sobota, 4 grudnia 2021

Rozdział 15. Czary.. Mary…

Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?

 

Fanstory na podstawie Serii nowel:
“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
autorstwa  Oomori Fujino
Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 12.2021

 

 

Rozdział 15.

 

 

 

 

Czary.. Mary…

 

 

 

„To koniec.. ” jęknął jeden z  wojowników.
Kobieta zerknęła w stronę wozu.
Płachta uchyliła się, a dwóch mężczyzn wyniosło bezwładne ciało maga by po chwili cisnąć je w bagno.
Mętna woda zamknęła się nad nim z cichym pluskiem.
To nie było to czego oczekiwała.
Miała nadzieję na połączenie, jednak w tych okolicznościach..
„Koniec postoju. Zaprzęgaj.” Poleciła woźnicy.
Rzucił na nią pełne nienawiści spojrzenie, jednak ociągając się wykonał polecenie.
Magowie, ostatnich pięciu, byli u kresu sił.
Kapłan który się nimi opiekował oszalał wczoraj i trzeba go było zabić.
Dwóch żołnierzy którzy dają im pić i donoszą mikstury wzmacniające również zaczyna wykazywać  oznaki obłędu..
Coś się stało…  Coś .. zachwiało równowagę i pozwala mu przebić się przez magiczny krąg.
„Naprzód!” zarządziła, pokazując jednocześnie dłonią ciemne wzniesienie majaczące ponad drzewami.
Nie ma wyjścia. Ich plan trochę się opóźni, ale to nic. Wrócą tu po niego.
I tak najważniejsze teraz jest ukończenie warowni, ale o tą część planu była spokojna.
Odwołała Reubena z kopalni by nadzorował postępy, a on jeszcze nigdy jej nie zawiódł.
Ma jedynie nadzieję że gdy dotrze na miejsce, nie zobaczy głowy Farta przybitej za uszy do głównej bramy..
Choć z drugiej strony…
Ją też irytuje ten nadęty i pewny siebie dupek.. Więc..
„Niech to będzie niespodzianka.. Reuben..” szepnęła sama do siebie, a jej oczy na moment rozbłysły głęboką czernią.
Jej najbardziej ukochane dziecko zawsze witało ją czymś miłym jej duszy, więc nie mogła się doczekać spotkania..



…***…




„Chłopce.. Musicie zwyknonć do siebie. Miendzy wami jes magia i to cuć bo az iskry casem lecom..” powiedział mrugając do mnie okiem.
„Musis się naucyć cytać jei ruchy, rozumieć co znacom, łodpowiadać swojemi, az w kuńcu razem dojdzie .. AAUUU!! .. cie .. do perfekcyi..” powiedział kończąc stęknięciem, a kątem oka dostrzegłem stojącą za nim Devanę ze zgiętym rożnem w dłoni.
„Na cóz za debły w ciebie wstempujom?!” zwrócił się w stronę bogini masując głowę.
„ Dyć źle nie godom. Musom się naucyć razem walcyć bo inacyj zaś bydzies grzebać swoje dzieci.” Powiedział patrząc na nią twardym wzrokiem.
Gdy zobaczyłem jak w kącikach jej oczu pojawiły się łzy chciałem do niej podbiec, jednak Iwan złapał mnie za rękę.
„Lepij niii… tam się teroz warzy taki gulasz emocyji ze pewnie zaroz rozj.. wali tyn gornek..” mruknął półgłosem.
„Sam w tym kotle namieszałeś..” odparłem szeptem.
„No, leć.. jo se tu jakoś dom rade..” mruknął, po czym stanął pomiędzy mną a Devaną.
Skinąłem głową i pobiegłem w las. Miałem jedynie nadzieję że Iwan jakoś jej to wyperswaduje..
Ja wiem że bogini troszczy się o swoje dzieci, i nie chce żeby „narobiły jakichś głupot” jak to Iwan określił, jednak na szczęście dla nas, i na ukojenie nerwów bogini, rzadko trenowaliśmy sami.
Z reguły towarzyszyła nam Lea zapewniając wsparcie lecznicze jak-by-co, do tego pomagali nam Ichiro I Oren, więc po jakimś czasie Devana przestała tak podejrzliwie patrzeć na nasze treningi.
Dzięki Orenowi który zmajstrował pomysłowy szyszkomiot Norien mogła ćwiczyć zarówno ognistą tarczę, jak i ataki ofensywne.
Żeby nadlatujące z jednej strony pociski nie stały się zbyt przewidywalne, razem z Leą uzupełnialiśmy ostrzał z różnych stron.
Norien radziła sobie całkiem dobrze.
Gdy była spokojna, dawała radę wystrzelić kilka precyzyjnych języków ognia na ciut ponad piętnaście metrów, i to bez żadnych uszczerbków dla zdrowia własnego czy też okolicy.. Ale gdy tylko pojawiało się niebezpieczeństwo, momentalnie traciła kontrolę nad swoją magią, i zamiast stanowić wsparcie, trzeba było ją wciąż ratować z opresji, bo jej magia przejmowała nad nią kontrolę i generowała przerażające kłęby skondensowanej ognistej energii bez opamiętania.
Wystarczyło że szyszkomiot Orena się zaciął, a po odblokowaniu przypadkiem wypluł w jej stronę serię kilkunastu szyszek, albo gdy po cichu dołączył Darren i zaczął rzucać z niespodziewanej strony.. Wtedy Norien panikowała i zamiast pojedynczych płomieni w jej dłoni znów pojawiała się ognista kula która nie przestawała rosnąć.
Kilka razy udało mi się wybić ją Glimmerem, jednak .. jak to mówią.. nosił wilk razy kilka..
Tym razem Lea włożyła do swojej procy trzy szyszki na raz. Ukryta za krzakami zakręciła procą i puściła.
Zdezorientowana Norien zniszczyła pocisk szyszkomiota, mój, oraz jeden z pocisków Lei.
Gdy dostrzegła nadlatujące następne dwa, w odpowiedzi na zagrożenie w jej dłoni znów pojawiła się pulsująca ognista kula z którą nie wiedziała co zrobić.
Błyskawicznie podbiegłem do niej i końcówką miecza dosłownie zdmuchnąłem ją znad jej dłoni.
Jednak zamiast efektownego fajerwerku wysoko nad nami, tym razem nie stało się nic..
„BLAKE!! MIECZ!!!!” krzyknęła Lea.
Spojrzałem na ostrze którego runy wręcz płonęły. Całe jarzyło się ogniem a w dodatku w jego połowie wciąż tkwiła ciągle rosnąca ognista kula.
Machnąłem mieczem jak cepem starając się zrzucić ognistą kulę i wysłać ją jak najdalej mogłem, lecz za nic nie chciała się odkleić od Glimmera..
Kątem oka dostrzegłem że Norien patrzy na mnie ze strachem, a gdy odpaliłem Skupienie - dostrzegłem coś na kształt zwiewnej nici łączącej ją z kulą ognia na moim mieczu..
Oczy Norien robiły się coraz większe z przerażenia i wiedziałem że zaraz kompletnie straci kontrolę, więc z całych sił rzuciłem miecz wysokim łukiem.
Maksymalny zasięg ognia Norien to jakieś piętnaście metrów, więc gdy Glimmer stracił z nami kontakt, spora eksplozja zatrzęsła drzewami.
Połamane gałęzie i czubki drzew zaczęły spadać wokoło powodując  na chwilę niebezpieczny chaos.
Jeszcze nim pierwsze gałęzie dosięgły ziemi zerknąłem wokół skupieniem by sprawdzić czy wszyscy są bezpieczni..

„!!!!!!!!!!!!!!!!”

Tej aury nie spodziewałem się tu dostrzec .. zwłaszcza w takim stanie..
„Devana!!” krzyknąłem, po czym pognałem w gąszcz.
Tuż obok mnie gruchnął spory konar, jednak zignorowałem go i z całych sił wybiłem się nogami by uderzeniem ciała zepchnąć złamany czub świerka z jego trajektorii.
W ostatniej chwili.
CRAAACK!! krzyknęło połamane drzewo obsypując nas deszczem igliwia.
Naramiennikiem odbiłem grubą gałąź która również była na kursie kolizyjnym z moją boginią, po czym przytuliłem ją do siebie by pochylony nad nią jak parasol przyjąć na plecy resztę drobnych szczątków.
Gdy wreszcie wszystko się uspokoiło..
„CO TY TU ROBISZ?!!” krzyknąłem wciąż trzymając ją w ramionach.
„Przecież po to trenujemy z dala od obozu żeby nikogo nie narazić w razie czego!!” mówiłem roztrzęsionym głosem.
„Mogłaś zginąć!!” dodałem z rozpaczą.
„Czyli jednak zależy ci na mnie..” szepnęła bogini uśmiechając się do mnie.
„Dobrze wiedzieć..” szepnęła, po czym z całych sił przytuliła się do mnie..
Au.. ugh.. Auć! .. stęknąłem kilka razy gdy ostatnie dymiące szczapy spadły na ziemię obijając się o moje plecy. Krągłości bogini przywarły do mojego ramienia otulając je miękkim ciepłem, a uwolniony mały zdrajca bezczelnie gapił się na mnie z satysfakcją tymi swoimi dwoma dziurkami..
Poczułem że zaczyna mi się robić gorąco…
Khesh!! Shhhushh!! Sleshh!!! Odgłos przedzierania się przez gąszcz połamanych gałęzi wyrwały nas  z trwania w tym chwilowym zawieszeniu..
„Co wyście tu.. O ja cie…” stęknął krasnolud rozglądając się po polanie.
Na środku siedziała na piętach Norien, i wpatrywała się tępo w stertę połamanego drewna w jaki przemienił się pobliski zagajnik.
„Wszystko w porządku?” zapytał.
„Tak.. Blake mnie uratował..” odpowiedziała zza niego wciąż przylepiona do mojego ramienia bogini.
„Nie ciebie się pytom.. A i tak się dziwie że to nie Ichiro robił za parasolke..” zgasił jej entuzjazm Iwan.
„Hej.. Norien.. Wszystko dobrze?” spytał jeszcze raz,  a dziewczyna w odpowiedzi tylko spuściła głowę.
„Nie.. Nie dobrze.” Odparła cicho po chwili.
„Mogłam.. mogłam… mogłam was zabić...” Powiedziała kurcząc się w sobie.
„Nie twoja wina że przylepiła się do miecza..” powiedziałem starając się dodać jej otuchy.
„Nie umiem panować.. nie nauczę się..” jęknęła patrząc na siostrę.
„Chciałam cię chronić a o mało znów.. Och.. Lea..” szepnęła, po czym dała się przytulić siostrze.
„Trza ci bydzie na jakiś cas dać spokój z trenowaniem.” powiedział krasnolud.
„Należy ci się trochę wytchnienio, a poza tym.. Tobom się musi zajonć ktoś kto się lepij zno ma carowaniu niż my wszytcy na roz.” Dodał pomagając się jej podnieść.
„A kto konkretnie?” spytała Devana.
„Szpecyalista.” Powiedział zagadkowo Iwan, po czym delikatnie otoczył Norien ramieniem.
„Pudź dziecko, zrobim ci dobryj krasnoludzkij herbaty i roz dwa zapomnis ło tym  tu syćkim…” machnął niedbale ręką w naszą stronę powodując że z Devaną nie wiedzieliśmy czy ma namyśli nas czy mocno przetrzebiony zagajnik. Bogini zagryzła ze złością wargi i jeszcze mocniej przywarła do mojego ramienia, a ja przysiągłbym że ten mały dziurkowany zdrajca namawiał po cichu swojego kumpla z piętra niżej by poszedł w jego ślady.. Zwłaszcza że Devana była zdecydowanie zbyt blisko, przez co zaczynałem mieć problemy z koncentracją…
„Woah!! Lecę po Glimmer!” powiedziałem trochę zbyt głośno, po czym wykorzystałem pretekst by uwolnić się z obścisku..
„No tak.. Miecz..” powiedziała nieco zawiedzionym głosem bogini pozwalając mi iść.
Miecz..
Co prawda wiedziałem  że wszystko z nim w porządku, w końcu to Durandall, jednak.. Cóż.. mimo wszystko trochę się bałem..
Dostrzegłem jego nikłą aurę pod stertą połamanych gałęzi wiec natychmiast zacząłem odrzucać je na boki byle jak najszybciej się do niego dostać, jednak gdy moim oczom ukazała się lśniąca klinga…

…….



„Nie mam szans na odtworzenie oryginału.. Nie mam materiałów.. Poza tym nie jestem miecznikiem.. Zrobię co mogę, ale..”
„Nie ma sprawy. Po prostu potrzebuję nową rękojeść i tyle.” Powiedziałem  przerywając mu.
Naprawdę bardzo chciałem mieć znów sprawny i gotowy do walki miecz.
Po przeprawie z wywernami wiedziałem że nie wolno nam opuścić gardy nawet na moment, a na tą chwile zostałem w zasadzie rozbrojony.
Jedwabny oplot spłonął podczas eksplozji i nic nie było w stanie utrzymać okładzin na miejscu, wiec jedno co znalazłem to była wciąż zabójczo ostra klinga z majdającą się na trzpieniu pogiętą tsubą..
Nawet pomimo awansu, Spark nie nadawał się do regularnej walki.
Nie był w stanie podołać wywernom, a one przecież wcale nie są aż tak mocne.. A gdybym w środku lasu napotkał zbłąkanego minotaura, z tą bronią nie miałbym szans…
Wiem że szansa na takie spotkanie jest znikoma, ale ..
Właśnie.
Ale…
Ale spotkanie pięciu wywern z jajcem, w środku puszczy, też do częstych nie należy.
W całej odnotowanej dotąd historii Lotril zdarzył się jedynie jeden taki przypadek.
Nasz.
„Zrób co możesz ale.. Jedna prośba..” zacząłem..
„Tym razem swoją nogę zostaw w spokoju.. Dobrze?” powiedziałem podnosząc brwi.
„Uch.. właśnie myślałem nad kościanymi okładzinami, ale skoro tak..” mruknął odkładając piłę..
Uśmiechnąłem się do niego łapiąc żart.
Mrugnął okiem na zgodę, po czym zaczął grzebać w jukach za  narzędziami.
Heh.. jeszcze pamiętam ten moment gdy mierzył do mnie z łuku na flankach fortecy.. Mało brakło a nie było by go tu z nami. A za to teraz..
Bezwiednie przesunąłem dłonią po holsterze, znów pełnym fiolek.
Jedna z nich różniła się od reszty.
Nie chciałem opuścić tamtego obozowiska dopóki jej nie znajdę.
Mniej więcej kojarzyłem miejsce gdzie użyłem jej ostatni raz, i z pomocą Iwana w końcu udało się ją odnaleźć.
Na szczęście okazało się że nadal jest sprawna, a nawet wciąż zawiera kilka kropel podwójnej mikstury Nahzy!!
Ehh.. Oren.. pomyślałem zerkając w jego stronę gdy czasem powłócząc nogą krzątał się wokół swojego grajdołka starając się naprawić mój miecz.
Sztuczna stopa czasem blokowała się przez co zahaczał czubkiem buta o ziemię, a wszystko dlatego że z braku lepszego materiału jakiego mógł użyć do zrobienia wytrzymałej fiolki – poświęcił titanium ze swojej stopy..
Gdy mu za to zacząłem dziękować – tylko żachnął się  i pokręcił głową.
„Chłopcze – jesteśmy drużyną. Jak trzeba będzie to i głowę oddam. A teraz nie plątaj mi się pod nogami bo to wcale nie pomaga.” Powiedział trochę marudząc na koniec, jednak gdy odwróciłem się po paru krokach zobaczyłem jak uśmiecha się do mnie znad roboty.
Odpowiedziałem uśmiechem i poszedłem w las potrenować.
Jedno co wziąłem to nieodłączny Spark zatknięty za naplecznikiem, i nawet nie szukałem niczego w zastępstwie bokkena, ponieważ miałem zamiar potrenować walkę wręcz której uczył nas Ichiro od momentu gdy dołączył do naszej familii.
OCZYWIŚCIE najwięcej uwagi poświęcał Devanie, jako że „bogini nie posiada Falny wiec ma mniejsze możliwości ochrony”, co choć z jednej strony słuszne, to z drugiej trąciło na milę jego własną prywatą bo pozwalało mu się do niej lepić pod pretekstem poprawiania postawy czy korekty bloku.. Na szczęście wszyscy ciągnęliśmy z tego niemałe korzyści.. No, może poza Iwanem który się do tego zwyczajnie nie nadawał..
Sparring z nim z reguły wyglądał mniej więcej tak:
Ty walnij mnie a ja walnę ciebie.
Ty mi wybijesz ząb a ja ci urwę głowę razem z płucami.
Wygra ten kto zostanie na nogach.
Pamiętam moment gdy Ichiro wyzwał Iwana na pojedynek na pięści, chcąc nam pokazać jak technika radzi sobie z brutalną siłą.
W zasadzie .. gdyby sędziować tą walkę na punkty, to Ichiro wygrałby bo udało mu się trafić Iwana więcej razy, jednak w momencie gdy chciał wykonać efektowny rzut przez biodro..
Hephhh…
No.. cóż..
Może gdyby Iwan nie złapał go wolną ręką za gacie to może by mu się i udało, ale..
Ughmm.. stęknął łowca przygnieciony ciężarem krasnoluda.
Gdyby walczył z Olafem, spokojnie by go przerzucił, bo barbarzyńca jest wysoki i ma wyżej położony środek ciężkości, jednak krasnolud jest niski i krępej budowy wiec nawet na ugiętych nogach masa potrzebna do rzutu okazała się zbyt wielka.. W dodatku Iwan zdołał złapać go za portki co przypieczętowało porażkę Ichiro.
„Tak się nie uczcie.” wystękał gramoląc się z ziemi gdy w końcu Iwan go puścił.
„No.. I jak się mo ta twoja technika do brutalnej siły?” spytał zadziornie krasnolud.
„Nijak..” odparł łowca otrzepując spodnie.
„Jedyne co tu było brutalne to twoja masa. Równie dobrze mógłbym spróbować rzucić menhirem. Serdecznie współczuję Klemensowi że musi dźwigać cię na swoim grzbiecie.” dodał, a od strony koni dobiegło nas pogardliwe parsknięcie.
„Już ty się o Klemensa  nie frasuj. To bydle mo wiencyj rozumu niż byś doł wiare, wienc jakby mu było cienzko to by mie nie nosił.” Odparł krasnolud, a zza namiotów dobiegło nas ciche rżenie.
„Tak czy inaczej – jeśli przeciwnik przewyższa was sporo wagą, wcale nie musicie go przerzucać jak ja próbowałem..”
„Z mizernym skutkiem..” nie omieszkał wtrącić się ubawiony po pachy krasnolud.
„Zgadza się. Z mizernym skutkiem. Ale i tak jeśli trzeba, zdołacie sprowadzić go do parteru podcinając mu nogę. O tak:” powiedział znów podchodząc do Iwana.
Błyskawicznie wysunął nogę za nogi Iwana, po czym złapał go za ramię i lekko popchnął.
THUD!!
Krasnolud spodziewał się podcięcia więc chcąc skontrować jego  działanie uniósł lekko prawą nogę i przesunął się delikatnie w przód, jednak Ichiro nie wykonał podcięcia, ale złapał jego rękę i szybkim obrotem, zmienił pozycję i przyklękając na prawe kolano jednocześnie biodrem uderzył w krocze krasnoluda. Ten tylko sapnął zdziwiony gdy Ichiro ciągnąc jego rękę przerzucił go przez ramię jak wielki worek ziemniaków.
„Teoretycznie powinienem założyć mu teraz jakąś dźwignię, ale.. Nie.. nie będę ryzykował. Siłowanie się z krasnoludem może skutkować utratą kończyny lub dwóch więc.. Wam też nie radzę.” Powiedział z uśmiechem Ichiro podając Iwanowi rękę.
Przez moment sądziłem że podzieli los wywerny która dała się złapać Iwanowi za ogon, jednak krasnolud ze spokojem przyjął jego pomoc zbierając się z ziemi.
„Uch.. To się nazywo TAKTYKA” powiedział krasnolud mrugając do mnie.
Uśmiechnąłem się szeroko.
No cóż.. Taktyka.
Ichiro zwiódł go mówiąc jakiej techniki użyje a połaskotana przekorność Iwana złapała ten haczyk, więc skupił się na tym by znów udaremnić jego plan..
Krasnolud na wysokim trzecim poziomie poza Dungeonem w zasadzie nie musi obawiać się praktycznie niczego, dlatego jego Taktyka sprowadzała się do trzech punktów:
Uderz.
Jak się podniesie uderz jeszcze raz.
Jak to nie pomoże, to wyjdź z oberży, odejdź na pewną odległość i uderz z berserkiem.
( UWAGA! ) Pamiętaj, żeby oberża nie była na trajektorii uderzenia, bo to generuje niepotrzebne koszty.
Oczywiście jeśli chodzi o walkę z potworami to zupełnie inna bajka, zwłaszcza że większość z nich Iwan pokonywał niejednokrotnie w Dungeonie, jednak z ludźmi walczył na standardowych, karczemnych zasadach..
„W każdym razie czegoś się już nauczyliście. Jeśli stajecie naprzeciw krasnoluda – użyjcie każdej magii jaką macie w zanadrzu by zyskać przewagę, bo w zwykłym zwarciu nie macie żadnych szans.” Powiedział Ichiro masując sobie dłoń.
„ I jeszcze jedno. Za cholerę nie ufajcie tym bydlakom.” Powiedział z uśmiechem uchylając się przed przyjacielskim pacnięciem w plecy które mogło pozbawić go tchu na dobry kwadrans.

 

……….

 


Pogrążony w myślach szedłem przed siebie starając się odejść kawałek od obozowiska by nie wzbudzać sensacji swoim treningiem, gdy wtem, tuż nad strumieniem zatrzymałem się zdziwiony..
„Uhh.. Norien.. Już lepiej?” spytałem podchodząc bliżej.
Dziewczyna siedziała na kamieniu nad brzegiem strumienia a jej nagie stopy obmywała chłodna woda. Co jakiś czas pstrykała palcami, a małe iskierki ognia pryskały spod jej palców by z cichym sykiem zniknąć w strumyku.
„Um.. Nie  najgorzej.”  powiedziała, po czym wstała z kamienia.
„Na szczęście Darren robi całkiem dobre odtrutki na krasnoludzką herbatkę..” dodała z lekkim uśmiechem.
„No tak.. Herbatka Iwana. Pijąc trzeba uważać żeby nie rozlać bo potrafi wypalić dziurę w obrusie..” odparłem odwzajemniając uśmiech.
„Na szczęście świetnie łagodzi złe wspomnienia.” Odparła.
„Cóż.. Jakie złe by nie były bledną przy kacu po Iwanowym specyfiku..” powiedziałem masując niepewnie kark.
„Haha!! Dokładnie.” Pokiwała głową z uśmiechem.
„Przyszedłeś trenować?” spytała ubierając buciki.
„Chyba tak..” odparłem wzruszając ramionami.
„Nie jesteś pewien?” spytała z lekką ironią.
„Cóż.. Chyba po prostu chciałem zabić trochę czasu..” powiedziałem przeciągając dłonią po głowie . Nie czułem się zbyt.. pewnie.. gdy przebywałem z nią sam na sam.
Znaczy.. Nie miałem żadnych obaw odnośnie jej magii, jednak.. Podświadomie wciąż czułem się winny za to podglądanie .. jeszcze zanim..
„Jak Glimmer?” spytała, po czym nie czekając na odpowiedź dodała:
„Przepraszam za to.. Znów straciłam kontrolę..”
„Nie twoja wina!” zaprzeczyłem może trochę zbyt szybko.
„Przecież wiedzieliśmy co może się stać.. I w sumie poszło prawie po naszej myśli..” dodałem.
„Moja magia jest .. nieprzewidywalna..” powiedziała cicho patrząc w las.
„Nie będziemy trenować dopóki nie rozwiążę jakoś tego .. problemu.” Dodała wciąż nie patrząc mi w oczy.
„Nie ma sprawy.. Przecież świetnie strzelasz z łuku więc  i tak będziesz wsparciem..” zacząłem, jednak przerwała mi ruchem dłoni.
„Jedyna nadzieja w tym, że nie napotkamy po drodze problemów. Widziałeś ten zagajnik.. Jeśli przez przypadek znów stracę panowanie..”
„Bzdury.” Powiedziałem dotykając palcami jej ramienia.
To miał być zwykły przyjacielski gest, jednak Norien lekko zadrżała a w tym samym momencie mnie również przeszedł ciepły dreszcz biegnący od palców wprost w dół…
„Janson spieprzył sprawę..” zacząłem, podczas gdy moja dłoń objęła jej ramię a czucie jej skóry  przeniknęło przez moje palce.
Podświadomie odebrałem jej głębokie pragnienie akceptacji.. Pragnienie bliskości…
Ostrożnie przytuliłem ją do siebie.
„Włożył całe serce w stworzenie niezniszczalnej klingi ale rękojeść wykonał ze zwykłych materiałów.. Nie ma się co dziwić że nie przetrwały magicznego ognia..” powiedziałem starając się wbrew ciału pozostawać na technicznej ścieżce i dodać jej otuchy…
„Och.. Blake.. Tak mi przykro!! Zniszczyłam twój miecz.. Mogłam was zabić!!” szepnęła obejmując mnie w pasie ramionami.
„Mój.. miecz.. ma się.. dobrze.. Oren właśnie ..  robi mu .. nową .. rączkę.. ” wystękałem zmieszany podczas gdy dłonie Norien znalazły sobie miejsce pod zbroją i wsunęły się głębiej przywierając do moich pleców.
„Więc.. Nie masz mi za złe?” spytała podnosząc głowę.
„Oczywiście że nie.” Powiedziałem spoglądając w jej oczy.
„ Jesteśmy drużyną. Jesteśmy po to by się wspierać. Nawet gdy stanie się coś złego.” dodałem
„No tak.. drużyną..” powtórzyła za mną cicho po czym odsunęła się ode mnie.
Jakoś bezwiednie poczułem że zamiast pomóc – spieprzyłem sprawę.
Norien odwróciła się po czym odeszła ścieżką wzdłuż strumienia.
Za plecami poczułem ruch i usłyszałem cichy szelest liści.
Gdy się odwróciłem.. zatkało mnie na moment.
Spod krzaka jagód wyzierały dwie, pełne dezaprobaty twarze.
Lea patrzyła na mnie z beznadzieją i machała dłonią ponaglając mnie do czynu a wielkie oczy Iwana mówiły: „Nosz cholera.. Idźże za nią!!” po czym klepnął się w czoło pokazując mi dobitnie co myśli o mojej intuicji..
Skąd oni tu..
Nieważne..
Norien faktycznie nie powinna na razie zostawać sama…
Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem podążyłem ścieżką wzdłuż strumienia, w stronę gdzie zniknęła.
„Uhh.. to znowu ty.. Czekaj. Zostań gdzie jesteś.” Powiedziała gdy tylko dostrzegła mnie wychodzącego zza zakrętu ścieżki.
Patrzyła skupionym wzrokiem w gąszcz, jakby czegoś szukała.
„Chodź. To będzie gdzieś tam.” powiedziała w końcu po czym złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w krzaki.
„Emm. Norien..” zacząłem niepewnie nie wiedząc o co jej chodzi, jednak zupełnie mnie zignorowała.
Wciąż ciągnęła mnie za sobą i zrywała po drodze zielone gałązki krzewów.
W pewnym momencie zatrzymała się.
Las w tym miejscu był trochę rzadszy, słońce swoimi promieniami co rusz przebijało się przez listowie, przez co runo leśne pełne było różnokolorowego kwiecia. Białe konwalie walczyły o światło z niebieskimi dzwonkami i żółtymi zawilcami a czerwone poziomki konkurowały o miejsce z krzaczkami borówek.  Grube pnie omszałych drzew często oplecione były pajęczyną bluszczy pnących się po nich jak po drabinie w górę, wyprzedzając resztę w wyścigu do słońca, dając jednocześnie schronienie …
„ ..dziawiasz jakbyś pierwszy raz las na oczy zobaczył!” dobiegło mnie mruknięcie Norien.
„Co?” zapytałem z roztargnieniem.
„Tam. Widzisz?” pokazała palcem na pień złamanego drzewa.
„Co..?”
„Hhehhh.. Pszczółki.. Widzisz?” spytała patrząc na mnie z dezaprobatą.
„Wszędzie kwiatki a tam pszczółki.. Latają sobie bzykają.. zapylają.. Coś świta?” spytała unosząc brew.
Swoją drogą, mimo że zamiast włosów wciąż miała na głowie ledwie delikatny meszek, to brwi odrosły jej dość szybko, i były dokładnie tak ładne jak zapamiętałem..
„ Znaczy .. że.. masz zamiar.. No wiesz .. Żebyśmy .. my.. we dwoje.. ” zacząłem się plątać nie wiedząc czy dobrze myślę..
„Dokładnie. No chodź..” powiedziała, po czym pociągnęła mnie za sobą.
„Teraz jest najlepszy czas żeby to zrobić.” Dodała po czym puściła moją dłoń i zaczęła rozwiązywać wąską szarfę którą była przepasana w talii.
„Ale.. Norien.. Przecież my..” zacząłem, jednak uciszyła mnie ruchem dłoni.
„Ćććććśśś… Wszystko będzie dobrze.. Robiłam to wiele razy..” szepnęła kładąc mi palec na ustach.
„HĘ?!” stęknąłem zdziwiony.
„Ja je okopcę, a ty zawiąż sobie tym oczy.” Powiedziała podając mi szarfę.
Wiecheć liściastych gałązek zaczął się tlić w jej dłoni produkując sporo dymu, przez co bzyczenie pszczół zaczęło cichnąć.
„Znaczy.. Ty chcesz .. znaczy..” zacząłem się jąkać gdy dotarło do mnie o co jej chodziło..
„No.. a co innego..? .. Orzesz ty!! .. A O CZYM TY MYŚLAŁEŚ ?!” wybuchła, po czym zaczęła okładać mnie kopcącym wiechciem aż iskry szły na wszystkie strony..
„Na drugi raz wyrażaj się precyzyjniej..” mruknąłem gdy już jej przeszło.
„A bo wy samce wszystko na jedną modłę bierzecie..” odparła ze złością.
„A co miałem myśleć?!” spytałem trochę wkurzony.
„Ciągasz mnie przez krzaki na jakąś urokliwą polankę, nawijasz o pszczółkach i zapylaniu, a potem zdejmujesz pasek.. Że niby co miałem sobie pomyśleć?!” spytałem.
„A! właśnie!! Pasek!” powiedziała po czym podała mi szarfę.
„Że niby co mam z nim zrobić?” spytałem niepewnie z obawą przed kolejnym wybuchem.
„Ślepka se zawionzać..” powiedziała naśladując Iwanowy ton głosu.
„Hę?”
„No już!” powiedziała, po czym wiecheć w jej dłoni znów zaczął kopcić.
Chyba wreszcie zacząłem rozumieć o co jej chodzi.
Obwiązałem sobie oczy szarfą po czym podszedłem do drzewa, oparłem się o nie plecami i splotłem dłonie by mogła wsunąć w nie stopę.
Jednak szarfa nie pomagała..
Norien nie mogła dostać do dziupli więc starała się jak mogła..
Może gdyby mała spodnie albo dłuższą sukienkę to..
Jednak po ostatnich zakupach w Elenhil większość jej garderoby uległa znacznemu skróceniu przez co jej sukienka nie była wstanie nas rozdzielić..
Czułem na policzku ciepło jej ciała a moje serce zaczęło wpadać w nieznane mi dotąd wibracje.. W pewnym momencie, by sięgnąć wyżej, oparła kolano na moim ramieniu.. Zachwiała się.. Bezwiednie złapałem ją dłońmi za uda by pomóc zachować równowagę.. Przypadkiem ruszyłem głową i szarfa zsunęła mi się z twarzy..
„Co wy tu..?!”
„ZŁAŹ Z NIEGO NATYCHMIAST!!!”
Krzyk bogini dochodził jakby przez sen.. Jak wtedy gdy leżysz w łóżku, ktoś woła a ty wciąż masz naciągniętą na głowę mięciutka kołdrę.. Kołdrę, która szczelnie otula twoją twarz powodując że nie docierają do ciebie żadne bodźce.. nic..
„.. CHMIAST!!!!!”
Szarpnięcie.
Ucisk zelżał i .. HHHHHhhhhyyyypppp!!!! Nareszcie mogłem  zaczerpnąć powietrza.
Po chwili podniosłem się z ziemi i ukląkłem dochodząc do siebie.
Pierwsze co zobaczyłem gdy otwarłem oczy była bogini ciągnąca ze wszystkich sił Norien za kołnierz.
Przez moment starałem się poskładać do kupy kilka ostatnich chwil..
Cóż.. W momencie gdy szarfa zsunęła mi się z oczu przez moment widziałem to, przed czym miała chronić mój wzrok..
Przez głowę przegalopowało mi na raz kilka tabunów myśli starających się jakoś zaklasyfikować tą sytuację, po czym wszystkie jednogłośnie stwierdziły że jest beznadziejna..
Walnięcie o ziemię po którym automatycznie nastąpiło Otulenie spowodowało chwilowe Odpłynięcie z którego zastałem wyrwany dość brutalnym Oderwaniem… spowodowanym przez boginię która chyba właśnie weszła w fazę berserka..
W sumie Norien powinna być w tym momencie wdzięczna losowi że nie ma włosów..
Po chwili na polanę wpadli zdyszani Iwan i Lea, po czym natychmiast rzucili się żeby odciągnąć Devanę od Norien, przy czym ta druga jedynie starała się jakoś ochronić to co trzymała w rękach..
Jeszcze nie do końca ogarniałem tą sytuację, bo od momentu Zachwiania wydarzenia potoczyły się błyskawicznie a ja wciąż byłem  pod wpływem Otulenia i Odpłynięcia z uścisków których nie bardzo chciałem się wyrwać..
W końcu bogini ochłonęła na tyle że zaczęły docierać do niej co bardziej racjonalne argumenty..
„.. wypadek cholera..”
„..bili nic złego..”
„ ..cież tylko miodek..”
„Chę? Mniodek tak!!? A koronkę kto mu na czole odbił co?!!!” zaperzyła się Devana na ostatni argument.
„Już mówiłam .. straciliśmy równowagę.. przecież kazałam mu zasłonić..”
„Tak, jasne..” mruknęła bogini.
„Wiesz.. chciałam zebrać ten miód dla Darrena na szampon miodowy, ponoć świetny na włosy a i cera po nim gładsza.. Dla ciebie między innymi, bo mi szampon na włosy potrzebny jak świni dzwonek. A gdybym chciała czegoś innego, to na pewno upewniłabym się że żaden z was podglądaczy nie miałby szans wyczaić gdzie zniknęliśmy.” Powiedziała wreszcie wnerwiona Norien i z siłą wcisnęła ociekające miodem plastry Devanie w ręce.
„A teraz przepraszam. Idę się umyć bo cała się lepię. I niech nikt nawet nie próbuje iść za mną, bo już mi nie zależy. Wypalę pół kwartału na wszelki wypadek.” dodała poprawiając sukienkę po czym znikła za drzewami.
„To ja lecę za nią.. poszła nad rzekę a przecież nie ma mydła..” mruknęła Lea po czym pobiegła za siostrą.
Cóż.. Mogliśmy przypuszczać że siostrę nie obejmie jej zapowiedź anihilacji…
„My tyż lepij chodźmy.. Tyn wiecheć już nie kopci, a jak te małe france dojdom do siebie to nom nie podarujom żeśmy im pół gniozda zajumali..” mruknął Iwan oganiając się przed pojedynczymi pszczołami.
Bezceremonialnie wziął Devanę za łokieć i pomógł jej wstać. Widać było że jeszcze jej nie przeszło, ale nie miała wyjścia, bo Iwan pociągnął ją za sobą jak lalkę, zupełnie ignorując jej protesty.

 

 

…***…

 

 

 

„Czyli że jedno czego chciała od ciebie, to żebyś ją .. podsadził?” Spytał dusząc się ze śmiechu Darren.
„A czego oczekiwałeś?!” odparłem ciut zbyt agresywnie.
„No wiesz.. jak dziewczę wabi młodziana na urokliwą polankę gdzie zapodziani po głowy przed ciekawskich wzrokiem przez długie godziny.. AU!!” skończył z jęknięciem gdy Lea zdzieliła go w głowę chlebakiem..
„ Moja siostra taka nie jest. Nie straciła by głowy w byle malinowym chruśniaku..” powiedziała.
Mmmm… Już miałem się odezwać, gdy wreszcie dotarła do mnie reszta wspomnień z tej krótkiej chwili przed „otuleniem”..
Wciąż czułem na głowie jej dłoń gdy jej udo otarło się o mój policzek..
Na krótką chwilę jej palce objęły moją głowę w taki.. szczególny sposób, że wręcz czułem jakby sama nieświadomie przyciskała mój policzek do siebie..
Chciałem ją objąć..  przytulić.. Moje rozchylone usta dotknęły jej skóry.. Rozplotłem dłonie..  i .. wtedy runęła na mnie z plastrami miodu i .. Heh.. Nagle zjawiła się bogini i reszta..
Sytuacja sama w sobie odbiegała od standardu.. Wszystko odbiegało.. Jednak .. Czucie.. Nie wpadłem nawet na to by odpalić Skupienie.. Przez tą krótką chwilę odbierałem ją analogowo,  bez wspomagaczy i innych takich..
Przez krótki, bardzo krótki moment byliśmy jedynie my i nasze zmysły.. Nie było Lotril, questów.. nic..
Tylko my..
„Tak.. Tylko podsadzić. Cała reszta zdarzyła się.. przypadkiem..” Powiedziałem ucinając wszelkie spekulacje.
„Chodziło tylko o te kilka plastrów miodu.” dodałem starając się jakoś wytworzyć minę kogoś kto z całą pewnością wie o czym mówi.
Chyba mi niezbyt wyszło, bo Lea parsknęła śmiechem a Darren tylko zakrył twarz  dłonią.
„Jak wrócimy do Mabbet, zamiast trenować walkę musisz znów zgłosić się do Alvien na lustrzane lekcje szczerzenia japy..” mruknął z lekko drwiącym uśmiechem na ustach.
„A tobie znów o co chodzi?” spytałem nieco zły na niego.
„Oj.. po prostu jesteś beznadziejnym aktorem..” powiedziała Lea patrząc na mnie takimi .. maślanymi oczami..
„Emmm .. że co..?” spytałem niepewnie nieco zbity z tropu.
„Po prostu nie umiesz udawać. Co na sercu to na twarzy. Jak uśmiechasz się szczerze, to masz całkiem ładny uśmiech, nawet z tą blizną.. ale gdy starasz się uśmiechnąć na siłę, to robisz taki grymas, że ktoś o słabszym sercu mógłby zejść na zawał na sam widok.. Wiesz.. Przykro mi to mówić ale jako aktor jesteś .. kompletnie do rzyci.” Powiedziała czerwieniąc się na koniec lekko.
„Jesteś kapitanem drużyny więc radziłbym ci ograniczyć jej treningi z Iwanem.. Ma na nią naprawdę zły wpływ..” mruknął Darren zerkając na nią z ukosa.
„Przepraszam.. Wypsło mi sie..” powiedziała speszona druidka.
Parsknęliśmy śmiechem jak na komendę.
W tym samym momencie położyłem palec na ustach nakazując im ciszę.
„Mamy towarzystwo.” Powiedziałem, po czym odwróciłem się w siodle. Jechaliśmy na szpicy a kawałek za nami podążała reszta grupy ubezpieczana przez Iwana pilnującego nam tyłów.
Devana za nic nie chciała się zgodzić na inny szyk bo chciała mieć Norien cały czas w zasięgu wzroku.. Podobno by mieć pewność że mnie nie.. „zbałamuci”.. jak to określiła czerwieniąc się po uszy.
Z drugiej strony.. Mi pasował taki układ, bo od ostatniego zajścia na treningu ciężko było powiedzieć jak zachowa się magia naszej czarownicy gdy co do czego przyjdzie.
Niestety efektem ubocznym takiego szyku były ciężkie spojrzenia Devany w jej stronę..
Na szczęście Norien wyglądała jakby nie przejmowała się zbytnio fochami bogini. Jechała obok niej, lekko z przodu i z zaciętą miną, jakby chciała jej powiedzieć „myśl sobie co chcesz, ale ja wiem swoje..”
Tyle że jej postawa, a zwłaszcza kategoryczny sprzeciw przed zastąpieniem sukienki spodniami, świadczył o tym że jej „swoje” jest dosyć pewne siebie i nie akceptuje ingerencji z zewnątrz.
I nie chodziło tu jedynie o jakiś bunt przeciwko ciut zazdrosnej bogini..
Od incydentu z treningiem Norien nieco się zmieniła.. w środku.
Z jednej strony widać było że nieco się wycofała.. Bojąc się o nas i o efekty swojej magii wyglądała jakby jedno co ją interesowało w tej chwili to ograniczenie do minimum jej magicznej aktywności, a z drugiej trochę na siłę starała się kompensować to uczucie trochę nadmuchaną na pokaz pewnością siebie i nieco ostentacyjnym zachowaniem.
Gdy odwróciłem się w siodle od razu omiotłem wzrokiem okolicę.
Skupienie mówiło mi co prawda że kilka istot zbliża się od przodu, jednak po walce z Amrą wolałem się upewnić, bo czasem istoty potrafią ukryć przede mną nawet swoją aurę…
Ukradkiem uniosłem palec wskazujący w górę starając się przekazać im żeby byli ostrożni.
Norien lekko pochyliła głowę, a jadący tuż za Devaną Ichiro mrugnął do mnie na znak że załapał sygnał. Jadący na końcu Iwan tylko wyszczerzył zęby.. Jak zresztą zwykle gdy działo się coś szczególnego.
Sądząc po aurach, istoty które starały się nas oskrzydlić nie miały raczej złych zamiarów jednak ich drżące poświaty sugerowały że to może w każdej chwili się zmienić…
Wszyscy byliśmy gotowi.
W końcu byliśmy może z pół dnia drogi od Ravendell.. I tak dziwne że przyszli dopiero teraz…
Żeby okazać szacunek zsiedliśmy z koni.

 

 

…***…

 

 

 

„Przybywamy z wizytą do pana tych ziem, chcąc prosić o..”
„Prosić?!” przerwał Devanie w pół słowa elf przewodzący jak się wydaje tej drużynie..
Patrzył na nas dumnym wzrokiem przez moment, po czym spytał:
„Chcecie nas o coś prosić, a jednocześnie nas obrażacie?!” zapytał marszcząc  groźnie brwi.
„Znaczy.. co niby zrobiliśmy nie tak?” wypsnęło mi się pomimo napomnień Devany że w razie czego mamy się nie odzywać..
„Zamilcz robaku.. Nie pozwoliłem ci się jeszcze odezwać.” Powiedział patrząc na mnie groźnym wzrokiem.
„Nie dość że ośmielacie się sprowadzać na świętą ziemię Elfów to krasnoludzkie ścierwo, to jeszcze macie czelność kalać ten błogosławiony las obecnością dowodów zdrady naszego ludu??” powiedział spluwając nam pod nogi.
„Jak śmiecie stawiać swe brudne stopy w królewskim lesie prawdziwych elfów?!” Dodał spoglądając na Norien i Leę..
„Samo wasze pochodzenie stanowi obrazę dla.. HEP!!!” powiedział kończąc stęknięciem.
„A w ogóle to jest tu ktoś z kim moglibyśmy porozmawiać?” spytałem masując sobie lekko dłoń.
Co prawda starałem się być delikatny gdy uderzyłem  go w pierś z otwartej dłoni, jednak i tak chyba ciut za mocno, bo przeleciał pomiędzy dwoma towarzyszami wprost w dość pokaźne krzaki pokrzyw… Niestety od czasu awansu jeszcze nie miałem okazji walczyć, więc wyczucie własnej siły jeszcze ciut szwankuje..
Jego towarzysze zerkali na nas z przestrachem wciąż celując w nas z na wpół napiętych łuków, jednak widać po nich było że w zasadzie są na krawędzi .. ucieczki..
Jednak nim zdołali odpowiedzieć, kolejna grupa przybyszów pojawiła się u wylotu polany.
„Emm.. Raczej nie zalecam..” powiedziała idąca na czele elfka, po czym reszta niepewnie opuściła wycelowane w nas łuki.
„Pani!! PANI!! Zostaliśmy zaatakowani!! Oni..”
„Uuuhh.. masz szczęście że żyjesz..” mruknęła elfka podchodząc do niego.
„Nie wiem czy powinnam ci pogratulować odwagi czy pożałować głupoty..” dodała pomagając mu się podnieść z ziemi.
„Choć po namyśle .. Raczej  powinszuję ci  szczęścia.. Nie zmarnuj go.” Dodała po sekundzie.
„HĘ?!”  stęknął zdziwiony elf..
„Ciężko obraziłeś mojego przyjaciela i jego drużynę, a on nawet nie kiwnął palcem.. Gdyby to zrobił, zbieralibyśmy cię po okolicy przez kilka godzin, więc.. Poczuj się.. doceniony..” powiedziała mrożąc go spojrzeniem.
„Przepraszam że musiałeś wymierzyć klapsa jednemu z naszych ludzi..” powiedziała w moją stronę.
„Jestem pewna że WSZYSCY wezmą sobie tą lekcję do ROZUMU i ZAPAMIĘTAJĄ jej skutki, ponieważ będzie bardzo istotna w przyszłości.” dodała, odpowiednio akcentując słowa kierowane do jej ludzi.
Przyjrzałem się jej nieco dokładniej.
Z twarzy wyglądała na.. już mocno doświadczoną wiekiem elfkę, jednak wciąż nosiła się krótko odsłaniając zgrabne nogi, a dopasowany gorset z dumą prezentował jej wydatne atrybuty..
Jednak poza tym wszystkim, z całej jej postawy wręcz emanowała moc..
Moc, która mogłaby zmieść nas z powierzchni ziemi w ułamku sekundy.
Nawet jej aura wręcz pulsowała mocą, która tylko czekała by wyrwać się i zapłonąć.. pokazać do czego jest zdolna..
Było pewne, że jedno skinienie jej palca może spowodować anihilację naszej małej grupki wraz z otoczeniem…
Jednak zamiast tego..
„Już ze trzy razy słyszałam że nie żyjesz..” powiedziała podchodząc do Iwana.
„I dałaś wiarę?”  spytał krasnolud.
„Nie.. Ale ostatnim razem nie było już czym cię odpowiednio uczcić więc.. zrobiłam się smutna..” odparła Elfka, po czym mocno przytuliła Iwana.
„Się nadrobi.. W luzakach mom dwa antałki oryginalnego krasnoludzkiego szpecyiału więc nadrobimy zaległości..” mruknął Iwan obłapiając Elfkę.
Slack!!!
„Na cuz kces.. Dyć ino sprowdzom cy mos się tak dobrze jak żek zapamientoł..” powiedział krasnolud masując policzek.
„Mom się na tyle dobrze że nie musis obmacywać mojego zadka na pierwsym spotkaniu..” wycedziła Elfka, po czym oboje wybuchli  śmiechem.
„ .. ależ .. .. pani…” jęknął kompletnie zdezorientowany elf którego posłałem w pokrzywy.
„Nie buj ziaby bo we wodzie nie bodzie. Wskakuj na koń i pędź do miasta. Przyszykuj kwatery w moich gościnnych i zaklepaj karczmę na bibę bo dzisiaj będzie się działo!! .. No!! LEĆ!!” powiedziała, po czym klepnęła go w ramię.
Wciąż miał otwarte usta gdy towarzysze ciągnęli go za sobą.

 

……….

 

 

„Ale naprawdę.. Ze trzy razy słyszałam o twojej śmierci..” powiedziała podnosząc kieliszek w górę.
„Znom takik co i z dziesięć razy by mie ukatrupili..” mruknął Iwan pociągając długi łyk z kufla.
Siedzieliśmy przy ustawionych w trzy rzędy stołach na obszernej sali największej w tym miasteczku knajpy. Thessalia i Iwan siedzieli na głównych miejscach, naprzeciw nas, a resztę stołów oblegała cała chmara sproszonych gości. 
„Heh.. Mieli by problem.. no.. przyznaj się .. Co ci się tam na plecach świeci?” powiedziała z zainteresowaniem elfka.
„Jesce zek nie był w Orario..” mruknął Iwan, na co elfka prychnęła z ledwością powstrzymując ekscytację.
„Od tamtego czasu?!” spytała zniżając głos, na co Iwan tylko skinął głową.
„Jakosik nie było mi po drodze.. Co zek się zbieroł coby iść, to się jakoweś zleceni napatocyło.. a potym to mi już syćko jedno beło.” Mruknął krasnolud znów polewając kolejkę.
I choć to już któryś raz z rzędu, na szczęście na razie raczyliśmy się wykwintnym Elfim winem tłoczonym z niezwykle rzadkich winorośli.
Oczywiście musieliśmy co nieco opowiedzieć o naszych przygodach, bo Thessalia była bardzo ciekawa świata spoza Elfiego lasu.
Jednak w miarę jak biesiada trwała a nasze opowieści coraz bardziej przybliżały jej całą sytuację widać było że nieco spoważniała, i z większą uwagą wsłuchiwała się w opowieści Iwana.
„.. I tyn ork się zamachnoł, a łun w łostatnij kwili dziabnoł go miecym i nos wyratowoł.. A jesce wtedy nawyt falny ni mioł!” zakończył znów pociągając słabego winiacza.
„A ty leżałeś pod stertą gruzu piętro niżej i nie dawałeś znaku życia.” dopowiedziała ze śmiechem Devana.
„A cuz zek mioł dawać jak mie się ziemia spod nóg łoberwała i nawet zek zipnąć nie zdonzył.” zripostował krasnolud.
Na widok jego miny zaczęliśmy się śmiać, jednak zza naszych pleców doszły nas strzępy rozmów dochodzące od strony stołu stojącego za nami..
„.. ma się co dziwić… ..użliwe .. ..dzkie  ścierwo .. muje się innymi…”
Zerknąłem na twarz Thessalii.
Zmarszczyła nieco brwi, ale nie byłem w stanie odczytać jej myśli.. Odwróciłem nieco głowę i wyostrzyłem delikatnie słuch by lepiej słyszeć.
„ … anda rycerzyków którym się wydaje że świat ratują, a szczęścia mają więcej niż rozumu.. W dodatku mają czelność sprowadzać tu te mieszańce.. Jak nisko bóstwo musi się zniżyć by podróżować w takim towarzystwie..”
„Przegryzłbym coś.. Emm.. Devana.. Rzucisz jabłko?” spytałem głośno patrząc ponad stołem na boginię siedzącą obok Thessalii.
Mrugnęła okiem, po czym sięgnęła do koszyka z owocami stojącego przed nimi.
Taaa.. Szara reneta nada się idealnie.. przemknęło mi przez głowę gdy bogini brała zamach.
Śśśśs.. SLACK!    ...  CIAM!!! 
Uch.. Nawet nie posiadając falny bogini ma całkiem sporą szybkość.. Z ledwością się uchyliłem. Jednak elf siedzący przy stole za nami nie miał tyle szczęścia.
Właśnie kończył swoją tyradę gdy rzucone w moją stronę przez boginię jabłko trafiło go w potylicę i z efektownym rozpryskiem wbiło mu twarz w talerz…
„JAK ŚMIESZ?!” poderwał się z wściekłością w oczach.
„Przepraszam.. Niezdara ze mnie..” wycedziła bogini podrzucając ostentacyjnie w dłoni dorodną gruszkę.
Jej nieco złośliwy uśmiech przeczył jednak jej słowom..
Raczej.. sugerował że dalsza eskalacja może skutkować.. obrażeniami…
Zerknąłem wokoło..
„Siadaj..” powiedziała niedbałym głosem Thessalia.
„Pani!! Jakim pra… To się nie godzi!! Świadome pogwałcenie naszych najświętszych zasad?!! I jeszcze ty bierzesz w tym udział?” Elf wyglądał jakby miał zaraz się  rozpłakać..
„Spoufalasz się z tym.. .. krasnoludem.. jakby nasza przeszłość nie miała znaczenia.. W dodatku gościsz dowód zdrady naszej rasy i stajesz po ich stronie?! Ojciec o wszys..”
„Powiedziałam – siadaj – więc lepiej to zrób.” Powiedziała twardym głosem elfka przerywając mu w pół zdania.
Momentalnie powiało grozą.
Czar prysł.
Przyjacielska.. może i trochę jowialna elfka z jaką mieliśmy do tej pory do czynienia znikła jak bańka mydlana.
Gdy wstała, sama jej postawa spowodowała, że przy wszystkich stołach wokół zapanowała cisza.
„Niech nikt nie waży się choćby słowem obrazić tego krasnoluda ani jego przyjaciół, bo zaręczam, że nie stanę w waszej obronie.” Powiedziała, a przez salę przeszedł szmer zdziwienia..
„Jesteśmy sobie nawzajem winni co najmniej kilka żyć, więc proszę, uszanujcie to.” Dodała na wyjaśnienie.
„A co się tyczy dowodów zdrady.. Ty się chyba jeszcze nigdy nie zakochałeś Sylvar.. co nie?” powiedziała trochę kpiącym głosem , przy czym wróciła do swej.. poprzedniej.. nieco luźniejszej formy.
„Wybaczcie.. Szlachecka młodzież wychowywana w sercu stolicy zna świat zewnętrzny głównie z książek.. zwłaszcza tych rasowo poprawnych, wiec gdy opuszczą znane im otoczenie.. rzeczywistość trochę ich .. zaskakuje..” powiedziała w naszą stronę na wyjaśnienie..
„Bo wicie.. Zaskocenie to je taki pokryntny elficki sposób na łokreślenie panicnego strachu..” mruknął w naszą stronę Iwan wystarczająco głośno by było go słychać w obrębie kilku najbliższych stołów.
Jego dość prostolinijna interpretacja słów Thessalii wzbudziła kilka chichotów tu i ówdzie, co jeszcze bardziej rozjuszyło młodego elfa.
„Chcesz powiedzieć że się ciebie boję? Krasnoluda, którego jakiś żałosny człowiek musiał co rusz ratować z opresji? A może tych mieszańców których brudna krew..”
„Jak sie nie bois, to jo cie wyzywom na pojedynek.. ze RZECYWISTOŚCIOM.” Przerwał mu Iwan w pół zdania, po czym sięgnął za siebie.
Widząc to Lea gwałtownie wstała.
„Iwan..  proszę .. Nie…” powiedziała cicho.
„Ja.. Wierzę że on nie jest zły.. Dajcie mu czas.. Siłą nie można nikogo oswoić z tym czego się boi czy.. nienawidzi..” powiedziała do krasnoluda z proszącym wzrokiem.
„A kto tu godo o sile? Jo se tu jeno mom takie cuś co wnet pokoze gdo jes kiela wort..” powiedział z uśmiechem, po czym wyjął spod stołka spory antałek.
BAH!!!! Thessalia walnęła kubkiem tuż obok beczułki.
„Tym razem nie przegram .. krasnoludzie…” powiedziała z błyskiem w oku.
„No?!! Bydzies se hopem cy może Tess mo wikse jajca łod ciebie?” powiedział Iwan do młodego elfa.
„Tess.. ?” szepnąłem ponad stołem do bogini zerkając z ukosa na Iwana i Thessalię.
„Mnie nie pytaj..” odpowiedział niemy wzrok bogini.

 

…………..

 

 

„.. no i jak Iwan przyp.. Hep!! .. fanzolił toporem to Goliatowi g..giirę.. Hep.. pod samym kolanem, a jak się wybił to mu łeb odj..ął.. HEP!!”
„Heh na staroś ci się syćko pierdzieli.. Łepa zek mu nie uciukoł jeno krystał zbił.. I tela.. Strasne dziwy..” mruknął krasnolud poprawiając elfkę.
„No.. co tam chłepce? Zyjes?” spytał szturchając łokciem siedzącego obok elfa.
„Hhhheee?” ten tylko stęknął w odpowiedzi..
„Mówi się hhhhęęęęę” poprawił go Iwan.
„Niby to ze stolicy a takie.. niełokrzesane..” mruknął kręcąc głową.
„Starcyło pół antałka coby poprawnej elfscyzny zapomnioł.. Jesce ze dwie kolejki a jego dziecka by mmeeee wołały..”  dodał starając się znów polać.
„Starczy tych zawodów..” powiedziałem odsuwając jego kubek.
„Rano wszyscy mają być sprawni i gotowi. Mamy mnóstwo spraw do załatwienia a ostatnie czego nam trzeba to krasnolud na ciężkim kacu w samym środku świętego lasu wysokich elfów.” dodałem stanowczym głosem.
„Formalista..” mruknęła Thessalia podsuwając Iwanowi swój kieliszek.
„Po tylu latach znów razem.. Hep! .. To nasze święto..” powiedziała.
„Wy sobie mooożecie iść spać.. Ale my.. HEP! … mamy sp..pporo biesiad do naa .. aadrobienia.”
„No.. Idźcie.. Iwan na ten wieczór jest znów w mo..ojej drużynie..” dodała.
Machnąłem ręką i dałem znać reszcie że najwyższy czas udać się na kwatery.
Znaczy.. Tej reszcie która była pod ręką..
Darren z Orenem znikli gdzieś pomiędzy stołami i próżno było ich szukać pomiędzy gośćmi..
Jednak o nich się nie obawiałem.
Raczej nie napytają sobie biedy, poza tym są ludźmi nie półelfami więc..

 

…***…

 

 

„Całkiem niezły plan.. Ta belka w murze.. Gdyby pękła, runąłby całkiem spory kawał ściany podtrzymującej odrzwia umożliwiając wrogom wtargniecie do twierdzy głównym wejściem.. Możesz mi łaskawie zdradzić dla kogo pracujesz?” Siedzący za stołem mężczyzna spytał skutego kajdanami więźnia.
„To nie tak! Panie!  Przysięgam!! Tak było w planach!! Belka łącząca.. czterdzieści na czterdzieści.. długa na osiem metrów.. Zamówiłem.. i taką przysłali .. Nie wiedziałem że ma być z kamienia…” tłumaczył się drżącym głosem majster.
„Bo nie miała być..” powiedział mężczyzna za biurkiem.
„W planach przy wymiarach stoi jak byk że ma być żelazna.”  Dodał wskazując palcem oznaczenie.
„Chcesz powiedzieć że jesteś ślepy i nie zauważyłeś?” spytał.
„N.. nnie panie.. Pośpiech .. tyle na głowie .. presja czasu..” zaczął się tłumaczyć majster.
„To nie jest wytłumaczenie. Jako majster ciąży na tobie wielka odpowiedzialność. Wygląda na to, że nie radzisz sobie na swoim stanowisku. Za karę zostajesz zdegradowany do pozycji robotnika, a jako karę dodatkową otrzymasz.. cztery baty które wymierzę osobiście.” Powiedział mężczyzna po czym machnął ręką.
„Odprowadzić.” Powiedział.
Wyraz wielkiej ulgi przemknął po twarzy majstra.
Degradacja i cztery baty..
Jak tylko nadarzy się okazja to da nogę i zaszyje się w jakiejś wsi głęboko w puszczy.
Ma gdzieś pieniądze i przepych obiecywane przez Farta i jego ludzi.
W skrytce za murami odłożył dość by przeżyć co najmniej rok a potem..
Ze swoją wiedzą zawsze znajdzie  robotę..
Tu most zbudować, tu spichlerz postawić..
Dla takiego fachowca zawsze znajdzie się praca.
A oni..
Ma nadzieję że nie sprawdzą reszty..

 

 

…***…

 

 

 

„Ooohhhh… Błagam… Niech ktoś zasłoni okno..” szepnął elf leżący na posłaniu.
Po chwili w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej.
Lekko rozchylił powieki.
Mimo panującego półmroku, widział wystarczająco dużo detali by rozpoznać..
Jest w lecznicy, a.. u jego wezgłowia siedział .. anioł..
Promień słońca wpadający od tyłu przez szparę w zasłonach rozświetlał dziewczęcą postać u jego wezgłowia..
„Masz .. wypij.. ostrożnie..” powiedziała szeptem.
„Co to..”
„Lekarstwo. .. No.. Pij..” powiedziała unosząc mu głowę i podsuwając do ust kubek z napojem.
„Ja…”
„Ćśśś.. Pij..” powiedziała świetlista dziewczyna po czym uniosła lekko jego głowę.
Delikatny dotyk palców na karku spowodował że przeszedł go przyjemny dreszcz..
Pociągnął słaby łyk..
„Uggghhh….” Stęknął odwracając głowę.
„Pij.. musisz wypić więcej.. Inaczej nie podziała..” powiedziała po czym jej dłoń objęła mocniej jego głowę wsuwając mu palce we włosy i powodując że mimowolnie poddał się dotykowi.
Pociągnął zdrowy łyk.
Faktycznie .. chyba działa..
Już zaczął czuć się lepi..
Ggghhhrrreeeeppp… Zawartość żołądka podeszła mu do gardła.
Podniósł żałosny wzrok na tą śliczną twarz pochyloną nad nim z troską..
Zacisnął z całej siły zęby.. ale to nic nie pomogło.. Oczy zaszły mu łzami z wysiłku..
GHHEEEERRRRGHHHHhhhh… zwymiotował nagle .. I jeszcze raz.. i jeszcze…
Gwałtowne torsje targały nim przez jakiś czas, po czym – pomijając okropny smród i posmak w ustach – naprawdę poczuł się lepiej.
Znów podniósł wzrok.
„Za chwilę trochę dojdziesz do siebie. Niestety lepiej działa na istoty z Falną.. Na stoliku masz miksturę leczniczą. Wypij całą. Też trochę pomoże.  Ja idę się umyć i przebrać.” powiedział anioł odchodząc od jego łóżka.
„W kącie stoi wiadro z wodą i szmatą. Posprzątaj zanim wyjdziesz.” powiedziała na odchodnym.
Rozejrzał się wokoło.
Niewielki, surowo umeblowany pokoik w lecznicy wyglądał jakby ktoś zaszlachtował w nim kurę i pozwolił jej bezgłowemu ciału biegać bezładnie.
Wymiociny były wszędzie.
Na pościeli, podłodze.. ściana ucierpiała.. nakastlik..
Gdy usiadł na łóżku nagły ból głowy odezwał się tępym łupnięciem.
Co prawda czuł się o niebo lepiej jednak..
Z kaca giganta, bezlitosnego mordercy – przeszedł w fazę zwykłego kaca – upierdliwca – który choć wciąż ciężki, był jednak do opanowania.
Heppfff… stęknął starając się dojść jakoś do siebie.
Nagle uchyliły się drzwi i pojawiła się w nich brodziata krasnoludzka twarz.
„Zyjes?.. Fiuuuuu.. .. Ło kruca bomba.. aleś mioł chłopie przeprawe..” powiedział z gwizdnięciem krasnolud.
„Łyknij se tom miksturke ze stolika i ogarnij, a potym chodź, bo jadymy do stolicy.” Powiedział po czym mrugnął do niego okiem.
Drzwi znów się zamknęły i Sylvar znów został sam na sam ze swoimi myślami..
W miarę jak wracały wspomnienie wczorajszej nocy zaczynał czuć się ..
Wciąż czuł na ramieniu ciężar krasnoludzkiej dłoni gdy razem z nim i  Thessalią śpiewali jakieś sprośne piosenki, a w głowie migały mu wspomnienia gdy porwał do tańca tą.. półelfkę..
Rzeczywiście?
Antałek krasnoludzkiego spirytusu wystarczył by zapomniał o swoich wartościach i ideałach gromadzonych przez tyle lat u boku ojca i jego świty?
Z rezygnacją zdjął obrzyganą koszulę i złapał za ścierkę.
Ma swoją dumę.
Nie pozwoli by ktokolwiek powiedział że zostawił syf po sobie.

 

…***…

 

 

Wokół nas wyraźnie czuć było rosnące napięcie, i choć poza dziećmi które gapiły się na nas z szeroko otwartymi buziami nikt z dorosłych zdawał się nami nie interesować, w miarę jak szliśmy główną aleją Ravendell dało się wyczuć coraz większą presję.
Skupienie wyraźnie mówiło mi że oprócz niechęci, tu i ówdzie coraz częściej zaczynały się pojawiać niewielkie ogniki nienawiści…
„Mówiłem wam że lepiej żebym nie jechał..” mruknął Iwan.
„Jesteśmy drużyną.” odparła Devana.
„Ale tamtym dwóm pozwoliłaś zostać..” poskarżył się krasnolud.
„Mają robotę do zrobienia. Tak jak my tutaj.” powiedziała bogini odwracając głowę w jego stronę.
Jadąca pomiędzy nimi Thessalia tylko uśmiechnęła się zagadkowo.
Nie mam pojęcia co jest na rzeczy ale jedno jest pewne – obie, bogini i Thessalia – maczają palce w tym.. spisku.

 

……

 

 

„Proszę wybaczyć.. Lady Voliera.. Ale nie wolno mi..” jęknął strażnik przed bramą.
„To znaczy.. Pani może przejść ale..” zaczął niepewnie tłumaczyć się pod ciężkim wzrokiem Thessalii.
„Jak dotąd nie słyszałam o prawie zabraniającym wpuszczania gości do stolicy.” Powiedziała elfka.
„Noo.. nie.. gości nie.. ale.. Ja tylko..” Elf stojący na straży zaczął się gubić..
„Kto wydał rozkaz?” spytała patrząc na niego z góry.
„To ja wydałem polecenie by nie wpuszczać tu tej hałastry.” doszedł zza bramy wyniosły ton.
Po chwili pięknie zdobione wrota uchyliły się nieco by przepuścić wysokiego, dostojnie wyglądającego elfa, po czym znów zamknęły z hukiem.
Wyglądał bardzo.. Elficko.. Tak, jak tylko można było sobie wyobrazić elfa po przeczytaniu kilku dowolnie wybranych baśni..
Zielonkawa, pięknie zdobiona liściastymi motywami szata okrywała jego wysoką szczupłą postać, a dumne spojrzenie powodowało że od razu poczuliśmy się jak gorszy sort..
„Nie mogę zabronić ci wejść, ale te szumowiny zostaną po tej stronie.” Powiedział wskazując jednocześnie na naszą grupkę.
„Ellrund wie o twoim .. rozkazie?” spytała lekko drwiącym tonem Thessalia.
„To nie leży w jego kompetencjach. Ja odpowiadam bezpośrednio za bezpieczeństwo jego i całej ludności Ravendell, i nie zgadzam się by ci.. tutaj.. postawili swoje brudne buciory w progach świętego miasta ..”
„Jak cuś to mogem zezuć łobuwie..” zaczął Iwan, jednak z trzech stron na raz rozległo się głośne „NIE!!”
Zarówno przybysz, jak i Thessalia z Devaną zgodnym chórem wyrazili sprzeciw takiej opcji..

 

 

…….

 

 

Cóż.. Iwan naprawdę był bardzo czystym i schludnym krasnoludem.
Dbał o czystość, a bieliznę i onuce prał codziennie.. jednak jego buty..

Dostał je w prezencie od Marii na pięćdziesiątą  rocznicę ślubu.. Już wtedy słabo chodziła, ale wybrali się  powozem do Reanore na targ bo miał być odpust przed jakimś świętem.
Marii uwielbiała odpusty, zawsze powtarzała że to chyba jedyny dzień w roku gdzie ludzie naprawdę zapominają o codziennych troskach..
Trzymając się Iwana pod rękę spacerowali wolno pomiędzy straganami, Iwan jak zwykle kupił jej ulubioną różową watę cukrową od której potem cała się lepiła.. Wygrał dla niej papierowego kwiatka rzucając do celu woreczkiem z ryżem.. ( oczywiście przeprosił właściciela i pomógł mu postawić z powrotem tylną ścianę straganu) a na koniec oglądali razem wieczorne pokazy fajerwerków..
Trochę wcześniej Marii wybrała dla niego nowe buty.
Porządne, mocne z wysokimi cholewami, ale jednocześnie ładnie skrojone, tak, że wydawały się być całkiem eleganckie i świetnie pasujące do jego schludnego, choć wciąż zawadiackiego stylu.
Na początku trochę marudził że za ładne, że szkoda będzie zniszczyć na szlaku.. Ale szewc dawał dożywotnią gwarancję więc..
W sumie mówił prawdę.
Gdy jakieś pięć lat po śmierci Marii zawitał do jego sklepiku by po raz pierwszy naprawić zdarte podeszwy okazało się że właściciel już nie żyje, a schedę po nim objął syn.
Iwan nie spierał się czy „Dożywotnio” znaczy do śmierci właściciela czy sprzedawcy. Zapłacił za naprawę i znów cieszył się butami jak ze sklepu..
I znów..
I znów..
Gdy po raz kolejny przyszedł po odbiór naprawionych butów, wręczyła mu je dość wnerwiona żona szewca.
Buty były szczelnie wypchane ciasno ubitym papierem po same brzegi, a ona sama oświadczyła że jej mąż ciężko odchorował naprawę jego obuwia, w związku z czym więcej tych butów naprawiać nie będzie.
Gdy Iwan wychodził zasugerowała by raczej zakupił nową parę, bo ta obecna capi tak, jakby coś w nich zdechło.
Krasnolud tylko zagryzł zęby i sam zajął się drobnymi naprawami.
Po tylu latach jego buty nie przypominały już tych z wystawy na straganie.
Wielokrotnie łatane i naprawiane wyglądały teraz jak.. zwykłe krasnoludzkie człapacze, a ich … zapach … niósł ze sobą wspomnienia tych wszystkich lat..
Jednak w pewnym sensie to wciąż były te same buty które wybrała dla niego Marii.
Ostatni raz.
Więc choć uciążliwe podczas cowieczornej toalety, nikt z nas nawet nie próbował nakłaniać Iwana do zmiany.
Jednak dość szybko ustaliliśmy zasadę że Iwan ma prawo zdejmować obuwie jedynie od zawietrznej…
Tak.. dla zdrowia.

 

 

…………

 

 

„Nie Iwan.. Lepiej nie.. na razie.” Powiedziała półgłosem bogini.
„Jak kcecie.. Zwycajnie - wychodzym nadprzeciw łocekiwaniom.” mruknął krasnolud kręcąc głową.

„Oczywiście że stolica przyjmuje gości.. Pod warunkiem że są to goście uzyskujący choć minimum akceptacji. Niestety wasza menażeria do nich się nie zalicza.” Powiedział elf patrząc na nas z pogardą.
„Jakieś konkrety? Czy może znów zaczniesz swój bełkot o wyższości ras Elion?” spytała ze złością Thessalia.
„To, że jesteś moją siostrą nie upoważnia cię do takiego tonu Thessalia.” Powiedział przez zaciśnięte zęby elf.
„Wszyscy wiemy że twój umysł został spaczony przez Dungeon.. Spoufalasz się z niższymi rasami, służysz jak pies jakiemuś bóstwu które z nudów zeszło tu do nas by bawić się w śmiertelnika.. Kalasz imię naszej rodziny chlejąc  wódę z krasnoludem, a na dodatek masz czelność prowadzić pod nasze wrota przeklętego Waldsteina i jakieś cuchnące półelfy.. Doprawdy jesteś..”
„Przestań.. dla swojego dobra. Ja mogę się opanować, ale za nich nie ręczę.. a zwłaszcza za Iwana..” przerwała mu Thessalia.
„Jego możesz obrażać do woli.. zagryzie krasnoludzkie zęby i przełknie każdą obelgę jeśli będzie trzeba.. Ale jest wyczulony na obrażanie innych, więc lepiej zamilcz zanim powiesz coś więcej na temat mój czy jego drużyny..” powiedziała lekko nonszalanckim tonem.
„No chyba że specjalnie chcesz się poświęcić by sprowokować poważny incydent polityczny?” dodała spoglądając na niego spod półprzymkniętych oczu.
„Nie wiem o co ci..”
„DOŚĆ!!..”
Wszyscy obrócili głowy w stronę skąd dobył się głos..
„Ojcze.. Proszę.. To moi goście. Obiecałem im audiencję u Ellrunda.” powiedział Sylvar wychodząc zza Iwana.
„Co?!” spytał zaskoczony Elion.
„Obiecałem im że spotkają się z Ellrundem.. Dałem słowo.” Wyjaśnił Sylvar spuszczając wzrok.
„Pomijając na razie twoje niestosowne zachowanie, które i tak nie uniknie kary, muszę jednak stwierdzić że słowo – nawet twoje, dane pod wpływem upojenia ( taaak.. wiem co tam zaszło..) nie ma żadnej siły wiążącej..” stwierdził zimnym głosem elf.
„Doprawdy.. jak nisko trzeba upaść by tak się upodlić.. spoić się  krasnoludzkimi szczynami i tańczyć na stole.. Dzięki takim jak ty nasza rasa zanika..” dodał spluwając Thessalii pod nogi.
„Ja tam nie żałuję.. Dawno się tak nie wybawiłam. Ostatni raz  chyba na imprezie u Ganeshy jak zrobili zawody na miss mokrej bluzki..” Odparła Thessalia mrugając do Iwana.
„No.. ale wtedy przerypałaś..” stwierdził krasnolud ze znawstwem.
„Aaa.. bo się Demeter wcięła..”
„Noo.. Demeter.. Heh..  Una to se mo powab..” mruknął krasnolud, po czym momentalnie zrobił unik.
Za wolno..
Slack!!  ..  Głośne plaśnięcie oznajmiło że Iwan przez jakiś czas będzie paradował z czerwonym karkiem..
„W każdym razie ja nie mam zamiaru na nic się powoływać.” Powiedziała Thessalia masując lekko dłoń.
„Ujmę to tak: Albo postąpisz zgodnie z obietnicą syna i pozwolisz nam wszystkim spotkać się z Ellrundem, albo okryjesz go hańbą.. a naszej audiencji i tak nie uniemożliwisz.” Dodała, spoglądając na niego spod na wpół przymkniętych powiek, po czym stuknęła stopką laski w ziemię.
Podniósł się niewielki snop iskier, które niesione wiatrem wzbiły się szybko w powietrze. Jednak w przeciwieństwie do normalnych iskier unoszonych przez wiatr, te nie miały zamiaru znikać.. wręcz przeciwnie.. Kątem oka dostrzegłem jak unosząc się coraz wyżej w pozornie chaotycznym tańcu, wysoko nad ziemią zebrały się razem tworząc coś na kształt świetlikowego motyla i dały się ponieść przypadkowemu powiewowi wiatru w stronę lasu…
Zerknąłem na Thessalię, ale na jej twarzy znów gościł jedynie zagadkowy, lekki uśmiech.
„ I co zrobisz? Wystąpisz przeciw dzieciom tej ziemi?” spytał Elion.
„Nie.. Po prostu daję ci możliwość wyjścia z twarzą z sytuacji w którą się wpakowałeś.” Odparła Thessalia.
„Ojcze.. Proszę..” znów zaczął Sylvar, lecz Elion tylko spojrzał na niego groźnie.
„Zamilcz..” syknął przez zaciśnięte zęby.
„Nie byłem pijany!” przerwał mu syn nim zdążył powiedzieć coś więcej.
„Znaczy.. Nie wtedy gdy złożyłem obietnicę.” poprawił się, a Iwan tylko szturchnął Devanę łokciem i mrugnął. Z uśmiechem oczekiwał dalszego ciągu.
„Coo?!” spytał zdumiony Elion
„Dziś rano.. Po wszystkim. Sam  obiecałem im że zaprowadzę ich do Ellrunda..” powiedział.
„Już wystarczająco splamiłeś honor naszej rodziny. Wygląda na to że przydzielenie cię do ochrony Thessalii było błędem.. Trucizna Dungeonu przesączyła się nawet w twoje serce..” powiedział cierpkim głosem Elion.
„Nie tyle trucizna co ciekawość świata..” usłyszeliśmy z tyłu.
Odwróciliśmy głowy.
Kilka postaci wyłoniło się z za zakrętu.
Nadchodzące postacie definitywnie należały do elfów.
Dystyngowanych elfów.
Wysokich elfów..
„Wbrew pozorom to był naprawdę dobry pomysł by wysłać go na termin do twojej ekscentrycznej siostry.. Elionie..” powiedział pierwszy elf, a mnie zapaliła się gdzieś w umyśle ostrzegawcza lampka..
Widziałem gdzieś te ruchy.. głos też jakby znajomy.. choć przecież niby skąd miałbym go..
Racja!!
To przecież ci bardowie.. Grali nam przez całą noc.. a przynajmniej do momentu gdy zebrałem ledwie żywe ( poza Iwanem i Devaną)  resztki mojej drużyny i poszliśmy spać..
„Przepraszam.. Chciałem was dogonić, ale .. musiałem zrobić po drodze parę niespodziewanych przystanków..” powiedział przybysz na wyjaśnienie.
Jakoś nie byłem zdziwiony..
Bardowie również byli brani pod uwagę przy polewaniu kolejnych kolejek, co skutkowało tym, że spokojna i stonowana początkowo elficka twórczość muzyczna zaczęła ustępować miejsca coraz mocniejszym akcentom, do tego stopnia że Iwan w pewnym momencie ich pochwalił mówiąc że to „nareszcie prawdziwie skalna muzyka” ..
Cóż.. Po wyglądzie sali i połamanych instrumentach o poranku podejrzewam że tej .. skalnej.. muzyce było bliżej do rudy żelaza niż kredy..
Tak czy inaczej ten który „objawił” się właśnie przed nami, wywołał dość spore poruszenie.
Wysoki starszy elf, ubrany w zwyczajną plebejską tunikę, opierający się na prostej długiej lasce..
Jedyną ozdobą jego postaci był cieniutki mithrillowy łańcuszek wpleciony we włosy i opasający jego głowę jak delikatna korona. Gdzieś z tyłu za nim rozwiewał się w powietrzu przypominający motyla zlepek ciemniejących iskier.
Zerknąłem na Iwana, a ten tylko wyszczerzył zęby, po czym pokłonił się nisko.
Czyżby to był…
„Mój panie.. Jak ty..” szepnął zdziwiony Elion pochylając się w głębokim pokłonie.
„Przestańcie.. Tyle razy powtarzam że macie tego nie robić..” zestrofował ich lekko przybysz.
„Wszyscy jesteśmy dziećmi Gai, a to że wybraliście mnie na przywódcę, nie czyni mnie od razu lepszym od was..”  powiedział podnosząc Eliona z klęczek.
Więc.. czyżby to był.. Aż otwarłem usta ze dziwienia.
„Zaiste dzika impreza to była, której wspomnienie po wsze czasy ze mną zostanie by napełniać mą duszę czystą i nieskazitelną Mocą..” powiedział tajemniczo opuszczając nieco spiczaste uszy.
Poczułem się trochę nieswojo..
„A tak szczerze .. Już nigdy nie tknę krasnoludzkiego spirytusu.. Nie wiem ile to ma mocy ale wypala spore dziury w pamięci, więc nie obraźcie się, ale na następnym party zadowolę się naszym narodowym sikaczem..” dodał cicho skłaniając głowę w kierunku Iwana.
„A teraz bez zbędnych ceregieli zapraszam was wszystkich na audiencję.. wieczorem.. Jak już medycy uporają się z moją głową. A na razie czujcie się w naszych progach jak u siebie. Elion, który sprawuje pieczę nad naszym dziedzictwem z pewnością pomoże wam znaleźć wszystko czego szukacie..” powiedział, po czym minął nas lekko chybotliwym krokiem i w towarzystwie reszty grajków zniknął za bramą.
„Prawda? .. Elion?!” dobiegło nas po chwili zza bramy.
„Tak Panie..”
„Znacy ze co..? Mogymy weńść?” spytał krasnolud.
„Zapraszam..” powiedziała Thessalia wyciągając rękę.
Ggggrrrephhh….
„Albo poczekajmy jeszcze moment..” mruknęła.
Gdy mieliśmy pewność że nic nie zakłuci naszej wędrówki przeszliśmy przez otwarte wrota.
Minęliśmy służących czyszczących właśnie bruk obok głównej ścieżki, po czym przekroczyliśmy wewnętrzną bramę.
Widok który ukazał się naszym oczom dosłownie zaparł nam dech w piersiach.
„Tyroz to już mogym umrzyć..” szepnął Iwan.
„Nie na mojej zmianie..” mruknęła Thessalia kładąc mu dłoń na ramieniu.
Wiedziałem dokładnie co krasnolud miał na myśli.
Gdy zbliżaliśmy się do muru okalającego Ravendell, drzewa zasłaniały nam widok, więc gdy dotarliśmy pod sam mur nie mieliśmy nawet pojęcia jak może wyglądać świat tuż za nim..
Spodziewałem się czegoś na kształt Cichego Sadu, gdzie niewielkie domki tuliły się do drzew i skał wtapiając się wręcz w otoczenie, jednak rozmach Ravendell dosłownie mnie przytłoczył.
Rosnące na środku olbrzymie drzewo wyglądało jakby samo z siebie wykreowało pulsujące życiem miasto.
Szerokie uliczki wiły się pomiędzy korzeniami drzewa pod którymi skrywały się niewielkie zakłady rzemieślnicze, sklepiki i kafejki. Niewielkie domki nie przypominające nawet w części tych ze świata ludzi kryły się dosłownie wszędzie, czasem można było wziąć je za wielką jemiołę w konarach drzewa, czasem zgrubiałą część olbrzymiego korzenia, jednak w pewnym momencie gdzieś otwarły się drzwi.. ktoś wyjrzał przez okno.. i nagle można było dostrzec że to nie zmurszała dziupla, ale pełne życia mieszkanie leśnych istot.
Pośród wspinającego się po ogromnym pniu bluszczu mogłem dostrzec szerokie spiralne schody prowadzące wprost w koronę olbrzymiego drzewa..
Gdy spojrzałem wyżej, stanąłem z otwartymi ustami.
Samo drzewo wręcz pulsowało życiem.. pomiędzy wielkimi konarami w których kryły się liczne domostwa rozpięte były naturalne wiszące mosty, schody i pasaże tworzące zwiewną sieć połączeń pomiędzy poszczególnymi  poziomami. Gdziekolwiek zwrócić wzrok, tam można było dostrzec typowy miejski ruch skryty pomiędzy gałęziami olbrzymiego drzewa..
„Wrócimy tu po zachodzie.. zobaczycie jak pięknie to wygląda..” powiedziała Thessalia widząc nasze  miny.
„Ale teraz mamy coś innego do załatwienia.” Dodała, po czym zwróciła głowę w stronę Eliona.
„Wiesz gdzie jest biblioteka..” powiedział elf wzruszając ramionami.
„Wiem, ale i tak potrzebujemy twojej pomocy.. Nikt tak jak ty nie zna naszej historii.. Musisz nam pomóc..” powiedziała Thessalia.
„Nic nie muszę..” zaczął Elion, jednak Thessalia zmroziła go wzrokiem.
„Słyszałeś Ellrunda.  Masz nam pomóc.” Powiedziała.
„Pomogę wam.. znaleźć drogę do biblioteki.. Przecież tego szukacie..” powiedział z wyniosłą miną.
Sądząc po majestacie samej stolicy podejrzewałem że rozmiar pieczołowicie pielęgnowanej biblioteki będzie dorównywał miastu rozmachem więc.. znalezienie jakiejkolwiek przydatnej informacji może potrwać.. Lata..
„Chyba nie rozumiesz sytuacji..” powiedziałem postępując kilka kroków w jego stronę.
„Lotril ma na karku Evilus, a oni nie cofną się przed niczym by zrealizować swoje plany.. Uśpione do tej pory podziemia budzą się wypluwając pomioty zła na powierzchnię. Naszą puszczę ogarnia zło.. Każda zwłoka powoduje że możemy przegrać walkę o nasz świat.” powiedziałem.
„Nie doceniasz mocy naszego ludu .. Człowieku..” zaczął patrząc na mnie z pogardą, ale przerwał mu Iwan.
„N`ahalan se alen naneh`laes anela`enn nes alen Elvenes ah leas`nes ulseanaen nabahena` ane nedenam morieanas salem, nebeh onas haleasen.” powiedział, a Elion aż otwarł usta ze zdziwienia.
„Możesz sobie pielęgnować ten swój sterylny Elficki światek jak tylko chcesz, ale gdy prawdziwe zło zapuka do  twoich drzwi by ci go odebrać - tylko my możemy je powstrzymać.” Przetłumaczyła nam półgłosem Thessalia.
„Moja szkoła..” dodała szeptem, a nikły uśmiech na jej twarzy świadczył o wielkiej dumie jaka wręcz rozpierała ją od środka.
„Jak powiedział Ellrund - Wszyscy jesteśmy dziećmi tej samej matki.. dziećmi Gai...” powiedział cicho Iwan już w Koine, by wszyscy zrozumieli.
„Wy?! Dziećmi Gai?! Jak śmiesz..” przerwał mu wciąż zszokowany Elion.
Uklęknąłem na kolano i położyłem otwartą dłoń na ziemi.
Nie miałem pojęcia czy to zadziała ale nie miałem wyjścia.
W myślach przywołałem wspomnienia z tamtego momentu gdy stałem przed Kelpie dzierżącym Iwanowy topór.
„PRZYSIĘGNIJ.. PRZYSIĘGNIJ ŻE WRÓCISZ I DOPEŁNISZ PRZEZNACZENIA.”
„Przysięgam….”
„Dziećmi Gai.” Potwierdziłem podnosząc głowę.
Szrama na mojej twarzy emanowała ciepłem.
Runy na krawędzi Iwanowego topora rozbłysły błękitem, tak jak i blizny Norien.. 
Nawet jego przyboczna straż zupełnie opuściła broń.
Wiedziałem że wygraliśmy.

 

 

…***…

 

 

 

Na dziedzińcu świeżo ukończonego kasztelu zebrało się całkiem sporo ludzi szepczących między sobą, powtarzających plotki i snujących domysły.. Ciekawych tego co lada chwila miało nastąpić.
Wtem szmer głosów ucichł. Drzwi od aresztu otwarły się po czym pojawiła się w nich niewysoka postać majstra. Tuż za nim szło dwóch strażników za którymi szli zarządca Reuben i pan na włościach, Lord Donald Fart.
Majster został doprowadzony do  pręgierza stojącego nieco z boku od  centrum placu, tuż obok stajni. Fart i Reuben zajęli miejsce na prowizorycznym  podwyższeniu, stylizowanym na sędziowski stół.
Czekali chwilę aż skazany zostanie przypięty do pręgierza po czym głos zabrał Lord Fart.
„Drodzy zebrani. Ze smutkiem przyjąłem wiadomość że  jeden z nas okazał się nie wart zaufania jakie w nim pokładaliśmy.. Jako majster - dzierży w swoich dłoniach bezpieczeństwo nas wszystkich gdyż bezpośrednio nadzoruje podległe mu grupy robotników. W przypadku ataku jego niedopatrzenie, umyślne czy nie, mogło doprowadzić do upadku twierdzy a w konsekwencji śmierci wielu ludzi. Wielu z was mogłoby zginąć tylko dlatego że zaniedbał swój obowiązek nadzoru. Dlatego zatwierdziłem wyrok sir Reubena który zaordynował degradację do pozycji robotnika i karę chłosty w wymiarze.. czterech..?” przerwał zerkając niepewnie w stronę siedzącego obok Reubena.
„Emm..  Czterech batów..” dokończył widząc jego lekkie skinienie głową.
„Jednocześnie.. Jako że nie dysponujemy aktualnie wykwalifikowana kadrą egzekucyjną wymiaru sprawiedliwości, karę wymierzy osobiście sir Reuben.” dodał Fart.
Przez zgromadzonych przeszedł cichy szmer zdziwienia.
W cieniu pod krużgankiem grupka innych majstrów obserwowała całą scenę z niepokojem. W końcu to jeden z nich .. Przez ich głowy w tej chwili przechodziły gorączkowe myśli czy sami też gdzieś przypadkiem nie zawalili..

Reuben wstał od stołu i podszedł do skazanego.
„Masz ostatnią szansę przyznać się dla kogo pracujesz..” powiedział spokojnym głosem.
Majster tylko przełknął ślinę.
W jego głowie kotłowały się myśli..
Przyznać się że za osiemset val opchnął stalową belkę majstrowi z podgrodzia któremu nie chciało się wysilać nad projektem mostu, czy iść w zaparte..
Ale jeśli się przyzna, każą mu oddać pieniądze.. znajdą skrytkę.. Odbiorą wszystko..
A.. niech się Reuben wali. Nawet nie zdjęli mu kurtki.. Cztery baty wytrzyma bez mrugnięcia, a potem będą go mogli łaskawie pocałować w rzyć..
„Mówiłem już .. Zwykły błąd.. Chyba będę musiał poszukać optyka..” powiedział siląc się na żart.
„Jak chcesz.. To i tak niczego nie zmienia.” Powiedział Reuben odchodząc na kilkanaście metrów.
„A tak przy okazji.. Optyk nie będzie ci potrzebny.” Dodał odchylając połę płaszcza.
Płynnym ruchem zdjął przytroczony do pasa zwinięty bicz.
Gdy rozwinął się na pełną długość zebranym ludziom zaparło dech w piersiach.
Reuben był z niego bardzo dumny. Misternie pleciony, czarny bicz z wplecioną srebrzystą nitką mithrillu był najcenniejszą rzeczą jaką posiadał.
Prawdopodobnie najcenniejszą rzeczą w okolicy.. wliczając w to prawie że ukończony kasztel Farta..
Upleciony przez jednego z najzdolniejszych mistrzów Lorda Goibniu.. i jednocześnie jego pierwszą ofiarę.
Reuben uśmiechnął się do siebie gdy ujmując rękojeść wróciły wspomnienia.
Tak.. Ten starzec stworzył naprawdę wspaniałe dzieło.. Ale zażądał sobie za nie o wiele za dużo..

……

„Nim zapłacę.. Mogę najpierw sprawdzić twoją pracę?” spytał chłopak.
„Oczywiście.. Choć nie ma takiej potrzeby.. Na wszystkie swoje wyroby daję dożywotnią gwarancję..” odparł mistrz.
„Noo.. To niezbyt długą..” szepnął chłopak, po czym strzelił z bicza.
Zniknął w drzwiach jeszcze zanim bezwładne ciało osunęło się na podłogę.

 

……

 

 

Nogi ugięły się pod nim gdy kątem oka dostrzegł za sobą swoje przeznaczenie, ale łańcuchy nie pozwoliły mu nawet drgnąć.
Sssseck!!!
AAAAAaaahhhh!!!!!!
Leniwy z pozoru ruch ręką przełożył się na rosnącą  falę biegnącą przez bicz. Delikatny pobłysk many popłynął od dłoni Reubena do samego końca i
skórzana kurtka jaką skazany wciąż miał na sobie pękła, a po jego plecach spłynęła krew. Krótki krzyk bólu ucichł gdy majster stracił przytomność.
Reuben skinął na dwóch ludzi stojących obok pręgierza.
Jeden z nich wyjął zza pazuchy fiolkę z czerwonawym płynem, po czym zlał nim plecy majstra i po chwili krew spod kurtki przestała cieknąć.
Drugi z nich zaczerpnął wody ze studni i chlusnął nią skazanego . Widać było że się ocknął, bo znów stanął na nogach a łańcuchy którymi był przypięty do słupa nieco zwiotczały.

„Wybacz.. Nie mógłbym chłostać nieprzytomnego. To było by.. niehumanitarne..” powiedział cicho Reuben znów biorąc lekki zamach.
Sssseck!!!
AAAAAAgggghhh!!!!!!!

Znów krzyk bólu ucichł gdy łańcuchy napięły się nie pozwalając omdlałemu skazańcowi opaść na ziemię.
Zgromadzeni na placu ludzie patrzyli ze zgrozą jak przecięte na ukos poły ubrania odwinęły się ukazując skrwawione plecy majstra, które choć znów zlane miksturą leczniczą powoli przestawały krwawić, to jednak widok połamanych żeber sterczących z głębokiej rany wciąż był na tyle wstrząsający by wielu ze zgromadzonych ugięły się nogi na sam widok.

„Wciąż jesteś pewien że tego chcesz?” jakiś człowiek podszedł do majstra stojącego na uboczu, z dala od kolegów po fachu.
Ten tylko skinął głową.
„Poświęcisz każdego dla swojego celu?”
„My wszyscy już i tak zostaliśmy poświęceni..” odparł.
„Jednak wciąż możemy ocalić resztę..” dodał odwracając głowę.
Ich spojrzenia spotkały się.
„Mam nadzieję że wiesz co robisz..” powiedział człowiek po czym odwrócił się i zniknął pomiędzy innymi.
„Ja też..” szepnął majster po czym odwrócił głowę w stronę głównego placu.
Nie chciał tego oglądać, ale musiał.
Musiał wryć sobie w pamięć to co przez niego spotkało tego człowieka.

Sssseck!!!
Argh!

Tym razem szybkie uderzenie trafiło w lewe ramię skazanego.
Trysnęła krew, a jego zwiotczałe ciało okręciło się w lewo gdy cięcie bicza odjęło mu rękę.
O dziwo nie stracił przytomności.. Może to jeszcze wpływ poprzednich mikstur leczniczych, a może adrenaliny..
Oparł się plecami o słup i jak tylko mógł wyprostował się.
Z kikuta wciąż kapała krew, ale w jego oczach widać było determinację.
Zdawał sobie sprawę dokąd to zmierza.
Cztery baty..
Ostatni i tak zakończy jego ból, więc jedynie splunął na ziemię.


Sssseck!!!
Ting!!!!

Ciało bezwładnie opadło na ziemię, a wokół posypały się pęknięte ogniwa grubego łańcucha.

„Zabrać do lecznicy. Jedna ręka mu wystarczy. Po zaleczeniu przydzielić do zbieraczy na ósmym.” Powiedział Reuben zwijając pejcz.
„Nie.. Nieee!!” jęknął słabym głosem okaleczony majster.
„Błagam.. Zabij.. Ale nie do kopalni..” prosił, jednak Reuben już był w drodze do kasztelu.
Minął zszokowanego Farta, po czym zniknął w drzwiach.
Pomocnicy zawlekli majstra do lecznicy, a milczący tłum zaczął się rozchodzić.
Chwilę później plac opustoszał.
I nawet wyglądałby jakby nic się nie stało gdyby nie to, że z jednego z łańcuchów wciąż zwisała przypięta kajdanami oderwana ręka…

 

 

…***…

 

 

 

„W sumie nie było tak źle..” mruknął Iwan gdy kilka godzin później opuszczaliśmy pałac.
„Dlaczego tak się upierałaś żebyśmy wszyscy szli?” spytał Thessalię.
„Bo ktoś w końcu musiał przekazać tym twardogłowym durniom wiadomość że świat który znali już dawno zniknął, a obecny może odejść  zanim zdołają do niego przywyknąć..” odparła.
„Frakcja zatwardziałych tradycjonalistów opanowała stolicę do tego stopnia że dzieciom nie pozwala się opowiadać baśni innych niż stare elfickie legendy.. A przecież inne rasy też mają tyle pięknych historii do opowiedzenia..” rozmarzyła się na moment elfka.
„Uhm.. zwłasca Amazonki i te ik łopowieści magicne z tysionca i jedynej mocy..” mruknął Krasnolud, a Thessalia lekko się zaczerwieniła.

„Tysiąc i jedyna moc” to jedna z niewielu książek jakie nie znalazły się w kufrze przeznaczonym dla Iwana gdy Thessalia opuszczała Familię.. Co więcej – to była jedna z najgrubszych i najbardziej wysłużonych książek jaką posiadała.
Podobno jej babka dostała ją od królowej Amazonek w zamian za pewną.. przysługę delikatnej natury.. i od tamtej pory jest w ich rodzinie..
Iwan jednak miał okazję przypadkiem zerknąć na datę wydania, więc miał pewność że stan tego woluminu należało raczej przypisywać bardziej  częstemu używaniu niż wiekowi..

„Ohh.. Znam te opowieści!!” rozmarzyła się Lea.
„Hę..?” stęknął krasnolud, a elfka spojrzała na dziewczynę nieco.. zaskoczonym wzrokiem.
„Ale Baba.. Zembad Zielarz.. Zacerowana Studnia.. Klempa Aledyma.. Mama często nam opowiadała..” wyliczyła z przejęciem Lea.
Zarówno Iwan jak i Thessalia odetchnęli z ulgą.
Sądząc po tytułach, dziewczęta poznały jedynie ocenzurowaną wersję dla małoletnich…
Jednak lekko  uśmiechnięta i.. rozmarzona  mina Norien dała im trochę do myślenia..

„Ekhm.. Tak czy inaczej – nie było lepszego sposobu by uświadomić reszcie tych bęcwałów że istnieje świat poza Ravendell, i że ten świat może za chwilę zwalić im się na głowę..” dokończyła poprzednią wypowiedź Thessalia.. wciąż zezując w stronę Norien..
„Tak naprawdę chciałam żeby był też z wami ten Rakijczyk, ale.. miał ważniejsze sprawy na głowie..” dodała mrugając do mnie okiem.

 

 

…***…

 

 

 

„Szlaaag… czy to zawsze musi być quest typu przynieś zanieś?” marudził Darren, gdy po raz kolejny musieli się wycofać.
Ostatnia grota była pełna ogromnych pająków, a w dodatku wszędzie poukrywane były pulsujące kokony które pękały przy lada dotknięciu uwalniając całą masę upierdliwych, małych stawonogów które choć słabe, skutecznie utrudniały walkę.
Dobrze że wcześniej znaleźli skrzynię pełną butelek z jakąś oleistą substancją która dobrze się paliła, więc teraz mogli rzucić jedną tuż przed przejściem i podpalić, dzięki czemu zyskali kilka chwil na obmyślenie planu.
„Ile masz fiolek z miksturami?” spytał Oren.
„Sześć.. trzy z maną i trzy z lecznicze.. A co?”
Oren wziął jedną z pustych butelek po oleju i z bukłaka nalał wody.. Chwilę mieszał by oczyścić wnętrze po czym wylał wszystko na ziemię.
„Przelej w to lecznicze.. twoje i moje. Nie używamy praktycznie many wiec niebieskie możesz wylać..” powiedział do Darrena.
„Chyba oszalałeś..”
„Inaczej nie przejdziemy, a to jedyna szansa.. No.. chyba że czujesz się na siłach przebić przez ten tłum..” pokazał na otwór za którym powoli dogasała ściana ognia.
„Cholera.. Blake by teraz gonił ostatnie sztuki po pustej grocie..” jęknął Darren.
„Nie marudź. Sam dobrze się spisałeś wcześniej.. Te tutaj po prostu kryją nas liczbą..” powiedział Oren starając się go pokrzepić.
Faktycznie.. Do tej pory dawali radę. Darren, mimo że nie tak doświadczony w boju, po ostatnich treningach był w stanie stawić czoła nawet trzem potężnym niedźwiedziom jakie spotkali chwilę temu. Oczywiście nie dałby rady bez wsparcia Orena który skutecznie atakował od flanki odwracając ich uwagę, dzięki czemu Darren mógł skupić się na zadawaniu jak największych obrażeń, jednak dzięki współpracy zdołali się przebić prawie bez szwanku jeśli nie liczyć kilkunastu mniejszych ran, obolałych mięśni i pękniętego hełmu.
„Ta jaskinia nie jest taka wielka.. Będzie ich tu może ze czterdzieści..”
„Plus kokony..”
„Plus kokony..” potwierdził Oren.
„Ale są podatne na ogień.. Więc sfajczymy je..” dodał.
„Daj.. schowamy je tutaj..” powiedział odkładając butelkę z miksturą leczniczą do pustej skrzyni stojącej obok drzwi.
„Spokojnie.. Weźmiemy jak będziemy wracać..”
„No co?” spytał widząc jego niepewną minę.
„Nic.. Chyba miałem deja vu..”
„O co ci chodzi?”
„Wiesz.. te wszystkie skrytki i skrzynie jakie znaleźliśmy do tej pory.. Ci którzy je zostawili myśleli pewnie tak samo jak my..”
„Pewnie tak..” mruknął Oren mocując się z zamkiem.
„Słuchaj.. Nawet jeśli twoje analogie mają sens.. to jeśli nie będziemy w stanie wrócić i zabrać – po co się nad tym rozczulać?” spytał, po czym zaczął przelewać do pustych fiolek olej z butelki.
„No.. Bierz się do roboty zanim tamten fajer zgaśnie bo czasu nie będziemy mieć wiele..” powiedział do Darrena podając mu puste fiolki i butelkę z olejem.
Po chwili mieli gotowe dziesięć strzał z przymocowanymi fiolkami.
„Ja zacznę. Zajmę się tym co na ziemi. Ty celuj w kokony u sufitu.” Powiedział Oren wtykając za pazuchę cztery butelki z olejem.
Wziął do rąk po jednej dodatkowej butelce po czym rzucił obie wysoko nad płomieniami.
Cichy brzdęk oznajmił że zawartość rozbryzgnęła się po potworach.
Nic się nie stało..
Nic..
Żadnego efektu.
„Aleś wymyślił.. I co teraz?” spytał Darren obserwując dogasające przed wejściem płomienie.
„Strzelaj w kokony  na górze.” Powiedział Oren, po czym wyjął miecz.
„Jak dasz radę, unikaj raczej momentów gdy będę poniżej..” dodał, po czym mocniej ścisnął toothpick w dłoniach.
Qrdwa.. co ja robię.. spytał w myślach sam siebie.
Jest kowalem.. Nie tankiem.. W dodatku Rakijczykiem.. Jego świat jest tak daleki i inny od tego.. A teraz ryzykuje życiem .. po co.. Dla jednego durnego kwiatka?
Ogień zgasł, a setki czerwonych oczu rozbłysły przed nim na powitanie.
„A niech was wszystkich szlag..” mruknął, po czym pochylił się do przodu. Uniesiony dwuręczny miecz rozbłysnął słabą poświatą gdy desperacja właściciela przesączyła się w ostrze.
Po chwili kowal znikł w odrzwiach pozostawiając po sobie wolno opadającą chmurę pyłu.
Darren napiął łuk i wycelował.
Śśśss.. Thup!! Strzała wbiła się w kokon a fiolka pękła oblewając go oleistą mazią.. Znów nic się nie stało, więc Darren tylko zagryzł zęby.
Zerknął w stronę Orena, ale ten wyglądał na zajętego gdy szerokimi machnięciami Wykałaczki starał się utrzymać pająki na dystans.
„No!! STRZELAJ!!” krzyknął Oren gdy kątem oka dostrzegł wahanie Darrena.
„A niech cię szlag..” Darren zmiął w ustach przekleństwo, po czym znów napiął łuk.
Nie był zbyt dobrym łucznikiem, ale w taki wielki kokon trafi..
Śśśśssst!  Thup!! Kolejna strzała dosięgła celu, i znów olej zaczął kapać z kokona..
I jeszcze raz..
Kolejnego nie trafi.. nie stąd. Musi podejść bliżej, ale pająki zaczęły gromadzić się coraz bliżej Orena.
Darren zauważył że kowal zaczął słabnąć co skrzętnie wykorzystały pająki.
„OREN!!” krzyknął Darren.
Już miał odłożyć łuk by ruszyć z mieczem  na pomoc, gdy wtem dwie butelki poleciały wprost w grupę pająków nacierającą z lewej flanki.
Ogromne pająki zatrzymały się na moment gdy butelki roztrzaskały się opryskując je płynem, jednak po chwili wahania znów ruszyły w jego stronę.
„AAARRRGGHHH!!!!” krzyknął Oren okręcając się kilka razy z mieczem wyciągniętym na maksymalną długość ramion..
Obciął kilka odnóży, rozpłatał głowę jednemu pająkowi .. i to na tyle..
Darren z rozpaczą uświadomił sobie że właśnie ponieśli klęskę..
Naprawdę wierzył w to że starszy kowal ma jakiś plan.. Jednak teraz wyglądało na to że plan poszedł się paść, a Oren.. 
Pająki były coraz bliżej, ślizgały się czasami na pokrytej olejem posadzce, ale nawet ten jego desperacki młyniec nie zdołał je powstrzymać na długo.
Oren uniósł miecz w górę.
„Grillowanie czas zacząć..” powiedział, po czym płynnym ruchem ciął wokół siebie po posadzce krzesząc snopy iskier..
..wwwWWWHHHOOOoooaaaammm!!!!
To nie był stricte wybuch.. Raczej przeciągłe bełknięcie ognistej pożogi, jednak płomienie błyskawicznie ogarnęły większość sali.
Natychmiast zapanował chaos.
Pajęczaki miotały się na wszystkie strony ogarnięte płomieniami, kokony otwierały się a ich przesiąknięta olejem zawartość spadała zamieniając się błyskawicznie w ognisty deszcz..
„Na co czekasz!! STRZELAJ!!” krzyknął Oren do oniemiałego Darrena.
Sam rzucił się z mieczem w wąski przesmyk pomiędzy płomieniami w kierunku odległego wyjścia po przeciwnej stronie sali.
Darren wreszcie zrozumiał.
Nie musi dokładnie celować. Najważniejsze by pokryć oleistą mazią flanki, a Oren z wykałaczką da sobie radę z tym co nadejdzie z przodu.
Ma jeszcze siedem strzał..  Powinno wystarczyć..
Błyskawicznie posłał wysoką parabolą dwie strzały jedna po drugiej, po czym przemknął pomiędzy płomieniami skracając dystans.
Był w połowie sali gdy dostrzegł niedaleko wyjścia trzy kokony które aż pulsowały gotowe do wyplucia zawartości..
Szybko wypuścił trzy strzały.
Zawartość rozbitych fiolek spłynęła po pajęczej przędzy przesiąkając do środka.
Wystarczyło że płomień z flanki  lekko liznął wyciekający płyn, by kokon pękł uwalniając rozbiegającą się na wszystkie strony płonącą zawartość.
Zzzing!!  Błyskawiczne cięcie wykałaczki zakończyło życie chyba ostatniego pająka.
Jego odnóża jeszcze lekko drgały gdy przewalił się na wznak i podkulił je pod siebie w śmiertelnym spazmie.
„Aleś wymyślił.. Mogłeś zginąć..” powiedział Darren kładąc mu dłoń na ramieniu.
Oren jedynie skinął głową po czym starannie wytarł ostrze i schował je do pochwy.
„Idziemy?” spytał pokazując głową wyjście z sali.
Nie czekając na odpowiedź zniknął w przejściu.
Chcąc nie chcąc Darren podążył za nim.
W sumie nie miał wielkiego wyjścia..
Od momentu gdy Oren dowiedział się że kwiat paproci może pomóc mu w jego celu, jedno co go interesowało to było: „Naprzód!!”

 

 

…***…

 

 

 

„Konserwatyści stanowią przeważającą grupę w Ravendell, dlatego tak ciężko jest obcym przeniknąć do środka.. jak i tubylcom wydostać się na zewnątrz..” wyjaśniła Thessalia.
„Od czasu Wielkiej Wojny stolica praktycznie zamknęła się na świat zewnętrzny. Zresztą.. Wystarczy poobserwować elfy w Familiach.. Często nawet po długim czasie spędzonym wśród innych ras wciąż zachowują dystans, a co dopiero tutaj..” dodała.
„Więc dlaczego Ellrund..” zacząłem, ale elfka mi przerwała.
„On jest .. inny.” Powiedziała.
„Jego matka .. Była z zewnątrz i nigdy nie traktowała naszej rasy jako lepszej od innych. Zawsze darzyła szacunkiem niższe elfy, krasnoludów, ludzi.. Wszystkich.. Wychowywała go po swojemu, po kryjomu pomagając mu wymykać się z miasta i zwiedzać okoliczny świat, a gdy wracał, z przejęciem słuchała jego opowieści.. To dlatego w porównaniu do twardogłowej szlachty on sam jest tak otwarty..” dodała.
„Wiesz że nie o to mi chodziło..” powiedziałem.
„Oh.. On.. Heh.. Jak wam to..” zaczęła zastanawiając się chwilę.
„Ellrund poznał świat zewnętrzny praktycznie tak dobrze jak ja.. Co prawda nigdy nie dołączył do żadnej familii, ale za młodu dużo podróżował, przez lata był ambasadorem w stolicy Amazonek.. Ale po śmierci rodziców był zmuszony wrócić i objąć władzę.. Jednak życie w stolicy go nudzi, więc gdy tylko zwietrzy okazję do dobrej zabawy to wymyka się z pałacu by trochę zaszaleć.” Wyjaśniła.
„ Jakoś średnio mi to pasuje do przywódcy Elfów..” powiedziała Devana.
Tak między nami, to on chętnie złożyłby urząd gdyby tylko mógł ..” mruknęła Thessalia.
„Nie rozumiem..” Devana spojrzała na nią ze zdziwieniem.
„Polityka.. Twardogłowym jest na rękę jeśli to nie oni rządzą, bo mogą w zasadzie robić co chcą, a w razie czego mają na kogo zwalić winę jak coś nawali.. On chciałby zrezygnować, ale oni mają na niego.. haka.. więc na razie musi zostać na stanowisku.” wyjaśniła enigmatycznie.
„Haka..? Na przywódcę Elfów?” Lei nie mieściło się to w głowie.
„.. I tak nie zrozumiecie..” powiedziała Thessalia ucinając spekulacje na ten temat.
„No ale cymu ześ nie pedziała ze un się nom na party wbił z kapelom? Łoscendziłbyk go przi polewaniu i by tak bidok nie łodhorowoł..” spytał Iwan.
„A po co? Tylko zepsułabym zabawę .. I nam i jemu..” powiedziała Thessalia z lekkim uśmiechem.
„Ale jak to że nikt inny nie wiedział..?” spytała Devana.
„Używa jakiejś magii maskowania.” Powiedziałem.
„Brawo!.. Skąd wiedziałeś?” spytała zaskoczona Thessalia.
„Gdy do nas rano podszedł wyglądał inaczej, ale poznałem go po jego aurze..” wyjaśniłem, a Thessalia tylko przełknęła ślinę..
„Widzisz Aury?” spytała przejęta.
„Nooo.. tak..” odparłem.
„Nikomu o tym nie mów. Nikomu.  To MUSI być najgłębsza tajemnica waszej familii.” Powiedziała Thessalia gwałtownie poważniejąc.
Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem.
„Po tym co mi powiedzieliście, sądzę że siedzicie po uszy w konkretnym spisku więc im mniej wasz przeciwnik o was wie – tym lepiej, a twoja zdolność -  to prawdziwy as w rękawie..” wyjaśniła.
„A teraz przypomnijcie sobie komu o tym powiedzieliście. Osobiście ich zlikwiduję, a Iwan pomoże mi zakopać ich szczątki.” Dodała  po sekundzie, po czym mrugnęła do krasnoluda.
Dotarło do nas że stara się zminimalizować choć trochę wrażenie jakie wywołała.
Mimo wszystko wciąż coś nie dawało mi spokoju..
„Ale to wręcz niemożliwe żeby przez tak długi czas utrzymywać czar, a zwłaszcza po tylu kolejkach..” powiedziałem niepewnie.
„Bo to nie czar, tylko zdolność naturalna..” wyjaśniła elfka.
„Taki się urodził.” Powiedziała.
„Nie może transformować się w nic innego, ale potrafi nieco zmieniać swoją twarz, tak, że nikt go nie pozna.. Członkowie jego kapeli przysięgną że od ponad dwudziestu lat z nimi gra i nie skłamią.. Prawdę znają tylko oni i kilku wysoko postawionych.. ale ci nie pisną słowa bo Ellrund ma na nich haka więc..”
„Więc koło się zamyka.” Stwierdziła cierpko Norien.
„Dokładnie.” Potwierdziła Thessalia.
„Więc w waszym świecie w zasadzie panuje równowaga.. Każdy ma haka na każdego więc wszyscy współpracują żeby tylko nie rozwalić systemu który trzyma to jakoś w kupie.” Stwierdził cichy do tej pory Ichiro.
„W pewnym sensie.” Odparła elfka.
„Ellrund chętnie wróciłby na placówkę w Maghenesh, ale obiecał matce że  zajmie się sprawami tutaj po ich .. odejściu.. a reszta elity nie wyobraża sobie nikogo innego na tym stanowisku więc w zasadzie nie ma wyjścia, ale.. gdy tylko zwietrzy okazję by się trochę rozerwać to korzysta..”  powiedziała z uśmiechem.
No cóż.. Ona również wyglądała na szczęśliwą, nawet pomijając porannego kaca którego z biedą  opanowała tylko dzięki odtrutce Darrena..

„Czyli co.. Wracamy do biblioteki?” spytałem.
„Jo nie ide.. Mom alergyę na kurz..” stwierdził Iwan.
„Wystarczy że pójdziemy we dwie z Leą.” Powiedziała Devana.
„I tak wszystko w rękach Eliona i jego pomocników, bo same nie znalazłybyśmy tam nic..” dodała.
„Właśnie.. Ta biblioteka jest tak ogromna, że bez mapy można się w niej zgubić..” dodała Lea która również była podekscytowana na samo wspomnienie wielkiej biblioteki Elfów.
Jednak to prawda.. Samodzielnie nie uda się nic odnaleźć więc..
„Thess.. Mogymy pogadać.. tak na łosobności.. coby się nom nik nie wtrynioł?” spytał Iwan.
„Oczywiście.. ale.. O co chodzi?” spytała Thessalia.
„Jakbyk ci teroz pedzioł to by my już nie musieli iś na łosobnoś..” odparł Iwan przewracając oczami.
„Teroz?” spytała Thessalia mrużąc przekornie oczy.
„Tak. Teraz.” Odparł Iwan, po czym wziął ją delikatnie za łokieć i pociągnął między alejkami.
„A wy se idźcie połazić po sklepak. My se bez wos domy rade.” Rzucił na odchodnym gdy znikali w przesmyku pomiędzy domami.
Spojrzeliśmy po sobie, ale dziewczęta jedynie wzruszyły ramionami.. Ja z resztą też nie miałem zamiaru mieszać się w te ich prywatne sprawy..
Poza tym.. Jakby na to nie patrzeć – Iwan teoretycznie w dalszym ciągu był w drużynie Thessalii..

 

......

 

 

„O co chodzi Lea? Widzę że cię coś trapi..” spytała młodą półelfkę Devana gdy kończyliśmy naszą wędrówkę po handlowej części Ravendell.
Nawet nie było tak źle jak się obawialiśmy..
Wbrew słowom Eliona i Wyższej Rady, zwykli mieszkańcy zdawali się wyzbywać uprzedzeń szybciej niż oni.
Zwłaszcza że plotka o naszym „naznaczeniu przez Gaię” już się rozeszła i wszyscy chcieli zobaczyć „Wybrańców” ..
Nie wiem czy to zasługa audiencji u Ellrunda, czy może świadomość że jesteśmy protegowanymi Thessalii, jednak.. Wcześniejsza niechęć szybko zniknęła, pozostawiając jedynie szczerą ciekawość, a gdy tylko wdawaliśmy się w rozmowę z jakąś grupką zaraz inni przyłączali się dopytując o szczegóły.
Kilka razy musiałem opowiadać o podziemiach i dziwnych ruchach nieznanych familii, ale na szczęście poczta pantoflowa działała całkiem sprawnie, więc w kafejce do której zaszliśmy na podwieczorek dostaliśmy dużą zniżkę, nie licząc oczywiście całej masy frykasów które i tak zaserwowano nam gratis.
„Co się stało?” bogini spytała ponownie widząc że dziewczyna jedynie zwiesiła głowę zawstydzona.
„Nic takiego.. po prostu jestem przytłoczona rozmachem tego miasta..” powiedziała skromnie półelfka.
„Rozumiem cię..” poparła ją siostra.
„Widziałyśmy już kilka miast, większych i mniejszych ale to w niczym nie przypomina zatłoczonych ludzkich siedzib, i choć z pewnością mieszka tu kilkakrotnie więcej lud.. znaczy Elfów, to jednak perfekcyjne połączenie  infrastruktury z naturą zapiera dech w piersiach..” powiedziała Norien siląc się na  styl profesjonalnego urbanisty.
„A tak po normalnemu? Pamiętając że jestem waszą boginią której nie da się okłamać?” spytała Devana unosząc brew.
„… mmmm.. …” Lea zacięła się w sobie nie mogąc wykrztusić słowa.
Norien spojrzała na nią ze współczuciem po czym spytała:
„Jest jakaś szansa że zdobędziemy jakoś pół miliona valis?” spytała bez ogródek, po czym Lea odetchnęła jakby ktoś właśnie spuścił z niej powietrze.
„Pół miliona?!” Czy was pogięło?” spytała zaskoczona Devana.
„W zasadzie to mamy tyle.. nawet więcej..” wtrąciłem nieśmiało pamiętając naszą rozmowę z Drumholdem, ale zaraz zagryzłem wargi, bo przecież nasze potencjalne pieniądze były kilka tygodni drogi stąd..
„Nawet gdyby.. Na co chcesz je wydać?” spytała bogini patrząc z uwagą na półelfkę.
W przeciwieństwie do nas, Lea jak do tej pory nie kupiła sobie nic..
Devana za naszą namową kupiła elfią pelerynę ukrycia, dzięki której w razie czego mogła uniknąć zagrożenia, ja dostałem rękawice jaszczurki dzięki którym miałem lepszy kontakt i mogłem uchwycić się nawet pokrytej olejem belki.. Norien ( pomimo naszych sprzeciwów)  kupiła naszyjnik który teoretycznie powinien zwiększyć jej potencjał magiczny, a Ichiro zaopatrzył się w kołczan który nasącza jego strzały magiczną energią,  dzięki czemu zwiększy możliwości swojego łuku..
Pół miliona val..
Czego ona mogła chcieć za taką kwotę?
Przecież chyba najdroższa rzecz jaką widzieliśmy po drodze to była magiczna laska Alerondela za około siedemset tysięcy, a i tak nie było pewności czy jest autentyczna..
Cóż.. Nawet w świecie Elfów jeśli w grę wchodzą pieniądze – nie ma miejsca na litość…
„Ja.. Ja nie chcę ich dla siebie..” szepnęła zawstydzona dziewczyna.

 

 

…***…

 

 

 

„Według mapy to tutaj..”  powiedział Oren nieco stropionym głosem.
„Jesteś.. gheh.. pewien?” spytał Darren mocując się z zaciśniętymi na łydce szczękami wielkiego chrząszcza.
„Heh.. Miałeś rację co do ekwipunku.. Mało brakło a odciął by mi nogę..” mruknął pokazując mocno wgięty i wyszczerbiony nagolennik.
„Tak.. tak..” odparł zamyślony Oren wciąż obracający mapę w każdą możliwą stronę.
„Jak coś to zrobię ci nową. .. Jesteś pewien że północ w tę stronę?” spytał lekko roztargnionym głosem.
„Nosz qrdwa!.. O mało nie straciłem nogi, a ty pytasz o kierunek?!” rozzłościł się Darren.
„Przepraszam. Jak noga? Cała? To w którą stronę ta północ?” spytał Oren starając się poprawić PR.
„Naprawdę żałuję że z tobą poszedłem..”
„Sam chciałeś zebrać nietypowe składniki.. Poza tym – Jak na razie idzie nam całkiem nieźle, więc przestań marudzić i skup się. Coś tu jest ewidentnie nie tak jak powinno..”  powiedział Oren podając mu zamaszystym ruchem mapę.
Dotarli do obszernej komnaty w której o dziwo nie napotkali żadnych wrogów.
Jeśli północ była rzeczywiście tam gdzie pokazuje magiczny kompas, to ich cel jest dokładnie na środku tej sali…
A jedyne co tam znaleźni, to była nieduża szkatułka którą  Oren otwarł bez problemu stwierdzając ze zdziwieniem że zamek nawet nie był magiczny...
W środku znaleźli mały kluczyk i strzępek pergaminu z iksem na środku, znakiem północy nieco po lewej i rysunkiem furtki na górze.
Po tym co do tej pory przeszli..
Cóż..
Robacza komnata dała im w kość na tyle że musieli się wrócić dwa poziomy by zabrać pozostawione wcześniej mikstury zdrowia.. przy okazji przetrząsnęli pominięte wcześniej zakamarki i znaleźli kilka następnych plus trochę złomu który Oren zaklasyfikował jako „rokujący” więc zabrali ze sobą..
Na tą chwilę mieli trzy mikstury lecznicze ( dwie małe i jedną dużą) trochę rupieci co do których nie mieli pewności czy do czegokolwiek się nadają i fiolki z zebranymi odczynnikami dla Darrena.
„Jeśli północ jest tam.. to znaczy że mamy iść tym korytarzem..” powiedział Oren zerkając na prawie że zetlały świstek pergaminu.
„Skąd wiesz że to nie pułapka?” Spytał Darren .
„Nie wiem.. Ale.. Masz inną opcję?” odpowiedział pytaniem Oren.
„Posłuchaj.. Wiem że dotarliśmy prawie na granicę naszych możliwości.. Ale jak nie damy sobie z tym rady, to niczego tak na prawdę nie zmieni.. Jeśli polegniemy to znaczy że byliśmy za słabi.. Jeśli się poddamy i wrócimy – gorzej, bo możemy zagrozić powodzeniu misji..” powiedział patrząc ciężkim wzrokiem na Darrena.
„I tak możemy zagrozić..” odparł niezdecydowanym głosem Darren.
„Pewnie tak.. Ale jeśli poddamy się teraz i wrócimy – nie poznamy granicy naszych możliwości..” odparł Oren.
„Z resztą.. rób jak chcesz. Ja idę. Nie szukam tego kwiatka dla sławy czy bogactwa. Szukam go dla siebie. Bo wreszcie chcę być naprawdę sobą.” powiedział ruszając na przód.
Zagłębili się w kręty, zatęchły korytarz niepewni tego dokąd ich zaprowadzi.
W tym wąskim przejściu nie mieli zbyt wiele miejsca na manewry, wiec jeśli coś ich nagle zaskoczy..
Zaskoczyła ich ściana, całkiem płaska i zaopatrzona w solidne drzwi.
Kluczyk pasował.
Oren przekręcił klucz po czym nacisnął klamkę.
Ich oczom ukazał się... ogród.

 

 

...***...

 

 

 

„Niech ci się nie zdaje że po znajomości zrobię wyjątek.” Powiedziała twardo Thessalia gdy schowani w zaciszu malutkiej herbaciarni sączyli pyszną ziołową herbatę i rozmawiali o sprawach wagi światowej.
„Magowie z wielu familii tłukli się tutaj wiele dni żeby odejść z kwitkiem.. Powiedziałam wyraźnie - Nie przyjmuję żadnych uczniów. I koniec.” dodała twardo.
„A czy ja z ciebie chcę zrobić profesorkę.?” Spytał Iwan.
„Po prostu na nią zerknij.. Zobacz co robi źle, pokaż właściwą drogę a potem dziewucha da sobie radę.. chyba.” Dodał patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
„Nie.” Powiedziała twardo Thessalia.
„No ale co ci szkodzi? Przecież nie odbierze ci mocy.” Spytał.
„Zrozum.. Iwan.. Ja rozumiem że macie cały świat na karku, ale raz że nie macie czasu na szkolenie maga a dwa, że nie wezmę odpowiedzialności za następne dziecko które pragnie szybko zwiększyć moc.. Zbyt wiele z nich pochłonął Dungeon zanim zdali sobie sprawę ze swoich słabości.. W pewnym sensie mam ich krew na rękach, i nie zamierzam powiększać ich liczby.” Powiedziała na wyjaśnienie.
„Tyle że ona nie jest magiem i nie chodzi o zwiększenie mocy tylko o.. uspokojenie..” powiedział Iwan.
„Hę?” spytała  głupią miną Thessalia
„Norien nie jest magiem.. To czarownica.. Już dwa razy o mało nie wyleciała w powietrze razem z rodziną a potem z naszą drużyną..” wyjaśnił.
„CZAROWNICĄ?!! ... Cholera!! Powinniście się jej pozbyć. Jak najszybciej. Powiesz że jestem okrutna, ale sam wiesz jaka jest prawda. Czarownicy są..”
„Wiem.” Przerwał jej Iwan.
Przez chwilę wolno obracał w swoich wielkich dłoniach delikatną, pięknie zdobioną filiżankę, o czym łapiąc ją delikatnie w dwa palce za uszko pociągnął łyczek wznosząc przepisowo w górę mały palec, po czym odłożył delikatnie na spodek.
Thessalia zamarła ze zdumienia.
Sądząc po oczach - Iwan bez wątpienia wszedł w fazę berserka..
Patrzył na nią teraz z lekkim uśmiechem i całkowicie normalnym wyrazem twarzy.        
„Jak..” szepnęła zaskoczona.
„Życie mnie zmusiło żeby się nauczyć..” powiedział wolno.
„Nie proszę żebyś ją uczyła.. Po prostu proszę o pomoc. Druidzi nie dadzą rady jej wyciszyć a sama nie da rady się opanować. I nie. Nie porzucimy jej. Choćby miała wylecieć  w powietrze w środku walki razem z nami.” Powiedział łapiąc filiżankę w dwa palce i delikatnym ściśnięciem przemieniając ją w kupkę mokrej, tłuczonej porcelany.
„Przyjrzę się jej.. Tylko tyle mogę obiecać..” powiedziała cicho Thessalia.
„Wiem że widziałaś..” powiedział Iwan przywołując kelnera.
„Że niby co?” spytała Thessalia.
„Macie krasnoludzki spirytus..? Nawet spod lady.? Może być extra.  Noo.. to super. Cztery kolejki poproszę. .. I.. Przepraszam za filiżankę.. proszę dopisać do rachunku.” Powiedział Iwan do kelnera wciskając mu ukradkiem w dłoń spory magiczny kryształ.
„I czemu ja tak się o ciebie martwiłam?” spytała  mruknięciem Thessalia.
„Trza se radzić.” Odparł krasnolud z szerokim uśmiechem.
„ .... ?”
„Wiem że widziałaś runy na jej bliznach..” powiedział jeszcze zanim wychylili pierwszą   kolejkę.

 

 

...***...

 

 

 

Puk Puk Puk.. ciche stukanie przerwało ciszę wieczoru.
„Wejść!”
Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem i wsunął się przez nie wystraszony kamerdyner.
„O co chodzi?” spytał Reuben nie podnosząc głowy znad lektury.
„Pan.. Fart.. zaprasza na kolację..” powiedział człowiek lekko sepleniąc.
„Już nie Lord? Ktoś go zdegradował?” spytał Reuben lekko drwiącym głosem.
„Nie .. Panie..” odparł kamerdyner nie patrząc nawet w jego stronę.
„Zjem u siebie.  Jego obecność mnie brzydzi.” Powiedział Reuben wciąż czytając.
„Emm..” zająknął się lekko kamerdyner.
„No co?” spytał Reuben patrząc na niego sponad otwartej książki.
„Czy.. Taką odpowiedź mam zanieść?”
„Aaa.. zanieś jaką tam sobie chcesz.” Powiedział z westchnieniem Reuben i znów zagłębił się w lekturze.
„Tak panie..” powiedział cicho kamerdyner po czym wycofał się tyłem.

Klap!! Zamknięta jedną dłonią książka spoczęła na biurku w momencie gdy za kamerdynerem zamknęły się drzwi.

Z ledwością powstrzymał chęć by kopnąć to cholerne biurko pod samą ścianę.
Nie tyle nie cierpiał  Farta, co w ogóle tego miejsca..
Chciał być znów tam gdzie coś się dzieje.. Znów w kopalni, nie tutaj wśród tych papierów i bandy lizusów.
Chciał znów ruszyć na eksplorację podziemi które musiał opuścić gdy tylko znaleźli bezpieczny poziom..
Zamiast tego musi użerać się z tymi przydupasami którzy nie mają pojęcia o świecie.. Nawet ten cały Fart, który zdaje się wciąż wierzyć że kopią klejnoty.. Jak udało mu się zbudować to malutkie imperium przy takiej głupocie?
Choć w sumie..
Biorąc pod uwagę ogólny poziom inteligencji w tym zaścianku mogło to w cale nie być takie trudne..

 

 

...***...

 

 

 

Niewielka grupka znudzonych elfów strzegła wejścia do wąwozu.
Nie żeby było tam coś szczególnego.. W zasadzie nie było tam.. nic.
Tuż za lasem, u wylotu drogi rozpościerała się niecka sporego krateru wybitego wieki temu przez spadającą gwiazdę..
Szczątki jej serca od setek lat implementowane w rozmaite magiczne wytwory Elfickich mistrzów wzmacniały ich wyroby niczym boska moc..  Jednak..
.. Jednak ponieważ od tylu dekad w dalszym ciągu to miejsce pozbawione było życia – stało się całkiem niezłym poligonem dla początkujących ( lub znudzonych/sfrustrowanych ) magów, co jednocześnie powodowało że czasem stolica musiała wysyłać obstawę pilnującą by nikt postronny przez przypadek (ciekawe kto i po co )nie zaplątał się tam i nie został równie przypadkiem sfajczony..
Za zakrętem właśnie zniknęła dobrze znana im postać Thessalii, tym razem w towarzystwie młodej półelfki..
Dowódca straży jakoś opanował ziewanie.
Pamiętał z jakim przejęciem komendant straży przybocznej tłumaczył mu dlaczego wezwał go na dodatkową zmianę na wolnym..
Potencjalny zamach.. Możliwy sabotaż.. Dywersja..
No tak.. Dowódca naprawdę wyglądał na przejętego.. Ale on zawsze tak ma więc..

 

.......

 

 

„Jesteś.. dziwna jak na elfkę.” Stwierdziła szczerze Norien.
„To znaczy.. Nic złego .. Mama jest podobna, więc może dlatego tak..”
„ … Tak swobodnie się czujesz..?” dokończyła za nią Thessalia.
Dziewczyna skinęła głową trochę zawstydzona.
„To chyba destrukcyjny wpływ Iwana.. Albo Dungeonu jakby to Elion opisał..” odparła Thessalia ze śmiechem.
„Tak na prawdę to wszystkiego po trochu.” Dodała po sekundzie.
„No.. Z naciskiem na Iwana..” sprostowała po sekundzie namysłu.
„No tak.. Jemu nie można się oprzeć. ” potwierdziła z uśmiechem Norien.
„To prawda..” potwierdziła Thessalia po czym znów na moment zagubiła się we wspomnieniach.
„Aaaa.. tak w ogóle to dlaczego tu mnie ściągnęłaś?” spytała Norien gdy wyszły zza zakrętu i otwarła się przed nimi szeroka skalna niecka upstrzona na obrzeżach resztkami zniszczonego lasu.
„Iwan prosił bym.. sprawdziła twoje możliwości i w razie czego nakierowała na właściwą drogę.” Odpowiedziała Thessalia zatrzymując się przy starym, zwalonym pniu który chyba od jakiegoś czasu służył za rubież strzelniczą.
„Jednak zanim zaczniemy.. Muszę cię uprzedzić że nie przyjmuję uczniów. W przeszłości wielu początkujących magów przychodziło do mnie prosząc o większą moc.. Część z nich z tragicznym skutkiem. Wciąż widzę ich twarze, tak pełne nadziei i głodne potęgi..   Tak martwe..” powiedziała zwieszając głowę.

„No.. ale cóż.. Skoro obiecałam temu upartemu krasnoludowi.. Chodź. Usiądź tu a ja wytłumaczę ci podstawy. Nic więcej.” Powiedziała po czym pokazała Norien miejsce niedaleko otwartej przestrzeni.
Dziewczyna usiadła, a Thessalia wzięła głęboki oddech.
Po chwili przyjęła postawę mentora po czym zaczęła:
„Magia to moc jaką już od wieków otrzymują niektóre istoty. Niektóre rasy się z nią rodzą, jak wróżki czy inne naturalnie magiczne istoty, a niektóre sporadycznie, jak wyjątki pośród nas, tak zwanych wyższych ras. I choć jest to trudne i czasem niebezpieczne, gdy uda nam się jakoś  opanować otrzymany dar – zostajemy pełnoprawnymi użytkownikami magii. Jednak.. Bycie wybrańcem wcale nie znaczy że będzie łatwo.” Powiedziała z surową miną.

Trochę irytowało ją że Norien, choć usiadła jak prosiła, to jednak nie wykazała jak do tej pory większego zainteresowania jej wstępem.
Lekko urażona duma Thessalii delikatnie szturchnęła ją, powodując że ta postanowiła pokazać młodej czarownicy czym tak na prawdę jest prawdziwa magia..

„Używając magii musisz w pełni kontrolować przepływ many. Musisz być w każdej chwili świadoma jej mocy i kierunku, inaczej nie będziesz w stanie nad nią zapanować. Gdy ci się to uda – będziesz mogła zrobić nawet to!” powiedziała, po czym pstryknęła palcami.
Maleńka kula ognia pomknęła przez polanę, by rozbryzgnąć się niewielkim fajerwerkiem na omszałym pieńku.
„Myślisz że to mało? To właśnie jest kontrola magii! Gdybym chciała, to..” powiedziała, po czym w jej dłoni pojawiła się skondensowana kula ognia.
Nie trzeba było znać się na magii by dostrzec, że ta potężna, skompresowana kula czystej energii była by w stanie unicestwić spory obszar …
„Ja.. Ja nie chcę twojej magii.” powiedziała cicho Norien.
Na dźwięk jej słów ognista kula w dłoni Thessalii rozpłynęła się w powietrzu jakby nigdy jej nie było.
„Nie szukam potęgi. Nie proszę o moc.. mam jej aż nadto.. Więcej .. o wiele więcej niż bym chciała..” powiedziała dziewczyna, po czym podniosła wzrok i spojrzała Thessalii w oczy.
Pieniek, który oparł się wcześniej atakowi miniaturowej kuli ognia Thessalii,  stał teraz w płomieniach.
Bez żadnego wybuchu, bez żadnej gwałtownej reakcji..
Zwyczajnie.. zaczął płonąć.
Uniosła lewą dłoń, a nad czubkami jej palców pojawiły się niewielkie płomyki.
Zaczęły się przemieszczać nad jej dłonią, jakby tańczyły jakiś tylko sobie znany taniec..
„Gdy tu jechałam, miałam nadzieję że ktoś w końcu pomoże mi wygasić moją magię..” powiedziała cicho przyglądając się ich pląsom.
„W dalszym ciągu nie wiem czy to nie jest najlepsza opcja.” Dodała.
Maleńkie ogniki w jej dłoni wirowały jak zaczarowane.
„Kiedy jestem spokojna, mogę zapalić świecę w stodole pełnej siana.. Ale gdy coś się stanie.. Coś.. niedobrego..” przerwała, zmagając się ze wspomnieniami..
„Gdy coś się dzieje.. to.. Tracę panowanie i magia przejmuje moje ciało..” powiedziała, a światełka w jej dłoni utworzyły pentagram, a po sekundzie zgasły z cichym „pyk”..
Zamknęła dłoń.
„Nie proszę cię o więcej mocy.. Ale.. Błagam.. Pomóż mi wyciszyć albo naucz jakoś kontrolować to co mam, bo boję się że przez przypadek .. że zabiję tych, których kocham..” szepnęła podnosząc głowę.
Płomienie omiatające spróchniały pień zgasły a sam pieniek nie miał żadnych oznak osmalenia..
Thessalia spojrzała na nią z ukosa, jednocześnie starając się nie okazywać ekscytacji. Nigdy wcześniej nie widziała tak potężnego naturalnego talentu, i choć włosy zaczęły już odrastać, to blizny na ciele dziewczyny świadczyły aż nadto wymownie o tym co do tej pory przeszła. Kilkukrotnie musiała być dosłownie o włos od śmierci..
Wyglądała na zdeterminowaną, ale jednocześnie przytłoczoną swoją mocą. Widać było po niej, że zrobi wszystko, byle tylko rozwiązać ten.. problem.
„Wygaszenie takiej mocy wykracza poza nasze możliwości..” zaczęła.
„To znaczy.. Bezpieczne wygaszenie.” dodała.
„Posiadasz wielką moc dostępną normalnie jedynie zaawansowanym magom, więc jej wygaszenie w zasadzie nie wchodzi w rachubę. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo że nie przeżyjesz rytuału, a w dodatku możesz pociągnąć za sobą wszystkich biorących w nim udział.” wyjaśniła.
„Poza tym.. Nigdy nie wybaczyłabym sobie gdybym przyłożyła rękę do zmarnowania takiego daru..” dodała po chwili.
„Przyjmę cię do terminu i nauczę cię nad tym panować.” Powiedziała kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny.
W jej oczach dostrzegła iskierkę nadziei.
Thessalia uśmiechnęła się lekko.
„Idź do siebie i odpocznij. Zaczniemy z samego rana, więc musisz być w pełni sił.” Powiedziała do dziewczyny.
Patrzyła przez chwilę jak znika za zakrętem, po czym wstała na równe nogi.
„TAK!!!” krzyknęła w duchu do siebie pełna ekscytacji, po czym w jej dłoni zapłonęła niewielka ognista kula wielkości małego jabłka.
Wzięła zamach, po czym z całej siły cisnęła nią przed siebie.
K‘boom! ..  Pieniek zniknął w niewielkiej eksplozji.
Po chwili na polanę wpadł zdyszany dowódca jej ochrony.
„Co się stało? Słyszałem wybuch..”
„Nic takiego.. Chyba idzie burza.. Au!.. Au!” odparła Thessalia, po czym stęknęła kilka razy gdy oberwała spadającymi tu i ówdzie resztkami pniaka.
„Uhm.. chyba drewniana..” mruknął elf spoglądając na dymiącą szczapę leżącą u jego stóp, po czym zerkając niepewnie w niebo udał się z powrotem na swój posterunek.
„A żebyś wiedział..” mruknęła Thessalia, po czym uskoczyła przed (chyba ostatnim) większym kawałkiem pieńka, który z głuchym „Pac!” walnął w ziemię tuż obok niej.
Nie mogła się doczekać jutra.
Dziewczyna ma wielki potencjał, a ona – wbrew swoim zasadom -  wręcz pali się by na własne oczy zobaczyć do czego jest zdolna.
Nareszcie coś zaczyna się dziać!
Nareszcie!!

 

 

…***…

 

 

 

„Czarownicy nie używają inkantacji bo ich magia jest z nimi naturalnie powiązana i nie otrzymują nowych czarów w trakcie szkolenia czy też podczas awansów. Zamiast tego potrafią wykreować praktycznie dowolny efekt w zakresie swojej domeny. Oczywiście to tylko teoria, bo jak do tej pory w historii zażyły się jedynie cztery znane przypadki skutecznego czarownictwa.. Nota bene wszystkie niechlubne i zakończone w dość brutalnych okolicznościach..” powiedziała Thessalia.
„Cztery?” spytała nieco przerażona Norien.
„No tak.. Cztery o których wiadomo że nauczyli się kontrolować w pełni swoją magię.. Na kartach historii sprzed zstąpienia bóstw co rusz pojawiają się informacje o takim czy innym czarowniku który działał gdzieś przez jakiś okres ale.. Jak do tej pory jedynie czterech przeżyło dostatecznie długo by doczekać się wpisu w jakichś kronikach a i tak żaden późnej starości nie dożył. W pewnym sensie. Pomijając oczywiście całe multum przypadków ‘dziwnych‘ dzieci uśmierconych w ten czy inny sposób przez miejscową społeczność.” odparła elfka.
„Czyli że tak czy inaczej jestem skazana na porażkę.. jeśli nie zeżre mnie jakiś potwór i sama nie wysadzę się w powietrze razem z moją drużyną, to w końcu zaciuka mnie jakiś.. bohater?” powiedziała z rezygnacją dziewczyna.
„Niekoniecznie.” Odparła Thessalia.
„Bez względu na ilość mocy, na końcu zawsze jest człowiek.” powiedziała.
„To od ciebie zależy jak i w jakim celu wykorzystasz swoją moc. Dodała kładąc jej dłoń na ramieniu.
„Czarownictwo to moc potężna i dostępna jedynie dla niewielu, a ci, którzy jej głębię ujarzmią - panami magii się staną i łatwo na złą drogę zejść mogą. Dlatego czyste serce i spokojny umysł mieć musisz by podczas wędrówki swej na ciemną stronę czarownictwa nie przejść i w mroku się nie pogrążyć.” Powiedziała tajemniczo Thessalia.
Jej oczy nagle zrobiły się duże, a szpiczaste uszy opadły, więc przez moment wyglądała jak  jakiś przybysz z obcego świata..
„Emmm.. Że co?” spytała nieco skołowana dziewczyna.
„Normalny mag zna kilka, kilkanaście zaklęć, zależnie od poziomu. Co bardziej wybitni mogą poznać kilkadziesiąt, jednak wszyscy są ograniczeni przez własny umysł. Muszą poznać i zrozumieć każdy czar, zapamiętać inkantację i wreszcie posiadać wystarczającą ilość many by go użyć.” Wyjaśniła Thessalia, a dziwne wrażenie znikło.
„Jedno co zna czarownik, to jego domena. Niebo. Ziemia. Ogień. Woda.. Dusza... W obrębie swojej domeny potrafi wykreować w zasadzie każdy efekt jaki zechce, dlatego jeśli czarownikowi uda się zapanować nad swoją magią i przeżyć, wtedy..” powiedziała zawieszając głos na chwilę.
„…?” Norien spojrzała na nią z oczekiwaniem na dalszy ciąg.
„Cóż.. Taka moc zgromadzona w rękach kogoś kto przez całe życie był marginalizowany i wypychany poza nawias społeczeństwa, często powoduje że  potęga uderza mu do głowy.. Jeśli jeszcze do tego wplącze się złe towarzystwo to.. Heh.. szkoda gadać.” Dokończyła z westchnieniem Thessalia.
Norien spuściła głowę.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ciężko jest być Innym.
Przez lata obserwowała jak jej brat był traktowany przez całą wieś.. Nawet Druidzi odwrócili się od nich gdy najbardziej potrzebowali pomocy..
Łzy zakręciły się w kącikach jej oczu, ale to nie były łzy smutku.
„On nigdy nie miał im za złe..” szepnęła.
„Zdawał sobie sprawę że się go boją, że to stąd taka reakcja.. Cały czas powtarzał, że po rytuale wróci do wioski i nareszcie będzie mógł żyć wśród nich bez strachu że coś im zrobi. Miał nadzieję że gdy wróci to.. Ohh..” Norien ukryła twarz w dłoniach a spomiędzy jej palców pociekły łzy.
„To dla nich zgodził się na ten rytuał.. Żeby do nich wrócić i żyć.. Normalnie żyć..” powiedziała, po czym podkuliła kolana, objęła je ramionami i rozpłakała się na całego.
Thessalia otoczyła ją ramieniem i przytuliła jak córkę.
Przez chwilę głaskała ją po głowie po czym spytała: „Co się stało?”
Norien zebrała się w sobie i opowiedziała historię Nerata jednocześnie rzucając nowe światło na źródło swojej magii.
Thessalia słuchała ze smutkiem w oczach, gdy jej własne wspomnienia raz po raz powracały podczas opowieści dziewczyny.
W pewnym momencie uśmiechnęła się gorzko.
Wysoki elf, członek rodziny królewskiej i półelfka, pogardzany przez wszystkich mieszaniec.. Tyle je dzieli i tyle łączy..
Gdyby ci durnie wiedzieli..
Choć z drugiej strony..
Nie. Nie muszą wiedzieć.
Muszą się nauczyć szacunku do innych bez względu na okoliczności.
Na szczęście o to nie musiała się martwić. Lekcję szacunku zostawi .. komuś innemu.. Ona musi się skupić na niej.
„Iwan mówił wam o moim odejściu z Orario?” spytała gdy dziewczyna trochę się uspokoiła.
„Um.. Mówił że zdecydowałaś się wrócić by chronić to co dla ciebie najdroższe.. mówił, że złota kura zawsze znajdzie opiekę, a rodziny które zostawiliście za sobą zdane są często na łaskę losu..” powiedziała niepewnie.
„Miał rację.. Heh.. Ten krasnolud .. Ehh..” głos Thessalii zadrżał na moment.
Pamiętała jak dziś ten moment gdy Iwan stawił się na kwaterze.
„Witojcie paniusiu. Demeter mi pedziała żebyk tu przysed i dołoncył do wasej druzyny.”
„Od zawsze wiedziałam że on jest.. wyjątkowy..” powiedziała z rozmarzonym uśmiechem.
„Co do ciebie również się nie mylił.” dodała.
„W jakim sensie?” spytała Norien.
„Od razu wiedział że mnie.. zaciekawisz i że nie będę mogła się oprzeć żeby cię uczyć..” wyjaśniła Thessalia.
„Wcale nie miałam takiego zamiaru..” zaprzeczyła Norien.
„Wiem.. I to może dlatego..” Powiedziała Thessalia z lekkim uśmiechem.
W każdym razie najwyższy czas żebyś mi pokazała do czego jesteś zdolna.” Dodała podnosząc się z pniaka na którym siedziały.
„Widzisz tamtą stertę kamieni? Przywal w nie najmocniej jak możesz.”
„A.. co się stało z tamtym pniakiem?” spytała Norien zezując w stronę niewielkiego krateru z którego sterczały żałosne szczapy drewna.
„Jestem pewna że ja nie..”
„Znikło mu się.” Przerwała jej Elfka.
„A teraz skup się i pokaż na co cię stać.” Dodała.
Przez blizny Norien przemknęła delikatna fala prawie że namacalnej energii gdy wyciągnęła dłoń. Z jej palców wystrzelił długi na ponad dziesięć metrów język ognia który niestety nie dotarł do celu.
„Eemm.. I co..? To wszystko?” spytała nieco zawiedziona Thessalia.
„Mogę zrobić takich sześć na raz.. I ognista bariera coraz lepiej mi wychodzi..”
„Pokaż..”
Norien nawet nie podniosła dłoni.
Thessalia jedynie poczuła delikatną falę energii która otoczyła je niewidzialną bańką.
„No.. i co to robi?” spytała.
„Emm.. No więc .. jak ktoś by w nas czymś strzelił na przykład, to pocisk spłonie nim dotrze do celu..” powiedziała niepewnie Norien.
„Mogę sprawdzić?”
„No.. tak..”

Thessalia przeszła kilkanaście kroków,  podniosła z ziemi spory kamień, wzięła zamach i rzuciła.
Kkkrrsssseeekkk!!!  Pocisk zaskwierczał po zetknięciu z barierą, jednak choć ogarnęły go płomienie, to wciąż pędził dalej, jak miniaturowy meteor, po czym uderzył w ziemię krzesząc całkiem pokaźny snop iskier.
„Hm..” mruknęła w zamyśleniu.
Norien stała przed nią z rozdziawioną buzią zaskoczona takim efektem.
„Jak szeroką barierę możesz stworzyć?” spytała w końcu elfka.
„Około dziesięć metrów ode mnie.. ale im dalej tym słabsza więc nigdy nie robię maksymalnej..” odparła nieco stropiona Norien.
Wyraźnie widziała że Thessalia na razie nie jest zadowolona.
Elfka podeszła do niej i powiedziała:
„Nie martw się. Początki zawsze są trudne.” po czym znów rzuciła kamieniem tym razem ze środka na zewnątrz.
I ponownie kamień rozjarzył się czerwonym blaskiem zmieniając się w ognisty pocisk.
„Z łuku sobie nie postrzelacie..” stwierdziła, po czym spojrzała z ukosa na młodą półelfkę.
Norien była załamana.
Przez całą drogę tutaj starała się doskonalić ten czar a tu nagle okazało się że jest bezużyteczny..
Trenując jedynie z szyszkami i drewnianymi samostrzałami nie sprawdzili jaki efekt przyniesie choćby rzut zwykłym kamieniem.. Ani nie spróbowali strzelić ze środka..

„Nie przejmuj się jak mówiłam. To, co na razie jest obosieczną bronią może wam się kiedyś przydać gdy już nauczysz się lepiej kontrolować magię. Ale.. Jak na razie nie pokazałaś mi najmocniejszego czaru..” powiedziała Thessalia.

„Tooo.. Niebezpieczne..” odparła półelfka.
„Mam piąty poziom.. Walczyłam ze smokami.. Mam przydomek: Apokalipsa..” powiedziała Thessalia lekko się uśmiechając.
„No.. Pokaż..” zachęciła dziewczynę.
Kkkrrrrsss....  Norien nie dała się prosić. W jej dłoni natychmiast zapłonęła niewielka wirująca wściekle kula skondensowanych płomieni.
Norien delikatnie wzniosła dłoń, po czym rzuciła.
Kula ognia pomknęła po czym uderzyła w ziemię jakieś dwadzieścia metrów dalej znikając w niewielkim Bum! ..
„Noo..  To chyba nie było to o czym mówił mi Iwan.. Ja wiem że ma czasem skłonności do przesady ale podobno wycięłaś w lesie przecinkę na ponad trzydzieści metrów a i tak nie było to nic wielkiego..” powiedziała Thessalia z przekorą w głosie.
„ Straciłam wtedy kontrolę.. Gdyby Iwan nie wybił to..” aż zadrżała na samo wspomnienie tamtej chwili na polanie gdy o mało nie zabiła rodziny i sama nie straciła życia..
„To zrób małą, ale utrzymaj.” Powiedziała elfka  spokojnym głosem.
Norien znów utworzyła niewielką ognistą kulę.
„Długo dasz radę ją tak trzymać?” spytała elfka.
„Przez kilka minut.. ale..”
Nim skończyła, Thessalia dotknęła czubkiem laski  ognistej kuli zabierając ją znad dłoni Norien.
Przez moment obserwowała ją po czym wzniosła laskę poziomo w górę, lewą dłoń wysunęła przed siebie jakby celowała po czym ..
K`booomm.. niewielki kopczyk kamieni zmienił się w kupkę opadającego wolno piasku. Poniżej cienka warstwa stopionej skały zastygła w małą szklistą kałużę.
Thessalia patrzyła na Norien przez chwilę, po czym tylko pokręciła głową.
„Jak to zrobiłaś..?” spytała zaskoczona Norien.
„To laska maga.. Pomaga zebrać i kształtować magiczną energię..  Moja ulubiona..” powiedziała z dumą Thessalia.
„Iwan mógł jedynie wybić twój czar za pomocą magicznego topora.. Ja z tą laską  mogę go przejąć i okiełznać .” wyjaśniła.
„Więc teraz stwórz największą jaką potrafisz. Pamiętaj – mam piąty poziom. Nie musisz się niczego obawiać.” Powiedziała z uśmiechem.

KkkhhheeessshhhHHHH!!!!!!!! Ognista kula w dłoni Norien szybko przybrała na sile, jednak znów  nie osiągnęła zbyt imponujących rozmiarów..
Thessalia z łatwością zdjęła ją znad jej dłoni po czym posłała w stronę zeszklonej ściany wąwozu w którym zazwyczaj testowała swoje czary.

 K`BOOoommm!! Spory wybuch aż zatrząsł gruntem pod ich nogami.

„Noo.. To było zdrowe..” powiedziała elfka z uznaniem.
„Ale wciąż nie pokazałaś na co cię tak naprawdę stać.” Dodała.
„Kiedy ja naprawdę..”
„Ja wiem że się powstrzymujesz.. Czuję to w tobie.” Przerwała jej elfka.
„Nie wolno ci bać się swojej magii, bo nigdy się nie polubicie. Ona musi pokazać ci swoją moc – a ty musisz pokazać jej że może tobie zaufać że ją okiełznasz.” powiedziała.
„ Właśnie z tym okiełznaniem jest problem.. Ona mi się .. wyrywa..” powiedziała Norien drżącym głosem.
„Za każdym razem gdy coś się dzieje to..” przerwała żeby się opanować.
„Ehh.. O ile było by łatwiej gdybyś była zwykłą cyniczną maginką..” mruknęła Thessalia.
„Hę?”  Norien wyglądała na zdezorientowaną.
„Gdybyś nie przejmowała się emocjami i tylko cieszyła się samą mocą... heh..
Jeszcze raz.. ale.. tym razem spróbuj sobie przypomnieć moment gdy zaatakowali cię  tamci..” powiedziała Thessalia przygotowując laskę.

Norien zamknęła oczy i przywołała wspomnienia.
Nerat.. Lea, Rodzice..
„Nie skrzywdzicie ich..”
Ogień w jej dłoni aż pulsował energią..
Norien otwarła oczy i z przerażeniem spojrzała na lewą dłoń.
Blizny na jej ręce pulsowały czerwienią i wręcz czuła że całe jej ciało płonie ..
Wirująca kula energii nie była jakaś szczególnie wielka, ale Norien wiedziała że nie da rady jej opanować.. Jakby sama wysysała z jej ciała manę, a ciśnienie w jej wnętrzu zaczynało przekraczać możliwości poskromienia..
Norien spojrzała ze strachem w stronę Thessalii, lecz ta tylko uśmiechnęła się by dodać jej otuchy.
Jednak w Norien zaczęła rosnąć panika..
Ta ilość energii.. Z ledwością trzymała ją razem a ta wciąż drenowała jej ciało z many domagając się więcej i więcej..
Jak pasożyt który nie dba o to czy jego nosiciel zginie czy nie..
„Chciałaś chronić z całej mocy – więc daj całą moc..” żądała  wirująca kula ognia.
Norien nie była w stanie zrobić nic..
Nie mogła się sprzeciwić..
Nie wiedziała jak..

KKKKkkkhhhrreessssskkkkkk!!!!! Kula energii zaskwierczała gdy Thessalia zbliżyła do niej czubek swojej laski..

Aaaahhhh... Norien opadła na ziemię bez czucia.

 ... oooommmmmmmmmm!!!!!.. dotarło do niej jak przez gęsty obłok mgły.

 

........

 

 

„Twoja magia słucha cię jak nikogo innego.. To aż w niej czuć.” Powiedziała Thessalia.
„Problem w tym że ty nie do końca potrafisz przekazać czego od niej chcesz..” dodała.
„Im bardziej starasz się kogoś ochronić, tym potężniejsza się staje, rośnie, kondensuje się w odpowiedzi na twoją potrzebę mocy.. Ale zamiast kazać jej przestać rosnąć i przejść co następnego etapu ty cały czas skupiasz się na efekcie jaki chcesz osiągnąć..” powiedziała przykładając jej mokry kompres na czoło.

„Gdzie.. ..” chciała spytać Norien ale tylko jęknęła z bólu.
„U mnie w domu.. w Cichym Sadzie. Darren się tobą opiekuje. Okazało się że nasi medycy słabo znają się na obrażeniach magicznych..” powiedziała Thessalia wzruszając ramionami.
Kilku stojących pod ścianą elfów w kitlach żachnęło się na te słowa ale musieli przełknąć gorzką pigułkę.
„Taaakkk..” zaczęła przeciągle Thessalia.
„Podobno jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym zagrożeniem a jednak  nasz wspaniały system medyczny poległ przy zwykłej eksplozji magii..”  dokończyła patrząc ze złością na głównego medyka stojącego pokornie pod ścianą.
„Tak czy inaczej – mam dla ciebie dobre wieści. Nic się nie stało.. znaczy.. nic wielkiego, praktycznie nie odniosłyśmy żadnych obrażeń, a jedynie oberwałyśmy falą uderzeniową czystej energii.. Jesteś tu jedynie z powodu utraty praktycznie całej many..”
„Mind down.. Nic wielkiego.” uzupełnił Darren wchodząc do pokoju z kilkoma fiolkami, a medycy skorzystali z okazji i ulotnili się jeszcze nim zamknęły się drzwi.
„Masz, wypij.. Nie mogłem ci dać tego wcześniej, bo najpierw twoje ciało musiało samo zregenerować choć część many..” powiedział podając jej fiolkę z podwójną miksturą Nahzy.
Thessalia pomogła jej podnieść głowę.
Pięć minut później w zasadzie można by powiedzieć że w zasadzie wszystko wróciło do normy.. No.. prawie wszystko.
„Jeszcze przez jakiś czas będziesz osłabiona ale to minie.” Wyjaśnił Darren.
„Wszystko mnie boli..” wystękała Norien podnosząc się z łóżka.
„Przejdzie ci.. Zwykłe zakwasy. Ciało masz nie przyzwyczajone do tak szybkiego przepływu many i to dlatego..” powiedział z miną znawcy.. jednak ciut niepewnym tonem.
„To też..” powiedział podając jej drugą fiolkę.
„A to .. co?”
„Na .. poprawę nastroju..” mruknął Darren.
„Hę?” spytała zdezorientowana Norien.
„No przecież cię nie otruję.”
Trochę niepewnie Norien wypiła zawartość drugiej fiolki.
Smakowała .. głównie miodem i.. czymś.. co w pewnym stopniu przypominało nawóz do kwiatów. Przynajmniej taki posmak jak  gdy przy pracy w ogródku przypadkiem polizało się skaleczony palec..
„Jesteś pewien że dałeś mi.. właściwą fiolkę?” spytała drapiąc się bezwiednie w głowę.
„Jak najbardziej.” Odparł chłopak z uśmiechem widząc jej mimowolny odruch.
„A teraz chodźmy.. czekaliśmy z tym aż dojdziesz do siebie..” powiedział po czym otwarł drzwi.

 

 

...***...

 

 

 

Wymknąłem się po cichu do ogrodu.
Uwielbiałem ten czas gdy jeszcze było szaro a ptaki świergotem witały pierwsze promienie słońca przedzierające się pomiędzy liściami drzew. Powietrze wciąż było pełne porannej świeżości a z powodu wczesnej pory nikt nie przeszkadzał w treningu.
No.. może poza Thessalią która też czasem przychodzi by.. „rozprostować kości”  jak to określiła z mrugnięciem oka.
W ustronnym krańcu wielkiego ogrodu miała całkiem przyzwoicie wyposażony placyk treningowy. Gdy spytałem po co magowi na piątym poziomie takie miejsce skoro ma dostęp do martwej strefy, odparła że nawet największemu magowi może skończyć się mana, a wtedy lepiej żeby był dość sprawny fizycznie i umiał się obronić bez magii, w przeciwnym razie jego karierę może zakończyć byle grupka goblinów..
Byłem wdzięczny że pozwoliła nam  tu trenować, dzięki czemu nie musieliśmy  wymykać się poza miasteczko by nie wzbudzać sensacji.
Co prawda w stolicy mieliśmy do dyspozycji całe koszary, jednak.. po ostatnim treningu Thessalii z Norien w martwej dolinie  dowódca zwiadowców dał nam jasno do zrozumienia że .. nie będzie mieć nic przeciwko jeśli poszukamy sobie bardziej.. oddalonego miejsca, a najlepiej by było gdybyśmy wszyscy wynieśli się do martwej doliny.

Nie czekając na nic od razu rozpocząłem rozgrzewkę.
Kilka salt, wyskoków, przebieżka sprintem wokół ogrodzenia..
Jako że Oren jeszcze nie uporał się z naprawą Glimmera, do ćwiczeń wziąłem naprędce wystrugany przez niego bokken. Podobno zrobił go z żelazodrzewa które powinno wytrzymać całkiem sporo, jednak na razie nie pokusiłbym się o cięcie nim niczego więcej jak różnej wielkości owoców które ustawiłem na różnych palikach i przywiązałem do gałęzi drzewa.
W końcu zależało mi na ćwiczeniu precyzji, a  nie sile ataku.

Trenowałem może z dziesięć minut, gdy poczułem za sobą jakiś ruch.
Błyskawicznie omiotłem najbliższą okolicę w poszukiwaniu ukrytej aury.
Dostrzegłem ją natychmiast..
Czyżby to naprawdę był..

„Dzień dobry. Czemu zawdzięczam twoją wizytę o tak wczesnej porze panie?” powiedziałem kłaniając się jednocześnie w stronę krzaka za którym się schował.

„Skąd wiedziałeś że to ja? .. Och.. przepraszam. Dzień dobry.” Odpowiedział nieco zaskoczony wychodząc z ukrycia.
„Falna wyostrza moje zmysły.” Odparłem kłamiąc bez mrugnięcia okiem.
„No tak.. Przed poszukiwaczem przygód na wysokim poziomie ciężko się ukryć.” Powiedział kiwając głową.
Poczułem że się czerwienię.
Jaki tam wysoki.. raptem z biedą wbiłem trzeci.” Powiedziałem spuszczając głowę.
„Najwięksi herosi czasów minionych mogli tylko pomarzyć o mocy dostępnej zwykłym wojownikom trzeciego poziomu.. A z tego co wiem to ty nie jesteś wcale taki zwykły..” powiedział Ellrund mrużąc oczy z uśmiechem.
„W Cichym Sadzie będziemy grać na weselu więc była wymówka żeby się wyrwać i porozmawiać.” Wyjaśnił przyczynę swojego przybycia.
„Przykro mi że musieliście wyjechać ze stolicy.. To na pewno było uciążliwe..” dodał ze smutkiem.
„Niezupełnie..” odparłem.
„Nam wszystkim jakoś .. niezbyt leżą duże miasta, i choć Ravendell jest naprawdę piękne, to jednak.. lepiej czujemy się w miejscach gdzie ogrom społeczności aż tak nas nie przytłacza.” Dodałem.
„Poza tym .. Elion miał rację. Zważywszy na status Norien.. Jak na razie im mniej osób wokoło – tym .. bezpieczniej..” powiedziałem po chwili.
„No tak.. Mam nadzieję jednak że pod okiem Thessalii szybko nabierze doświadczenia.” powiedział.
„Ja również.. Z resztą Thessalia jest dobrej myśli. Na razie wzięła ją w góry na jakąś.. babską wyprawę.. żeby nabrała pewności siebie czy czegoś.. więc tylko czekać na efekty..” odparłem.
Nie wiem.. Może mi się zdawało ale Ellrund trochę.. dziwnie zareagował gdy powiedziałem że Norien z Thessalią poszły w góry.. Jednak nie dał niczego po sobie poznać i tylko skinął głową.
„A jak idzie przeszukiwanie zwojów? Znaleźliście coś?” spytał po sekundzie przerwy.
„Na razie niewiele.. Kilka wskazówek i poszlak, ale nic pewnego..” odparłem.
„Mam nadzieje że Elion nie stara się rzucać wam kłód pod nogi..?” spytał.
„Wręcz przeciwnie.. Chyba jest posłuszny twoim rozkazom bo zaprzągł do pomocy całkiem sporą grupę archiwistów co znacznie ułatwiło poszukiwania.. Robią wstępną selekcję i do nas docierają jedynie co bardziej obiecujące zwoje.” Powiedziałem.
„Nie sądzę żeby to było posłuszeństwo.. Jeśli już, to nie wobec mnie.” odparł Ellrund kręcąc głową.
„Elion.. Nie jest zły, ale.. Ma wielki żal do świata czy losu o to, że pozwolił by nasza rasa straciła swoją świetność..” wyjaśnił.
„Nie do kogoś konkretnego.. No .. Poza ..”
„Waldsteinem..” wyrwało mi się.
„Tak.. Waldsteinem.”
„A w szczególności chodzi mu o jednego specyficznego Waldsteina..” dodał.
„Draken Waldstein..” szepnąłem.
„Tak..” Potwierdził Ellrund.
„Akurat tej historii nie musisz szukać w bibliotece.. Zna ją każde elfie i krasnoludzkie dziecko od pokoleń.. Poza ludzkimi.. Ludzie wyparli się pamięci o nim jakby przez zapomnienie chcieli wymazać z historii jego istnienie.” powiedział Ellrund.
„Jednak jego nie da się tak po prostu zapomnieć..” dodał.
„Ellrund.. Kim on był? Kim był Draken Waldstein?” spytałem.

 

...***...

 

 

„Był jednym z czterech czarowników o których ci kiedyś wspomniałam.” powiedziała Thessalia.

Szły krętą ścieżką pod górę kierując się do przełęczy obok  Góry Wiatrów, jednego z najwyższych szczytów północnego łańcucha gór Niemych oddzielających od zachodu i północy puszczę Lotril od stepów Nordymaru.
„Pamiętasz jak mówiłam ci o domenach czarowników? Ziemia.. Powietrze.. Ogień .. Woda i..”
„Dusza..” dokończyła za nią Norien.
 „Tak.. najmroczniejsza z domen.. nekromancja..” odparła Thessalia.
„Znane są jedynie dwa przypadki jej perfekcji.” Powiedziała.
 „Xardydas  Mroczny  i..   .. Draken Waldstein.” Dodała.
„Xardydasa ponoć pokonał bezimienny bohater wieki temu i poza kilkoma plotkami z Nieznanych Krain od tamtej pory słuch o nim zaginął, ale Draken Waldstein podobno w dalszym ciągu nawiedza bagna wokół kurhanu pięciuset.” Powiedziała Thessalia.
Na samo wspomnienie kurhanu Norien aż się wzdrygnęła.
„Przekleństwo Blake`a..” szepnęła.
„Nie do końca.. ale o tym później.” Odparła elfka.
„Słyszałaś o Ostatniej Wielkiej Bitwie?” spytała.
Norien kiwnęła głową.
„To ostatnia bitwa pomiędzy krasnoludami i elfami.. Zginęło tam wiele setek istnień..” powiedziała Norien.
„Bardzo wiele.. Może nawet parę tysięcy..” potwierdziła elfka.
„Po jakimś czasie okoliczna ludność jakoś zebrała co mogła, około pięćset czaszek i pochowała pod kurhanem pięciuset.” Dodała.
„Jednak .. Czy znasz przyczynę dla której ta bitwa miała miejsce?” spytała.
„Chodziło o.. prawo do ziem pomiędzy górami a puszczą Lotril.. tak sądzę..” odparła niepewnie Norien.
„Chodziło o ustanowienie dominacji Ludzi ponad starszymi rasami..” wyjaśniła Thessalia.
„Co?!” spytała zaskoczona Norien.
„W tamtych czasach ludzie stanowili mniejszość. Starsze rasy pozwalały się im powoli rozwijać, jednak nie darzyły ich zbyt wielkim szacunkiem. Czasem wręcz pogardą. Słaba, egoistyczna  rasa istot żyjących tak krótko, że nie była w stanie dostrzec zgubnych efektów swoich działań. Rasa istot za których błędy płacić musiały zawsze bogom ducha winne wnuki.” Wyjaśniła elfka.

„Gdy urodził się Draken, cały świat zwalił mu się na głowę nim jeszcze otwarł oczy. Jego matka zmarła przy porodzie a tego samego dnia, niektórzy mówią że w tej samej chwili ale to nie potwierdzone, jego ojciec został ścięty za udział w powstaniu przeciwko krasnoludom pod których panowaniem znajdowała się ich osada. Dzieciakiem zajęli się jego dalsi krewni, ale nim skończył siedem lat został sprzedany za parę groszy obwoźnemu handlarzowi, krasnoludowi, który  traktował go jako niewolnika przez następne parę lat. Uciekł od niego w Elenhil i tam przez jakiś czas ukrywał się u elfiej rodziny, jednak wtedy właśnie wraz z dojrzewaniem zaczęły pojawiać się  pierwsze symptomy czarownictwa. Na początku nikt go nie podejrzewał, bo przecież był tylko człowiekiem więc niby skąd miał pojawić się u niego taki dar..? Jednak.. Sam się zdradził. Draken oswoił małą wiewiórkę która co wieczór przychodziła do niego po okruchy chleba czy ziarno..  Bawił się z nią i cieszył jej obecnością traktując ją jak  przyjaciela. Jeden z młodych elfów, syn rodziny u której służył zauważył to i pozazdrościł mu przyjaźni ze zwierzęciem. Na jego oczach zabił tą wiewiórkę i doniósł na niego rodzicom że najpierw oszukał naiwne stworzenie a potem w okrutny sposób pozbawił je życia. Młody Draken został wtrącony do lochu w którym  miał oczekiwać na sąd. Niewielkie, wąskie okno jego celi było tuż przy chodniku, tuż przy ruchliwej ulicy  po której spacerowały rodziny z dziećmi. Złośliwy chłopak wrzucił mu przez kraty truchło zabitej wiewiórki by zadać mu jeszcze większy ból. To był dla niego szok. Draken długo płakał nad sztywnym, martwym ciałem przyjaciela, a jego myśli zaczęły sięgać coraz głębiej w czeluści zaświatów. Gdy po kilku tygodniach stanął przed sądem oskarżony o bestialski mord na zwierzęciu – odchylił koszulę spod której wybiegła radosna, choć nieco spanikowana wiewiórka. Sądził że dzięki temu sąd uzna to za pomyłkę i wycofa oskarżenie, jednak.. Heh..” Thessalia na moment zawiesiła głos.
„Zorientowali się..?” spytała Norien.
„Tak.. zorientowali.” Potwierdziła elfka.

„Starsze rasy od wieków cieszyły się łaską bogów.. Nie.. Nie Falną, ale dostępem do magii.. Wspólnymi siłami druidzi elfów potrafili nawet zesłać deszcz w czasie suszy! Niektórzy magowie tamtych czasów wspomagani przez specjalne magiczne artefakty dorównywali mocą nawet dzisiejszym magom średniego poziomu.. A w tamtych czasach to była prawdziwa potęga! Wyobraź sobie że oto taki mag staje przed młodym chłopcem od którego aż zionie smutkiem i śmiercią, i obserwuje jak wskrzeszona przez niego wiewiórka biega w panice po całej sali..” powiedziała Thessalia.
„Chcieli go.. wyciszyć?”
„Nie. Chcieli go zabić.”
Thessalia tylko zwiesiła głowę.
„To jest to czego nie potrafią zrozumieć ortodoksi ze stolicy. Może gdyby wtedy ktokolwiek choć postarał się go zrozumieć.. Spytał co tak na prawdę się stało, co czuł..  to może.. Heh!!..” powiedziała z westchnieniem Thessalia.
„Koniec końców skończyło się tak, że bez procesu skazano go na śmierć z efektem natychmiastowym. Nie mieli nawet zamiaru robić z tego jakiejś ceremonii. Po prostu - zaprowadzili go na cmentarz, nad wykopaną dziurę, a tam kat miał mu uciąć głowę. I tyle.” Thessalia ze złości zacisnęła zęby.
„I wtedy się zaczęło..” powiedziała ponuro.
„Z kilku świeżych grobów zaczęli wychodzić zmarli. Chłopak aż cały dygotał, oczy wywróciły mu się aż było widać tylko białka.. Kat uniósł miecz, ale zamiast zabić Waldsteina zaczął odrąbywać kościste dłonie wynurzające się spod ziemi i  łapiące go za kostki.. Po chwili ziemia otwarła się w wielu miejscach i pochłonęła obecnych. Ci, którzy po jakimś czasie przybyli na miejsce twierdzili że cmentarz wyglądał jakby jakiś psychopata wykopał zwłoki i porozrzucał po okolicy.”
„A Waldstein?” spytała Norien.
„Zniknął..” odparła Thessalia.
„Różne zapiski z różnych stron świata wspominają czasem jego nazwisko, czasem bardziej lub mniej podobne, jednak zawsze kojarzone z najczarniejszą ze sztuk..” dodała.
„Jednak ostatnie z nich pochodzą z Lotril.” Powiedziała smutnym głosem.
„Ludzie w swoich legendach na tyle skutecznie przemilczali tą kwestię że zatarła się w pamięci tych krótko żyjących istot.. Lecz my pamiętamy..” powiedziała ze smutkiem.

„Podobno krasnoludy chcąc zwiększyć zaplecze zaopatrzeniowe postanowiły sięgnąć głębiej w stronę Lotril.. Podobno elfy chcąc bronić swoich granic wysłały armię w kierunku gór Beor.. Podobno krasnoludy uznały to za zerwanie sojuszu.. podobno..” powiedziała Thessalia zwieszając głowę.
„Podobno?” spytała Norien.
„Tak.. Podobno.”  odparła Thessalia.
„Wraz z pomocnikami przekopaliśmy się przez całą stertę kronik, elfich, krasnoludzkich.. ludzkich.. Było wiele zbieżności i .. rozbieżności.. jednak wyszło na jaw że to nie tyle ludzie zainicjowali ten konflikt co.. jeden człowiek.” Powiedziała spuszczając głowę.
Przez chwilę szła przed siebie jak oderwana od rzeczywistości jednak po chwili znów podjęła wykład:

„To było wiele lat przed tym nim zdecydowałam się opuścić Lotril i udać do Orario w poszukiwaniu mocy..” zaczęła.
„Elion odnalazł jakieś ludzkie zapiski dotyczące kurhanu pięciuset.. Poszlaki.. strzępki opowieści.. połączyliśmy to z plotkami i bajkami z elfich i krasnoludzkich kronik i otrzymaliśmy.. rzeczywisty obraz tamtych czasów..” powiedziała, po czym zamilkła na chwilę.
„Nie jest łatwo skłócić dwie nacje żyjące ze sobą od wieków w koegzystencji.. Wbrew plotkom, nasi władcy postanowili wysłać emisariuszy którzy mieli sprawdzić prawdziwość tych pogłosek. Spotkali się w połowie drogi, w pobliżu wymarłej teraz wioski Null. Nim zdołali się porozumieć zostali zaatakowani przez potwory, i podejrzewając zasadzkę – stanęli razem do nierównej walki. Przegrali. Jednak.. Kilka dni później ranni emisariusze dotarli do stolic przekazując swoim panom alarmujące wieści. – Zostaliśmy zdradzeni!! ATAK!! Nieprzyjaciel ruszył i jest w drodze do naszych granic!!” zawiesiła głos elfka.
„Nikt się nie zorientował.. Z powodu ran emisariusze zmarli tuż po przekazaniu meldunku. Nikt nie czekał. Armie ruszyły naprzeciw sobie tego samego dnia jednak.. dzięki koneksjom Eliona udało nam się zdobyć oryginalny zwój z raportem z autopsji emisariusza krasnoludów.” Thessalia zawiesiła głos na moment.
„Zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu, martwe od co najmniej tygodnia. Smród nie do opisania..” powiedziała.
„Tak tam pisało. Sprawdzaliśmy przekład u trzech niezależnych źródeł.” Dodała.
„Znaczy.. że po wszystkim..”
„Wskrzesił zwłoki i wysłał by zasiać ferment..” potwierdziła Thessalia.
Na miejscu wystarczyła iskra by wszcząć walkę. Nikt nie wie jak się zaczęło.. a tylko nieliczni widzieli koniec..” dodała.
„Ktoś przeżył?” spytała.
„Tak..” potwierdziła elfka.
„Ranny Kelpie i krasnolud który osłonił go własnym ciałem.” Powiedziała.
„Prawie dokładnie tak jak myślisz..” dodała widząc jak oczy Norien zaczęły się robić coraz bardziej okrągłe ze zdziwienia.
„Od tamtego czasu minęły cztery pokolenia.. w naszej – długowiecznej mierze, jednak mi udało się poznać prawdę z pierwszej ręki..”  dodała z dumą.
„..Iwan?” spytała ze zdziwieniem i niedowierzaniem Norien.
„Nie.. głuptasie.. Ani elfy ani krasnoludy aż tak długo nie żyją .. słuchaj ze zrozumieniem..” odparła ze śmiechem elfka.
„Więc to był..”
„Kelpie.” Potwierdziła.
„Spotkałam go podczas jednej z wędrówek po puszczy. Mało nie zginęłam a on mnie uratował.. i.. poprosił w zamian o.. przysługę.” Powiedziała.
„Przysługę..” Norien zdawała się tracić wątek.
„Tak.. ale zanim to zrobił – opowiedział mi jak na prawdę przebiegła ostatnia walka wielkich armii..” powiedziała Thessalia podnosząc głowę.

„ Gdy wysłannicy obu armii spotkali się na środku wielkiej polany by omówić warunki, ciemność spłynęła na ten obszar a gdy się podniosła, oczom obserwatorów ukazał się straszny widok. Zmasakrowane ciała wykrzywione w rozpaczliwym geście wołania o pomoc.. 
ZDRADA!! Rozległo się po obu stronach  i w tym samym momencie obie armie ruszyły naprzeciw siebie. Cios za ciosem, strzała za strzałą.. Walce nie było końca.
Zdawać by się mogło że przecież w końcu któraś ze stron musi odnieść zwycięstwo, jednak..” Thessalia podniosła wzrok na Norien a w jej oczach widać było strach.
„Pokonani po obu stronach podnosili się i znów rzucali w wir walki, i znowu i znowu, aż nie został nikt żywy a walkę prowadzili między sobą ostatni umarli. Ciężko ranny kelpie leżał przyciśnięty ciałem krasnoluda który położył mu dłoń na ustach szepcząc: Ani drgnij jeśli ci resztka życia miła..
Więc leżał i patrzył jak z pobliskiego wzgórza zstępowała niewysoka ludzka postać odziana w ciemne szaty i śmiejąc się przechadzała pomiędzy trupami. Wtedy z obu stron zajaśniało światło. Doran, starszy klanu Urgeth, największego bractwa krasnoludów oraz Elsemir, głowa rodu Nethrellith  wspólnie ostatnimi silami wznieśli modlitwę.

-Gereh sa nuter na Haram ten thoreh . Eh neha roh guramteh Sarh!
-El valeen ne  enen la ellen sa mmelleh thaleah...
-Er neneh GA URMAN!!
-Lek maneh NE ELLEN!!
-Reh GAIA HARRAM! -Ehel GAIA NENEAH! Powiedzieli chórem po czym..
...!!
...!!
Z ziemi wystrzeliły cienkie kamienne iglice przebijając ciało czarownika w wielu miejscach, a w tym samym czasie z nieba uderzyła feeria błyskawic przenikająca na wskroś jego ciało, które w końcu obwisło bezwładnie nadziane na kamienne iglice.  
Grunt  rozstąpił się cicho  i pochłonął szczątki armii oraz człowieka w długich szatach, a bezwładne ciała ostatnich wielkich przywódców osunęły się na ziemię.
Po jakimś czasie grunt zapadł się po czym woda z wolna zaczęła zalewać polanę tworząc nieprzeniknione bagno.
Kelpie pomógł krasnoludowi który go uratował i w podzięce natchnął mocą jego topór by mógł zyskać siłę i dokończyć tą walkę, by na dobre zakończyć żywot tego kto przyczynił się do zagłady tak wielu istnień.. Jednak topór zniknął w czeluściach Dungeonu na kilka pokoleń i dopiero teraz wrócił razem z Iwanem...”
„A kelpie?”
„Cóż.. Wciąż kręci się w okolicy i razem z innymi stara się nie dopuścić do rozszerzenia plagi zła..”

 

 

...***...

 

 

 

„Więc.. mówisz że Draken Waldstein wciąż żyje?” spytałem gdy skończył.
„Nie mam pojęcia.. ale.. są pewne przesłanki..” powiedział Ellrund.
„Widzisz. Nim powstał Kurhan Pięciuset, w okolicy działy się .. straszne rzeczy.. Dziwne głosy.. Tajemnicze ognie.. Zmarli błąkali się po bagnach..” powiedział.
„Ale to normalne.. Bagienne wyziewy często powodują halucynacje a w nocy potrafią świecić.. to przecież..”
„Nawet za dnia?” Ellrund przerwał mi pytaniem.
„Nie wyobrażasz sobie kosztem jakiego wysiłku został usypany ten kopiec..” powiedział.
„Przez dziesięciolecia jedyną drogą przez puszczę była droga.. naokoło..” zaczął wyjaśniać.
„Cierpiały na tym wioski ludzi, Krasnoludy miały problem handlować swoimi dobrami a las Elfów na dziesięciolecia został praktycznie odcięty od świata.. Dopiero wspólny wysiłek wszystkich trzech ras spowodował, że działania sił ciemności zostały mocno stłumione..” powiedział.
„Jednak.. od jakiegoś czasu cienie zataczają coraz szersze kręgi.. Wygląda na to, że wspólny czar naszych przodków zaczyna słabnąć .. tak samo jak moc świętego pochówku pieczętująca serce grozy..” powiedział.
„Serce grozy?” powtórzyłem bezwiednie.
„Kurhan został usypany bezpośrednio nad miejscem w którym ziemia pochłonęła Waldsteina.. Po to, by swoją świętością neutralizować jego moc.. I to działało przez wieki, jednak.. Heh.. jednak chyba przestaje..” powiedział.
„Czego tak naprawdę chcesz..?” spytałem.
„Przecież nie przyszedłeś tu spotkać się ze znajomym z imprezy by opowiedzieć jakąś starą legendę.” Powiedziałem patrząc mu w oczy.
„Czemu.. Przecież sam spytałeś.. o Waldsteina..” odparł z niewinnym uśmiechem.
Jednak nim otwarłem usta by mu odpowiedzieć, uniósł dłoń uciszając niewypowiedziane argumenty.
„Masz rację. Po to tu przyszedłem. Żeby opowiedzieć ci tą legendę. Delikatnie pokierowałem naszą rozmową by dojść do tego punktu.. To taka.. zdolność nadzwyczajna.. przypisywana ( często niesłusznie) władcom i wielkim przywódcom..” powiedział prężąc dumnie pierś.
Zaśmiałem się szczerze.
„Słabo to wyszło co nie?” spytał wracając do poprzedniego Ja.
„Czy ja wiem.. No.. może sama końcówka..” odparłem  z uśmiechem.
„Cóż.. Popracuję trochę przed lustrem i może następnym razem wyjdzie lepiej..” odparł mrużąc oczy.
„Ale z drugiej strony.. To prawda.. Właśnie po to przyszedłem.” Dodał poważniejąc.
„Domyśliłem się.. I w sumie to nawet dobrze bo.. sam chciałem o tak wiele spytać..” powiedziałem z lekkim przejęciem.
„Jednak Iwan prosił by się na razie powstrzymać bo to.. drażliwy temat..” dodałem trochę się tłumacząc.
„Czemu sam ci nie powiedział? Na pewno też zna tą część naszej historii..?” spytał Ellrund.
„Nie chciał bym usłyszał to od kogoś kogo tak dobrze znam.. Obawiał się że nie będzie dość..”
„.. Obiektywny?” przerwał mi pytaniem Ellrund.
Skinąłem głową.
„Heh.. Przez wieki  traktowaliśmy krasnoludy jak niższą rasę.. Nie dość że żyły trochę krócej to jeszcze ten ich sposób wysławiania się..” powiedział Ellrund kręcąc głową.
„Do tej pory części z nas.. ( dużej części) wydaje się że ktoś kto mówi gwarą jest  od nad zwyczajnie .. gorszy.. głupszy..” zaczął.
„Jednak wystarczyło bym odbył kilka praktyk jako ambasador by zrozumieć..” powiedział
„Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak my.. Wysokie Elfy, brzmimy w ich uszach.” Powiedział kręcąc głową.
„Zupełnie jakby ktoś wetknoł wom w zadek nojwienksom bryłe Mithrillu jakom sie do tyj pory udało wykopać.” Powiedział zza naszych pleców niski, trochę szorstki głos.
„Skoro tak twierdzisz..” odparł Elion odwracając się w stronę Iwana.
„Przepraszam.. Nie chciałem wam przerywać, ale.. Teraz moja kolej na trening więc.. Moglibyście się gdzieś przenieść z tego ogródka?” spytał opierając swoje wielkie dłonie pomiędzy ostrzami swojego topora.
Spojrzeliśmy z Ellrundem po sobie , po czym parsknęliśmy śmiechem.
„Powiedz coś takiego w stolicy a gwarantuję że postawisz na nogi cały wywiad, połowę policji i śmiertelnie wystraszysz starszą część populacji..” powiedział Ellrund ledwo powstrzymując się od śmiechu.
„Aaaa.. bo z wami Elfami to nigdy nic nie wiadomo.. Roz nie podobo sie wom jakosik pierdułka, a innym razem bocycie sie jak kto staro sie godać po książkowemu..” mruknął krasnolud zarzucając topór na ramię.
„Powiedziałeś mu?” spytał Ellrunda
„Tak.. Prawie wszystko..” odparł Ellrund.
„Została jeszcze jedna kwestia..” dodał.
„Dlaczego ja..” powiedziałem cicho.
„Dokładnie.” Potwierdził elf.
„Gaia nie potrzebuje legionu samobójców. Nie pobłogosławi wieśniaka który zginie na pierwszej misji.” Powiedział krasnolud.
„Więc czemu nie wybrała ciebie? Przecież od lat przemierzasz te okolice .. Na pewno..”
„Na pewno nie dałbym rady.” Stwierdził krasnolud przerywając mi.
„Ty też nie.. Nie sam.. i.. Jeszcze nie teraz.” Dodał.
„Ale masz potencjał do tego by przyciągnąć do siebie wielu podobnie myślących i zebrać drużynę która zrobi to, co nie udało się tak wielu wcześniej.” Powiedział krasnolud poważnym głosem.
„Od zawsze wiedziałem że nas .. że mnie obserwuje..” dodał.
„Tu jakieś gnomy w potrzebie, tu leszy w pułapce.. Kelpie osaczony przez bandytów na skraju urwiska.. ( jakby se sam nie mógł poradzić..).. Za dużo przypadków.” Powiedział po chwili.
„Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego że gdzieś zawsze jakieś oczy patrzą z wyczekiwaniem.. ale.. Odkąd pojawiłeś się ty, te oczy patrzą również .. z nadzieją.” Dodał.
„Więc .. to pod kurhanem .. to.. nie był przypadek?” spytałem.
„Był.. ale został skrzętnie wykorzystany..” odparł krasnolud.
„Jednak.. Wciąż ciekawi mnie jak Gaia.. Przecież bóstwa oddały swoją moc..” spytałem.
„Gaia nie zeszła do Gekai. W porównaniu z nią reszta bóstw jest jak banda narwanych gówniarzy którzy przy imprezie wskoczyli do sadzawki żeby się wytaplać na golasa, a ona została na brzegu, by jako jedyna rozsądna pilnować by się nie potopili i nie zafajdali rybom wody doszczętnie.” Stwierdził z przekąsem Iwan.
„Z całym szacunkiem dla Devany i.. Demeter oczywiście..” dodał mitygując się.
„Muszę to sobie gdzieś zapisać..” powiedział Ellrund z ledwością powstrzymując śmiech.
„Wy krasnoludy macie .. zajebisty talent do prostego określania skomplikowanych rzeczy..” wypalił, na co razem z Iwanem otwarliśmy ze zdziwienia usta.
„Oh.. przepraszam.. Thessalia chyba miała rację.. Ty naprawdę masz.. wpływ..” dodał spuszczając nieco uszy ze wstydu.
„A to ciekawe, bo jak na imprezie u Tess żeście z kapelą zaczęli sprośne żeglarskie szanty śpiewać to żem was melodii uczyć nie musiał..”
„Oh!! Racja!! Impreza!! Wesele!! Przecież gramy.. Byłbym się spóźnił!!” powiedział jakby uświadamiając sobie skąd się tu wziął.
„Bardzo przepraszam.. Naprawdę mi śpieszno..” powiedział, po czym zniknął między krzakami róż jak sen jakiś złoty..
Spojrzeliśmy po sobie z Iwanem po czym parsknęliśmy śmiechem.
Jakoś trudno nam było dać wiarę że to jego.. pierwszy raz...

„Co do twojego.. przekleństwa..” zaczął Iwan poważniejąc.
„To nie Gaia osobiście.. To Kelpie .. Jest jak przekaźnik jej mocy.. Jest.. jakby ci tu.. Jak Ty i Devana.. Tyle że mocniej. Dużo mocniej.” Powiedział.
„Nie.. Nie tylko on.. Nie jest jedyny..” dodał jakby uprzedzając moje następne pytanie.
„Magiczne istoty.. Gnomy.. Driady.. Wróżki.. Leszy czy Kelpie.. To wszystko Dzieci Gai.. Nie dosłownie, ale tak bardzo z nią powiązane że można je tak nazwać. W dodatku obdarzone wielką naturalną mocą dzięki której, w specjalnych okolicznościach, mogą przekazywać jej wolę..” wyjaśnił.
„Skoro są tak potężne, to czemu same nie załatwiły tego.. tej sprawy.?” spytałem.
„Pamiętasz Leszego ? Tego ze szlaku?” spytał.
Skinąłem głową.
„Może właśnie próbował.. Jednak .. Wygląda na to że nawet on nie dał rady oprzeć się zgubnemu wpływowi ciemności.” Powiedział cicho krasnolud.
Zacisnął dłoń na trzonku topora.
Jego twarz znów przybrała taki sam wyraz jak wtedy, gdy patrzył w dogasający ogień stosu pogrzebowego.
Kryształ leszego był jedynym którego nie wymieniliśmy potem na valis. 

„Iwan.. Ale ten Kelpie.. Jego szybkość.. Siła..  Precyzja.. Jeden błąd i odciąłby mi głowę, a przecież tylko drasnął.. Twoim ciężkim toporem.. Przecież z jego mocą..”
„A może nawet jego moc to za mało?” przerwał mi Iwan.
„A może to nie o samą moc chodzi?” dodał pytanie.
„Nie rozumiem..” powiedziałem niepewnie.
„Nie sądzisz że bałagan który zrobiliśmy.. My, Elfy i Ludzie.. Że powinniśmy załatwić to własnymi rękami?” spytał.
„Pomyśl w jaki burdel przemienilibyśmy ten świat wiedząc że zawsze znajdzie się ktoś kto po nas posprząta..” dodał.
„Nie panie Waldstein.. Nie ma drogi na skróty. Tylko wtedy będziemy w stanie docenić wartość tego co posiadamy, gdy przelejemy własną krew by tego bronić.” powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu.
„A teraz smykaj mi się stąd bo mi się okienko treningowe kończy..”
„No.. Sio!” dodał popychając mnie swoją wielką dłonią.
Już miałem odejść wprost do bocznej furtki, gdy zmieniwszy zdanie skręciłem wybierając drogę na około, przez sad.
Nie chciałem się natknąć na dwie znajome aury schowane nieopodal za gęstym maliniakiem.
Gdy biegłem, jedna z nich zmieniła delikatnie kształt jakby podnosząc rękę w pozdrowieniu .. czy bardziej podziękowaniu..
Uśmiechnąłem się do siebie.
Wygląda na to że Ellrund potrafi nie tylko zmieniać (delikatnie) swoją fizis ale i skutecznie się chować, a dzięki temu może wreszcie Elion przejrzy na oczy i zrozumie dlaczego tak bardzo nam zależy..

 

 

...***...

 

 

 

Księżyc właśnie zaczął wyłaniać się zza skalnego nawisu gdy dwie, trochę zmarznięte kobiece postacie, stanęły przed masywnymi drzwiami blokującymi przejście pomiędzy wysokimi skalnymi ścianami.
„Pani Voliera.. Już otwieram!!” odezwał się głos zza bramy po czym wielkie drzwi otwarły się powoli.
GGGGGHHHHBBBAAAAMMMmmmm seck cik cek.. Głuchy odgłos zamykanych wrót i szczęk zamków zabrzmiał za nimi gdy tylko przekroczyły próg..
„Emmm.. Thessalia.. .. Gdzie my jesteśmy?” spytała niepewnie Norien.
Zimno, noc i otaczające je ze wszystkich stron skalne urwiska powodowały u niej niepokój.
„W bezpiecznym miejscu.. Nie buj ziaby. .. jakby to Iwan powiedział.” Odparła elfka starając się dodać jej otuchy.
Nie buj ziaby..
 Nie było to takie proste..
Sceneria i otoczenie przypominały więzienie a Norien wciąż jeszcze odczuwała skutki ostatniego minddownu więc pierwsze co przeszło jej przez myśl - to że elfy chcą ją tu zamknąć..
Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu potencjalnych dróg ucieczki, symptomów zasadzki i temu podobnych, jednak po chwili skalne ściany rozwarły się otwierając się na położoną w objęciach gór zieloną dolinę.
W dole błyskało księżycowe światło odbite od tafli górskiego jeziorka nad którym błyszczały nikłe ogniki przesączające się przez okna domostw niewielkiej wioski.
„Witamy w Windhome” powiedziała Thessalia dotykając lekko jej ramienia.
„No chodź.. kwatery na tą noc już czekają a my miałyśmy dość ciężką drogę pod górkę więc od razu się położymy. Za to rano.. Wstajemy z pierwszym brzaskiem bo czeka nas mnóstwo zajęć.” Dodała zacierając dłonie z niecierpliwością.
Szybkim krokiem ruszyła ścieżką w dół, a Norien chcąc nie chcąc podążyła za nią.
Nie miała wielkiego wyjścia jeśli chciała sprostać nadziejom jakie w niej wszyscy pokładają..
Idąc w dół ścieżki myślami wróciła do ceremonii sprzed dwóch dni..

 

 

...***...

 

 

 

„No.. to teraz jesteśmy już wszyscy..” powiedziała Devana gdy Norien zeszła na dół.
Faktycznie.. Byliśmy tu chyba.. wszyscy. Z nawiązką.
Przestronny salon Thessalii okazał się być całkiem ciasny jak na ilość zebranych osób, a większość z nich słuchała akurat jak Darren z Orenem z przejęciem kończyli opowiadać swoją wyprawę po kwiat paproci..


„ ... No i zatłukliśmy te cholerne robale, i weszliśmy do takiej wieeelkiej sali, a tam nic tylko taka mała szkatułka na postumencie. A w środku coś jak niby mapa nagryzmolona przez jakiegoś dzieciaka..” mówił przejęty Oren.
Thessalia parsknęła śmiechem widząc minę Iwana.
„Nie było casu na fikuśne rysunki.. trza mi było dać znać wceśniej to byk zrobił w trzy De.” mruknął krasnolud, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
„Wskazówka dała radę. Szybko znaleźliśmy drzwi a potem.. Whhoooahh!! Widok zaparł nam dech w piersiach..” powiedział Darren.
„Noo.. Po tym co przeszliśmy w jaskiniach to było jak wstąpienie do raju..” dodał Oren.
„Och .. Dziękuję..” Thessalia przyjęła komplement trochę się rumieniąc.
„Cieszę się że się podoba.. Już tyle lat opiekuję się tym ogródkiem..” dodała skromnie.
Popatrzyliśmy po sobie z konsternacją.

Cóż..
Ogródek o którym wspomniała Thessalia rozciągał się od jej domu aż po same strome skały sporego wzgórza pod którym ukryta była sieć jaskiń strzegących dostępu do tegoż.. ogródka.
Było tam dość miejsca na dwa spore stawy, sekcję dalekiego wschodu z bambusami i tym podobnymi, aż po młode sekwoje przywiezione z zachodu spoza gór  Beor..  Spokojnie można by tu zmieścić Nestyr z pastwiskami włącznie i pewnie nie trzeba by było nawet karczować sporego lasu do którego nie wolno nikomu wchodzić.. Całość otoczona z dwóch stron przez wysokie, prawie pionowe skały, a z pozostałych dwóch częściowo murem, a częściowo pasmami gęstych krzaków jeżyn wspinających się po drzewach jakby z całych sił chciały bronić dostępu nieupoważnionym.

„Nooo.. Nie sama oczywiście.. Nie dałabym rady ale.. Sprawuję Bezpośredni Nadzór!” dodała starając się robić bardzo ważną minę.
„Uhm.. To znacy ze łogrodnik przilatuje do ciebie w panice wołajonc że mszyce ci róże zjadajom, a ty kazesz im zapendzic je nazot na pastwisko i na przisłość lepij pilnować..” mruknął Iwan.
Gruchnęliśmy śmiechem a krasnolud zaczął w pośpiechu gasić swoją brodę.

„Ale.. skoro kwiat paproci jest u ciebie to po co ten cały system jaskiń z potworami? I czemu po prostu nie mogłaś nam go dać?” spytał trochę zdezorientowany Oren.
„Cóż.. Kwiat paproci, choć sam w sobie nie jest magiczny czy coś, jest wymagany przy tworzeniu zaawansowanych mikstur magicznych więc jest na niego spory popyt.. A przecież nie możemy pozwolić by na przykład taka mikstura stała się popularna w Orario..” powiedziała pokazując na stającą na stoliku flaszeczkę.
„Cóż.. Skoro nawet my daliśmy radę się przedostać to każdy średnio poziomowy poszukiwacz przygód, jak Blake na przykład, może sobie ot tak wejść i zabrać..” mruknął Darren z przekąsem.
„To był tylko test..” powiedziała Thessalia.
„Dzień wcześniej chłopcy przetrzebili nieco ochronę i zostawili wam trochę sprzętu w skrzynkach żeby zwiększyć wasze szanse..” powiedziała elfka.
Darren spojrzał na mnie ze złością po czym powiedział z przekąsem:
„Dzięki.. A już myślałem że do czegoś się nadaję..”
„Zabiliśmy tylko Orka w trzeciej komnacie a Blake na pełnym biegu powrzucał wam jakieś pomagajki do skrzynek.. Całą resztę załatwiliście sami.” Powiedział poważnym głosem Iwan.
„Chcieliśmy trochę przetrzebić pajęczą komnatę ale Thessalia nie pozwoliła..” dodał.
„Ale.. Po co?” spytał Oren.
„Żeby sprawdzić twoją determinację.”  Powiedziała Devana.
„Zajumanie dziecka innemu bóstwu to nie w kij dmuchał, niezależnie od tego czy mu zależy czy nie..” powiedziała.
„Musiałam być pewna że naprawdę ci zależy..” dodała.
„Mało nie zginęliśmy..” mruknął Oren.
„Więc jeszcze masz czas żeby to przemyśleć, bo tam gdzie idziemy każde z nas może czekać śmierć.” odparła bogini.
„Co innego zatonąć samotnie u wejścia do portu a co innego oddać życie za przyjaciół.” powiedział kowal.
„Więc.. jesteś gotów?” spytała Devana.
„Jak nigdy.” Odparł Oren zdejmując koszulę.
Ukląkł przed nią, po czym pochylił się w przód.
„Nie ma się czym przejmować.. mistrz miał.. ciężką rękę..” mruknął gdy któraś z dziewcząt jęknęła na widok jego pleców.
„Uhh.. co zrobiłeś?” spytał Darren. Na widok śladów ciężkiej chłosty.
„Zakosiłem mu resztkę titanium..” odparł kowal nie podnosząc głowy.
Odruchowo przesunąłem dłonią po holsterze.
Jego poświęcenie właśnie nabrało nowego wymiaru..

Nic nie mówiąc Devana wzięła fiolkę ze stolika, po czym wylała zawartość na plecy kowala.
Naszym oczom ukazał się jego Status.
„Teraz okaże się ile ta twoja mikstura jest warta.” Powiedziała bogini w stronę Darrena nakłuwając szpilką palec.
Pojawiła się kropla krwi.
„Od tej chwili będziesz jednym z moich dzieci. Ja, Devana, przyjmuję cię do swojej familii.” Powiedziała uroczystym głosem, po czym upuściła kroplę krwi na plecy kowala.
Jak pod wpływem czaru runy i znak Aresa na jego plecach rozmyły się, po czym znikły zastąpione przez symbol Devany i nazwę jej familii.
„Czyli jednak działa..” mruknął Ichiro.
„Nie bez kwiatu paproci.” Odparł szeptem Darren.

„Więc.. od teraz.. Jestem w Twojej Familii Pani?” spytał kowal ze łzami w oczach.
„Tak. Witamy cię serdecznie wśród nas.” Powiedziała Devana pomagając mu się podnieść.
„Dziękuję.. Tak bardzo dziękuję..” szeptał szczęśliwy Oren przytulając się do zaskoczonej tym gestem bogini.
„Hej!! To że należysz do familii nie znaczy że od razu możesz się spoufalać!!” krzyknął Ichiro starając się oderwać go od Devany.

W między czasie zerknęliśmy na pergamin z jego nowym Statusem:


Oren Sabot
Familia – Devana
Poziom – 2
Siła – I -0
Obrona – I -0
Żywotność. – I -0
Zręczność – I -0
Magia. – I - 0

Umiejętności:  
Kowalstwo
Mechanika Precyzyjna


„O!! Przy okazji awansowałeś!! Gratulacje!!” powiedział nieco zaskoczony Ichiro.
„Mechanika precyzyjna?  Co to za skill?” spytał Darren gdy w końcu przestali się wygłupiać.
„To znaczy że nie nadaję się do kucia zbroi, ale gdyby trzeba było zrobić ci taką fikuśną składaną kuszę automatyczną którą można by ukryć pod naramiennikiem – wtedy .. A wiesz .. To w sumie naprawdę dobry pomysł!!” powiedział z przejęciem, po czym złapał pergamin ze swoim statusem i na odwrocie zaczął w pośpiechu gryzmolić jakieś szlaczki..
„Przepraszam.. Jak złapię jakiś pomysł to muszę choć zrobić szkic bo potem może mi umknąć..” powiedział po chwili tłumacząc się.
„Znaczy.. że to jest ten szkic?” spytał Ichiro zaglądając mu przez ramię.
„Uhm” potwierdził Oren.
„Zwykły laik pomyśli że to bezładne kreski, Kowal coś może dostrzeże ale się nie zorientuje, ale ja widzę tu ogólny zarys całości..” dodał na wyjaśnienie.
„Mój mistrz.. Ten, który tak zgrabnie podpisał mi się kańczugiem na plecach, miał również zwyczaj podpisywania się pod cudzymi projektami.. piórem..” powiedział.
„Znaczy.. Kradł wasze pomysły?” spytał Iwan.
„W rzeczy samej..” odparł Oren.
„Gdy dostawał jakieś skomplikowane zlecenie to dawał nam je jako.. zadanie domowe.. a gdy przychodziliśmy po jakimś czasie z rozwiązaniem – chełpił się nim przed klientem jakby to było jego.. A co najgorsze..” Oren na moment zawiesił głos..
„Potrafił pod naszą nieobecność przeglądać nasze rzeczy .. A po jakimś czasie ze zdumieniem odkrywaliśmy że na witrynie naszej kuźni znaleźć można automatyczny prostownik do gwoździ nad którym ślęczałem przez prawie pół roku, albo uniwersalne podkowy autorstwa mojego przyjaciela, którymi w razie awarii można było tymczasowo zamienić oryginalne by jakoś dojechać do najbliższej kuźni..” wyjaśnił.
„Tak więc.. każdy z nas wypracował sobie swój własny sposób rysowania schematów tak, by nie były czytelne dla nikogo innego.” Dodał.
„Iii.. .. Wcale nie czuję się złodziejem. Ta drobina Titanium nie pokryła nawet połowy tego co mógłbym dostać za patenty..” mruknął.

„Na dyć nik cie nie łoskarzo.” Powiedział Iwan klepiąc go ciut za mocno w ramię.
„Pozryj sie tutaj” powiedział odwracając kartkę ze Statusem.
„Syćkie statystyki mosz na zero. Zapomnij ło przeslości i pomyśl ze to je twój nowy pocontek i zacynos jak tako.. Carta Blanca.” Dodał z uśmiechem.

„Może i nie za bardzo Blanca.. ale.. Nagłówek  na Carta mi się podoba więc.. chromolić resztę..” powiedział szczerząc się bezwiednie.
No tak.. Przecież jedno czego pragnął to zmiana tytułu..

Familia –Devana.

Jego aura aż pulsowała z radości..

„No.. to teraz może doczekam się na naprawę Glimmera?” spytałem sądząc że przygaszę nieco jego wybujały entuzjazm.
„Daj mi jeszcze parę dni.. Nie będziesz żałował.” Powiedział z wciąż przylepionym do twarzy uśmiechem.
„Ale.. To w dalszym ciągu będzie katana?” spytałem żartem żeby się upewnić.
„Tak.. prawie.. Ale żeby trochę podnieść ci poziom szczęścia którego ostatnio ci brakuje, myślę o dołożeniu króliczej łapki na czubku.. No.. chyba że wolisz tą?” powiedział z przekąsem po czym podniósł nogawkę odsłaniając swoją sztuczna stopę.
„Mówiłem.. Żadnych więcej poświęceń..” powiedziałem ze śmiechem ściskając go mocno.
Faktycznie.. Byłem zadowolony.
To, że  nie spieprzy mi broni wiedziałem .. inaczej bym mu jej nie dał do naprawy ale..  teraz przynajmniej wiem, widzę to w jego aurze, że jest naprawdę szczęśliwy po konwersji.
Tak.. Patrząc na niego teraz mogę powiedzieć że.. Wreszcie znalazł się tam gdzie było jego miejsce od zawsze.

„A ty Darren? Przecież też szukałeś tam czegoś dla siebie.. Znalazłeś?” spytała Lea.
„Chyba tak..” odparł alchemik.
„Ale to, czy do czegokolwiek się to nada zobaczymy dopiero za jakiś tydzień czy dwa..” dodał.
„A czego szukałeś?” półelfka spytała z zaciekawieniem.
„Gruczołów przędnych jaskiniowego przekątnika olbrzymiego. Tych wielkich pająków co się tam pętały..” powiedział nonszalanckim tonem.
„Pętały..” .. powtórzył za nim Oren z nutką sarkazmu.
„Jeden o mało nie odgryzł ci głowy..” dodał z przekąsem.
„Już nie wiem co napędziło mi wtedy większego stracha.. Jego szczęki przy mojej głowie czy czubek wykałaczki o włos mijający moją szyję..” mruknął Darren wstrząsając się lekko na samo wspomnienie gdy Oren cięciem miecza w ostatniej chwili odciął pająkowi głowę razem z najbliższą parą odnóży.
„Grunt to precyzja. Chirurgiczna... powinieneś coś o tym wiedzieć co nie?” powiedział Oren wzruszając ramionami.
„Ehh ty..” mruknął Darren łapiąc go ramieniem za szyję i mierzwiąc mu włosy.

Spojrzałem na Thessalię..
Patrzyła na nich z trochę.. rozmarzonym uśmiechem...
Muszę to sobie zapamiętać..
To jest właśnie ten skill który nigdy nie pojawi się na żadnym statusie, a który jednak jest jednym z.. może nawet najważniejszym skillem kapitana drużyny.
Skill przywództwa.
Pytanie Lei: „A po ci one były?” znikło w ferworze wzajemnego przekomarzania.

 

 

...***....

 

 

 

Brzask poranka niezbyt jeszcze rozgościł się w dolinie, gdy dwie kobiece postacie wymknęły się z wioski kierując się na zachód, w stronę wysokiej góry.
Wymknęły się to może nie do końca właściwe określenie.
Na pierwszy rzut oka mogło by się wydawać że opuszczają kwaterę w tajemnicy, jednak po chwili zastukały cicho w tylne drzwi domku stojącego na uboczu. Po chwili drzwi otwarły się, jakaś postać dała im tajemniczy pakunek, po czym kobiety ruszyły w drogę poza obrzeża wioski.
Gdyby komuś przyszło do głowi iść za nimi, pewnie poczuł by się głodny, bo całą drogę za nimi ciągnął się zapach świeżo pieczonego chleba...

„Mamy wejść.. no wiesz.. Na sam szczyt?” spytała Norien zadzierając wysoko głowę.
„Możesz jeśli chcesz.. Ale nie dziś.. Mamy mnuuustwo do zrobienia.” Odparła Thessalia uśmiechając się szeroko.
„Na razie musimy dotrzeć do zamku.” Dodała pokazując końcem długiej laski jakieś porośnięte lasem miejsce u stóp góry.
„Zamku..?” Norien spytała zdziwiona.
„Przecież zamek jest tam..” pokazała kciukiem za siebie, w stronę z której przyszły.
„Cóż.. W ogólnoprzyjętej nomenklaturze tamta budowla zaiste spełnia wszystkie warunki potrzebne do tego by być nazywana zamkiem.. ale .. To tylko spichlerz, kuźnia, skład opału, gospoda i biblioteka w jednym. Prawdziwy zamek jest .. tutaj.” odpowiedziała, Thessalia po czym ruszyła ścieżką biegnącą pomiędzy drzewami.
Chwilę później ich oczom ukazała się niewielka polana na środku której rosło olbrzymie, rozłożyste drzewo.
„Ohh.. Zupełnie jak u Mabbet!!” młoda półelfka szepnęła ze zdziwieniem.
„Tylko z .. większym rozmachem..” dodała dostrzegając kolejne tarasy wyłaniające się spomiędzy gałęzi w miarę jak podchodziły bliżej.
„Cóż.. Goibniu był tu kilka razy z wizytą więc nie ma się co dziwić że zerżnął styl..” powiedziała Thessalia wzruszając ramionami.
„A więc znasz Mabbet?” spytała Norien.
„A kto by jej nie znał?” odparła Thessalia.
„Goibniu do tej pory eksportuje jej eliksiry nawet do Amazonek.. No.. może ZWŁASZCZA do nich..” powiedziała ze śmiechem Thessalia.
„Powiem ci w sekrecie że sama kiedyś kupiłam jedną fiolkę żeby  sobie trochę .. ekhm.. pomóc..” powiedziała półgłosem.
„I jak? Podziałało?” spytała z zaciekawieniem Norien.
„Uhm.. jak szlag.” mruknęła Thessalia podchodząc do niewysokiej, bogato  zdobionej furtki broniącej dostępu do otaczającego drzewo  wielkiego ogrodu, po czym pstryknęła lekko w dzwonek przy słupku.
Nim przebrzmiale ciche Diiinnggg!! Jak spod ziemi zjawiło się dwóch ludzi zerkając z zaciekawieniem na Thessalię.
„Mamy sprawę do .. Sami Wiecie Kogo .. więc po drodze przyniosłyśmy świeży chlebek..” powiedziała tajemniczym głosem.
„Możecie wejść.. o ile nie ogryziony.” powiedział człowiek zerkając podejrzliwie do worka.
„!!!!!!” Norien w pośpiechu schowała urwaną piętkę za sobą.
„Przecież macie jeden ekstra..” żachnęła się Thessalia gdy z zawiedzioną miną wyjął napoczęty bochenek.
„Niech ci będzie. Przechodźcie.” Powiedział człowiek przepuszczając je.
„Ten zabiorę..  W końcu mi też należy się choć jedna piętka..” powiedziała Thessalia wyjmując nieco .. wybrakowany .. chlebek z rąk oniemiałego strażnika.
„Pokaż mi jednego kto oparłby się świeżej skórce z chleba prosto z pieca..” mruknęła Thessalia urywając spory kawałek gdy przechodzili przez bramkę.
„Noo.. a ten twój wybranek.. Ummm..? Cho mu he stao?” spytała Norien ratując swoją piętkę przed głodnym wzrokiem Thessalii.
„Nic.. Dostał sraczki i przez pół dnia nie wyłaził z toalety.. Przeczyściło go zdrowo i tyle.. Niestety krasnoludy są częściowo odporne na magię więc.. Wszystko w porządku kochanie?” spytała troskliwie gdy Norien zaczęła się krztusić.
„Masz.. popij.. dobrze ci zrobi..” powiedziała podając dziewczynie niewielką butelkę.
Smakowało podobnie jak ta mikstura jaką kazał jej wypić Darren, ale jako że była w potrzebie – łyknęła wszystko bez mrugnięcia.
Już chciała zapytać co Thessalia dała jej do popicia, jednak stanęły właśnie przed wysokimi, pięknie zdobionymi drzwiami...
Norien sądziła że Thessalia zapuka czy coś, jednak ta, pchnęła drzwi wchodząc jak do siebie.
„Chodź.. Pokażę ci twój apartament.” Powiedziała łapiąc Norien za nadgarstek i ciągnąc lekko za sobą.
Lekko oniemiała dziewczyna poddała się jej mimowolnie i została pociągnięta przez kilka wind i podestów wprost do niewielkiego domku na drzewie, miniaturowej kopii domku Mabbet, ukrytego wraz z wieloma innymi w koronie wielkiego, rozłożystego drzewa.
„Spójrz jaki widok!!” rozmarzyła się Thessalia podchodząc do okna.
„Jestem pewna że ci się tu spodoba.!” Dodała obracając się w stronę Norien.
Dziewczyna stała przy oknie, a jej dłoń którą oparła się o parapet lekko drżała.
W jej wilgotnych oczach odbijały się delikatne promienie słońca..
„Wszystko w porządku?” spytała Thessalia.
Norien pokręciła przecząco głową.
„Słyszałam o tym miejscu ale nie podejrzewałam że ty.. Że przy całej znajomości z Iwanem.. że to zrobisz..  Że spróbujesz zamknąć mnie tutaj..” powiedziała po chwili spoglądając na Thessalię z wyrzutem.
„Co takiego słyszałaś o tym miejscu?” spytała elfka.
„Jeden z druidów.. Urman.. napomknął kiedyś że to mogła by być opcja..” powiedziała cicho dziewczyna.
„Powiedział że to  wasze.. Sanatorium.. Przytułek dla magicznie nietypowych..” dodała Norien.
„Cóż.. nie minął się z prawdą.” Odparła Thessalia.
„Dodał jeszcze jedną rzecz.” Powiedziała Norien.
„Powiedział, że to opcja ostateczna, bo ci którzy tu trafią  - nie wracają.” Dodała zaciskając dłoń w pięść.
„To.. też prawda.. w większości..” odparła ponownie Elfka nie przejmując się jej tonem.
„Nie mam zamiaru cię tu uwięzić. Możesz w każdej chwili opuścić to miejsce, jednak.. proponuję pozostać tu przynajmniej do wieczora. A potem .. sama zdecydujesz.” Powiedziała Elfka z uśmiechem.
„A teraz chodź. Mamy audiencję za chwilę.” Dodała otwierając drzwi.
Norien poszła za nią niepewna tego co ma zrobić.
Do tej pory nie miała powodu nie ufać Thessalii..
Wręcz przeciwnie – Ufała jej i uważała za szczerą i otwartą..
Jednak w tej chwili i tak nic nie da rady zrobić ale.. będzie się uważnie rozglądać żeby w razie czego móc opracować jakiś plan...

 

 

...***...

 

 

 

Zacisze ogródka Thessalii choć świetne, okazało się zbyt małe dla całej drużyny i choć elfka z Norien wybrały się w góry, to jednak cała reszta również musi utrzymywać.. sprawność bojową.. jak to określił Iwan.
Razem z krasnoludem zdecydowaliśmy się na trening poza miastem za to reszta trenowała w ogrodzie razem z Ichiro który uczył ich różnych technik samoobrony oraz prowadził trening strzelecki.
Martwiłem się trochę że wziął zbyt wiele na swoje barki, jednak zbył mnie stwierdzeniem że przynajmniej tak na coś się przyda.
Cóż.. Iwan chyba miał rację mówiąc że to część jego mięty do Devany, bo pod przykrywką treningów miał okazję trochę się do niej polepić..

W każdym razie – razem z Iwanem przenieśliśmy się za miasteczko, do kamieniołomu skąd elfy czasem wydobywają trochę marmuru na własne potrzeby, a który w sam raz  nadawał się dla nas na plac treningowy. Jednak trenowaliśmy osobno, bo Iwan chciał popracować nad swoją kontrolą berserka więc lepiej żeby nie było nikogo w pobliżu gdyby coś mu nie wyszło. Spędzał tu praktycznie cały wolny czas. Gdy spytałem go czemu sobie nie odpocznie, stwierdził że już za długo odpoczywał, że rozleniwił się z dala od Dungeonu wiec teraz musi nadrobić ten czas skoro znów ma zapuścić się w głębokie lochy.
W każdym razie – skoro on zajął całe popołudnie – ja jak zwykle trenowałem rankiem.
Jednak w drugim dniu, za skalnym załomem znów dostrzegłem znajomą aurę..
Wygląda na to że samotne treningi będą wręcz niemożliwe, nawet tu, z dala od wszystkich, poza obrębem Cichego Sadu.

Nie chcąc się zdradzić jak poprzednio, zrobiłem sobie przerwę na ochłonięcie.
I tak miałem zamiar zjeść drugie śniadanie wiec odłożyłem bokken i usiadłem na skale otwierając pudełko z jedzeniem.

„Smacznego.. Mogę się przyłączyć?” zabrzmiało po chwili zza skały po czym moim oczom ukazał się Ellrund.
„Proszę..” odparłem pokazując mu miejsce obok.
„Dziękuję że przestałeś się w końcu kłaniać.. to było trochę.. krępujące..” powiedział siadając obok i bezceremonialnie sięgając do pudełka po drugą kanapkę. Już miałem go trzepnąć po łapach ale zmitygowałem się..
Jak by nie patrzeć to przecież wciąż władca północnych elfów...
„Tyle razy prosiłeś..” mruknąłem pomiędzy kęsami.
„Uhm.. adzo my na thym zahezao..”  odpowiedział z pełnymi ustami.
„Masz więcej?” spytał  po chwili z proszącym wzrokiem.
„Ale dam ci tylko jedną.” Odparłem sięgając do chlebaka po drugą porcję.
Skwapliwie skinął głową po czym z zapałem zajął się pałaszowaniem drugiej kanapki.
„Przepraszam.. Wymknąłem się bez śniadania żeby cię tu złapać..” powiedział między kęsami.
Faktycznie.. Wiem że elfy potrafią się bardzo szybko przemieszczać po lesie, ale.. nawet skrótami żeby dostać się ze stolicy tutaj potrzeba co najmniej trzy godziny..
„Nikt się nie zorientuje?” spytałem z zaciekawieniem.
„Służba już przywykła.. często wymykam się z pałacu bo mi się tam.. nudzi..” mruknął znów zezując w stronę chlebaka.
Bez słowa podałem mu go..
Niech ma.
Zjem sobie coś jak wrócę a jego czeka jeszcze droga z powrotem.
„Coś czuję że to jednak nie tylko nudy przygnały cię tutaj o tak wczesnej porze. O czym tym razem chcesz porozmawiać?” spytałem wciąż mając w pamięci nasze ostatnie spotkanie...
„Cóż.. jakby to..” zaczął gdy uporał się z ostatnią kanapką.
„Czasem obserwowałem Thessalię gdy ćwiczyła w martwej dolinie i naprawdę byłem pod wrażeniem, ale ona jest magiem więc nie miałem skali porównawczej.. Jednak to co widziałem tutaj.. heh..” .. przerwał na moment by zebrać myśli.
„Elion sądzi że nie potrzebna nam jest wasza pomoc. Że w razie ataku poradzimy sobie sami. Twierdzi że wasze umiejętności to zwykłe sztuczki.. Jednak choć sam całkiem dobrze walczę, nie stanąłbym przeciw tobie nawet gdybyś dał się wcześniej związać..” dodał po chwili.
„Obserwowałem was jeszcze zanim dotarliście do Cichego Sadu, (Nie pytaj jak – mam swoje sposoby których raczej wolałbym  nie zdradzać ) więc z góry wiedziałem że to poważniejsza sprawa.. To dlatego wysłałem Thessalię, bo w razie gdybyście byli zagrożeniem tylko ona mogła was powstrzymać.. Na szczęście okazało się że jest inaczej..” powiedział tłumacząc się lekko.
„Jednak teraz widzę że  nawet taka ostrożność to było za mało.. Ty, Iwan, Ichiro, Norien i Lea.. Heh.. Jeśli nawet wy prosicie o pomoc, to tak naprawdę przeciw czemu chcecie stanąć?” spytał retorycznie.
„Jak mówiłem na audiencji – otrzymacie każdą pomoc na jaką będzie nas stać. Mojego słowa nie podważy nawet twardogłowy Elion.” Dodał.
„Ale.. skoro już tu jestem .. I udało mi się zgubić ochronę.. to.. heh.. może mógłbyś mnie trochę.. no wiesz.. podszkolić?” spytał mrużąc oczy.
„Znaczy.. W walce?” spytałem niepewnie.
„Uhm. Jeśli to nie problem.” Potwierdził.
„Więc.. To po to tutaj przyszedłeś?” spytałem.
Skinął głową.
„W sumie.. Dlaczego nie?.” powiedziałem.
„W końcu mamy trochę czasu zanim dziewczęta przekopią się przez bibliotekę..” dodałem.
Może sobie być władcą północnych elfów, ale jednocześnie jest tak żądny przygód i prostolinijny jak żaden elf o jakim słyszałem.. Polubiłem go i on chyba również polubił mnie więc.. Faktycznie.. Czemu nie?
„Ale uprzedzam – niedawno awansowałem więc jeszcze nie znam swojej siły..” uprzedziłem.
„Widziałem.. Sylvar poleciał jak szmaciana lalka… ups..” powiedział gryząc się poniewczasie w język.
„Obserwowałeś nas cały czas..”
„Cóż.. Taka rola władcy.. ma wiedzieć o wszystkim co się dzieje na jego terenie i reagować.. A potem modlić się do bogów żeby jego reakcje okazały się słuszne..” odparł mrugając okiem.
Cóż.. Trudno nie przyznać mu racji..
Więc skoro tak mu zależy.. Czemu nie? W końcu jakoś musimy odwdzięczyć się za pomoc jakiej nam udziela.

 

 

.......

 

 

 

To było dziesiątego dnia.
Właśnie skończyliśmy trening i jak zwykle usiedliśmy na kłodzie drzewa pod skalnym nawisem żeby się posilić.
„Całkiem nieźle..” powiedziałem chwaląc jego postępy.
„Jesteś niesamowicie szybki.. Gdyby nie Falna i trzeci poziom to wątpię bym zdołał za tobą nadążyć.” powiedziałem wyjmując prowiant.
„Wysoka zręczność to wiodący atrybut Elfów..” powiedział biorąc z moich rąk sporą kanapkę.
Przez chwilę nie odzywaliśmy się zajęci jedzeniem, jednak coś nie dawało mu spokoju, wiec spytał:
„Możesz mi zdradzić skąd masz takie pyszne jedzenie?” spytał ocierając usta.
„Na pewno używacie miejscowych składników, bo przecież nie przywieźliście ze sobą dużych zapasów więc.. Heh.. możesz?” spytał patrząc błagalnym wzrokiem.
„Nasza bogini.. Devana robi nam co rano śniadanie..” wyjaśniłem.
„To znaczy.. Pomagamy, ale to ona doprawia i w ogóle.. To jej musisz spytać.” dodałem.
„Wykorzystujecie swoją boginię?” Spytał ze zdziwieniem Ellrund.
„Niee.. Skąd.. No .. może trochę..” powiedziałem zmieszany.
„To ona sama.. Twierdzi że tylko w ten sposób może nam się przydać, że nie pomoże nam w walce więc choć zadba o nasze brzuszki..” dodałem.
„Ale to nie prawda!” powiedziałem z przekonaniem.
„Nie mam serca jej zabronić, ale nawet w walce jest super! Pomogła mi pokonać nietypowca.. Dzielnie walczyła ze zmienionym Leszym..  jest.. Jest dzielna i odważna .. Jest.. najlepszą boginią jaką mógłbym sobie wymarzyć!” powiedziałem z przejęciem.
„Na pewno świetnie do siebie pasujecie.” Powiedział Ellrund obserwując z uśmiechem jak się czerwienię.
„Jak tylko będę miał okazję, to poproszę ją.. może zgodzi się podszkolić nieco moich kucharzy.. Nie żeby źle gotowali, ale .. heh.. Ich książki kucharskie z których są tak dumni powinny już dawno znaleźć się w bibliotece .. na regale z dopiskiem Kuchnia Antyczna.” dodał z uśmiechem.
No tak.. Poza jawną niechęcią części stołecznej elity, pałacowa kuchnia była  jednym z powodów dla których bez żalu wróciliśmy do Cichego Sadu...

„Jednak wracając do szkolenia.. Masz rację.. Sam widzę że zrobiłem duży postęp.” Powiedział Ellrund.
„Uhm.. Patrząc wstecz.. wiesz.. nigdy nie byłem specem od szermierki.. jednak myślę że zwykły pierwszopoziomowy poszukiwacz przygód nie dałby ci rady. Może nawet drugi, jeśli trochę zwiększysz szybkość i precyzję. A gdybyś się wspomógł jakimś magicznym artefaktem to wtedy na pewno..”
„Dziękuję..!! Na prawdę jestem ci wdzięczny!!” powiedział przerywając mi.
„Ależ.. Nie ma za co..” powiedziałem nieco speszony.
„Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.” dodał.
„Jako przywódca muszę.. nie.. Chcę być przykładem dla swoich ludzi. Dlatego w miarę możliwości staram się doskonalić w tych dziedzinach w których mogę.. Naprawdę .. Nie wiem jak ci się odwdzięczę..” powiedział z przejęciem.
„Och.. To przecież nic takiego..” powiedziałem trochę nieśmiałym głosem.
„Ale.. w sumie jest coś co mógłbyś dla mnie w zamian zrobić..” dodałem trochę się czerwieniąc.
„Przez cały czas dorastałem w Lotril i zupełnie nie znam świata poza puszczą.. więc..” zacząłem speszony.
„Ohh.. Rozumiem.. Nie masz się czego wstydzić. Większość elfów ze stolicy też nie zna nawet dobrze puszczy..” powiedział z uśmiechem.
 „Przez długi czas podróżowałem.. Nawet byłem ambasadorem przy królowej Amazonek wiec w podzięce za trening mogę ci co nieco opowiedzieć..”
„ANI MI SIĘ WAŻ!!” odezwał się czyjś wzburzony głos..
Głos Bogini ..
.. zza krzaków..
„Nie dopuszczę by ktokolwiek zepsuł mi moje dziecko! Może to sobie być i sam król elfów, ale to moja familia i to ja tu mam ostatnie słowo!” powiedziała stanowczym głosem wyłażąc z ukrycia.
„Eeemmm .. Myślałem że jesteś w bibliotece..” powiedziałem niepewnym głosem.
„ZROBIŁAM SOBIE PRZERWĘ.” Powiedziała grobowym głosem zezując w stronę Ellrunda.
„Chyba wiem o co ci chodzi..” odparł elf z uśmiechem.
„Daję słowo że nie będzie to nic sprośnego.” Powiedział podnosząc w górę dłoń na znak przysięgi.
„Śledzisz mnie podczas treningu?!” spytałem półgłosem w międzyczasie.
„Wyszłam się przewietrzyć..” odparła nie zbita z tropu.
„Ślęczenie nad tymi zwojami jest takie nużące..” powiedziała zmęczonym głosem.
„Najgorsze że nic nie możemy znaleźć..” dodała.
„Przecież.. macie pomoc  Eliona?” spytał Ellrund.
„Jest z nami cały czas.. Chyba też się w to wciągnął.. Mamy jakieś poszlaki i kilka wskazówek, ale wygląda na to że brakuje kilkunastu zwojów..” powiedziała bogini.
„Jak to .. brakuje?” spytał zdziwiony Ellrund.
„Nie mam pojęcia.. Elion właśnie  zarządził drobiazgową  inwentaryzację.. Dlatego wyszłam żeby się przewietrzyć..” odparła.
„Nie.. Nic z tych rzeczy.. nie robi nam pod górkę. Wciąż mamy pełen dostęp, ale.. Wygląda na to że znikło kilkanaście  zwojów sprzed Ostatniej Wojny i kilka z tajnych zapisków maginów..” dodała lekko zamyślona.
„Musimy porozmawiać .. pilnie.” Powiedział Ellrund momentalnie poważniejąc.
„Zbierzcie drużynę. Spotkamy się wieczorem u Thessalii. A na razie wybaczcie.  Przepraszam ale.. nie dokończymy treningu.” Powiedział skłaniając się lekko w moją stronę.
Odpowiedziałem lekkim ukłonem, po czym pojrzałem na Devanę.
Patrzyła na mnie takimi.. maślanymi oczami..
„Naprawdę tak myślisz?” spytała przyciskając się do mnie.
„Znaczy.. jak?” spytałem zezując przypadkowo w dół, tam, gdzie poczułem ciepło jej skóry na moim ramieniu..
I nie było to wyłącznie ciepło jej dłoni..
Mały zdrajca obserwował bezczelnie jak krew uderza mi do głowy gdy zorientowałem się że moje ramię utknęło pomiędzy nieco obnażonymi krągłościami bogini..
„Noo.. że nie mógłbyś sobie wyobrazić lepszej bogini..” odparła z radosnym uśmiechem.
„To.. prawda..” szepnąłem, podczas gdy całe moje ciało zaczęła ogarniać fala gorąca.
„W takim razie.. skoro zostaliśmy tutaj sami.. Może czas znów zaktualizować twój status?” spytała, a jej dłoń dotknęła mojej piersi.
Jej palce przesunęły się po mojej koszuli a zapięty dotąd guzik, ten, który przetrwał cały wyczerpujący trening, akurat teraz musiał się rozpiąć.. przez co jej palce dotknęły mojej nagiej skóry..
Zadrżałem, a jej mały zdrajca, który jak widać właśnie znalazł sobie kumpla, patrzył na mnie tępo tymi swoimi dwoma dziurkami jakby udając że nie ma z tym nic wspólnego..
„Devana.. Ja.. uhh” .. jęknąłem gdy cała jej dłoń wśliznęła mi się pod koszulę..

„Tu jesteś... Tak się martwiłem!!” usłyszeliśmy za sobą, gdy przedarłszy się przez krzaki Ichiro wpadł zdyszany na polanę.
„Hę?!” spytała zdziwiona bogini odsuwając się momentalnie ode mnie.
„Zniknęłaś tak nagle w lesie.. bałem się że coś ci się stanie więc pobiegłem..” tłumaczył się łowca jakby nie dostrzegając naszych zmieszanych min.
„O..  znów ci się guzik rozpiął..” powiedział czerwieniąc się po same uszy.
„Może faktycznie Norien powinna..”
„WARA OD MOJEGO GUZIKA CHOLERA!!” krzyknęła z furią bogini.
„ŻE TEŻ NIE MOŻNA NORMALNIE PO LESIE POŁAZIĆ! JESTEM BOGINIĄ!! GŁOWĄ FAMILII!!” krzyczała rozeźlona.
„ODROBINA PRYWATNOŚCI!! CZY PROSZĘ O ZBYT WIELE?!!” dodała podniesionym głosem przywracając jednocześnie ze złością małego zdrajcę do porządku.
Patrzyłem mu w te złośliwe dziurki z .. miało być .. satysfakcją, ale.. Sam miałem gdzieś z tyłu głowy żal do Ichiro że wparował tu tak nagle..
„Blake i tak tu był wiec nie ma mowy o prywatności..” stwierdził Ichiro zerkając w moją stronę.
„Byś się zapiął..” powiedział patrząc na mnie.
„Co innego aktualizacja a co innego paradować po lesie w rozchełstanej koszuli .. I to jeszcze przed boginią..” powiedział nieco karcącym głosem.
„Że .. co?!” spytałem zbity z tropu.
„Chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać.. ICHIRO.” Powiedziała bogini z ledwością powstrzymując wybuch.
„Po prostu dbam o dobro naszej familii!” powiedział łowca podnosząc ręce do góry.
„Jesteś naszym sercem.. Źródłem naszej mocy.. Gdyby porwali cię zbóje.. napadły orki czy coś..  Gdybyśmy cię stracili.. Cała familia by .. zginęła..”  powiedział.
„Jestem boginią łowców Ichiro.. Las znam lepiej od ciebie a i z łuku strzelam prawie tak dobrze jak ty więc.. powiedz mi co niby miało by mnie napaść w tym lesie? .. Oprócz ciężkiej cholery?!!” spytała z zaciśniętymi zębami..
„Noo.. nie wiem.. Dzik może jakiś..?” powiedział niepewnym głosem łowca.
„To zrób mi przysługę i upoluj tego.. dzika.. tak na wszelki wypadek.. Zanim mnie łaskawie napadnie.. Będzie w sam raz na kolację..” powiedziała bogini patrząc na niego ze złością.
„A TERAZ STRAĆ MI SIE Z OCZU BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!” krzyknęła.
„TY BYŚ SIĘ TEŻ ODEZWAŁ!! STOISZ JAK JAKIEŚ CIELE GDY.. OOOOHHHH!!” rzuciła w moją stronę ze złością, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Cichego Sadu.
Spojrzeliśmy z Ichiro po sobie.
„To.. ja może lepiej pójdę po tego dzika..” zaczął łowca niepewnym głosem.
Skinąłem głową.
„Może być ciężki.. jak coś to może..”
„NIE.” Przerwałem mu wiedząc o co zapyta.
„Dobra.. Dam sobie przecież radę..” mruknął, po czym jednym susem zniknął w zaroślach.

 

 

…***…

 

 

 

Zostałem sam.
Z jednej strony miałem żal o to że Ichiro tak nagle wparował na trening.. za to z drugiej..
Heh..
Pobiegłbym za Devaną ale.. co miałbym jej powiedzieć?
Pamiętam naszą ostatnią rozmowę na.. delikatne tematy i.. heh.. Co ja sobie myślę?
Usiadłem znów na kłodzie drewna i ze złością zacząłem obcinać czubkiem bokkena  główki rosnących w zasięgu ręki mleczy.

„Wygląda na to że nie możesz się zdecydować..” usłyszałem za plecami znajomy głos.
„Hę?!” spytałem nieco zaskoczony.
„Nie wierzę.. Udało mi się ciebie podejść!” powiedziała młoda kobieta o jasno niebieskich włosach siadając obok mnie.. może nawet ciut za blisko..
„Nie miałem powodu mieć się na baczności..” mruknąłem znów spuszczając głowę.
„Już nie staruszka?” spytałem po sekundzie.
„Zbyt blisko góry wiatrów.. Niektóre artefakty nie do końca działają jak trzeba..” mruknęła nieco zawiedzionym głosem.
„W takim razie to musiało być coś grubszego skoro zdecydowałaś się ujawnić..” powiedziałem patrząc na nią z uwagą.
„I tak byś mnie rozpoznał.. prędzej czy później..” powiedziała wzruszając ramionami.
Przyjrzałem jej się bliżej.
Delikatna, kobieca twarz okolona przez niezbyt długie niebiesko morskie włosy..  Prostokątne okulary skrywały ładne, szarobłękitne oczy obserwujące mnie teraz z uwagą.. Siedziała tuż obok mnie wiec wstydziłem się otaksować ją z góry na dół, jednak spuszczając oczy odruchowo dostrzegłem że poły rozchylonego płaszcza odkrywały gładkie, zgrabne kolana i smukłe łydki, oraz stopy ukryte w fikuśnych sandałach ze skrzydlatym motywem...
„Więc.. Kim na prawdę jesteś?” spytałem znów podnosząc wzrok.
„Przecież wiesz.. Asfi ..  Nazywana również Andromeda. Możesz nazywać mnie Asfi.” Powiedziała mierzwiąc mi lekko włosy.
Zaczerwieniłem się.
Mimo wszystko po jej pewności siebie widać było że jest ciut starsza ode mnie i wyglądała jakby świetnie bawiła się moim zakłopotaniem.
„Teraz już wiesz jak naprawdę wygląda stara Zoya.. I jak? Podoba ci się?” spytała otaczając moją szyję ramieniem i przyciskając do siebie moją głowę..
„Emm..” stęknąłem poddając się jej uściskowi i bezradnie pozwalając by jej krągłości otoczyły moją twarz..
„Noo.. Powiedz.. Czyje atrybuty bardziej działają na twoją męskość? Koronki niewinnej półelfki, rozpięty dekolt boginki czy ukryte atrybuty babci Zoyi?” spytała miętosząc moją twarz przy swoim biuście.
„Uuuuch.. trudno powiedzieć..” stęknąłem odsuwając się na siłę od niej.
„Wooooahh!!!..” jęknąłem  uświadamiając sobie że moja dłoń właśnie użyła jej biustu jako podparcia..
„Przepraszam..”  stęknąłem, błyskawicznie cofając rękę.
 „Och. Niema za co.. to było bardzo miłe..” powiedziała Asfi uśmiechając się zalotnie.
„Wheh?!” stęknąłem ze zdziwieniem.
„PRZEPRASZAM!!... Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło!!” powiedziała gwałtownie Asfi odsuwając się ode mnie.
„Too.. musi być wpływ.. Na prawdę  nie sądzę żebym.. Ohh no przecież..” jęknęła po czym wstała gwałtownie i zniknęła pomiędzy drzewami.
Rozejrzałem się niepewnie wokół ale nie dostrzegłem nic nietypowego.
Jednak jej aura nie zniknęła z zasięgu mojego  .. czucia..
Wciąż widziałem ją na skraju dostrzegania jakby czekającą  na mój ruch..
Podniosłem się i ruszyłem za nią aż dotarłem  nad brzeg strumienia.
Właśnie zanurzała dłonie w zimnej wodzie żeby obmyć twarz.
„Przepraszam.. powinnam bardziej mieć się na baczności..” powiedziała starając się jakoś wytłumaczyć.
„Widzisz? Tam.. na gałęzi .. No.. nad tym pniem gdzie siedzieliśmy..” powiedziała pokazując mi ręką.
„Noo.. nie bardzo wiem o co..” zacząłem niepewnym głosem nie widząc tam niczego podejrzanego..
„No na gałęzi.. JEMIOŁA..” powiedziała kręcąc głową jakby to było coś oczywistego.
„Noo. .. jemioła ale co to ma..”
„No tak!!” w końcu mi zajaśniało.
„Magiczna Jemioła.. Wzmacnia uczucia i pozbawia zahamowań.. Przynosi szczęście i takie tam.. Ale to przecież bzdury..” dodałem przypominając sobie co mówiły stare babcie w Nestyr gdy pytałem po co wieszają to zielsko nad drzwiami..
„Może i bzdury ale.. tylko jeśli używasz ściętej.. po kilku godzinach umiera i traci moc. Co innego taka .. I to jeszcze w lesie Elfów..” dodała pokazując na kulistą gęstwę gałązek zwieszającą się z konara tuż nad pniem na którym siedzieliśmy.
„Myślisz że to przez nią Devana tak się zachowywała?” spytałem starając się rozszyfrować zagadkę nagłej śmiałości mojej bogini..
„Myślę, że jej i tak niewiele brakowało.. z jemiołą czy bez.” Mruknęła, po czym wyjęła z podręcznej torby mały nożyk i fiolkę.
Nacięła delikatnie korę a potem przystawiła fiolkę  by zebrać sok.
„Skoro tak działa, to nie boisz się że znów.. no wiesz..?” spytałem trochę się czerwieniąc.
„A co? Spodobało ci się?” spytała uśmiechając się zalotnie.
„Niee.. znaczy.. Ttt..  Znaczy.. nie o to mi chodziło..” zacząłem się plątać.
„Hihi.. A widzisz? Jednak działa..” powiedziała śmiejąc się ze mnie.
„Gdy się nie spodziewasz – łatwo można ulec jej działaniu.. Jednak gdy już wiesz, wtedy wystarczy dosłownie odrobina woli by się opanować.. O ile się chce.” Powiedziała zatykając fiolkę.
„A ty..? Chcesz?” spytała znów robiąc kilka kroków w moją stronę.
„Ja.. Na mnie to chyba nie działa..” wystękałem cofając się o kilka kroków.
„Oczywiście że nie.. Tylko żartowałam przecież..” powiedziała zmieniając ton na bardziej poważny.
„Ufhh..” odetchnąłem.
„A .. może nie żartowałam?” dodała podnosząc ręce w drapieżnym geście.
„Whoah?!”
Hahaha!! Taki duży chłopak a taki strachliwy..” dodała ze śmiechem znów normalniejąc.
„Na wszelki wypadek jednak zmieńmy miejsce. Tak będzie.. lepiej.” Dodała z poważną miną, po czym pociągnęła mnie za rękę znów w stronę strumienia.

„Wyciąg z jemioły do tej pory używany jest w wielu recepturach.. Spytaj Darrena..” dodała oceniając pod światło zawartość fiolki po czym schowała ją do torby.
„Sporo o nas wiesz..” powiedziałem zerkając na nią z ukosa.
„Przecież jestem szpiegiem.. Moim zadaniem jest wiedzieć..” odparła wzruszając ramionami.
„A więc jednak..” powiedziałem gdy potwierdziły się moje przypuszczenia.
„Zbierasz informacje dla Orario?” spytałem.
„Nie. Orario ma swoje własne problemy i raczej nie interesuje się światem poza murem który je otacza.” Mruknęła.
„Ale.. nasz bóg jest bardzo ciekawski i lubi wiedzieć co się w świecie dzieje więc .. poprosił mnie bym się tu trochę rozejrzała.” Powiedziała na wyjaśnienie.
„Z powodu Evilus?” spytałem.
„Tak.. Mówiłam ci już wcześniej.”
„Skoro to ich szpiegujesz to co robisz tutaj?” spytałem,
„Amm... Miałam zamiar sprawdzić pewien trop.. Jakaś aktywność Evilus w tym rejonie..” powiedziała nie patrząc mi w oczy..
Nie musiałem nawet używać Skupienia żeby poznać że .. może nie kłamie ale.. na pewno nie mówi mi całej prawdy..
„Jaka aktywność?” spytałem ignorując na razie tą kwestię.. Poza tym.. jeszcze coś nie dawało mi spokoju.. Coś.. ulotnego.. coś co na pewno wiedziałem ale plątało się tuż przy samej granicy przypomnienia nie mogąc się jednak przebić..
„Cóż.. Usłyszałam plotkę że jakiś podejrzany osobnik węszył rok temu w okolicy Ravendell.. Podobno był widziany w samej stolicy, ale brak świadków.. Za to zniknęło kilku obywateli..” powiedziała.
„Zniknęło?” spytałem zdziwiony.
„Jakby rozpłynęli się w powietrzu..” powiedziała machając ręką.
Znów to poczułem.
Lecz tym razem nie jak jakieś delikatne pukanie podświadomości, ale oficjalny łomot do drzwi..
„!!!!!!”  Właśnie mnie olśniło.
Bezceremonialnie złapałem ją za nadgarstek i powąchałem, po czym pochyliłem się ku niej i powąchałem jej szyję..
„Whaahh..  Emmm .. Co robisz.. Jemioła już przecież nie..” zaczęła nieśmiało czerwieniąc się..
To, że nie próbowała mnie odepchnąć, jakoś umknęło mojej percepcji..
Kanał numer pięć.. Poznaję..” szepnąłem, owiewając jej szyję swoim oddechem.
„Ohhhh... Przepraszam..” zmitygowałem się odsuwając się od niej.
Jej dłoń przesunęła się po moich włosach jakby właśnie chciała mnie ..
„Chciałem coś sprawdzić.. przepraszam..” powiedziałem czerwieniąc się znów a ona szybko wycofała dłoń i zrobiła takie oczy jakby było jej przykro..
„I co? Sprawdziłeś sobie?” spytała twardszym tonem, a jej oczy spojrzały na mnie tym razem z .. lekkim gniewem.
„Wybacz proszę.. Musiałem.. Heh..”
„No.. Wyduś że wreszcie!” ponagliła mnie.
„Dziękuję.” Powiedziałem.
„Ten.. anioł.. To byłaś ty..” szepnąłem.
„Hę?” spytała zdziwiona.
„Uratowałaś mnie.. Wtedy.. po walce z wywerną.. Przyniosłaś miksturę.. Dziękuję.” Powiedziałem.
„Skąd wiesz że to byłam ja?” spytała, po czym znów zaczerwieniła się lekko zdając sobie sprawę że się zdradziła..
„Poznałem po perfumach..” powiedziałem.
„Och.. tyle perfum na świecie.. Można je dostać przecież w każdym miasteczku..” starała się wytłumaczyć odsuwając się jednocześnie nieco.
„Nie takie..” powiedziałem kręcąc głową.
„Kanał numer pięć.. Ich nie ma w okolicy..” stwierdziłem.
„Och.. to tylko podróbka.. To popularny zapach..” odparła machając ręką a ja znów poczułem tą delikatną woń..
„To był ulubiony zapach mojej mamy.. Tata zawsze zamawiał dla niej fiolkę z Orario w prezencie na rocznicę ślubu.” wyjaśniłem.
„To definitywnie nie jest podróbka.. I na pewno nie kupiłaś jej nigdzie poza Orario.” Stwierdziłem.
„I to na pewno ten sam zapach którego używała stara Zoya.” Dodałem ucinając ten temat.
 „I jeszcze jedno.. Jak w wytłumaczysz fakt, że jajo wywerny które znaleźliśmy po wszystkim w jukach również pachniało Kanałem numer pięć?” spytałem gdy właśnie udało mi się połączyć następny element zapachowej układanki ..

 

........

 

 

„Te wywerny żyły tu od lat!! Coś ty sobie myślała?!! Stanowią część ekosystemu, a ty je ot tak sobie użyłaś jak narzędzie do własnych celów?!!” spytałem podniesionym głosem.
„Nie żyły.  Ich ekosystem jest w górach Beor. Coś przepłoszyło je i zaczęły migrować.. Chyba zmierzały w góry sine, jednak jedna z nich po drodze zniosła jajo i utknęły by się nim opiekować. Chyba rozumiesz jakie zagrożenie dla okolicy stanowiło dziesięć wywern?” odparła spokojnie.
„Dziesięć?” spytałem ze zdziwieniem.
„Więc pozostałe wciąż..”
„Nie. Miałam kontrakt na te wywerny. Zajęłam się nimi w pierwszej kolejności. Chyba nie myślisz że napuściłabym na was dziesięć bestii?” odparła unosząc brew.
„Więc.. sama pokonałaś.. pięć..” głos uwiązł mi w gardle na samą myśl że jedna .. tak delikatna z pozoru osoba pokonała ot tak pięć wywern gdy ja  ledwo uszedłem z życiem po walce z dwoma..
„Uuuhh.. Nie traktuj tego w ten sposób.” Powiedziała kręcąc głową na widok mojego wzroku.
„Na moim poziomie takie potwory to dla mnie niewielkie wyzwanie.. Zrozumiesz za niedługo, gdy mi dorównasz.” Wyjaśniła.
„Mało brakło a bym zginął..” mruknąłem zwieszając głowę.
„Heh.. Musisz odwiedzić Orario, to pewne. Brak ci skali porównawczej i dlatego się nie doceniasz. Normalnie drugi nie miałby dużych szans przetrwać walki z nawet jedną wywerną.” Powiedziała spoglądając na mnie z ukosa.
„Poza Dungeonem potwory są słabsze..” mruknąłem w odpowiedzi.
„Też tak słyszałam..” powiedziała.
„Jednak radzę nie ufać plotkom..” dodała unosząc nieco rąbek spódniczki.
Jej udo przecinała świeża szeroka blizna.
„Spokojnie.. zagoi się bez śladu, jednak.. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakiemuś potworowi udało się mnie dosięgnąć.” Powiedziała na wyjaśnienie.
„Jestem ci winna przeprosiny. To fakt. Świadomie naraziłam was wszystkich, ale zrozum – Nie było niebezpieczeństwa. W każdej chwili mogłam..”
„Starczyło by żeby rozdzieliły nas wcześniej i musiałabyś się sklonować..”
„To było wkalkulowane ryzyko.. Nie obraź się ale.. Zostawiłabym cię i ruszyłabym na pomoc reszcie twojej grupy..”
„Dzięki..” powiedziałem z przekąsem.
„Wiedziałam że dasz sobie radę! Miałeś do ochrony tylko siebie..  a Iwan z Ichiro nie daliby rady sami ochronić wszystkich naraz..” powiedziała na usprawiedliwienie.
„…”
„Przepraszam.” Powiedziała po chwili.
„Mój bóg chyba ma na mnie zły wpływ.. Przejmuję jego ciągoty do wtykania palców tam gdzie nie trzeba.” dodała z westchnieniem spuszczając nieco głowę.
„Uhh.. Przynajmniej okazało się że miałaś rację.. Pozbyłaś się zagrożenia, a ja jestem ci winien poziom..” powiedziałem z uśmiechem starając się dodać jej otuchy.
„Tak.. ale.. Obiecuję że już więcej nie będę mieszać..” powiedziała zasmucona.
Objąłem ja ramieniem żeby dodać jej otuchy..
Poza tym.. Ten zapach.. Kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Znów poczułem się jak kiedyś, gdy przytulałem się do mamy..
Tyle że mama nie wsuwała mi .. przypadkiem.. palców pod koszulę..
Poczułem że robi mi się gorąco...
Ta jemioła albo ma nogi.. albo rośnie na praktycznie każdym drzewie...

 

 

...***...

 

 

 

Weszły do przestronnego pokoju prawie na szczycie.
Z okien roztaczał się widok na całą okolicę, no.. może poza tą częścią od strony Góry Wiatrów, bo tam widać było jedynie zieleń drzew ustępująca po chwili szarości skał przesłanianych przez strzępki chmur...
Przy jednym z okien stał przystojny elf, który odwrócił się w ich stronę gdy weszły do pokoju.
„Witaj!! Thessalia!! Tak dawno cię nie było!! ..” powiedział, po czym podszedł się przywitać.
„Ummmm Pachniesz świeżym chlebem!! Czy to być może..? Och!! Dziękuję!!” ucieszył się gdy ta wyciągnęła zza pazuchy poobgryzany bochenek.
„Wybacz.. nie mogłyśmy się oprzeć.” Powiedziała nieco zakłopotana elfka.
„Nie szkodzi.. Przecież nie zjadłyście całego..” odparł elf po czym oderwał spory kawałek.
„Och!! Przepraszam!! Wybacz mi moje maniery.  Świeżutki chlebek to moja słabość..” powiedział chowając bochenek za plecami po czym wyciągnął rękę.
„Jestem Ellandor. Brat Ellrunda. Miło cię poznać.” Przedstawił się.
„Mam.. na imię.. Norien..” odparła cicho półelfka patrząc w lekkim szoku jak ujął jej dłoń i delikatnie pocałował.
„Witam cię w moich skromnych progach Norien!” powiedział z uśmiechem.
„Chętnie bym was czymś poczęstował ale mam tylko to..” dodał wyciągając zza pleców przyniesiony przed chwilą i napoczęty przez dziewczyny bochenek.
„Ale!!..  Dajcie mi moment!!” dodał po czym.. Machnął ręką, a w sąsiednim pomieszczeniu coś stuknęło, po czym do pokoju dostojnie wpłynęły: niewielka miseczka z masłem i nóż z deską do krojenia.
Gdy tylko opadły na stół, elf z przejęciem zaczął kroić chlebek i smarować masłem.
„Soli? Pieprzu?” spytał, po czym nie czekając na odpowiedź sprowadził przyprawy.
„Tak właśnie lubię.. Świeży chleb z masełkiem , posypany odrobiną przypraw.. Mmmmmmmm..” rozmarzył się delektując się smakiem.
„Częstujcie się! Jak zupełnie ostygnie to straci swoją fajność i znów stanie się zwykłym chlebkiem codziennym..” powiedział pakując sobie całkiem grubą kromkę w usta.
Jak zaczarowane pojawiły się przy nich spodek z miodem i serwetki..
Thessalia momentalnie skorzystała z obu, maczając siermiężnie krojone kromki w miodzie i soli, do tego posypując pieprzem..
„No.. Spróbuj chociaż!” zachęciła półelfkę ocierając serwetką usta.
Norien sięgnęła po grubą pajdę i zamoczyła ją najpierw w miodzie a potem w soli i pieprzu.
Nieznana do tej pory kombinacja smaków spowodowała że na moment odpłynęła delektując się doznaniami.
„Super że przyszłyście!” powiedział Ellandor łapiąc za następną kromkę.
„Nohmalnie muchę pchekupyfać słuszbe szeby załapać sie na śfieszy chlebek!!!” powiedział z pełnymi ustami.
„Nie możesz im.. no wiesz.. zwyczajnie rozkazać?” spytała Norien oblizując palce.
„Mógłbym.. Pewnie że tak.. ale.. wtedy nie było by frajdy..” powiedział Ellrandor  wzruszając ramionami.
„Czy.. masz ochotę..?” spytał patrząc  maślanymi oczami na ostatnią kromkę.
„Och.. Oczywiście.. Dziękuję..” odparła Norien, po czym ostentacyjnie wzięła kromkę i zamoczyła ją w miodzie.. potem lekko dotknęła soli i dwoma palcami nabrała odrobinę pieprzu.
W ostatniej chwili odjęła ją od ust.
„Podzielę się jeśli spełnisz jedno moje życzenie..” powiedziała patrząc w oczy Ellrandorowi.
„Czegokolwiek sobie zażyczysz..”
„Więc.. dam ci gryza.”

 

.....

 

 

GGGGWWWWOOOAAAHHH!!!!!!!

„Przejdziesz do historii..”  powiedział Ellandor zerkając w stronę Norien zza pleców Thessalii.
„Twoje słowa można dwojako zrozumieć..” odparła dziewczyna kondensując następną kulę ognia w dłoni.
„Tamten po lewej.. Ten większy!!” powiedział elf wyciągając dłoń.

GggggroooOOOAAAhhh!!!!!  Następna skalna iglica zniknęła po spotkaniu z potężną kulą ognia.
„Nazwę cię.. Niszczycielem Bliźniąt!” powiedział prostując się.

„Zawsze chcieliśmy się ich pozbyć, ale te uparte bestie wciąż stały jak zaczarowane..” dodał z przymrużeniem oka.
„Ale.. Ja..  nie rozumiem jak..” szepnęła Norien spoglądając  z niedowiarą.
na swoje ręce.
„Dzięki mojej magii wiatru która w sumie robi to samo co Topór Iwana czy ex laska Thessalii..”
„Emm.. że co?” spytała nieco zdziwiona Norien..

„Gdy miałaś Mind down.. Trochę się przeceniłam i..” Pyk! Pstryknęła palcami Thessalia.
„Ohh.. to była twoja ulubiona..” jęknęła ze smutkiem Norien.
„Moja wina.” Odparła elfka.
„Nic nie jest wieczne, a zwłaszcza durna pewność siebie..”
Mam piąty poziom.. zaufaj mi .. ogarnę co się nie stanie.. I .. dupa.” Powiedziała cienkim głosem przedrzeźniając samą siebie.
„Twoja kula ognia przerosła mnie, moją laskę i połowę tamtej cholernej skalnej ściany..” mruknęła na wyjaśnienie.
„Ale.. Tak szczerze mówiąc to obie mamy szczęście że żyjemy.” Dodała po sekundzie mrugając okiem.
„No ale przynajmniej wiemy na czym stoimy..” powiedziała uśmiechając się szeroko.
„No właśnie!! Po to tu przyszłaś prawda?!!” spytał podekscytowany Ellrandor.
„Żeby dowiedzieć się co z tobą nie tak?!!” dodał z szerokim uśmiechem.
„I okazało się że nie masz problemu z kontrolą jako taką ale szwankuje u ciebie kierunkowanie..!” powiedział pukając się lekko w głowę.
„To jest właśnie problem z czarownictwem.. Że zawsze czegoś brakuje..” dodał podskakując  z podnieceniem.
„Wiemy jaki chcemy osiągnąć efekt końcowy ale gubimy po drodze etapy pośrednie..” powiedział.
„Że co?!” powiedziała Norien u której właśnie zapłonęła ostrzegawcza lampka.
„Emm .. Thessalia ci nie powiedziała?” spytał trochę zakłopotany Ellrandor.
Umm.. pokręciła przecząco głową półelfka.
„ Ja też jestem czarownikiem.. Moim żywiołem jest.. wiatr..” wyjaśnił wzbudzając nad dłonią niewielkie tornado.
„!!!???!!!”
„Właśnie dlatego to Ellrund jest władcą północnych elfów..” wyjaśniła Thessalia widząc zdziwioną minę Norien.
„Przez czarownictwo nie wolno mi zasiąść na tronie.. Dzięki czemu to mojemu bratu przypadło w spadku to niewdzięczne zadanie..”  powiedział z lekkim smutkiem.
„No.. ale w końcu ktoś to musi robić co nie?” spytał szukając potwierdzenia u dziewcząt.
„Wcale nie jesteś niebezpieczny! Świetnie panujesz nad magią, tylko jesteś leniwy i ci się zwyczajnie nie chce zajmować królestwem!” zganiła go Thessalia.
„Aj aj aj.. Nie bądź taka.. Gdyby Ellrund tego nie chciał to dawno by abdykował czy coś..” powiedział nieco speszony Ellandor.
„Ma większe poczucie obowiązku od ciebie i tyle. Na razie mamy mało czasu więc lepiej się skupcie.” Skwitowała jego tłumaczenie Thessalia, po czym uniosła dłoń by zakończyć spór.
„No dobrze.. To jeszcze raz! Norien – Dajesz!!” powiedział po czym na wszelki wypadek schował się za Thessalią która tylko przewróciła oczami.
KkkkkhhheeeeSSSHHH!!!!” zaskwierczała kula ognia, po czym znów została wypchnięta w stronę skalnej ściany za pomocą silnego podmuchu z dłoni Ellandora.
„Qrde.. Nie wiem czemu nie umiesz.. przecież to proste.. Zwyczajnie każ jej lecieć!” powiedział trochę zawiedzionym głosem.
„Dobrze ci mówić!! Twój wiatr nie sfajczy połowy lasu jak ci się wymknie spod kontroli.” Mruknęła przez zęby Norien.
„Ale powyrywa z korzeniami wszystko co stanie mu na drodze.. Z dwojga złego nie wiem co lepsze..” odparł  Ellandor.
„No ale jakoś nad tym panujesz!” powiedziała z lekką zazdrością Norien.
„Jakoś panuję to prawda.. Ale nie zawsze tak było.” Odparł.
„ To zasługa tego miejsca.. To drzewo, Selor, rośnie nad potężnymi złożami Mithrillu i przez to że jego korzenie sięgają głęboko w głąb góry wiatrów absorbuje manę z otoczenia. To dlatego czarownikom w jego pobliżu łatwiej jest czarować, bo ich własna mana ich nie przerasta..” powiedział
„Więc.. to dlatego.. Ci którzy tu trafiają – nie wracają..” powiedziała cicho Norien.
„Przynajmniej większość..” powiedziała Thessalia.
„Mamy tu i ludzi i Elfy i krasnoludy.. Do tego trochę innych magicznych istot z.. problemami..” wyjaśniła.
„Ta brama na przełęczy ma za zadanie nie wpuścić magów w strefę działania góry wiatrów..” dodała.
„Ale.. dlaczego?”  spytała zaskoczona Norien.
„Czarownicy dysponują większą ilością naturalnej many niż magowie, wiec podczas gdy Góra Wiatrów jedynie tłumi nieco ich moc, Magowie narażeni są na ciągły drenaż many co po jakimś czasie powoduje u nich głęboki mind down.. A czasem nawet śmierć.. Dlatego kontrolujemy tych co tu wchodzą żeby ustrzec się przed niechcianym zgonem.” wyjaśnił.
„Spójrz na siebie. Jesteś w stanie stworzyć i opanować kulę ognia jakiej nie utrzymałabyś nawet przez chwilę kawałek za bramą.. Praktycznie nie ma ryzyka że twoja magia wymknie ci się spod kontroli!” powiedział.
„Niestety ja mogę tu być tylko przez kilka dni w miesiącu.. potem muszę regenerować manę..” powiedziała Thessalia.
„Więc to dlatego tak ci się spieszy..” szepnęła Norien..
Od tej pory na pewno będzie spoglądać na elfkę zupełnie innymi oczami..
„Więc nie marnuj mojego poświęcenia. Musisz nauczyć się jak najwięcej zanim wrócimy..” powiedziała.
Kkkkkhhhheeeesssshhhhhh......
„To jeszcze raz.. Spróbuję jakoś.. Ehh!!!!” jęknęła Norien gdy Ellandor znów musiał wybić jej ognistą kulę.
„Masz trzy etapy. Ocena celu. Zebranie odpowiedniej ilości energii i wysłanie jej w kierunku celu. U ciebie zawodzą wszystkie.” Powiedział gdy opadł kurz.
„Hę?”
„Przeceniasz cel. Gdy mówię zaatakuj tamtą górę ty myślisz że masz zniszczyć tamtą górę. To pierwszy etap. Potem zbierasz tyle energii która pozwoli ci zniszczyć górę..  to drugi etap.. A że nie jesteś na razie w stanie takiej energii opanować – dlatego wymyka ci się spod kontroli i nie docierasz do trzeciego etapu – czyli nadania swojej magii odpowiedniego kierunku ” wyjaśnił.
„Mogę kontrolować strumienie ognia..” powiedziała Norien.
„Ale z tego co widziałem tylko na małą odległość i gdy cel jest nieruchomy..” mruknął Ellandor z przekąsem przypominając jej jak próbowała utrzymać płomień na głazie toczącym się w dół zbocza.
To między innymi jeden z powodów dla których profilaktycznie chował się za Thessalią...
„Spróbuj z tamtym drzewem.” Powiedział.
„Whhoah!!” stęknął gdy zaczęło płonąć.
„Jak to zrobiłaś?” spytał.
„Normalnie.. Przecież chciałeś..”
„Kazałem ci je zniszczyć.”
„Myślałem że chciałeś żebym kontrolowała..” powiedziała po czym płomienie zgasły kompletnie nie szkodząc drzewu.
„A dasz radę zrobić to mocniej? Tak, żeby zapłonęło?”
„Mogłabym.. tylko po co?” spytała Norien.
„Hmm To jeszcze raz, kulę ognia, ale małą, żeby łatwo ci było ją utrzymać.. Zapal i przytrzymaj.” Powiedział w lekkim zamyśleniu.
Khessshh!!
Niewielka ognista kula zapłonęła jakby od niechcenia nad lewą dłonią Norien.
Ta – spojrzała na niego wyczekująco.
„A teraz – każ jej lecieć!”
„Znaczy.. jak?”
„No.. wyobraź sobie że leci..”
„Uhhh... Mogę nią rzucić..”
„Nie, za blisko.. sama oberwiesz.. Ma popędzić przed siebie jak szalona..”
Hhhhhmmmmm...
Mmmmm....
mmMMMM!!!!!!...
„Chyba nic z tego..” mruknęła Thessalia widząc jak niewielka kula ognia zaczęła szamotać się w dłoni Norien wciąż powiększając swoją objętość.
Wwwwhhhoooosssshhhh!!!!
Gwałtowny strumień wiatru zdmuchnął ognistą kulę znad jej dłoni, a ta po chwili eksplodowała zdrowym K`booomem na skalnej ścianie daleko od nich.
„Nie nadaję się..” jęknęła Norien.
„Nic z tych rzeczy.. Po prostu musisz trochę poćwiczyć i tyle.” Powiedziała Thessalia.
„Nie myśl o kuli ognia ani o tym co chcesz żeby zrobiła z celem, bo wtedy zacznie rosnąć jak szalona starając się sprostać twoim wymaganiom.  I nie bój się jej. To przecież twoja własna mana.. Twoje dziecko.. że tak się wyrażę. Gdy stwierdzisz że jest dość duża, każ jej przestać rosnąć a potem spróbuj wyobrazić sobie jak pędzi radośnie w kierunku celu.. Taka .. wizualizacja..” wyjaśnił profesorskim tonem Ellandor.
Norien skinęła głową, po czym znów nad jej dłonią zapłonęła niewielka kula energii.
„No widzisz!! Jak chcesz to potrafisz!!” pochwalił ją elf gdy przez dłuższy czas udawało jej się nad nią zapanować.
„A teraz każ jej lecieć.. Gdzieś tam!” powiedział znów wskakując za plecy Thessalii.
Jednak tym razem zamiast polecieć czy też eksplodować, jej ognista kula rozpłynęła się w powietrzu z cichym PYK!.
„No.. tak, to też dobrze jest umieć.” Powiedział elf.
„Wygląda na to że moje dziecko jest chrome i nigdy nie nauczy się chodzić..” mruknęła Norien po czym znów zrobiła maleńką ognistą kulkę i rzuciła nią z rozmachem przed siebie.
„To tyle jeśli chodzi o magie ofensywną.” Powiedziała, po czym ze złością kopnęła kamień.
„JUŻ WIEM!!” Ellandor prawie że krzyknął.
„Wpadłem na genialny pomysł!! Wy tu trenujcie, a ja pędzę do wioski.  Spotkamy się przy kolacji!” powiedział, po czym zniknął niesiony pędem wiatru.
„Ale.. co mam trenować?” spytała nieco skołowana dziewczyna.
„Opanuj kulę ognia. Nauczyłaś się ją gasić więc jesteś na dobrej drodze. Masz problem z nadawaniem jej kierunku i pędu więc.. No Właśnie!!” przerwała wywód klaszcząc w ręce.
„Ale.. o co chodzi?”
„Nic takiego. Po prostu domyśliłam się po co ten wariat pognał do wsi. A teraz skup się na samej kuli. Jeśli zdołasz - poćwicz nad kształtem i fakturą. Pomogę ci.” dodała pokazując na swoją nową laskę.
„Znów zniszczę.. nawet nie pytam ile kosztowała tamta..” powiedziała ze smutkiem Norien.
„Nie przejmuj się.. To była moja pierwsza laska. Niezbyt mocna . Myślałam że po wszystkim dam ci ją w prezencie, ale okazała się być za słaba więc.. nawet chyba dobrze że rozpadła się w moich dłoniach.” Powiedziała elfka z uśmiechem.
„No, a teraz do roboty bo czasu mamy mało. Do wieczora musisz nauczyć się nad tym panować.” Dodała stając w pogotowiu gdyby znów jej interwencja była konieczna.
KkkkreeesssskkkK!!!! Zaskwierczała niewielka ognista kula.
„Ooo Właśnie tak! Nie bój się jej. Zajrzyj do niej jakby to była twoja własna kryształowa kula!” powiedziała Thessalia obserwując Norien gdy ta raz po raz zapalała i gasiła niewielkie kule energii.
Z uśmiechem na twarzy obserwowała młodą czarownicę gdy ta z coraz większą radością oswajała się ze swoją własną magią...

 

 

...***...

 

 

 

Katakumby były jak każde inne.. pełne nisz ze szczątkami zmarłych, wszędzie jakieś  skrzynie i amfory z prochami.. trochę robactwa tu i ówdzie ale w sumie nic wielkiego.
Te tutaj, przynajmniej ich pierwsze trzy poziomy, również nie oparły się zakusom hien cmentarnych, bo wiele trumien było splądrowanych, ale dla kogoś kto często zagłębiał się w podobne miejsca ten znajomy widok raczej dodawał otuchy niż mógł wywołać strach.
Jednak mimo że niczym nie niepokojeni , wędrowcy posuwali się wolno, rozglądając się w strachu na boki a na ich twarzach wyraźnie rysował się paniczny lęk.
Dym z naprędce skleconych pochodni drażnił nozdrza i oczy, ale odkąd magiczne lampy przestały działać to było ich jedyne źródło światła. Niewielka grupka ludzi posuwała się ostrożnie w głąb korytarza zapuszczając się coraz dalej w zatęchłe sale katakumb.
Jeden z nich z pochodnią na przedzie torował drogę przez walające się wszędzie szczątki, otwierał szerokie drzwi i sprawdzał czy coś nie czai się za nimi.. Następnie dwóch tragarzy niosło coś w rodzaju lektyki w której leżał jakiś duży, szczelnie zapakowany przedmiot.  Uważny obserwator dostrzegłby delikatny trupi poblask przenikający gdzieniegdzie przez szczeliny, i coś w rodzaju delikatnej mgły snującej się wokół pakunku.
Lektyka otoczona była przez pięciu magów, których wyciągnięte magiczne laski tworzyły razem pentagram w którego centrum znajdował się leżący w lektyce tajemniczy pakunek.  Szli ostrożnie mamrocząc w kółko jakieś starożytne zaklęcie, starając się za wszelka cenę utrzymać pentagram, bo gdy tylko któryś z nich tracił rytm, potykał się czy odsuwał zbyt daleko, mgła wokół pakunku stawała się gęstsza a ich serca przeszywała jeszcze większa groza.
Dwóch wojów z pochodniami zamykało pochód.
Jeden z nich żeby nie zgubić drogi, mieczem żłobił głębokie znaki obok drzwi którymi wchodzili do kolejnych rozgałęzień.
„Cholera .. muszę się wysrać.” mruknął  w pewnym momencie.
„Miej na nich oko.. zaraz do was dołączę.” powiedział do drugiego.
„Rób w gacie. Myślisz że nie wiem co ci chodzi po głowie?” odparł tamten ze złością przysuwając mu pochodnię do twarzy.
„Ale kiedy ja naprawdę muszę..”
„Jak my wszyscy musimy.. się stąd wynieść. Ale najpierw zostawmy to gówno tam gdzie kazała, bo inaczej nie będziemy mieli po co wracać.” Powiedział drugi kiwając głową w stronę lektyki.
„Daleko jeszcze?” spytał pierwszy któremu na myśl o potencjalnych konsekwencjach złamania rozkazu jakoś się odechciało..
„Chyba nie.. Mieliśmy to zostawić w dziewiątej krypcie a ta jest chyba ósma więc.. heh.. za chwilę będzie po wszystkim.” Powiedział drugi drżąc lekko.
Spojrzeli po sobie po czym skinęli głowami.
W tej kwestii rozumieli się bez słów.
Pieprzyć magów.. I tak są żywymi trupami tylko o tym nie wiedzą. Jak tylko przesyłka spocznie w dziewiątej krypcie – dają nogę i nawet nie oglądają się za siebie.
Obaj zdawali sobie sprawę z jeszcze jednego..
W razie czego nie mają co liczyć na wzajemną pomoc.
Kto zostanie z tyłu – ten jest martwy.
Jednak im głębiej schodzili, tym mniejsza była ich nadzieja na szczęśliwe zakończenie.
„Nie chcę czekać..  Spieprzajmy już teraz..” szepnął znów jeden z nich, ten z mieczem.
„A co jej powiesz jak wrócisz na górę?”
„Coś wymyślę..”
„Wiesz że jej nie okłamiesz.. a jeśli mimo to spróbujesz.. to .. Dopóki masz jej znak na plecach – nie uciekniesz.. Coś ci powiem..  Wciąż mamy szansę.. ale  z dwojga złego wolę zginąć tutaj niż gdyby miał się mną bawić Reuben.” powiedział ten z pochodnią, po czym odwrócił się i poszedł dalej za magami.
Po chwili tupot kroków za plecami upewnił go że miał rację.
Tutaj niechybnie czeka ich śmierć..
Ale gdy podpaść temu psychopacie to śmierć staje się wybawieniem...
„Qrwa.. a mogłem pójść do Somy.. Farmiłbym teraz wyższe piętra jak inni, byle zdobyć kasę na kielich boskiego wina..” mruknął machając ze złością pochodnią.
Może to tylko gra świateł spowodowana gwałtownym ruchem, ale dałby głowę że ten szkielet spojrzał w jego stronę...

 

 

...***...

 

 

 

A jednak „Wieści Lotril” docierają nawet do Cichego Sadu..
Siedziałem w ogrodzie przeglądając tego brukowca w poszukiwaniu pewnej konkretnej informacji.
Kolejna dziewczyna odnaleziona!! krzyczał nagłówek rozpoczynając wstęp do artykułu opisującego postępy śledztwa w sprawie Goldburga.
Pokonany Mistrz Gladiatorów ustatkował się!!  Bezpośrednia relacja z wesela!!  - a pod spodem krótki wywiad i cała masa komentarzy dziewcząt ze złamanym sercem..
Mimo woli uśmiechnąłem się.
Jak Ilsa to przeczyta to Olaf będzie miał szlaban na wychodzenie z domu przez miesiąc.. pomyślałem.
„Rzeźnik z Lotril w finansowym dołku!!  Czy Blake Waldstein przehulał swoją wygraną?!” Grzmiał nagłówek z przedostatniej strony.
„Bank Grummira dementuje!” widniało tuż pod spodem.
„ Pan Waldstein jest w pełni wypłacalny i nasz bank nie ma żadnych zastrzeżeń co do jego konta! Każde przedstawicielstwo banku Grummira będzie honorować czeki wystawione przez Blake Waldsteina niezależnie od kwoty!” Pisało.
„Tyle że ja nie mam książeczki czekowej..” pomyślałem, po czym złożyłem gazetę z powrotem.
Jednak to było właśnie to na co czekałem..

„Lea!!!!   .......    Mamy kasę!! ... ” zawołałem, a po chwili pełne entuzjazmu Whhhoooaaahh!!!! dobiegło mnie od strony zakątka treningowego Thessalii.
„No.. chodź!! Pomożesz mi wybrać!! ......   (!!!...!!!)  ......    Gówno prawda!! Potrzebuję cię i tyle! Nie marudź!! Idziemy!!” zabrzmiało, po czym po chwili moim oczom ukazała się młoda półelfka  z desperacją ciągnąca za sobą za brodę całkiem sporego krasnoluda.
„Bez grymaszenia. Wszystko ustalone z boginią i resztą drużyny. Spróbuj się sprzeciwić a nie pozbędziesz się pcheł póki mnie nie wykończysz!!” trajkotała wlokąc  za sobą zrozpaczonego Iwana.
Pomachałem mu w przelocie, po czym znów zerknąłem w gazetę.
„Po ostatniej porażce drużyna Diabełków  wstrzymała rekrutację. Czekają na powrót trenera i dalsze decyzje..” widniało w wiadomościach sportowych.
Dziwne zajścia w puszczy Lotril. Szlak przez Bagna Poległych zamknięty. Orario umywa ręce..” przeczytałem.
„Do wszystkich podróżnych! Po ostatniej pełni zanotowano zwiększoną aktywność potworów w okolicy Kurhanu Pięciuset.  Stanowczo odradzamy podróż skrótem przez Lotril. Wygląda na to że stare demony obudziły się i dają o sobie znać. Czy Orario stanie na wysokości zadania? Czy wyśle ekspedycję?!  Zanim uzyskamy odpowiedzi na te pytania radzimy trzymać się z daleka od Lotril. Dla własnego bezpieczeństwa.
Jupies, Tienti  oraz Dihaelf wstrzymały ruch transferowy przez puszczę. A ich kurierzy wybierają drogę okrężną, więc jeśli oczekujesz przesyłki – musisz uzbroić się w cierplywość.
Wielką cierplywość.
Dla was – z serca Lotril – Wasz wierny Njus Tim!!”

Wygląda na to że Iwan miał rację – nie mamy co liczyć na interwencję  Gildii dopóki jej interesy nie zostaną zagrożone, a jako że Gildia nie prowadzi w Lotril żadnej działalności – musimy sobie poradzić sami z tym bigosem.
No ale cóż.. Nikt nie mówił że będzie łatwo.
Jedno na co czekamy w tej chwili to powrót Thessalii i Norien z Windhome, a gdy tylko wrócą – jedziemy do Orario, bo tutaj nie znajdziemy żadnych informacji.
Jak nam powiedział Ellrund podczas tamtego wieczornego spotkania – Ktoś wykradł interesujące nas zwoje i jedyną szansą by czegoś się dowiedzieć jest wizyta w Wielkiej Bibliotece Gildii.
Co prawda nie za bardzo chciałem jechać do wielkiego miasta, ale ..
Heh.. westchnąłem, po czym wstałem z ławki a gazetę złożyłem na pół i wsadziłem do kieszeni kurtki.
Jak to Iwan powiedział:
„Przinojmniej uwidzis jak wyglondo prowdziwy Dungeon!”
Tak.. Tego akurat nie mogę się doczekać...

 


CDN.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz