sobota, 13 marca 2021

Rozdział 12

Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?

 

 

 

Fanstory na podstawie Serii nowel:

 

“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”

 autorstwa  Oomori Fujino

 

 

Autor: Piotr Jakubowicz

Thurcroft. UK. 02.2021

 

 

ROZDZIAŁ 12

 

… należy zebrać drużynę.

 

 

…***…

 

„Wcale nie prosiłam żeby ktokolwiek mnie ratował!” powiedziała Norien podniesionym głosem.

„Córeczko!!”

„Wiedziałam jak to się skończy! Wcale nie chciałam tego przeżyć!!  Chciałam tylko was uratować i tyle!!” powiedziała podniesionym głosem.

„Jak możesz być taka.. taka niewdzięczna!” oburzyła się na siostrę  Lea.

 

Jedliśmy właśnie kolację przy stole pod domkiem, gdy od słowa do słowa wywiązała się.. dość nieprzyjemna rozmowa.

Okazało się, że choć już doszła w miarę do siebie, to ostatnie dwa dni Norien spędziła w namiocie bo bała się reakcji innych gdy ją zobaczą.

I choć w końcu wyszła do ludzi i zaczęła się z nami oswajać, to jednak w środku wciąż narastało poczucie żalu i beznadziei.. W końcu tama pękła..

 

„Ależ jestem wdzięczna! Oczywiście że jestem! Bezgranicznie wdzięczna za to, że przez następne ileś tam lat będę mogła być pośmiewiskiem dla ludzi, aż w końcu któregoś pięknego dnia wylecę sobie przypadkiem w powietrze razem z wami i połową jakiejś zapyziałej wsi!!” powiedziała wstając od stołu.

„Mimo to.. Jestem wdzięczna też za to, że zajęliście się nimi .. i że mogłam ich znów zobaczyć..” dodała już spokojniejszym tonem, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku namiotu.

Ja również wstałem.

Zdawałem sobie doskonale sprawę z huśtawki uczuć jakie nią w tej chwili targały.

„Norien!” powiedziałem.. może troszkę zbyt stanowczym głosem niż miałem zamiar.

Devana już otwierała usta żeby mnie usadzić, ale nie zwracałem na nią uwagi.

„Mówiłaś że chciałaś ich ratować.. Naprawdę ci na nich zależy czy miał to być tylko jednorazowy akt poświęcenia?” spytałem.

Przystanęła i lekko zwróciła głowę w moją stronę..

Nie byłem pewien czy to łza, czy jedynie poblask ogniska odbił się w jej oku.

Jednak dla mnie najważniejsza była jej aura.

Wystarczyło wspomnieć o jej rodzinie by zmieniła delikatnie swój odcień i fakturę. Z rodziną łączyła ją naprawdę potężna więź miłości.

Odwróciła się by odejść.

„Może teraz pomyślisz że to okrutne i egoistyczne z mojej strony, ale gdybym wiedział że tak się to skończy.. postąpiłbym dokładnie tak samo.” powiedziałem, po czym znów usiadłem za stołem.

Norien zniknęła w namiocie.

Lea chciała za nią pójść, jednak Alvien przytrzymała ją za rękę.

Na chwilę zapadła grobowa cisza, którą na szczęście przerwał Darren:

Ekhm.. Nie powiedziałaś nam jak tam aktualizacje..” powiedział zwracając się do bogini.

„Co..?” spytała Devana takim głosem jakby ktoś właśnie wybudził ją z jakiegoś letargu.

„Jak tam nasze aktualizacje?” spytał ponownie Darren.

„Blake na pewno już sobie przeczytał, ale ja nawet nie znam runów..” dodał trochę smutnym głosem.

Pokręciłem przecząco głową.

Nie.. Nie przeczytałem.

Jakoś.. po prostu wyleciało mi z głowy. Odkąd opuściłem tamtą polanę, pędząc tutaj na złamanie karku, przestałem o tym myśleć.

Owszem, to wciąż było dla mnie ważne, jednak zupełnie co innego spędzało mi sen z powiek. Priorytetem było jej życie..

Jednak teraz, skoro jest już w porządku, to chyba najwyższy czas wrócić z powrotem na wybrany szlak.

„Cóż.. i tak miałam wam to dzisiaj pokazać, choć nie w takich okolicznościach..” zaczęła Devana.

„Ja.. Przepraszam za nią.. Nie powinna..” powiedziała Alvien, jednak przerwałem jej ruchem dłoni.

„Przecież nic się nie stało.” Powiedziałem.

„To wszystko na pewno jest dla niej bardzo ciężkie, zwłaszcza po tym co do tej pory przeszła.” Powiedziałem kończąc ten temat.

„Nie mamy jej za złe.” Dodała Devana.

„A teraz.. Tu są wasze aktualne Statusy!” powiedziała podając nam kawałki pergaminów.

 

Przez chwile studiowaliśmy cyferki po czym Darren wrzasnął:

„ ŁAŁ!! Ale czad!! Mam Skilla!!!” krzyknął, po czym zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł w te pędy za szopę.

 

„Chłopak musi jakoś odreagować..” powiedział Ichiro z uśmiechem.

Również się uśmiechnąłem.

Przypomniał mi się mój awans i radość jaka mnie rozpierała.

Zerknąłem na pergamin Darrena.

 

„Łoj!! Naprawdę nieźle!” powiedziałem.

„Mogę zobaczyć?” „Pokaż..” rozległy się prośby z różnych stron stołu.

Wszyscy byli ciekawi co spowodowało taką euforię chłopaka.

Zerknąłem na Devanę, ale ta tylko skinęła głową pokazując aprobatę.

Sama tez pewnie była dumna, więc chciała się pochwalić dzieckiem..

 

 

 

Darren Rose

Familia – Devana.

Poziom 1

Siła - F 350

Obrona  - G 243

Żywotność. - F  372

Zręczność - E 447

Magia. - I 0

 

Umiejętności:

Retrosynteza.

 

„Noo.. Rzeczywiście świetny postęp. I to w ile? Cztery miesiące?” powiedział Janson zerkając na papier.

„Coś koło tego.. Darren jest tu już od Dziadów..” powiedziałem odruchowo.

„Już tu pędzi..” mruknęła Devana , po czym w krąg światła rzucanego przez płonące nieopodal ognisko i kilka magicznych lamp wpadł zdyszany Darren.

„Dziękuję!! Tak bardzo dziękuję!!” powiedział, po czym z całej siły uściskał zaskoczoną Mabbet.

Zza pleców wyjął dwa niewielkie bukiety polnych kwiatów, po czym jeden wręczył chientropce a drugi podarował Devanie.

„Ale.. za co to..” spytała zaskoczona Bogini.

„Bez Twojego Błogosławieństwa ani Twojej nauki, nie byłbym w stanie tego osiągnąć..” powiedział, kłaniając się kolejno zaskoczonym kobietom.

„No.. już się tak nie ekscytuj.. Co zrobisz jak awansujesz?” powiedział żartobliwie Janson

„Mam czas żeby się nad tym zastanowić. Alchemicy nie awansują tak szybko jak wojacy, co nie?” powiedział Darren mrugając okiem i klepiąc mnie w ramię.

„No .. Pochwal się.. Po tym co przeszedłeś w Thorn powinieneś być już na trzecim.. zgadłem?” dodał.

„No ba.. Uratował nam dupska i praktycznie sam załatwił tamten loch..” zawtórował mu Janson.

Bez słów podałem mu kartkę.

 

Przez chwilę wpatrywał się w nią jakby nie wierzył w to co tam było napisane, po czym podał ją Darrenowi.

„Jak to możliwe?” mruknął chłopak kładąc pergamin na stole i patrząc mi w oczy.

Pozostali rzucili się by też spojrzeć.

Przez moment zapanował niewielki rozgardiasz, w którym słychać było jęki niedowierzania.

 

 

Blake Waldstein

Famillia - Devana

Poziom 2

 

Siła – E 495

Obrona – C 666

Żywotność. – F 350

Zręczność –B 798

Magia. – G 274

 

Umiejętności:

Abnormal Resistance I

Divine Tears (Direct link)

 

Czary:

Skupienie  (Aktywacja: Siłą woli)

Soul Shield  (Permanent.)

 

„Masz może ostatni Status?” spytała trochę zamyślona Mabbet.

Devana skinęła głową, po czym poszła  do domku na górę.

Po chwili wróciła z drugim pergaminem, tym, na którym był mój Status sprzed naszej wyprawy do ruin twierdzy Thorn.

Mabbet przez chwilę porównywała oba pergaminy, po czym podała je Darrenowi.

Ten tylko rzucił okiem, po czym sapnął ze zdziwienia.

„Uh.. Wygląda na to, że uzyskałeś zdolność specjalną i polepszyła ci się znacznie większość statystyk.. Normalnie powinieneś awansować, gdyby nie to, że mocno spadła ci żywotność..” powiedział marszcząc brew.

„Jak to .. spadła?” spytał zaskoczony Ichiro.

„Jeszcze się nie zdarzyło, przynajmniej ja o takim przypadku nie słyszałem żeby komuś spadły statystyki.. Owszem, mogły się nie polepszyć, lub zostać zablokowane jak moje, ale żeby spadły?” powiedział zdziwiony.

„Cóż.. Niektórzy użytkownicy klątw potrafią czasowo obniżać statystyki przeciwnika, ale tylko na określony czas, zależny od ich poziomu i ilości many..” powiedziała Mabbet.

„Myślisz że ktoś go.. no wiesz.. Przeklął?” spytał Janson.

Zadrżałem.

Przypomniały mi się głosy dusz podczas ostatnich Dziadów.. Niektóre rzeczywiście mnie przeklinały.. czy to mogło być to?

Niewiele myśląc podzieliłem się z nimi tym spostrzeżeniem, jednak Alvien przecząco pokręciła głową.

„Niemożliwe.” Powiedziała.

„Zdarzało się nam że do naszego kręgu przychodzili ludzie prosząc o pomoc w zdjęciu klątwy, jednak te, działały od razu, od momentu rzucenia, więc skoro wszystko było do  tej pory w porządku, czemu dopiero teraz klątwa miała by się ujawnić?” spytała.

„Niektóre klątwy działają z opóźnieniem, lub wymagają określonego zdarzenia by się uaktywniły..” powiedziała Mabbet.

„Na przykład ukłucia w palec wrzecionem?” spytała Devana lekko kpiarskim tonem.

„Coś w tym stylu..” odparła nie speszona chientropka.

„Nie próbowałeś chyba uprząść trochę wełny? A może chciałeś zrobić mi sweterek na drutach?” spytała mnie przekornie Devana.

Zmieszany pokręciłem głową.

„Zaraz wracam.” Powiedział nagle Darren, po czym popędził na górę.

Po chwili już był z powrotem taszcząc pod pachą podniszczoną książkę.

„Gdzieś to tu było.. czekajcie..” mamrotał półgłosem wertując zapamiętale kartki.

„Niee.. niee…nie tu.. O!  aa.. nie.. jednak nie..”

„Czego szukasz?” spytała Mabbet.

„Opowieści o  tym proroku… jak mu tam było.. i rycerzu z Ul.” mruczał Darren przewracając strony.

„To jest gdzieś pod koniec.. Po chłopcu w czerwonej pelerynce..” powiedziała chientropka pomagając mu szukać.

„Właśnie!! Mam!” krzyknął podniecony Darren.

„Czekajcie.. to chyba tu..” zaczął.

 

„… I przyklęknął w pokorze głowę skłoniwszy by boskiej woli się poddać. A prorok stanął nad nim i wzniósłszy oczy swe ku niebu po trzykroć wezwał imię boga swego. Tedy ciemność nastała i chłód wszystkich ogarnął, i strach przed nieznanym zmroził ich serca, a prorok swą dłoń złożywszy na skroni rycerza, drugą w górę wzniósł i żarliwymi słowy jął błagać swe bóstwo o błogosławieństwo.

 I prosił:

Panie mój, wszechmocny i nieskończony..

Panie mój, w dobroci swej niedościgniony..

Panie mój, sprawiedliwości ostojo..

O panie!

Obdarz swą mocą to ramię silne i prawe, by z niegodziwością do boju stanąć mogło, ku Twojej Panie chwale i naszej pomyślności.

I Blask Niebieski zstąpił i proroka ogarnąwszy po jego dłoni spłynął, by świetlistością wypełnić to ciało, niegdyś grzeszne, a teraz tak bardzo Boskiej sprawie oddane.

I poszedł rycerz świetlisty jak sama boska chwała, i smoka podłego ubiwszy powrócił w glorii by mędrcowi pokłon oddać i za błogosławieństwo Bogu dziękczynienie złożyć.

Lecz miast radości smutek go wielki przywitał, albowiem moc boską przekazując, prorok swe życie w ofierze oddał, by mu pomyślność w boju zapewnić.

I pochowali go w kurhanie na wzgórzu by i po śmierci pieczę nad ludem mizernym roztaczał, a bohater do końca dni swych dług swój u niego zaciągnięty spłacał, od kraju do kraju wędrując, ze złem walcząc i niegodziwości odpór dając..”

 

„Noo doobra… Też to chyba znam.. potem chyba jest przypowieść o tych trzech małych dzikach co domki budowały żeby przed wilkołakiem się schować..” powiedział Janson zerkając Darrenowi przez ramię..

Lea zachichotała zasłaniając dłonią usta, a Will jedynie uniósł brew  starając się nie parsknąć śmiechem.

Jednak Devana wyglądała na.. zaintrygowaną.

Zdawała sobie sprawę z niekonwencjonalnych tytułów jakimi raczył się Darren, wspominając choćby tak wyśmiewaną w szerokich kręgach naukowców Anatomyę Falny, Crazy`ego..

Jednak.. Poprzednio, gdy rozmawiali o Divine Tears również miał całkiem.. rzeczowe argumenty..

Poza tym.. -  zerknęła ukradkiem w stronę namiotu w którym zniknęła Norien.. - Tak.. to by miało sens…

Właściwie od tego się zaczęło.

Norien spytała o to blaknące już znamię w kształcie niedźwiedziej łapy które miała we wnętrzu dłoni..

Wyglądała na przytłoczoną tym, że tak wielu starało się ją uratować, podczas gdy sama tak bardzo pogardzała swoim życiem od którego miała nadzieję się uwolnić.

 

„No właśnie.. błogosławieństwo.. Czy o to ci chodziło?” spytała patrząc na Darrena.

Ten w odpowiedzi kiwnął głową.

„Tak.. od tamtego czasu cały czas myśleliśmy nad tym.. fenomenem..” powiedziała Mabbet.

„Chwilę po tym.. akcie.. Blake padł jak nieżywy. Wyglądało to jak książkowy Mind Down i trochę zeszło zanim zaczął zdradzać oznaki życia.. Za to jej stan zaczął się poprawiać. Lepiej reagowała na maści i mikstury, wyglądało na to że mniej cierpi, prawie jakby miała Falnę..” powiedziała.

„Jednak to przecież niemożliwe, by Bóstwo zawarło kontrakt z Dzieckiem na odległość, bez zgody drugiej strony..” powiedział Darren.

„A co powiesz na kontrakt bez zgody żadnej strony?” spytała z przekąsem Devana przypominając sobie początek ich wspólnej drogi.. Jej i Blake`a.

„Już mówiłem.. Pierwszy pojawił się Direct Link .. a dopiero potem spisaliście kontrakt prawda?” zaczął, po czym z rozmachem walnął się w czoło.

„No tak! Teraz już jestem pewien!! To jest DOKŁADNIE tak jak w tej.. bajce!” powiedział ignorując uśmieszki Jansona i Willa.

„Crazy też pisał coś o prorokach.. czekajcie... jak to było.. Że są dla Bogów jakby przekaźnikiem łączącym ich sferę z naszą, że mając szczególną więź ze swoim bóstwem mogą nakładając ręce błogosławić, uzdrawiać, a nawet.. wskrzeszać!” powiedział z entuzjazmem.

„Co sugerujesz? Że niby jestem.. Prorokiem Devany?” powiedziałem z głupią miną.

„W skrócie.. – Tak.” Odparł Darren.

b.. bb.. bb .. BUHAHAHAHAAA!!  Janson już nie mógł się powstrzymać.

„Prorok?! Czyś ty kiedy widział proroka?!” powiedział starając się opanować.

„Kurde .. Blake.. Gdzieś w jukach mam kadzidełko.. przyda ci się..” powiedział ze śmiechem.

Po chwili jednak rozejrzał się w koło.

„Chyba nie wierzycie w te brednie?” spytał.

„Noo.. gdy z tej strony na to spojrzeć, to po tym co się stało..” zaczął niepewnie Will drapiąc się po brodzie.

„Powiedziałem – W SKRÓCIE. Słuchaj ze zrozumieniem.” Upomniał go Darren.

„Zarówno tą baśń jak i tezy Crazy`ego trzeba traktować ostrożnie i nie dosłownie, jednak można na ich podstawie doszukać się pewnych korelacji..” zaczął tłumaczyć, ale Janson mu przerwał.

„Zapominasz o jednej, podstawowej rzeczy – Bogowie zeszli do Gekai i mieszkają pomiędzy nami. Nie mają już swoich Boskich Mocy. Już nie mogą dokonywać swoich cudów jak w dawnych czasach.” Powiedział dobitnym tonem.

„Tak, Masz rację, ale wciąż pozostało im..”

„Błogosławieństwo..” powiedziała cicho Devana.

„Pomyślcie! Tak bardzo nam zależało.. słaliśmy modły do naszej Bogini..” powiedział czerwieniąc się po uszy, jednak Devana poparła go.

„Tak.. Czułam je.. Mocno i wyraźnie.. Nawet Twoje Mabbet, choć nie jesteś jednym z moich dzieci.” Powiedziała skłaniając głowę w stronę chientropki.

„Zwłaszcza Ciebie Blake.. Czułam twoją duszę tak blisko, że mogłam jej dotknąć, a ona jakby poprowadziła moją.. I.. pamiętam jeszcze to: Nawet gdybym miał oddać swoje życie, swoją duszę..  Twoje słowa Blake..” powiedziała ujmując mnie za rękę.

„Tak.. a potem zdarzył się cud i ona zaczęła zdrowieć..” mówił dalej Darren.

„A on, padł jak długi gdy było po wszystkim.. tak jak w tamtej historii.” Dodała Mabbet.

„Tak.. To nie było takie błogosławieństwo jakim obecnie bóstwa obdarzają swoje dzieci. Raczej jak te z czasów przed ich zejściem do Gekai, gdy to przez swoich wybrańców byli w stanie dokonywać cudów..” powiedział Darren.

„Jak dla mnie to dalej nie trzyma się kupy.” Powiedział Janson.

„Skoro nie mogła jej obdarzyć Falną, a nie może używać innych mocy poza tą jedną, to jak dokonała cudu?” spytał.

„Nie musiała być fizycznie obecna.. Wzięła część swojej Falny od Blake`a i dała ją Norien..” powiedziała Alvien.

„To dlatego Blake ma niższy poziom żywotności, bo oddał ją naszej córce. A gdyby nie miał Falny, tak jak tamten prorok z opowieści, wtedy..” nie dokończyła, bo głos zaczął jej się łamać.

„Czy.. to znaczy że Norien jest teraz w twojej Familii?” spytała Lea.

„Nie.. Nie czuję jej  .. obecności..” odparła bogini.

„To błogosławieństwo jest podobne to tych z dawnych czasów, i w dodatku już zaczęło wygasać, sądząc po tym jak niewyraźny jest twój symbol na jej dłoni.” Powiedziała Mabbet.

„Więc co się stanie gdy zupełnie zniknie? Stan Norien się pogorszy a Jego poświęcenie się .. zmarnuje?” spytała Lea.

„Już jest na tyle silna, że go nie potrzebuje. Jest jeszcze trochę słaba, ale szybko dojdzie do pełni sił. A co do zmarnowania.. cóż.. Patrząc na niego, na to jak bardzo zależało mu na tym by ją uratować.. nie.. nie sądzę by to poświęcenie można było uważać za zmarnowane.” Powiedziała Mabbet.

Zaczerwieniłem się, bo znów wszystkie oczy były na mnie skierowane.

Lea wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie.

„Dziękuję.. Tak bardzo ci dziękuję..” szepnęła przytulając się do mnie.

 „Poświęciłeś swoje życie.. swój awans żeby ją ratować.. Mogłeś nawet przez to..” zaczęła, ale przerwałem jej mówiąc:

„Tak naprawdę, to podziękowania należą się Puszczykowi i Płotce. To one doniosły nas tutaj na czas, a ja o mało ich nie wykończyłem.. Puszczykowi zostanie na całe życie blizna od popręgu. Bez nich ani nasze modły, ani ułamek mojej excelii – na nic by się zdały.” Powiedziałem, a od strony paddocku doszło nas ciche parsknięcie.

„Dzięki mojej bogini i jej Falnie która mnie wypełnia, mam więcej sił witalnych niż jakikolwiek zwykły śmiertelnik, więc utrata małej cząstki nie jest bolesna. A awans.. Po prostu muszę się bardziej starać.” Powiedziałem odsuwając ją lekko od siebie.

„Poza tym nie byłem świadom poświęcenia, więc nie możesz mi przypisywać szczególnego heroizmu w tej kwestii” powiedziałem z uśmiechem.

„I tak jestem ci wdzięczna.” Powiedziała, po czym pochyliła się i..

Cmok.. pocałowała mnie w policzek, po czym zawstydzona pobiegła z powrotem na swoje miejsce.

Poczułem że się czerwienię.

„Emm.. Devana.. Jakiego szamponu używasz? Strasznie ci się włosy elektryzują..” powiedziała jakby od niechcenia Mabbet.

Obróciłem się w stronę siedzącej koło mnie bogini i od razu zauważyłem że zaczynało się z nią robić coś niedobrego..

Twarz miała jakby spróbowała zbyt ostrej potrawy, a włosy zaczynały jej się podnosić jak zaczarowane..

„Zwykłego... Po prostu zanosi się na burzę..” wycedziła przez zęby patrząc ciężkim wzrokiem na drugą stronę stołu.

Siedząca naprzeciw nas między rodzicami Lea wyglądała na bardzo skupioną na swojej kolacji…

Wtem, od strony lasu dało się słyszeć szczekanie Cerbera.

„Co u licha..” powiedziała Mabbet, wpatrując się w mrok.

„Świetnie.. Jeszcze jego tu brakowało..” dodała po chwili wstając od stołu.

„Co tam?” spytał z ciekawością Darren, jednak chientropka go zignorowała.

„Chodź.. pomożesz.. musimy na cito dokończyć resztę tego dzika.” powiedziała, po czym bezceremonialnie złapała Devanę za łokieć i pociągnęła w stronę schodów dzięki czemu ciskanie gromami uległo odroczeniu...

Darren spojrzał na mnie pytająco, ale ja tylko wzruszyłem ramionami.. Niby skąd miałem wiedzieć..

„Ćśśś..” powiedział Ichiro uciszając nas, po czym wstał i odszedł kilka kroków od ogniska.

„Ktoś się zbliża..” powiedział po chwili.

Podszedłem do niego i nadstawiłem uszu.

Faktycznie, gdy się wsłuchać można było usłyszeć dobiegające z oddali..

.. krasnoludzkie przekleństwa i ciche szczekanie cerbera.

„Iwan!” prawie że krzyknąłem z radości.

„To mamy komplet..” powiedział Darren stając za moimi plecami..

„No tak.. Komplet..”  powtórzyłem za nim uzmysławiając sobie że tak oto kończy się nasza sielanka tutaj i że za parę dni będziemy ruszać…

 

 

…***…

 

 

Bokken nadawał się jedynie do walki z cieniem, więc dwoma szybkimi ruchami przyciąłem kawał suchej dębowej gałęzi do odpowiednich rozmiarów po czym obdarłem ją z resztek kory.

„Powinien się nadać” pomyślałem sprawdzając go w dłoni.

Rozbujałem trzy kloce które na grubych linach zwisały z konarów rozłożystego dębu.

Przychodziłem tu dwa razy dziennie żeby trenować.

Najpierw długi bieg do skraju polany, potem ścieżką przez odcinek bagna, w kilku miejscach musiałem przebiec po chybotliwych pniach przerzuconych ponad wodą, by dotrzeć na tą wznoszącą się nieco ponad okoliczne rozlewiska enklawę lasu.

To w zasadzie niewielka wysepka pośród bagien porośnięta starodrzewiem, wśród których wyróżniał się rozłożysty dąb stojący nieco na uboczu, u stóp niewielkiej jaskini.

Było by tu całkiem dobre miejsce na obóz, gdyby tylko ktoś przypadkiem tu zabłądził.

Sama jaskinia nie była szczególnie duża, wcinała się raptem może na dwadzieścia metrów w głąb niewielkiego pagórka, i chyba nigdy nie była zamieszkana przez jakieś większe stworzenia. Gdy kiedyś tam wszedłem by schronić się przed deszczem który złapał mnie podczas treningu, jedno co tam zastałem to chmara nietoperzy poirytowanych moim nagłym wtargnięciem, które na szczęście po jakimś czasie uspokoiły się i powróciły na swoje miejsca wisząc ze sklepienia jak jakieś czarne sople.

Początkowo myślałem żeby urządzić sobie treningi w jaskini, ale zarzuciłem ten pomysł właśnie ze względu na nietoperze. Nie chciałem burzyć ich spokoju tylko dlatego że zachciało mi się trenować.

Poza tym stary dąb lepiej się nadawał żeby porozwieszać sobie różne przeszkadzajki…

Trzy grube kloce na dole, dwa wyżej, pomiędzy konarami, i kilka wkopanych w ziemię gdzie popadło.

Dzięki takiemu ułożeniu mogłem trenować walkę na ziemi, jak i skacząc z konara na konar ćwiczyć bloki i uniki balansując na chybotliwych, wąskich i śliskich konarach.

Jeszcze raz popchnąłem ostatni kloc, po czym wszedłem pomiędzy nie unosząc lekko pałkę.

Wykonałem kilka obrotów dla zwiększenia dezorientacji, po czym ruszyłem powoli przed siebie.

Unik o włos. Obrót i dwa kroki, nieudane parowanie zakończone bólem w prawym ramieniu.

Thud!! Szlag! Przetoczyłem się kawałek po czym wstałem przewrotem w tył.

Garda. Odskok w ostatniej chwili.

Poczułem jak wielki kloc minął o włos moją głowę a podmuch wywołany jego ruchem rozwiał mi włosy.

Dwa kroki przed siebie..

Zasłona! Odbicie. Unik.

Thudd!!

Znowu..

Slam!! Prosto w brzuch. Drugi raz..

Szlag.. to bez sensu. Pomyślałem.

Wstałem ostrożnie.

Woooah!! Ledwo uniknąłem uderzenia, ale pałka wypadła mi z dłoni.

No przecież nie mogę się ot tak poddać!! Pomyślałem zgrzytając zębami.

W ostatniej chwili poczułem ruch powietrza za plecami i zrobiłem krok w bok.

Wahnięcie wielkiego kloca wytworzyło prawie że namacalny podmuch który poruszył mną lekko.

„Dobrze walczysz..”

„Hę?” zatkało mnie.

 Zdjąłem opaskę z oczu i zobaczyłem jak stoi nieopodal przyglądając mi się.

„Co ty tu..”

Thud!! Potężny cios wyrżnął mnie w plecy i powalił na ziemię.

Plując krwią i piachem odczołgałem się poza zasięg bujających się kloców.

„Wyszłaś na spacer? Mogłaś zabłądzić w tych bagnach..” powiedziałem wciąż starając się pozbyć piasku który niemiłosiernie zgrzytał mi w zębach.

„Czekaj.. leci ci krew..” powiedziała podchodząc do mnie.

Z niewielkiego chlebaka przewieszonego przez ramię wyjęła białą szmatkę i jakąś fiolkę. Uklękła obok mnie. Wylała nieco płynu na materiał, a następnie przyłożyła mi go do skroni.

Zapiekło.

Chyba poczuła że się wzdrygnąłem, bo położyła mi drugą dłoń na policzku po czym powiedziała:

„Spokojnie.. popiecze i przestanie a przynajmniej będzie czyste..”

Nie wiedziałem co mam zrobić.. Nie wiedziałem co mam powiedzieć..

Czułem jej bliskość.. jej zapach… jej dłonie .. czułem że zaczynam się trząść z podniecenia..

Była tak blisko, a ja przecież mam jej tyle do powiedzenia!

Chciałbym złapać ją za dłonie, opowiedzieć wszystko i ..

„..esz?” usłyszałem jak przez mgłę.

„Hę?” spytałem niepewnie.

„Pytałam czy dobrze się czujesz, bo wyglądałeś przez chwilę jakbyś miał gorączkę i dreszcze..” powiedziała z troską w głosie.

 „Eee… niee.. to ..tylko skutek uboczny tego walnięcia..” powiedziałem niemrawo starając się uspokoić.

Patrzyłem na jej twarz.. Była tak blisko, że prawie czułem jej oddech, a jej oczy.. patrzyły prosto w moje..

„Zawsze trenujesz z opaską?” spytała.

Choć widziałem że jej wargi się poruszają, to mój mózg dopiero po chwili zarejestrował słowa.. Zanim poskładał jedno z drugim do kupy zdążyłem jedynie wybełkotać:

„Że co?”

„Czy zawsze trenujesz z zawiązanymi oczami.. jeju.. musiałeś naprawdę zdrowo oberwać..” powiedziała macając moją głowę palcami jakby szukała potencjalnych uszkodzeń czaszki.

„A… niee.. czasami tylko.. staram się..”

Uniosła się lekko by zerknąć na czubek mojej głowy, przez co jej dekolt znalazł się tuż przed moimi oczami..

„Na..apra..awdę .. niic mi niee jest..” powiedziałem jąkając się lekko, po czym złapałem jej dłonie i odsunąłem od swojej głowy.

Usiadła na piętach, wciąż chyba zbyt blisko mnie, jednak na tyle daleko, że przestałem się pocić..

„Trenuję walkę z wykorzystaniem jak najmniejszej liczby zmysłów..” powiedziałem siląc się na rzeczowe wyjaśnienie.

„To na wypadek, gdy na przykład zabraknie mi many, a coś mnie oślepi..” wytłumaczyłem.

„Uhm.. Chcesz się przygotować na najgorsze..” powiedziała.

„Lepiej teraz oberwać klocem w plecy, niż dać się zaskoczyć wrogowi..” odparłem.

„Musisz się spodziewać bardzo silnych wrogów..” powiedziała w lekkim zamyśleniu.

„Dlaczego to robisz?” spytała po chwili milczenia.

„Znaczy.. co?”

„No.. Dlaczego wciąż schodzisz do tych podziemi.. dlaczego wyruszyłeś na tą misję?” spytała.

Dlaczego.. pomyślałem.

Przecież wie.. Na pewno słyszała nasze rozmowy, Lea też musiała wszystko jej opowiedzieć.. więc.. O co jej chodzi..?

„Czy.. Chodzi o Allany?” spytała znów.

Czyli że Lea na pewno z nią rozmawiała..

Spojrzałem jej w oczy, ale nie dostrzegłem w niej nic poza zwykłą ciekawością.. jednak.. wyglądało na to, że oczekuje ode mnie więcej niż tylko odpowiedzi..

„Początkowo.. Choć może to był raczej kamyk który pociągnął lawinę..” zacząłem.

„Gdy to się stało, gdy zginęła, jeszcze nie wiedziałem dlaczego zmarli moi rodzice. Wtedy chciałem jedynie stać się na tyle silny, by móc ochronić naszą wieś, by już nigdy żaden potwór nam nie zagroził..” powiedziałem.

„Liczyłem na to, że nauczę się walczyć, zmężnieję, i gdy wrócę do wioski już nie dopuszczę by to się powtórzyło. Jednak w miarę jak poznawałem świat wokoło okazało się, że nie da się ochronić jedynie jednej wsi. Ciemność powoli ogarnia naszą krainę, i jeśli nic nie zrobimy, jej macki sięgną wszędzie.. a wtedy.. jakbym się nie starał, już nie ochronię nikogo..” powiedziałem spuszczając wzrok.

„Nie sądzisz że to za dużo jak na jednego człowieka?” spytała.

„Nie jestem sam.” Odparłem.

„Zresztą nawet gdyby.. Czy po tym wszystkim mógłbym tak po prostu poddać się i odejść? Mając świadomość że przez to znów może ktoś zginąć?” zapytałem.

„Nie mógłbym teraz spokojnie gdzieś osiąść i założyć rodziny ze świadomością, że moje dzieci będzie czekać mroczna przyszłość.” powiedziałem.

Norien zaczerwieniła się słysząc moje słowa..

Co ja wygaduję.. co ja.. jaka rodzina.. jakie dzieci.. co ja…. Dopiero  teraz uzmysłowiłem sobie swoje własne słowa.. Niby sens miał być inny, ale.. jesteśmy tu sami.. tylko ona i ja.. tak blisko.. a ja ty wypalam z rodziną i dziećmi..  Dureń dureń dureń !! strofowałem w myślach samego siebie.

„Więc.. w końcu planujesz założyć rodzinę..” powiedziała cicho, a jej uszy jeszcze bardziej się zaróżowiły.

„Noo.. tak.. Przecież nie będę całe życie biegać po lochach..” powiedziałem niepewnie nie wiedząc o co jej tak naprawdę chodzi..

„To dobrze.” Powiedziała cicho.

„Dobrze że o tym myślisz, bo taki cel będzie ci dodawał siły.” dodała.

„Gdybyś miał na celu jedynie ochronę innych, to twoje życie było by.. niepełne.. bo na końcu nie czekało by cię.. nic.” szepnęła.

Zrozumiałem.

Tak właśnie się czuła.

Jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, podniosła głowę i spojrzała na mnie.

„Ja.. Przyszłam tu.. bo chciałam cię przeprosić.. za wczoraj.” Powiedziała .

„Jednak zrozumiałam, że nie mogę być taką egoistką.. i.. Miałeś rację. Ja również mam kogo chronić i.. obiecuję, że postaram się nie zmarnować twojego poświęcenia..” dodała pochylając głowę.

Poczułem się podle.

Zafascynowany nią samą nie zwróciłem uwagi na detale..

Buciki miała mokre i zabłocone, nogi podrapane, a część krótkiej sukienki również wyglądała jakby miała kontakt z wodą.. W dodatku  taki kawał drogi od domku Mabbet..

Zdobyła się na taki wysiłek, choć wciąż jeszcze była słaba, tylko po to, żeby przeprosić za kilka słów nieopatrznie rzuconych ze wzburzenia..

A ja..?

Do tej pory nie zebrałem się by .. heh..!!!

„Wiem że nie zmarnujesz.. Zawsze wiedziałem. To dlatego powiedziałem ci, że nawet gdybym wiedział, to postąpiłbym tak samo.”

„Noo.. prawie tak samo..” poprawiłem się po sekundzie.

„Prawie? A co byś zmienił?” spytała patrząc na mnie z uwagą.

Heh.. Sam postawiłem się w sytuacji bez wyjścia.. Cóż..

Nawarzyłem piwa to trzeba je wypić.

 

…***…

 

 

 

„Blake!! Co się stało?!” krzyknęła już z daleka Alvien widząc jak szedłem w stronę domku niosąc nieprzytomną Norien w ramionach.

„Nic takiego.. naprawdę..” powiedziałem podchodząc bliżej.

Szedłem ostrożnie, bo chciałem oszczędzić jej niepotrzebnych wstrząsów.

Chyba nie była nieprzytomna.. Bardziej wyglądała jak by po prostu spała.

„Przyszła do mnie pod sam dąb na górce, a to kawał drogi, jeszcze te emocje..” zacząłem wyjaśniać.

„Uh.. powiedziałeś jej..” stwierdziła  Mabbet.

Pokiwałem głową czerwony po uszy.

„Chodź.. połóż ją w namiocie. Musi teraz odpocząć..” powiedziała Alvien patrząc z troską na córkę.

Ułożyłem ją najdelikatniej jak mogłem, a ona okryła ją ciepłym kocem.

„Nic jej nie będzie.. Po prostu jest jeszcze słaba..” powiedziała zasuwając za sobą poły namiotu.

„Widzę, że całkiem znośnie to przyjęła..” powiedziała.

„Cóż.. ummm ..” zająknąłem się lekko.

„W końcu masz jeszcze włosy na głowie a i ubranie nie popalone..”

„Wierz mi.. mogło być gorzej. Dużo gorzej” przyszedł jej w sukurs Will.

„Kiedyś chłopak od sąsiadów chciał podejrzeć ją przez szparę w okiennicy gdy szykowała się do snu.. Musiałem potem wymienić okno razem z futryną, a łepek do końca życia będzie nosić tupecik..” dodał na wyjaśnienie.

Przełknąłem głośno ślinę.

Nie sądziłem że potrafi.. takie rzeczy.

To znaczy.. Lea mówiła że Norien jest.. czarownicą, ale że aż tak?

„Chodź.. śniadanie gotowe, zjesz, a my.. cóż.. chyba będziemy musieli wam co nieco .. wyjaśnić..” powiedziała Alvien.

Skinąłem głową, po czym poszedłem na górę do łazienki.

Chwile później, już czysty i przebrany usiadłem do stołu.

Część z nich już wcześniej zjadła nie czekając na mnie, teraz krzątali się po obejściu za swoimi sprawami.

Lea pomagała Mabbet, Orena i Jansona gdzieś wcięło bo podobno mają coś do zrobienia w warsztacie i od rana tam dłubią, Kursag też z nimi zniknął, Oki oporządzał konie a Ichiro poszedł coś złowić na obiad.

Proponowałem mu że pójdę z nim, ale odmówił, mówiąc że nie ma zamiaru polować na wielką zwierzynę, a dla mnie będzie lepiej jak zajmę się treningiem więc.. Heh…

Za stołem oprócz mnie rozsiadł się Iwan który chyba się uparł żeby dokończyć wczorajszego dzika,  oraz Devana, nie potrafiąca przepuścić okazji żeby czegoś nowego się dowiedzieć.

 

……….

 

Norien była zupełnie normalną dziewczynką, nie przejawiającą kompletnie żadnych skłonności magicznych. Uwielbiała biegać, śmiać się i bawić z rodzeństwem.

Nerat, starszy o rok od Norien zapowiadał się na przystojnego młodzieńca, niestety gdy skończył dziesięć lat obudziła się w nim magia. Co najgorsze, nie mógł nad nią zapanować. Gdy tylko coś go przestraszyło lub zdenerwowało, zaczynały się dziać dziwne rzeczy.. A to przewracało się wiadro z wodą, a to szyby w oknach pękały same z siebie.. Sąsiedzi zaczęli się ich bać, więc razem z żoną postanowili wrócić do jej starego kręgu. Może tamtejsi druidzi będą w stanie coś na to poradzić.

Nie poradzili.

Według nich Nerat był Dzikim Magiem, przez co nie poddawał się żadnym znanym im metodom nauki. Zwłaszcza, że nawet gdy chcieli nakłonić go do jakiegoś czaru, jego magia potrafiła wywołać zupełnie.. niespodziewany efekt.

Wyrok był jeden.

Rytuał Wyciszenia.

Niestety, do tego czasu musieli zamieszkać z dala od wioski, bo stanowił zbyt duże zagrożenie. I choć Druidzi zazwyczaj są tolerancyjni, to jednak Dziki Mag był dla nich zbyt trudny do okiełznania.

Nawet specjalne mikstury które tymczasowo uspokajały magię w nadpobudliwych dzieciach, na niego nie działały. Jakby jego organizm bronił się ze wszystkich sił przed jakąkolwiek ingerencją.

Mieszkali w pobliżu gaju druidów przez trzy lata, do szesnastych urodzin Nerata.

Lea błagała żeby tego nie robili.. Przecież przez ostatnie trzy lata prawie nic się nie działo.. Poza jednym poważniejszym incydentem po którym musieli odbudować część domku, reszta to były jakieś.. czasem uciążliwe, lecz wciąż tylko drobiazgi..

Rodzice pomału też zaczynali się przyzwyczajać do tej sytuacji, więc gdy druidzi przyszli po Nerata, początkowo nie chcieli się zgodzić na rytuał.

Zwłaszcza że Will doskonale pamiętał swoje przejście, oraz to, że nie do końca wyszło.

Lea ciężko to przeżyła.

Była bardzo zżyta z bratem. Zawsze miał dla niej czas, bawił się z nią, opowiadał ciekawe historyjki.. Gdy zaczynał panikować i magia wyrywała się z niego w bezładzie, to najczęściej ona znajdowała jakiś sposób by go uspokoić..

Jednak druidzi byli nieugięci.

Im będzie starszy, tym będzie gorzej. Jego magia w końcu kiedyś doprowadzi do prawdziwego nieszczęścia.

Szesnaście lat to wiek, w którym ciało jest już wystarczająco silne by przetrwać rytuał, a magia jeszcze na tyle słaba by dało się ją wygasić..

Lea płakała, błagała, ale mimo wszystko rytuał się rozpoczął.

Ojciec zabrał ją do domku na ten czas, jednak z okna na stryszku zapłakanymi oczami obserwowała pobliskie wzgórze na którym ustawiony był święty krąg.

Obserwowała dziwne światła, potężny wir chmur nad kręgiem i piorun.

Pojedynczy błysk, który głośnym echem gromu rozszedł się po okolicy.

Lea wiedziała co to oznacza. Zemdlała w ramionach ojca.

Will tłumił bezgłośny szloch, gdy wtem potężna eksplozja ogarnęła ogniem większość wzgórza.

Niewiele myśląc ułożył nieprzytomną córkę w łóżku, po czym popędził ile sił w nogach na wzgórze.

Gdy dotarł na miejsce, ogień już się dopalał, i tylko gdzieniegdzie tliły się jakieś resztki. Smród palonego mięsa i śmierci unosił się w powietrzu.

Druidzki święty krąg był zniszczony.

Kilka menhirów leżało przewróconych, dwa najbliższe epicentrum zostały rozbite, a ich szczątki walały się w bezładzie wokoło.

Will w panice szukał żony i dzieci.

Nerat wciąż leżał na ołtarzu. Martwy. Piorun który ugodził go w pierś miał dość mocy, by przepołowić kamień ołtarza. Tuż za nim znalazł nieprzytomną Alvien. Musiała klęczeć przy zwłokach syna gdy doszło do eksplozji, i to uratowało jej życie, jednak gdzie jest Norien?

Początkowo minął ją, bo nieprzypominające jego córki ciało leżało na boku i nie dostrzegł twarzy. Myślał że to jeden z akolitów którzy znaleźli się niebezpiecznie blisko epicentrum.

Jednak akolici przecież nie noszą sukienek…

Gdy odwrócił ją na plecy, rozpłakał się rzewnymi łzami.

Ciało jego ślicznej córeczki poorane było siatką krwawiących blizn…

Błagał, prosił o ratunek.. jednak druidzi odrzucili ich.

Obwinieni o zniszczenie kręgu i zabicie pięciu druidzkich kapłanów musieli się wynieść.

Alvien sama zajęła się leczeniem córki.

Po jakimś czasie blizny zmniejszyły się a dziewczyna zaczęła odzyskiwać władzę w kończynach.

 Nikt tak do końca nie wie jak to się stało.

Urman, jedyny z grona starszych druidów który przeżył incydent w kręgu, a jednocześnie był chyba jedynym który nie odwrócił się od nich podejrzewał, że Norien od zawsze miała uśpioną  moc, a silne emocje tamtej nocy obudziły ją i spowodowały niekontrolowany wybuch many.

Sam przecież był świadkiem tamtego zdarzenia.

Nerat leżał na ołtarzu, przywiązany rzemieniami za ręce i nogi. Miotał się bezsilnie na wszystkie strony gdy mithrillowe  łańcuchy opasujące jego nadgarstki odprowadzały magię z jego ciała do świętego kręgu.

Gdy rytuał wszedł w drugą fazę, ścieżki many stały się wyraźnie widoczne nawet dla zwykłych śmiertelników. 

Pięciu najwyższych druidzkich kapłanów stało na szczytach wielkiego pentagramu, w którego centrum znajdował się ołtarz na którym leżał Nerat.

Jego mana płynęła szerokim strumieniem w stronę kapłanów, którzy zaczęli wyglądać jak świeczki na torcie.

Jarzyli się wewnętrznym blaskiem i zdawali się sami emanować energią.

Alvien też to wiedziała.

Podbiegła do najbliższego kapłana i złapała go za rękę.

„Co wy robicie?” Mieliście go wyciszyć, a okradacie go z jego mocy?!” krzyknęła.

Ten, tylko lekko machnął ręką odrzucając ją od siebie.

Upadła nieopodal ołtarza.

„Nerat!! Nie poddawaj się chłopcze!! Walcz!! WALCZ!!” krzyczała, starając się bezskutecznie zerwać drenujące go łańcuchy.

„NERAT!!!!!” krzyknęła Norien podbiegając do matki.

Złapała go za nadgarstek, po czym z całej siły szarpnęła mithrillowy łańcuch.

Trysnęła krew ze zdartej skóry.

Świetlisty pentagram zamigotał, a jeden z akolitów wrzasnął:

„NIECH KTOŚ JE POWSTRZYMA!!!!”

Jednak nim ktokolwiek zdążył się ruszyć, wszystko się zmieniło.

Pentagram znikł, jakby sam z siebie, a światłość ogarnęła Nerata i Norien, wciąż trzymającą w lewej dłoni mithrillowy łańcuch.

„Czuwaj nad nimi. Proszę..” wyszeptał Nerat patrząc Norien w oczy.

„NIEEEE!!!!” krzyknęli chórem druidzi, po czym czując odpływającą manę podjęli ostatni wysiłek.

Istoto wszechpotężna która naszym losem władasz od wieków

Ucieleśnienie władzy i potęgi.

Przyzywamy cię.

Facio, Voco, Vere!!

Potężny piorun zstąpił z bezchmurnego nieba i uderzył w ołtarz.

Ciało Nerata wypięło się w łuk, po czym opadło bezwładnie. Ołtarz pod nim pękł na pół, a mithrillowe łańcuchy rozpadły się jakby ktoś nagle przeciął każde jedno oczko i wyrzucił z rozmachem w powietrze.

Norien stała ze spuszczoną głową, w prawej dłoni wciąż trzymając rękę martwego brata, a w lewej szczątki mithrillowego łańcucha.

Jej ciało otaczała świetlista aura, a z palców lewej dłoni zaczęły kapać na ziemię ogniste krople.

„Zabiliście mi brata.. Okradliście i ZABILIŚCIE GO!!” mówiła coraz mocniejszym głosem.

„Norien..” szepnęła Alvien patrząc z przerażeniem na córkę..

„Norien.. proszę.. uspokój się..” prosiła.

Dziewczyna stała obok ołtarza a jej ciało rozświetlał jakiś wewnętrzny blask.

Podniosła lewą dłoń, w której zaczynały zbierać się ogniste krople i formować w wirującą ognistą kulę. Stopione resztki łańcucha przeciekły przez jej palce i upadły u jej stóp, by po chwili zestalić się z piaskiem w dziwne szklisto-metalowe grudy.

Po ramieniu Norien, jakby pod skórą, zaczęły pełznąć ścieżki ognistej many powoli ogarniając część jej ciała.

Oczy zapłonęły groźnym, ciemnoczerwonym blaskiem.

W pewnym momencie rzucona przez nią kula ognistej many zebrana w jej dłoni eksplodowała z głośnym hukiem.

K`BOOOOM!!!!!

To było ostatnie co zapamiętał Urman.

Gdy się ocknął było już po wszystkim.

Wokół krzątali się zszokowani druidzi zbierając szczątki swoich kapłanów, a po chłopaku pozostał tylko pęknięty ołtarz.

Urman zrozumiał że to koniec kręgu Walen.

Pozostała jeszcze jedna kwestia.

 

„Odejdźcie.. Jak najszybciej. Ja .. jakoś ich powstrzymam..” powiedział ze łzami w oczach.

„Ja.. Tak mi  przykro..”

„NIE.” Powiedział stanowczo.

„Nigdy nie żałuj.” Dodał.

„Święci zbrukali nasz krąg. Miast ratować opętane dusze, kradli ich magię dla swoich korzyści. Ten krąg dawno przestał być.. święty.” Powiedział z zaciętą twarzą.

„Jednak poza nami nikt tego nie widział, a zarówno ona jak i to co się stało są żywym dowodem na poparcie oskarżeń.” Dodał.

„Nie ucieknę jak przestępca.” Powiedziała Alvien.

„Sąd musi się odbyć.” Dodała z zaciętą twarzą.

Heh..” westchnął Urman..

„W takim razie.. spróbuję was bronić..” powiedział z rezygnacją.

Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że szanse na powodzenie są nikłe. Wszyscy akolici którzy przeżyli wybuch byli związani ze swoimi martwymi mistrzami, więc będzie ciężko przekonać ich by zeznali prawdę.

 

Sąd odbył się niezwłocznie.

Urman odniósł połowiczny sukces.

Nie udało się udowodnić winy nieżyjącym członkom Świętej Rady, ponieważ sąd stwierdził, że wobec braku możliwości wysłuchania ich zeznań, nie są znane ich intencje, więc nie można jednoznacznie orzec o ich winie lub niewinności.

Co do Norien, sąd stwierdził, że to nie było celowe działanie, a wybuch many został spowodowany potężnym impulsem emocji. Jednak Alvien została okrzyknięta winną próby przerwania rytuału i doprowadzenia pośrednio do śmierci Świętych, więc została wydalona z grona druidów kręgu Walen.

Ponadto sąd zlecił zbadanie Norien w celu ustalenia natury jej magii oraz znalezienia sposobu na wyciszenie jej jak najszybciej.

Alvien odmówiła.

Skoro nie należy już do kręgu, nie musi się podporządkowywać poleceniom tymczasowej rady kręgu, i nie pozwoli, by jakikolwiek druid kiedykolwiek dotknął kogokolwiek z jej rodziny.

Dostali dziesięć dni na wyniesienie się z druidzkiego lasu i kategoryczny zakaz powrotu, pod karą natychmiastowej egzekucji.

Urman pomagał im się pakować.

 

„Dajcie mi trochę czasu..” prosił.

„Postaram się na nich jakoś wpłynąć.. coś wymyślę..” mamrotał pomiędzy kolejnymi atakami rozpaczy.

Nie był w stanie zrozumieć postawy swych braci.

Z jednej strony rozumiał ich gniew, ale z drugiej.. Sam to widział…

 

Rytuał Wyciszenia polegał na odprowadzeniu magii gromadzącej się w ciele dziecka z powrotem do Gai, tam, skąd przyszła wraz z narodzinami człowieka.

Pięć menhirów ustawionych w pentagramie symbolizowało pięć natur, z których wywodziła się magia.

Ziemia.. Powietrze.. Woda.. Ogień.. Dusza…

Podczas wyciszenia, poprzez mithrillowe łącza magia wracała tam skąd przyszła, czasem do kilku domen łącznie, a ciało posiadacza było w tym czasie wystawione na ogromne fizyczne cierpienie, ponieważ magia zadomowiona w ciele właściciela, broniła się jak mogła przed wydarciem ze swojego leża.

W trakcie procesu delikwentowi powinno towarzyszyć pięciu druidów, którzy stojąc na drodze many spowalniali nieco jej odpływ, a jednocześnie  wspomagali ciało magią leczniczą, by nie obumarło z powodu jej nagłego ubytku.

W tym czasie ci którzy pełnili tą rolę, przez chwilę korzystali z ułamka zasobów magii przedostających się do nich w trakcie procesu, dzięki czemu mieli większą kontrolę nad tym co się działo, jak również nie byli ograniczani przez własny niewielki zasób energii.

Zwłaszcza, że to, co  płynęło do nich, to nie była zwyczajna energia życiowa, jaką zazwyczaj używają druidzi do swojej magii.

To była czysta, skondensowana mana.. Niedostępna normalnie dla druidów.

 

Urman nie miał dowodów na  swoje podejrzenia.

Jednak sam widział jak magia tego chłopca miast mijać Świętych i niknąć w objęciach menhirów – kończyła swoją drogę w ciałach Świętych Druidów stojących tuż przed menhirami.

 

Ostatnie co dostrzegł, to było jak złudzenie.

Gdy ta dziewczyna zdjęła mithrillowy łańcuch z nadgarstka swojego brata, Święty pentagram zamigotał.

Nim się spostrzegli, Mana odwróciła swój bieg.

Pędziła w zawrotnym tempie z powrotem.

W kierunku dłoni, trzymającej ostatnie ogniwo łańcucha.

 

Ich wspólny, łączony czar powinien pokryć całą okolicę feerią potężnych błyskawic, przypominających elektryczny sztorm niszczący wszystkie żywe istoty w promieniu kilkuset metrów..

Wspólnie zdołali wykrzesać z siebie raptem jeden piorun.

 

Nim zemdlał, ogłuszony potężnym hukiem eksplozji, widział jak ciała Świętych padają na ziemię jak wysuszone strąki, pozbawione najmniejszych śladów życia.

 

W wyniku przerwanego rytuału, nagromadzona wcześniej mana opuściła ich ciała, a resztkę energii życiowej pochłonęła nieopatrznie wezwana przez nich wspólna Burza Błyskawic..”

 

Święci byli martwi zanim Norien uwolniła ognistą kulę…

 

Coś się stało..

Coś.. niewytłumaczalnego.

 

Przerwane przez zachłannych Świętych ujścia magii znalazły sobie nowy pojemnik.

Większy.

Lepszy.

Znalazły Norien.

I ochoczo do niej ruszyły.

Norien, która do tej pory nie wykazywała żadnych oznak posiadania jakiejkolwiek mocy , nagle została owładnięta potęgą, która gromadzona była w ciałach Świętych Druidów przez lata.

 

Nie była w stanie nad nią zapanować.

 

Gdy była spokojna, potrafiła podpalając suchą trawę wyświetlić na łące ognisty napis „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!”  na urodziny Lei, albo ot tak sobie zapalić świeczki przy ołtarzyku poświęconemu  Neratowi w rocznicę jego odejścia..

Jednak gdy tylko zaczynało dziać się coś złego, traciła nad sobą kontrolę.

 

…..

 

„Mmm mmm mmy.. yy .. ppp… pp..  pp. rze..eee eecieeerz.. .. mm.. mm y..”

Grupka chłopców stała w zaułku przerażona jej wyglądem.

Ciemność już dawno ogarnęła okolicę, a miejsce w którym się znaleźli było oddalone od rynku, więc nie docierały tu światła magicznych lamp.

Przed grupką struchlałych chłopców stała półelfka, a część jej ciała zdawała się pulsować jakąś dziwną mocą.

Po jej lewej stronie, coś na kształt migoczącej czerwonawym blaskiem pajęczyny oplatało jej ciało powodując, że wyglądała jak  rozświetlona od wewnątrz.

„Thuddd!!”

„Znikajcie.” Powiedział jakiś głos, po czym z cienia wynurzyły się postacie trzech młodzieńców.

 „Nas nie odstraszysz swoimi kuglarskimi sztuczkami pokrako.” powiedział jeden z nich.

„Z resztą.. starczy ci torbę na łeb założyć, i nawet można się będzie na tobie ucieszyć..”  dodał drugi.

„Nieee.. Jaką torbę.. Fajnie się świeci .. jak jakaś lampka nocna , ale brakuje jej porządnego knota..” powiedział trzeci rozpinając spodnie.

No.. chodź.. otwórz buzię..” powiedział łapiąc ją za brodę.

Dziewczyna podniosła się z klęczek, a część jej twarzy pulsowała dziwnym blaskiem.

Spojrzała w oczy temu, który jedną ręką  trzymał ją za brodę a drugą  majstrował przy rozporku.

„Jesteś pewien że tego chcesz?” spytała ignorując śmiech jego braci.

„Uhm.. tylko nie gryź za mocno.. Wiesz.. Wrażliwy jestem..” powiedział rechocząc ze śmiechu.

„Ostatni raz proszę.. odejdźcie..” powiedziała drżącym głosem..

Lewa część jej twarzy wyglądała jak pokryta pulsującą ognistą pajęczyną.

Tak samo jak reszta jej ciała.

Cała lewa strona zdawała się być pokryta tajemniczą siecią.

To, co wcześniej brali za odrażające blizny, okazało się być jakimiś pulsującymi kanałami, które jak tętnice tłoczyły pod jej skórą czystą energię.

„Nie ekscytuj się tak bardzo.. Zaraz cię okiełznam ty moja lisiczko..” powiedział łapiąc ją za włosy, a drugą ręką założył jej na szyję aksamitną obróżkę z magicznym kryształem pośrodku.

„Taaaak…. Teraz będziesz  posłuszna.. co nie?” powiedział pewnym siebie, lubieżnym głosem, po czym przyciągnął ją do siebie.

„Nie.” Powiedziała, po czym tasiemka opasująca jej szyję zajęła się ogniem, a klejnot upadł u jej stóp.

„Ty wiedźmo..” szepnął zdumiony chłopak, po czym w jego dłoni zapłonęła niewielka kula błyskawic. Jego bracia rzucili się na pomoc, lecz było już za późno.

Dziewczyna stała pośrodku kręgu zniszczenia jak słup soli, nieczuła na bodźce z zewnątrz.

Kula błyskawic wyzwolona przez najstarszego z Buckerpiców zapadła się w sobie ustępując miejsca potężnej fali ognia wypływającej z dłoni dziewczyny.

Odgłos smażonego mięsa zdławił wrzaski konających, a śmierdzący dym na moment zasnuł miejsce zdarzenia.

Gdy pozostali dotarli na miejsce, jedynym żywym świadkiem tego co się stało była Norien..

Stała pośrodku, a jej blizny pulsowały wewnętrznym blaskiem.

Nie było szans by udowodnić jej niewinność.

 

I tak za każdym razem. Uciekali ze wsi do wsi, aż w końcu zła sława spowodowała że nigdzie już nie mogli zagrzać miejsca.

 

Sołtys ostatniej wsi zasugerował:

„Znajdźcie druidów.. Wyciszcie ją, albo.. Idźcie do Orario. Może bogowie dadzą radę ją opanować..” powiedział zamykając im przed nosem wrota do palisady otaczającej jego  wieś.

 

Więc ruszyli do Orario.

 

„To koniec. Żaden z was nie skrzywdzi już nikogo..” ..

Jedne z ostatnich słów Norien tuż przed ostatnim wybuchem.

 

Przez ostatnie dwa lata jakoś udawało im się unikać kłopotów.

Wszystko było dobrze, dopóki nie zostali zaatakowani na tej polanie..

 

Lea nie zdążyła nic zrobić, atak nadszedł zbyt szybko, by miała szansę na reakcję. Zaskoczona Alvien zdołała jedynie wezwać plątaninę pnączy która niestety nie starczyła na długo..

Will.. Jego szczątkowa magia nie stanowiła żadnego wyzwania dla wojownika drugiego poziomu jakim był Lansky..

On i jego banda błyskawicznie opanowali całą polanę.

To nie byli zwykli wieśniacy, tylko poszukiwacze przygód.

Pobili Willa do nieprzytomności i obezwładnili kobiety.

Przedarli się przez pnącza Alvien jak jelenie przez zbyt wysoką trawę.

Rechotali lubieżnie, przyciskając do siebie kobiety jak zdobyczne trofea.

Ich dłonie na siłę szukały przejścia pomiędzy ich udami, by zerwać bieliznę, ostatnią z barier, broniących dostępu do skarbu jakiego w tej chwili pragnęli.

Nagle, tuż przed nimi wyrosła ściana, która samym swoim istnieniem powodowała, że poczuli się jak robactwo wtłoczone w grunt potężnym obcasem.

„To koniec. Żaden z was nie skrzywdzi już nikogo..” ..

Zimnie, stanowcze słowa kogoś, kto nie dba o życie.

Swoje, czy też innych.

Zwyczajne stwierdzenie faktu.

Chwilę po tym było już po wszystkim.

Ciemność ogarnęła polanę i schowane za głazem dziewczęta.

A potem.. pojawiliśmy się my..

 

……

 

 

„Nie mieliście lekko..” powiedział Iwan odsuwając od siebie pusty talerz.

„Devana!!  Jakbyś nie była boginią, to ogłosiłbym cię świętą.. takie to było zajebiste.” Powiedział cyckając do reszty ostatnią kość.

Czar prysł, i wyznania Alvien rozpłynęły się jak we mgle pomiędzy zachwytami Iwana nad wspaniałością pieczeni.

„Czyli ze co.. Ze naso Norien jes carownicom zgadza siem?” spytał bez ogródek.

„Noo..” zaczął niepewnie Will, lecz Iwan nie dał mu dokończyć.

„ZAJEBIŚCIE!! Jeszcze zek nigdy ni mioł okazyi razem z prowdziwom carownicom do boju stanonć!! JAK ZAJEBIŚCIE!!” krzyknął podekscytowany waląc pięściami w stół.

„Czego się tak podniecasz.. przecież ona..” zacząłem, ale jego się nie dało powstrzymać.. Zupełnie jakby wpadł w mini berserk…

„Tako carownica u nasego boku.. cujes?!!  Nadyć zadne lochy by się nie ostały! Kieby przyfanzoliła takim carem,  to by się nawet Thessalia ( niek jij ziemia lekkom bydzie ) zezazdrościła!” dokończył podekscytowany.

„ Em.. na razie to..” zacząłem zmieszany nie wiedząc co powiedzieć.

„Nic się nie bój, bo ziaba we wodzie nie bodzie.” Powiedział mrugając do mnie okiem.

„To dziewce dostało po zadku łod życio na tyle, że se poradzi i ze sobom i z tobom.” Powiedział waląc mnie w plecy z rozmachem.

„To nic ze w twoij familii nie jes. Zupełnie jakbyk widzioł siebie i Mari ze sto roków tymu.” Dodał ze śmiechem.

„No. Ale jakeśmy sie zebrali na godzine scyrości,  to wom musym teroz łopowiedzić co się działo kiem do kopalni przised.” Powiedział.

 

Trochę trwało nim poskładaliśmy wszystko do kupy.

Nasze przejścia z Thorn, plus jego z kopalni..

Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy skończyliśmy.

Siedzieliśmy wszyscy przy stole, a nieopodal płonęło ognisko.

Niebo nad nami zasłaniał cień domku Mabbet, a tuż obok, w paddocku tłoczyły się konie, jakby również chciały uczestniczyć w naszej naradzie.

Iwan pociągnął ostatni łyk z kubka po czym rzekł:

„Czyli że jest coraz gorzej..”

„O co ci chodzi?” spytał Janson.

„Etherusy..” mruknął Iwan.

„Tych skurcybyków rzadko kto mo okazję spotkać.. Jeno w specyalnych strefach Dungeonu, tam, gdzie magia nimo dostympu a mana zniko jak zaklynto..” powiedział.

„Cies się ze zyjes.. Nie jedyn mocniejsy łod ciebie zakońcył zywot kiem z Etherusem przisło mu walcyć..” powiedział z powagą.

„No i te.. Manmorphy..”  Cholera.. to się kupy nie trzymo..!!” dodał zaciskając pięści.

„Myślałem że to są jakieś nietypowce..” zaczął się tłumaczyć Janson.

„Bo są.” Powiedział Iwan.

„Tyle że nikt ich jeszcze powyżej dwudziestego poziomu nie widział!” dodał.

„Kryształ w kopalni .. on.. całą naszą wieś..” zaczął, ale głos mu się załamał.

Nikt nie powiedział słowa, dopóki ten wielki, rubaszny krasnolud nie opanował swoich uczuć.

Poi chwili  podjął wątek:

„Zwabił wszystkich i przejął ich dusze.. Zaklął je w potwory..” powiedział.

„Jak towarzyszy Orena..” powiedziałem zduszonym głosem.

„Dokładnie.”

„I jak Leszego..” powiedziała cicho Devana.

Nagle nas olśniło.

Leszy, Orki, może nawet kościany golem.. Czy to twory Dungeonu, czy może personifikacje dusz które zdołał zwabić?

„Iwan.. Co loch, to gorszy.. Głębszy.. Trudniejszy.. Czemu?  Przecież podobno wszystkie twierdze Rakii są takie same?” spytała Devana.

„ Jakoś mi się nie wydaje żeby Rakia miała z tym coś wspólnego..” powiedział Oren, przysłuchujący się naszym opowieściom.

„Na żadnych planach nigdy nie było nic poniżej trzeciego piętra w dół.” Powiedział.

„Z resztą.. jaki by to miało sens?” dodał.

„Poza tym.. Gdybyśmy mieli dostęp do kryształów tworzących dungeony, to czy dalibyśmy się tak pobić?” powiedział unosząc brew.

„Te twierdze to pozostałości pierwszej inwazji, gdy jeszcze mieliśmy magiczną broń Crozzo. Nigdy potem nie zabawiliśmy na tych ziemiach na tyle długo, by cokolwiek wybudować. To musi być coś innego.” Dodał.

„Więc co?” spytała Devana.

 „Przekopałam połowę biblioteki w Reanore i nie znalazłam nic, co mogło by naprowadzić nas choćby na ślad wyjaśnienia!” dodała poirytowana.

„Bo może szukałaś nie w tej bibliotece co trzeba..” powiedział Ichiro, dotychczas siedzący z boku.

„Powiedz im..” dodał patrząc na mnie.

„Co?”

„Powiedz to, co wiesz od  Duska.”

Zamurowało mnie.

Wiedział nawet o tym..

Skąd?

No już! Mówiła jego twarz, gdy patrzył na mnie z ponagleniem.

Więc opowiedziałem..

O podejrzeniach Duska co do Evilus i niejasnych poszlakach dotyczących Questu zero.

Gdy skończyłem,  Iwan tylko sapnął ciężko, a Janson wyglądał jakby skurczył się w sobie.

„Znaczy.. że trzeba nam jechać do.. Lasu Elfów? Powiedział.

„Nie. Ty wracasz do Reanore.” Powiedziałem twardo.

„Ale..”

„Nie.” Powiedziałem raz jeszcze.

„Przykro mi Janson, ale nie wezmę odpowiedzialności za twoją śmierć.” dodałem.

„MAM TAKIE SAMO PRAWO WALCZYĆ O TEN KRAJ JAK I TY!!!” krzyknął.

„Ale to moja misja, i to ja dobieram sobie towarzyszy.” Powiedziałem.

Serce mi się kroiło widząc jego twarz, jednak nie mogłem postąpić inaczej.

„Jak możesz.. Po tym wszystkim..” powiedział, po czym wstał i odszedł od stołu.

Zerwałem się by iść za nim, jednak Iwan położył mi swoją wielką dłoń na ramieniu.

„Ostań.. Przendzie mu.. A kiedysik jesce ci podzienkuje..” powiedział spoglądając za nim.

„Odrzucacie pomoc kowala z drugim poziomem?” spytał Will.

„Tu nie o poziom chodzi..” powiedział Iwan.

„Janson ma rodzinę.. dzieci.. Poza tym jest kowalem.. Lochy to nie miejsce dla niego..” dodał.

„Czyli że na misję idą jedynie stare, samotne wilki?” powiedział nieco szyderczym głosem Ichiro.

„Chyba nie doceniacie wagi tego co się dzieje.” Dodał uprzedzając naszą odpowiedź.

„Dusk powiedział mi co nieco o tym co się dzieje w Lotrill i stosunku Orario do tych zdarzeń.” Powiedział.

„Wygląda na to, że jeśli sami sobie nie poradzicie, to tamci ruszą palcem dopiero wtedy, gdy to, co zdobędzie tutaj przewagę zacznie zagrażać bezpośrednio samemu Orario, ale wtedy dla większości z was będzie już za późno..” dodał.

„I kto to mówi..” wtrącił sarkastycznie Oki.

„Ten, co dla własnego widzimisię krył się pod płaszczem obcej familii, nie zadając sobie nawet trudu by cokolwiek zmienić w swoim życiu..” powiedział.

„Jesteś odważnym łowcą. Wspaniałym wojownikiem. Jesteś cholernym tchórzem, który boi się wziąć swoje życie we własne ręce.” Powiedział odwracając się od niego.

„Ja nie mogę wam pomóc. Przykro mi. Moja misja dobiegła końca i muszę wracać. Jednak nie omieszkam złożyć raport Duskowi, a potem Lordowi Ganesha. Mam nadzieję że obejdzie się z tobą łaskawie.” Powiedział odchodząc do namiotu.

„Lady Devana..” powiedział cicho Oren.

„Rozmawiałem z Blake`m i pozwolił mi poprosić..”

„Hę?”

„Powiedziałeś że nie zabronisz mi spytać..?”

„Emmm.. no.. w sumie..”

„Więc.. Lady Devana.. Czy uczynisz mi honor i przyjmiesz mnie pod swoje skrzydła?” spytał klękając na kolano przed moją boginią.

„Co?” spytała trochę nieobecnym głosem.

„Czy przyjmiesz mnie do swojej Familii.?” Powtórzył Oren z nadzieją w głosie.

„Przecież należysz do Aresa..” powiedziała niepewnym głosem Devana.

„To tylko szczegół.. Zręczny alchemik da radę zrobić miksturę..” zaczął, lecz bogini przerwała mu zagniewana.

„DLA CIEBIE ZMIANA FAMILII TO SZCZEGÓŁ?!!!!” krzyknęła.

Oren aż się skurczył w sobie.

Wciąż klęcząc, pochylił głowę w pokorze.

„Pani.. Cóż znaczy przynależność do bóstwa w które się nie wierzy i którym się gardzi?” spytał wciąż pochylony.

„Gdy opuściłem szeregi jego armii automatycznie zostałem zdrajcą. Nie przeszkadza mi to, bo nie uważam za zły uczynek sprzeniewierzenie się na wskroś złym wartościom. Mogę kontynuować swój żywot jako banita i pójdę przez życie z podniesioną głową, ponieważ uważam że przesłanki które mną kierowały są słuszne. Jednak..” tu przerwał na chwilę, jakby zbierając myśli..

„Jednak.. proszę byś przyjęła mnie pod swoje skrzydła bym mógł wspomóc was w waszej misji moją wiedzą i ramieniem.” Dokończył.

Zerknąłem na niego Skupieniem.

Nic się nie zmieniło..

Wciąż widziałem strach w jego aurze. Jednak widziałem też determinację.

Bał się.

Bał się że nie podoła. Że zginie. Że zawiedzie.

Ale również był bardzo zdeterminowany by nie zginąć. By nie zawieść.

By podołać.

„Nie mam nic do stracenia. Nikt na mnie nie czeka. Nie mam innej przyszłości niż ta, która i tak została złączona z waszą.” Powiedział skłaniając głowę w moja stronę.

„Przecież miałeś zostać wspólnikiem Jansona..” powiedziałem niepewnie.

„W dalszym ciągu mam zamiar.” Odparł.

„Jednak jeśli wam się nie powiedzie, tylko czekać aż nie będzie komu koni podkuwać..” powiedział.

„Mimo to chyba nie rozumiesz o co prosisz..” powiedział Darren.

„Nie możesz zmienić sobie Familii ot tak, bez zgody swojego bóstwa.” Powiedział.

„Status Thief ci w tym nie pomoże.” Dodał, jakby czytając w jego myślach.

„Pozwala jedynie zerknąć na ukryty Status, jednak nie pozwala go modyfikować..” wyjaśnił.

„Chyba że ma się to..” powiedział tajemniczo Oren, wyjmując zza pazuchy niewielką fiolkę ze skrawkiem materiału w środku.

„Co to?” zainteresowała się Mabbet.

„Kawałek ręcznika z krwią bóstwa..” powiedział niedbale Oren.

„Wielkie mi co..” powiedziała  Mabbet.

„W Orario łatwiej o taki artefakt niż o krew dziewicy..” mruknęła.

„Zdziwiłbyś się ile bóstw da sobie upuścić krwi za parę lat życia w dobrobycie..” powiedziała zniesmaczona.

„Jednak to ci nie pomoże. Status thief nie umożliwi konwersji, bo nie odblokuje dostępu do edycji Statusu.” Powiedziała.

„A co gdyby to była krew.. mojego bóstwa?” spytał Oren unosząc brew.

„ Cóż.. wtedy.. no.. jakby nad tym pomyśleć..” zaczęła się zastanawiać Mabbet.

„Nawet GDYBY to miało zadziałać.. myślisz że pozwoliłabym sobie na taki akt?” spytała Devana.

„Przecież było by to równoznaczne z wypowiedzeniem wojny Aresowi!” powiedziała.

„W jego oczach i tak jestem zdrajcą, więc dla niego to bez różnicy.. A i tak nie wypowie wojny bo wie że przegra.” Powiedział niedbale Oren.

„Taka płotka jak ja, jest dla niego nikim.” Dodał chowając fiolkę za pazuchą.

„Rozumiem wasze obawy. Tak czy inaczej .. po tym co do tej pory zobaczyłem, mam zamiar was wspierać. Może kiedyś uznasz mnie za godnego wstąpienia w szeregi Twojej Familii Pani.” Powiedział kłaniając się Devanie.

„I tak nie da rady..” powiedział Darren.

„Żeby stworzyć Status Thief  potrzeba wyspecjalizowanych składników, z których Boska Krew jest najłatwiejszym do zdobycia.. wbrew pozorom..” dodał w zamyśleniu.

„Jeśli nie masz w sakiewce kilkunastu milionów valis na drobne wydatki to raczej nie możesz się spodziewać że twój plan się powiedzie.” Powiedział, a

Oren spuścił smętnie głowę.

„Tak czy inaczej, chętnie powitam cię w naszej drużynie, nawet bez konwersji.” Powiedziałem do Orena.

„Ta.. a ja to pies. Chodź Cerber.. przytul mnie.. ty jeden mnie rozumiesz..” dobiegło nas od strony szopki utyskiwanie Jansona.

„Czemu go nie weźmiesz?” spytała półgłosem Alvien.

„Przecież ma drugi poziom.. Przyda wam się..” dodała.

„Właśnie!” dobiegło nas od strony szopki.

Heh..” westchnąłem.

Jak by to im wyjaśnić…

„Nie mam zamiaru stworzyć drużyny samobójców.” Powiedziałem.

„Jednak nie mam też zamiaru powiększać liczby sierot.” Dodałem.

„Ja.. Iwan, Oren.. Darren.. Nasze odejście nie będzie miało takiego znaczenia.. jak by co. To.. będzie trudna misja i nie wiadomo czy się powiedzie.” Powiedziałem.

„Byłeś tam na dole. Sam powiedziałeś, że tamta walka cię przerosła.” Powiedziałem zwracając się w stronę szopki gdzie poszedł Janson.

„Dalej będzie tylko gorzej. Ja mam szansę awansować. Iwan już ma wysoki trzeci. W dodatku jest wojownikiem. Nie możesz.. Ja.. Nie chcę żebyś zginął Janson. Co ja powiem Twoim dzieciom?!” rzuciłem pytanie w pustkę.

„Blake.. ty idioto.” Powiedziała Devana wstając od stołu.

Po chwili zniknęła w szopce by pocieszyć Jansona.

„Wim co cujes, ale.. cza było jakoś.. no wis.. delikutaśniej..” mruknął Iwan.

„ Dungeon nie będzie się z nami pieścił.” Powiedziałem zagryzając zęby.

Czułem się podle, jednak z mojej strony tak to wyglądało..

Jednak tylko z mojej..

„Jak myślisz że twoje odejście nie będzie miało znaczenia, to możesz sobie iść w diabły nawet teraz!” usłyszałem, po czym doszedł mnie szczęk zasuwanego skobla.

„Czyli że dzisiaj śpię pod chmurką..” pomyślałem przeklinając samego siebie.

„Ktoś ci już mówił że nie masz za grosz wyczucia?” rzucił od niechcenia Darren.

Zostałem sam przy stole.

Iwan odszedł do koni, gdzie umościł sobie całkiem wygodne posłanie na kilku snopkach słomy, Darren jakimś cudem dostał się do szopki, Ichiro razem z Okim zniknęli w namiocie.

Szlag.. wyszło okropnie, a ja tylko chciałem go ochronić…

Zwiesiłem głowę i oparłem na dłoniach.

Nie wiedziałem co mam zrobić.

Z jednej strony nie chciałem go ranić, a z drugiej nie chciałem go .. zabić.

„Janson też ma motywację..” usłyszałem z boku.

„Norien.. Już lepiej?” spytałem nie podnosząc głowy.

Poczułem jej ciepło gdy usiadła obok mnie, lecz przytłoczony całą sytuacją nawet nie zareagowałem.

„Pamiętasz jak powiedziałam że bierzesz za dużo na swe barki?” spytała.

Kiwnąłem głową.

„Powiedziałeś wtedy że nie jesteś sam.. a teraz zachowujesz się, jakbyś jednak był..” powiedziała.

„Nie możesz tak się zachowywać. Sam nie obronisz Lotril nawet gdybyś zdobył jakąś super moc.” Powiedziała.

„W dodatku, to co powiedziałeś.. że twoje odejście nie będzie miało znaczenia..” zaczęła, jednak na chwile zawiesiła głos, jakby zastanawiając się co powiedzieć.

„Twoja bogini bardzo cię kocha Blake.. Jeśli odejdziesz .. myślisz że będzie to bez znaczenia?” spytała.

„Dzięki tobie wiem, że moje życie.. twoje życie.. każde życie.. każde ma wpływ na świat który nas otacza. ” Powiedziała.

„Mówiłeś, że po wszystkim chcesz założyć rodzinę, że to dla twoich dzieci chcesz, by to miejsce żyło w pokoju..” powiedziała kładąc mi dłoń na ramieniu.

„Janson już ma dzieci i chce, jak ty, by żyły w pokoju. Nie wolno ci zabraniać mu o to walczyć. Nawet gdyby miał to przypłacić życiem.” Powiedziała wstając.

„Ryzykowałeś życie.. Poświęciłeś swój awans by mnie uratować. A jednak twierdzisz że twoje odejście będzie bez znaczenia.. Skoro twoje życie nie ma takiego znaczenia, to po co ratowałeś moje?”

„Norien..” zacząłem, ale ta już zrobiła kilka kroków w stronę namiotu.

„Moje życie też było dla mnie bez znaczenia, jednak uratowałeś je, a ja obiecałam że nie zmarnuję twojego poświęcenia i dotrzymam słowa. Podglądałeś mnie, a ja darowałam ci życie. Też nie zmarnuj tego daru. I przemyśl to wszystko jeszcze raz.” Powiedziała odwracając głowę, po czym zniknęła w namiocie.

 

Ognisko zaczęło się dopalać.

Od strony paddocku dobiegało pochrapywanie Iwana, a w namiotach pogasły światła.

Zostałem sam przy pustym stole, z głową ukrytą w dłoniach.

Po chwili wstałem i poszedłem w mrok.

Musiałem odreagować.

 

…***…

 

 

Whhhoooosch!!!! niewielka kula ognia przemknęła tuż nad jego ramieniem, a on nawet nie podniósł głowy.

Zareagowała odruchowo w przypływie złości i paniki gdy tylko wyznał jej że przypadkiem podglądał ją podczas kąpieli.

Nie chciała, ale.. taki odruch.

W dodatku tuż po tym jak sama przeprosiła i podziękowała za ratunek..

Powinna się na niego gniewać, ale cała jego postawa mówiła jej że naprawdę mu przykro.. a poza tym.. To był pierwszy raz, gdy ktoś patrzył na nią z uwielbieniem zamiast obrzydzenia..

Tyle razy przepraszał, ale wciąż wymykało mu się że nie mógł od niej oczu oderwać, że była piękna i że chciał rzucić ten kamień ale nie mógł bo bał się że ją przestraszy..

Zareagowała instynktownie, ale jednak w jakiś sposób zdołała się częściowo opanować.

To też było dziwne.

Nie czuła wzbierającej many czy dreszczu energii jak zazwyczaj gdy emocje zaczynały brać w niej górę.

Sądząc po tym jak wyglądał kloc zwisający z konaru w który uderzył jej ognisty pocisk – gdyby trafiła Blake`a ten pewnie już by nie wstał.

A jednak jej samej o dziwo też się nic nie stało..

Żadnych otwartych ran.. z dłoni nie kapią ogniste krople.. Dziwne..

To chyba przez ten stan wyczerpania..

Jeszcze nie doszła do siebie.. I ta droga tutaj.. Dwa razy spadła z pnia przerzuconego nad wodą i musiała się wdrapywać na stromy brzeg..

Bała się co jej powie gdy ją taką brudną zobaczy.

Jednak uśmiechnął się gdy ją dostrzegł..

Był taki.. bezradny..

Nie zdążyła go ostrzec przed tym klocem, a on padł jak długi przed nią prosto w piach..

Czuła jego skrępowanie gdy czyściła mu ranę chusteczką, a z drugiej strony gdzieś tam w środku miała ochotę jeszcze bardziej zbliżyć się do niego..

Czuła dreszcz podniecenia gdy sprawdzając czy z jego głową wszystko w porządku jego ciepły oddech owiewał jej dekolt..

Jego szybszy oddech.. i lekkie drżenie gdy dotknęła jego twarzy..

Gdy mówił o tym jak ją spotkał nad strumieniem, zareagowała odruchowo, ale gdzieś tam w środku czuła dziwne podniecenie na samą myśl że ktoś taki jak on zwrócił na nią uwagę …

Zemdlała na moment.

Czy to z podniecenia, czy z wyczerpania, jednak jej ciało odmówiło posłuszeństwa.

Czuła jak bierze ją w ramiona i ostrożnie niesie do domu.

Przez moment chciała go odepchnąć, powiedzieć że już może ją postawić, że już da radę sama..

Jednak..

Przytulona do jego piersi czuła bicie jego serca.. słyszała jego oddech.. czuła zapach jego spoconego ciała, tak samo jak w tych krótkich chwilach świadomości gdy niósł ją ranną do Mabbet.

Choć większość czasu była nieprzytomna, to jednak czuła wtedy jego determinację, wolę walki o jej życie i.. coś jeszcze.. coś, co powodowało że nawet teraz jej serce zaczynało bić szybciej.

Więc nie odezwała się, a tylko pozwoliła sobie zagubić się w zmysłach..

 

……

 

Znów to poczuła.

Bliskość jego duszy, która rozpaczliwie szukała pomocy.

Widziała jak zostaje sam przy stole i opuszcza głowę chowając twarz w dłoniach.

Słyszała całą rozmowę.

Z jednej strony rozumiała jego intencje, ale z drugiej.. Sądziła że trochę pogubił się w swoich dążeniach i celach.

Jednak za dużo wziął na swoje barki i teraz zaczyna mu to ciążyć.

Bała się, że przez przypadek, starając się na siłę uratować wszystkich, zgubi samego siebie.

Jednak co może zrobić?

Łysa, bliznowata półelfka, która samym swoim istnieniem prowokowała ludzi do szyderczego śmiechu czy wręcz jęków odrazy?

Jednak była mu to winna.

Obiecała że nie zmarnuje daru jaki od niego otrzymała, więc musi być silna.

I musi postarać się obdarzyć go swoją siłą.

Przez ostatnie lata zebrała dość siły.

Znosiła spojrzenia pełne pogardy, drwiny i szyderstwa.

I jeszcze przyjdzie jej znieść dużo więcej.

Ale bohater, który niósł ją w ramionach, który tyle poświęcił dla niej, zasługuje na to by zrobiła co w jej mocy by go wesprzeć w chwili słabości.

Więc trochę wbrew sobie, walcząc z chęcią ponownego ukrycia się za przytulną zasłoną namiotu wyszła w krąg światła rzucanego przez dopalające się ognisko.

Zrobiła co mogła by podnieść go na duchu i zmotywować, a jednocześnie by pomóc mu zaakceptować jego słabość i to, że z czasem będzie musiał nauczyć się bardziej polegać na innych..

 

Obserwowała go teraz jak wstaje od stołu i znika w mroku.

Nie bała się o niego.

Wiedziała że sobie poradzi.

Sam ze sobą.

Nim ułożyła się do snu dostrzegła przez szparę w burtach  że jeszcze jedna postać przemknęła obok ogniska zatapiając się w ciemności.

Będzie dobrze.. pomyślała zamykając oczy.

Będzie dobrze.

 

 

…***…

 

 

 

Szybkie odbicie i obrót w lewo. Tuż za plecami znów poczułem przemykający kloc.

Jak na razie oberwałem tylko trzy razy.

Zmęczenie dawało o sobie znać, poza tym była noc i najwyższy czas by położyć się spać, jednak przyszedłem tu by odreagować stres.

Nie mogłem sobie wybaczyć że tak potraktowałem Jansona.

Po tym co dla mnie zrobił, odrzuciłem go jak zbędny balast, zasłaniając się jego rodziną.

Norien miała rację, Nie powinienem za niego podejmować decyzji.

Obrót i odbicie z całej siły.

Bang!! Walnięcie kloca pałką spowodowało że od wibracji zdrętwiała mi dłoń.

Whhoshh!! O mały włos.. Drugi kloc przemknął mi tuż przed nosem, i tylko dla tego że miałem opuszczone ręce nie obił mi ramion..

„Z lewej na jedenastej!” usłyszałem.

Obróciłem się na pięcie i kopnąłem w sam środek kloca.

„Nisko na szóstej!”

Wyskoczyłem saltem trafiając dokładnie pomiędzy dwie liny na których bujała się gruba belka.

Udało mi się na niej stanąć i złapać lin.

Lewą ręką zdjąłem opaskę.

Nie wiedziałem że przyszedł, bo nie używałem skupienia.

Nie tyle że nie chciałem, ale w walce z martwą naturą było bezużyteczne.

Mogłem dostrzec delikatną aurę żywych istot nawet za cienką przeszkodą, lub skupić się na samej walce i korzystając z wszystkich zmysłów zwiększyć swoją szybkość i precyzję, ale nie byłem w stanie widzieć dzięki niemu otoczenia.

Dlatego trenowałem walkę z zawiązanymi oczami by wyczulić „szósty zmysł” tak, by pomagał mi unikać ataków z zaskoczenia, lub prostych pułapek…

Teraz stałem na bujającej się belce, i patrzyłem w mrok.

W końcu wyszedł zza pnia i pomógł wyhamować ruch belki.

Usiedliśmy na niej obaj jak na huśtawce, i zaczęliśmy się lekko bujać.

„Przepraszam..” powiedziałem po chwili.

„Naprawdę nie chciałem cię urazić. Nie powinienem podejmować decyzji za ciebie.” Dodałem zwieszając głowę.

Poklepał mnie po ramieniu po czym odparł z prostotą:

„Nic się nie stało.. w sumie i tak miałeś rację, choć na swój durny i nieokrzesany sposób nie umiałeś tego inaczej wyrazić.” Powiedział, a po błysku jego zębów w ciemności domyśliłem się że się uśmiechnął.

„Nie łam się. To wina Iwana że cię tak wychował. Te krasnoludy nie znają się na manierach..” dodał.

Parsknąłem śmiechem.

Cały Janson. Zawsze potrafi znaleźć coś co poprawi nastrój.

„Masz rację mówiąc że to walka nie dla mnie.” Powiedział poważniejąc.

„Jeśli następnym razem będzie gorzej niż ostatnio – a prawie na pewno będzie – to nie dość że na nic się nie przydam, to jeszcze będziecie musieli chronić moją dupę, co może okazać się dla was zabójcze.” Dodał.

„Więc masz rację. Dalej z wami nie pójdę.. Na razie.” Powiedział.

„Na razie?”

„Uhm..” potaknął.

„Mam zamiar kopsnąć się do Orario jak mi Oren radził, i zrobić sobie aktualizację Statusu.” powiedział.

„Mam nadzieję  że to, co do tej pory wykułem i przeszedłem razem z tobą pozwoli mi podnieść poziom, a wtedy jako świeżo upieczony trzeci może już nie będę wam kulą u nogi.” Powiedział z nadzieją w głosie.

„To.. bardzo dobry pomysł!” podchwyciłem.

„Zwłaszcza że potrzebujemy informacji o tym co dokładnie tam się dzieje z Evilus i jak się sprawy mają..” dodałem.

Chyba jednak wyczuł nutę niepewności w moim głosie, bo powiedział:

„Blake.. ja.. Bardzo kocham swoje dzieci.. I Klarysę.. Jednak wiem że żadne z nich nigdy nie wybaczyło by mi gdyby coś wam się stało a mnie by przy was nie było..” powiedział.

„Poza tym.. Gdybyście zawiedli.. Do końca życia zastanawiałbym się czy to nie brak mojej pomocy wpędził was do grobu.  Zresztą.. Świat po waszej porażce, to nie jest świat jaki chcę pozostawić moim dzieciom.” dodał.

Odwróciłem głowę w jego stronę.

Oczy przywykłe do ciemności pozwoliły mi dostrzec wyraz jego twarzy.

Uśmiechnąłem się.

„W takim razie będę z niecierpliwością czekał aż znów do nas dołączysz.” Powiedziałem.

„Uhm.. Ktoś przecież musi ci mówić kiedy nadleci drugi kloc..” powiedział zeskakując z belki.

„Hę?”

„Teraz.”

Thudd!!

„A niech cię Janson..”

„No widzisz? Co ty byś beze mnie zrobił..” powiedział podając mi dłoń.

Kloc który bujał się leniwie za moimi plecami powoli zmieniał swoją trajektorię, by w momencie gdy Janson zszedł z belki – walnąć mnie z rozmachem w plecy.

Janson pomógł mi wstać, po czym razem wróciliśmy do szopki.

Cerber skorzystał z naszej nieobecności i wyciągnął się jak długi w najlepszym miejscu, więc pozostało nam tylko zmieścić się po obu stronach Kursaga..

Po chwili jego ręka przycisnęła mnie do siana a z jego ust wydobyło się donośne „Happruppfffprufff…”

Leżał na wznak z rozłożonymi rękoma i chrapał niemiłosiernie a ani ja ani Janson nie mogliśmy się nawet ruszyć.

To będzie długa i.. ciężka noc.. przeszło mi przez głowę gdy starałem się jakoś delikatnie zdjąć z siebie jego ramię.

Bardzo ciężka…

 

 

…***…

 

 

„Czyli że najpierw pojedziemy na rozstaje pozapinać sprawy, zebrać wieści i uzupełnić zapasy, a potem prosto do Elenhil?” spytał Darren.

„Tak.. Mamy trochę dropów z Thorn do wymiany, Alex je opchnie i będziemy mieli zaplecze na dalszą podróż..” powiedział Iwan.

„Nie lepiej to sprzedać w Reanore? Przecież w kantorze więcej dostaniecie..” zaczął Janson.

„Tylko że tam się zawsze pytają skąd kryształy pochodzą.. a jak im wyjaśnisz pochodzenie tego? Hę?” spytał, pokazując mu wyjęty właśnie z plecaka spory kryształ pozostały chyba po którymś z manmorphów..

„No tak..” mruknął Janson przyznając się do błędu.

„Lepiej nie informować Gildii o tym co tu się dzieje.. Jeszcze..” powiedział.

„Taaa.. Niek se dalij myślom ze momy zwycajnie urodzaj na gobliny..” dodał Iwan mrugając okiem.

Gruchnęliśmy śmiechem.

Jednak Oki miał trochę inne spojrzenie na tą sprawę.

„Jesteście pewni? Przecież to wygląda jak jakaś misja samobójcza.. Gildia mogła by wyznaczyć quest i potężni poszukiwacze przygód szybko by się z tym uporali..” powiedział.

„Nie bardzo rozumiesz sytuację..” powiedział Janson.

Po pierwsze – nie wiadomo czy gildia już nie wie o wszystkim.. Przecież mają monopol na Dungeon.. prawda?” powiedział.

„Po drugie, nie wiemy która familia jest w tym umoczona i jakie ma kontakty. Jeśli Gildia wystawi Questa, cała sprawa stanie się zbyt oficjalna i ci, których szukamy zwyczajnie znikną..” powiedział.

„Więc.. co chcecie zrobić?” spytał Oki.

„Najpierw musimy zapytać Mabbet gdzie możemy wykopać dół na zwłoki.” Powiedział Janson.

„Że co?!” Spytał nieco zdezorientowany Oki.

„No.. Dziurę w ziemi.. na ciała..” powiedział Janson spokojnie..

„Jakie ciała? O czym ty..” zaczął Oki, ale kowal położył mu swoją ciężką rękę na ramieniu.

„Nasza misja jest bardzo ważna.. Nie możemy sobie pozwolić na mimowolnych świadków.. No pomyśl.. co będzie jak ktoś z was wypapla co się dzieje komu nie trzeba.?” Powiedział patrząc na niego dobrotliwym wzrokiem.

„Że o co ci niby chodzi.. że kto.. niby.. MY?!” zapytał nieco drżącym głosem wstając od stołu.

„Jak możesz.. przecież my nigdy..” zaczął, po czym zrobił krok wstecz.

Znaczy.. zrobiłby, gdyby przypadkowe pnącze dzikiego bluszczu nie oplotło jego kostki powodując że klapnął z rozmachem na tyłek.

Nim zdążył się ruszyć, następne pnącze wystrzeliło niespodziewanie z ziemi oplatając jego szyję i powodując że zaczął tracić oddech.

Siedząca przy stole Alvien patrzyła na niego zimnymi oczami a jej długie, elfie uszy drżały lekko z emocji.

Oki bezsilnie starał się uwolnić, jednak kolejne pnącza unieruchamiały jego kończyny kompletnie ignorując te momenty w których jakimś cudem zdołał któreś z nich przerwać.

Spojrzał w górę.

Tuż nad nim wyrosła ciemna postać..

„Nie pozwolimy by jakikolwiek zdrajca dostał się w nasze szeregi..” powiedział grobowym głosem Will, po czym jego dłoń rozjarzyła się  czerwienią..

Ałaaa!! Ałaa!! Auć!! Krzyknął, po czym zaczął machać panicznie ręką.

Niewielkie ogniste krople które zebrały się w jego dłoni poleciały na wszystkie strony.

„No weź uważaj! Sfajczysz mi kieckę cholera!!” krzyknęła Alvien popychając go tak, że potknąwszy się o ławkę upadł koło stołu.

„Porażka normalnie..” stwierdziła z niesmakiem Alvien pomagając się podnieść mężowi.

Pnącza więżące Okiego same z siebie rozsypały się w pył, podczas gdy Elfka pomagała pozbierać się mężowi z ziemi.

„Bardzo kurde śmieszne...” mruknął Oki siadając z powrotem na ławce.

„Jeszcze chwila i musiałbym iść przebrać spodnie..” dodał chwilę później a kąciki jego ust zaczęły drgać gdy z trudem starał się opanować śmiech.

Jednak siedzący obok Iwan spoważniał nagle i zaczął palcami przeczesywać brodę.

„Co się stało Iwan?” spytała Devana.

„Jekeście się tak wydurniali cosik mi się zacyno po rozumie kołatać, a tyroz, jakeś ło tym zdrajcy pędzioł, to mi się rozjaśniło..” zaczał Iwan.

„Jak dojadymy na rozstaje to se musiemy dać pozór bo tam tyz jes ktosik komu nase zycie troske wadzi..” powiedział poważnie.

No tak.. ktoś odpowiedzialny za śmierć Noda Drumholda i kto o mało nie doprowadził też do naszej śmierci.. pomyślałem.

„Masz jakieś podejrzenia?” spytałem.

„Nie.. ale.. mom pomysł..” powiedział.

„Darren, wiela żeś im tyk mikstur narobił?” spytał chłopaka.

„Tylko drużyna Coxa, ta z którą jeździłem miała kilka fiolek, ale te leżą teraz pod ziemią razem z nimi..” powiedział.       

„Szkoda..” mruknął Iwan.

„Myślołek ze jak zaś przyjadymy, to bydom kcieli jesce roz spróbować..” dodał.

„Nie sądzę..” powiedziałem.

„Gdy zjawimy się na miejscu to będą wiedzieli że plan się nie powiódł i będziemy się pilnować. Nie będą ryzykować zdradzenia.” wyjaśniłem.

„Poza tym.. Cholera!” wyrwało mi się gdy nagłe olśnienie ogarnęło mój umysł.

„Naprawdę zdziwię się jeśli do tej pory nie będą wiedzieli że ich plan wziął w łeb.” powiedziałem.

„A skąd mieli by wiedzieć? Przecież nie ma świadków..” spytał Janson.

„Moja walka z Olafem i Iwanowy zakład zrobiły nam niezłą reklamę w Reanore.. Nawet jeśli nie było tam żadnych szpiegów, w co szczerze wątpię, to do tej pory gazety z opisem walki trafiły już prawie do każdej wsi po tej stronie Beor..” powiedziałem.

„By to szlag..” Iwan zmiął w ustach przekleństwo.

„To tyle jeśli chodzi o konspirację..” powiedział Darren.

„Czyli że od momentu gdy opuścimy bagna, musimy mieć się na baczności, bo atak może nadejść w każdej chwili..” powiedziałem.

„Raczej wątpię by się odważyli..” wtrącił się przysłuchujący się nam do tej pory Ichiro.

„Jeśli wiedzą o tej walce i powiążą was z tymi których mieli załatwić, to na razie nie odważą się zaatakować. Opis walki choćby i przesadzony, powinien dać im jakieś pojęcie o tym jak silny jesteś, a biorąc pod uwagę że Iwan jest twoim mistrzem – dwa razy się zastanowią zanim zaatakują.” powiedział.

„W familiach poza Orario rzadko można spotkać poszukiwacza przygód z więcej niż drugim poziomem, więc chyba nie powinniście martwić się na zapas.” dodał.

„Zapominasz że żeby strzelić z kuszy nawet nie trzeba mieć Falny..” mruknął Oki.

„Poza tym jeśli w grę wchodzą Evilus, to można spodziewać się wszystkiego. Nie zapominaj że nie wszyscy zostali zabici lub schwytani podczas tej awantury w Orario.. Wielu z nich uciekło i znalazło schronienie z dala od oczu Gildii” dodał.

„Gdy ich Familie zostały rozwiązane, stanowią takie samo zagrożenie jak ja..” powiedział Ichiro z myślą o swoim zablokowanym Statusie.

„A jeśli przystąpili do innego bóstwa?” spytał Will.

„Racja. Skoro to ludzie Ikelosa sprawiają tu tyle kłopotów, to możliwe że przygarnął niedobitki tych familii które należały do Evilus, przecież  prawdopodobnie już wcześniej do nich należał, a wtedy..” mruknął Janson.

„Tak.. Wtedy to my możemy się zdziwić..” powiedziałem cicho.

Zapadła cisza.

Każdy z nas zrozumiał niebezpieczeństwo na jakie narazimy się wychodząc z ukrycia.

„Jednak nie mamy wielkiego wyjścia.” Powiedziałem po chwili milczenia.

„Możemy zaszyć się gdzieś i przeczekać aż kurz opadnie i nikt już o nas nie będzie pamiętał, lub iść za ciosem i stawić czoła temu co na nas czeka.” powiedziałem.

„Poza tym, myślę że Ichiro może mieć rację że na razie nie powinniśmy napotkać.” powiedziałem.

„Pamiętacie list Farta do Ikelosa?”spytałem.

„Prosił w nim zdaje się o wsparcie.. i że mu brakuje.. Poskramiaczy..?”  powiedziała Devana starając sobie przypomnieć treść listu.

„Dokładnie.. Podobno został mu jeden, a z czterech drużyn jedynie trzy..” dodałem

„Teraz już dwie..” mruknął Iwan.

„A ci.. Poskramiacze.. Co to za jedni?” spytał Will.

„Poszukiwacze przygód specjalizujący się w poskramianiu potworów z Dungeonu” powiedział Oki.

„Poskramianiu? Znaczy że oni.. tresują potwory?” Will spytał ponownie.

„Uhm.. Coś w ten deseń..” powiedział Oki.

„Lord Ganesha w porozumieniu z Gildią raz do roku organizuje Festiwal potworów – Monsterfilię.” Powiedział.

„Starają się wtedy schwytać w Dungeonie różnorakie potwory i wywożą je na powierzchnię, a potem prezentują je na wielkiej arenie. Podobno chodzi o to, żeby oswoić ludność z potworami, ja jednak myślę że Gildii bardziej zależy na tym, żeby przypominać plebsowi jak bardzo Dungeon jest niebezpieczny, bo odkąd Gildia zajęła się Lochem, potwory przestają pojawiać się na powierzchni i ludzie zapominają jak niebezpieczne były czasy sprzed Gildii.” Dodał Oki.

„I te potwory.. dają się tresować?” spytał zaciekawiony Will.

„Nie mają wyjścia..” powiedział Oki.

„Jak się ma założoną obrożę niewolników to raczej nie można dyskutować o tym czy chce się wykonywać polecenia czy nie..” dodał.

„Obroża niewolników?” spytała Alvien.

„Tak.. Artefakt, który wykonać i używać potrafią jedynie poskramiacze.” Powiedział Oki.

„Są niebezpieczne?” Spytała Alvien.

„Taka obroża, założona na szyję potwora, człowieka czy bóstwa, robi z ofiary marionetkę w dłoniach doświadczonego poskramiacza.” Powiedział Oki.

„Ujmę to tak: Jeśli poskramiacz zechce by istota wskoczyła do krateru wulkanu to to zrobi, nie pytając nawet czy na nogi czy na główkę.. Oczywiście zależy to w dużym stopniu od poziomu poskramiacza i jakości obroży, ale.. Tak. Są niebezpieczne.” wyjaśnił.

„A ta .. obroża.. Jak wygląda?” spytała siedząca do tej pory w milczeniu Norien.

„Noo.. zwyczajnie.. Pas skóry z klejnotem magicznym.. Od środka mają czasem widoczne runy ale to  w sumie tyle.. A czemu pytasz?” powiedział Oki.

„Nic.. wydawało mi się że już coś podobnego widziałam.. wcześniej..” odparła dziewczyna.

„Niech to szlag.. Na starość łepetyna nie działa jak powinna..” szepnął cicho Iwan.

„Czy to była  wąska aksamitna opaska z niebieskim klejnotem? Tak wyglądała ta opaska jaką tamten dupek założył ci na szyję?” spytał.

„Tak.. skąd wiesz?” odpowiedziała Norien.

„Takich samych używał Goldburg żeby zniewalać dziewczęta które sprzedawał potem w charakterze niewolnic bogatym dupkom..” wyjaśnił krasnolud.

Widać było że jest tym wstrząśnięty, bo w jego oczach zapaliły się iskierki złości, a w dodatku zaczął mówić poprawną Koine, co zdarza mu się tylko wtedy gdy staje się śmiertelnie poważny..

 „Skurwysyn..” przeklął Iwan.

„Zawsze uważałem że powinno się koncesjonować to gówno. Nawet najbardziej tandetną obrożą można zdominować człowieka bez Falny, a wtedy..” zacisnął pięści z taką siłą, że aż słychać było jęk ścięgien w jego dłoniach.

„Jest jeszcze jednak kwestia..” powiedział Ichiro.

„Podobno tamten.. jak mu tam było.. Buckerpic, starał się wyzwolić kulę błyskawic?” spytał Norien.

Ta, potwierdziła kiwnięciem głowy.

„Więc albo był magiem z jakiejś familii, albo używał jakiegoś artefaktu magicznego.. I szczerze mówiąc wolałbym tą drugą opcję..” powiedział.

„Mógł też być.. czarownikiem..” wtrącił Will.

„Bo raczej nie słyszałem by tak daleko na północ działała jakakolwiek Familia..” powiedział.

„No.. nie wiem.. Wątpię by udało mu się z tym kryć, a przecież we wsi żadnych plotek na ten temat nigdy nie było. Musielibyśmy coś słyszeć...” powiedziała zamyślona Alvien.

„W takim razie zostaje magiczny artefakt albo Familia..” powiedział Ichiro.

„A jeśli to Familia, to znaczy że musimy się mieć na baczności, bo nawet w małych wsiach mogą ukrywać się aktywni poplecznicy Evilus.” Podchwycił Darren.

„Na pewno trzeba się będzie rozmówić z tamtą babą.. Musiała wiedzieć w jakim gównie maczał palce jej synalek..” powiedział Iwan.

Heh.. westchnąłem. Kolejny punkt na liście. To się robi coraz bardziej zagmatwane. Jednak jakby na to nie patrzeć, nie mamy wyjścia, trzeba iść naprzód.

„Nie mamy co bawić się w podchody.” zacząłem.

„W takim razie Janson jedzie do Orario zrobić aktualizację Statusu. Potrzebujemy jak najwięcej wysokopoziomowych członków drużyny żeby stawić czoła temu co nas spotka. A ty Darren..”

„Hm?”

„Rób notatki, bo inaczej się pogubimy.” Powiedziałem.

Kiwnął głową na zgodę, po czym z saszetki przy pasie wyjął niewielki notes. Większość jego stron zabazgrana była na przemian recepturami i przepisami kulinarnymi oraz sposobami warzenia mikstur i notatkami dotyczącymi efektów działania czy ubocznych..

Sądziłem że poszuka czystej kartki, jednak ten jedynie przewertował kilka stron, wyjął pióro i zaczął pisać..

Co dziwne, pismo, które do tej pory było widoczne na kartce, chyba przepis na gulasz  drobiowy o ile zdążyłem  zauważyć, tamto pismo znikło, a na jego miejscu zaczęły pojawiać się notatki dotyczące naszej podróży.

Darren już od jakiegoś czasu musiał zapisywać w ten sposób co ważniejsze sprawy, bo dostrzegłem że ma tam nabazgrane kilka akapitów z podpunktami i odnośnikami…

Teraz dodał następny – Wypytać Hildegardę Buckerpic – i zaczął wypytywać Willa o lokalizację miejscowości.

Okazało się że szczęśliwie dla nas, będzie leżeć prawie po drodze pomiędzy Elenhill a Lasem Elfów, więc nie stracimy za dużo czasu..

„Ciekawy notes..” powiedział z zainteresowaniem Oren.

„Ale czy to bezpieczne? Co jak ktoś ci go zwinie?” spytał.

„Nic .. Dowie się najwyżej jak ugotować prosty obiad czy z czego się robi miksturę na wybielacz do zębów..” powiedział beztrosko Darren.

„Chcesz, to sam sprawdź.” Powiedział stawiając kropkę, po czym zamknął notes i podał go Orenowi.

Ten, tylko sapnął ze zdziwienia gdy go otwarł.

Faktycznie, nie dało się odcyfrować nic ponad pierwotne zapiski..

„Jest przypisany do mnie i tylko ja mogę odczytać jego ukrytą zawartość.” Wyjaśnił Darren.

„A co jak ktoś zmieni zaklęcie i przypisze go do siebie?” spytałem przypominając sobie magiczną lampę którą kupiłem od Saripo.

„Zawartość należąca do mnie po prostu zniknie.” Powiedział Darren.

„Nie masz się o co martwić. Nikt niepowołany do tego się nie dostanie.” powiedział w stronę Orena.

„To dobrze, bo nasze plany nie mogą dostać się w niepowołane ręce. Za to obaj macie zadanie bojowe – począwszy od dzisiaj trenujecie ze mną dwa razy dziennie. BEZ WYJĄTKÓW.” Zarządziłem.

„CO?!” krzyknęli chórem.

„Obydwaj musicie poprawić zdolności bojowe, a tu nie ma lochu gdzie moglibyście sobie szaleć na potworach, więc to ja będę waszym przeciwnikiem.” Powiedziałem stanowczo.

Kątem oka zobaczyłem minę Iwana i od razu poczułem się pewniej.

Widać było że jest ze mnie dumny, a ja zrobię wszystko żeby go nie zawieść.

„Jak tam twoja noga Kursag?” spytałem starego krasnoluda.

„Coroz lepij ..” powiedział pokazując swoją częściowo ukończoną sztuczną nogę.

„Daj nam jeszcze jakieś trzy, może cztery dni i będzie gotowa.” Powiedział Oren.

Razem z Jansonem i Kursagiem zamykali się w warsztacie z tyłu szopki i majstrowali sztuczną nogę dla starego krasnoluda.

Janson był wręcz zachwycony umiejętnościami Orena, który z niebywałą precyzją operował narzędziami tak, że nawet najdrobniejsze mechanizmy działały bez zacięć i skrzypnięć.

„Dobrze.. W takim razie wyruszamy za pięć dni.” Powiedziałem dając im trochę więcej czasu by nie musieli się spieszyć..

I dając sobie jeszcze jeden, dodatkowy dzień..

Jeden dodatkowy, zanim przyjdzie nam się pożegnać…

Zdawałem sobie sprawę z tego że przecież nie będą tu z nami mieszkać wiecznie, że my musimy pójść swoją drogą, ale odpychałem to od siebie jak tylko mogłem.

 „Norien.. Czy mogłabyś pokazać mi swoją dłoń?” poprosiła nagle Devana.

Dziewczyna nieśmiało wyciągnęła w jej stronę prawą dłoń, we wnętrzu której niknął odcisk niedźwiedziej łapy, namacalne świadectwo cudu jaki zdarzył się tamtej nocy.

Ślad był już ledwie widoczny, jakby z każdym kolejnym dniem blaknął i blaknął, by za niedługo zniknąć.

„Jak się ma twoja magia?” spytała Devana.

„Dziękuję.. O dziwo na razie spokojna..” powiedziała niepewnym głosem Norien, jakby nie była pewna do czego dąży bogini.

„Myślę, że w takim razie powinnaś rozważyć wstąpienie do mojej Famili.” Powiedziała Devana.

„CO?!” wyrwało się z kilku gardeł na raz, choć z każdego z innego powodu.

„Rozmawialiśmy na ten temat ostatnio.. i .. tak.. to chyba będzie dobre rozwiązanie córeczko..” powiedziała Alvien kładąc córce dłoń na ramieniu.

„Wygląda na to, że błogosławieństwo jakie otrzymałaś ustabilizowało nieco  twoją magię i dzięki temu zmniejsza się ryzyko że znów wymknie ci się spod kontroli.” powiedziała Mabbet.

„Jednak ono za niedługo zniknie, a wtedy sytuacja może się powtórzyć, i może to być twój koniec.” dodała.

Norien dotknęła palcami znaku na dłoni.

Widać było po niej że jest zaskoczona i nie wie co powiedzieć.

„Spokojnie. Nie musisz nigdzie z nami jechać..” powiedziała Devana by ją uspokoić.

„Chodzi tylko o to, że po otrzymaniu Falny, ryzyko że przez przypadek zrobisz krzywdę sobie czy bliskim znacząco spadnie, a to chyba warte rozważenia? Możesz w dalszym ciągu opiekować się rodziną, ale będziesz bezpieczniejsza.” powiedziała.

„Poza tym.. Ten kontrakt nie jest na całe życie.  Jeśli dojdziesz do wniosku że jest ci niepotrzebny, lub będziesz chciała odejść – wystarczy że poprosisz, a mogę go anulować w każdej chwili.” dodała Devana.

 

 

 

…***…

 

 

Czuła się podle.

Co raz przyłapywała się na tym że spoglądała zazdrośnie na plecy dziewczyny jadącej  na koniu przed nią.

Gdzieś tam w środku miała żal do siebie o to że się zgodziła, bo chciała utrzymać swój kobiecy monopol w drużynie i coraz trudniej przychodziło jej godzenie ze sobą jej boskiej i żeńskiej części.

Miała nadzieję że Blake dostrzeże jej postawę.. chęć pomocy, troskę o dziewczynę w której się zadurzył..

Jej plan by Blake`a Oduroczyć, zaczyna się zapadać.. po kolana w bagnie…

 

No i Ona… Devana sądziła, że nawet jeśli się zgodzi na wstąpienie do Familii, to zostanie z rodziną.. Zajmie się tym na czym jej zależało, czyli ochroną bliskich..

A tu teraz taki bigos…

Devana jechała na Puszczyku zgrzytając od czasu do czasu ze złości zębami.

Ich malutka, przytulna grupka nagle rozrosła się jak szalona, a ona, jako bogini nie mogła przecież oponować, choć jej kobieca część wrzeszczała, kopała i szarpała się na wszystkie strony ze złości.

Mogła zapomnieć o wieczornych aktualizacjach statusu swojego ulubionego dziecka w ciepłym kręgu ogniska, gdy gwiazdy świeciły nad ich głowami, a posłuszny jej woli guzik sprawiał, że pod pośladkami czuła rosnące podniecenie swojego mężczyzny..

A to wszystko przez Iwana i te jego durne pomysły…

 

……..

 

„Na dyć niek se dziewce jedzie.. Bydzie ci raźniej cekać na nas pokiela z dungeona nie wylezemy. Ło kieckach se bydziecie gadać, ło śminkak, pachnidłach i idnyk babskik sprawak.. Dlo ciebie to i lepij, bo jak bydzies cały cas ze samymi chłopami się zadawać to zdziwacejes jak Yalurika, i Mabbet ci bydzie musiała brode wyhodować..” powiedział ze śmiechem krasnolud.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, że to było jak mały kamyczek poruszający potężną lawinę…

 

 

…….

 

 

Ostatnie kilka dni ciężko pracowaliśmy żeby jak najlepiej przygotować się do drogi.

Darren razem z Mabbet dwoili się i troili żeby przygotować dla nas jak najwięcej mikstur wszelakiego typu, w dodatku Darren spakował podręczny zestaw alchemiczny i niewielki zapas rzadkich składników o które mogło być trudno w dalszej podróży..

Janson z Orenem kończyli już nogę Kursaga, a stary krasnolud  pomagał nam w kompletowaniu zaopatrzenia.

Jego wiedza i zdolności logistyczne były nie do przecenienia.

To on zasugerował Darrenowi że lepiej zabrać więcej rzadkich odczynników niż samych mikstur, bo ważą mniej a mogą pasować do większej liczby receptur które można było robić w miarę potrzeby..

Ichiro robił zapasy dla Mabbet żeby uzupełnić jej spiżarnię na wypadek gdyby znów trzeba było do niej zawitać, Oki z pomocą Cerbera zbierał magiczne zioła i składniki dla Darrena, a ja..

Przede mną postawiony został tylko jeden wymóg.

Awans.

Między innymi w tym celu Iwan zaproponował mi malutką, prywatną misję pod tytułem: „Odzyskaj topór krasnoluda.”

 

Gdy ocknął się na polanie obok przerażonego Kursaga, pierwsze co zauważył, to był brak jego ulubionej broni.

Jednak bez niej nie mógł tam wrócić.

Nie sam.

 

„Skocymy sybciutko i za trzy dni bydemy nazod.. Wy się tak prawie uwiniecie ze wsyckim a jo.. Bez tego topora zek jest jak bez renki..” powiedział zwieszając głowę.

„Skoro pod tym kurhanem jest tak ciężko, to może będzie lepiej jak my wszyscy..” zaczął Janson, jednak Iwan zbył go ruchem dłoni.

„Wy mocie co idnego do roboty, a na to co tam siedzi to nos dwók starcy az nadto.” powiedział.

 

No i pojechaliśmy..

Razem z Iwanem, w jego dwukółce ciągniętej przez Klemensa.

„Więc… Jak to się stało że straciłeś topór?” spytałem gdy odjechaliśmy kawałek od polany.

Iwan co prawda opowiedział nam swoją walkę, jednak nie zająknął się ani słowem na temat topora, a nam nie wypadało pytać…

Jednak teraz.. najwyższy czas było poznać prawdę.. zanim ona wypali nam w twarz…

„Klemens mnie uratował.. Spłacił dług..” powiedział Iwan głuchym głosem.

„Kiedyś.. Dawno temu.. Jakiś czas po tym jak poznałem Mari, ocaliliśmy mu życie..” powiedział wpatrzony tępo w koński zad.

 

……….

 

 

Woda wzbierała w zastraszającym tempie.

Nie tak jak na równinach, gdzie poziom wody podnosi się powoli choć nieubłaganie.. Tutaj, w górzystej części Lotril, gdy zaczęły się roztopy, górskie strumienie z godziny na godzinę potrafiły przemienić się z miło szumiących strumyków w rwące dziko potoki, których siła wyrywa olbrzymie głazy z górskich zboczy i niesie ze sobą jak pięści wielkiego giganta niszcząc wszystko co napotka na swojej drodze.

Iwan patrzył z przerażeniem jak zawalił się mostek którym ich karawana starała się przedrzeć na drugą stronę.

„Bierz tego!! Ja wezmę tamte!!” Krzyknęła Mari okładając szpicrutą z całych sił zad konia na którym siedziała.

Spięła go ostrogami a ten wyrwał do przodu jak szalony, jak gdyby od tego zależało jego życie.

Pociągnął za sobą pozostałe zwierzęta które wciąż były spięte z nimi uprzężą.

Choć wóz wywrócił się i cała zawartość wpadła do wody, konie dały radę i wyciągnęły na brzeg to, co zostało z wozu.

Przednią oś i kilka połamanych desek…

 

W tym czasie Iwan wskoczył do wody by ratować drugi wóz.

Woźnice ze wszystkich sił okładali konie batami by zmusić je do większego wysiłku. Tłukli na oślep wrzeszcząc i przeklinając, a krew z końskich boków mieszała się z wartką wodą zabarwiając pianę na czerwono.

W pewnym momencie wściekła fala przykryła na moment wóz, a gdy się cofnęła, po woźnicach nie było śladu.

Iwan złapał ostatniego konia za uzdę.

„GGGGRRRROOOOAAAAHHHH!!!!!!!!!!!!!” ryknął wbijając się w berserk, który zazwyczaj zarezerwowany był do walki z potworami.

Szarpnął z całych sił, wbijając się nogami w dno strumienia.

Omszałe kamienie powodowały że się ślizgał, jednak on nie dawał za wygraną.

Szarpał. Ciągnął. Klął i błagał na przemian.

Jednak ładunek był za ciężki..

Trochę ponad tonę rudy złota ciągnięte przez dwa konie.

Mieli chronić ten ładunek przed bandytami..

Taka była umowa.

Jednak gdy Iwan dostrzegł że konie nie dadzą rady, puścił uzdę, po czym z ledwością opierając się coraz mocniejszemu nurtowi, trzymając się dyszla posuwał się w stronę wozu.

Potężne cięcie topora przerwało dyszel i rzemienie łączące konie z wozem.

Wściekły krasnolud płazem chlasnął konie po zadach by zmusić je do ostatniego wysiłku.

Te, wyrwały naprzód jakby  samo piekło je goniło, a wóz z zawartością przewrócił się na bok i zniknął w dzikich odmętach.

Jak jakiś wodny potwór, młócąc wodę jak szalony, Iwan dotarł wreszcie na brzeg.

Jednak to nie był koniec jego kłopotów.

Osobista obstawa ich klienta wymierzyła w niego swoje ostrza.

„TY IDIOTO!! DUPKU RZOŁĘDNY!! QTASIE ZASRANY!! ZDRAJCO!!!” ryknął właściciel karawany.

„Jak mogłeś?!! Jakim prawem?!! JAK?!!!!” pieklił się  pomstując na niego z całych sił.

„Jakbym ich nie odciął, straciłbyś i wóz i konie.. A tak, przynajmniej ma cię kto do domu zawieźć..” mruknął Iwan odpychając na bok ostrza jego ochrony jak jakieś upierdliwe gałęzie w zagajniku.

„Nie za to ci płacę idioto! Wisisz mi za zawartość wozu plus koszty i nawet sobie nie myśl że zapłacę ci za robotę!” krzyknął kupiec.

„Niech będzie psia twoja mać.” Powiedział Iwan, po czym odwiązał wiszącą u pasa sakiewkę.

„Ile sobie liczysz za ten wóz?” spytał.

„Ta ruda była warta ponad pięć milionów valis dupku!” krzyknął kupiec.

„Chyba kpisz..” powiedział krasnolud.

„Zrozumiałbym gdybyś targał rudę mithrillu, ale zwykłe złoto?” powiedział podnosząc brew.

Kupiec tylko zatrząsnął się ze złości..

„Za tonę brudnej rudy w Orario dostałbyś.. około pół miliona valis..” powiedział Iwan.

„Masz.. i nie płacz..” powiedział, podając mu sakiewkę.

„Masz tam prawie milion val, więc niemal dwa razy tyle ile wart był ten twój wóz. A teraz żegnam. Naszą umowę uznaję za rozwiązaną.” Powiedział, po czym razem z żoną zniknęli za zakrętem drogi.

W tym czasie kupiec jak zaklęty przeliczał pieniądze wysupłane z sakiewki.

Jego oczy robiły się coraz bardziej okrągłe, gdy wtem..

Ghekh!!! Stęknął głucho, a z jego ust pociekła krew.

Nim skonał, zdążył zauważyć koniec miecza wystający z jego piersi.

Długie, wąskie ostrze, takie samo, jakiego używali ludzie z jego osobistej obstawy…

 

…….

 

 

„Zapłaciłem waszemu szefowi, więc spadajcie.” Powiedział krasnolud odwracając się z powrotem w stronę ogniska.

„Niestety… Nasz szef jest.. Niezbyt kontent.” powiedział jeden z nich szczerząc się w sztucznym uśmiechu.

Pozostali zarechotali gardłowo.

„Dostał więcej niż mógłby oczekiwać za tą rudę.” Powiedział Iwan nie odwracając głowy.

„Jeśli chcecie żyć – spadajcie stąd w podskokach. ” dodał.

„A jak nie to co nam zrobisz?” spytał ten, który wydawał się być najśmielszy.

„A bo ja wiem.. To zależy od was..” powiedział krasnolud.

„Jednak lojalnie uprzedzam – Mam żonę i nie zawaham się jej użyć.” Dodał beznamiętnym głosem.

BUHAHAHAAAA!!!!” ryknęli śmiechem ochroniarze.

„I co nam zrobi? Nawrzeszczy na nas?” powiedział kpiarsko jeden z nich.

„Uhh.. nie prowokuj..” mruknął krasnolud otrzepując się jakby dreszcz go przeszedł.

„W każdym razie jest za wami i ma bardzo ostry miecz, którym potrafi robić precyzyjne  wycinanki..” dodał.

„A ja, choć mam  trzeci poziom, to nie jestem w stanie zagwarantować że zdołam ją przed tym powstrzymać.” powiedział odwracając głowę w ich stronę.

Ochroniarze spojrzeli po sobie jakby nie byli pewni czy żartuje, czy mówi serio..

Jednak wizja bogactwa przejęła nad nimi kontrolę.

„Taaa trzeci poziom.. W tej kaczej dupie.. A twoim bogiem jest bimberius księżycowy.. hehe.. Dawaj resztę kasy dziadu, a pozwolimy wam cieszyć się życiem..” powiedział pierwszy z nich.

Chwilę potem pięć ostrzy wysunęło się z pochew z cichym sykiem.. by natychmiast brzdęknąć uderzając o kamienie, gdy ich właściciele upuścili je łapiąc się za krwawiące nadgarstki.

„Uprzedzałem..” mruknął krasnolud.

„Heh.. nigdy nie słuchają..” mruknął zbierając żelastwo z ziemi.

„Bo nie byłeś zbyt przekonywujący!” powiedziała Mari.

„Takie beznamiętne – mam żonę i nie zawaham się jej użyć - to raczej prowokacja niż ostrzeżenie!” Piekliła się dalej, pomagając jednocześnie rannym zatamować krwawienie.

„Aaa.. bo jakoś wcale nie zależało mi na tym żeby posłuchali..” powiedział Iwan.

„Możesz przestać? Przecież właśnie próbowali nas zabić!” dodał poirytowany widząc jak jego żona starała się pomóc pokonanym.

„Nie ich wina.. Biedactwa nie zdawali sobie sprawy na co się porywają, prawda?” powiedziała z nadzieją w głosie.

Heck?! 

Waah!! Thup!!!

Gheckkk..

Hm..  A może jednak zdawali.. tylko mieli to w dupie..” dodała prostując się, po czym przydepnęła plecy dowódcy ochroniarzy stopą i  wyszarpnęła sztylet z  jego karku.

Jego ciało drgało przez moment u jej stóp w konwulsjach podczas gdy ona wycierała ostrze w kołnierz jego kurtki.

 „Któryś jeszcze chce podziękować za ocalenie życia?” spytała podnosząc brew.

Pozostała czwórka skurczyła się w sobie pod jej wzrokiem.

Właśnie byli świadkami jak ich szef starał się wykorzystać nieuwagę kobiety i obezwładnić ją gdy opatrywała jego rękę.

Bezwładną dłonią przycisnął ją do siebie a lewą ręką dobył sztylet.

Ledwie zdążył przystawić jej go do szyi, gdy ta walnęła go łokciem w przeponę tak że stracił oddech, a chwilę później wykręciła mu rękę i powalając na ziemię wbiła mu w kark jego własne ostrze.

Stała teraz przed nimi z furią w oczach jakby szukała kolejnego celu..

„Spokojnie duszko.. Zaraz ci przejdzie.. Ci tutaj.. muszą najpierw zmienić bieliznę.. a my sobie w tym czasie.. pójdziemy gdzieś dalej bo tu śmierdzi..” powiedział Iwan starając się odciągnąć ją od nich.

Zostawili ognisko tamtej czwórce i ruszyli w noc.

Żadne z nich nie miało zamiaru nocować na tamtej polanie, więc postanowili jednak wrócić nad strumień by przekonać się czy domysły krasnoluda były słuszne.

„Bydlaki..” wyrwało się Iwanowi gdy dotarli na miejsce.

W świetle księżyca znaleźli potwierdzenie.

Ich były mocodawca leżał na wznak a z jego piersi wciąż wystawało ostrze długiego sztyletu.

Prawdopodobnie uwięzło pomiędzy żebrami i napastnikom nie chciało się wysilać by je wyjąć…

Nieopodal, zbite w ciasną grupkę tłoczyły się wystraszone konie.

Jednak nim Iwan się nimi zajął, wrzucił trupa do zagłębienia nieopodal strumienia i przykrył zebranymi sosnowymi gałęziami. Całość przywalił kilkoma dużymi kamieniami i dopiero wtedy ruszył w stronę koni.

Wyraźnie się bały czując od niego zapach trupa, jednak jakoś udało mu się je uspokoić.

Jednemu po drugim zdejmował uprząż, uwalniając je od resztek połamanego wozu.

„Te gnoje nawet tym się nie zajęli..” mruczał do siebie z wściekłością, gdy wypinał konie z uprzęży.

Gdy podszedł do ostatniego, tego, który najbardziej oberwał batami od woźniców, ten drżał niepewny tego co go czeka lub wciąż przeżywając traumę po przejściach. Iwan wpierw pogłaskał go po szyi by go uspokoić, a dopiero potem zaczął zdejmować mu uprząż.

Widząc jak poranione są jego boki, zdjął but i nabrał w niego trochę wody, po czym  wyjął miksturę leczniczą i wlał odrobinę by ją rozcieńczyć a następnie podał zwierzęciu.

„Na..  Ni mom wiadra. Pij jak się nie brzydzis.. To ci dobrze zrobi..” powiedział podając napój koniowi.

Ten, o dziwo zaczął pić zabarwioną na różowo wodę z krasnoludzkiego buta.

Iwan nie miał pewności czy to podziała, ale to było jedyne co mógł w tamtej chwili dla niego zrobić.

„Jak bydziecie mieć doś rozumu to do rana już wos tu nie bydzie.” rzucił w stronę koni, po czym razem z Mari położyli się spać..

Sen szybko ich zmorzył, ale nim ognisko wygasło Iwan dałby głowę że widział stojącego u wylotu ścieżki wielkiego, włochatego człowieka.

A może tylko mu się to śniło..

 

Gdy rano wstali, zwierzęta zniknęły, poza jednym koniem, tym ostatnim, któremu Iwan podał miksturę leczniczą…

„A ty co..? Cy ci ta mikstura rozum odjena cy co ześ tu ostoł?” spytał go krasnolud siadając na posłaniu.

Koń jedynie parsknął w odpowiedzi, po czym zajął się skubaniem trawy nieopodal.

Oporządzili się po czym zebrali w drogę.

Do miasteczka mieli kilka dni drogi, ale nie martwili się tym. Nie pierwszy raz wędrowali przez puszczę i tak szczerze mówiąc woleli to, niż przeciskanie się przez tłum ludzi w mieście.

Gdy ruszyli, spostrzegli że koń przerwał skubanie trawy i poszedł za nimi.

Kiedy dotarli na polanę na której pierwotnie chcieli się zatrzymać, zastali jedynie wygaszone ognisko.

Po ochroniarzach nie było śladu, tak samo jak po tym, który zginął podczas ataku na Mari.

Iwan doszedł do wniosku że pogrzebali go, po czym poszli w swoją stronę.

Miał nadzieję że już nigdy ich ścieżki się nie skrzyżują…

 

A koń.. szedł za nimi przez cały czas, jak pies za swoim panem.

Nie oponował gdy w końcu Iwan założył mu na grzbiet juki z ekwipunkiem, a gdy w pobliskiej wsi zakupili niewielki wóz – wydawał się być wręcz szczęśliwy gdy go do niego zaprzęgali.

Ciągnął go z zapałem nie wymagając ponaglania, zatrzymywał się gdy tylko chcieli urządzić postój i pierdział niemiłosiernie gdy tylko nie spodobała mu się jakaś uwaga na jego temat.

Iwan zawsze zdejmował mu uzdę i nigdy nie pętał konia na postojach, Nigdy nie zamykał jego boksu gdy w mieście musieli wynajmować stajnię, a zawsze, zanim sam usiadł do kolacji, upewniał się że jego koń ma wszystko czego mu potrzeba.

I nigdy nie musiał się martwić że ktoś niepowołany zacznie grzebać w jego jukach, ani że zaskoczy go we śnie gdy obozowali z dala od szlaku.

 

 

……

 

 

 

„Widziałem go tylko raz.. Wtedy, gdy starałem się zasnąć po hecy nad rzeką.” Powiedział.

„A teraz Kursag zobaczył go znowu.” Dodał. Wciąż patrząc w ciemność.

 

Jechaliśmy jego dwukółką już prawie cały dzień, i noc zaczęła ogarniać okolicę.

Spodziewaliśmy się zdradzieckich ataków, nagłych napadnięć, pułapek.. Samych najgorszych rzeczy..

Jednak odkąd minęliśmy znak oznajmiający że wkraczamy na cmentarz na bagnach – nic się nie wydarzyło..

Kompletnie nic.

Ani raz nie musiałem dobyć miecza.

Spoglądałem ukradkiem  na Iwana, ale ten nie dawał po sobie poznać że jego nerwy są napięte do ostatnich granic.

Mieliśmy przenocować pod kurhanem, a potem pojechać kawałek dalej poszukać jego topora.

Jednak przecinając przeklęty obszar spodziewaliśmy się nawały potworów, a zamiast tego zwyczajnie pokonaliśmy ostatni odcinek drogi jak gdyby nigdy nic..

 

 

 

…***…

 

„WIEDZIAŁEM ŻE PO NIEGO PRZYJDZIESZ..” odezwał się gdy zbliżyliśmy się do kurhanu.

Była już noc. Robiliśmy wszystko byle tylko dotrzeć pod kurhan przed zmierzchem, bo wraz zapadaniem nory rosła siła i agresja potworów. Z ledwością rozróżnialiśmy kształty otoczenia, choć jednak pewnych rzeczy nie dało się pominąć.

Zeszliśmy z sulek i skierowaliśmy się do podnóża wzniesienia gdzie w mroku majaczyła wielka, włochata postać.

Wyglądał jak jakiś yeti o którym można było poczytać w powieściach podróżniczych.

Jego oczy pałały delikatnym błękitnym, wewnętrznym blaskiem, i było to w zasadzie jedyne co można było dokładnie rozpoznać w jego owłosionej twarzy.

Siedział na skale, a tuż obok niego, oparty trzonkiem o powalony konar był Iwanowy topór.

„NIE WSPOMNĘ KIEDY OSTATNI RAZ CZUŁEM JEGO OBECNOŚĆ.”

Ostrza topora rozjarzyły się  niebieskawym światłem pod dotykiem jego dłoni.

Jego głos dudniał w naszych ciałach ciężkim, niskim dźwiękiem, i choć wcale nie był głośny, przenikał nas na wskroś jakby przenoszony przez ziemię na której staliśmy wprost do naszych stóp.

„Dziękuję za ratunek..” powiedział Iwan.

Jego głos, choć wciąż krasnoludzko mocny zdawał się być jak cichy szept w porównaniu do mocy głosu istoty przed którą staliśmy.”

„JESTEM CI WINIEN WIĘCEJ NIŻ JEDNO ŻYCIE WIĘC PODZIĘKOWANIA SĄ ZBĘDNE.” Powiedziała stanowczym głosem postać.

„Ja przecież nic takiego..”  zaczął Iwan, lecz postać uciszyła go ruchem dłoni.

„TAAAK… LICZYŁEM NA TO ŻE GO PRZYPROWADZISZ..” powiedziała postać odwracając włochatą głowę w moją stronę.

„WAAALLLDDDSSSTTTEEEIIINNN.” Powiedział powoli moje nazwisko.

Przeszły mnie ciarki.

Czułem jego wzrok utkwiony w sobie, jakby ktoś wgapiał się we mnie w trakcie obiadu u przyszłych teściów.. Niby wszystko w porządku, ale nie masz pojęcia czy właściwego sztućca użyłeś do tego sznycla…

„CZUJĘ TWOJĄ KREW WALDSTEIN. CZUJĘ TWOJĄ DUSZĘ. TO TY..NIE MA WĄTPLIWOŚCI..”

„TO MIEJSCE ŁAKNIE TWOJEJ KRWI ..   .. WALDSTEIN.” Powiedział, a jego błękitny wzrok przeszywał mnie na wskroś.

„TAAAK… BARDZO ŁAKNIE..” dodał.

Zadrżałem, jednak mimo to podniosłem głowę i spytałem:

„Dlaczego?”

„DARKEN WALDSTEIN.. TAAAKKKK .. JEGO SERCE BYŁO TAK CZARNE JAK TWOJE OCZY.. JEGO NIENAWIŚĆ OGARNĘŁA TO MIEJSCE NA WIEKI I TYLKO JEGO KREW.. TWOJA KREW..  MOŻE TO MIEJSCE WYZWOLIĆ SPOD JEGO JARZMA..” powiedział grobowym głosem.

Nim się spostrzegliśmy, wyprostował się i złapał wielką dłonią trzonek topora.

Jego ostrza rozbłysły błękitem, a potem..

ZZZZZIIIIING!!!!!! Błękitny łuk przemknął mi przed oczami.

Poczułem pieczenie na policzku, a zaraz potem gorąca krew pociekła mi po brodzie na napierśnik, i dalej, po spodniach, aż wreszcie kilka kropel sącząc się po moim bucie wsiąkło w trawę u moich stóp..

Nawet gdybym zdołał się opanować i włączyć Skupienie – jego atak był tak szybki, że nie mógłbym nawet kiwnąć palcem.

Obok mnie, Iwan, blady jak świeżo bielona ściana stał w szoku jak słup soli.

 

„MACIE SWOJĄ KREW WALDSTEINA!!!! TEGO CHCIELIŚCIE?!! TEJ KRWI CZEKALIŚCIE?!!!” krzyknął, a jego ciężki głos zatrząsnął ziemią.

„NIEEEE.. NIE TA KREW JEST WAM MIŁA I NIE TEJ CZEKACIE..” powiedział patrząc w ciemność.

„TO NIE TA KREW WAS WYZWOLI… JEDNAK TEN KTO JĄ NOSI WYZWOLENIE WAM PRZYNIEŚĆ MOŻE.” Dodał.

Zerknąłem wokół Skupieniem.

Szeroki krąg wokół kurhanu był pusty, jednak na granicy lasu dostrzegłem kłębiące się i cisnące do nas niezliczone zwiewne aury.

Nienawistne, przesiąknięte żądzą mordu aury.

Aury potworów.

Chciałem przełknąć ślinę, jednak wyschnięty język utknął mi kołkiem w gardle.

„PRZYSIĘGNIJ..” powiedział mierząc toporem w moją pierś.

„PRZYSIĘGNIJ ŻE WRÓCISZ I DOPEŁNISZ PRZEZNACZENIA.” Powiedział.

„Ale.. jakiego przeznaczenia?.. o co tu..” zacząłem, ale błękitny wzrok istoty zdławił moje słowa.

„Dobrze. Przysięgam.” Powiedziałem.

„TO NIE WYSTARCZY.

„PRZYSIĘGNIJ NA KREW KTÓRĄ PRZELAŁEŚ  ŻE WRÓCISZ I WYZWOLISZ TO MIEJSCE.”

Przesunąłem dłonią po policzku.

Poczułem że moje palce są mokre od krwi.

Wcześniej nie byłem pewien tego co się dzieje, ale teraz..

Ukląkłem i zanurzyłem mokre od krwi palce w wilgotnym mchu.

„PRZYSIEGAM.” Powiedziałem z mocą o jaką bym się nawet nie podejrzewał.

Iwan spojrzał na mnie z zaskoczeniem i.. ze strachem.

„PRZYSIĘGAM ŻE WRÓCĘ. ŻE WAS WYZWOLĘ. CHOĆBYM MIAŁ PRZYPŁACIĆ TO DUSZĄ.” Powiedziałem nieswoim, zwielokrotnionym głosem.

 

W oczach stojącej przede mną istoty dostrzegłem błękitny błysk satysfakcji i.. aprobaty.

W oczach Iwana – przerażenie.

Jednak w tamtej chwili to nie byłem ja..

Nie tylko ja.

Tak jak podczas Dziadów – coś we mnie, jakaś część mnie która była jednocześnie łącznikiem pomiędzy mną i duszami moich przodków – to coś pragnęło bym to powiedział.

A gdy podjąłem decyzję, gdy otwarłem usta by złożyć przysięgę – wyrwały się wszystkie na raz by odpowiedzieć.

By potwierdzić, że nie spocznę.. Że nie spoczniemy, póki przysięga nie zostanie wypełniona.

 

PRZYSIĘGAMY. Powiedzieliśmy zgodnym chórem.

 

„DOBRZE WIĘC. TWOJA PRZYSIĘGA ZNALAZŁA UZNANIE.” Powiedział powoli pochylając głowę w moją stronę.

„A TY MU W TYM POMOŻESZ .. IWAN.” Powiedział stwór.

„JEST JESZCZE SŁABY. ZA SŁABY. TAK JAK I TY. ALE POMOŻESZ MU ZDOBYĆ TĄ MOC.” Powiedział patrząc na krasnoluda.

„TOPÓR, KTÓRY NIEGDYŚ OFIAROWAŁEM JEDNEMU Z TWOICH BRACI WRÓCIŁ DO MNIE PO LATACH. LICZYŁEM, ŻE ZDOŁA WYPEŁNIĆ PRZYSIĘGĘ – JEDNAK ZGINĄŁ W CZELUŚCIACH DUNGEONU.. GDY GO PRZYNIOSŁEŚ Z POWROTEM  WRAZ ZE SWOIM SERCEM – OBUDZIŁEŚ NADZIEJĘ.” Powiedział.

„TROSZCZYŁEŚ SIĘ O MOJE DZIECI JAK O WŁASNE. DBAŁEŚ O PUSZCZĘ JAK JEJ RODZONE DZIECKO.  LOTRIL CI TEGO NIGDY NIE ZAPOMNI.” Powiedział, po czym przeciągnął kciukiem po ostrzu topora.

Błękitna krew pociekła z palca a runy na krawędziach momentalnie zapłonęły czerwienią. Tuż obok nich pojawił się nowy, błękitny napis.

„W imię Lotril..” przeczytałem mimo woli.

„TAAAK.. W IMIĘ LOTRIL..” potwierdził stwór.

„DOBRZE WIEDZIEĆ ŻE ZNAJOMOŚĆ SMOCZYCH RUNÓW NIE ZAGINĘŁA W ANNAŁACH HISTORII.” Dodał spoglądając na mnie, a ja, mimo że nie byłem w stanie odczytać nic z jego owłosionej twarzy, byłbym w stanie przysiąc że .. mrugnął do mnie swoim błękitnym okiem.

„WIĘC POZOSTAŁO JESZCZE JEDNO.” powiedział kierując się w moją stronę.

„PRZYKLĘKNIJ” powiedział.

Ukląkłem, niezbyt pewien czego mam oczekiwać.

„CAŁĄ MOJĄ MOCĄ NADANĄ MI PRZEZ MATKĘ GAIĘ - PRZEKLINAM CIĘ.” Zaczął.

Struchlałem, a za sobą usłyszałem jak Iwan głęboko sapnął wciągając powietrze.

Jednak stwór kontynuował, a ja, czując nacisk jego włochatej dłoni na swojej głowie ..  porzuciłem pomysł by wyrwać się spod jego dotyku.

 

„TY, KTÓREGO PRZODEK ZBEZCZEŚCIŁ TĄ ZIEMIĘ SWOJĄ NIENAWIŚCIĄ – A KTÓRY PRZYSIĄGŁEŚ NA KREW SWOJĄ PRZYWRÓCIĆ JEJ SPOKÓJ  - POWRÓCISZ TU BY KOŚCI SWE POD DRZEWAMI LOTRIL ZŁOŻYĆ.

KRĘTE ŚCIEŻKI TWEGO ŻYCIA ZAWSZE TUTAJ CIĘ SPROWADZĄ, A SERCE GAI TWOJEGO ŻYCIA STRZEC BĘDZIE BYŚ SWE PRZEZNACZENIE WYPEŁNIĆ ZDOŁAŁ.” Powiedział uroczystym głosem.

Po kręgosłupie przeszedł mnie dreszcz, jakby jakaś namacalna energia wniknęła w moje ciało.

Postać zdjęła dłoń z mojej głowy, lecz nim zdołałem się podnieść -  Puff!! -obłok gęstej mgły pojawił się jakby znikąd i kompletnie nas oślepił.

Gdy mgła opadła, dostrzegliśmy jedynie sylwetkę dużego, siwego konia niknącą pomiędzy drzewami.

Klemens zarżał głośno, przebierając w miejscu kopytami.

Iwan podniósł w górę swój topór.

Jak zazwyczaj, jego krawędzie rozjarzyły się krwistymi runami, jednak teraz towarzyszyła im nowa, błękitna linia…

„Niech cie szlag..  Tera byde się musioł do Orario kopsnąć bo inacyj  z tego bonusa dupa bydzie..” mruknął opuszczając broń.

„Że co?” spytałem trochę roztrzęsiony..

Wciąż byłem w szoku po tym co się stało.

„Wyglondo na to ze ześmy nowego skilla dostali, jo i mój topór.. Ino ze bez aktualizacyi się nie obyndzie..” powiedział krasnolud.

„No.. ale w sumie tak dawno zek Demeter nie obglondoł, ze zacło mi się cnić za jei atrybutami..” dodał szczerząc zęby i pokazując dłońmi o jakie dokładnie atrybuty mu chodziło…

„Nooo.. a jeszcze żebyś miał Status jak ja to już w ogóle..” mruknąłem szczerząc zęby. Uśmiech cisnął się na usta na samą myśl gdy wyobraziłem sobie Iwana razem z Demeter robiących aktualizacje Statusu.

„Heh.. zawse zek ci godoł ze nie wis jakie scynście cie spotkało..” powiedział Iwan z zazdrością w głosie.

 

„Czyli że.. O co tak naprawdę chodziło?” spytałem po chwili Iwana, gdy ten wypinał Klemensa z uprzęży.

„Nanieś trochę drewna na noc, bo bydzie nom ciongnonć po kościach..” powiedział krasnolud szykując miejsce na ognisko.

„Kto to był?” spytałem.

„Kelpie.” Powiedział krasnolud.

„Że co?!!”

„Że Kelpie..” potwierdził.

Zatkało mnie.

Czytałem o nich w bestiariuszu..

Potwory o kształtach koni, podobno bardzo silne poniżej dwudziestego piątego poziomu ..

„Kelpie..  Tutaj?!” spytałem z niedowierzaniem.

Iwan tylko spojrzał na mnie z lekką zadumą, jakby zbierał myśli.

„Kelpie, to jedne z najstarszych istot jakie chodzą po świecie..” powiedział po chwili.

„Tak jak wróżki, skrzaty czy.. elfy..” powiedział, a na wspomnienie tych ostatnich uszy mi się zaczerwieniły..

„Te, które można spotkać w Dungeonie, to tak samo jak wiele innych potworów – chore kopie oryginalnego świata, spaczone przez jakiś pokręcony umysł..” powiedział.

„Pamiętasz manmorphy?” spytał.

„Te humanoidy?”

„Tak.. te same..”

Skinąłem głową.

Pamiętam je..

Przypominające ludzi postacie bez szczególnych cech osobniczych.. Ciężkie do pokonania, i niebywale szybkie…

„Darren ma rację że wierzy w to co pisze Crazy w swojej Anatomii Falny..” powiedział ni z tego – ni z owego krasnolud.

„Dotarło to do mnie, gdy zobaczyłem wskrzeszonych kompanów z mojej wioski..” powiedział.

„Crazy pisze, że Dungeon nie jest sam z siebie kreatorem. Potrafi jedynie kopiować byty które istniały od wieków.. Jednak w trakcie niezliczonych cyklów śmierci i odrodzeń, drobne błędy w kopiowaniu nawarstwiły się powodując że współczesny efekt dalece odbiega od oryginału..” powiedział w zamyśleniu.

„Dungeon schwytał w swoje sieci całą naszą wieś i przeistoczył ich w bezwolne monstra.. To, z czym przyjdzie nam się zmierzyć będzie o wiele gorsze..” dodał.

„Więc… O co tu chodziło?” spytałem.

„Mnie się pytasz?!” odparł zdziwiony.

„Przecież to ty złożyłeś mu przysięgę?!” powiedział.

„Chyba nie przysięgałeś ot tak sobie?” spytał.

„Nie..” odparłem.

Jak miałem mu to wytłumaczyć?

Że w aurze tego.. Kelpie.. czułem nadzieję?

Że tą samą nadzieję czułem we wszystkich nienawistnych aurach które jedynie moc świętego kurhanu powstrzymywała przed instynktem by wtargnąć tu i zniszczyć wszystko co żywe?

„Wiesz coś o tym.. Drakenie Waldstein`ie?” spytałem.

„Nie..” odparł Iwan.

„Trzeba będzie popytać u tych co wiedzą więcej niż zwykli śmiertelnicy..” mruknął.

„Kogo masz na myśli?” spytałem.

„Ellrunda z Ravendell ..” odparł Iwan.

„O ile oczywiście uda nam się do niego dotrzeć..” dodał po chwili.

„Ale.. Ravendell to przecież miasto w Lesie Elfów, tam gdzie mamy jechać..” powiedziałem zaskoczony..

„Tak.. ale wątpię by wpuścili nas do pałacu.. Zwłaszcza mnie..” powiedział krasnolud.

„Cóż.. Cała nadzieja w Devanie. Może bogini nie odmówią..” powiedział.. jednak bez przekonania w głosie…

„Heh.. jednak nie ma co dyskutować.. Skoro udało się nam tak łatwo odzyskać toporek to możemy się kimnąć a rano wracamy..” powiedział układając się na posłaniu.

„Nie tak prędko krasnoludzie.” Powiedziałem marszcząc brwi.

„Jesteś mi winien jeszcze kilka wyjaśnień i coś czuję że to będzie dłuuga noc..” powiedziałem.

„Heh.. Nie zebyk się tego nie spodziewoł..” mruknął Iwan sięgając za pazuchę.

Po chwili wyjął pokaźną piersiówkę, po czym odkręcił zatyczkę.

„Na. Golnij se, bo na trzeźwo twój rozum może se z tym nie dać rady..” powiedział podając mi flaszkę.

 

 

…***…

 

 

„Wis.. Kieby jeno ło tyn topór się rozchodziło, to by mi go doł nazod jesce tamtyj nocy kiem mie pod kurhan przywlók..” powiedział Iwan.

„Nie wim jak ani cymu, len nim jesce mie Kursag docucił to cały cos mi się zdawało ze ciebie mom tu prziprowadzić.” Dodał.

„Ale skąd on o mnie wie?” spytałem zdziwiony.

„A kto ik tam wie .. te Kelpie.. Łuny som magicne.. Tak jak te wróżki i skrzaty..” powiedział.

„Na.. Na drugom noge..” powiedział podając mi flaszkę.

„Dzięki.. ale po drugiej dawce pewnie zapomniałbym o czym gadamy..” powiedziałem odmawiając.

Faktycznie.. to było takie mocne, że przypadkowo rozlane pewnie wypaliło by dziurę w ziemi..

„Dawać i prosić się to grzech..” mruknął, po czym pociągnął solidny łyk zanim znów schował flaszkę za pazuchę.

„Czyli że.. Klemens, to będzie jedno z jego .. dzieci?” spytałem zezując w stronę konia.

„Pewnie nie jedno..” odparł krasnolud.

„Podobno jurny z niego ogier, więc byk się nie zdziwił kieby co drugie źrebię w łokolicy na niego tato wołało..” dodał, a Klemens tylko parsknął za naszymi plecami.

„Więc to dlatego Klemens jest taki.. ekhm.. nietypowy..” powiedziałem.

Co prawda miałem powiedzieć Dziwny, ale w porę ugryzłem się w język.

„Na cy jo wim cy jes nietypowy.. Zwycajny kuń tyz by był wierny kiebyś się ło niego troscył jak ło siebie.. Jak kazde jedno zwierze..” powiedział Iwan.

„Mo co prowda ciut wiencyj pod deklem niż zwycajno habeta, ale nie wim cy to akurat jes jakosik specyjalno zaleta..” dodał, a z tyłu znów doszedł nas morowy zapach.

„No, ale kieby tak kiedysik łodesed.. to by mi się strasnie cniło bez niego..” powiedział po chwili krasnolud pociągając nosem.

Zza pleców doszło nas ciche parsknięcie.

„No, ale teroz ty mi powiedz cegoś jak gupek przysięgę złożył kiem nawet nie wis ło co tu chodzi?” spytał patrząc na mnie.

„Cóż.. Gdyby to było takie łatwe ot tak wytłumaczyć..” powiedziałem zastanawiając się nad tym jak ubrać w słowa tą fale emocji jaka przetaczała się przeze mnie w tamtej chwili.

W końcu zacząłem:

„Pamiętasz, jak opowiadałem co się działo podczas Dziadów? Jak te.. jakby dusze.. przenikały mnie?” spytałem.

Iwan tylko kiwnął głową.

„Podobnie było w Thorn, gdy pokonałem Etherusa.. Uwolnione przez niego byty również przez chwilę kręciły się wokół mnie. Jedne chciały mnie skrzywdzić, ale coś je ode mnie odpychało.. Inne – wręcz przeciwnie, dzieliły się ze mną swoim doświadczeniem .. czymś.. cholera .. trudno to opisać.. – jakby zostawiały we mnie cząstkę siebie..” powiedziałem trochę gmatwając się.

„Hej.. Bleke.. a wiela ty ik tam pod cuprynom nosis?” Juz wiem cymu spać ni mozes.. Musi tam być u ciebie gwarno jak w Reanore w środe targowom..” powiedział ze śmiechem mrugając do mnie okiem.

„No.. Już nie frasuj się. Chyba wiem ło co ci chodzi.” Powiedział znów wyciągając flaszkę.

„Ekhm.. No.. więc ja czasem czuję je w sobie..” powiedziałem.

„Pffff!!! Że co?!” powiedział parskając spirytusem w ognisko, przez co na moment byliśmy świadkami prawdziwej mocy tego napoju.

Gdy kula ognia rozwiała się, a Iwan skończył gasić brodę wyjaśniłem:

„Czasem słyszę ich głosy..” powiedziałem nieopatrznie, ale to znów wywołało przypływ Iwanowego dobrego humoru..

„Jo tyz.. ale jeno jak za duzo wypije..” powiedział mrugając do mnie okiem.

„Chłopce .. Jo ci wierze. ale nie mów nikomu, bo cie zamknom w Poworkach..”

„Co? Że gdzie?” spytałem skołowany.

„No.. Potworki pod Orario.. Tam zamykają tych co przez Dungeon łod zmysłów łodesli i szajba im odbiła..” powiedział krasnolud.

„Pierwsze słyszę..” powiedziałem kompletnie zdezorientowany.

„Nojpirw się to nazywało Po - Potworki, że niby majom tam lecyć tyk co majom traume po Dungeonie, ale ktosik zaje.. ukrod im pirwsom tablice z nazwom i łostały się Potworki..” powiedział ze śmiechem.

„No.. ekhm.. to tak jeno .. coby jasnoś beła..” powiedział po chwili trochę poważniejąc.

„Ty ik cały cos mos w sobie?” spytał po chwili.

„Nie.” Pokręciłem głową.

„To nie tak że mam w sobie jakieś byty czy coś, przynajmniej ja tak tego nie czuję.. Jednak.. Heh.. W takich chwilach ich obecność się ujawnia.. Coś jakby ktoś cały czas nade mną czuwał z daleka, a gdy działo się naprawdę źle zjawiał się by pomóc..” powiedziałem.

„Pomogły mi odeprzeć furię kryształu który starał się mną zawładnąć. W jakiś sposób przesączyły w moją świadomość informację o Etherusie i tylko dlatego udało mi się go pokonać.. A teraz..” zatrzymałem się na chwilę, zbierając myśli.

Iwan wyglądał na równie skupionego, jakby cała rubaszność odparowała z niego razem z alkoholem..

 

„Teraz też to poczułem.. Gdy on.. Ten.. Kelpie zaciął mnie w policzek, poczułem to..”

„Co takiego? .. Co poczułeś Blake?” spytał poważnym głosem Iwan.

„Że .. to moje przeznaczenie.” Powiedziałem.

„Że .. Kelpie ma rację. Że muszę przysiąc.” Powiedziałem.

„To nie tak że jakieś dusze latały i coś mówiły.. To ..  To był Tata. To on...” Powiedziałem, a dłonie zaczęły mi się trząść.

„Czułem jakby tu przy mnie był i prosił, bym złożył tą przysięgę.” Powiedziałem.

Iwan położył swoją ciężką dłoń na moim ramieniu.

„Taaak… Takie rzeczy się dzieją gdy nieopatrznie splącze się nici przeznaczenia..” powiedział tajemniczo..

„Starczyło ci pokazać jak używać miecza.. Zostałbyś w Nestyr, chronił wioskę przed złem.. Na pewno wiele byś osiągnął..” zaczął.

„Ale nie.. Chciałem dla ciebie więcej, bo uważałem że się nie spełnisz, że w środku zawsze będzie prześladować cię martwy wzrok Allany.” Powiedział.

„A teraz złożyłeś przysięgę z życia na starożytnej, uświęconej ziemi, na świadków biorąc zastępy potępionych dusz..” dodał.

„Nici przeznaczenia.. Niewidoczne ścieżki prowadzące duszę. Jednak jakbyś ich nie splątał, każda z nich i tak zawsze wiedzie do tego samego celu.” Usłyszeliśmy za plecami.

„Najlepszy w przeznaczeniu jest zawsze koniec. Identyczny dla wszystkich istot. Nawet wiecznych. Jak kręte, pogmatwane i zasupłane by nie były, wszystkie  i tak prowadzą do Gai..” powiedziała Alvien stając obok nas.

„Co.. Co ty tu robisz?” spytał Iwan.

Widać było po nim, że jej obecność go zaskoczyła.

„Płotka mnie przyniosła..” powiedziała Elfka z prostotą.

„Nie trzeba było geniusza żeby powiązać bredzenie Kursaga o włochatej postaci z jego koszmarów z Kurhanem Pięciuset..” powiedziała.

„W końcu to nasze mauzoleum..” dodała spoglądając na ciemniejące na tle gwiaździstego nieba wzniesienie.

„To, że wychowali mnie ludzie nie znaczy że nie znam naszej historii.”

„Dwie wielkie armie starły się tu a ich krew wsiąkła tak głęboko w ziemię, że zbłąkane dusze do tej pory nie mogą zaznać spokoju.” Powiedziała cicho.

„Co tu się stało?” spytałem, pomijając na razie kwestię tego skąd ona się tu wzięła.

„Ostatnia wielka bitwa.. Walka na wyniszczenie. Do ostatniego wojownika..” powiedział półgłosem Iwan.

„Ostatnia wielka bitwa Elfów i Krasnoludów.” Dodał.

„Tak.. Od tamtej pory potężna nienawiść opanowała tą okolicę, i jedynie to święte miejsce daje nam ochronę.” Powiedziała Alvien.

„Spójrz Blake.. Spójrz wokoło. Ale pomiń dusze plączące się w bezładzie. Spójrz i powiedz co widzisz?” poprosiła.

Zamknąłem oczy i postarałem się objąć Skupieniem jak największy obszar jaki tylko zdołałem.

Tuż za granicą kurhanu kotłujące się bezładnie aury przeklętych dominowały obraz.. jednak Alvien mówiła by je zignorować.. Jednak.. Na czym miałem się skupić? Czego szukać?

Podczas działania czaru na tak wielkim obszarze mana niknęła w zastraszającym tempie, a ja nie mogłem nic znaleźć nic.. nic poza..

Nagle zrozumiałem.

Otwarłem oczy.

Kłębowisko złowrogich dusz skutecznie odwróciło moją uwagę od oczywistego faktu..

Cała okolica, woda, trawa a nawet drzewa.. Wszystko emanowało nikłą aurą nienawiści.

Jakby to uczucie przeniknęło aż do samych trzewi. Jakby nienawiść wysysana ze zbiorowej mogiły jaką była ta okolica, przedostawała się wraz z sokami i zatruwała każdą żywą istotę…

Poza tym kurhanem nie było miejsca wokoło które nie niosło by ze sobą tego potężnego, czarnego uczucia.

Łaknienia śmierci.

Zadrżałem.

Nawet potwory jakie do tej pory spotkałem w lochach nie pałały aż taką nienawiścią.

Ich ataki z reguły były odpowiedzią na nasze wtargniecie, i niosły ze sobą przekaz – Chronić kryształ, zniszczyć intruza. Nic poza tym.

Gdyby wyjść z Dungeonu to potwory nie będą nas ścigać.. Nie zależy im na naszej śmierci jako takiej.

Po prostu jesteśmy dla nich jak szczury które włażą do domu.

Gdy je przepędzić, nikt nie ma zamiaru pobiec za nimi na koniec świata by wybić je do nogi.

To miejsce jest inne..

To, co czuję podczas Skupienia to czysta nienawiść która jest gotowa ścigać życie gdziekolwiek się pojawi niezależnie od tego czy wyjdzie poza obszar działania czy nie..

Jak wściekłe psy, które będą gonić intruza póki go nie dopadną i nie zagryzą.

Spojrzałem na Alvien.

„O co tu chodzi.. I czemu tu jesteś?” spytałem.

„Nie mam pojęcia o co tu chodzi.” Powiedziała spokojnie.

„A jestem tu, bo.. Tak chciały nici przeznaczenia o których wspomniał Iwan.” Powiedziała.

„Jasne.. Przeznaczenie to.. przeznaczenie tamto..” powiedział rozeźlony.

„Obudziłaś się w nocy i pomyślałaś – O! Kopsnę się pod Kurhan Pięciuset bo dawno tam kwiatków nie zbierałam..” powiedział.

„Nie dokładnie.. Choć w sumie.. coś w ten deseń” powiedziała Alvien z nikłym uśmiechem.

„To, że jesteśmy blisko tego miejsca wiedziałam cały czas.. To się daje wyczuć nawet bez znajomości geografii, a ja w dodatku jestem Druidką..” zaczęła wyjaśniać.

„Wystarczyło  połączyć Kelpie z opowiadań Kursaga i Kurhan pięciuset by mieć jasność jak słońce w bezksiężycową noc!” powiedziała.

„Właśnie.. Co ma Kelpie do tego kurhanu?!” spytałem.

„Wszystko..” powiedziała Alvien.

„To one niosły do boju naszych dowódców, by wraz z nimi swoją krwią oznaczyć to miejsce..” powiedziała.

„Kelpie..?!”

„Tak.. Magiczne istoty, ukochane przez Gaię, same również kochające ją ponad wszystko..” powiedziała Alvien.

„Ale.. to, że niosły naszych ludzi nie znaczy że stały po naszej stronie konfliktu.. Po prostu Krasnoludy nie jeździły konno..” powiedziała.

„Gdyby to ludzie stali po którejś ze stron, pewnie i w ich szeregach były by Kelpie..” dodała.

„Taka ich natura. Troszczą się o ziemię z której pochodzą tak samo jak Leszy, ale w przeciwieństwie do nich mają bardziej.. rozrywkową duszę, i jeśli wyczują że w czyimś towarzystwie czeka je mnóstwo przygód – robią wszystko by się przyłączyć..” powiedziała.

„He.. Ale jak się okaze ze tyn co niby dobrze rokował jednak jest do bani, to niesom go ze sobom w topiel coby się łod niego uwolnić..” dodał krasnolud.

„W dalszym ciągu nie wiem jaki jest Twój związek z tą sprawą, i dlaczego za nami przyszłaś.” Powiedziałem.

„Ja.. Miałam nadzieję że.. że go spotkam..” powiedziała cicho Alvien.

„Hę?! .. ę?!”

Ani ja ani Iwan nie mogliśmy się powstrzymać od okrzyku zdziwienia.

„Miałam nadzieję że gdy go spotkam, to dowiem się jak zginęli rodzice..” powiedziała.

„To pod tym kurhanem znaleźli mnie wieśniacy. Zawiniętą w pokrwawione płótna. Bez żadnej notatki, informacji.. Bez szczątków rodziców.. bez przeszłości.. bez niczego..” Powiedziała.

„I tak całe życie .. Gdybym nie wyszła za mąż, to nawet nie miałabym nazwiska..”  powiedziała, a jej głos zaczął się trząść.

„Tylko Kelpie albo Leszy mógł mnie uratować w tym przeklętym miejscu, wiec.. liczyłam że .. że któregoś spotkam i.. i choć.. choć dowiem się kim byli..” powiedziała lekko drżącym głosem.

„Może Mabbet coś wie? W końcu mieszka .. niedaleko..” zacząłem, ale pod wzrokiem Iwana głos zaczął mi słabnąć, by w końcu zniknąć w niebycie gdy uświadomiłem sobie tak prozaicznie prostą sprawę jak.. różnica wieku..

„To miło z twojej strony chłopcze..” powiedziała z uśmiechem Alvien.

„Niestety Mabbet urodziła się jakieś dwieście lat później..” dodała, potwierdzając moje przypuszczenia..

No tak… Elfy, jako istoty dłuuuuugowieczne, nie podlegają takim samym miarom czasu jak my.. z naszego punktu widzenia.

„Nie łam sobie tym głowy bo nie ma potrzeby. Kiedyś się dowiem.. Może znajdę jakieś starożytne zapiski czy coś..” powiedziała kładąc mi dłoń na ramieniu.

 „Po prostu byłam .. ciekawa. Lecz skoro odszedł – nic się nie stało.. Nie straciłam nic z tego co miałam wcześniej więc.. Po prostu zrobiłam sobie wycieczkę przez bagna..” powiedziała z uśmiechem.

„Ale.. Dlaczego nie poszłaś od razu z nami?” spytałem.

„Wymknęliście się tak nagle..” odpowiedziała.

„Co?! Przecież szykowaliśmy się prawie pół dnia?!” powiedziałem zdziwiony..

„No tak..” odparła zakłopotana..

„Jakby to.. heh..” zaczęła wzdychając niepewnie.

„Gdyby Kelpie cię po prostu uratował, to przytargałby wraz z tobą twój topór.. Skoro tego nie zrobił, to znaczy że chciał żebyś tam wrócił.. ale po co miałbyś wracać skoro już tam byłeś? Więc na pewno chodziło mu o to żebyś wrócił tam z kimś.. a skoro tak ..” zaczęła szybko tłumaczyć.

„No.. zwyczajnie.. Nie chciałam przeszkadzać..?” powiedziała zmierzając od razu do puenty, gdy postrzegła że w miarę jak tłumaczyła nam swoje pobudki, nasze miny wydłużały się coraz bardziej osiągając w punkcie kulminacyjnym pozę: „nie łapię o co biega..”.

Heh.. Nie byłam pewna czy tego chcę.. Bałam się że dowiem się czegoś o czym wolałabym nie wiedzieć.. Początkowo porzuciłam tą myśl żeby z wami jechać, a gdy już zniknęliście, to nie mogłam wybaczyć sobie że nie skorzystałam z okazji..” powiedziała w końcu zdradzając swoje prawdziwe uczucia.

„A potem Devana zauważyła że jestem nieswoja, i  .. poprosiła żebym jej powiedziała o swoich .. troskach.” dodała.

„Skończyło się tak, że zwyzywała mnie od idiotek, a potem kazała siodłać Płotkę i jechać za wami.” Powiedziała na koniec.

„No ale.. Gdy tu dotarłam, jego cień rozwiewał się we mgle i nawet nie miałam szansy spytać.. jednak coś czuję że to nie koniec i kiedyś w końcu nasze drogi się skrzyżują..” powiedziała, otrząsając się ze smutnego nastroju.

„Chodź.. zaleczę ci tą ranę..” powiedziała wyciągając dłoń w moja stronę.

 „Nie.. dzięki.. samo się zagoi.” Powiedziałem odmawiając.

„Może ci zostać blizna..” powiedziała Alvien marszcząc brwi.

„To nic.. Będzie mi przypominać o tym co mam zrobić..” powiedziałem.

„Aaaaa!! Jasne!! Pokoz się.. Hmmm  Nooo.. Nie powim.. cołkiem charakterno sznyta.. Bydzie ci z niom do twarzy..” powiedział Iwan oglądając mnie z udawaną uwagą.

„Ino ze teroz jak się uśmiechnies to ludzie zamiast trząść się ze strachu zwycajnie narobią pod siebie..” dodał po chwili mrużąc oczy.

„Co jest nie tak z moim uśmiechem?!” spytałem trochę wnerwiony.

„No to weź się uśmiechnij.” Powiedział Iwan.

Wyszczerzyłem się najlepiej jak tylko umiałem.

Ekhm.. Iwan ma rację.. trzeba ci to zaleczyć.” Powiedziała Alvien lekko nieswoim głosem.

Po chwili leżałem na ziemi a miękki dotyk liści oplatał moją twarz.

„Jak wrócimy to muszę cię posadzić przed lustrem i trochę popracować nad twoim PR, bo jak dalej będziesz takie miny stroić to poziom charyzmy spadnie ci do zera..” mruczała w trakcie leczenia.

„Co jest.. cholera?!” powiedziała gdy rośliny opadły martwe na ziemię.

„Czyli jednak zostanie..” mruknął Iwan.

„Nawet blizny Norien były mniej oporne..” powiedziała elfka.

„To będzie wina tej klątwy..” powiedział z powagą krasnolud przyglądając się ostrzu topora, na którym jarzyły się czerwone i błękitne runy.

„Wygląda na to że miałeś rację – będziesz mieć pamiątkę..” powiedział podając mi topór.

Przejrzałem się w jego lśniącym ostrzu.

Przez mój policzek, na ukos,  od brody przez kącik ust, a dalej przez oko aż do samej brwi biegła cienka linia – ślad po cięciu Iwanowego topora wykonanego ręką Kelpie..

Prawdę mówiąc wcale nie spodziewałem się że jakikolwiek zabieg leczenia będzie w stanie na to coś poradzić..

Poczułem to w momencie gdy to się stało..

Gdy ukląkłem by złożyć przysięgę, i palce mokre od krwi zagłębiłem w wilgotnym mchu – poczułem jak moje własne słowa wypalają się niewidocznym pismem w ranie zadanej magicznym toporem.

W pewnym sensie byłem z siebie dumny.

Byłem wdzięczny Iwanowi za to że mnie tu przywiódł, że miałem możliwość znaleźć ukrytą dotąd przede mną cząstkę przeznaczenia.

Jedną z wielu ścieżek jakie będę musiał przemierzyć by osiągnąć swój cel.

Jednak przecież po to tu jestem..

Evilus.. Lochy.. Przeklęty Cmentarz.. Co będzie następne?

Cokolwiek by to nie było.

Póki życia mi starczy – zrobię wszystko by wypełnić te questy.

Nie poddam się.

Zanim złożyłem tą dziwną przysięgę – zrozumiałem.

Eteryczny dotyk duszy mojego taty upewnił  mnie w przekonaniu że właśnie to jest moim przeznaczeniem.

Rodzice oddali swoje życie za Lotril chroniąc je przed Evilus.

Ich pragnieniem nie było dotarcie do najniższego piętra Dungeonu czy awans na najwyższy poziom , ale użycie wszystkich swoich mocy by chronić tych, którzy z Falny korzystać nie mogą.

 

Przeciągnąłem dłonią po twarzy..

Poczułem zakrzepniętą krew kruszącą mi się pod palcami gdy opuszki trafiły na bliznę…

„Cholera.. mam przerypane..” powiedziałem.

„Nie rozpaczaj.. Przecież my wszyscy będziemy z tobą..” zaczął Iwan, jednak przerwałem mu ruchem dłoni.

„Nie rozumiesz.. Nawet bez tego cholerstwa zacinałem się przy goleniu co chwila, a teraz..?! To będzie jakiś koszmar!!” powiedziałem.

„Chyba będę musiał zapuścić brodę..” mruknąłem.

„Emmm.. Brodę?” powiedział Iwan z rozbawieniem.

„Te pięć włosków na krzyż śmiesz nazywać brodą?!” zapytał.

„Moja świętej pamięci babka miała więcej włosów pod nosem niż  ty na tej twojej domniemanej brodzie..” powiedział z rozbawieniem.

„Lepiej raz na miesiąc po prostu wyrwij to co odstawa i będzie tego kłopotu na tyle..” powiedział rechocząc śmiechem.

„Nie będzie tak źle.” zgasiła go Alvien.

„Za parę lat i tak będzie wyglądać lepiej niż twoja, która powoli zaczyna  przypominać miotłę ciotki Gladys która miała obsesję na punkcie sprzątania..” powiedziała.

„Oj tam.. Na dyć  żartuję..” powiedział Iwan machając ręką.

 „Też nie miałem zamiaru brody zapuszczać..” powiedziałem mrugając do niego okiem.

„Specjalnie chciałem tą sznytę zostawić, bo teraz przynajmniej wyglądam na twardziela, a dziewczyny lecą na takich.. co nie Iwan?” powiedziałem szturchając go w ramię.

„No.. Na twardzieli to może i lecom.. kto ik tam wie, te baby..” mruknął krasnolud.

„Jeno jak się dalij bydzies tak szczerzc to na ciebie najwyżej jakaś strzyga poleci.. Ta sznyta ci może doda co najwyżej plus pięć do odstraszania nieumarłych..” powiedział ze śmiechem.

„Devana miała rację.. Jesteście jak dzieci..” mruknęła Alvien.

„Że niby o co chodzi?” spytał krasnolud.

„Wiesz.. Może o to, że Blake właśnie złożył przysięgę z życia przed Kelpie, Gaia została w to wplątana, a wy sobie o brodach i podrywaniu dziewcząt żartujecie..?” powiedziała trochę rozeźlona Alvien.

„Jakoś trzeba odreagować..” mruknąłem.

„Wygląda na to że ten.. Kelpie..  specjalnie mnie tu ściągnął, by tą przysięgę na mnie wymóc.. W dodatku ta cząstka mnie, którą otrzymałem od Taty również tego chciała.. Nie żałuję, ale..” Heh.. westchnąłem.

„Oboje zachowajcie to dla siebie..” poprosiłem patrząc na nich.

„Nie chcę martwić innych.” dodałem po sekundzie.

„Takiej blizny nie zapudrujesz..” powiedziała Alvien.

„Zawsze mogła ją zrobić kikimora swoim zatrutym pazurem..” powiedziałem.

„Ten Kelpie był o kilka klas szybszy niż ja, a sam wiesz że pod tym względem jestem naprawdę dobry..” powiedziałem.

„Sądząc po tym z jaką łatwością władał twoim toporem, jego siła również przewyższała nasze.. Myślisz że wymógł by na mnie tą przysięgę gdyby mógł sobie sam poradzić z tym problemem?” spytałem.

„Ten kelpie był naprawdę potężny, a to, z czym przyjdzie się nam mierzyć i tak przerasta jego możliwości.. Po prostu nie chcę, by strach przed potęgą wroga złamał ich serca..” powiedziałem.

„Błądzisz. I to na wielu polach.” Powiedziała Alvien.

„Wasza misja jest jedną z tych o których bardowie śpiewają w tawernach..” powiedziała.

„Już teraz mierzycie się z problemami które was przerastają i tylko dzięki sile woli i wytrwałości udało się wam przeżyć. Myślisz że dalej będzie łatwiej? Kelpie sam podsunął wam drogę – musicie udać się do Orario, bo tylko wtedy zyskacie siłę by z tym walczyć. A co do drużyny.. Jeśli choć raz ich okłamiesz, to przestaną ci ufać a wtedy wasz los zostanie przypieczętowany.” dodała.

Spojrzeliśmy z Iwanem na siebie.

„W sumie racja.. Devana i tak cię wyczuje bo nie umiesz kłamać, a Darren nie przestraszy się byle czego, więc i tak wiele to nie zmieni. Lepiej będzie powiedzieć im jednak prawdę.” mruknął Krasnolud

„Cóż.. jeśli tak na to spojrzeć..” powiedziałem niepewnie.

Faktycznie.. Tego nie da się ukryć na zawsze a znając życie, kłamstwo potrafi się ujawnić w najmniej oczekiwanym momencie, więc.. by temu zaradzić, najlepiej jest zwyczajnie od razu powiedzieć prawdę…

 

„W takim razie rankiem ruszamy z powrotem..” powiedziałem.

„Uhm.. I tak za tego questa się nie ma co brać na razie bo za słabi jesteśmy, więc na razie trzeba odpuścić..” powiedział Iwan z markotna miną..

Widać było po nim że podpalił się na myśl o następnym zadaniu które było tuż obok, ale musiał przełknąć gorzką pigułkę zawodu.

„Najwyższy czas iść spać.” Powiedziała Alvien ucinając naszą dyskusję.

„Jechaliśmy prawie cały dzień i zmęczenie daje się nam we znaki. Jeśli rano mamy ruszać z powrotem, to musimy się porządnie wyspać.” Dodała.

No tak..  Sądząc po położeniu księżyca musiało być już zdrowo o północy i nie zostało nam zbyt wiele snu..

„Połóżcie się, a ja otoczę nas małym kokonem relaksu.” Powiedziała Alvien.

„Co to za .. cuś?” spytał niepewnie Iwan.

„Taki prosty druidzki czar który pozwala uspać nawet bardzo pobudzone dzieci.. Przydatny zwłaszcza w okresie najazdów, gdy wiele sierot przeżywa traumę..” powiedziała elfka.

Położyliśmy się obok siebie, a Alvien zaczęła inkantację:

„Blade światło gwiazd, szepty nocy.

Mrok otula mnie jak kocyk.

W dal odchodzą troski, wszystkie żale.

Nic nie martwi mnie już wcale.

Ciepłe dłonie snu mnie kołyszą.

Gwar dnia zastępują ciszą…”

Nim skończyła, dostrzegła że chłopak i krasnolud już zaczęli odpływać.

Sana somno adducere.. wyszeptała, po czym również zamknęła oczy.

Z trawy wokół nich zaczęły powoli wychodzić pędy jakichś roślin, by łącząc i splatając się nad nimi utworzyć niewielką kopułę pod którą odizolowani praktycznie od wszelkich bodźców spali podróżnicy.

Gdyby ktoś teraz przybył na tą polanę, dostrzegłby niewielki, zielony bąbel pnączy pokryty drobnymi bladoniebieskimi kwiatkami, spod którego od czasu do czasu dobiegało krasnoludzkie pochrapywanie.

Stojące nieopodal konie spojrzały po sobie  po czym zwiesiły głowy.

Dla nich również była już najwyższa pora na sen.

 

……

 

Nikłe światło księżyca oświetlało Kurhan Pięciuset bladą, trupią poświatą.

Wokół panował spokój, choć na granicy lasu od  czasu do czasu pojawiała się postać jakiegoś niespokojnego stwora który za wszelka cenę chciał dostać się na świętą ziemię. Szczęśliwie, niewidzialna moc Kurhanu Pięciuset nie dopuszczała intruzów .

Na kamieniu na szczycie kurhanu siedział człowiek.

Siwe włosy i broda mówiły że jest stary, ale jego ciało wciąż zdawało się emanować mocą. Ubrany w prosty wiejski strój mógł śmiało uchodzić za farmera który wybrał się tu by doglądać swojej trzody.

Jego wzrok utkwiony był w niewielkim, zielonym i obsypanym niebieskimi kwiatkami pagórku u stóp kurhanu.

Po chwili za jego plecami pojawiła się włochata postać.

-Jest za słaby..

-Wiem.. ale to nic.. gdy wróci będzie mieć dość siły by zwyciężyć.

-Oby.. Święty krąg kurhanu kurczy się a czarna nienawiść ogarnia coraz większy teren. Jeszcze trochę a przegramy tą bitwę z kretesem..

-Nie martw się. Jego determinacja jest wielka, a jeśli jeszcze Gaia go wesprze to..

-Widziałeś runy na jego twarzy..

-Tak.. Widziałem. Z drugiej strony.. Nie sądzisz że to dziwne?

-Co?

-Zwykły Kelpie ma więcej mocy od nas..

-Nie jestem zwykły..

-To fakt..

….

….

-Podrzucić cię gdzieś?

-Było by miło.. Okolice Elenhil ..?

-Nie ma sprawy . Mam po drodze..

-A gdzie cię niesie?

-Do Ravendell.. Klacz Thessalii będzie się źrebić więc muszę być na miejscu..

-Co za troskliwy tatuś..

-Taka natura.. Co poradzisz.. Ale tobie się nie dziwię.. Gdy mam okazję obcować z niektórymi bóstwami to zaczynam rozumieć czemu zwierzęta czasem zjadają swoje młode..

-A żebyś wiedział…

 

Pufff.. obłok gęstej mgły na moment przesłonił szczyt kurhanu, a gdy się rozwiał jedynie siwy koński zad zamajaczył pomiędzy drzewami.

Gdyby ktokolwiek był akurat w pobliżu to usłyszałby niknące w dali:

„Zwolnij idioto!! Chyba że chcesz żebym zrzygał ci się na kark!!..”

Po chwili nic już nie mąciło ciszy. No.. może poza cichym pochrapywaniem dochodzącym spod stup kurhanu.

 

 

 

…***…

 

 

 

O-czy-wiś-cie że musiała go przygarnąć..

To całe jego: „Moje ramię wesprze was w waszych poczynaniach a moje życie złożę w twoich rękach pani.” Musiało odnieść skutek..

Że też poleciała na taką drętwą gadkę..?! myślałem jadąc na szpicy.

Nie żebym miał coś przeciwko niemu.. znaczy .. coś konkretnego..

Jest uprzejmy, nie wywyższa się, pomaga gdy tylko może.. ale.. Cholera.. Mógłby przestać się w nią tak wgapiać..

Znaczy.. Jest moją Boginią i.. nie żebym sobie coś wyobrażał.. ale do tej pory byliśmy tylko my, i zaczynam czuć się nieswojo gdy zdaję sobie sprawę z tego że muszę się nią dzielić z innymi..

Zwłaszcza że jest naprawdę niezły..

Nie poucza mnie, ale gdy tylko dostrzeże mój błąd, od razu zwraca mi na niego uwagę.

Jak wtedy:

„Noga bardziej w tył, bo stracisz równowagę..”

„Co?”

Heh.. To..!”

Klap.

Podczas ostatniego treningu starczyło że lekko mnie popchnął rękojeścią miecza a wyłożyłem się jak długi.

Odkąd jego status się odblokował to właśnie on zaczął mnie szkolić

„Wróg nie będzie czekać aż będziesz gotów.. Zaatakuje gdy najmniej się tego spodziewasz.. więc.. O! Devana! Już obiad?”

Thudd..

Smack..

„Niech cię szlag..”

„Mówiłem – zawsze gotowy.” Powiedział podając mi dłoń.

Nie mógł wybrać gorszego momentu jak teraz.

Akurat jak Devana przyszła zawołać nas na obiad.

„Przepraszam.. to przeze mnie.. nie wiedziałam że trenujecie..” powiedziała ze skruchą, a guzik w jej bluzce znów się rozpiął..

Zaatakuje gdy się najmniej spodziewasz co? Pomyślałem zaciskając zęby by nie wybuchnąć śmiechem.

Ichiro wyglądał jakby ktoś wsadził mu w tyłek kawał gorącego żelaza.

Czekaj.. Za niedługo awansuję, a wtedy to ty będziesz oglądać moją boginię z poziomu gruntu.. przeszło mi przez głowę gdy otrzepywałem spodnie.

 

Jednak mimo wszystko.. po kilku dniach chyba już do niego przywykłem. Nie był tak bezpośredni jak Iwan czy zwyczajnie przyjacielski jak Janson, ale nawet pomimo lekkiego dystansu jaki stale utrzymywał, zdawał się być naprawdę zaangażowany w nasze przedsięwzięcie.

Podczas gdy ja szkoliłem jak mogłem Orena i Darrena, Ichiro zajął się podnoszeniem moich umiejętności.

Iwan walczył bardziej siłowo, a jego krasnoludzka wytrzymałość i żywotność dawała mu wielki bonus podczas walki, jednak mój styl polegał bardziej na precyzji i szybkości niż na samej sile, a tego Iwan nauczyć mnie nie mógł, więc Ichiro zaoferował się że mi pomoże.

I chyba bardzo sobie ten.. obowiązek.. wziął do serca, bo wymuszał na mnie treningi praktycznie w każdej wolnej chwili.

Z drugiej strony.. To co na nas czekało też nie będzie nas rozpieszczać…

 

 

…***…

 

 

To był właśnie ten dzień.

Nasz ostatni dzień w samotni Mabbet.

W Przytulisku Zbłąkanych Dusz.

 

Wszyscy szykowali się do drogi. Namioty zostały zwinięte, konie wyszykowane, zapasy zrobione i skrzętnie poupychane w jukach i tobołkach.

Mabbet z Devaną właśnie podały ostatni posiłek przed wyruszeniem w drogę.

 

Siedzieliśmy przy stole, a wokół zaczęło narastać dziwne, niewidzialne, choć prawie że namacalne napięcie…

W pewnym sensie to było zrozumiałe.. W końcu za parę godzin przyjdzie się nam pożegnać więc to normalne że w takim momencie wszyscy odczuwają stres…

 

„Na dyć niek se dziewce jedzie..”

 

Iwan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co rozpętał…

Starczyło że Devana zapytała Norien czemu wydaje się być taka spięta…

 

„Myślałam cały czas nad tym co powiedziałaś Pani..” zaczęła, pochylając głowę w kierunku Devany.

„Jestem wdzięczna za to, że obdarzyłaś mnie swoim błogosławieństwem by pomóc mi panować nad moją maną, ale..” przerwała na chwilę, jakby zbierała się w sobie przed ostateczną decyzją.

„.. ale.. Jeśli pozwolisz, to jednak chciałabym jechać z wami.” Powiedziała patrząc w stół.

Serce zabiło mi mocniej, a Devana wyglądała na .. zszokowaną.

„Niee.. Nie musisz przecież.. Błogosławieństwo trochę ci pomoże, ale nikt nie zagwarantuje że podczas prawdziwego zagrożenia.. No wiesz.. A my cały czas będziemy walczyć i uciekać.. i walczyć..” mówiła szybko, jakby gorączkowo starała się nakłonić ją do zmiany decyzji.

„Obiecałam że nie zmarnuję jego poświęcenia, więc nie mogę się teraz tak po prostu schować.. Bardzo proszę.. Będę ćwiczyć panowanie nad magią.. Proszę..” powiedziała, po czym wstała i ukłoniła się  przed boginią.

 

Myśli Devany galopowały jej przez głowę jak tabuny dzikich koni.

Postawa Norien ją zaskoczyła, a  w dodatku postawiła przed wyborem – zgodzić się i wpuścić  rywalkę do drużyny, albo odmówić, i wyjść przy tym na nieczułą despotkę, przez co może stracić w oczach Blake`a..

Co zrobić.. co zrobić… co zrobić…

 

„Na dyć niek se dziewce jedzie..”

 

Teraz nie miała wyjścia.

Iwan w zasadzie podjął tą decyzję za nią.

Nie wypadało jej się nie zgodzić, zwłaszcza że nawet jej rodzice zdają się ją wspierać..

„Nooo.. A co z twoją rodziną? Przecież miałaś ich chronić..” powiedziała niepewnie, starając się jakoś wybrnąć z tej sytuacji..

„Nie możemy wiecznie uciekać, a gdy Evilus opanują ten kraj, nie będzie dokąd uciec.. W pewnym sensie robię to też dla nich.” Powiedziała spoglądając w stronę rodziców.

Alvien położyła jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się do córki.

 

„No.. dobrze.. Skoro wszyscy się zgadzają..” powiedziała nawet na nas nie patrząc.

Nie musiała..

Była naszą boginią.. na pewno czuła…

 

……..

 

Czuła.

Światełko duszy Blake`a podrygiwało niespokojnie w jej sercu jak gdyby wołało: Zgódź się! Zgódź się! Zgódź się!!

Nawet nie musiała sobie tego wyobrażać..

Właściciel tego światełka siedział właśnie obok niej i robił takie maślane oczy że można by było posmarować nimi kromki dla całej armii głodomorów…

Heh.. Oduroczenie Blake`a będzie trudniejsze niż myślała…

 

……

 

 „Jeśli mogę.. Ja również proszę o przyjęcie do familii..” powiedziała Lea wstając i kłaniając się bogini.

„Moja magia nie jest mocna, ale obiecuję że będę pracować ze wszystkich sił by podnieść swoje umiejętności i wesprzeć was najlepiej jak mogę!” powiedziała pochylając głowę.

„Lea.. Nie musisz..” zaczęła Norien, ale ta przerwała jej w pół zdania.

„Nie robię tego dla ciebie, czy dla nikogo szczególnego. Ale jestem druidką i i moim obowiązkiem jest dbać o tą krainę, by złe moce nie zniszczyły przyszłości tego świata.” powiedziała.

„Ja.. Chcę to zrobić. Chcę wam pomóc ze wszystkich sił. Ja również nie mogłabym żyć dalej na tym świecie ze świadomością że naraziliście się a ja, choć mogłam, nie zrobiłam nic by wam  pomóc.” Powiedziała stanowczym głosem.

„Bardzo proszę o włączenie mnie do drużyny!” poprosiła ze łzami w oczach.

„Ja.. cóż...” zaczęła bogini spoglądając niepewnie na mnie.

Wzruszyłem ramionami robiąc wielkie oczy by dać jej znać że jestem tak samo zaskoczony jak ona..

„Nie wiem czy rozumiesz o co prosisz.. Gdy z nami pójdziesz, to.. Możesz zginąć..” powiedziała Devana.

„Gdyby nie Norien, w tej chwili miałabym za sobą przeżycia gorsze od śmierci. Nie chcę umierać, ale też nie chcę pozwolić by ktoś inny umarł za mnie.” Powiedziała cicho Lea.

„Mama pokazała mi trochę technik leczenia i nawet mi wychodzi. Będę ciężko pracować! Naprawdę wam się przydam! Proszę!” powiedziała, a jej wargi zaczęły drżeć jakby miała się rozpłakać.

„Jej druidzka magia jest bardzo pomocna, a przecież nie musicie jej brać do Dungeonu..” wtrącił się Janson.

„Poza tym ma dobry wpływ na siostrę więc będzie umiała ją uspokoić gdyby co do czego przyszło..” dodał podnosząc brew.

 

Ma wpływ na siostrę..

Ooo.. tak… To może być pomocne.

Ta czarownica będzie się przy niej musiała pilnować, a i Blake będzie musiał bardziej panować nad sobą.. He.. he..

 

„Dobrze. Jeśli tylko twoi rodzice się zgadzają, to ja też wyrażam zgodę.” powiedziała Bogini, a jej twarz zaczęła się rozpogadzać.

Norien i Will razem kiwnęli głowami.

Uśmiech Lei był tak promienny, że gdyby to była noc, pewnie wszystkie ptaki w okolicy pobudziły by się myśląc że świta…

 

 

 

...***…

 

 

„Tu się rozstaniemy. Do zobaczenia wkrótce!” powiedziałem, gdy dotarliśmy do rozwidlenia drogi.

 

Janson prowadził swoją małą grupkę z powrotem do Reanore, a my jechaliśmy skrótem do gospody na rozstajach.

Razem z Jansonem jechali Oki, Ichiro i Kursag.

Will i Alvien zdecydowali się jednak zostać u Mabbet, która odstąpiła im pokój, sama lokując się na zapiecku mówiąc coś o poświęceniu i chęci pomocy, co Iwan skwitował jedynie jednym słowem: „OCYWIŚCIE.”

Nie oparł się jednak pokusie by przy okazji mrugnąć okiem.

Teraz przyszła kolej na nas.

Podałem rękę Jansonowi.

„Do zobaczenia wkrótce.” Powiedziałem, mając szczerą nadzieję że po aktualizacji do nas dołączy.

„Jak najbardziej!” powiedział Janson.

„Do tego czasu wbij następny poziom, bo nie omieszkam ci złoić dupy jeśli tego nie zrobisz!” dodał mrugając okiem.

„Masz to jak u Gringota.” Powiedziałem z uśmiechem.

„Tak jak mówiliśmy – Przekażę informacje Duskowi, ale poproszę by nie posyłał ich dalej na razie. Połowa kamienia odzwierciedlenia wróci do Saripo, i będziemy się przez niego z wami kontaktować jak co.” Powiedział Oki.

„Dokładnie.” Potwierdziłem podając mu dłoń.

 

„Pilnuj mi tego wózka.. Cołkiem dobrze se radził i moja rzyć była rada się na nim wozić..” doszło nas z boku.

To Iwan żegnał się z Kursagiem.

Trochę mi go było żal..

Znaczy.. Klemensa, nie Iwana..

Kursag nigdy w życiu nie siedział na koniu, więc Iwan musiał oddać mu swoje sulki, bo inaczej stary krasnolud nie mógłby jechać do Reanore..

Jego nowa noga, choć perfekcyjna, wciąż wymagała przywyknięcia, więc Iwan  w sumie nie miał wyjścia.. Musiał usiąść w siodle.

Wyglądało to dość .. groteskowo, bo krasnolud choć był ciut niższy ode mnie, to przewyższał mnie wagą, więc biedny Klemens miał nie lada ciężar do niesienia na grzbiecie.

Do tego dochodził ciężar juków i Iwanowego topora…

Jednak Klemens nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego.

Biegł truchtem jak by nigdy nic, i tylko strzygł uszami  gdy słyszał Iwanowe postękiwanie.

 

„No.. To w drogę.” Zarządził Oki.

„A ty co? Nie jedziesz?” spytał po chwili oglądając się za siebie.

Ichiro siedział w siodle ze spuszczoną głową, jakby zagubiony w myślach.

Pokręcił głową, po czym zeskoczył z konia i podszedł do Devany.

Uklęknął na kolano po czym poprosił:

 „Czy zechcesz uczynić mi tą łaskę i przyjmiesz mnie do swojej familii Pani?” spytał.

Zatkało mnie.

Zresztą nie tylko ja byłem zaskoczony.

Oki wyglądał jakby właśnie ktoś kopnął go w klejnoty rodowe…

„Wiesz.. gdy mówiłam że powinieneś jednak znaleźć sobie jakąś familię nie miałam na myśli żadnej konkretnej.. a szczególnie .. mojej..” powiedziała niepewnym głosem Devana.

„Moje ramię wesprze was w waszych poczynaniach a swe życie złożę w twoich rękach Pani. Proszę, przyjmij mnie pod swoje skrzydła bym dalej mógł chronić ciebie i wspomagać waszą drużynę z całych swoich sił..”

„Ja.. Nie wiem co powiedzieć..” odparła zaskoczona bogini.

„Gdy Dusk wysłał mnie na tą misję, poprosił, bym strzegł Ciebie Pani za cenę życia. I właśnie to pragnąłbym dalej czynić.” Powiedział.

„Ale twoja misja się skończyła gdy doprowadziliście Devanę do Mabbet..” mruknąłem.

 

„Tu cię mam..” pomyślała Devana.

Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście..

Nie dość że podobało jej się jego podejście do niej, zwłaszcza gdy przypomniała sobie ich rozmowę nad rzeką, to jeszcze ta niepewność w głosie Blake`a..

Teraz nie tylko ona będzie miała rywalkę..

 

„Cóż.. W pewnym sensie.. Dusk nie mówił że mamy ją chronić tylko do tego miejsca..” powiedział niepewnie Oki.

 

„WŁAŚNIE!!!!!”  przemknęło przez myśl Devanie, gdy poczuła to drżenie duszy swojego dziecka..

 

„Skoro tak, to akceptuję cię jako moją straż przyboczną.” Powiedziała, podając skwapliwie dłoń Ichiro.

Ten, podniósł się z klęczek, po czym ujął jej dłoń i pocałował z szacunkiem.

 

„Coś nie tak Blake? Wyglądasz jakbyś zobaczył trolla na horyzoncie..” spytała niewinnym głosem Devana.

„Niee.. czemu.. to pewnie przez tą bliznę..” powiedziałem masując sobie policzek.

Musiałem jakoś ukryć swoje zdenerwowanie.

„Hej!.. Drugi czeci w nasyj druzynie jes nie do pogardzynio, co nie?” spytał Iwan mrugając do mnie okiem.

„Iwan.. ty zdrajco..” pomyślałem zgrzytając zębami.

„Oczywiście ..” powiedziałem uśmiechając się najlepiej jak umiałem.

Iwan tylko pokręcił głową.

„Musis jesce potrenować przed lustrem, bo to co ześ pokozoł starcy nawet na drugi poziom lochu bez wyciągania broni..” powiedział mrużąc oczy.

Za naszymi plecami Devana właśnie pisała runy na plecach Ichiro..

Stanęliśmy za nią spoglądając jej przez ramię.

 

 

Ichiro Nobuhira.

Familia – Devana

Poziom – 3

Siła - D 582

Obrona – E 478

Żywotność. – D 525

Zręczność – C 650

Magia. – H180

Umiejętności:

Tropiciel - permanent

Czary:

Zew krwi.

 

A jeszcze niedawno nasza drużyna była tak przytulnie malutka..

Z drugiej strony to nawet dobrze..

W większej grupie nie musieliśmy się obawiać zdradzieckiego napadu, czy nagłego ataku potworów.

Gdy spoglądałem na Iwana, to wydawało mi się że uśmiecha się pod nosem, nawet pomimo tego że nie przyzwyczajony tyłek bolał go od siodła.

 

Jadąc na szpicy obejrzałem się za siebie.

 

Dwóch zbrojnych, łowca, kowal i alchemik, do tego początkująca czarownica i druidka, a pomiędzy nimi nasza bogini..

Drużyna zaczyna rosnąć i nabierać kształtu..

 

Oczywiście że nic już nie będzie takie jak dawniej..

Ale przecież nigdy nie chodziło o zawiązanie kółka wzajemnej adoracji, ale o uwolnienie Lotril od Evilus.. plus kilka nowych questów…

 

Odwróciłem się z powrotem i spojrzałem przed siebie.

Przed nami biegł szary lis przywołany przez Leę i pokazywał nam drogę.

Płotka stąpała pewnie po wąskiej ścieżce a za nami juczne konie targały całkiem pokaźny ekwipunek. Aż chciało by się krzyknąć: „Przygodo! NADCHODZĘ!!”

Jakiekolwiek niebezpieczeństwa na nas czekały – w tej chwili nie przejmowałem się nimi. Wiedziałem że czekają nas wspaniałe czasy…

 

CDN.