poniedziałek, 7 października 2019

Rozdział 3


Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?

 


Fanstory na podstawie Serii nowel:

“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
 autorstwa  Oomori Fujino






Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 07.10.2019


 




Rozdział 3

Familia

            W gęstym, niedostępnym lesie, na środku dużej polany stoi sobie chatka na kurzej stopie. Mieszka w niej stara, brzydka, pomarszczona czarownica, czyhająca tylko by pożreć niewinne zbłąkane dzieciątka…”

„..Kto jest  Brzydki i pomarszczony’ ty stary capie?!!” Rozdarła się na całe gardło Chientropka.
„Jo zek ino zek ci godoł, jak    hi-po-te-tyc-nie   ktoś by se mógł pomyśleć kieby  to miejsce pirsy roz zobacył.” bronił się Iwan odskakując kilka kroków i zasłaniając się rękami.
„Śmierci się nie boisz normalnie..” powiedziała ciskając gromy oczami.
„..A wis.. zecywiście.. nie za bardzo.” odrzekł lekko zamyślony Iwan gładząc się po brodzie.
„Skaranie boskie z tym starym dziadem..”
„Ze niby kto je dzia..”
„..!!!!!”
„Ide sprawdzić cy Klemensowi wody nie brakuje.”
„.. I nie wracaj!”
Francowato staro jendza.. mruczał Iwan odchodząc.
„SŁYSZAŁAM!!”
Ale słuch mo jesce dobry. Dodał zza drzwi.
……….
Ciekawe cymu się ji nie spodobało „brzidko i pomarscono”, a ni mo problymu z pozeraniem dzieciontek… doszło mnie zza okna ciche mamrotanie Iwana.
„Bo ignoruję absurd a reaguję na zwykłą głupotę!!”
Kobieta podeszła do okna, złapała stojącą nieopodal miskę i wylała zawartość przez okno.
Ssssllluuuussshhhh… 
„Heeeej!!!  Nie normalnoś jes cy co?!”
„Trzeba było mnie nie wkurw..rzać.. durny krasnoludzie . I NIE JESTEM JESZCZE STARA!!!”
Uśmiechnąłem się lekko słysząc tą wyminę zdań.
Pewnie długo się znają, pomyślałem patrząc na starszą  kobietę.

Jest Chientropką, jednym ze zwierzołaków – ras powstałych z połączenia ludzi i zwierząt.
Chientrop, to nic innego jak normalny człowiek, posiadający jedynie niektóre cechy psa. Z cech zewnętrznych wyróżniają je uszy i ogon , wielkością i kształtem odpowiadające ich podrasie. Ale najważniejsze są ich zmysły. Świetny wzrok i wyostrzony słuch - tymi cechami prawie dorównują Elfom, a ich fenomenalny węch nie ma sobie równych!

Kiedyś przypadkowo natknąłem się na starą legendę, według której Bogowie będąc wtedy jeszcze w Tenkai, z nudów eksperymentowali na ludziach starając się stworzyć Bohatera. Nadczłowieka. Kogoś, obdarzonego mocą niedostępną nikomu innemu.
Minotaur. Echidna. Centaur.. To najbardziej znani zwierzoludzie.
Dawniej traktowani na równi z potworami, doczekali się uznania dopiero gdy Bóstwa zdecydowały się zstąpić na ziemię i żyć razem z nami.
Wcześniej, zwiarzołaki były tępione i prześladowane zarówno przez Ludzi, jak i Krasnoludy czy Elfy.. Jednak gdy Bóstwa zeszły na ziemię – musiały zaakceptować efekt swoich lekkomyślnych eksperymentów. Wtedy też, Zwierzoludzie zostali oficjalnie uznani pełnoprawnymi członkami inteligentnych ras.
To nie był łatwy proces. Dzięki radosnej twórczości bóstw, niektóre z ich tworów, jak Minotaur czy Echidna były po prostu potworami. Obdarzonymi znikomą ilością inteligencji tworami w których zwierzęcy pierwiastek całkowicie dominował nad ludzkim.
Kilka wieków temu udało się w końcu przyznać zwierzoludziom pełne, ludzkie prawa, choć w niektórych miejscach w dalszym ciągu traktowano ich jak osoby gorszej kategorii.
Wstyd przyznać, ale u nas, w puszczy Lotril, mieszańce długo były traktowane jak podludzie.. Tyczyło się to nawet półelfów, które ich pobratymcy spychali czasem na margines.

Nasza gospodyni była niewysoka, ubrana w luźną, niezbyt długą jasnobrązową tunikę i szarą spódnicę sięgającą aż do kostek, oraz biały fartuch z falbankami. Jej długie do ramion, ciemno szare włosy, pełne były srebrnych pasemek siwizny, pokrywających również jej puszysty ogon.
Dzięki wesołym,  brązowym  oczom i  spokojnemu uśmiechowi jej twarz, choć pokryta siecią drobnych zmarszczek – w dalszym ciągu mogła uchodzić za..  ładną.

„Nareszcie się obudziłeś” powiedziała podchodząc do mnie. W ręku miała ręcznik i nieduży kubek.
„Spróbuj wypić.”
Uniosła mi delikatnie głowę i przytknęła kubek do warg. Poczułem smak wody z lekkim aromatem ziół i.. czegoś jeszcze.. Powoli zaczynało ogarniać mnie ciepło. Czułem się podobnie jak wtedy, gdy Iwan dał mi swoją miksturę leczniczą, choć nie tak intensywnie.

„Na razie wystarczy” powiedziała spokojnym głosem.
„Nie mogę dać ci więcej, bo twój organizm mógłby dostać szoku.”
Delikatnie wytarła mi usta i czoło ręcznikiem, i odstawiła kubek na nieduży stolik stojący koło łóżka.
Ból ogarniający moje ciało trochę zelżał. Dalej nie mogłem się ruszać, ale przynajmniej mogłem obracać głową..

„Gg..gdzie..” próbowałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie.
„Nie forsuj się chłopcze. Jutro powinieneś się poczuć lepiej i będziesz mógł porozmawiać. Na razie odpoczywaj.”

Starałem się pozbierać swoje myśli.
Nie wiem skąd się tu wziąłem i co to za miejsce, ale skoro Iwan tu jest..
Teraz sobie przypomniałem.
Olbrzymia komnata pod ruinami Dirthall, Potwór.. Iwan spadający w otchłań i .. Devana!! Co się z nią stało? Czy żyje? Gdy ją ostatni raz widziałem  była cała we krwi i przywalona tą wielką pawężą..

Pytania musiałem mieć wypisane na twarzy, bo usłyszałem:
„Jesteście bezpieczni, Cała trójka.” Powiedziała kobieta a po chwili dodała: „Pójdę jej powiedzieć że się wybudziłeś” i zniknęła z mojego pola widzenia.

Leżałem w ciszy rozglądając się powoli po pomieszczeniu.
Moje posłanie było wygodne i czyste, siennik całkiem miękki, a pościel pachniała świeżością.
W zasadzie czułem się tu jak.. w domu. Wnętrze trochę przypominało zwyczajny, drewniany wiejski domek, z bielonymi ścianami i sufitem, pachnący ziołami, lasem, świeżo upieczonym chlebem.. Przez duże okno wpadały promienie słońca  a odgłosy krzątaniny Iwana mieszały się ze śpiewem ptaków i parskaniem Klemensa. Jednak w przeciwieństwie do innych zwyczajnych wiejskich domków, ten roztaczał delikatną aurę tajemniczości. Drewniane ściany były obwieszone półkami na których poustawiano różnej wielkości słoje z nieznaną zawartością, a w rogu pokoju, koło stolika,  stał wielki regał pełen książek.
Następną zagadkową w drewnianym domu rzeczą, była .. jakby połowa wielkiej kamiennej kolumny wystająca ze ściany zaraz koło wejścia.
Po chwili drzwi się otwarły i poczułem przyjemny zapach bulionu. Momentalnie zrobiłem się głodny.
Kątem oka zobaczyłem, jak jakaś postać podchodzi do mojego posłania..
Devana! Ucieszyłem się na jej widok. Pochylała się nade mną z troską ale było widać radość w jej oczach.

 „Mabbet powiedziała mi że się obudziłeś.. Ćććśśśśś.. nic nie mów. Jesteś jeszcze bardzo słaby..” powiedziała głaszcząc mnie lekko po włosach.

Patrzyła na mnie z troską i trochę jakby smutkiem.. Musiałem naprawdę źle wyglądać. Jednak, choć to może dziwnie zabrzmieć, jej wzrok sprawił że poczułem się .. nie wiem jak to opisać.. poczułem że nie jestem sam.. jakbym znowu miał rodzinę.
Odwzajemniłem jej spojrzenie i spróbowałem się uśmiechnąć.
Dobrze wiedzieć że nic jej nie jest.  Ostatni raz gdy widziałem jej twarz, była cała we krwi. Jeszcze miała kilka zadrapań, ale byłem pewien że szybko znikną.
Pochyliła się nade mną, objęła ramionami i podniosła ostrożnie do góry. Przycisnęła mnie do siebie jedną ręką, drugą poprawiając poduszki tak, żebym mógł usiąść. Przez przypadek moja twarz znalazła się na jej piersi.. czułem jej delikatną skórę na policzku , jej zapach.. a w lekko rozchylonym dekolcie bluzki widziałem...
„hhhhhhhhyyyyyyy…!!!! .. Serce zaczęło mi walić jak szalone i błyskawicznie poczułem jak fala gorąca ogarnia moją twarz.
Na szczęście skończyła układać poduszki i delikatnie opuściła mnie na nie.
Na wpół siedząc na wpół leżąc, starałem się jakoś dojść do siebie.

„Wszystko w porządku? Jesteś cały rozpalony..” spytała pochylając się i przykładając dłoń do mojego czoła..
Kiwnąłem słabo głową i zamknąłem oczy.. Niesforny guzik w jej bluzce akurat teraz musiał się rozpiąć ..
Gdy znowu otwarłem oczy widziałem jak lekko zarumieniona Devana właśnie przywołała zdrajcę do porządku..
Jest bezpiecznie.. jest bezpiecznie.. pomyślałem, starając się jednak patrzeć na kołdrę i nie podnosić wzroku..

„Na pewno jesteś głodny” powiedziała w końcu przełamując ta króciutką chwilę konsternacji.
„..ja..” chciałem coś powiedzieć , ale pokręciła głową i powiedziała:
„... Otwórz buzię.” Po czym przysunęła do moich ust łyżkę z bulionem..
Czułem się zakłopotany, gdy tak karmiła mnie jak małe dziecko, dmuchając na parującą zupę żebym się nie poparzył i wycierając moje usta ściereczką..
Patrzyłem to na nią, to na jej ręce, w jej oczy.. widziałem z jaką troską, z jakim przejęciem się mną opiekuje i poczułem że jestem szczęśliwy.

„Jak zjesz, dam ci trochę odpocząć. Spróbuj się przespać. A później trzeba cię będzie znowu umyć i zmienić opatrunki, bo jeszcze trochę krwawisz.” Powiedziała unosząc lekko kołdrę.
„Keh keh,.. keh…” Zakrztusiłem się rosołem..
Znowu umyć… To znaczy że ona… hhheeeeeee…. Jęknąłem w duchu marząc by znów stracić przytomność..  Moja godność wzięła męską dumę pod rękę i razem poszły popłakać w kąciku mojej przerażonej duszy…

„Tym razem będę się musiała sama to zrobić, bo kiedy Iwan się tobą zajmuje to aż jęczysz z bólu” dodała wywołując u mnie dziwnym trafem  westchnienie ulgi..
„No, ale na razie zjedz, i odpocznij” dodała wesoło.
Odroczenie wyroku skazującego moją niewinność na zagładę nie uspokoiło mnie zupełnie.
Po chwili Devana odłożyła miskę i łyżkę, a następnie delikatnie wytarła mi usta. Znów poprawiła poduszki.. Guzik na szczęście tym razem się nie zbuntował, więc uchronił mnie od ataku serca.
Po chwili weszła stara Chientropka, Mabbet,  i dała mi do wypicia jakiś napar ziołowy, po czym znów zapadłem w ciemność.

Tym razem nie byłem nieprzytomny, po prostu spałem. Śniły mi się urywki z naszych ostatnich przygód, ostatnia walka na trzecim piętrze, dekolt Devany..
Gdy się obudziłem za oknem było już ciemno. Siedziała obok mnie na fotelu stojącym obok łóżka. Spała. Jej pierś unosiła się w spokojnym oddechu, a głowa opadła lekko na oparcie. Jej lewa dłoń była tuż obok mojej.
Wyglądało to tak, jakby trzymała mnie cały czas za rękę, a jej dłoń wysunęła się z mojej gdy zasnęła..
Poruszyłem ręką i dotknąłem jej palców.
Chyba poczuła mój dotyk, bo lekko westchnęła przez sen a jej palce delikatnie zacisnęły się na moich.
Przymknąłem oczy. Po jakimś czasie poczułem że ktoś cicho wszedł do pokoju i zgasił magiczną lampę. 

Leżałem w ciemności i rozmyślałem.
Czułem dotyk dłoni Devany i zastanawiałem się czym jest to uczucie, które gdzieś we mnie się tli.
Z jednej strony, jest atrakcyjną, młodą kobietą. Podoba mi się, ma piękne, kasztanowe włosy, ładne, błękitne oczy i w ogóle.. Jednak z drugiej, gdy przypomnę sobie każdą z naszych rozmów, to choć czułem czasami że się ze mną droczy i troszkę wykorzystuje moje zakłopotanie – czułem się przy niej jakbym miał trochę niesforną starszą siostrę.
Ale gdy się do mnie przytuliła i poczułem jej zapach, jej ciało.. wtedy.. moje serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi..
Czy to jest… czy była by to… Aaaah!!!! Nie wiem co mam o tym myśleć!!
Zasnąłem znowu.. pełen rozterek i pytań bez odpowiedzi.

            Gdy się obudziłem było już jasno.  Devany nie było, fotel zniknął, odsunięty z powrotem pod regał z książkami, a jego miejsce znów zajęło zwykłe krzesło z oparciem.
Faktycznie poczułem się już lepiej, bo choć w dalszym ciągu odczuwałem ból, to dałem radę sam się podnieść na łóżku i usiąść.
Na stoliku obok stała karafka z wodą i szklanka.  Ostrożnie, starając się nie rozlać nalałem sobie wody i wypiłem duszkiem.
Nie czułem się jeszcze na tyle pewnie by wstać, ale wiedziałem że to kwestia może paru dni.
Byłem zaskoczony tym, jak szybko goją się moje rany.
Większość z nich na zewnątrz już zniknęła, i mimo że czułem w piersiach ból przy oddychaniu – nie było to nic czego bym z łatwością nie zniósł.
Tak samo jak prawa noga – nie była już w łupkach i nie czułem w niej takiego bólu jak przedtem..
Cuda czy co.. myślałem dotykając się rękami po całym ciele i sprawdzając czy wszystko mam na miejscu..

„Widzę że się już lepiej czujesz” powiedziała Mabbet wchodząc do pokoju.
„Oh.. geh,..kchch..” wychrypiałem .. nie używane gardło też musi się przyzwyczaić.
„Tak.. dziękuję już lepiej” powiedziałem chrapliwym głosem po chwili .
„To świetnie. Chyba już możemy spróbować Tego..” powiedziała pokazując mi niedużą fiolkę z podejrzanym niebieskawym płynem..
„Co to takiego..?” Patrzyłem na nią nie wiedząc z czym mam do czynienia.
„Och, nie masz się czego obawiać, to po prostu podwójna mikstura lecznicza.. pomoże ci szybciej stanąć na nogi.”  Powiedziała z pewnością siebie.
Wziąłem ją z jej ręki i opróżniłem jednym haustem.
Mabbet obserwowała mnie z taką uwagą że jej uszy – normalnie trochę oklapnięte – teraz stały sztorcem a koniuszki lekko drżały.
Znajome ciepło ogarnęło moje ciało, ale w porównaniu do tego gdy Iwan pierwszy raz dał mi miksturę leczniczą – ten efekt był co najmniej dwa razy mocniejszy.
Zakręciło mi się w głowie, przeszedł mnie dreszcz jakby tysiące mrówek przebiegło po moi ciele, a po chwili poczułem się jak nowonarodzony.
Ostrożnie, wspierając się na oparciu krzesła wstałem i zrobiłem kilka niepewnych kroków.
Co za uczucie! Znów jestem sprawny!! Cieszyłem się jak małe dziecko.

„Udało się!! Działa!! A nie mówiłam?!” Rozradowana Mabbet aż podskoczyła z radości.
„Zaraz.. czy to był ..”
„Poszło lepiej niż sądziłam!!” Dumna z siebie staruszka aż poczerwieniała z podekscytowania. Ogon za nią wachlował energicznie z boku na bok.
Eksperyment.. to był cholerny eksperyment!! Pomyślałem i przerażenie chyba odmalowało się na mojej twarzy, bo ta natychmiast zaczęła mnie uspakajać.
„ Nie było żadnego ryzyka! Dostałam ten przepis od wnuczki z Orario razem ze składnikami i wszystko zrobiłam według niego.. więc naprawdę nie było żadnego..” mówiła szybko. Patrzyłem na nią osłupiały gdy trochę zaczęła się plątać w wyjaśnieniach…
„DAŁAŚ MU ‘TO’ BEZ TESTÓW?!” ryknął Iwan na całe gardło stając nagle w drzwiach.. Za nim stała blada jak ściana Devana trzymająca w drżących rękach miskę z wodą i ręcznik..
„Ty stara, durna, .. HEH!!!” Iwan nie dokończył, taki był wściekły.
„hej.. Hej.. HEJ!! .. Uspokój się bo ci żyłka pęknie..” starała się go uspokoić Mabbet.
„Noo.. to nie było zbyt mądre..” powiedziała Devana kładąc miskę na stoliku.
„Jak dałaś kilka kropel Klemensowi do wody to o mało się nie przekręcił, taką miał sraczkę..” dodała po chwili.
Spojrzałem na Iwana. Furia wyciekała z niego na podłogę z każdej strony. Gdyby postawić mu czajnik na głowie to zagotował by wodę w pięć minut..
Ciekawe czy wiedział że Klemens był Testerem… przeszło mi przez myśl.

„No,  ale na szczęście nic się nie stało..” powiedziałem cicho starając się załagodzić sytuację.. „Wszyscy zdrowi, nikt nie zginął…” dodałem nieśmiało.
„Ale za to ja zaraz kogoś ukatrupię gołymi rękami…” powiedział wolno Iwan patrząc spode łba na Mabbet.
„Spokojnie.. po co te nerwy.. to był przypadek.. ulało mi się…” mówiła drżącym głosem.. „Na staruszkę przecież ręki nie podniesiesz..?” dodała z nadzieją w głosie.
„Hmpff.. Hmpff.. hmpff..” Iwan dyszał ciężko, ale widać było że powoli mu przechodzi.
„Widać na zwierzęta działa inaczej niż na ludzi..” powiedziała Devana.
„Jednak efekt jest.. Imponujący” dodała po chwili patrząc na mnie uważnie.
Zaczerwieniłem się i odruchowo zerknąłem w dół żeby sprawdzić czy nie ma przypadkiem jakichś ubocznych efektów podstępnego działania „guzika”..
Na szczęście wszystko było w porządku. Ale i tak muszę się pil-no-wać..
„Zegnij nogę w kolanie, zrób przysiad, skłon w przód..” wydawała mi polecenia żeby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku, jednocześnie cały czas mnie asekurując.
„…jakby ci się nagle.. ten.. to prosto przez kuchnię, i pierwsze drzwi po lewej..” instruowała mnie przy okazji mamrocząc cicho pod nosem.

„Co to za.. mikstura?” spytałem niepewnie.
„Double Potion”.. powiedziała Mebbet.
„Moja wnuczka, Nahza, mieszka w Orario i jest członkiem wspaniałej familii Lorda Miach’a! Ostatnio wynalazła przepis na tą miksturę i to jest w tej chwili najlepsza mikstura lecznicza jaką kiedykolwiek i ktokolwiek wyprodukował!” dodała z dumą.
„Nie dość że jest ponad dwa razy mocniejsza od zwykłej, to jeszcze uzupełnia Energię Mentalną!”
Widać po niej było, że jest bardzo dumna z wnuczki.
„Uhm.. z tego co pisali w gazecie z Orario, to ta wspaniało familia mo raptem jednego cłonka..” Iwan wreszcie znalazł okazje żeby się choć trochę zemścić.
„Nie prawda!” zaperzyła się staruszka.
„Widać żeś dobry rok nie miał kontaktu ze światem.. jaskiniowcu..”
„Po ostatnich zajściach  mają troje, i to całkiem mocnych. A poza tym to nie była Jej wina że reszta familii okazała się być bandą nieczułych, niewdzięcznych dupków!” dodała ze złością.
Widać było ledwo trzyma łzy na wodzy.
Iwan chyba też to dostrzegł, bo zmienił ton i chyba trochę mu się głupio zrobiło, więc powiedział:
„Co racja to racja. Ni ma winksego skurwy..ekhm.. dziadostwa jak się opusco familię w biedzie..”
„Nie roz my kupowali mikstury u Miach’a, i beły prima sort! ” dodał po chwili.  „Za moik casuf w Orario, to ik familia była cołkiem mocno, po środku rankingu, nawet mocnijso od Dian Cecht`a..”

„No, ale trza się umyć i pozbierać do kupy, bo ni ma casu” rzekł Iwan po chwili przerwy. Devana wyszła razem z Mebbet, przygotować śniadanie, a ja zacząłem się myć.
Co prawda powiedziałem że czuję się na tyle dobrze, żeby iść do strumienia, ale Iwan nalegał, żebym jeszcze nie wychodził na zewnątrz dopóki mnie sobie „dziewcyny nie obejzom”.. Cokolwiek to miało znaczyć.

Jako że mogłem się już ruszać prawie bez bólu, szło mi całkiem nieźle. Przy okazji zacząłem wypytywać Iwana o to co się stało po tym jak wpadł do dziury a ja zemdlałem na trzecim piętrze lochu.

„Som zobacys..” powiedział Iwan. „I tak pójdemy tam jesce roz, coby się upewnić ze nic nowygo się tam nie zalengło..”
Powiedział mi jednak w skrócie, że gdy spadł na dół, to znalazł się w niewielkiej jaskini położonej pod podłogą trzeciego piętra.
Znalazł tam kilka szkieletów, trochę zbroi i różnego oręża .. Oraz kryształ.
Dziwny.. Taki, jakiego nigdy wcześniej nie widział..
Gdy rozglądał się za drogą wyjścia usłyszał jak ork ryknął  w agonii .. a wtedy..
„Tyn wielki cyrwuny krystał się mi zdawoł jakoby był zywy.. drzoł za kazdym razem jak zek go dotknoł i był ciepły. Ściany wokół niego az pulsowały jakby tez były zywe. A jak ześ tego orka ukatrupił, to jakby się cały zatrzonsł.  Pomyśłołek, ze tyn krystał i tyn ork majom ze sobom cosik wspólnygo, i zek go zdzielił toporem..”

Z tego co mówił, po uderzeniu kryształ rozpadł się na kawałki. W jaskini zapanowała cisza, a z jednej strony zaczęła się osypywać ziemia odsłaniając schody.
Iwan podniósł kilka odłamków kryształu i ruszył na górę. Gdy dotarł na szczyt schodów okazało się, że wyjście jest zamurowane, więc ponownie użył topora. Szybko wybił otwór na tyle duży, by mógł bez problemu przejść i wrócił na trzecie piętro.
Gdy nas odnalazł, ja leżałem nieprzytomny, a Devana była przyciśnięta do ziemi potężną tarczą.

„A potem Devana uratowała ci życie..” powiedział Iwan z powagą.
„Jak to?!” spytałem zdziwiony.
„Rozwiń bandaże..”
To musi być coś bardzo poważnego pomyślałem, bo Iwan znowu mówi ‘Książkowo’…
„Byłeś bardzo poważnie ranny” mówił, podczas gdy ja zdejmowałem opatrunki.
„Z lewej strony miałeś żebra wbite w płuco, złamaną rękę i prawą nogę a do tego poturbowaną głowę.. Naprawdę, nie wiem jak udało ci się znaleźć na tyle siły by rzucić tym mieczem..” mówił z podziwem w głosie.
„Trafiłeś prosto w kryształ, bo ork rozpadł się w pył po uderzeniu.. Gdyby nie to oberwałbyś tą maczugą nawet gdyby padł.” dodał.

No tak.. pomyślałem. Pamiętam jak ten ork miał już uniesioną maczugę jak rzuciłem w niego mieczem jak włócznią. Gdybym go po prostu zabił, upadając albo on sam, swoim cielskiem, albo jego maczuga – któreś spadło by na mnie kończąc moją przygodę.
Udało mi się jednak trafić prosto w kryształ, więc gdy ork rozpadł się w proch, jego broń upadła tuż obok mnie… 
A potem..
„Gdy spadłem do jaskini, uderzyłem o skałę bokiem, tam gdzie miałem holster z miksturami.. Wszystkie się rozbiły. Nie miałem czym nawet choć trochę cię podleczyć.. Wtedy Devana w końcu przełamała swój strach i zrobiła To..”

Pokazał palcem na moją pierś.

Podszedłem do lustra.
Gdy zdjąłem ostatni opatrunek, moim oczom ukazał się krąg hieroglifów otaczający emblemat z napiętego łuku i niedźwiedziej łapy.
Nie mogłem nic odczytać bo nie znałem tego języka, ale nawet w odwróconym lustrzanym obrazie dostrzegłem swoje imię i nazwisko, a pod nim..
„Devana.. !” patrzyłem osłupiały dotykając palcami hieroglifów jakby wytatuowanymi na mojej piersi.
Więc ona jest…” dźwięk uwiązł mi w gardle. Poczułem, że moje ręce drżą. Nie wiedziałem co mam powiedzieć..
„Boginią..” dokończył za mnie Iwan.
„Devana jest Boginią.”

…***…

Bogini!!! ..
Byłem kompletnie oszołomiony. Przytłoczony tym, co właśnie usłyszałem od Iwana.
Z jednej strony, to tłumaczy tą aurę tajemniczości która ją otaczała.. Jej rozległą wiedzę, mądrość.. i emanującą z niej pewność siebie dojrzałej kobiety, pomimo jej trochę dziewczęcego wyglądu..
A z drugiej..
Jak ja jej w oczy spojrzę… Przerażenie zaparło mi dech w piersi..
Przypomniałem sobie swoje uczucia gdy wczoraj się mną opiekowała, jak  poprawiała poduszki.. Oooohhhh!!!!   
Panika zaczęła mnie ogarniać…
Bogini..!! Jak ja teraz…? Co ja..? Jak…? Hheee..? ratunku….

„Zek się staroł nojdelikatnij jak umim.. ale un chyba jesce jes w szoku…”
„Przepraszam .. powinnam sama..”
Głosy dobiegały do mnie jakbym miał watę w uszach..  Kompletnie nie kojarzyłem że mówią o mnie…

„Blake? .. Już dobrze.. Zamknij buzię.. No już..” usłyszałem delikatny głos, po czym przede mną stanęła Devana.. Nie.  Bogini Devana..
Poczułem że nogi mi drżą. Patrzyła na mnie z tym samym uśmiechem co zawsze, ale ja..
Pochyliła lekko głowę i wyciągnęła rękę. Palcem delikatnie dotknęła mojej brody i podniosła ją lekko do góry.
Kłap! Zerknąłem w lustro i zauważyłem, że stałem tam cały czas, w samych gaciach, i z rozdziawioną japą. Zaczęło mi się robić gorąco…

„Po śniadaniu pójdziemy na spacer. Ty i ja. Mam ci wiele do opowiedzenia.. ale najpierw..”
Objęła mnie mocno rękami, przytuliła i powiedziała:
„Przepraszam..”
Stałem osłupiały i nie wiedziałem co mam powiedzieć.
 „Przepraszam że ci nie powiedziałam.. ale nie zrobiłam tego od razu a potem.. jakoś tak wyszło..”
„Lady De..”
„Heeej!! Albo nie wszystko się wyleczyło, albo to skutki uboczne tego eksperymentu z  eliksirem..!” Przerwała mi mrucząc pod nosem Devana obracając mnie i oglądając z każdej strony..
Widziałem zaskoczone miny Mabbet i Iwana, po czym dodała głośniej, choć dalej jakby sama do siebie:
„Był co prawda prawie trzy dni nieprzytomny, ale to nie tłumaczy halucynacji..” powiedziała stając dwa kroki ode mnie uważnie mi się przyglądając.
Szczerze mówiąc zgłupiałem. O co chodzi.. Co jest nie tak? Pomyślałem, gdy nagle dodała:
„ To teraz usiądź spokojnie i mi powiedz: Gdzie żeś ty tą Lady nagle zobaczył?”
„Hę?”  .. No .. teraz to ja już kompletnie nie wiem co jest grane…
Dotknęła mi lekko ramienia przywracając mnie go rzeczywistości.
„Blake.. To w dalszym ciągu ja.. Ta sama Devana. Nic się nie zmieniło. Dobrze?”
Kiwnąłem powoli głową, choć wcale nie sądziłem że Nic się nie zmieniło..
„Jako twoja Bogini życzę sobie, żebyś do mnie mówił Normalnie.” Powiedziała stanowczo, widząc moją reakcję.
Co robić.. co robić.. co robić…  panika mnie nie opuszczała..
Nigdy nie spotkałem żadnego z Nich..!
Wiedziałem że gdzieś są, że żyją między nami, ale nigdy..
„D..dobrze lady.. Dobrze Devana..” poprawiłem się natychmiast widząc jak zmarszczyła brwi.
„No, to skoro to mamy już za sobą, zobaczmy co my tu mamy..” powiedziała.
Obie z Mabbet podeszły do mnie i zaczęły przyglądać się hieroglifom na mojej piersi.
Czułem się nieswojo.. Naprawdę.. wolałbym żeby to było na plecach jak u Iwana.. przemknęło mi przez głowę..
Jednak szybko o tym zapomniałem widząc wyraz ich twarzy.
Devana przygryzła wargi i wpatrywała się przez chwilę w zamyśleniu, po czym wzięła kartkę i zaczęła coś na niej pisać zerkając na mnie od czasu do czasu. Za to Mabbet była.. Wyglądała na głęboko zdumioną.
„To nie możliwe.” Powiedziała.
„Nigdy się nie słyszałam o takim przypadku” dodała cicho, po czym podeszła do regału z książkami i zaczęła czegoś szukać.

Devana skończyła pisać i w milczeniu podała mi kartkę.

Blake Waldstein
Famillia - Devana
Poziom1
Siła - H 182
Obrona  - H 176
Żywotność. – G 256
Zręczność - G 280
Magia. - I 45

Umiejętności:
Divine Tears (Direct link)

Czary:
Skupienie  (Aktywacja: Siłą woli)


Patrzyłem na tą kartkę ale nic z tego nie rozumiałem.. Co znaczą te nazwy? Co opisują liczby? Czary?! Pomyślałem ze zdumieniem. Podałem kartkę Iwanowi. Ten, jak tylko ją zobaczył- przeciągle gwizdnął..
„Fffiiiiuuuu!! Coście tu wyrabiali jak mie nie było hę?” powiedział patrząc na mnie i Devanę.. Po jego minie widać było  że ma niezły ubaw..
„Co ty sobie myślisz stary zbereźniku?!!” Devana cała czerwona na twarzy aż wstała na równe nogi.
„No.. Nie powies mi ze chopok telo Excelii przez sen nazbieroł..” zripostował Iwan chowając się za Mabbet.
„A..ale.. o co chodzi?” spytałem niepewnie, kompletnie nie mając pojęcia o czym mówią.. Jaka Excelia.. co do..?

„Excelia, to jest Boska moc, rozproszona po całym świecie.” Powiedziała zza nas Mabbet.
„Nie czujesz jej ani nie ma na ciebie wpływu, dopóki jesteś zwykłym śmiertelnikiem. Jednak gdy otrzymasz Błogosławieństwo, Falnę, od któregoś z bóstw – wtedy Twoje ciało zaczyna ją zbierać.. jakby w nagrodę za dokonania.” Zaczęła powoli wyjaśniać Mabbet.

W miarę jak „Dziecko” dokonuje wielkich czynów, Excelia zbiera się w jego ciele i zaczyna mieć na nie wpływ podnosząc różne jego parametry.
Ma to swoje odzwierciedlenie w Statusie – Hieroglifach na mojej piersi.
Jeśli będę używał swojej siły, czy to trenując, walcząc czy pracując – ten parametr otrzyma Excelię po to, by go wzmocnić. Jeśli odniosę obrażenia w walce – Część Excelii popłynie do Żywotności odrobine ją zwiększając, po to, bym miał większe szanse na przeżycie w następnej walce z silniejszym przeciwnikiem.
Jak na razie to ma sens.
Żeby było łatwiej obserwować rozwój „Dziecka” i swoisty przydział Ecxelii na poszczególne statystyki, ilość  zebranej Excelii oznaczona jest liczbą od 0 do 999. Poszczególnym „Setkom” przyznano Rangi, dla ułatwienia.
Wygląda to tak, że najniższa ranga  -I-  oznacza liczbę od 0 do 99. Dalej -H- od 100 do 199 i tak dalej aż do -A-  z przedziałem 900 do 999.
Gdy Dziecko osiągnie rangę -D- w co najmniej dwóch najważniejszych dla jego klasy parametrach – wtedy może awansować.
Awans, polega na tym, że jego Bóstwo zamyka istniejący w ciele „Dziecka” Kontener z jego aktualnym poziomem i otwiera następny.
Oczywiście zawartość zamkniętego Kontenera ma dalej wpływ na ciało „Dziecka”, ale jego wartości nie są widoczne na Statusie.
Dlatego zaraz po awansie, wszystkie statystyki się resetują i mają znowu rangę -I- 0
Dokładnie tak samo jest gdy dziecko pierwszy raz otrzyma Falnę.
Po Błogosławieństwie, swoistym podpisaniu kontraktu pomiędzy „Dzieckiem” a Bóstwem, jego statystyki powinny wynosić.. Zero.

I tu się pojawiam ja.. pomyślałem znów patrząc na kartkę..
„Czemu mam zebraną Ecxelię..?” zapytałem zdziwiony.
„Toć tymu zek godoł ze wyście cosik musieli ten tego jakześ był nietomny...”
„IWAN!!!!!...”
„No co?! Cosik musi być na rzecy bo inacyj miołby zero na statusie..!” bronił się Iwan.
„Kto normalny od razu mo skilla i magię?” dodał ze zdziwieniem ..
„Jo zek na Berserka musioł az do awansu na drugi poziom cekać.. a tyn się w jakijś podzendnej piwnicy łodpalił jesce zanim Falne dostoł!”

„Divine Tears.” Powiedziała Mabbet. „Permanent link. To musi być to.” Dodała po chwili.
„To prawda.. przyznała cicho Devana.. trochę płakałam gdy pisałam runy..”
„Troche..” wtrącił się półgłosem Iwan. „Rycałaś jak mało dziewcynka nad lalkom z urwanom głowom..”
„Iwan!! Jeszcze raz..  Zobaczysz!!”
„No co.. dyć prowde godom..! ” zaperzył się Iwan.
„Nie byłeś lepszy.. Zanim doszedłeś z nim do wozu to brodę trzy razy wykręcałeś..” odgryzła się Devana.
„Cienzki jes skurcybyk.. Kazdy by się spocił”.. tłumaczył się zakłopotany Iwan.
„Nie wiedziałam że Krasnoludy pocą się oczami..”
„Tylko niektóre.. Tako.. Wada Genetycna.”
„…jasne…”

Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać…
Jednak spoza tej, w sumie komicznej sceny, prześwitywała prawdziwa troska.
Zarówno Iwan, jak i Devana bardzo się o mnie martwili.
Devana czuwała przy mnie w nocy trzymając mnie za rękę.. Karmiła mnie, opiekowała..
Niezależnie od tego, czy to była miłość Bóstwa, Przyjaciela, Kobiety.. A może wszystkiego po trochu.. Nie ważne jak ją opisać, Jej moc zawsze pozostanie taka sama. A Iwan - od zawsze okazywał mi sympatię, a od czasu gdy został moim mentorem – na swój szorstki i niezgrabny sposób okazywał mi.. w pewnym sensie miłość. Opiekuje się mną jakby wprowadzał w życie swojego  przyszywanego wnuka.
Myśląc o tym.. Słuchając ich przekomarzania, uzmysłowiłem sobie, że zaczynam powoli rozumieć swoje własne uczucia.
Nie wiem, czy nagłe bicie serca, które zwala mnie z nóg gdy Devana jest .. czasem trochę za blisko... czy to jest miłość do Kobiety.. czy zwykłe zawstydzenie.. ale przestałem się tym przejmować. To, czym jest to uczucie - straciło to dla mnie jakąkolwiek ważność.
Postanowiłem zaakceptować je takie jakim jest i poczekać co będzie dalej.. ale na razie..
„Iwan.. Devana..” powiedziałem patrząc na nich..
„..?!”
„Ja tez was kocham..” powiedziałem, złapałem ich razem i mocno przytuliłem.
„Heeeej.. Jak Boginię traktujesz..”
„.. ciepło tu kapkę.. łotwozę łokno..” powiedział Iwan pociągając nosem.
Obdarzyłem ich oboje najlepszym uśmiechem jaki miałem w swoim zanadrzu..
„Takom mine to se zostow na Dziady. Dostanies wiela słodycy…”
„Fakt.. aż mnie otrzepało…”
 „HĘ?!”
 „Niewazne..”

„Ziemia do Gołąbeczków..!”
„C..co?!”
„Chyba mi się zebrały nie te ziółka co trzeba, bo trochę odlecieliście..” powiedziała z przekąsem Mabbet zerkając na pęczki .. czegoś.. wiszące u powały.
„Wracając do sprawy. Nawet gdyby to było wyjaśnienie, to nie zmienia faktu że Blake zebrał całkiem sporą Excelię gdy był nieprzytomny..” powiedziała zamyślona.
Trzeba się zgodzić z jej rozumowaniem..
Nieważne jak Devana była by smutna, i jak wielkie uczucie towarzyszyło by zawieraniu kontraktu – nie zmienia to faktu, że od tego momentu byłem nieprzytomny i nie miałem szans zabić nawet muchy.. No.. chyba żebym ją przypadkiem połknął..

Opowiedzcie mi wszystko od początku..” poprosiła Mabbet

Iwan zaczął opowiadać. O naszej wiosce, o mnie, o orkach, Nawet o Allany.. aż doszedł do momentu gdy pierwszy raz spotkałem Devanę.

„Uratował cię?” spytała Devanę.
„..Tak.. to było straszne.. Nigdy wcześniej..”
„Wtedy To się stało.” Przerwała jej Mabbet.
„Jakie To?"  Zapytał zdziwiony Iwan.
„Direct link. Bezpośrednie połączenie.”
Spojrzeliśmy zdziwieni po sobie.. Żadne z nas nie miało pojęcia o czym ona mówi.
„Bogini uratowana przez Bohatera.”
„Nie jestem..”
„Jesteś. W Jej oczach jesteś. I nie próbuj umniejszać wagi tego uczucia, bo tylko ją ranisz..”
Spojrzałem na Devanę.. nasze spojrzenia spotkały się w połowie drogi i..
Poczułem jej strach, ból, świadomość nieuniknionego.. I nadzieję, gdy nagle ktoś odważył się stanąć na drodze przeznaczenia i je odmienić..
Mimo woli wziąłem ją za rękę. Uścisnęła moją dłoń z błyskiem w oczach.
„To wtedy, nieświadomie obdarzyła cię Falną, i od tego momentu zacząłeś zbierać Excelię. I to w niewiarygodnym tempie. „
„Ale jak to możl..”
„Bóstwo obdarowuje Błogosławieństwem bezpośrednio przez duszę. Z reguły, jest to w tym samym czasie, gdy podpisują fizyczny kontrakt pisząc hieroglify na ciele „Dziecka” , więc efekt jest pełny i natychmiastowy… Obie strony spotykają się, zgadzają się na to i  podpisują.. ” powiedziała Mabbet
„Ale w tym przypadku okoliczności były inne..  Z jednej strony twój strach, a jednocześnie gorące pragnienie ochrony zagrożonej kobiety bez względu na okoliczności. Z drugiej - jej przerażenie, ból, i w końcu głęboka wdzięczność. To was połączyło, a wy nawet nie byliście tego świadomi.. Choć wasze dusze już wiedziały. Od tego czasu nie rozstaliście się przecież. ”
„Skoro już wtedy miał Falnę.. Czemu zaczął wracać do życia dopiero jak skończyłam pisać runy..?”
„Gdy nieświadomie obdarzyłaś go Falną, zaczął zbierać Excelię, ale nie mógł w pełni korzystać z jej potencjału.. Gdy ostatnie runy oznaczyły jego ciało, a ty złożyłaś na nim swój podpis z krwi i.. łez.. Wtedy do reszty odblokowałaś jego możliwości.”
„Więc to o to chodzi.. Boskie Łzy..” powiedziałem cicho.
„Noo nie wim.. Jakby to mioł być jednorazowy efekt, to by zniknoł po uzyciu..” powiedział w zamyśleniu Iwan.
„Też tak myślę.” Powiedziała Mabbet.
„To stały, permanentny efekt, więc czuję że będzie miał na ciebie wpływ niezależnie od twojej woli..” dodała w zamyśleniu.

„Noo.. ale co z tą magią?!” zapytałem.
Nigdy nie odczuwałem w sobie żadnych zdolności magicznych.. Nic. Kompletnie.. Ani grama…
„Nie wiem.. Skupienie.. Aktywacja siłą woli…”.. powiedziała w zamyśleniu..
„No to skup się chłopce i uwidzimy co z tego bydzie..”
„HeeeEEEJ!!!! Na zewnątrz proszę z eksperymentami!!” Zamyślona Mabbet odzyskała nagle świadomość. Futro na jej ogonie aż się nastroszyło.
„Cymuś nie wysła jak ześ na nim miksturki testowała jendzo jedna..”
‘To.. co innego..” próbowała się bronić.
„Dawaj chłopce! Pokaz na co cie stać!!” zagrzewał mnie Iwan.
Jednak jakkolwiek bym się nie starał, nic ze skupienia nie wychodziło..
Wtem.. naszła mnie myśl.
„Iwan. Jednak.. wyjdźmy.” Zaproponowałem.
Po śniadaniu.” Powiedziała stanowczo Devana.
„Najpierw coś zjedzmy. Poza tym jeszcze jesteś osłabiony i nie powinieneś się forsować.”
„Zwłasca ze nie wiemy jakie skutki ubocne bydzie mieć ta  Mikstura co jom ta starucha na tobie testowała..”
„Gdyby mu coś miało być – to by już był w wychodku!” odparła Mabbet.
„I NIE JESTEM STARA!!”
„….?!”
„Chodźmy zjeść.” Przerwała im Devana.
Przeszliśmy do drugiego – i jak się okazało ostatniego pomieszczenia na tym piętrze. Nie licząc oczywiście dwóch pomieszczeń gospodarczych, kibelka i łazienki.
Kuchnia była tak samo duża jak pokój w którym leżałem. Okna po dwóch stronach i bielone ściany sprawiały, że pomimo mnóstwa półek i regałów zasłaniających ściany, była bardzo jasna.
Duży gliniany piec, w którego chlebaku można by upiec średniego prosiaka, przylegał do drugiej połowy kamiennej kolumny. Z boku, miał.. coś jakby platformę do której prowadziły dwa małe stopnie..
„To moje łóżko zimowe..” usłyszałem zza pleców. „Na starość człek docenia ciepełko glinianego pieca, gdy na zewnątrz, dziadek mróz szyby swoim pędzlem ozdabia..”
„Po-do-bno żeś jesce nie jes STARA..!”
Iwan nie mógł odpuścić..
„Jeszcze nie używam!.. A..ale zabezpieczam się na przyszłość..” Skwitowała niepewnym głosem Mabbet.
„Tys se muse taki sprawić, bo Klemyns już nie gzeje jak downij..”
Zza domu dobiegło nas ciche parsknięcie.
„A kiedyś ty ostatnio w łóżku leżał?”
„Ni moja wina ze ni mos miejsca dla gości…”
„Nie przez przypadek!!!”

Zapachniało jajecznicą.. Mmmmmm…. Czułem się taki głodny.. W sumie z tego co mówili to byłem nieprzytomny przez trzy dni, z czego dwa w drodze z Dirthall tutaj. Zaoferowałem Devanie pomoc . Zgodziła się chętnie, więc pokroiłem świeżutki chleb, posmarowałem masłem i nakryłem do stołu jak umiałem, podczas gdy Devana krzątała się przy piecu.
Mabbet była zdumiona gdy obserwowała ją podczas pracy. Ta, nawet na chwilę nie przestając mieszać w dużej patelni, co rusz sięgała pod powałę skubiąc i wąchając różne ziółka które się tam suszyły..
Ich aromat szybko rozszedł się po całej kuchni.
Gdy już usiedliśmy, każdy z nas patrzył z niecierpliwością jak Devana nakładała nam porcje.
Byłem taki głodny, a to jedzenie wyglądało, pachniało i .. smakowało tak cudownie.. Resztkami sił powstrzymywałem się, by nie wbić po prostu widelca w sam środek i nie zacząć się opychać jak jakiś prostak.. jednak..
„..do jezd zajebizde…” wymamrotałem z pełnymi ustami pochylony nad talerzem..
Szlag jasny trafił maniery i resztę wszystkiego.. nie mogłem się oprzeć.  Trzy dni głodówki plus mistrzostwo kucharza obudziło we mnie bestię..
„Ale tym razem mojigo nie dostanies..” zastrzegł się Iwan przyciągając swój talerz do siebie i dla pewności otaczając go ramieniem..
Spojrzałem na niego zdziwiony.. a potem na kobiety.. Obie miały podobne miny i .. chroniły swoje talerze jak przed jakimś potworem..
Poczułem jak się czerwienię.
„Dziękuję..” powiedziała z uśmiechem Devana.
„Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego komplementu.” Dodała rozradowana.
Porcja jajecznicy wystarczyła, by wyszedł ze mnie prostak..
Załamałem się.
„Będzie mniej zmywania” Mabbet przerwała moją udrękę.
Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem jak Iwan kończył czyścić skórką z chleba swój talerz do czysta.
Przynajmniej nie jestem sam.. pomyślałem, gdy obok .. :
„Ek!” .. Devana czknęła .. i zawstydzona skryła twarz za pustym talerzem.
„Muszę popić..” szepnęła bez oddechu i sięgnęła po szklankę..
Jej talerz wyglądał identycznie jak Iwana.
„Nie spodziewałam się że to takie wyjdzie..” powiedziała po chwili zawstydzona.
„Zapraszam po „przyprawy”.. ”odrzekła Mabbet z uśmiechem.
„Przyślę moje dziewczyny.. Ale nie zedrzesz za bardzo..?” odpowiedziała Devana z nadzieja w głosie.
„Dam ci Rabat”.. powiedziała chientropka. Przymrużyła oczy, a jej ogon wachlował leniwie z boku na bok.
Oho… mam złe przeczucia…  i chyba nie tylko ja.
„Wis.. lepij daj jej zwykłom znizke.. Rabat… sie nom kapkę źle kojazy…”
„Jak zwał, tak zwał.  ALE.. jakaś mała ulotka czy dwie.. wiesz.. o tych podwójnych miksturkach.. mogłaby..”
„Dopilnuję by moi klienci się o tym dowiedzieli!” stanowczo odparła Devana.
„Ale nie ze względu na Rabat.” Dodała.
„I tak bym to zrobiła.. To może uratować tak wielu…”
Nagle posmutniała..
Pomyślałem o ostatnich wydarzeniach, i o tym co Iwan opowiadał.
Nadchodzą ciężkie czasy.. myślałem. Dziwne, nietypowe stwory, orki.. mały Dungeon się otworzył.. a my..  nas.. nie ma kto chronić.. Gdyby ktoś ucierpiał, gdyby trzeba było pomóc – musimy mieć możliwość…
„Iwan.. Mówiłeś, że dropy po zabitych potworach należą do tych, którzy zadali ostatni cios..”
„Tak. To je normalno zasada z Dungeonu.. A cemu pytos?”
„Zostało coś z tego orka ? Nietypowca?”
„.. noo.. Krystał się ostoł i jedyn palec.. Nie wim do cego..”
„Proszę, daj to Mabbet. Niech je użyje jak chce, sprzeda.. Cokolwiek. Ale niech zrobi tyle tych mikstur ile może. Gdyby potrzebowała składników, to po nie pójdę.”
„Blake!?”
„My ich będziemy bardzo potrzebować, więc to jest tak czy inaczej w naszym interesie. A jeśli przy okazji da się uratować innych – Ktokolwiek ma obiekcje?”
„Oba zrobimy co się do.. Nie musis się na mnie oglondać.” Odpowiedział Iwan.
„ Więc postanowione.” Powiedziałem.
„Mabbet.. czy mogłabyś..?”
„Może i jestem trochę stara, ale wciąż widzę co się dzieje dookoła.. Nie dam wam zginąć.”
„Dziękuję..”
„Nie dziękuj. Złe czasy idą. Myślę że Wielu będzie dziękować Tobie. Ale teraz.. Macie ważniejsze rzeczy na głowie. Ja pozmywam.”
„Jak bydzies mieć kapke miejsca przy zlewie to ci pomoge..  a uny niek se idom na tyn Spacer i pozamykajom swoje sprawy..”


…***…

Gdy wyszliśmy z kuchni, zobaczyłem nieduży korytarz. Kilkoro drzwi prowadziło do pomieszczeń gospodarczych, łazienki i kibelka.. całkiem przyjemnego, naprawdę.. aż musiałem.. Ekhm..  W każdym razie szybko dołączyłem do Devany i wyszliśmy na przestronny ganek.
Oniemiałem.. Ziemia była .. dobre pięć metrów poniżej.
Co prawda korony drzew otaczających tą dość rozległą polanę były wysoko, jednak i tak ciężko było oprzeć się wrażeniu unoszenia w powietrzu.
Szeroki ganek otaczał domek, więc obeszliśmy go w koło, przy okazji podziwiając widoki.
Ściana drzew otaczała polanę praktycznie z każdej strony, jednak miejsca było tak wiele, że nie miało się wcale wrażenia przytłoczenia.
Pod nami widziałem niewielką zagrodę gdzie Mabbet trzymała kury, kaczki i kilka owiec. Zaraz obok dość duża szopa, obok której pasła się brązowo-biała krowa. W oddali, tuz przy linii lasu gimnastykował się Klemens.. przynajmniej.. tak to z daleka wyglądało.
W końcu dotarliśmy do punktu wyjścia i zeszliśmy po schodach na dół.
Jednak ten widok JEST niespotykany..
Dokładnie tak, jak to Iwan opisał jak byłem ledwo przytomny.
Jak wielka, kurza łapa, z ziemi wyrastał pień potężnego, czarnego drzewa. Jego korzenie wbijały się w grunt, jakby wczepiało się w nie pazurami. Drzewo nie miało korony, w jej miejsce, pięć metrów wyżej, kilka konarów podtrzymywało wielką platformę na której stał domek Mabbet. Wyglądało to tak, jakby wielka dłoń trzymała olbrzymią drewnianą tacę.

„To wielki skamieniały dąb.” Wyjaśniła Devana.
„Był tutaj odkąd pamiętam, jednak kilkadziesiąt lat temu, podczas potężnej burzy, większość jego korony rozpadła się, i został z niego tylko pień i kilka grubych konarów. Po jakimś czasie Mabbet kazała zbudować na nim ten domek i wprowadziła się. ”
„Kim ona jest?” spytałem zaciekawiony.
„Jest bardzo utalentowaną alchemiczką a jej eliksiry miłosne robiły wielką furorę..” powiedziała z uśmiechem Devana.

Mabbet urodziła się i wychowała w Reanore. Jej rodzice prowadzili nieduży dom uzdrowień, gdzie mieli dobrze wyposażoną bibliotekę i laboratorium. Była bardzo pilną uczennicą, chętnie eksperymentowała z różnymi  przepisami, często łączyła je i zmieniała starając się wciąż stworzyć coś nowego. Gdy dorosła, skuszona większymi możliwościami opuściła dom i udała się do Orario. Tam, pod okiem Lorda Dian Cecht`a doskonaliła swoje umiejętności.
Jednak po jakimś czasie, podobnie jak Iwan, doszła do wniosku że jej miejsce jest tutaj. Opuściła swoją Familię i wróciła do Reanore.
Pracowała w domu uzdrowień, a po śmierci rodziców przejęła go po nich.  Dzięki temu, że wyszkoliła bardzo zdolny personel, mogła wszystko zostawić w ich rękach i zacząć podróżować po okolicznych wsiach i przysiółkach jako znachorka.
Jakieś czterdzieści lat temu przeprowadziła się tutaj i odtąd jest znana jako „Wiedźma z bagien”

„Wiedźma z Bagien?.. czyli tu są..”
„Tak, ta wielka polana to praktycznie jedyne suche miejsce w okolicy..” zaśmiała się Devana.
„Dąb stoi na niewielkim wzniesieniu, dlatego tego nie widać, ale cały ten las wokół rośnie na bagnach.”
„Niedaleko naszej wsi też są bagna, ale tam jest pełno komarów i ..śmierdzi..” powiedziałem zdziwiony.
Devana zachichotała cicho..
Po chwili spoważniała trochę widząc moja zakłopotaną minę.
„To zasługa umiejętności Mabbet.” Wyjaśniła.
„Sprowadziła na ta polanę wiele różnych ziół i innych roślin, które skutecznie niwelują zapachy bagna i odstraszają komary.”
Byłem naprawdę pod wrażeniem.

Dobrze nam się rozmawiało, ale powoli zaczynało rosnąć pomiędzy nami napięcie.  Wiedziałem przecież, że wyszliśmy by odbyć dość poważną rozmowę.. Szliśmy przed siebie ale żadne z nas nie mogło przełamać ciszy.
„..więc..”
„..chyba..”
Zaczęliśmy dokładnie w tej samej chwili.. i w tej samej oboje utknęliśmy zmieszani.
W końcu zdecydowałem się odezwać pierwszy..
„Uhm... Devana.. Czemu mi nie powiedziałaś….?”
„Że jestem Boginią?”
Skinąłem głową.
„Chciałam.. ale tamtej nocy.. tyle się stało, a potem nie wiedziałam jak. A potem ty się rozpłakałeś..”
„Przepraszam .. puściły mi nerwy. Nigdy wcześniej..”
„Domyślam się. Ja też byłam cała roztrzęsiona.. Tak się bałam..”
Ale skoro jesteś Boginią, to dlaczego nie...?”
„Dlaczego nie użyłam Arcanum?”
Skinąłem głową.
„Gdybym to zrobiła, to złamałabym regułę pozwalającą nam być tutaj z Wami i zostałabym odesłana do Tenkai…” powiedziała ze smutkiem.
„Zostawiliśmy sobie tylko Błogosławieństwo. Reszta naszych mocy jest zapieczętowana, a każde użycie, bez względu na okoliczności oznacza banicję..”
„Ale oni chyba wiedzieli że jesteś…”
„Tak.. Zdawali sobie sprawę.. I dlatego się na to odważyli..”
„Dlaczego?” Nie mogłem wyjść ze zdumienia.
„Boginie są .. łakomym kąskiem dla bydlaków ich pokroju. Jesteśmy praktycznie bezbronne bez naszych Familii.. Zwłaszcza tutaj.. na prowincji..”
„Czy ty..” nie śmiałem dokończyć..
„Kilka razy..” powiedziała ze smutkiem. „Jednak zawsze jakoś udawało mi się obronić..”
„Jesteś Boginią.. więc ..”
„Czemu nie mam Familii?”
Skinąłem nieśmiało głową.
„Teraz mam..” powiedziała z nadzieją w głosie. „Znowu..”
„Znowu.. ? Czyli że już wcześniej..”
 „Tak.”
„Było nas piętnaścioro i często razem wychodziliśmy na łowy.” ” Pojechałam odwiedzić moją rodzinę..”
Teraz sobie przypomniałem jej słowa i moje wątpliwości..
Czyżby…
„Devana..”
„Tak?”
„Jeśli to nie jest dla ciebie zbyt.. Powiedz.. Co się stało z Twoją Familią..?”
„Oni ..    ..  odeszli..”  odpowiedziała zduszonym głosem.
Słowa utknęły jej w gardle, a oczy zrobiły się nagle wilgotne.
„Przepraszam.. Nie powinienem.. tak mi przykro…”
„To… nic takiego…” powiedziała cicho.
Przytuliłem ją.
Objęła mnie z całych sił ramionami, a jej łzy przesiąkały mi przez koszulę.. Czułem jej ból.. Jej smutek.. Mój Status pulsował lekko w rytm bicia jej serca.. Równo z moim..
Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy..
„Przepraszam Blake..”  powiedziała cicho.
„Nic nie szkodzi..”
„Przepraszam że cię tak wykorzystuję..” szepnęła.
„….” Nie wiedziałem co powiedzieć.
„Piętnaście lat minęło od chwili gdy ostatni raz to czułam.. Ciepło czyichś dłoni, bliskość duszy mojego Dziecka.. Nie mogę się temu oprzeć…”
 „To nic takiego..” odpowiedziałem głucho.
Trochę ścisnęło mnie w sercu, gdy zrozumiałem że jej uczucia do mnie wywołane są przede wszystkim głęboką tęsknotą. Długo skrywane pragnienie bliskości, miłości, posiadania rodziny – te pragnienia nagle w niej eksplodowały i stąd taka reakcja..
Ale to nic.. myślałem. Nawet jeśli to prawda, to wcale nie znaczy, że te uczucia  nie są szczere i prawdziwe. Nie mógłbym być zły na nią za to, że po tak długim czasie samotności przelała wszystkie swoje uczucia na istotę, z którą tak nagle połączyła ją szczególna więź.
Z drugiej strony.. Gdy tak na to spojrzę, to przecież ja sam.. Ja również cierpiałem po stracie rodziców, po śmierci Allany.. Czy moje uczucia nie są podobne do Jej? Czy nie staram się w ten sposób rekompensować mojej własnej straty?
Nie… Nie ma sensu na zimno analizować czegoś, co płonie żywym ogniem w sercu.. To nie tak. Liczy się to co czujemy, tu i teraz. Niezależnie od powodów, nasze uczucia są szczere.
Nie wiem jak będą się rozwijać i w którą stronę pójdą, ale w tej chwili stoi przede mną .. Nie tyle Bogini, co zwykła kobieta z którą łączą mnie bardzo szczególne więzi.. Muszę to zaakceptować.. Tak po prostu.

Przytuliłem ją mocniej i zacząłem głaskać jej włosy.
Dalej płakała, ale czułem, że zaczyna się uspokajać.
Staliśmy tak przez chwilę, aż zorientowałem się, że podobnie jak podczas walki, zamknąłem nas w jakby bańce. Prywatnej czasoprzestrzeni, do której nie docierało nic z zewnątrz. Przestałem odczuwać cokolwiek innego. Jedno nad czym się skupiałem, była moja dłoń gdy głaskałem ją po głowie, a jej włosy przesuwały się pomiędzy moimi palcami uwalniając delikatny, przyjemny zapach jej skóry..
Trwaliśmy tak przez chwilę, zagubieni w myślach, jednak po chwili odsunęła się ode mnie, otarła łzy i z już pogodniejszym uśmiechem powiedziała:
„Usiądźmy.. Opowiem ci wszystko.”
Bańka prysła, ale wszystkie uczucia pozostały i czułem się .. Jak nigdy dotąd.


…***…
To działo się piętnaście lat temu.
Jej Familia przebywała wtedy w Elenhil, jednym z niewielu Elfich miasteczek  nie zniszczonych przez armię Rakii.
Większość z jej „Dzieci” pochodziła właśnie stąd, więc po udanym sezonie łowieckim postanowili odwiedzić swoje rodziny.
Zatrzymali się w zajeździe gdzie wynajęli kilka pokoi dla tych, którzy nie nocowali u rodzin.  Zamierzali urządzić przyjęcie z okazji zaręczyn Kyon i Asami – pary kotołaków należących od dawna do ich Familii.
Wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami, gdy rozpętało się piekło.
Grom rozdarł wieczorną ciszę a czerwona poświata ogarnęła okolicę.
Wszyscy wybiegli na zewnątrz i osłupieli nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Potężny, czarny smok dewastował ich miasto. Część budynków stała w ogniu.
Ciężko ranna bestia, pozbawiona oka, brocząc krwią szalała z wściekłości niszcząc wszystko na swojej drodze.
To nie był potwór z którym można było walczyć. Mieszkańcy rzucili się do ucieczki, nawet nie myśląc o ratowaniu dobytku.
Ze zniszczonej części miasteczka dobiegały krzyki dzieci i jęki rannych.
Jej Familia rzuciła się na pomoc.
Nie mogli jednak zrobić nic, dopóki bestia nie przestanie rzucać się na oślep.
Zaatakowali ją razem starając się przyciągnąć jej uwagę i skierować w stronę lasu.
Byle tylko kupić mieszkańcom trochę czasu na ewakuację.
Wśród trzasku łamanych drzew słychać było oddalający się ryk bestii i ciche nawoływania łowców.
Devana została w mieście pomagając rannym.
Chciała iść z nimi, ale jej nie pozwolili, bo bez Statusu, była by im tylko ciężarem.
Choć dobrze strzelała z łuku, brak jej było siły, szybkości, wytrzymałości.
Została więc starając się zrobić dla potrzebujących jak najwięcej.

 I wtedy z oddali dobiegły odgłosy dwóch eksplozji.
Czerwona łuna rozświetliła niebo gdy w niebo wzbiła się ogromna kula ognia.
Mieszkańcy zamarli w bezruchu obserwując, jak na tle  pożaru, wielkie czarne cielsko wzbiło się z trudem w niebo i odleciało na północ..
Devana klęczała na środku drogi i zanosiła się od płaczu.
Wtedy jej Familia przestała istnieć.

…***…


Od tego czasu, co roku odwiedzam moją rodzinę. Ich grób…
Wcześniej też miałam wiele Dzieci..  I one odchodziły.. czasem na wskutek ran na polowaniu, czasem zwyczajnie, ze starości.. ale zawsze miałam szansę się z nimi pożegnać. Zawsze jakieś ze mną zostawały i dzieliły mój ból..

Wiesz.. Gdy Bóstwo obdarza Falną swoje Dziecko, w jego duszy zapala się takie jakby maleńkie światełko. Ono trwa przez całe życie Dziecka.. Czujesz jego ciepło.. czujesz gdy jest smutne, gdy jest szczęśliwe, zakochane..  Wiesz kiedy je przytulić gdy jest samotne..
Te światełka.. Migoczą, tańczą.. Rozświetlają duszę Bóstwa przez cały czas.

Tamtego dnia.. Jedno po drugim… Wszystkie zgasły.


…***…


„Dlatego nie chciałam przyjąć cię do Familii ..”
Poczułem smutek. Zupełnie nie wiedziałem co mam powiedzieć. Byłem w stanie zrozumieć co czuje, postawić się w jej sytuacji.
Bała się, że gdy się zaangażuje – znowu ją to spotka..
Że znowu straci to światełko..
Że znowu ogarnie ją pustka…

„Gdy cię wtedy ujrzałam, gdy wyszedłeś zza tej drewutni i krzyknąłeś ”Zostawcie ją!” – To światełko znów zapłonęło.. Znów poczułam to ciepło.. Przestałam się bać, wiedziałam, że będzie dobrze, że mnie uratujesz, że…”
Położyła mi dłoń na piersi i dotknęła mojego Statusu...
W następnej chwili, jakimś cudem, nie wiem, może przez ten Direct Link, dzieliłem z nią jej uczucia.
Jej strach.. Nadzieję, szczęście…
Jej oczami zobaczyłem siebie..
Wyglądałem jak…
.. Jak.. Bohater.
Widziałem swoje mizerne ciało ściskające w drżącej dłoni miecz .. jednocześnie otoczone aurą … Nadziei.
Emanowała z tego wątłego ciała i mówiła do niej: „Obronię cię.”

„Ale ja wciąż jestem słaby....”
Widać było że się pozbierała w sobie. Odpowiedziała twardym głosem:
„Wiem. Ale to się zmieni. Jestem tego pewna. Jednak nigdy mnie nie proś, żebym została z tyłu. Nie zostanę, choćby nie wiem co. Zapamiętaj.”
„Ale jeśli..”
„Wtedy ty poczujesz to samo co ja, gdyby tobie coś się stało.” Powiedziała stanowczo.
„Nie chcę być okrutna, ale nasz kontrakt działa w dwie strony.”
„A teraz chodźmy i uratujmy co się da.” Dodała z błyskiem w oku.

Ruszyliśmy z powrotem w stronę domku. Kiedy przechodziliśmy koło Klemensa zauważyłem dwa martwe gobliny.
Rozpadły się w pył gdy wyjąłem ich kryształy.
„Wszystko w porządku?” zapytałem go klepiąc go po szyi..
Klemens tylko prychnął w odpowiedzi i znów zaczął skubać trawę jakby nigdy nic..
Więc to były te jego „ćwiczenia” które widzieliśmy z domku.. pomyślałem przypominając sobie „gimnastykę” Klemensa.
Musimy o tym powiedzieć Mabbet.

            Spotkaliśmy ich przy szopce, gdy karmili drób.
Powiedziałem im o goblinach.
„Nie ma się czym przejmować..” Powiedziała beztrosko Mabbet.
„Czasem się zdarza że jakieś małe zbłąkane potworki zapuszczą się na polanę, ale nie stanowią problemu”

„Dlatego mam domek na drzewie” powiedziała z szerokim uśmiechem.
„Na noc podnoszę schody więc nic do mnie nie wejdzie, Nawet gdyby udało im się uciec przed Cerberem..” mrugnęła szelmowsko chientropka.
„Kto to jest Cerber?” zapytałem zaciekawiony.
„Złośliwe bydle, chyba jesce gorse od Klemensa..” powiedział Iwan, a z dala dobiegło nas ciche rżenie..
„Żadne bydlę, tylko pies, i nie złośliwy tylko lojalny.” Stwierdziła stanowczym głosem Mabbet.
„Pies.. nie wis casem..” mamrotał pod nosem Iwan.
„Nawet cielynta som mniejse od tego twoigo piesecka!”
 „Urosło mu się .. przyznaję, ale to chyba zasługa miejscowego klimatu..”
„Racyj tyk twoik eksperymentów z miksturkami!” W Iwanie aż się zagotowało gdy sobie przypomniał problemy Klemensa po nieświadomym udziale w teście „specjalnej mikstury”.
„To był.. przypadek..” powiedziała Mabbet.
„Woda była dla Cerberka, a to już nie moja wina że ta twoja szkapa jest taka pazerna!”
Z drugiego końca polany doszło nas donośne pierdnięcie Klemensa.
Chyba nie wziął sobie do serca tej insynuacji… pomyślałem w duchu.
„Gdzie on teraz jest?” zapytałem zaciekawiony.
„Mom nadzieje ze daleko” odparł wnerwiony Iwan.
„Zawsze gdy Iwan się zjawia, korzysta z wolności i hasa sobie po okolicy..”
„Załoze się że podcas tego niewinnego hasania.. populacja okolicnych niedźwiedzi drastycnie się zmniejsa..” dodał z przekąsem Iwan.
„To, że nie pałacie do siebie sympatią nie znaczy że musisz być taki wredny” powiedziała trochę rozdrażniona Mabbet.
„Jak mom pałać sympatiom, jak to bydle ostatnio mało nie odgryzło mi rzyci!!” zaperzył się Iwan.
„Każdy by się wkurzył gdybyś staną przed nim z maleńkim, obmuldanym  udkiem z kurczaka i zaczął wołać cip! cip! cip! piesecku!..”

No tak.. to wiele wyjaśnia.. pomyślałem ledwo powstrzymując śmiech.
Zerknąłem na Devanę.. Odwróciła się do nich plecami trzymając za brzuch.
Jej broda i wargi drżały niebezpiecznie a w oczach kręciły się łzy..
Bbbb..sss uu… Bhahahahahahha!!! Nie wytrzymałem.
Po sekundzie Devana dołączyła do mnie siadając na ziemi.
„Myślołek ze my som przyjaciele..” powiedział Iwan wyraźnie zawiedziony.
„Prze.. pp … pp.. praszam Iwan..” .. Wyobraźnia dalej nie pozwalała mi się opanować.

Na szczęście po chwili doszliśmy do siebie. 
Iwan, wyraźnie zły na nas poszedł do Klemensa mrucząc pod nosem coś w stylu: „Ino un mie rozumie..”

Jedno nie dawało mi spokoju.
„Ale co będzie jak pojawi się tu coś większego niż gobliny?”
„Na nagłe przypadki mam To!” powiedziała wyciągając zza pazuchy małe zawiniątko. Gdy je otwarła..
Uuuueeeyyyp!.. zebrało mi się na wymioty. Smród był nie do wytrzymania..
„Trochę brzydko pachnie, ale doskonale odstrasza potwory, niestety ma ograniczony zasięg i czas.” Powiedziała Mabbet i zawinęła go z powrotem.
W duchu modliłem się o wiatr.
„To woreczek ‘malboro’. Wynalazek Nahzy!” dodała z dumą.
„Bestie nienawidzą tego zapachu. Dzięki temu zawsze zdołam dotrzeć do domku, a tam już będę bezpieczna.”
„No nie wiem..” wystękałem powoli dochodząc do siebie..
Po odgłosach dochodzących zza szopki wnioskowałem że biedna Devana jednak nie zdołała utrzymać śniadania.
Po chwili wróciła do nas, cała zielona na twarzy. Bez słowa, nie patrząc na nikogo zanurzyła głowę w wiadrze z wodą. Gdy się w końcu odwróciła wyglądała o niebo lepiej, pomijając fakt że jej kasztanowe włosy mokrymi strąkami opadały jej na twarz a wzrok mógł zabijać.
Podeszła wolno i wyciągniętym palcem wycelowała prosto między oczy Mabbet.
„Jeszcze raz zrobisz coś takiego bez ostrzeżenia, to…!!!” wychrypiała zduszonym głosem.
„Przepraszam… zapomniałam jakie to mocne.. ja się już zdążyłam przyzwyczaić..” przepraszała drżącym głosem Mabbet. Uszy jej całkiem oklapły a ogon za nią zwisał smętnie.
„Tak czy inaczej.. jeśli pojawi się tu na przykład ork to i tak na nic się to zda” powiedziałem starając się odwrócić ich uwagę od tego incydentu.
„Oh.. Był tu jeden jakiś czas temu, O! Tam!” powiedziała beztrosko Mabbet. I machnęła ręka za siebie.
„Jego głowa przez kilka dni wystawała z wody.. Wyglądał całkiem zabawnie dopóki nie dobrały się do niego kruki.” Dodała po chwili.

Z tego co mówiła, to specjalnie wybrała to miejsce.
Niedużych potworów się nie obawiała, bo Cerber ją skutecznie bronił nawet przed zabłąkanym Cieniem. Z kolei woreczek z ‘malboro’ umożliwiał jej dotarcie do domku, gdzie była bezpieczna.
A co do dużych potworów – bagno samo załatwiało sprawę. Nic cięższego od łosia nie miało szans się przedrzeć.
Jedyna w miarę mocna dróżka była tak kręta, że żaden potwór nie miał szans się jej trzymać i po jakimś czasie i tak kończył w bagnie.

„Ale.. Mabbet.. czemu w ogóle zdecydowałaś się tu zamieszkać? Devana mówiła że masz dom w Reanore..”
„Miałam.” Sprostowała.
„Sprzedałam wszystko i przeniosłam się tutaj. Lecznicę przekazałam miastu a zarządzanie zostawiłam w rękach doświadczonych pracowników.”

Mabbet usiadła na brzegu wielkiego, drewnianego koryta i zaczęła opowiadać.

Gdy wróciła z Orario, była świetnie wyszkolonym alchemikiem, z wiedzą dalece przewyższającą miejscowych aptekarzy.
Natychmiast rzuciła się w wir pracy, bo roboty było mnóstwo.
Jako jedyna lecznica w okolicy mieli wielu klientów, głównie myśliwych, ale także chłopów z wiosek, a nawet krasnoludów z kopalni w górach..
I mimo że nie pobierali wygórowanych opłat za usługi – dzięki jednemu eliksirowi całkiem szybko zbili małą fortunę..
Eliksir Miłosny.. Mój towar eksportowy..” śmiała się Mabbet, a jej ogon wachlował radośnie w obie strony na samo wspomnienie..
Mabbet produkowała go w ilościach hurtowych. I praktycznie cały zapas był wysyłany do jednej, jedynej dzielnicy Orario…
„Raz na pół roku, zjawiała się u nas po niego osobiście Lady Ishtar z obstawą!” opowiadała dumna z siebie Mabbet.
„Razem ze swoimi amazonkami robiły w mieście takie zamieszanie, że na ten czas, praktycznie zamykano sklepy i urzędy, a jedno co było otwarte na okrągło, to puby i hotele!”  Śmiała się głośno na samo wspomnienie.
„Nie byłaś taka zachwycona, gdy jednego razu nigdzie nie mogłaś znaleźć Eldara..”
„ Nie przypominaj.. Jak go znalazłam to ledwo zipał.. To była moja ostatnia dostawa." Powiedziała Mabbet .. „I chyba wszystkie kobiety w mieście mi są za to wdzięczne..”
„Uhm.. zwłaszcza że wcześniej przynajmniej dwa razy do roku miały zamiar cię otruć..” dodała z przekąsem Devana.
„Więc co zrobiłaś?” zapytałem.
„Dałam mój przepis Goibniu..” uśmiechnęła się szelmowsko.
„A po co im to? Przecież to kowale i budowlańcy..” zdziwiła się Devana..
„No właśnie.. wypożyczają  licencję i czerpią zysk..”
„A co Ty z tego masz?” zapytałem zaciekawiony.
„Mój domek..” Z uśmiechem odparła Mabbet.
„Lord Goibniu był tak szczęśliwy, że przysłał tu swoich najlepszych ludzi i zrobili dla mnie ten domek.”

„Ale dlaczego tutaj..?” wciąż nie miałem odpowiedzi na to podstawowe pytanie.
„ Dużo podróżowałam po okolicznych wsiach, by pomagać tym, którzy nie mogą sami do nas dotrzeć.. Ale gdziekolwiek się nie pojawiałam, zawsze kończyło się tak samo.. Wszyscy, bez wyjątku, chcieli jednego..”
„Eliksiru..” powiedziałem półgłosem
„Dokładnie.” Kiwnęła głową.
„Starczyło się pojawić we wsi, a już byłam otoczona praktycznie połową mieszkańców którzy chcieli, by ktoś ich pokochał, bez względu na wszystko.” Widać było że wracają niezbyt miłe wspomnienia.
„Rozumiem dziwki w Orario. To ich kawałek chleba, ale nawet sama Ishtar wymagała, by jej eliksiry działały maksymalnie sześć godzin!”
„A tu.. Stary zbok zamarzył sobie że poślubi córkę sąsiada, młodzian który nie mógł się pogodzić że dostał kosza.. Żona która za wszelką cenę chciała utrzymać przy sobie męża choć codziennie ciosała mu kołki na głowie o byle głupstwo.. Wszyscy chcieli Miłości na zawołanie!”

Narastała we niej złość.
Zamiast zaprowadzić do chorej matki – wtykali w rękę garść złota żądając jednego.
Prawie się poddała, gdy trafiła do Nestyr.
Oczywiście zlecieli się do niej wszyscy mieszkańcy. Odprawiła większość z nich z kwitkiem. Tych co zostali, wysłuchała i pomogła jak umiała, sprzedając maści na ból pleców, nalewki na czyraki czy krem na porost włosów..
Miała już wyjeżdżać, gdy podszedł do niej wielki krasnolud.
„Potrzebuję Twojej pomocy” powiedział i rzucił jej na wóz wielką, ciężką sakiewkę.
Już miała odmówić, ponieważ po rozmiarach i wadze woreczka domyślała się co to za pomoc ma być, jednak ten, bez słowa chwycił jej konia za uzdę i poprowadził do ostatniego domku we wsi.


Weszła do małego, przytulnego domku, w którym była tylko kuchnia i jeden duży pokój. 
Na ścianach było pełno książek, w kącie stała  zdobiona skrzynia a na stojącym pod ścianą niedaleko okna łóżku leżała staruszka.
A dokładniej.. Ludzka staruszka.
Miała na oko ponad dziewięćdziesiąt lat i widać było że cierpi.
Krasnolud poprowadził ją prosto do niej.
Usiadł na skraju łóżka, wziął kobietę delikatnie za rękę i ucałował jej dłoń.
Ta, otwarła oczy i rozglądnęła się, jakby szukając czyjejś twarzy.
„I..iwan..” szepnęła słabo
„Jestem przy tobie..”

„I tak poznałam Mari.”

Oczy Mabbet zaszły mgłą gdy sięgała wspomnieniami do tamtych chwil.
Nieopodal, wciąż marudząc na naszą niewdzięczność Iwan czyścił Klemensa.
„Zrobiłam wiele eliksirów miłosnych, i widziałam ich działanie. Ale nawet najmocniejsze  z nich nie są w stanie wywołać nawet ułamka takiego uczucia.”
Mabbet patrzyła na niego z rozmarzeniem.

„Mari była umierająca.
Jej ciało powoli odmawiało posłuszeństwa, więc Iwan robił wszystko co tylko trzeba było. Mył, karmił, sprzątał po niej.. Wszystko.
I każdą chwilę spędzał z nią.
Gdy usłyszał że pojawiłam się we wsi, zebrał to co miało jakąkolwiek wartość, włożył do dużej sakiewki i czekał na mnie.”

„Wim ze jei światełko gaśnie.. I nie prose byś je podtrzymała.. Ale jedno o co kcem prosić, to żeby jom przestało boleć..” powiedział ze łzami w oczach.

Mabbet nie mogła się po tym pozbierać.
Wyszła przed dom zaczerpnąć powietrza.. a potem.. wyprzęgła konia i zaprowadziła do stajni.
Pozbierała z wozu wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wróciła do domku.

„Skombinuj dodatkowe łóżko. Nakarm mojego konia a potem przynieś mi liście żywotnika. Wygląda..”
„Wiem jak wygląda.” Powiedział i wyszedł.
Za chwilę wrócił z liśćmi.
Wzięła je od niego zdumiona.
Chyba dostrzegł to na jej twarzy bo odpowiedział:
„Dzięki temu jeszcze nie jest tak źle.. ale przestaje wystarczać.”
Zostawił ją samą. Była w szoku. Kompletnie nie wiedziała co ma o tym myśleć.
„Cały Iwan..” usłyszała delikatny głos..
Kobieta patrzyła w sufit i lekko się uśmiechała.
Mabbet podała jej najmocniejszą miksturę jaką miała, dzięki czemu na jakiś czas uśmierzyła ból.
Jednocześnie rozłożyła na stoliku swój zestaw alchemiczny i zaczęła przygotowywać specjalną przeciwbólową miksturę.
Iwan prawie tańczył ze szczęścia gdy wrócił..
Znów mógł porozmawiać na chwilę ze swoją żoną, bez problemu ją nakarmił, umył.. Rozpływał się w podziękowaniach.

Mabbet została z nimi przez prawie dziewięć miesięcy.
Miała szansę poznać zarówno Mari jak i Iwana..
To była .. szczególna para..
Oboje inteligentni i oczytani, pomijając Iwana gwarę, gdy mówił swobodnie – posługujący się językiem niespotykanym w tych stronach..
Oboje mieli za sobą wspólnie spędzoną, awanturniczą przeszłość..
Żadne nie mogło usiedzieć na miejscu.. zawsze gotowi by zaprząc konia i pędzić komuś na pomoc..
Niestety nie dane było im zestarzeć się razem.
Iwan, dzięki swojej krasnoludzkiej krwi i Statusowi, wciąż był w sile wieku, podczas gdy Mari zaczynała się starzeć.
Wtedy Iwan podjął decyzję, by osiąść w Nestyr.
„Dość tego.” Powiedział.
„Najwyższy czas zapuścić korzenie.”
I tak zostali.. Iwan wybudował dla nich mały domek i żyli sobie pomału.
Od czasu do czasu Iwan znikał na jakiś czas, by wypełnić jakiś prosty quest, ale już nie narażał się tak bardzo, wiedząc, że musi wrócić do domu, bo tam ktoś na niego czeka..
Niestety Mari się rozchorowała..
Ostatni rok Iwan spędził przy jej posłaniu opiekując się nią, i studiując wszelkie dostępne książki by zdobyć choć trochę wiedzy potrzebnej by jej pomóc.
Jednak to zaczęło nie wystarczać.
Dlatego wizyta Mabbet w ich wiosce była dla niego jak dar niebios.

Została, i mieszkała z nimi przez prawie dziewięć miesięcy.
Dużo rozmawiali, opowiadali sobie nawzajem różne przygody i historie z czasów poszukiwaczy Przygód..
Po jakimś czasie dołączył do nich mąż Mabbet – Eldar. Nie mógł znieść tak długiej rozłąki.
Zaprzyjaźnili się.
„Pamiętam, jak pod koniec kiedyś zeszłyśmy na poważniejsze tematy..” powiedziała Mabbet.
„Żaliłam jej się, że ludzie nie doceniają tego co dla nich robię. Że jedno co ich obchodzi to ..eliksir miłosny..”
„Zbyt łatwo im to przychodzi..” odparła Mari.
„Przynosisz im pod drzwi gotowe rozwiązania ich problemów, i nie wymaga to od nich żadnego poświęcenia. Tak, jakby przyszedł do ciebie wielki Bohater z powieści i pozbył się szczurów w piwnicy.”
„Jak dalej tak będziesz robić, to ludzie nie docenią ani ciebie, ani tego co dla nich robisz.”

Wtedy zaświtało jej w głowie, że faktycznie, jeżdżąc od wsi do wsi przynosiła im wszystko na tacy.
Dzieci nawet nie musiały się wysilać by pomóc chorym rodzicom.. Wystarczyło, że poczekają aż przyjedzie Mabbet i sprzeda im miksturę..
A przy okazji kupią coś tylko dla siebie..

„Kiedy odeszła Mari, mój domek na drzewie już był gotów.. Przeniosłam się tu prosto z Nestyr, nawet nie zaglądając do Reanore.”

„Ale czemu tutaj..?” W dalszym ciągu nie rozumiałem.
„Tutaj mam święty spokój. Poza tym.. przychodzą do mnie tylko ci, którzy naprawdę mnie potrzebują.”
„Nie jest łatwo tu dotrzeć..” powiedziała widząc moje zdziwienie na twarzy.
„Wy z Dirthall jechaliście dwa dni, a i to skrótem. Do karczmy Na Rozstajach, czy Reanore jest dobre cztery dni drogi, z czego półtora przez bagna. Teraz docierają tu tylko zdesperowani. Dzięki temu wiem, że moja pomoc naprawdę jest im niezbędna.”

Poza tym, część z jej starego Personelu z lecznicy, już przeszła na emeryturę, i niektórzy dorabiają sobie na starość lecząc ludzi w wioskach jako lokalni znachorzy, więc zapotrzebowanie na jej usługi zmalało.
Tak więc Mabbet żyła tu sobie spokojnie, prawie nie nękana przez nikogo.. No, może poza Starym Iwanem, który zaglądał od czasu do czasu sprawdzić „cy jesce dycho ta staro wiedźma”.

Patrzyliśmy za nim jak kończył czyścić kopyta Klemensa, a potem skierował się do studni żeby nabrać wody.
Uświadomiłem sobie że choć Stary Iwan żył w naszej wiosce odkąd sięgam pamięcią, to praktycznie go nie znałem.
Ot, rubaszny stary krasnolud, który zawsze umiał opowiadać ciekawe historie w które nikt nigdy nie wierzył.. Zrobiło mi się trochę przykro, choć z drugiej strony, tym bardziej mnie cieszyło to, że mam szansę z każdym dniem odkrywać coś nowego.
Ciekawe.. przeszło mi przez głowę. Pewnie gdybym teraz, po tych dwóch tygodniach wrócił do wioski i opowiedział wszystko.. to i mi nikt by nie uwierzył.. Jak jemu.
Mówili by że za długo z nim przebywam i dziwaczeję jak on..
Uśmiechnąłem się do siebie.
„No co się tak gapicie hę? Cosik mi się do zadka przylepiło cy co ze się tak szczyrzysz?” zapytał podejrzliwie.
„Wła..właśnie wpadłem na pomysł jak sprawdzić te moje czary.” Odpowiedziałem pośpiesznie starając się ukryć zakłopotanie.
„O! – Narescie coś ciekawego!” ucieszył się Iwan.
„Co ześ takiego wy-koń-cy-po-wał?”
„W sumie to tylko wpadłem na pomysł że .. już to widzieliście..” powiedziałem, a Devana z Iwanem aż otwarli usta ze zdumienia.

Faktycznie.. tylko to jedno mogło byś możliwe.
Ten.. szał.. w jaki wpadłem za pierwszym razem, a potem, podczas walki z nietypowym orkiem, oba były bardzo podobne i niosły ze sobą podobny efekt..  Czas jakby dla mnie zwolnił, a ja skupiałem się tylko na najbardziej istotnych celach, kompletnie ignorując zbędne elementy otoczenia.
To musiało być to, bo na moim Statusie nie ma żadnego Berserka, więc to jest jedyne rozsądne wytłumaczenie. Nie wiedziałem tylko jednego – jak to wygląda z zewnątrz?

„No.. Troche jakby kto na ciebie rzucił car ‘Przyspieszenie’ , ale ciut inacyj.. Rusołeś się sybciej, ale nie na oślep. Jakbyś tańcował z miecem w rence, bez niepotsebnyk ruchów. Az miło było na ciepie patrzyć, jakeś te Cienie jednego po drugim katrupił. Krew sikała na wsyćkie strony, a tobie ani roz noga nie ujechała!..”
Iwan naprawdę był pod wrażeniem.
„Podobnie było za drugim razem” dodała Devana.
„Piękne, płynne ruchy fechmistrza, błyskawiczna reakcja i zadziwiająca zręczność. Jednak..”
„Jednak co?” spytałem.
„W pewnej chwili, gdy już myślałam że za chwilę zadasz ostatni cios, gdy nagle to się skończyło.. Z ledwością uskoczyłeś przed jego tarczą a potem stanąłeś jak wryty. Zaczęłam do ciebie krzyczeć i dosłownie w ostatniej chwili się trochę zasłoniłeś.. Gdyby nie to, dostałbyś w głowę..”
„Przepraszam, nie mam pojęcia co się stało” powiedziałem cicho.
Pamiętam jak teraz, cała euforia, pewność siebie, szybkość – wszystko znikło i ledwo się uchyliłem przed tą tarczą.. w dodatku pozwalając żeby dosięgła Devanę…
„Chłopce.. Ork, to je potwór drugiego poziomu.. Pierwse mozna spotkać dopiero na dziesiontym pientrze Dungeonu, a tam, dopiro posukiwac przygód z drugim poziomem może se poradzić..” Iwan chyba dostrzegł moją markotną minę.
„To cud ze oboje zyjecie.” Powiedział kładąc mi rękę na ramieniu.

Trudno się nie zgodzić… Ja przecież dopiero po tej walce „odblokowałem” pierwszy poziom.. a w dodatku to był Nietypowiec…

„Iwan.. jest tylko jeden sposób żeby to sprawdzić.” Powiedziałem.
„Walczmy.”
 „Hmmm..” Chyba nie był przekonany. Kobiety z resztą też.

„Odbiło ci czy jeszcze odczuwasz skutki ‘malboro’ idioto?” Devana aż stanęła na czubkach palców, taka była wściekła.
„Dopiero z łóżka się zwlokłeś, a już chojraka zgrywasz i bitki ci się zachciewa!” Aż się w niej gotowało.
„A..ale to jedyny sposób żeby sprawdzić..”
„Jak obiegniesz polanę trzy razy dookoła, to się zgodzę.” Devana stała przede mną z rękami skrzyżowanymi na piersiach a jej mina mówiła że nie zamierzała ustąpić. Chciała potwierdzić że rzeczywiście jestem już w pełni sprawny.

Nie czekając na nic puściłem się pędem w stronę skraju lasu.
Byłem pewien że dam radę. Czułem to wewnątrz, a każdy dodatkowy krok tylko mnie w tym utwierdzał.
Szczerze mówiąc bieganie nie było moim ulubionym sportem. Owszem, gdy musiałem, dałem radę przebiec dwa kilometry, ale wolałem tego raczej unikać.
Jednak tym razem, przychodziło mi to z taką łatwością, jakbym całe życie nic innego nie robił. Trawa wylatywała mi spod stóp gdy biegłem z pełną szybkością mijając po drodze zdziwionego Klemensa.
Dam radę szybciej.  Pomyślałem i pochyliłem się do przodu. Nagle znowu to poczułem. Drzewa po lewej stronie straciły detale i stały się dla mnie tylko zlepkiem konturów. Skupiłem się na oddechu, pracy nóg i obserwowałem najbliższe otoczenie żeby na nic nie wpaść i utrzymać kierunek.
Klemens podniósł głowę, staną w bezruchu i patrzył jak koło niego przebiegam.
 Albo mi się zdawało, albo to już któryś raz go tak widzę.. przemknęło mi przez głowę.. Na wszelki wypadek zrobiłem jeszcze jedno okrążenie zanim wróciłem pod domek.
Cała trójka patrzyła na mnie zupełnie jak Klemens..
Po chwili Iwan odezwał się pierwszy:
„No, biegać to ty umis chłopce.. ale z liceniem to juz racyj kiepsko. Do sklepu po sprawunki cie napywno nie byde posyłać.” Powiedział kręcąc głową.
„Hę?!”
„Ile zrobiłeś okrążeń?” spytała mnie Mabbet.
„Zzz..zza .. za mało?” Jęknąłem myśląc że wszystko na nic.
„Siedem.” Powiedziała Devana. „Zrobiłeś jedno normalnie, pięć z niewiarygodną szybkością i ostatnie już trochę wolniej..” dodała wpatrując się we mnie uważnie.
„To może być efekt tego czaru” powiedziała Mabbet.
„Gdy się skoncentruje na jakimś zadaniu, automatycznie zwiększają się jego niektóre parametry, jak zręczność, siła czy szybkość.”
„No to normalnie jak berserk.. Tylko cymu to je opisane jako Skupienie? .. a poza tym, berserk to je skill a u niego jes Czar?”
„Bo berserk to czysty szał, parcie do przodu bez względu na wszystko. Gdybyś to ty biegł, i wpadł w berserk, to porąbał byś Klemensa gdyby ci stanął na drodze, a on go po prostu przeskoczył..”
„No wis!” oburzył się  Iwan.
„Nigdy bym moimu kuniowi krzywdy nie zrobił..”
Ppphhhrrrrpppp…  Klemens chyba nie był co do tego zupełnie przekonany..
„Tak cy inacyj, chopok nie wi kiedy ptrzestać , a to je normalnie jak Berserk.”
„A tyś się kiedy nauczył to kontrolować mądralo?”
„Nooo…. Kapkię mi zesło..” Iwan był trochę zbity z tropu.
„Gdy Blake nabierze doświadczenia, to nauczy się i kontroli, a na razie..”
„Na razie, to Devana musi bardzo uwazać..” wszedł jej w słowo Iwan.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
„No.. Bo skoro Blake jak sie skon-cen-truje to nie wi kedy mo przestać, to  jak bydziecie sie...”
Ssssllllakkkk!  Mabbet otwartą dłonią walnęła Iwana prosto w potylicę.
„..za co zaś..” stęknął masując ręką tył głowy.
„Już ty dobrze wiesz stary zbereźniku!”
„Na dyć ze scyrej troski to mówie! Nawet pewnie Blake by nie kcioł… chociaz nie. Un to by pewnie kcioł..”
„Iwan…!!!”
„No co?! A co, myślis ze nie widze jakie ci się wielkie łocy robiom jak się to dziewce koło ciebie krynci?”
Moje uszy zapłonęły gdy zupełnie odruchowo zerknąłem w stronę zdradzieckiego guzika..
„Iwan.!”  Mocny głos Devany przywołał nas wszystkich do porządku.
„Chyba za bardzo się z tobą spoufaliłam. Wygląda na to, ze nie dostrzegasz moich atrybutów boskości.!” Powiedziała zimnym głosem.
„ No.. fakt. Cienzko dostrzec.  Za bardzo pozapinano chodzis.” Iwan otaksował Devanę wzrokiem gładząc się po brodzie.
„Demeter.. Ta to wiedziała jak pokazać Atrybuty..!!” uśmiechnął się do siebie  z uwielbieniem.
Devana stała przed nim w milczeniu, z zaciśniętymi pięściami  a woda w wiadrze obok wyglądała jakby zaraz miała zacząć się gotować..

„Eeemmm… To co to w końcu za magia jest?” Spytałem by zmienić temat.
„Coś .. bardzo podobnego do Berserka.. na tą chwilę..” powiedziała Mabbet przyznając po części rację Iwanowi.
Zerknąłem na nich.. Stali z Devaną dalej naprzeciw siebie jakby grali w grę „Kto pierwszy mrugnie”.
„Jednak.. W porównaniu do Berserka, twoja magia jest inna.” Powiedziała ignorując ta dwójkę.
„ Berserk to czysta wściekłość. Po prostu prze przed siebie nie zważając na nic. Ty, dążysz do celu analizując otoczenie,  wykorzystując je, cały czas mając na uwadze następny krok.”
„Ale tak samo wpadam w szał..”
„Nie. Po prostu pozwalasz się temu za bardzo owładnąć.. ale sądzę ze wraz ze wzrostem doświadczenia nauczysz się to kontrolować.” Powiedziała patrząc na mnie łagodnie.
„Jednak Iwan ma trochę racji. Musisz uważać. Dopóki nie nauczysz się nad tym panować – dopóty może to stanowić dla ciebie zagrożenie.”
„Jak to?!” spytałem kompletnie zaskoczony.
„Na razie nie umiesz kontrolować swojej magii, więc zużywasz jej zbyt wiele i zbyt szybko. Nie czujesz jej.. jak to powiedzieć..  ilości, którą dysponujesz, więc bardzo łatwo może ci jej braknąć w najmniej pożądanym momencie..”
„Jak podczas walki z Nietypowcem..”  właśnie mnie olśniło..
„Dokładnie.. ale to jeszcze nie jest najgorsze.”
Nie jest najgorsze? To co jest? Przemknęło mi przez myśl.
„Magia do działania potrzebuje twojej energii duchowej. Twojej ‘many’. Jej ilość jest w pewnym sensie odzwierciedlona w Statusie. Co prawda Status opisuje poziom magii jako taki, czyli zarówno jej siłę, jak i skuteczność, jednak pośrednio opisuje też ilość dostępnej many.” 
„Czyli że im niższa Magia na Statusie, tym mniej many mam do dyspozycji?”
„Tak, i tym mniej czarów możesz użyć. Zwłaszcza, że zwiększenie intensywności czy zasięgu czaru zwiększa tez zapotrzebowanie na manę..”

To ma sens.. Gdy walczyłem z Cieniami, jedno co mnie interesowało, to nie dopuścić by przedarli się poza moją linię obrony, więc zasięg mojej magii był stosunkowo niewielki. Jednak, gdy walczyłem z Orkiem, objąłem swoją magią znacznie większy obszar, bo musiałem się skupić na tym by go pokonać. I dlatego mana wyczerpała się szybciej i moja sfera się rozpadła…

„Jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Gorsze od tego co cię spotkało.”
„…?!”
„Mind Down.” Powiedziała. „Całkowite wyczerpanie energii magicznej.”
Dalej nie rozumiałem…
„Energia magiczna, mana, jest ściśle powiązana z energią umysłu. Gdy w akcie desperacji zużyjesz całą manę, twój umysł się .. wyłączy. Staniesz w miejscu, kompletnie nieświadomy otaczającego cię świata i całkowicie wystawiony na atak z zewnątrz,  w czasie gdy twój umysł będzie się desperacko starał zregenerować…”

Używanie magii może być trudniejsze niż sądziłem.. pomyślałem trochę przerażony myślą, że mógłbym się przez przypadek w trakcie walki.. wyłączyć..

„ Ja jestem alchemiczką.. Nie znam się na magii. Więc nie mogę cię szkolić.” powiedziała cicho Mabbet.
„Dopóki nie znajdziesz nauczyciela – postaraj się panować nad sobą..”

Patrząc na nią, z jaką powaga to mówiła, dotarło do mnie znaczenie jej słów..
Gdybym wpadł w Mind Down – nawet pojedynczy kobold wykończył by mnie z łatwością.. A nie jestem sam.. Co prawda Iwan umie o siebie zadbać to jednak Devana.. Paradoksalnie, choć może nią obdarzać, to sama nie ma Falny, więc jest tak samo słaba jak zwykli ludzie.. W przypadku niebezpieczeństwa…

„…Jednak nigdy mnie nie proś, żebym została z tyłu. Nie zostanę, choćby nie wiem co…”  Przypomniały mi się jej słowa. Wiem że nie zostanie.. Więc muszę ją chronić. Nie mogę sobie pozwolić na Mind Down.

„Mabbet..”
Spojrzała na mnie, a jej uszy błyskawicznie stanęły sztorcem, jakby tylko czekając na dalszy ciąg..
„Jak mogę poprawić swoją magię?” spytałem.
„Tak jak inne parametry.. używając jej ” odpowiedziała.
„Walcząc..”
„Nie tylko..” odpowiedziała.
„Trenując również zdobywasz doświadczenie i Excelię.. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby po tym twoim rajdzie wokół polany nie przybyło ci kilka punktów..”
Więc jak…? Myślałem. Muszę zacząć trenować. Ale.. Iwan nie zawsze ma czas, więc.. Przypomniał mi się okres  po ataku orków i słowa Iwana  podczas naszej rozmowy u niego: „Mało mówis… mało robis.. kijem drzewa na oślep okładasz…”  
Tak właśnie było.. Nie miałem jak wyładować swojej złości, frustracji, lęku że to może się powtórzyć.. Bezwiednie łapałem pierwszy napotkany kawałek gałęzi i tłukłem co popadło wyobrażając sobie że walczę z prawdziwym wrogiem.. Pamiętam też wstyd, gdy kiedyś kilkoro moich rówieśników nakryło mnie i zaczęli się ze mnie wyśmiewać.. Potem cała wieś już wiedziała, a ja po raz pierwszy w życiu zapragnąłem od nich uciec.
Teraz myślę, że chyba będę musiał do tego wrócić. Tym razem w bardziej kontrolowany sposób. I muszę zacząć ćwiczyć swoje ciało, bo odkąd przestałem pracować w wiosce, moja aktywność fizyczna znacznie spadła..
Powoli zaczynało ogarniać mnie przerażenie na samą myśl o tym ile na siebie wziąłem..
Mabbet chyba zauważyła że coś nie daje mi spokoju.

„Co ci chodzi po głowie?” Spytała
„Mam masę wątpliwości..” powiedziałem.
„Pragnąłem tylko zdobyć siłę do tego, by nie dopuścić do podobnej masakry, by ochronić bliskich, wioskę.. Miałem pojechać do miasta, znaleźć Familię, nauczyć się walczyć i wrócić jako obrońca naszej wioski.. a teraz..”
„A teraz nagle zauważyłeś, że nie da się tego zrobić ot, tak.. Że to wymaga więcej wysiłku niż sądziłeś a twoja misja zaczyna mieć bardziej globalny charakter.. I teraz boisz się że cię to przerośnie.” Dokończyła za mnie jakby czytając mi w myślach.
„Blake.. Ty nigdy nie opuszczałeś wioski, prawda?” spytała.
Nie miała chyba nic złego na myśli.. zresztą nawet gdyby.. to i tak szczera prawda..
„Och.. błąkaliśmy się nieraz po okolicy z kolegami… ale nie byłem nigdzie dalej jeśli o to chodzi..” powiedziałem trochę zawstydzony.
„ Nic nie szkodzi, nie zrozum mnie źle.” Powiedziała starając się zatrzeć kiepskie wrażenie.
„To naturalne. Ludzie rzadko podróżują bo to niebezpieczne.. zwłaszcza ostatnio. Dlatego nie miałeś szansy dostrzec delikatnej sieci powiązań pomiędzy poszczególnymi elementami świata, bo siłą rzeczy twój własny świat był bardzo mały..” Dodała.
„Mało kto opuszczał wieś.. Do Reanore trzeba jechać trzy tygodnie w jedną stronę, a nie dało się jechać samemu .. Roboty cała masa, mało rąk do pracy.. Jedynie Iwan jeździł tam i z powrotem .. woził nasze plony na targ, załatwiał nam wszystkie sprawunki.. Tylko on się nie bał..”
Iwan.. pomyślałem. Gdyby w  wiosce starsi wpadli na pomysł by postawić pomnik bohatera wioski, to Iwan byłby jedynym kandydatem.
Bez niego .. dawno byśmy padli.. Albo z głodu, albo zaciukani przez potwory…
Zerknąłem w jego stronę.. Właśnie próbował powstrzymać Devanę przed wytarganiem mu całej brody z korzeniami..
Uśmiechnąłem się.
„Nie wygląda na Bohatera..” powiedziałem cicho
„Prawda?”
Spojrzałem z powrotem na Mabbet.
Widziałem to w jej oczach.. Dla niej, ten stary, rubaszny krasnolud, znaczył więcej, niż książę w złotej zbroi który właśnie pokonał smoka, wziął rękę księżniczki i pół królestwa..
Zwłaszcza że potem zazwyczaj kończył jako zakompleksiony watażka, który po zamordowaniu swojej rzekomo zdradliwej żony nękał srogimi podatkami swoją połówkę państwa … Tak.. Historia jest pełna Bohaterów w złotych zbrojach..
Nikt nie dostrzega zwykłego krasnoluda, który nadstawia codziennie karku dla jakiejś zagubionej w puszczy ludzkiej wioski nie otrzymawszy w zamian nawet głupiego Dziękuję

Z drugiej strony.. Kim jest Bohater? Czy koniecznie musi być to ktoś, kto dokonał tak wielkiego czynu, że aż wszyscy bardowie zaczynają śpiewać pieśni o jego wyczynach? To na pewno są Wielcy Bohaterowie.. Nie można im odbierać chwały. Ale.. Może wystarczy uratować małą, sześcioletnią dziewczynkę przed szczurami by dla niej samej zostać Bohaterem? Niekoniecznie wielkim.. Takim.. Zwyczajnym… Osobistym Bohaterem któremu obiecało się swoją małą rączkę...

„Po prostu.. się boję że nie dam rady.” Powiedziałem.
„Może nie dasz.. Kto wie.. Ale jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz, więc nie możesz się poddać.” Powiedziała Mabbet.
Utarty slogan, który choć sensowny, nie niesie już takiej mocy..
„ Oni w ciebie wierzą.” Powiedziała wskazując głową na wciąż przekomarzającą się parę.
„Iwan nie wziął by cię ze sobą, gdyby nie miał pewności że sobie poradzisz.”
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
„Jest do bólu pragmatyczny.. Nie obarczył by się bezwartościowym balastem.” Powiedziała w zamyśleniu.
„Wierzy w to, że będziesz w stanie położyć kres tym anomaliom.”
„Czemu ja? Przecież Iwan już ma trzeci poziom?! Mógłby sam..”
„ Tu nie o poziom chodzi.. poza tym, pewnie miałby i czwarty jakby się zebrał w sobie i pojechał do Orario spotkać z Demeter i zrobić aktualizację..”
Osłupiałem..
„Co się dziwisz? Po tylu latach i z takimi dokonaniami to praktycznie oczywiste..” powiedziała Mabbet widząc moje zdziwienie.
„Iwan podejrzewa, że nawet z czwartym poziomem nie dałby rady. Tu potrzeba mocnej drużyny.. Sprawa sięga dalej i głębiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.. więc musisz wziąć się w garść. Zapomnij o swojej wiosce na razie. Skup się na następnym kroku i go zrealizuj. A potem następny. I następny. A jak je zrealizujesz – to zauważysz że inne cele osiągnąłeś jakby przypadkiem.”

Patrzyłem na nią i zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć.. Myśli kłębiły mi się pod czaszką i jedna po drugiej pojawiały się i znikały jak szalone.

„Iwan już to zrozumiał.. Biorąc pod uwagę jego wiek to trochę mu to zajęło..” powiedziała z przekąsem Mabbet.

„ Z resztą.. ty też już to wiesz. Nie starczy mieć siłę by coś ochronić. Nie można chronić w nieskończoność. Dlatego ruszyliście na Misję. Zlikwidować zagrożenie na dobre. By już nie trzeba było wszelkimi siłami chronić. By to zakończyć i dać w końcu wszystkim żyć.”
„Wiem .. już do tego doszedłem.. i dlatego się tak.. boję. Nie jestem dość silny..”
„Nie jesteś, to fakt.. ale masz potencjał by być. Więc zamiast dreptać w kółko mamrocząc ‘nie dam rady, nie dam rady’ po prostu weź i to zrób!”

Patrzyłem na jej pełną napięcia twarz.. Jej ogon wachlował energicznie z boku na bok jakby czekała aż w końcu udzielę poprawnej odpowiedzi.
„Musimy usiąść i porozmawiać. Podsumować co wiemy i wyznaczyć najbliższe cele. Widziałaś odłamek kryształu który zniszczył Iwan?”
Uśmiechnęła się szeroko, skinęła z aprobatą głową po czym jej oczy powędrowały w bok, na Ivana i Devanę.
Zerknąłem na nich. Iwan leżał na ziemi i trzymał Devanę za nadgarstki, gdy ta, starała mu się .. chyba wydrapać oczy.. czy coś.. Tak to przynajmniej wyglądało.
„Devana! Iwan!. Jak małe dzieci normalnie.. Możecie przestać?!” krzyknąłem w ich stronę.
Spojrzeli na mnie w szoku.. potem jedno na drugie i w końcu..
„To on zaczął..!”
„A wcale ze nie…! No.. moze troske”.. 
„Skupcie się. Musimy porozmawiać o tym co dalej..”
Choć Devana dalej ciskała gromy wzrokiem, przestali się siłować i podeszli do nas.

W świetle słońca odłamek kryształu mienił się purpurą, przetykaną czarnymi żyłkami. Iwan twierdził, że gdy kryształ jeszcze był w całości – jakby pulsował.. a wraz z nim jego otoczenie.
Jednak Mabbet nie mogła nic na jego temat powiedzieć.
„To tylko ułamek kryształu, zresztą wygląda na martwy. W porównaniu do pozostałości potworów – ten jest niczym zwykły kamień jakich wiele pod nogami..” powiedziała oddając go Iwanowi.
„Wygląda na to, że i tak musicie jechać do Reanore..”dodała po chwili.
„Taki był nas plan..” powiedział Iwan.
„Mieli my znaleźć Familie dla Blacka, i go kapkę podskolić.. Więc i tak nam trza tam jechać..”
„No.. Familie już mam ..” powiedziałem zerkając trochę nieśmiało na Devanę.
„Ale dalij słabo miecym robis.. poza tym musimy do Biblioteki iść.. Regnara się opytać, może co doradzi.”
„Racja. Regnar powinien wiedzieć coś na ten temat.. albo choć skierować nas na dalszy trop..” powiedziała w zamyśleniu Devana.
„Heej!!” Iwan trochę zaskoczony aż się wyprostował na stołku.
„Mieli my cie do Reanore odstawić, bo tam mos swoją Restaurancję, a tu mi się widzi ze się nom panienka razem z nami na misje wybiero..!” powiedział unosząc brwi.
„Zawsze ruszałam na łowy ze swoją Familią, więc nie widzę powodu dla którego tym razem miało by być inaczej.” Powiedziała stanowczo Devana.
„Ale to bydzie niebezpiecne! Juześ mało życio nie straciła, a nawet my nic jesce nie zaceli.. Dalij bydzie ino gorzyj..”
„Nie mam zamiaru siedzieć w domu i czekać aż ktoś przyjdzie i ogłosi wasz sukces.. lub ..porażkę.” powiedziała stanowczo.
„Będę was wspierać dopóki będę w stanie. Nie jestem głupia. Gdy zacznie być ciężko – obiecuję że się wycofam. Ale do tego czasu musicie sobie znaleźć wystarczające wsparcie, inaczej się mnie nie pozbędziecie.”
„W sumie..” zacząłem o cichu.. „Żaden z nas nie walczy na dystans .. Wsparcie zza pleców jest bardzo pomocne..” zasugerowałem nieśmiało.
To była prawda.. Może i Devana nie miała Falny, i pod tym względem nic się nie różniła od zwykłych ludzi, jednak jej mistrzostwo w łucznictwie było nie do przecenienia.
Odegrała ważną rolę w każdej z naszych walk, zwłaszcza z Leszym, a jej obecność za mną dodawała otuchy i mobilizowała.. Gdy słyszałem świst jej strzał – sam nabierałem werwy do walki..
„Wsyćko uwidzemy jak przyjademy do miasta.” Powiedział Iwan.
„Wpierw się musis naucyć miecym robić. Bo jo cie ni mogę wiecnie mieć na oku.”
„Strasznie żeś go miał ‘na oku’ jakżeś do dziury wpadł i dopiero po wszystkim wylazł..” powiedziała z przekąsem Devana.
„Nie była moja wina.. cały cas robiłek w gacie ze strachu o was.” powiedział Iwan.
„Nie wiecie ileście scynścio mieli. To był nietypowiec z dziesiontygo pientra.. Normalnie trza mieć drugi poziom coby tak nisko zynść. Z pierwsym ni ma szans.. A wyście oba byli jak zwycajne ludzie bez Falny..”

Zrozumiałem, a raczej.. zacząłem rozumieć zależność miedzy poziomem potworów a poziomem poszukiwaczy przygód.
Mocniejsze stwory ze średnich poziomów są klasyfikowane jako „level 2”, więc do ich pokonania potrzeba co najmniej takiego poziomu u poszukiwacza przygód, a nietypowce – są czasem nawet o poziom wyżej, więc pokonanie takiego, mimo że potwory poza Dungeonem są słabsze, wymaga co najmniej poziomu drugiego.. Ja nie miałem jeszcze nawet pierwszego, więc to, że żyjemy zakrawa na cud…

„Kto mógłby mnie podszkolić?” zapytałem po chwili.
„Janson, kowal z Reanore. Mo ino drugi poziom, ale dobrze umi miecem machać..” powiedział mi Iwan.
„Czyli jednak Reanore..” powiedziałem po chwili..
„Tak.” Powiedziała Devana kiwając głową.
„Wszyscy mamy tam sprawy do załatwienia. Ja muszę uporządkować sprawy w swojej restauracji.. Ty musisz złapać podstawy w walce mieczem, a Iwan..” zawiesiła głos na chwilę ..
„Hę?!” Jego mina mówiła więcej niż słowa..
„..ma do zrealizowania kupon rabatowy na mega wyżerkę w ‘Czterech Kątach’..” dokończyła z szerokim uśmiechem.
Iwan aż promieniał z radości.. Zacząłem się bać, że zakatuje Klemensa byle tylko dostać się na miejsce jak najszybciej.
„ O ile oczywiście JAKIMŚ CUDEM uda mu się powstrzymać od zagrażających jego zdrowiu i życiu durnych insynuacji..” dodała zjadliwie Devana z przerażającym  grymasem na twarzy.
Iwan zwiesił głowę... Nawet Mabet zareagowała spuszczeniem głowy i smętnym wachlowaniem ogona.. Czyżby też miała zamiar pokusić się o jakieś… Insynuacje..? .. zerknąłem na nią podejrzliwie.
Już miała na wpół otwarte usta, jakby chciała cos powiedzieć, ale pod ciężkim wzrokiem Devany tylko położyła uszy po sobie.
Nie denerwować Bogiń.. zakodowałem sobie tą zasadę głęboko.. wnerwione potrafią być.. Straszne..
Widok tej dwójki był bardzo wymowny..
Nie wiedzieć czemu nagle przemknął mi przez myśl zdradziecki guzik.. Uszy mi zapłonęły a ciarki przebiegły po plecach.
„M..musimy zrobić zapasy.. Magiczne mikstury i takie..” powiedziałem pośpiesznie starając się jak najszybciej odwrócić uwagę od niezręcznej sytuacji.
„Właśnie!” błyskawicznie podchwyciła Mabbet.. Jej ogon momentalnie się ożywił wachlując energicznie z boku na bok.
„I tak musicie zostać tu jeszcze chociaż dwa dni.” Dodała.
„Jak to?” zapytałem zdumiony.
„Jutro będzie mocno padać, a podczas deszczu bagno jest praktycznie nieprzejezdne. Dopiero za dwa dni woda opadnie na tyle, żeby dało się znaleźć ścieżkę..” powiedziała Mabbet z pewnością siebie.
„Padać..” Mruknąłem rozglądając się z niedowierzaniem po niebie.
Nie było widać nawet jednej małej chmurki. Lekki zefirek czesał swoimi palcami czubki drzew, ledwo czasami dotykając ziemi.
„Uwierz mi chłopce..” rzekł Iwan.  „Ta staro wiedźma przepowiado pogode z dokładnościom do jednyj godziny..” Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż mnie otrzepało.
„Jakby ciebie stary pryku tak kości napier..bolały za każdym razem jak leje, to byś sam mógł robić za przeklętą pogodynkę!” Rozsierdzona Mabbet chyba nie załapała ciut niezdarnego komplementu..
„Trza se było domek na pustyni wystawić, nie na cholernych bagnach durna kobito!” Iwan nie dawał za wygraną..
„Ciekawe do kogo byś po mikstury chodził.” Rzekła Mabbet z przekąsem.
Iwan tylko przygryzł wargi i wzruszył ramionami.
„Tak ino godom..” rzekł po chwili.
O ile dobrze pamiętam z książek jakie mieliśmy w domu, to najbliższa pustynia była daleko na południu, ponad pół roku drogi od nas..
Iwan wyglądał trochę na smutnego. Jakby miał ogon, to pewnie by go pod siebie teraz podkulił.
Mabbet chyba w końcu zrozumiała o co mu chodziło, bo jej uszy trochę oklapły, a sama podeszła do niego i objęła go mocno.
„Chyba by mnie z nudów na tej pustyni szlag jasny trafił..” powiedziała cicho.
Iwan wyraźnie się rozpromienił. Podniósł głowę i powiedział:
„To jak chłopce, gotowy zobacyć kiela tyn twój czar da rady działać?”
„Choćby zaraz!” odparłem i aż zerwałem się z miejsca w podnieceniu.
„Pomogę wam” powiedziała Devana. Widać było, ze sama była ciekawa działania tego czaru w praktyce.
Wypiłem połowę zwykłej miksturki regenerującej zasoby mentalne, żeby mieć pewność, ze po niedawnym biegu wokół polany moja mana wróciła do normy, a potem zaczęliśmy.

Stanęliśmy z Iwanem naprzeciw siebie, uzbrojeni w drewniane, dość grube kije. Starałem się skupić, by wytworzyć tą samą aurę co wtedy gdy walczyłem z Orkiem, ale nic nie wychodziło.. Oberwałem kilka razy, i padłem ciężko na ziemię.
„Nie wiem.. Jakoś teraz nie wychodzi..” powiedziałem głuchym głosem.
„Coś mi się widzi chłopce ze nie bieres tego treningu za bardzo serio..” powiedział Iwan.
„Mabbet, cy ta twoja szpecyalno mikstura lecy amputacje?” zapytał zerkając na chientropkę.
„Raczej tak.. tylko trzeba by zastosować natychmiast, zanim kończyna zacznie obumierać.. a czemu pytasz?”
„A.. tak sobie..” powiedział Iwan z szerokim uśmiechem, po czym rzucił na bok swój kij i sięgnął po topór.
„ Casem najlepse efekty przynosom bolesne lekcyje..” powiedział, po czym rzucił się z furią na mnie.
Jak z oddali dobiegł mnie okrzyk Devany, gdy dostrzegła błysk Iwanowego topora.
Poczułem zimny pot na plecach, ale nie miałem nawet ułamka sekundy by się nad tym zastanawiać.
Iwan nie żartował. Naprawdę wierzył, że Mabbet da radę uzdrowić moje odcięte kończyny.. więc zaatakował jakby walczył w realu.
Ledwo uniknąłem ataku, choć gruby kij który miałem w rękach został obcięty tuż przy mojej dłoni.
Skoczyłem w bok i przetoczyłem się natychmiast, starając się jak najdalej od niego oddalić.
Dobrze że cały czas miałem przy sobie miecz, bo niczym innym nie mógłbym nawet próbować parować ataki jego topora.
Wyciągnąłem go w mgnieniu oka.
Ledwo to zrobiłem, ten już był przy  mnie.
Ciął toporem z góry na dół prosto w moje prawe ramię.
Nie mam szans sparować takiego ataku. Iwan waży ponad dwa razy  tyle co ja, a siłą mnie dalece przewyższa, do tego waga jego pędzącego w dół topora to potęga nie do powstrzymania.. Równie dobrze mógłbym próbować boksować się z kowadłem.
Nawet nie mógłbym zmienić jego trajektorii..
Ale mogę zmienić swoją.. przeszło mi nagle przez głowę.
Użyłem jego masy i z całych sił uderzyłem mieczem w bok jego topora. Był tuż nade mną. Ze wszystkich sił postarałem się przezwyciężyć ból w ramionach i nadgarstkach jaki odczułem gdy stal mojego miecza napotkała potęgę jego uderzenia.
Jednak to wystarczyło, by odsunąć mnie z jego drogi.
Topór zarył się głęboko w miękka ziemię, a ja, wykorzystując siłę uderzenia dałem się ponieść inercji i wykonałem półobrót jednocześnie wyprowadzając kontratak. Nie na wiele mi się to zdało, bo Iwan zdążył jakimś cudem wydostać topór i odbić mój cios.
Odskoczyłem od niego.
Nagle uświadomiłem sobie, że znów otacza mnie ta dziwna sfera ciszy, w której jestem tylko ja i mój przeciwnik. Starałem się czytać jego ruchy.
Cios z lewej, wysoko. Uchylić się i atak pod ramieniem. Ledwo drasnąłem jego kolczugę, posypały się iskry. Iwan poszedł za ciosem i teraz atakuje z góry. Znów odbiłem się od jego topora i wykonując półpiruet ciąłem w jego ramię. Odbił cios naramiennikiem, ale chyba wytrąciłem go z równowagi.
Poczułem lekką euforię, gdy nagle tępy ból z tyłu głowy przywrócił mnie do normalności..
Co jest do diabła..?! pomyślałem, gdy nagle uświadomiłem sobie, że to Devana rzuciła we mnie czymś ciężkim, chyba kamieniem. Znając jej precyzję, to nie był przypadek. Skupiając się tylko na Iwanie zignorowałem otoczenie i to się zemściło. Z ledwością uniknąłem jego kolejnego ciosu, i w ostatniej chwili odbiłem lewą ręka następny kamień.
Przenikliwy ból eksplodował w moim ramieniu. „Devana też mnie nie oszczędza” przeszło mi przez myśl. I choć wiedziałem ze to trening, świadomość że jakaś z moich kończyn może zostać obcięta powodowała że nogi się pode mną uginały.
Jednak byłem w stanie się bronić. Choć w żaden sposób nie mogłem wyprowadzić kontrataku, odkąd Devana się włączyła, to przynajmniej byłem w stanie kontrolować oboje i unikać ich ciosów. Jednak po chwili..
Thud!! .. ogarnęła mnie ciemność.
Gdy doszedłem do siebie, Devana pochylała się nade mną z troską i głaskała mnie po głowie. Na skroni czułem zimny okład a woda ciekła mi po twarzy.
„Do jutra ci zyndzie. Nawet nie bydzies mieć pamiątki..” powiedział Iwan.
Miałem mroczki przed oczami.. Pamiętam, że nagle moje skupienie przestało działać i dostałem czymś w głowę.
„Starcyło ci na prawie dziesięć minut.” Dodał po chwili.
Dziesięć minut.. powtórzyłem w myślach. To  tyle co nic, pomyślałem zawiedziony.
„No.. Musis uwazać. Jak się bydzies skupiać na jednym przeciwniku, to ci może starcy na wiencej.. ale jak ino dojdzie drugi – tak jest po tobie..” powiedział Iwan głaszcząc się po brodzie w zamyśleniu.
„Ale jak bydzies trenować i walcyć, to ci się i mana dźwignie i bedzies  se mógł zasaleć ze hej!!” powiedział po chwili podnosząc mnie na duchu.

„Dziesięć minut to niewiele..” powiedziałem cicho. „Ale.. jeszcze tydzień temu nie miałem nic..” dodałem starając się trochę nadrabiać miną.
„Przepraszam Blake.. Trochę mnie poniosło..” powiedziała Devana zmieniając mi mokry ręcznik na głowie.
„To nic.” Powiedziałem spoglądając na nią.
„Iwan miał rację, najlepsze efekty uzyskuje się jak się idzie na całość..”
„Chodzi ci o walkę mam nadzieję?” spytała ostrożnie, patrząc na mnie i unosząc brew.
„Ta..tak.. O walkę .. a o czym ty myślałaś?” potwierdziłem szybko.
„Aaa.. nic.. nie byłam pewna..” odparła trochę zmieszana ..
Zauważyłem że ukradkiem sprawdziła czy ten mały zdrajca nie zbuntował się przypadkiem..
Mimo że sam byłem pewnie czerwony jak burak, tym razem jednak nie byłem sam.. Devana też wyglądała jakby jej ktoś dobrze uszu natarł..
„Ekhm!” Mabbet chrząknęła przerywając krótka chwilę ciszy.
„Dobrze by było jakby chłopcy nanieśli drewna puki suche i złowili jakąś dziczyznę. Swoich kur nie poświęcę bo to dobre nioski, a samymi jajkami nie pojemy..”
„Juz się robi. Naniesemy troce wincej i ułozemy pod domkiem, wienc bydzies miała zapas." powiedział Iwan a ja potaknąłem skwapliwie.

Reszta dnia zleciała nam bardzo szybko.
Iwan nosił drewno z lasu, a ja rąbałem je na kawałki.  Według Iwana to miał być dla mnie dobry trening na porost mięśni..  Jak zwał, tak zwał, ale przynajmniej mogłem znowu popracować fizycznie jak w naszej wiosce, więc w sumie poczułem się szczęśliwy. Devana nam pomagała układając szczapy równo jedna na drugiej pod ścianą szopki. Domek osłaniał je od deszczu, a słońce padające z ukosa miało szansę je jeszcze lepiej podsuszyć.
Przynajmniej będzie z nas taki pożytek, że zaopatrzymy Mabbet na zimę.
 Śmiejąc się i żartując godzina mijała za godziną. Rozmawialiśmy o zwykłych sprawach, trochę wspominając naszą przeszłość , trochę myśląc o przyszłości, zupełnie zapomnieliśmy o czekających nas poważnych zadaniach. Czułem się jakbym mógł tak spędzić resztę życia.
Obserwowałem Devanę, jak pomagała Mabbet karmić owce i doić krowę.. Przypomniała mi się Allany. Dokładnie tak samo śmiesznie machała rękami gdy starała się zagonić kury do kurnika. Tamte czasy już nie wrócą.. Może będą podobne, ale nie te same..
„Coś się stało? Tak nagle posmutniałeś..” zapytała Devana.
Musiałem chyba zagubić się w myślach, bo nawet nie zauważyłem jak podeszła.
Powiedziałem jej o tym co czuję. O Allany.
Położyła mi dłoń na ramieniu.
‘To dobrze że pamiętasz.” Powiedziała. „Ale nie możesz tak bardzo rozpamiętywać. Musisz żyć tym, co tu i teraz..”
„Jesteś Boginią Devana.. więc powiedz mi czy Allany..”
„Nie wiem. Niewielu bogów może śledzić dusze po śmierci. Ja nie mogę. Ale wiem że Allany czeka teraz by się znów odrodzić. A może jej pierwszy płacz już wypełnił radością czyjś dom? Nie wiadomo. Na pewno nie dzieje się jej krzywda. Nie ma powodu byś się o nią martwił. Ona też by pewnie tego nie chciała.”
„Wszyscy tak mówią..”
„Tak, bo to prawda. To dwa różne światy, i będąc tutaj, nie mamy wpływu na to co się dzieje tam..”
Staliśmy tak przez chwile patrząc jak słońce chowało się za koronami drzew.
„Blake.. czy ty.. Czy.. Kochałeś ją? Spytała po chwili nieśmiało.
„Nie wiem.. raczej nie.. po prostu była mi bardzo bliska. Wychowywaliśmy się razem, a jej ostatnie spojrzenie..”
Delikatnie ujęła moją dłoń. Uścisnęła ją lekko i poczułem jak wraca do mnie spokój. Ten dotyk, bardziej matczyny niż zwyczajnie kobiecy dodał mi otuchy. Ona wiedziała jak dzielić ze mną tą stratę. Sama straciła w jednej chwili wszystkie swoje Dzieci.. Oddałem uścisk, a po chwili ostatnie promienie słońca zniknęły za drzewami.
Wróciliśmy do domku na kolację, a potem położyliśmy się spać.

…***…

            Obudził nasz szum deszczu.  Wygrzebałem się z siana, wyszedłem przed szopę i przeciągnąłem się jak tylko mogłem. Spało mi się całkiem nieźle. Może wrażenia z wczorajszego dnia, może trochę zmęczenie dały o sobie znać, w każdym razie spałem jak zabity i obudził mnie dopiero odgłos ulewy.
Iwan już się mył przy studni, a Klemens parskając marudził rozglądając się wokoło.
Domek na drzewie osłaniał nas od deszczu, jednak poza jego obrysem ściana wody skutecznie uniemożliwiała obserwację czegokolwiek. Nawet nie było widać drzew na skraju polany.
Za plecami poczułem jakiś ruch. Gdy się odwróciłem serce podskoczyło mi do gardła.
„I..Iwan.. czy to jest.. to co myślę..?” zapytałem szeptem.
„Aaa.. tak.. To je to bydle co zek ci o nim wcora opowiadoł..”
„Cerberek .. psia jego mać. ” dodał z przekąsem.

Pies.. o ile tak można nazwać to co leżało obok wejścia do domku, kompletnie go zignorował. Ominąłem go szerokim łukiem, po czym poszedłem się umyć.
Przy okazji zerkałem cały czas w jego stronę upewniając się, że nie interesuje się nami zbytnio.
Kiedy tak leżał, wyglądał nawet niepozornie, ale po jego wielkich łapach i pysku rozmiaru sporego wiadra można było wnioskować, że jest wielkości młodego cielaka. Drzemał.. a może tylko udawał, czasem odsłaniając jakby od niechcenia zestaw kłów który spokojnie mógłby wpędzić w kompleksy dorosłego niedźwiedzia. Spod na wpół przymkniętych powiek niby mimochodem obserwowała nas ( a może tylko mi się tak zdawało) para ciemnoczerwonych oczu.
Czarna jak smoła sierść jeszcze parowała, widać było ze ulewa złapała go zanim dotarł pod domek.
Najgorsze, że leżał tuż pod schodami, więc … po minie Iwana wywnioskowałem, że mamy aż trzy dostępne opcje:
Albo się ta bestia sama ruszy i przeniesie na przykład do szopy.. ciepłe, suche sianko przecież takie kuszące.. prawda .. piesecku..
Albo w końcu Mabbet zejdzie i go przegoni..
Albo..
„Troche se tu posiedzimy..” powiedział Iwan.
„To złośliwe bydle się stamtąd nie rusy, a w taką pogode Mabbet na swoim zapiecku potrafi spać nawet do połednia..” dodał zerkając w górę.

Tak.. Devanie należał się dobry odpoczynek w przyzwoitym łóżku, bo ostatnie dwie noce spędziła w fotelu czuwając nade mną.  Mabbet bez żalu się na to zgodziła twierdząc że „Najwyższy czas przetestować czy zapiecek jest taki wygodny jak Goibniu zachwalał..”
Iwan słysząc to tylko prychnął zniesmaczony oczywistym kłamstwem.. ale taktownie nic nie powiedział.
Sądząc po ilości pierzyn i poduszek można było z całą pewnością stwierdzić, że zapiecek był poddawany codziennym testom już od bardzo długiego czasu. No, ale to przecież oczywiste że jak się chce coś dobrze przetestować, to się trzeba przyłożyć.. pomyślałem i powlokłem się za Iwanem do szopy.
Nie narzekam, co to to nie.. Nieraz spałem na sianie więc jestem przyzwyczajony. Szopa tez czysta i schludna.. tylko.. to poczucie obserwacji i napięcie jakie dało się wyczuć pomiędzy Iwanem a Cerberem.. kiedy siedzieliśmy na sianie i zerkaliśmy przez okno na śpiącego pieska.
„Eh.. Mam nadzieję że kobiety szybko się obudzą.”
Iwan nic się nie odezwał, tylko łypnął na mnie okiem spod krzaczastych brwi i machnął z rezygnacją ręką.
Chyba ze trzy razy próbowaliśmy na zmianę podejść do schodów, ale jakimś cudem akurat wtedy właśnie pieskowi zachciało się ziewnąć szeroko albo cicho warknąć przez sen. Widok jego imponującego uzębienia skutecznie nas zniechęcał przed podejmowaniem dalszych starań.

„Długo macie zamiar tam siedzieć? Śniadanie już całkiem wystygło..”
Chyba obiad.. mruczał pod nosem Iwan gramoląc się z siana do okna.
Słońce już było prawie w najwyższym punkcie gdy Mabbet otwarła drzwi i wychyliła się przez balustradę.
„Nie kcielimy budzić panienek bo im ino urode odbiero tako wcesno pobudka.”  Powiedział z przekąsem Iwan wystawiając głowę przez okno w szopce.
„Uhh.. komuś się widzę przy tej pogodzie strasznie dowcip wyostrzył..” powiedziała Mabbet przymykając oczy i ledwo powstrzymując ziewnięcie.
„No chodźcie.. czas coś zjeść” powiedziała w końcu.
„Nie kcem ci piesecka stresować.. Niek se śpi bidulek” powiedział Iwan patrząc pod schody.
„Och!! Cerberek wrócił!” ucieszyła się Mabbet.
Kiedy zeszła po schodach piesek się podniósł i zaczął machać wesoło ogonem.. 
Miałem rację. Dorodne cielę nie powstydziło by się wzrostu.
„Wyłaźcie stamtąd w końcu!” powiedziała do nas. „Nie miał się gdzie bidulek położyć boście mu budę zajęli..”
Że niby spaliśmy ..
„Ta.. szopka to..” nie mogłem dokończyć.
„Odkąd mu się troszkę podrosło i nie mógł już spać w domku, musiałam mu wygospodarować jakieś miłe miejsce przecież..” Mabbet potwierdziła moje przypuszczenia.
„Znaczy że spaliśmy u Cerbera w budzie..”
Spojrzałem na Iwana. Ten tylko wzruszył z rezygnacją ramionami jakby już nawet nie miał siły mówić.
Mabbet zaprowadziła psa do budy i wróciła do nas.
„No co tak stoicie? Na górę! Już!”
W końcu poszliśmy na górę. Dzięki przyprawom Mabbet i umiejętnościach Devany, jajka sadzone z fasolką i bekonem były smaczne nawet odgrzewane.
Jako że na zewnątrz lało jak z cebra nie mieliśmy za dużo do roboty.
Devana z zaciekawieniem dopytywała się Mabbet o różne przyprawy, gdzie zbierać, jak suszyć, i czy można je uprawiać w małym ogródku. Iwan znowu drzemał oparty plecami o jeszcze ciepły piec i po jego minie można by wnioskować, że zapiecek chyba będzie jego pierwszą inwestycją jaką zrobi po powrocie do domu.
Ja zainteresowałem się stojąca w rogu biblioteczką.
Było tam sporo książek o ziołach i miksturach, kilka zapisane jedynie w runach, a także wiele książek medycznych. Nic co mogło by mnie zainteresować. Jednak pomiędzy nimi znalazłem jedną, trochę inną od reszty.  Pamiętam jak przez mgłę, że podobny, tyle że bardziej wytarty i poszczerbiony na końcach grzbiet książki zwrócił moją uwagę w skrzyni Iwana, gdy szukał dla mnie miecza.
Wyciągnąłem ją ostrożnie spomiędzy innych i spojrzałem na okładkę.
Tak samo jak delikatnie zdobiony grzbiet, obrzeża okładki były obramowane roślinnym ornamentem, ale uwagę przykuwał nieduży obrazek przedstawiający jakiegoś bohatera który walczy z potężnym smokiem starając się ochronić długowłosą niewiastę.
Wielkimi, starannie tłoczonymi literami tytuł głosił: Dungeon Oratoria

Było w tym coś hipnotyzującego.. Tak jakbym już kiedyś wcześniej, dawno temu widział ta okładkę..
Za mną zrobiło się nagle cicho. Uzmysłowiłem sobie ze nie słyszę ani podekscytowanej Devany dopytującej o uprawę ziółek, ani spokojnego głosu Mabbet starającej się jej wszystko wytłumaczyć.. Ani nawet cichego chrapania Iwana.
Zrobiłem coś nie tak? Pomyślałem obracając się powoli.
Devana stała patrząc na mnie szeroko otwartymi oczyma a Mabbet stała obok niej z kartką mojego Statusu w ręce i zerkała to na nią, to na mnie. Jej ogon poruszał się energicznie tam i z powrotem i widać było ze jest bardzo podekscytowana.
Jedynie Iwan, który właśnie wyszedł z kuchni, stał teraz w drzwiach i patrzył na mnie takim .. trochę dziwnym wzrokiem.
Oj.. chyba nie powinienem był tego ruszać.. pomyślałem.

„Blake.. Czytałeś już tą książkę?” spytała Mabbet.
„Kie.. kiedyś ją chyba gdzieś widziałem, ale nie wiem o czym jest..” odpowiedziałem nieśmiało.
„A więc Waldstein to twoje prawdziwe nazwisko?”
„T...tak.. Ale co to..?”
„Czy znasz lub znałeś kogoś o nazwisku Albert Waldstein ?”
Mabbet wyglądała bardzo poważnie. Nie wiedziałem o co chodzi, ale zacząłem mieć obawy że coś jest nie tak.
„To.. mój wujek.. Brat ojca.. ale już nie żyje.. zmarł piętnaście lat temu.. Ale co to ma..”
„Wszystko jasne!” powiedziała Mabbet.
Chyba tylko Iwan zdawał się nie być zaskoczony jej reakcją .. i w ogóle tymi wszystkimi pytaniami.
„Otwórz.” Powiedział cicho pokazując palcem na książkę.
„Dungeon Oratoria – Historia trzech wielkich Questów.”  Tak pisało na pierwszej stronie. Gdy wertowałem kartki, jedna po drugiej, co chwilę przewijało się tam nasze nazwisko, imię wujka, czasem nawet.. Ojca?!”
Spojrzałem na Iwana w zdumieniu.
Nie tylko ja, Devana i Mabbet również wyglądały jakby miały tysiąc pytań na ustach.

„Wiedziałeś?! Cały czas wiedziałeś?!”
Mabbet aż kipiała ze złości. Trzymała go za kołnierz obiema rękami a jej twarz prawie dotykała jego..
„Nie myślałem że..”
„To może zacznij!!”Mabbet była naprawdę zła..
„Syn Warena Waldsteina! Bratanek Alberta! Kuzyn Kenki!! Nie myślałeś że to coś ważnego?!” Aż się w niej gotowało.. W dalszym ciągu nie wiedziałem o co chodzi.. Co za Kenki.. i w ogóle..?
„Może niech sobie wpierw przeczyta.. Należy mu się. Ale dam mu jego własna książkę..” powiedział po czym zniknął w drzwiach.
Spojrzałem na Devanę, potem na Mabbet.. Obie miały taki sam, totalnie zaskoczony wyraz twarzy..
Po chwili wrócił Iwan. Niósł mocno podniszczony egzemplarz Dungeon Oratoria.  To ta sama książka, którą widziałem u niego w skrzyni.. I.. Chyba jeszcze kiedyś…
„To twoja własność..” rzekł podając mi ją.
„Jak to?!” Nie mogłem pozbierać swoich myśli.
„Należała do twoich rodziców. I w pewnym sensie .. częściowo opisuje część waszej historii.” Iwan mówił to wszystko bardzo poważnym głosem.

Wziąłem tą książkę i usiadłem w fotelu. Devana z Mabbet poszły do kuchni gdzie zaczęły przepytywać Iwana, jednak ten odparł, że nie chce mu się wszystkiego opowiadać dwa razy więc muszą poczekać aż skończę czytać.

Książka była gruba, więc nie miałem szans przeczytać ją w całości za jednym posiedzeniem, dlatego wertowałem strony skupiając się tylko na niektórych fragmentach, zwłaszcza na tych, gdzie pojawiało się nazwisko mojej rodziny.

Wygląda na to, że mój ojciec, tak jak jego brat, był poszukiwaczem przygód.
Książka opisuje dzieje Trzech Wielkich Questów, których celem było pokonanie Trzech potężnych potworów przebywających w naszym świecie.
Dwa z nich, Behemot i Leviatan zostały pokonane, ale trzeci, Czarny Jednooki Smok zdołał zniszczyć dwie największe familie w Orario i zbiegł..
Zaraz.. czy to nie ten smok który...  Następne pytanie zakwitło w mojej głowie.. Czas się zgadza, postać też.. musze spytać Devany.
Jednak dalsze dzieje są dość niejasne. Mój wuj, Albert Waldstein zginął, a jego żona, Aria zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, jednak losów moich rodziców tam nie ma..

Deszcz już dawno ustał. Na zewnątrz zaczęło się już szarzeć gdy odłożyłem książkę na stolik.
Zamiast czegoś się dowiedzieć – miałem w głowie wielki mętlik. Całe mnóstwo pytań jedne przez drugie domagało się odpowiedzi.
Gdy wszedłem do kuchni, wszyscy już tam byli.

„Już skończyłeś?” zapytała Mabbet.
„Częściowo.. przejrzałem to z grubsza.. Nie dałbym rady przeczytać całości nawet w trzy dni..” odparłem.
„Zjedzmy, a potem odpowiem na wasze pytania jak umiem..” powiedział Iwan. Czuć było że bardzo poważnie do tego podchodzi, bo w dalszym ciągu mówił poprawną Koine.
Nawet nie staraliśmy się delektować jedzeniem.. Śpieszno nam było usłyszeć to, co Iwan miał nam do powiedzenia.

Gdy już posprzątaliśmy, każde z nas usiadło wygodnie a Iwan zaczął opowiadać.

…***…


Poznali się podczas jednej z „Rabatowej” misji Iwana.
Wracał z czyszczenia lochów ruin Thorn, tuż obok Reanore, gdy ich spotkał.
Podróżowali bez celu szukając jakiegoś miejsca by zapuścić korzenie.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że ta para, kobieta i mężczyzna, byli poszukiwaczami przygód. Jedno co było nietypowe to to, ze mieli ze sobą około trzyletniego chłopca.
Zatrzymali się na noc na niewielkiej polanie niedaleko głównego traktu.
Iwan dostrzegł blask  ich ogniska pomiędzy gałęziami.
Co za debile. Aż się proszą o kłopoty.. pomyślał i skierował się w ich stronę.
Nie byli ani zaskoczeni, ani przestraszeni jego widokiem.
„Wase ognisko widać z traktu.. To niebezpiecne..” powiedział gdy przybył na polanę.
„Nie szkodzi. Dobrzy ludzie są mile widziani” powiedziała kobieta z uśmiechem. Mały szkrab którego właśnie usiłowała nakarmić, robił co mógł żeby tylko nie jeść..
„A co jak was zobacom ci niedobrzy?”
„A to już ich problem” powiedział mężczyzna mieszając drewnianą łyżką w kociołku. Nie sprawiał w ogóle wrażenia jakby się tym przejmował.. bardziej go interesowała bulgocząca w kociołku strawa.
„Dolej trochę wody, bo przypalisz..” powiedziała kobieta.
„Zjesz z nami? Wyglądasz jakbyś miał trochę drogi za sobą..” dodała po chwili.
Iwan był zdumiony.
Widok potężnego krasnoluda z wielkim obosiecznym toporem na plecach z reguły powodował, że nieznajomi chowali się z krzykiem po krzakach.. A ci, nie dość ze się go nie bali, to jeszcze zaprosili do siebie na posiłek.
„Wyście som posukiwace przygód co nie?” zapytał dla formalności.
„Byliśmy..” odpowiedział mężczyzna. „Przejadło nam się.” dodał po chwili.
„Jestem Waren Waldstein, a to moja żona Amara. A ten mały niegrzeczny chłoptaś którego za złe sprawowanie chyba oddamy temu paskudnemu krasnoludowi żeby go wziął w niewolę, to Blake. Nasz syn. Niejadek.” Powiedział mrugając do mnie porozumiewawczo okiem.
„Noo.. taaak.. U mnie to ino kasze bydzie mieć i jajecnice bo nic idnego warzyć nie umim.. Nawet zek ostatnio wode na herbate przypalił..” powiedział Iwan z groźną miną.
Chłopiec chyba się jednak trochę przeląkł, bo przestał się opierać i dał się karmić bez oporów.
I tak się poznali.. Od słowa do słowa Iwan dowiedział się czemu nie obawiali się nocować tak blisko traktu.. Na ich miejscu Iwan nawet by nie zbaczał, tylko rozbił obóz na środku drogi a nad namiotem wywiesił napis: „Nie przeszkadzać.  2 x lvl 6 śpi. Budzisz na własne ryzyko.”
Iwan ze swoim trzecim poziomem nie stanowił żadnego zagrożenia.. W sumie.. jakby na to popatrzeć, to Nic, dosłownie Nic w tej okolicy nie stanowiło dla nich najmniejszego problemu.
Gorzej.. Mieli pod opieką swoje trzyletnie dziecko.. Piekło które by się rozpętało po próbie ataku na ich grupkę zapisało by się głębokimi kraterami w okolicznym krajobrazie.
„Chłopcze, nawet nie wiesz jaka to jest potęga..” powiedział Iwan.
„Takiego orka w tej piwnicy twój ojciec by gołymi rękami zadusił..”
„Mama tez była taka.. mocna?” spytałem.
„Gorsza.. Raz kiedyś nam na drogę wylazła zgraja bandytów.. Ty żeś się gdzieś zaplątał i cię capnęli.. Powiedzieli ze jak nie dostaną wszystkiego co jest na wozie, to ci obetną uszy… Musieliśmy trzy dni drogi nadkładać, bo się nijak nie dało się  objechać wozem tej dziury co po nich w trakcie została..”
‘To czemu ja nic o tym nie wiem?! Czemu mi nie mówili!? W ogóle ich nie znałem..!”
Z jednej strony byłem dumny, a z drugiej.. kompletnie załamany. Po osiemnastu latach okazało się że nie znałem własnych rodziców…
„Nie chcieli ci mówić.. Bali się że pójdziesz w ich ślady..” powiedział Iwan.
„Chcieli cię schować w takiej zapadłej wiosce jak Nestyr, gdzie zwyczajne życie się toczy a o bohaterach to się tylko z opowiadań słyszy..”
Iwan spuścił głowę, jakby czuł się trochę winny..
„Jak wyszła ta książka, Dungeon Oratoria, to dali mi ją, żebym ci ją przekazał jak dorośniesz.. Szanowałem ich wolę, choć.. nie bardzo się zgadzałem..”
Nie wiedziałem o co mu dokładnie chodzi.
„Czy to ten ostatni Quest ich tak zmienił, że porzucili życie poszukiwaczy przygód i osiedli w Nestyr?” zapytałem.
„Poniekąd..” odpowiedział Iwan.
‘Twój wujek zginął. Jego żona zaginęła. Córką zajęła się Familia.” Powiedział cicho.
„Ojciec nie mógł sobie wybaczyć że nie mógł ich uratować. Oboje strasznie przez to cierpieli. Dlatego doszli do wniosku, że postarają się oszczędzić ci takiego losu.. takiego życia.”
„Przecież życie pełne przygód jest takie wspaniałe..”
„Tak, ale tylko do czasu.” Iwan nie dał mi nawet dokończyć.
„Na palcach można policzyć poszukiwaczy przygód którzy dożywają starości jak ja na przykład.” Powiedział surowo.
„Więc.. skoro rodzice mieli Falnę, i taki wysoki poziom.. Czemu zmarli w skutek zwykłej zarazy?” Nowe informacje tylko pogłębiły moja niepewność i zrodziły więcej pytań.
„To nie była zwykła zaraza” odezwała się cicho Mabbet.
„Pamiętam ten czas. Nie chcieliśmy wzbudzać paniki wśród ludności.. Była taka grupa w Orario. Nazywali siebie Evilus. Mieli gdzieś zasady i normy.. interesowała ich tylko ich własna korzyść. Ponieważ inne potężne familie przepędziły ich z Orario, zaczęli swoje eksperymenty u nas.. Tu, gdzie nie było silnych familii i gdzie nie sięgało Orario..”

Z tego co opowiadała zrozumiałem, że Evilus eksperymentowali na potworach, mieszali je ze sobą i starali się tworzyć nowe gatunki.
Udało im się stworzyć szczep roślinopodobnych potworów, które pluły kwasem i wydzielały trujące opary. Wielu ludzi zginęło przez ich działania.
„I wtedy twoi rodzice ruszyli na misję..” powiedział Iwan.
„Jednak nawet oni mieli problemy, Co prawda udało im się pokonać grupę Evilus i ich hybrydy, jednak sami zostali ciężko zatruci. Gdy wrócili do wioski było już praktycznie za późno na ratunek.” Powiedział ze smutkiem zwieszając głowę.
Pamiętam ich powrót. Miałem trzynaście lat. Wrócili z prawie dwumiesięcznej podróży i byli bardzo chorzy. Ludzie z wioski obawiali się że zaraza się rozprzestrzeni i nie pozwalali się nikomu zbliżać do naszego domu. Jedynie Iwan i Allany przychodzili nam pomóc. Niestety po tygodniu rodzice zmarli.
Zaczęło to do mnie docierać. Wszystko wróciło i znowu czułem tą pustkę po ich stracie. Jeszcze większą, gdy poznałem ich lepiej.
„Czemu nie posłaliście po mnie? Na pewno mogłabym..” szepnęła Mabbet.
„Stąd do Nestyr jest ponad tydzień drogi w jedna stronę, a oni gaśli w oczach..” powiedział Iwan.
„Gdyby to się stało w Orario, w trzy dni zrobili by antidotum. Ale tutaj..” dodał ze smutkiem.
„Już się pogodziłem z ich stratą.” Powiedziałem starając się podnieść ich trochę na duchu.
„Przynajmniej wiem, że ich śmierć nie poszła na marne. Poza tym, przeszłości nie da się cofnąć. Musimy zrobić wszystko by się nie powtórzyła. ”
Teraz, gdy dotarło do mnie prawdziwe znaczenie bycia poszukiwaczem przygód, oraz potęga jaką dysponują, zrozumiałem, że moje obawy były niczym w porównaniu z ogromem problemów stojących przed nami.
Ale zarówno Mabbet, Jak i Iwan nie zdawali się być tym przytłoczeni. Może dzięki doświadczeniu a może wiekowi, nie było po nich widać strachu.
Ja, mając więcej do stracenia bardziej obawiam się tej niepewnej przyszłości, ale jak sama Mabbet powiedziała – muszę się skupić na swoich małych krokach. Jeden po drugim, dać z siebie co mogę, po to, by nie zawieść moich rodziców. I choć nie chcieli dla mnie takiej drogi, to przeznaczenie samo mnie na nią skierowało. A ja.. Nie będę się temu opierał.
W dalszym ciągu jednak pozostaje jeszcze kilka pytań.

„Co ze smokiem? Czy to ten sam który spadł w Elenhil?”
„Ten sam..” Devana przez cały czas milczała, teraz jednak podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
„Raniona bestia spadła w Elenhil, zrobiła masakrę i odleciała na północ..”
„Tak mi przykro..” spuściłem wzrok.. Czułem się jakby to przez błąd mojej rodziny Ona straciła swoją..
„Hej.. To nie była niczyja wina..” powiedziała ciepło kładąc mi dłoń na ramieniu.
„Popatrz na mnie..”
Spojrzałem w jej śliczne błękitne oczy i nie dostrzegłem w nich ani żalu, ani smutku tylko..
„Zrobili co mogli. Oddali życie by nam było lepiej. Może w końcu zbierze się na tyle silna drużyna by go pokonać. Dzięki nim jego tutaj nie ma. Ale my mamy swoje własne problemy i musimy sobie z nimi poradzić. Dobrze?”
Przytaknąłem głową w milczeniu.
Pozostało jeszcze jedno..
„Iwan.. Kto to jest Kenki?”
„Córka twojego wujka. Księżniczka miecza. Aiz Wallenstein.”
Zatkało mnie.
Aiz Wallenstein, Level 6. .. Moja.. kuzynka.
Wszyscy o niej słyszeli.. Dwa lata młodsza ode mnie a osiągnęła jeden z najwyższych poziomów spośród wszystkich poszukiwaczy przygód.
Gdzie mi się tam do niej równać.. przeszło mi przez głowę.
Pewnie nawet gdyby dowiedziała się że jesteśmy rodziną to by na mnie nawet nie spojrzała.. Choć z drugiej strony.. Nawet jej nie widziałem na oczy, nic o niej nie wiem, nie zamieniłem z nią słowa a od razu założyłem że nie chciała by mnie znać.. Zrobiło mi się głupio za to, że oceniłem kogoś nawet nic o nim nie wiedząc tylko na podstawie .. własnych kompleksów..
Muszę się kiedyś z nią spotkać. Postanowiłem w duchu.
Wizyta w Orario jakby sama dodała się do mojej, coraz dłuższej listy zadań..

„To tłumaczy jego umiejętności szermiercze i nadspodziewanie szybkie zdobywanie excelii..” powiedziała Mabbet przywracając nie do rzeczywistości.
„Tym lepiej dla nas.” Skwitował Iwan. „Jeśli to prawda że krew Waldsteinów ma jakieś znaczenie, to tylko zwiększa nasze szanse.”
„Jednak musimy trzymać się planu.” Powiedziałem.
„Krew mi nie pomoże jeśli nie nauczę się walczyć ani używać magii..” Dodałem po chwili.
„A przede wszystkim musimy się dowiedzieć z czym przyjdzie się nam zmierzyć.” Dodała Devana podnosząc ze stołu odłamek kryształu z podziemi Dirthall.

„No, więc postanowione. Jutro rusomy do Reanore.” powiedział Iwan wracając do zwykłego Siebie.
„W takim razie czeka nas długa droga. Musimy się dobrze wyspać. Dobranoc!” powiedziała Devana znikając za drzwiami.
„Wy też już idźcie spać.” Powiedziała Mabbet układając się na zapiecku.

Spojrzeliśmy z Iwanem po sobie.

„Pościelimy se na wozie..” mruczał pod nosem Iwan gdy schodziliśmy po schodkach na dół.
Niestety.. przeszło mi przez myśl gdy tęsknym wzrokiem patrzyłem na przytulną szopkę, z której dobiegało nas chrapanie Cerberka leżącego na pryzmie mięciutkiego siana…
Czy to się nazywa Pieskie życie? .. myślałem starając się jakoś ułożyć między naszymi tobołkami.
Jednak dzięki wrażeniom całego dnia szybko ogarnęły mnie niespójne wyobrażenia na temat Reanore, Aiz Wallenstein, Smoka i.. niesfornego guzika..  Co ja mam z tym guzikiem? pomyślałem i .. odpłynąłem.

CDN.