oczywisty sposób. Devana nigdy nie
powiedziała mi nic takiego, jednak..
„Myślisz ze moja dusza może być duszą..”
„Tego nikt nie wie Nisee..”przerwałem jej.
„Jednak gdy dwie połączone ze sobą więzią dusze się spotykają, wtedy zawsze
jest szansa że się rozpoznają..”
Nisee w ciemności odwróciła głowę w moją stronę. Blask księżyca odbił
się w jej wilgotnych oczach.
„A co jeśli się mylisz? Jeśli nie jestem nią?” spytała cicho.
„Nie jesteś nią i tak..”
powiedziałem. „Jesteś sobą. Może masz jej duszę, może tylko cząstkę.. a
może wcale.. Ale jeśli choć jedna z tych możliwości jest prawdziwa, to czy
wolno ci się poddać nawet nie próbując? Czy możesz się od niego odwrócić ze
świadomością ze przez to zniszczysz więź która i tak was już łączy?”
Nisee wpatrywała się w ciemność
w kompletnej ciszy rozmyślając nad moimi słowami.
„Posłuchaj.. kompletnie nie mam
doświadczenia w tych sprawach.. sam jestem pełen rozterek i dylematów.. Może po
prostu poczekaj, daj się temu rozwinąć i nie przeszkadzaj? Zamiast się
poddawać, walcz o to, co jest ci drogie. Jeśli nie będzie wam dane być razem,
to nie będziecie choćby nie wiem co. Ale niech to nie będzie twoja wina..”
powiedziałem obejmując ją lekko ramieniem jak brat siostrę. Oddała uścisk
obejmując mnie w pasie prawą ręką i przytulając się lekko. Po chwili odsunęła
się ode mnie i powiedziała:
„Dziękuję Blake. Nie myliłam się
co do ciebie. Dobry z ciebie człowiek..” Po czym zniknęła cicho w cieniu.
Zostałem sam na szczycie
palisady.. Wokół mnie ciemność zaciskała swoje palce gdy księżyc krył się za
chmurami. Ja jednak stałem tam dalej, patrząc nic nie widzącym wzrokiem przed
siebie i rozpaczając w duchu nad swoją hipokryzją..
Tak łatwo przyszło mi namawiać
niewinną dziewczynę do walki o swoje uczucia, podczas gdy sam, postanowiłem
zgasić własne..
Kim ja jestem, by w ogóle
wypowiadać się na takie tematy?
A w zasadzie, patrząc na moją
przeszłość, na mój Status, i na przyszłość, wypadało by zapytać:
„Czym ja jestem…?”
Niewypowiedziane na głos
pytanie popłynęło w ciemną dal..
Stałem tam, oparty łokciami o
szczyt muru, zapatrzony w ciemność, i czekałem na odpowiedź, choć wiedziałem że
nie nadejdzie…
Koniec rozdziału czwartego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz