niedziela, 22 sierpnia 2021

Rozdział 14. Kanał numer pięć.

Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?



Fanstory na podstawie Serii nowel:

“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
 
autorstwa  Oomori Fujino

Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 08.2021

 

 


Rozdział 14.

 


Kanał numer pięć.

 

 


Ding! Ding! Ding! Ding!   Odgłos dzwonka oznajmiający południową przerwę na posiłek wyrwał z zamyślenia człowieka stojącego przy oknie.
Wysoki, szczupły mężczyzna w skromnym, ale dobrze skrojonym surducie odwrócił głowę. Przetykane siwymi pasemkami ciemne włosy opadły mu na twarz, więc odgarnął je by nie przesłaniały mu widoku.
Na placu poniżej ustawiono trzy rzędy stołów przy których teraz zaczynali sadowić się robotnicy.
Przez najbliższą godzinę skrzypienie kołowrotów, taczek, stukot ciesielskich siekier i nawoływania majstrów zastąpi gwar rozmów i podzwanianie misek.
Prace posuwały się zgodnie z planem.
W połowie wzniesienia na którym stał kasztel, zewnętrzny mur obronny nabierał wysokości. Jego gruba na ponad dziesięć metrów podstawa oparta była na solidnej skale, a potężne kamienne bloki zazębiały się ze sobą tworząc wspólnie prawie że niezniszczalną konstrukcję. Jeśli prace będą postępować w takim tempie jak do tej pory, to już za pół roku po flankach będą przechadzać się strażnicy..

Puk! Puk!

„Wejść!”
„Przepraszam że przeszkadzam.. Lord Fart pyta czy zechcesz zjeść z nim obiad..”
„Więc ten dupek zrobił się lordem?” mruknął do siebie mężczyzna.
„Słucham?” spytał niepewnie służący który nie usłyszał dobrze odpowiedzi.
„Przekaż że z przyjemnością..” odpowiedział ponownie, tym razem tak, by sługa usłyszał.
„Tak panie..” odparł służący i wciąż zgięty w pół wycofał się tyłem zamykając za sobą drzwi.
„Żałosny gnojek..” mruknął znów mężczyzna i ponownie zwrócił swój wzrok w stronę gór.
Nie może się doczekać kiedy znów ruszy do kopalni, ale ma wyraźne polecenie by czekać i dopilnować budowy..
K`boom…. Stłumiony odgłos eksplozji dobiegł zza przełęczy, a po chwili obłok niebieskawego dymu przesunął się nad granią.
Cich.. Mężczyzna zagryzł zęby ze złością.
„Te durnie nie potrafią zrobić magicznej bariery nawet z planami w rękach..” mruknął znów do siebie.
Ponad rok zajęło mu kompletowanie artefaktów potrzebnych do wzniesienia bariery ochronnej, a teraz zamiast oczekiwanych efektów, ci wciąż drepczą w miejscu.
Może gdyby miał dostęp do magów wyższego poziomu to.. Heh co z tego skoro wszyscy pojechali z nią..

Puk.. Puk.. Puk..
„Tak?!”
„Panie.. Nakryto do stołu..” powiedział sługa nie podnosząc wzroku.
„Prowadź. Nie chcemy przecież by LORD Fart jadł zimny obiad .. prawda?” odparł mężczyzna, a służący udał że nie słyszy ironii. Wycofał się tyłem schodząc z mu drogi, ale tylko gdy znalazł się za jego plecami pozwolił sobie na obraźliwy gest w jego stronę.
Sheck!
Błyskawiczny, choć wykonany jakby od niechcenia cios pięścią na odlew posłał go pod przeciwległą ścianę.
Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, mężczyzna odwrócił głowę.
„Jeszcze raz, a zginiesz.” rzucił w jego stronę, po czym zszedł schodami w dół zostawiając sługę pod ścianą.
Trochę potrwa zanim dojdzie do siebie, a nim będzie mógł zjeść następny posiłek, prawdopodobnie będzie musiał wydać pół tygodniowego żołdu na miksturę leczniczą żeby wyleczyć połamane zęby.



...***…

 

 

„Uh.. Całkiem nieźle Lea..” powiedział Ichiro z ledwością uskakując przed pokaźną szyszką.
„Jeszcze trochę i w końcu cię trafię.” Powiedziała dziewczyna wychodząc zza krzaka.
„To, że po tak długim uśpieniu zdolności jeszcze nie przywykłem do nowego siebie wcale nie znaczy że tak będzie zawsze..” odparł łowca.
„No tak.. Nie przywykłeś..” mruknęła Lea, o czym z bliska szybkim zamachem wypuściła następną szyszkę, jednocześnie rzucając się w jego stronę z krótkim nożem.
W ostatniej chwili odbił ją naramiennikiem, po czym złapał dziewczynę za nadgarstek wytrącając ostrze.
Już miał ją obezwładnić, gdy coś ciemnego przemknęło mu pod stopami, po czym nieznośny smród wręcz zablokował mu oddech..
Odskoczył czym prędzej, przez co puścił jej rękę.
Wyrznął jak długi, gdy szary lis przez przypadek zaplątał mu się pod nogami uniemożliwiając postawienie stopy tam gdzie by chciał..
Kątem oka dostrzegł jak dziewczyna jednym skokiem zniknęła w konarach sporego dębu rosnącego na skraju polany.
„Wiele bym teraz dał za Skupienie młodego..” mruknął do siebie starając się wypatrzyć ją pomiędzy gałęziami.
Właśnie dotarło do niego że mimo iż ma trzeci poziom, to nie poradził sobie z.. młodą druidką na pierwszym..
Owszem, Nie walczył na całego bo nie chciał jej zrobić krzywdy czy też ranić przyzwanych zwierząt, ale.. Cholera.. Teraz naprawdę stracił ją z oczu..
W dodatku ten smród..
Myślał że rzuciła w niego woreczkiem Malboro, ale nie.. To był ten cholerny skunks, tuż pod jego nogami.. A teraz nie dość że nie może jej wyczuć, to jeszcze nie ma szans jej dostrzec..
W tym swoim zielono-brązowym wdzianku jakie sobie zmajstrowała całkowicie zlewa się z otoczeniem, a jej elfia druidzka połowa powoduje że wśród drzew jest praktycznie nie do wytropienia…
Śśśśtt!
Pac!!
Znów w ostatniej chwili odbił..
Śsst! – z drugiej strony..
„Co jest..?!”
Śsst!
Tym razem z góry.
Kątem oka dostrzegł wiewiórkę która jakby przypadkiem upuściła szyszkę tuż nad nim, gdy przeskakiwała z gałęzi na gałąź..
Thup! Śssst!! Coś odbiło się od drzewa za nim, Błyskawicznie odbił szyszkę naramiennikiem, a następna już pędziła w jego stronę..
„Dość!!” powiedział, ignorując następny pocisk który trafił go w plecy.
„Poddajesz się?” dobiegło go z tyłu.
„Tak.. Poddaję..” powiedział z uśmiechem.
„To fajnie, ale nie podam ci ręki dopóki się nie umyjesz..” powiedziała dziewczyna przeskakując na następny konar, po czym znikła w gęstwinie..
Fakt.. trzeba pozbyć się tego smrodu, inaczej nawet konie stracą apetyt gdy się do nich zbliży..
„Masz rację.. Całkiem nieźle..” powiedział uśmiechając się do siebie gdy usłyszał z oddali podniecony głos Lei która chwaliła się właśnie siostrze że nareszcie udało jej się go trafić..
Może i zdawała sobie sprawę z tego że trochę się jej podłożył, ale i tak ma rację że jest z siebie dumna.
Poziom niżej, i miałby problem opędzić się przed jej atakami, a przecież prócz kilku drobnych przyzwań nie użyła żadnych mocniejszych czarów druidzkich..
Ichiro był naprawdę pod wielkim wrażeniem jej postępu.
Owszem, gdy chce przyzwać przewodnika na pół dnia, musi się położyć i skupić, tak, by jej magia odniosła skutek..
Ale gdy w ferworze walki potrzebuje użyć jakiegoś zwierzęcia które akurat jest w pobliżu, może skłonić je do wykonania prostego polecenia nawet nie przerywając miotania szyszkami..
Co prawda many nie starcza jej na długo, ale i tak.. Poza tym, przecież mają Darrena. W razie czego uzupełni zapasy mikstur.. o ile znajdzie składniki.
Szkoda tylko że z Norien nie idzie tak łatwo..
Próbowali wszystkiego, ale na próżno. Nie wychodzi i tyle.
Świetnie strzela z łuku.. Celnością dorównuje Devanie, a czasem nawet jemu, ale jej magia..
Cholera.. Żeby tylko umiała się opanować!!!

„Masz.. przyniosłem mydło.”
„Skąd wiedziałeś..?”
„Lea zdążyła się pochwalić.”
„No tak.. Mogłem się domyślić..” mruknął Ichiro wyciągając rękę.
„Wiesz.. Jednak raczej ci je rzucę.. Ten skunks na tobie jest dość.. świeży..” powiedziałem ze śmiechem marszcząc się jednocześnie ze smrodu.
„Ciuchy na zmianę też masz?” spytał dla pewności.
W odpowiedzi podniosłem w górę tobołek z jego zapasowym ubraniem.
„Popilnujesz?” spytał zerkając mimochodem w stronę obozu.
„Jasne.. Nie ma sprawy..” zgodziłem się.
Nie żebym był taki chętny do wyświadczania przysług, ale .. no.. raczej nie chciałbym  żeby dziewczęta były narażone na widok nagiego Ichiro w kąpieli…
Na szczęście okolica była.. „czysta.”
Czekałem cierpliwie aż się wykąpie, po czym podałem mu ręcznik.
Wytarł się, po czym owinąwszy ręcznikiem w pasie, w milczeniu usiadł na kamieniu i zaczął prać spodnie.
Już miałem odejść gdy spytał:
„Jak tam trening z Norien?”
„Bez zmian..” mruknąłem wzruszając ramionami.
„Cholera..” mruknął łowca szorując nogawki.
„Iwan mówi żeby się nie przejmować i dać jej spokój na razie..” powiedziałem zerkając na niego.
„Wiem.. Ale taki potencjał.. Heh..”
„Rozmawialiśmy o tym .. Przecież wcale nie miała z nami jechać. Zupełnie nie rozumiem czemu tak się upierasz żeby..”
„Nie rozumiesz.” Przerwał mi w pół zdania.
„Norien jest tak samo zmotywowana jak jej siostra – Z resztą to przecież Twoja zasługa.. Noo… Nie kręć tak głową.. Na mnie też podziałały twoje motywy, nie będę ukrywał..” dodał uprzedzając moje nieśmiałe zaprzeczenie.
„Myślisz że czemu do was dołączyłem?” spytał podnosząc głowę znad prania.
„Niech pomyślę.. Hmmm.. Może urzekła cię osoba pewnej ładnej bogini w potrzebie, którą rycersko chronisz przed wszystkim dookoła?” powiedziałem z niewinną miną.
„No cóż.. Nie ukrywam że tak.. Ale Twoja motywacja udziela się każdemu z kim masz do czynienia.. W każdym razie, czy początkowo był to tylko pretekst czy nie, teraz stało się to ważne również dla mnie.. Nie zapominaj, że całą swoją młodość przeżyłem włócząc się ze swoją Familią po puszczy i naprawdę leży mi na sercu jej los.” dodał szczerze.
„No, ale nie o mnie mieliśmy..” powiedział wracając do tematu.
„Tak jak dla mnie Misja ratowania Lotril była początkowo pretekstem by być blisko Bogini.. (tak.. wiem jak to brzmi, ale nic za to nie mogę..) Tak dla Norien chęć roztoczenia opieki nad siostrą była pretekstem by włączyć się do tej misji..” powiedział.
„Wydaje mi się, że ona cały czas ma nadzieję że opanuje swoją magię i wesprze drużynę.. Inaczej przecież nie starała by się tak bardzo..” dodał.
„Tyle że im bardziej się stara – tym gorzej jej to wychodzi.. mruknąłem przypominając sobie jej ostatnią.. próbę..

…….

„PADNIJ!!” krzyknąłem ile miałem sił w płucach, po czym rzuciłem się w jej stronę.
Tuż za mną czułem Iwana pędzącego moim śladem z toporem gotowym do uderzenia.
…….

Szliśmy skrótami, prowadzeni przez przyzwanego przewodnika Lei gdy przypadkiem natknęliśmy się na gniazdo leśnych trolli.
Wyczuły nas jeszcze zanim zdaliśmy sobie sprawę z ich obecności i urządziły na nas zasadzkę. Nic wielkiego, kilka przewróconych pni, kamienie miotane ze wszystkich stron.. Jednak wystarczyło by luzaki się spłoszyły.
Ichiro na wszelki wypadek został by chronić Devanę ( jakże by inaczej..) a ja z Iwanem rzuciliśmy się by opanować sytuację.
Gdy zniknęliśmy reszcie z oczu, kilka trolli wylazło z ukrycia by zaatakować dziewczęta..
Mana Lei była cały czas drenowana przez przewodnika więc nie mogła pomóc, a Ichiro rozprawiał się akurat z inną grupą która uderzyła z tyłu..
Co prawda Darren z Orenem rzucili się na nie, jednak bez dobrego umagicznienia broni nie mogli wiele zdziałać… Naturalna odporność potworów powodowała że ich ataki odnosiły słaby skutek..
Dwa trolle przedarły się przez ich obronę i ruszyły w stronę dziewcząt..
I wtedy Norien upuściła łuk.
„NIE SKRZYWDZICIE MOJEJ SIOSTRY.” Powiedziała ciężkim głosem, po czym w jej lewej dłoni zapłonęła ognista kula.
Gdy tylko dostrzegłem co się dzieje, natychmiast ruszyłem w jej stronę.
Iwan chyba też miał taki sam pomysł, bo skoczył w ślad za mną.
Gdy biegłem do niej, widziałem to jak w potwornej retrospekcji..
Lewa strona jej ciała pulsowała od nadmiaru many która spieszyła dołączyć do coraz większej kuli skondensowanej energii jaka tworzyła się w jej dłoni..
Widziałem.. Czułem .. Traciła kontrolę.
Jej emocje, początkowo pełne determinacji i gniewu zaczęły być zastępowane przez strach i panikę..

„IWAN!!!” krzyknąłem, po czym z wyciągniętymi przed siebie rękami desperackim skokiem wybiłem się przed siebie.
Jej głowa uderzyła w moje ramię gdy z całą dostępną siłą wyrwałem ją z jej pozycji.
Z ledwością udało mi się odwrócić by upadając ochronić ją własnym ciałem.
Kątem oka dostrzegłem Iwana który w pełnym pędzie składał się do uderzenia.
K`..boo..oo .. oo . o … mmmm!!!!
Odgłos długiej eksplozji zniknął w głuszy.

Cały czas mam to przed oczami..
Gdy tylko zbiłem ją z nóg, kula ognia jaka kondensowała się w jej dłoni wciąż przez moment pozostawała na swoim miejscu siłą bezwładu i zaczynała puchnąć ponieważ znikła utrzymująca ją w ryzach magia.
I wtedy pojawił się pędzący tuż za mną Iwan..
Płazem topora z całych sił uderzył w skwierczącą kulę.
Zanim pulsująca energia eksplodowała, potężne uderzenie Iwanowego topora nadało jej dość prędkości by wybuch rozłożył się mocno w czasie i odległości.

Gdy powoli zaczęliśmy odzyskiwać zmysły naszym oczom ukazała się szeroka na dobre dziesięć  i długa na ponad trzydzieści metrów przecinka połamanych drzew, a z dwóch trolli zostały jedynie dymiące stopy..

„Uhh.. Mało brakło..” powiedziała Devana podnosząc się z ziemi.
„Ja.. Ja przepraszam..” szepnęła Norien wciąż trzęsąc się z emocji ..
„Nie przepraszaj, tylko złaź z niego natychmiast!” powiedziała podniesionym głosem bogini, po czym mocno pociągnęła ją za rękę.
„Uhhhssss…” westchnąłem gdy znów mogłem nabrać powietrza.
Gdy upadaliśmy, obróciłem się na plecy by przyjąć uderzenie o ziemię, przez co Norien upadła na mnie.. Tak upadła, że jej.. dekolt dokładnie otulił moją twarz odcinając dopływ powietrza.. Rozpaczliwie starałem się ją .. nieco przesunąć, ale jako że wciąż była w szoku nie czuła moich intencji, a nie chciałem jej złapać za.. dekolt, wiec do czasu interwencji Devany zwyczajnie starałem się przetrwać.. Nie że by to było jakoś szczególnie niebezpieczne czy nieprzyjemne.. wręcz przeciwnie.. Znaczy.. Niebezpieczeństwo kryło się właśnie pod postacią Bogini, która zaczynała wręcz kipieć ze złości…

„Oj!! IWAN!!” krzyknęła Lea odwracając naszą uwagę od Devany i jej narastającej frustracji..

Podbiegła do niego i dłońmi zaczęła gasić niewielkie płomyki które wciąż pełgały po jego brodzie, włosach i ubraniu..
Wybuch chyba go trochę ogłuszył, bo stał nieruchomo jak słup, i w dodatku cały się kopcił..
Po chwili wolno odwrócił głowę, a ja zacząłem się śmiać.
Z resztą nie tylko ja..
Wszyscy gruchnęliśmy śmiechem.
Prócz białek oczu i zębów był cały czarny. Wybuch przyfajczył mu owłosienie, i okopcił twarz, a w dodatku w dalszym ciągu jego ubranie wciąż lekko dymiło, jednak spod tego wszystkiego jego szeroki uśmiech wręcz emanował radością.

„Aleś dała czadu..” wystękał po chwili.
„Ostatni roz żek tak łoberwoł jak żeśmy z Thessalią smoki płoszyli na trzydziestym siódmym..” powiedział szczerząc się szeroko.
„A tobie co się stało?” spytał przyglądając mi się uważnie.
„Co niby..”
„Nie wim jakim cudem, ale mos guzik łodbity pod łokiem..” powiedział mrugając do mnie.
Devana i Norien odruchowo zerknęły na swoje dekolty, a Iwan wybuchnął gromkim śmiechem.
„I tak dobrze że ni mos po jednym z każdej strony..” dodał mrugając okiem.
Dziewczyny wyglądały jakby między nimi trwały właśnie zawody w kto pierwszy mrugnie..


……..


„No tak.. Wtedy mało brakło, faktycznie..” przyznał Ichiro przypominając sobie tamten moment.
„Ale taki potencjał.. Cholera..” mruczał szorując zaciekle nogawkę.
„Nie obraź się Ichiro, ale Iwana znam dłużej i wiem, że niczego nie robi bez powodu, więc jeśli każe nam dać jej spokój – to tak będzie. Zresztą, chyba nie chcesz nikogo zmuszać?” powiedziałem kończąc pytaniem.
„Masz rację.. heh.. Przepraszam..” odparł unosząc głowę znad prania.
„Cały czas mam w głowie tych ludzi z innej familii.. No i potencjalny.. dziki.. Dungeon.. Za bardzo chcę by nasza familia stała się jak najszybciej  silna..” dodał tłumacząc się trochę.
„Nie przejmuj się.. Już jesteśmy silni..” odparłem przypominając sobie nasze przegnanie pod kurhanem pierwszej Familii Devany.
Grupa którą wyprawiliśmy do miasta, a która w tej chwili jest naszym zapleczem, jest naprawdę mocna..

 


…***…

 

 


„Kim oni są? .. Devana..?” spytałem gdy wyszli.
„To.. Poszukiwacze przygód, których familie uległy.. rozwiązaniu..” odparła z lekkim ociąganiem.
„Od dawna, za każdym razem gdy zjawiałam się w Elenhil, zawsze przychodzili z tą sama prośbą.. Bym przyjęła ich do swojej familii.” Dodała na wytłumaczenie.
„Zresztą.. Czemu sam nie spytałeś?” zapytała podnosząc na mnie oczy.
„Nie wiem.. to było takie.. Nie chciałem się wtrącać w boskie sprawy..” odparłem trochę zbity z tropu.

Faktycznie, cały czas korciło mnie, by dokładnie wypytać ich, kim są, skąd pochodzą, dlaczego chcą do nas dołączyć..  Jednak ich postawa i reakcja Devany gdy przybyli – skutecznie zamknęły mi usta.
Wyglądali jak niewielka grupka mieszczan, jednak w ich oczach widać było pewność siebie, a jednocześnie szacunek do bogini przed którą stali.
„Jaka jest twoja decyzja? .. Pani?” spytał najstarszy z nich.
„Znacie moje powody dla których nie chciałam tworzyć nowej Familii..” powiedziała cicho bogini.
„Jednak pewne.. okoliczności.. sprawiły że byłam do tego .. zmuszona.” dodała zerkając ukradkiem na mnie.
„Sprawy wokół zaczynają gmatwać się coraz bardziej, a zło osacza nas z każdej strony.. dlatego posłałam po was..” powiedziała na koniec.
„Z radością oddamy się pod Twoją komendę Pani, i służyć będziemy ramieniem póki krwi w żyłach starczy.” powiedział  najstarszy z nich, po czym wszyscy uklękli przed nią w pokorze.
W pewnym sensie przypominali nieco Ichiro z tym jego zacięciem by chronić boginię, jednak w ich postawie było coś dużo głębszego..
Oni naprawdę byli gotowi złożyć swoje życia w ofierze…
Dlatego nie miałem śmiałości o nic pytać, a jedynie czekałem do końca rytuału.
Gdy moim oczom po kolei ukazywały się ich Statusy, zaczynałem mieć wrażenie że uczestniczę w jakimś naprawdę dziwnym spektaklu..
Czterech na bardzo wysokim pierwszym, dwóch z nich miało przyzwoity drugi poziom, a dwóch innych było na trzecim..
Nie mogłem uwierzyć oczom, i choć nie znałem żadnego z ich poprzednich bóstw których nazwy zniknęły razem z nimi w Tenkai, to jednak podświadomie czułem w ich aurach coś na kształt ulgi.. Jakby ciężkie brzemię zostało nareszcie zdjęte z ich barków…

„Devana.. Kim oni.. byli?” spytałem ponownie.
„Ich Familie przestały istnieć jakiś czas temu.. a oni sami od dawna ukrywali się tu przed światem..” powiedziała cicho bogini.
„Czyżby..”
„Tak..” potwierdziła Bogini.
„Wcześniej należeli do Evilus..” powiedziała potwierdzając moje najgorsze przypuszczenia.
Sapnąłem cicho starając się tłumić emocje.
Jednak to wszystko co się właśnie stało, ich postawa.. Ich aury..
Nie mogłem zrozumieć…

„Jeszcze zanim Evilus zostali rozgromieni i przepędzeni z Orario, ich szeregi czasem wykruszały się, bo nie wszystkim w smak było to do czego dążyły ich familie..” powiedziała Devana.
„Nie w każdej familii jest szansa by odejść, gdy droga którą kroczy jego familia rozminie się ze ścieżką wytyczoną przez jego wartości.. Niektóre familie uważają że jedynym wyjściem jest.. śmierć..” dodała.
„Ci albo mieli szczęście.. albo sama Lotril wmieszała się ukrywając ich przed zemstą za zdradę.. Dość, że egzekutorzy nie zdołali ich odnaleźć.. A potem ich familie upadły..” powiedziała na koniec.
„Ale skąd w nich taka determinacja? I czemu tak im zależało by dołączyć…”
„Do mojej familii?” spytała kończąc moje zdanie.
Kiwnąłem głową.
„Gdy młody człowiek wstępuje do Familii, często jest to okraszone specjalnym rytuałem, Immatrykulacją, podczas której już na samym wstępie buduje się silną więź dziecka z familią.. Więc przez długi czas część z nich nie dostrzegała, lub starała się nie widzieć zła jakie ich familia czyniła. Niektórym to odpowiadało, niektórzy tolerowali ze strachu lub przyzwyczajenia.. A ci, którzy podnosili głowy w sprzeciwie.. ginęli na misjach..” wyjaśniła bogini.
„A oni.. Uciekli, by nie mieć z nimi więcej nic wspólnego..” powiedziała spoglądając na zamknięte drzwi.
„Więc czemu nie przyjęłaś ich wcześniej?” spytałem zdziwiony.
„Nie chciałam znów tworzyć Familii.. Gdyby nie ty, to nigdy.. Heh..” powiedziała wzdychając.
„Poza tym.. oni wszyscy mają za sobą.. złą przeszłość..” dodała po chwili.
„Darren również ma za sobą swoje własne cienie.. a jednak go przyjęłaś..”
„Tak.. I dlatego tym razem nie mogłam im odmówić. Zwłaszcza że przez te wszystkie lata pracowali ciężko by przywrócić choć część świetności temu miastu, które dawało im schronienie przez tak długi czas..” powiedziała Devana.
„Zrozumiałam, że moim obowiązkiem jako Bogini jest dać im szansę..”
„Na nowe życie..?”
„Na odkupienie grzechów..” odparła spoglądając na mnie twardym wzrokiem.
Kiwnąłem głową.
Niezależnie od motywów Bogini – Ich motywy były jasne i klarowne.
Widziałem to w ich aurach, choć.. nieco przytłaczała mnie ta głęboka wola zadośćuczynienia.. Devana też to czuła, wiem o tym, ale..
Wiem że nie dopuści by poświęcili się na darmo.
W każdym razie.. Do tej pory mieliśmy jedynie Iwana który nadawał się do walki z naprawdę potężnymi potworami.. A teraz..
Tak..
Od tej pory nie jesteśmy już jakąś maleńką, nie wartą uwagi familią.
Owszem, może z punktu widzenia Orario dalej znaczymy niewiele, jednak tutaj..
Mamy siłę by sprzeciwić się temu co stara się zburzyć nasz dom.

 

 

…***…

 

 

„Walczmy!”
„..co..?!”
KHYYYIAA!!!!!
SLAK!
Gheck!!

Odrzuciło mnie na prawie pięć metrów, jednak nie miałem szans by nawet spytać o co cho…
KHIA!!!
Zzzzing!!!
Trafił tuż ponad ochraniaczem i krew pociekła po ramieniu szeroką strugą.
Ghesh!! KHEK!! Stęknął, gdy kopnięcie z półobrotu cisnęło nim o drzewo.
Slak!!
Cich!
Zagryzłem wargi po uderzeniu po czym pozwoliłem Skupieniu zerknąć trochę dalej..
W ustach czułem krew, a rozbite wargi pulsowały piekącym bólem.
Uderzenie odrzuciło mnie w tył, a przecież jeszcze wybiłem się nogami by zamortyzować kopnięcie..
Zbyt wielu..
Zbyt mocni.. Wszyscy na raz..
Ich aury..
Oni naprawdę chcą mnie zabić..
Zing!
Błyskawiczne cięcie tuż pod ochraniaczem pozbawiło mnie częściowo władzy w lewej dłoni.
Szlag!!
Nie mam szans!!
Zing!!
Prawa noga eksplodowała bólem.
Widziałem ich jasno i wyraźnie.
Osaczali mnie z każdej strony.
Chcieli mnie zabić.
Widziałem ich aury..
Oni chcieli mnie..

Nie miałem szans..
To nie były tępe potwory które zawsze prą naprzód, choćby nie wiem co.
To byli wyszkoleni w walce poszukiwacze przygód, którzy wiedzieli jak wykorzystać najmniejszą słabość wroga..
Moją słabość…

NIECH TO SZLAG!!

Ledwo stałem na nogach, a lewe ramię pulsowało bólem..
Zaufałem im, a oni obrócili się przeciw mnie..
DLACZEGO??!!!!

EVILUS..

Tak.. to ich dziedzictwo..
Może to naprawdę jest silniejsze od nich..?
Patrzyłem na ich złowrogie aury i widziałem że nie ma innego wyjścia.
Oni chcą mnie zniszczyć.

Nie.
Nie pozwolę.
Może Devana zbytnio zaufała, może była zbyt naiwna..
Nie ważne.
Ja .. Nie dam im się zabić.

Odruchowo sięgnąłem do holstera by wymacać znajomy kształt.
Podniosłem fiolkę do ust..

Ghekkk!!! Uderzenie o mało nie zbiło mnie z nóg, jednak….
Zamiast rozpaczliwym aktem pociągnąć łyk, uderzyłem.

Crack! Odgłos pękającego szkła przebił ciszę, a tuż za nim rozległ się dziki wrzask.
GHAYYYY!!!!!!
Nie czekałem.
Wybiłem się z całych sił i ruszyłem naprzód.
Gheck!
Nie miał szans.
Pierwszy poziom to żaden oponent.
Ale nadaje się na pocisk..
Wciąż łapiąc powietrze po ciosie w grdykę nie był w stanie zrobić dosłownie nic.
Crack!
Odgłos pękających kości był aż nadto wymowny, jednak nim wrzask bólu rozdarł powietrze, moja stopa wylądowała na jego piersi.
Jego towarzysz musiał podjąć błyskawiczną decyzję – ja albo jego kompan..
Thud!!
Za wolno. Przykro mi.. choć nie .. jednak nie.
Crack! … Kesh!!
Jego własna broń sterczała z jego brzucha gdy wykonywałem salto nad nimi.
Znajomy smród rozszedł się po okolicy świadcząc o celności ataku.
Wciąż ma szansę, ale nie może się ruszać by uniknąć infekcji..

„PODDAJCIE SIĘ. NIE MACIE SZANS”. Powiedziałem grobowym głosem lądując w kurzu na ziemi.
W odpowiedzi rzucili się na mnie wszyscy na raz.

O drugich się nie martwiłem.. Ze Skupieniem ich zmiażdżę.. ale.. Jest gdzieś jeszcze jeden trzeci.. pulsowało mi w głowie.

Hesh… tuż obok mojej głowy przemknęło ostrze którego nie dostrzegłem nawet skupieniem….
Odruchowo wykonałem chwyt i odepchnięcie.
Oczywiście było za późno by złapać jego nadgarstek, jednak dzięki temu udało mi się odwrócić..

Nie czułem go.
Skupienie nie widziało jego aury.

SLACK!
Potężny cios prawie że mnie zamroczył.
Przyklęknąłem na kolano rozglądając się panicznie wokoło.
GHECK!
Następny cios nadszedł z tyłu.
W ostatniej chwili odbiłem miecz naramiennikiem, ale i tak ramię zdrętwiało mi od uderzenia.
Nie mam szans.. Nie widzę.. myślałem w panice starając się pozbierać…
Slack! – kopnięcie w plecy spowodowało ze straciłem równowagę i poleciałem w przód.
Wprost na ostrze następnego napastnika.
Nie chciałem ich zabijać, ale nie dali mi wyboru. Nie mogę walczyć z nimi wszystkimi na raz.
Za plecami miałem gęste krzaki malin a dalej.. tak.. to chyba.. Chyba się nada..
Poczułem ruch powietrza i instynktownie spiąłem mięśnie, po czym znów zablokowałem cios ochraniaczem, jednak tuż po tym otrzymałem potężny cios w brzuch..
Wybiłem się z całych sił i poleciałem wprost w kłujące gąszcza.
„Szlag!! Osaczyć go! JUŻ!!” słyszałem za sobą, gdy skryty w załomie gruntu wyjmowałem następną fiolkę.
Thump! – wskoczył w sam środek krzaków.
Stał dokładnie przede mną ale dzięki mojej zbroi chyba mnie nie widział..
„Musiał zwiać tędy!” krzyknął pokazując całkiem obiecującą dziurę w ziemi..
Dwóch drugich natychmiast rzuciło się w otwór.
Kilka sekund później dało się słyszeć dochodzące ze środka odgłosy walki.
PYK! ..
Ten, który wypatrzył grotę zamarł na dźwięk odgłosu wybitego korka.
Odwrócił się powoli jakby wciąż nie wierząc w to co mówił mu rozsądek..
„Nie wiem w co pogrywacie, ale nie podoba mi się to i dlatego zostaniecie pokarani..” szepnąłem zakrywając mu dłonią usta.
HhhhhhhhhhHH!!!!..!!!!!!!!!!
Bezgłośny wrzask zniknął pod moim uściskiem gdy jego własny sztylet wbił mu się w pachwinę.
„Pod żadnym pozorem nie wyjmuj ostrza. Siedź cicho, nie ruszaj się i czekaj na ratunek.. Nie wiem czy nie naruszyłem ci tętnicy biodrowej więc jak się będziesz ciskał – umrzesz w dwie minuty..” szepnąłem zostawiając go na ziemi.
„Uhh.. Od razu lepiej..” powiedziałem wypijając jedną z jego własnych mikstur leczniczych a pozostałe dwie schowałem do holstera.
„Nie wiem na ile ufasz swoim kumplom, ale ja jestem ten.. raczej dobry.. więc obiecuję że jeśli nie zrobisz mi pod górkę i przeżyję – obie będą twoje..” powiedziałem klepiąc się po holsterze.
Chyba narobił pod siebie na widok mojego uśmiechu..
Wciąż marszcząc nos  zerknąłem wokół  skupieniem.
Ten z Trzecim.. nie widziałem go.. Dwóch pozostałych pierwszych motało się wokół bezsensownie starając się mnie znaleźć, jednak nie zwracałem na nich zbytniej uwagi.
Z niewielkiej groty ukrytej pod maliniakiem dochodziły odgłosy walki..
Miałem jedynie nadzieję że battleboar nie poturbuje ich za bardzo.. choć w sumie.. Aaaaahhhhh!!!!!! .. Inaczej: – może ich nie zeżre..

„Dobry jesteś.. Tak jak mówili..” usłyszałem, a ciepły oddech owionął moje ucho.
Zamarłem w bezruchu.
Szlag.. jakim cudem on..
„Nie ty pierwszy poległeś. Nie masz się o co martwić, zwłaszcza że to twój ko..”
Slack!!
„Koniec?” spytałem masując sobie dłoń.
„Miałeś na myśli.. Wiesz.. bo dobrze nie usłyszałem..” dodałem odskakując.
Cich.. syknął przez rozbite wargi po czym znów zniknął.
Jeszcze nie wiem jak kryje się przed moim Skupieniem, ale na szczęście nie może zupełnie zamaskować swojej obecności.
Wciąż mogłem wyczuć go.. analogowo.
Mimo że nie widziałem jego aury mogłem rozpoznać drobne ruchy powietrza gdy się poruszał, wyłapywać chrzęst żwiru gdy jego stopy odbijały się od podłoża .. a w dodatku.. dalej czułem jego zapach.
Ruszyłem w kierunku pozostałych starając się jak najbardziej stopić z otoczeniem.
Nieco przestroiłem swoje Skupienie by wyczulić się na trochę inne bodźce. Dzięki temu kątem oka widziałem za sobą delikatne zmiany otoczenia sugerujące że mój przeciwnik podąża za mną.
Musiał być zaskoczony moim atakiem, bo wciąż trzymał się w bezpiecznej odległości, jednak wciąż gotowy do ataku..

Znów to samo uczucie..

Przebłyski obrazów, jak migawki z przeszłości.

Chłopiec klęczący przed mistrzem strofującym go po raz kolejny..
Kolejny atak z ledwością odbity w ziemię tuż obok stóp..
Roześmiane oczy burzące zazwyczaj twardy wygląd twarzy mistrza gdy ściągał opaskę z moich .. nie moich… oczu..

„Co zrobisz gdy oślepniesz?”
„Usłyszę jego ruchy..”
„A gdy ogłuchniesz..?”
„Poczuję jego zapach..”
„A gdy i to zawiedzie?”
„… Nie umiem opisać..”
„Opisać czego?”
„.. czucia…”

Dokładnie tak to widziałem.
Nagle musiałem wybrać czy ogarniać Skupieniem otoczenie, czy..

Samego siebie..

Dokonałem wyboru.. I wtedy.. Poczułem..

Nawet będąc w zbroi wyczułem delikatne zmiany ciśnienia gdy jakiś obiekt przemieszczał się w przestrzeni wokół mnie.
Skupienie samo w sobie pozwalało mi skoncentrować się na walce, na najbliższym, a czasem trochę dalszym otoczeniu, jednak wraz ze wzrostem odległości przeszukiwania malał czas reakcji..
Jeśli koncentrowałem się na jakimś konkretnym celu, to moja reakcja na jego ruchy była wręcz natychmiastowa, ale nie czułem zbyt dobrze otoczenia.. I na odwrót – gdy analizowałem duży obszar – byłem w stanie planować swoje ruchy na kilka sekund w przód, jednak cierpiał na tym czas reakcji na bliskie odległości..
Nie było to do tej pory problemem, więc nawet nie wiedziałem że takie ograniczenie istnieje.. jednak ta walka błyskawicznie obnażyła wszystkie moje braki…

Sssssttt!!!!
W ostatniej chwili uniosłem brodę, a ostrze sztyletu obcięło mi kilka pieczołowicie hodowanych włosków…

Walka, to w pewnym sensie pojedynek wyobraźni z rzeczywistością.
Jeśli jedynie reagujemy na to co dzieje się w czasie teraźniejszym, to trwamy w defensywie, bez szans na kontratak.
By przejąć inicjatywę, musimy przewidzieć, wyobrazić sobie ruchy przeciwnika i do tego opracować własną odpowiedź..
Jeśli w knajpie pobije się dwóch kmiotków, to z reguły po prostu reagują na błędy przeciwnika i wygrywa ten, który wytrzyma więcej pomyłek..
W przypadku walki poszukiwaczy przygód – każdy cios może okazać się kończący, wiec na pomyłkę nie ma miejsca..

Shet!! Thepp!! THUDD!!!!

Jakimś trafem wyczułem jego zdziwienie gdy macał złamany nos.
Gdy tylko ostrze minęło moje gardło odwinąłem się z całej siły łokciem, a głuche chrupnięcie utwierdziło mnie w przekonaniu że miałem rację.

Był tuż obok mnie gdy dosięgł go cios, niestety dla niego trochę zbyt blisko całkiem sporej sosny..
Pewnie w dalszym ciągu mógłby walczyć, jednak poprawiłem uderzenie lewym łokciem i praktycznie wbiłem mu twarz w drzewo..
„Ding.!!” Trzymany przez niego miecz upadł na ziemię.
„Nie radzę próbować..!” powiedziałem cicho kierując ostrze w stronę nowo przybyłych.
Drudzy chyba jednak uporali się z Battle Boar`em, bo wrócili by wspomóc ostatniego trzeciego w walce.
GHECK!!!
Na wszelki wypadek poprawiłem kopnięciem z półobrotu, przez co jego twarz znów walnęła w pień.

„Co tu się..!! BLAKE!! JAK MOGŁEŚ!!!” podniesiony  ( mocno podniesiony) głos bogini wplątał się w .. okoliczności..
„To nasza wina Pani..” powiedzieli prawie że chórem i uklękli .. znaczy.. ci co mogli uklęknąć..
Trzeci, którego właśnie z ledwością pokonałem resztkami sił, stał przytulony do drzewa a krew z rozbitej twarzy ciekła po szarej korze.

„BLAKE. PUŚĆ GO. SŁYSZYSZ?!” powiedziała stanowczo bogini, po czym spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakiego mam nadzieję już nigdy więcej nie oglądać.

„To.. heh.. to myśmy napadli..” wystękał gdy zabrałem Sparka z jego szyi.
„W takim razie wytłumaczcie się.. Wszyscy. Natychmiast!” rozkazała Devana.
„Później. Jeszcze chwila i stracimy dwóch ludzi..” powiedziałem, po czym zniknąłem w krzakach.
Jednak niepotrzebnie się martwiłem. Gdy dotarłem do pierwszego z nich, Lea z Darrenem właśnie kończyli zakładać mu opatrunek. Chyba zdążył już co nieco opowiedzieć, bo ( na szczęście) Lea nie patrzyła na mnie jak na potwora..
No.. prawie.

 

...***…

 

„Przyjęcie do familii gdzie za lidera macie zwykłego drugiego .. Porażka naprawdę..” powiedziała poprawiając okulary na nosie.
„Hę?!” Zdziwienie wyrwało się z kilku gardeł na raz.
„Nic do was nie mam.. całkiem  .. hmm.. fajne z was chłopaki.. że tak powiem .. ale.. Nie podniecajcie się aż tak, zwłaszcza przy obcych..” dodała podnosząc do ust filiżankę z herbatą.
Wzniesiony mały palec dłoni trzymającej filiżankę jakimś cudem sam z siebie spowodował, że z odpowiedzią poczekali aż skończy pić..
„O co ci chodzi kobieto?” spytał jeden z nich zerkając na nią przez ramię.
„Mi?..” spytała zerkając na niego sponad okularów.
„O nic.. Po prostu nie mogę słuchać jak się podniecacie dołączeniem do familii nieudaczników, którzy i tak pewnie poświęcą was na pierwszej misji..” powiedziała odstawiając filiżankę.
„Jasne.. Ten gówniarz może ma jakąś tam moc, diabli wiedzą jak zdobytą, ale podobno sama Gaia go przeklęła i teraz nie może awansować.. Nie dość że na zawsze zostanie pieprzonym drugim, to jeszcze będziecie robić za jego ochronę..” powiedziała krzywiąc się z obrzydzeniem.
„W żadnej normalnej familii by to nie przeszło, ale ta pokręcona boginka ma niezłego jobla przez tą traumę z jednookim.. Heh.. Wrypaliście się w niezłe bagno na własne życzenie i nawet nie przeszło wam przez te durne łepetyny by sprawdzić w co się pakujecie.. Heh..” powiedziała odstawiając pustą filiżankę na spodek.
„Dalej nie rozumiecie? Siedzicie tu, pijecie i  cieszycie się jak dzieci, a daliście się wystawić jak prosięta na rzeź..” powiedziała wstając od stolika.
„Czekaj!” powiedział najstarszy z nich łapiąc ją za nadgarstek.
„Wytłumacz o co ci..” zaczął, ale jego glos cichł, by na koniec przejść do prawie niesłyszalnego szeptu.
Na dodatek żaden z nich nie mógł się ruszyć by mu pomóc.
„Rozmawiałam z wami bo miałam taki kaprys. Miernoty waszego pokroju nie stanowią dla mnie żadnego wyzwania, więc nie próbujcie zmuszać mnie do wyjaśnień , bo was unicestwię...” powiedziała zimnym głosem, a jej oczy błysnęły zimnym blaskiem.
Thud!
Uderzony w pierś dziwnym, słabym, ale jakimś specjalnym ciosem, osunął się na kolana nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Z ledwością łapiąc powietrze patrzył na nią jak odchodzi w stronę drzwi.
„Durnie. Cuchniecie Evilus na milę.  A on przez was stracił rodziców.. W dodatku wasza nowa familia jest na noże z familią Ikelosa.. Coś świta? Głupcy..” powiedziała, po czym zniknęła w drzwiach.
„Wisicie mi przysługę za ostrzeżenie.. Kiedyś się upomnę..” coś jak ciszy szept dotarł do nich zza drzwi.

Gdy wyszła, tajemnicza energia która nie pozwalała im się ruszyć w końcu zniknęła.

„Co myślisz?” spytał go jeden z nich.
„Znamy Devanę od lat.. Nie sądzę żeby..” zaczął. ale w jego głos wdarła się cicha nuta niepewności.
„Zaczyna się tu robić gęsto od spisków.. Poszukiwacze przygód plączą się po ulicach, wielu z nich to typy jakich nie chciałbym spotkać nawet w najgorszych koszmarach.. Devana miała rację.. tu się kroją.. złe rzeczy..” wtrącił jeden z nich.
„Więc co ona miała na myśli?” spytał inny wskazując na drzwi za którymi zniknęła.
„Cholera wie kim ona jest i kto ją przysłał. Nie dajcie się zwieść. Jeśli miała za zadanie zburzyć zaufanie w naszej nowej familii, to jej się udało.. Nie dajmy się zwariować..” powiedział najstarszy z nich.
 „To co .. Pójdziemy do nich i pogadamy?” spytał jeden z najmłodszych, trochę przerażony całą sytuacją..
„Nie.. To niczego nie załatwi. Ziarno niepewności zostało zasiane i niebawem zbierze swoje owoce.. Kto wie czy ta kobieta właśnie teraz nie miesza w głowach bogini i reszcie..” powiedział znów najstarszy.
„Więc co zrobimy?”
„Zabijemy Blake`a.”
„COOO?!!”
„Zamknijcie się.” Odparł w zamyśleniu.
„Nie mamy wyjścia. Poza tym.. I tak musimy to zrobić..” dodał.
„Co masz na myśli?” spytał jeden z nich siedzący do tej pory w ciszy z kuflem piwa w dłoni.
„Zrozumcie.. Za dużo zmiennych.. Niepewności.. Ex Evilus, Nowi Evilus, Obrońcy uciśnionych i błędni rycerze na białych koniach.. Wszystko na raz.. Do tego jakaś dziwna inkwizycja obserwująca nas z boku i dolewająca oliwy do ognia..” powiedział marszcząc brwi, a wszyscy nagle pomyśleli o tajemniczej kobiecie w białym płaszczu..
„Mamy za sobą nieciekawą przeszłość, a przed sobą – nieciekawą przyszłość. Teoretycznie sytuacja patowa i jeśli nic nie zrobimy, to nie mamy co liczyć na zaufanie.”
„Więc dlatego..?”
„Dlatego musimy zabić Blake`a.” odparł spoglądając na nich zimnym wzrokiem.
„Kilku z nas może zginąć.. Może nawet wszyscy.. Ale i tak będzie warto.” Powiedział spoglądając im po kolei w oczy.
„Nie możemy tego jakoś wyjaśnić?” spytał jeden z pierwszopoziomowych, zdając sobie sprawę że praktycznie pójdą na odstrzał przy pierwszym starciu..
„Nie.” Powiedział najstarszy z nich.
„Familia bazuje – a przynajmniej powinna, na wzajemnym zaufaniu. Jeśli tego zabraknie – Nie ma szans na przetrwanie najgorszego..” dodał.
„Jak chcesz zbudować zaufanie zabijając lidera?!” spytał podniesionym głosem pierwszy, a reszta potaknęła mu domagając się odpowiedzi.
„Jeśli dobrze ogarniam to co tu się dzieje, to szykuje się taka jatka, jakiej żaden z nas na oczy nie widział, więc nasza Familia musi być silna jednością swoich ludzi. Cholera wie co ta kobieta nagadała reszcie, ale my musimy udowodnić im, że na zawsze jesteśmy z nimi. Choćby miało kosztować nas to życie.” Powiedział patrząc im po kolei w oczy.
„Jedna uwaga.. Jak według ciebie zabicie Blake`a ma udowodnić nasze oddanie dla Familii?” spytał Trzeci odstawiając pusty kufel na kontuar.
„My nic nie musimy udowadniać..” odparł najstarszy z nich.
„Nasze zaufanie jest w nas, i tylko my możemy oszacować jego moc naszymi czynami.. Pytanie brzmi czy możemy zaufać.. im?” spytał.
„Jak powiedziała tamta kobieta.. Cuchniemy Evilus na milę. Więc jeśli zaatakujemy lidera – będzie to taki czyn, że każda reakcja obronna będzie oczywista..”
„Dokładnie.. Wytną nas w pień zanim zdążymy choć beknąć..”
„Nawet jeśli..? Należy nam się kara za naszą pokręconą przeszłość.. Śmierć jest naszym przeznaczeniem z jakiej strony by nie patrzeć, więc to w zasadzie tylko kwestia czasu.. Ale ja mam zamiar wybrać sobie ten czas.” Powiedział najstarszy z nich patrząc na resztę.
„Co masz na myśli?”
„Czego byśmy nie zrobili – zawsze gdzieś będzie wątpliwość – Cień Evilus będzie się ciągnąć za nami do końca naszych dni.. więc nigdy nie będą pewni czy mogą ufać nam.. Ale możemy zyskać jedno – Pewność że my możemy zaufać im..” powiedział podnosząc głowę.
„Że niby.. jeśli po wszystkim nas nie powieszą na najbliższych drzewach, znaczy że nam.. wybaczają?” spytał z przekąsem jeden z nich.
„Coś w tym stylu.. Może nie tyle wybaczają, co powstrzymają się przed odwetem na oślep..” odparł najstarszy.
„Chyba cię pogięło.. Przyniesiesz do obozu martwe ciało Blake`a, położysz go przed Boginią i co powiesz? Cześć! Wiesz.. zabiliśmy go bo chcieliśmy sprawdzić czy się wkurzycie czy nie.. Więc jak? Sztama?.. Heh.. ” powiedział z przekąsem inny kręcąc głową.
„Nie rozumiesz.. Jeśli uda nam się go zabić, to będzie znaczyć że cała misja od początku była skazana na porażkę, i nasz los jest i tak przesądzony. Qrwa! Idziemy zabić Dungeon! Jeszcze nie rozumiecie? DUNGEON!!!” powiedział waląc pięścią w stół.
„To Waldstein! Jeśli będzie na tyle słaby żeby dać nam się zabić, to nie mamy szans ukończyć tej misji choćbyśmy żyły sobie wypruli i powiesili na drzewkach jak ozdoby świąteczne!” Dodał wyjaśniając nieco spokojniej.
„Znaczy.. chcesz go sprawdzić czy jest dość mocny?” spytał jeden z nich niepewnie.
„Nie. Ja wiem że jest mocny.. Mam tylko zamiar sprawdzić czy nas po prostu pozabija, czy oszczędzi żeby dowiedzieć się co się stało.. I tyle.” Odparł rozkładając ręce.
„Do tego wystarczy zrobić sparring..” powiedział ktoś z tyłu.
„Podczas sparringu obie strony starają się NIE zabić przeciwnika.. A przez to niczyje prawdziwe intencje nie zostaną odkryte..” wtrącił się siedzący do tej pory w ciszy szarowłosy mężczyzna.
„Tylko podczas prawdziwej walki na śmierć i życie możemy sprawdzić ile racji miała tamta kobieta..” dodał wstając od stołu.
„Mówisz o walce ośmiu na jednego, mając dwóch trzecich i dwóch drugich przeciwko jednemu drugiemu.. To nie walka.. To egzekucja..” powiedział jeden z nich spluwając ze złością na ziemię.
„Z tego co wiem, to ten.. jeden drugi.. , w pojedynkę załatwił trzy Etherusy i wyciągnął towarzyszy żywych z podziemi.. Jak myślisz.. Sam też dałbyś radę?” spytał szarowłosy, po czym.. zniknął pozostawiając ich z rozdziawionymi ustami.
Jedynie firanka przy otwartym oknie załopotała ujawniając drogę którą obrał ich kompan.
Dosłownie sekundę potem dał się słyszeć odgłos poślizgnięcia i stłumione przekleństwo.
„Starczyło wyjść przez drzwi i nie wdepnąłbyś w to gówno!” krzyknął cicho najstarszy z nich kręcąc głową.
Tak czy inaczej decyzja zapadła..
Patrząc na twarze reszty kompanów widział, że choć nie podoba im się ta opcja – nie mają w zasadzie wyboru.
Tamta kobieta..
Jeśli poszła do nich, mogła pójść do reszty i również zasiać ziarno niepewności..

Muszą stanowić jedność od samego początku, bo jedno wahanie podczas walki może oznaczać koniec misji, koniec familii, koniec.. koniec wszystkiego.
Muszą zaryzykować.
Muszą postawić swoje życie na szali by przekonać się czy ich towarzysze ufają im czy przyjęli ich jedynie by nie dopuścić do wzmocnienia przeciwnika.

„Po prostu .. dajmy z siebie wszystko i .. heh.. nie dajmy się zabić..” powiedział w stronę kumpli.


…***…

 



„To prawda.. Są mocni.. Ale jednak nie dali rady..” mruknął Ichiro wyżymając spodnie.
„Gdyby dali -  nie rozmawialibyśmy teraz.. i nie miałby ci kto przynieść mydła..” powiedziałem mrugając z uśmiechem.
„Jednak naprawdę są silni. Nie zapominaj, że ja jestem.. Specjalny..” dodałem po chwili zupełnie poważnie.
„Poza tym.. I tak nie chcieli mnie zabić.. Ich aury .. Heh.. dopiero potem to zauważyłem.. Muszę nauczyć się rozróżniać odcienie agresji bo inaczej kiedyś naprawdę zabiję kogoś kogo nie powinienem.”
„Nie chcieli? Cholera.. rzucili się na ciebie w ośmiu, a po wszystkim Darren musiał ci szyć cztery rany bo nie chciały się goić nawet po miksturach!! A ty mówisz.. Nie chcieli?!” powiedział trochę wzburzony.
„Zaraz na początku walki mogli mnie załatwić.. Zamiast tego ja trafiłem Gresa..” powiedziałem na wyjaśnienie.
Znów przed oczami stanął mi początek walki..
Obezwładniłem Larsa i zasłoniłem się nim. Gres mógł uderzyć przeszywając nas obu..  Zawsze istniała szansa na odratowanie kumpla, jednak zamiast tego..
Nie aura, czy cokolwiek innego, ale wyraz jego oczu gdy wbijałem mu w brzuch jego własną broń, a smród z przeciętego brzucha owionął nas jak dym..
Jego oczy..
Nie było w nich nienawiści..
To wyraz jego oczu powiedział mi prawdę..

„Zaatakowali, by poddać się ocenie. By wymusić na nas osąd i poddać się wyrokowi. Jakkolwiek pokrętne ich rozumowanie by nie było – odniosło skutek..” powiedziałem.
„Im nie chodziło o to żebyśmy my zaufali im.. po prostu chcieli wiedzieć, czy oni mogą ufać nam..” dodałem, spoglądając na spokojny nurt strumienia.
„Ale sobie wybrali sposób na test..” mruknął Ichiro zakładając czyste ciuchy.


…………..


„Jesteśmy familią..!! Co wy odpieprzacie..?! mamrotał do siebie Darren starając się poskładać go do kupy.
Asystująca mu Lea starała się powstrzymać wymioty gdy Darren czyścił trzewia nieprzytomnego Gresa.
„Nie możesz tego po prostu zlać miksturą?” spytał Iwan trzymający magiczną lampę.
„Będzie się goiło tydzień a i to z powikłaniami.. Weź trzymaj tą lampę prosto i nie machaj.. cholera..” mamrotał nad jego otwartym brzuchem.
„Mało brakło.. Poharatałby trochę więcej i nie było by co ratować nawet jakby go wsadzić do wanny z miksturą leczniczą..” powiedział kończąc szycie jelit.
„Unieszkodliwić – nie zabić..” powiedział Ichiro przyglądający się wszystkiemu zza uchylonych drzwi.
„Idiota.. Czego ty go uczysz?! Gdyby byli ciut mocniejsi, te wasze pacyfistyczne sztuki walki zdałyby się psu na budę!” powiedział do Iwana.
„Wolałbyś żeby rzeczywiście ich pozabijał?!” spytała z uniesieniem Lea.
„Nie.. Ale oszczędzanie wroga który przypuścił atak jest co najmniej..”
„Ciut mocniejsi mówisz? Według ciebie ta drużyna była poniżej jego możliwości?” spytał krasnolud podnosząc brew.
„Wyżej tą lampę..!! Cholera!! Ile razy mam powtarzać?!!” powiedział wzburzony Darren.
„Kciołbyk widzieć ciebie jakby ci przyszło naprzeciw nim stanąć.. Darren by ci pewnie brzucha nie szył ino dziure kopał..” mruknął, znów podnosząc lampę na widok wzroku uzdrowiciela.

„!!!!!!!!!!!!” Darren nawet nie był w stanie nic powiedzieć gdy ciało mężczyzny wygięło się w spazmie bólu..
„…i sprowadź oczyszczenie na ten świat ponury gdzie  ciemność i troska światłu miejsca ustępują..  .. Ad vitam mitere..”
Lea wręcz rozbłysła wewnętrznym blaskiem, i delikatna poświata podążyła przez jej dłoń, do ciała Gresa.
„Mamy go z powrotem!” powiedział podnieconym głosem Darren, i ze zdwojoną energią zabrał się za operowanie.
Jeszcze trochę, parę szwów, parę mikstur i będzie dobrze. Da radę. Lea pomogła mu przełamać granicę.
„Zuch dziewczyna.” Pomyślał zerkając w jej stronę.
Nawet nie musiał dawać mu znać..
Iwan momentalnie podtrzymał jej osuwające się ciało, chroniąc przed upadkiem na ziemię.
Wyczuła że jest z nim źle, i w akcie poświęcenia oddała część własnej energii życiowej by pomóc mu się podnieść po szoku..
„Uch.. Ta mała naprawdę nieźle kontroluje magię..” powiedział cicho Ichiro odbierając ją od Iwana by zanieść na kwaterę.
„Jakbyś ty tak harował jak ona, to już byś był piątym..” mruknął Iwan w jego stronę upewniając się że usłyszał.
„WYŻEJ LAMPĘ!!” powiedział podniesionym głosem naprawdę wkurzony Darren.
Właśnie kończył szycie i nie chciał czegoś spieprzyć, a podniecony krasnolud machał światłem jak pijany sygnalista..
Ale .. Z drugiej strony rozumiał go.
Lea naprawdę ciężko pracowała..


 

…***…

 



„Darren.. masz chwilkę?” spytała nieśmiało pukając do drzwi.
„Jasne.. Wchodź!”
„No, co się dzieje?” spytał gdy usiadła na skraju łóżka.
„Wiesz.. Nie chciałam ci przeszkadzać..” powiedziała nieśmiało widząc że był akurat zajęty przeglądaniem jakiejś książki.
„Aaa.. tak w ogóle.. Co robisz?” spytała nagle przysuwając się bliżej i zerkając z ciekawością na biurko.
Darren właśnie ślęczał nad jakimiś zwojami i starymi księgami wypożyczonymi z biblioteki w Elenhil.
„Emm.. Nic takiego.. Poszerzam horyzonty..” powiedział trochę się plącząc pod jej ciekawskim wzrokiem.
„Umm.. rzeczywiście.. Ale wiesz że płyniesz na niebezpieczne wody?” powiedziała poważniejąc, pokazując jednocześnie palcem słowo w dole kartki.
„Skąd ty..”
„Jestem druidką.. Półelfką.. No weź.. Odkąd przestałyśmy używać pieluch mama uczyła nas elfiego pisma..” powiedziała wznosząc oczy ku sufitowi.
 „A to tutaj mówi, że nie powinieneś tego nawet czytać.” Dodała twardo.
„ Heh.. wiem… ale.. Przecież nie muszę od razu z tego skorzystać.. Nie jestem świrem..” powiedział wzruszając ramionami.
„Przecież ty nawet nie wiesz co czytasz..” mruknęła po chwili widząc tuż obok podręczny słownik Elfiego języka.
„Po pierwsze, ta sama runa może mieć zupełnie inne znaczenie, w zależności od kontekstu, a po drugie.. Hihihi..’’ przerwała śmiejąc się cicho.
„No co?” spytał skołowany chłopak.
„To słownik ludu Avariel.. Skrzydlatych elfów z południa, a ta receptura jest napisana w narzeczu Drowów..” wyjaśniła kręcąc głową z politowaniem.
„Równie dobrze mógłbyś próbować upiec ciasto z jabłkami według przepisu leku na sraczkę..” dodała z niewinnym uśmiechem.
„Cholera..” mruknął chłopak pojmując dlaczego do tej pory nic z tego co przetłumaczył nie trzymało się kupy..
Emmm… Lea.. Skoro znasz język elfów, czy mogłabyś..? Hm?” spytał po chwili z nadzieją w głosie.
„Dobrze, pomogę ci, ale ty też coś zrobisz dla mnie w zamian.. Wiesz.. Życie jest podłe, Nie ma nic za darmo..” powiedziała bez  zastanowienia unosząc brew.
„Definitywnie spędzasz za dużo czasu z Iwanem.. Ten krasnolud uczy cię..”
„Pragmatyki. .. Tak powiedział. I jestem skłonna uznać że dobrze że to robi.” dokończyła za niego z uśmiechem.
„Heh.. Niech ci będzie.. Więc czego potrzebujesz? Uprzedzam – Eliksirów miłosnych nie robię.” Powiedział z uśmiechem, bo chyba podejrzewał o co może jej chodzić..  No.. przecież to dziewczyna więc..
„Naucz mnie medycyny.”
Darren przez kilka chwil patrzył na nią z otwartymi ustami, dopóki nie wyciągnęła ręki i palcem nie podniosła mu brody – wtedy zamknął usta z cichym kłapnięciem i z ledwością przełkną ślinę.
„Ciebie? Przecież jesteś .. Druidką..?” spytał zdziwiony.
„Wiem że mamy naturalny dar leczenia, ale.. To za mało..” powiedziała patrząc na niego z powagą.
„Czujemy w jakiej kondycji jest dana istota i możemy wpływać na zdolności regeneracyjne organizmu. I to działa. Całkiem dobrze… ale.. Myślę, że gdybym lepiej znała naszą anatomię i medycynę, mogłabym lepiej.. pomagać..” powiedziała patrząc mu w oczy.
„Moja siostra może w każdej chwili potrzebować mojej pomocy, więc muszę znać medycynę tak dobrze jak to możliwe, my móc w razie czego dobrze ukierunkować swoje działanie..” dodała.
Darren patrzył na nią przez moment, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha.
„Więc będziesz moją uczennicą?” spytał szczerząc się szeroko.
„Tysiąc pcheł mogę kontrolować bez przerwy przez tydzień, bez znaczącego ubytku many.. Jak myślisz? Długo dasz radę się drapać?” spytała z powagą.
„Eee.. Nie wiem o co..” zaczął Darren nieco zbity z tropu.
„Już ty dobrze wiesz! Uczennice ci w głowie tak?! Devana ma rację.. same niewyżyte samce w tej drużynie!.. Możesz mnie uczyć, ale tylko spróbuj nadużyć mojego zaufania, to zobaczysz!!!” powiedziała unosząc palec i trochę się czerwieniąc.
„Nie musiałaś..” powiedział Darren wycierając włosy chusteczką.
Zupełnie przypadkiem, przelatujący w okolicy gołąb wleciał przez otwarte okno, miotał się przez moment po pokoju, nasrał Darrenowi na głowę i wyleciał jak gdyby nigdy nic..
I nawet nie wyglądał jakby mu było przykro..
„Em.. Nie to miałem na myśli..” mamrotał chłopak cały czerwony.. ze wstydu lub ze złości..
„Po prostu ucieszyłem się że będę miał ucznia.. Do tej pory sam nim byłem..” dodał cicho.
„Ooohh.. Skoro tak.. To.. naprawdę mi .. prawie przykro.” mruknęła Lea nieco bardziej miękkim głosem.
„Ale jeśli będziesz trzymać łapy przy sobie, to dopilnuję żeby już żaden ptak nie narobił ci na czuprynę..” powiedziała klepiąc go po głowie.
Już miał wyciągnąć rękę, gdy jego wewnętrzne, wystraszone „Ja” go powstrzymało.
Zamiast tego wzniósł jedynie w górę kciuk na zgodę.



…***…

 



„Prace nieco zwolniły tempa..” powiedział Fart spoglądając na niego z drugiego końca suto zastawionego stołu.
„Za to jakość wzrosła. Nie po to budujemy mury, żeby runęły przy pierwszym ataku.” odparł mężczyzna.
„Praca niewolnicza jest dobra gdy musisz przenieść górę z miejsca na miejsce, ale jeśli zależy ci na jakości, lepiej nie motywować pracowników chłostą..” dodał patrząc na niego zimno znad talerza.
„Przecież zależało wam na czasie..” zaczął Fart, ale umilkł na widok wzniesionej dłoni.
„Owszem, czas jest bardzo ważny, ale przez pośpiech i brutalne traktowanie ludzie nie przykładali się do pracy, więc trzeba było rozebrać i poprawić część murów. Dzięki temu jesteśmy opóźnieni o ponad dwa tygodnie.” Powiedział.
„Brutalne traktowanie mówisz?  Ciekawe dzięki komu kamerdyner zachlapał krwią pół ściany obok twojego pokoju..?” powiedział zjadliwie Fart.
„Zwykły klaps.. Kara za brak szacunku.. Gdybym chciał być brutalny to służba zeskrobywała by jego flaki z sufitu.. Jeśli chcesz, mogę ci pokazać różnicę pomiędzy karą a brutalnością.. Po obiedzie. Ten indyk wyszedł kucharzowi całkiem dobrze, więc nie pozwólmy mu wystygnąć..” odparł człowiek po czym płynnym cięciem noża odciął kawał soczystego mięsa.
„ No.. Jedz..  bo zimne jest niedobre..” powiedział po czym wpakował sobie udko w usta.
Szczerze mówiąc Fartowi przeszła ochota na jedzenie.
Na samą myśl o wnętrznościach rozbryzganych po całym korytarzu robiło mu się niedobrze.. A najgorsze jest to, że ten człowiek wyglądał jakby naprawdę był do tego zdolny..


…***…

 



W ciemnym zakątku lasu, tuż za zakrętem, czaiło się sześć podłych postaci.
Ukryte przed ciekawskim wzrokiem mierzyły z kusz w stronę nadchodzących wędrowców.
Ich wredne twarze wykrzywione w obrzydliwym grymasie emanowały okrucieństwem i pewnością siebie.
Napięcie rosło tak bardzo że nawet ptaki ucichły, a przeciskający się pomiędzy gałęziami okolicznych drzew wiatr zniżył nieco swój szum zwalniając z ciekawości i patrząc co będzie dalej…

Pierwszy jeździec minął posterunek bez żadnej reakcji.. Potem drugi..  Następnie trzeci..
HET!! ŚŚŚśśś. Kssssrrrsss… Sześć bełtów odparowało w zetknięciu z ognistą barierą.
THUMP!!!!!

GFROOAHH!!!!!!!!!
Sześć długich języków ognia wyprysło z centrum formacji i żłobiąc  głębokie bruzdy w drzewostanie pomknęło tam skąd nadleciały pociski..

Ktokolwiek pociągnął za spust -  nie miał szans tego przeżyć…


……….


„Nie możesz ot tak sobie anihilować ludzi!!” mówił podniesionym głosem Ichiro.
„Po prostu odparłam atak i tyle..”
„Zanim znów naciągnęliby cięciwy mogłabyś podejść i każdemu po kolei nakopać do dupy zanim by skończyli..” odparł.
„Ale gdyby choć jeden miał DWIE naciągnięte kusze, ostatnim bełtem zdołałby zabić naszą boginię i całą familię szlag jasny by trafił..” powiedziała patrząc mu w oczy.
„Jeśli mam wybierać pomiędzy kimś kto urządza na nas zasadzkę a familią – nie będę się powstrzymywać.” dodała zakładając ręce na piersiach.
Ichiro nie mógł nie przyznać jej racji.
Co prawda zabójstwa bóstw praktycznie się nie zdarzały.. może poza paroma przypadkami, jednak..
Cóż.. Nieprzebyte ostępy Lotril to nie zatłoczone Orario gdzie praktycznie nic nie dzieje się niezauważone..
Tutaj można unicestwić całą familię, i nawet nikt się nie zorientuje..
Ichiro nie dość że nie mógł znaleźć argumentów przeciw takiemu rozumowaniu, to jeszcze zorientował się że sam, pomimo doświadczenia i wiedzy, na to nie wpadł..
Kusze są nieporęczne, ciężkie i wymagają czasu do naciągnięcia.. Jednak w przeciwieństwie do łuków maja lepszą celność, większy zasięg i siłę przebicia a do tego.. mogą pozostawać naciągnięte przez długi czas i wystarczy po nie sięgnąć by oddać strzał..
Jako łowca, Ichiro praktycznie nie korzystał z kuszy, bo ciężka, nieporęczna konstrukcja nie nadawała się do polowań..
Sam nigdy nie taskałby nawet jednej kuszy ze sobą, a co dopiero dwie..
Jednak dla kogoś tak nieobytego w realiach walki posiadanie dwóch kusz po to by szybciej strzelać jest .. No właśnie.. irracjonalnie oczywiste.
Będzie musiał wziąć pod uwagę i taką możliwość gdy będą przemieszczać się po nieznanym terenie..
Cholera.. Trzeci poziom!! I taka niefrasobliwość..
Skłonił lekko głowę w kierunku dziewczyny wyrażając uznanie, po czym sam walnął się w potylicę .. dla ukarania.
„Jednak mimo wszystko, niezły refleks i kontrola!” pochwaliła dziewczynę Devana.
„Ta ognista tarcza naprawdę daje radę!” dodała patrząc na nią z uznaniem.

……..

Ognista tarcza..
Czar defensywny, którego ostatnio uczyła się Norien.
To był w zasadzie pomysł Orena, który zasugerował, że skoro dziewczyna ma problem z magią ofensywną, to może w obronie sprawdzi się lepiej , bo podtrzymywanie pasywnego czaru ochronnego nie wiąże się z takim stresem, i będzie jej łatwiej go kontrolować..
Darren znalazł w bibliotece unikatowy wolumin o czarownictwie, nota bene również autorstwa Crazy`ego, a w nim był przykład użycia takiego czaru, więc po kilku dniach prób i błędów udało im się częściowo osiągnąć zamierzony efekt.
Częściowo, bo tarcza działała na słabe ataki fizyczne i była do niczego przeciwko magii.
Z drugiej strony.. „Jak dobry mag przypier.. fanzoli mocnym  zaklęciem to żadna tarcza nie poradzi. Lepiej brać nogi za pas i po drodze się modlić by zdążyć się schować.”
Tak przynajmniej twierdzi Iwan, a z nas wszystkich to on właśnie miał najwięcej do czynienia z magami..
I to cholernie dobrymi..
Więc wygląda na to, że nowa umiejętność Norien jest nawet przydatna..

……….


„… Cóż.. Zobaczymy jak się spisze w prawdziwej walce.. ” odparła Norien nawet nie spoglądając w stronę bogini.
„Znaczy.. O co ci chodzi?” spytała nieco zbita z tropu Devana.
„Chyba nie myśleliście że dam się na to nabrać?” spytała Norien patrząc na nas ciężkim wzrokiem.

Uhh.. tak się składa że właśnie myśleliśmy… przemknęło mi przez myśl.

„Jak się zorientowałaś?” spytał Ichiro
Nawet nie próbował udawać gdy zorientował się że dziewczyna przejrzała ich mały niecny plan..

„To proste.. przewodnik mojej siostry ostrzegł by ją o zasadzce.. Blake też przeszukuje otoczenie, więc praktycznie nie ma szans by ktokolwiek podszedł tak blisko.. A skoro nikt nie wszczął alarmu, to znaczy że to trening..” odparła wzruszając ramionami.
„Poza tym to nie były kusze.. Nawet nie łuki, pociski leciały zbyt wolno.. a w dodatku żaden nie celował  w nas..” powiedziała wzruszając ramionami.
Spojrzałem z politowaniem na Darrena który z Orenem miał zmajstrować tą zasadzkę gdy poszli wczoraj w las pod pretekstem szukania składników..
Darren mówił mi że specjalnie tak ustawili samostrzały żeby nikogo przypadkiem nie zranić gdyby okazało się że nie zareaguje na czas..

No właśnie.. Mimo wszystko..
„Tak czy inaczej – świetny refleks. Przywołanie ognistej tarczy zajmuje ci coraz mniej czasu..” powiedziałem starając się ją pochwalić.
Obdarzyła mnie w podzięce nieco.. pogardliwym spojrzeniem, po czym powiedziała:
„Czar miałam już gotowy odkąd weszliśmy w las..”
„Co?!” wyrwało się nam mimowolnie..
„Tarcza jest niewidoczna do momentu gdy coś nie naruszy strefy działania.. Więc.. rzuciłam czar gdy tylko weszliśmy do lasu. Potem starczyło jedynie go podtrzymać..” powiedziała pochylając głowę.
„Oszustka..” mruknęła Lea zezując w jej stronę.
„Gdyby chciała nas oszukać, nie przyznała by się.” Powiedział Oren.
„Poza tym.. Należą jej się brawa za spostrzegawczość.. a w tym wszystkim – to my wyszliśmy na durni..” dodał patrząc spode łba na Darrena.
„Nawet głupiej pułapki nie zastawiliśmy porządnie..” mruknął na koniec.
„Cóż.. Tak naprawdę, to zdradziła was.. Lea..” powiedziała Norien pokazując język siostrze.
„Że co?!” zaperzyła się młoda druidka.
„Żeby niepotrzebnie nie narażać niewinnych zwierząt, usunęłaś wszystkie z tej polany..” powiedziała Norien.
„Godne pochwały i imponujące ze względu na ilość stworzeń, ale to właśnie ta cisza wzbudziła we mnie podejrzenia..” dodała.
„Kiedy ja..” zaczęła Lea, lecz Norien ją zignorowała.
„To normalne że gdy nagle robi się cicho i nawet ptaki nie odezwą się choć ćwierknięciem, to znaczy że coś naprawdę złego czai się w pobliżu.. To zaalarmowało by każdego łowcę i każdego doświadczonego poszukiwacza przygód!” powiedziała spoglądając wpierw na Ichiro a potem w stronę Iwana.. Czemu nie w moją?!
„Dlatego pomyślałam, że skoro was to nie rusza, to na pewno zaraz będzie jakiś test czy coś, więc się.. przygotowałam..?” powiedziała, a jej głos tracił na pewności gdy kończyła.

Zimny dreszcz przebiegł mi o plecach.
Nikt z nas nie założył że zdoła wyprowadzić kontratak, więc usuwanie zwierząt z okolicy nie było w planach..

Błyskawicznie omiotłem Skupieniem najbliższą okolicę..
Nic..
Pusto.
Żadnych aur poza naszymi..
Jednak.. poczułem to.. dziwne, podprogowe uczucie że ktoś jest tuż za moimi plecami..

„Norien.. Zrób kulę ognia i utrzymaj jak długo dasz radę.. Jak wrzasnę – podrzuć i uciekaj, choćby miało to kosztować czyjeś życie..” szepnął Iwan śmiertelnie poważnym głosem.
„Jedna nie wystarczy.. cholera.. aleśmy się wpier..”
„Ale skąd one tutaj?” szepnął cicho Darren.
Spojrzeliśmy z Leą na siebie zdezorientowani..
Chyba jako jedyni w drużynie możemy dostrzegać niewidoczne dla innych istoty, a tu nagle wychodzi na to, że jesteśmy ślepi jak krety…
„!!!!” Devana nic nie mówiąc przysunęła się do mnie bezszelestnie i palcem podniosła mi brodę, aż moja głowa zadarła się w górę.
Pomiędzy czubkami drzew widziałem błękitne niebo i mlecznobiałe chmury przesuwające się ponad nami..
Wtem szczyt strzelistego świerka rozpostarł skrzydła przesłaniając całkiem spory obszar nieba..
„Smok?” spytałem szeptem.
„Wywerna..  A dokładnie.. trzy.. o ile dobrze widzę..” również szeptem odpowiedziała Devana.
Nie musiałem nawet zerkać na Leę.
Żadne z nas nie spodziewało się że cokolwiek, co  mogło by nam zagrozić będzie ponad nami… Oboje przeszukiwaliśmy płaski teren wokół nas..

Wywerny..
Rzadkie..
Cholernie rzadkie poza Dungeonem.
Wielkie na ponad pięć metrów wysokości smokopodobne potwory z potężnymi błoniastymi skrzydłami o rozpiętości ponad dwukrotnie przewyższającej długość ich ciała..
Tylne, potężnie umięśnione łapy były w stanie złapać i utrzymać niedużego konia a brak przednich odnóży rekompensował z nawiązką potężny i świetnie uzębiony łeb, który z powodzeniem zdołałby  jednym kłapnięciem zmiażdżyć beczkę kiszonej kapusty.
Z resztą.. Według Iwana ich oddech podobno capił tak, jakby z rzeczoną kapustą miały nader często do czynienia…

„Myślisz że nas dostrzegły?” spytał cicho Ichiro.
„Tylko spójrz na te ślepia.. Ale są  trzy, więc .. jak nam dopisze szczęście to pobiją się o obiad zanim na nas ruszą..” odparł szeptem Iwan.
„Zostawmy luzaki i dajmy w długą.. Może zdążymy..”
SLACK!!!!
Ugh..
stęknął głucho Oren gdy Norien walnęła go w potylicę.
„Są częścią drużyny.. Niosą nasz sprzęt. Tak jak i ty. Też chcesz się poświęcić?” spytała podnosząc brew.
Nim zdążył odpowiedzieć, wzniosła w górę dłoń.
KHESSSSHHHHH!!!!!!
Niewielka kula ognia zaskwierczała rosnąc w jej dłoni.
„Bierz tą z lewej!” krzyknąłem do Iwana, po czym skinąłem głową na Ichiro.
Wybił się z całych sił i odbiwszy się w połowie drzewa pomknął jak strzała w przeciwną stronę.
Wywerny ruszyły na nas kompletnie ignorując nasze ruchy.
Celowały w dziewczęta..
Wybiłem się z całych sił.
THUDD!!!  .. Krew z rozbitej brwi Devany zbryzgała moją twarz gdy przewróciwszy się na plecy amortyzowałem uderzenie o ziemię.
„Lea!” krzyknąłem, po czym popchnąłem boginię w chaszcze..
Kilka małych zwierząt zaczęło bezładnie pląsać w okolicy trochę  dezorientując napastników.
WwwhhooossSSSHHH!!!! Przelatujące tuż nad nami wielkie cielsko wywerny było praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Wybiłem się z całych sił.
GGGGWWWWIIIIAAAAAHHHHH!!!!!!!!!!!!!!!IIIIIAAAAAaaa!! ryknęła bestia gdy Glimmer rozpruł jej brzuch a gorące flaki chlusnęły na ziemię.
To był naprawdę dobry pomysł z osadzeniem miecza na plecach…

GREEEAH!!! GROOAAAA!!!!! Ryczała bestia miotając się na ziemi, lecz nie dane nam było świętować naszego małego zwycięstwa, bo bestia ruszyła na nas z impetem ignorując wlekące się za nią trzewia.
„Nie utrzymam!!” krzyknęła Norien osuwając się  na kolana.
GhiiiIIIHHH!!!!
W ostatniej chwili Iwan zdołał płazem topora wybić kulę ognia Norien.
ROOAAAM!!!!!!  Niewielka ognista kometa pomknęła pomiędzy drzewami.
Nie tracąc czasu na obserwację wyniku eksplozji, wciąż lekko dymiący krasnolud ruszył pędem w stronę okaleczonego przeze mnie gada.
RRRRrrooooaaAAAA..  narastający ryk wściekłości urwał się nagle gdy ostrze topora wbiło się w grubą szyję potwora.
Bezgłowe cielsko miotało się jeszcze chwilę zanim znieruchomiało na dobre.

Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu pozostałych dwóch.
Jedna z nich krążyła nad nami wypatrując okazji do ataku, a druga, ta którą Iwan starał się trafić odbitą ognistą kulą – gdzieś znikła.

„Oren! Natychmiast zagoń luzaki na środek polany. Darren – pomóż mu. Nie mamy czasu.” Zarządziłem po czym pomogłem Devanie wstać.
„Wszyscy na środek polany. Już!” powiedziałem ciągnąc je za sobą.
„Chcesz z nas zrobić przynętę?” spytała Norien patrząc na mnie z wyrzutem.
„Nie ma czasu na wyjaśnienia.” powiedziałem, o czym pociągnąłem Płotkę za uzdę.
Kątem oka dostrzegłem Ichiro gdy przeskakiwał na następne drzewo kierując się w stronę skraju polany.
Wbrew pozorom, na otwartej przestrzeni mieliśmy większe szanse.
Wywerny są inteligentne.
Po porażce pierwszej, pozostałe nie podejdą aż tak blisko.
W lesie, pomiędzy drzewami nasze ataki nie są dość skuteczne, a one pomimo swoich rozmiarów świetnie czują się wśród drzew.
Pierwsza zanurkowała prosto na nas pomiędzy gałęziami całkowicie ignorując co mniejsze konary, które zwyczajnie pękały pod uderzeniem potężnego cielska.
Niestety nasze ataki dystansowe na nic się zdadzą w takim otoczeniu.
Strzały które słali raz za razem Ichiro i Devana odbijały się od twardych łusek potworów albo od gałęzi drzew..
Szybkie, dynamiczne strzelanie z łuku do przemykających pomiędzy drzewami bestii to zadanie praktycznie niemożliwe.
W dodatku wystarczyła minuta by nasza mała grupka uległa rozproszeniu, przez co nasze konie stały się łatwym celem.
W lesie nie dalibyśmy rady wszystkich obronić…

„Biegiem!” krzyknął Iwan zmierzający w naszą stronę.
Chyba zrozumiał mój plan..
Niewielka ognista kometa którą starał się trafić drugą wywernę eksplodowała za wcześnie po uderzeniu w konar drzewa, przez co zamiast zabić potwora, jedynie częściowo oderwała mu jedno skrzydło.
Ranna wywerna przedzierała się teraz w naszą stronę łamiąc po drodze młode drzewka i depcząc krzaki.
Utknęła na moment, gdy uszkodzona część błoniastego skrzydła zahaczyła o pień sosny, jednak potwór szarpnął się mocniej odrywając do reszty to, co ze skrzydła zostało.
GRRROAH!! Ryknęła głucho z bólu, po czym znów ruszyła w naszą stronę.
Zatrzymała się na skraju polany po czym Ryknęła z całych sił.

GGGRRRRRAAAAAAEEEEEEEHHHHHHHH!!!!!!!!!

Gdzieś z góry odpowiedział jej podobny ryk, po czym wielkie cielsko gada przesłoniło na moment słońce, gdy zataczając ósemkę ponad naszymi głowami szykował się do ataku.
Ta, która czaiła się pomiędzy drzewami zwróciła swój wielki, rogaty łeb w naszą stronę.
Jej oczy rozbłysły na moment czerwienią, po czym bestia znów otwarła paszczę prezentując nam komplet długich, ostrych jak sztylety, śnieżnobiałych zębów.

RRrrrrooahhhHH! Krótki pomruk wyrwał się z jej gardła po czym błyskawicznie ruszyła w naszą stronę.
Iwan wybiegł jej na spotkanie z toporem wzniesionym do ciosu, gdy wtem..
„IWAAAN!!” krzyknęła z całych sił Lea.
Nie wiem czy to dzięki jej okrzykowi, czy może dostrzegł na ziemi rosnący cień drugiego gada, jednak w ostatniej chwili zmienił chwyt i ciął za sobą na oślep, po czym upadł i przetoczył się parę metrów.
Ruszyłem pędem w jego stronę, ale po kilku krokach zaryłem się piętami w ziemi i momentalnie ruszyłem z powrotem.
„Blake! Co ty..?!” krzyknęła znów Lea, ale nie odpowiedziałem, tylko z mieczem gotowym do uderzenia obserwowałem niebo.
Przed nami, wywerna już była przy leżącym Iwanie.
Wydawało się że wystarczy jedno kłapnięcie by było po wszystkim, jednak gad w ostatniej chwili cofnął głowę.
W tej samej chwili czerwono-niebieski łuk przeciął powietrze w miejscu w którym przed sekundą znajdował się wielki gadzi łeb.
„IWAN!! DO MENHIRA!!” wrzasnąłem widząc jak podnosi się z ziemi.
Kiwnął lekko głową na znak że zrozumiał, po czym obserwując uważnie gada zaczął iść w kierunku ścieżki którą przyszliśmy.
Wywerna skrzętnie to wykorzystała i momentalnie odgrodziła go od nas odcinając mu tym samym drogę ucieczki.
„Blake! Zwariowałeś?!” spytała mnie Lea ciągnąc mnie za rękaw.
„Później wyjaśnię. Zaufaj mi. Będzie dobrze. Iwan ma trzeci poziom i jeszcze nawet nie odpalił berserka..” powiedziałem nawet na nią nie patrząc.
Cały czas uważnie obserwowałem niebo.
Trzecia gadzina musiała się gdzieś ukryć bo nie było jej widać na niebie.
„Niedobrze..” syknąłem przez zęby.
„Norien, Devana – łuki w pogotowiu, weźcie najcięższe strzały. Lea.. Jak dasz radę to przywal tym..” powiedziałem wyciągając z juków jedną z wybuchowych paczek.
„Dasz to radę przerobić żeby wybuchło po  uderzeniu?” spytałem Orena.
„Chyba tak, ale potrzebuję magiczny kryształ i .. nie mam pewności czy na pewno zadziała.” Powiedział biorąc ode mnie paczuszkę.
„Tu masz.. Starczy?” powiedziałem podając mu sakiewkę w której miałem trochę valis i kilka małych magicznych kryształów.
„Nada się.” Powiedział wyjmując jeden i oddając mi sakiewkę.
„Później.. nie ma czasu..” powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku krasnoluda atakując wywernę od tyłu.

To prawda.. W przeciwieństwie do zwykłych potworów – te gady są niezwykle inteligentne.
Potrafią świetnie działać w stadzie a ich ocena sytuacji często przewyższa możliwości zwykłych ludzi..
Zdały sobie sprawę że nie są w stanie pokonać nas wszystkich na raz, więc zamarkowały atak by wyłuskać jednego czy dwóch i oddzielić od reszty..
W ostatniej chwili zorientowały się że Iwan jest dla nich za silny.
Jego ruch w stronę lasu powinien skłonić je do ataku, ale z jakiegoś powodu zwlekały, dlatego postanowiłem je sprowokować.
Odsłoniłem grupkę dziewcząt na których im tak wyraźnie zależało a w dodatku zagroziłem rannej wywernie która znalazła się teraz pomiędzy mną a Iwanem.
Chcąc nie chcąc muszą zareagować, inaczej stracą swoją i tak już nadwątloną przewagę…
Nie myliłem się..
Iwan już prawie dotykał plecami menhira na skraju polany a ja miałem do postępującej za nim wywerny może z pięć metrów, gdy za plecami poczułem ciśnienie powietrza a na ziemi pojawił się szybko rosnący cień.
Ugiąłem kolana by wybić się jak najmocniej, po czym zerknąłem przez ramię.
Wielkie cielsko szeroko rozpostarło błoniaste skrzydła hamując tuż poza moim zasięgiem.
Szlag .. Znów nie doceniłem ich inteligencji..
Bestia musiała widzieć mój poprzedni atak i jego finał..
Jednak to nie wystarczy…
Śssssst! Thup!
GRAAAOOOOOOoooh!!! Ryk bólu rozdarł ciszę tuż po odgłosie strzały przecinającej powietrze.
Gad zwinął się w powietrzu nie mogąc utrzymać lotu i z łomotem gruchnął o ziemię.
Spod lewej pachy wystawała czarna brzechwa strzały perfekcyjnie wymierzonej w bodaj jedyny słaby punkt gada.
Odetchnąłem z ulgą.
Na ziemi nie mają szans nas pokonać.
Wywerna jeszcze nie zorientowała się co tak naprawdę się stało.
Ryknęła znów,  ze złości i bólu, po czym rzuciła się w moją stronę.
Za moimi plecami Iwan zaatakował drugiego gada.
ŚSSsssttt! Thup! Następna strzała utkwiła w szyi potwora gdy ten starał się mnie dostać.
Ciężkie strzały posyłane z zabójczą precyzją, z tej odległości jakoś dawały radę przebić twarde łuski gada.
GGGGggggrrRRrraaAAIIII!!!!! Zawodzący ryk bestii rozdarł powietrze.
Był tak silny, że dałbym głowę za to że wręcz widziałem fale dźwięku wydobywające się ze zranionego gardła bestii.
Śśśsss.. tung!
Następna strzała w ostatniej chwili zablokowana na wpół bezwładnym skrzydłem bestii.
Przeszyła błoniastą powłokę bez trudu, jednak nieco zmieniwszy trajektorię zamiast wbić się pomiędzy łuski bestii, odbiła się od nich.
Co gorsza, wywerna chyba zorientowała się skąd nadszedł atak..
WOAH!!!  Potężne machnięcie wielkiego skrzydła nie zadało mi praktycznie żadnych obrażeń, jednak.. .. zdmuchnęło mnie jak świeczkę i cisnęło w kłujące krzaki malin.
„Cholera.. Ichiro!” krzyknąłem widząc jak wywerna kieruje się w kierunku drzewa na którym skrył się łowca.
Iwan również dostrzegł zagrożenie.
Ciosem topora odparł atak ostrych pazurów i płazem ostrza zdzielił bestię w łeb ogłuszając ją i odłamując jej kilka rogowych wyrostków.
Puścił topór, po czym wybiwszy się ze wszystkich sił – skoczył, lądując tuż za drugim drakonidem.
To było widać w jego oczach..
Pozwolił zawładnąć berserkowi.
Ignorując kolczaste wypustki złapał oburącz koniec ogona bestii.
GGGGRRRROOOAAAAAHHHHH!!!!!!!!!!!! Ryknął, a wywerna zatoczyła w powietrzu łuk, po czym z głuchym impetem walnęła w towarzyszkę.

„Odbijos topurem jego pazury, łobracos siem siłom inercyi, łapies dziada za łogun i ‘Prrask!!’ nim o ściane!!!..” .. Właśnie zobaczyłem na własne oczy jak w realu wygląda Iwanowa walka z ogoniastymi bestiami..

Przez moment obie wywerny tworzyły bezładny kłąb połamanych skrzydeł i splątanych kończyn, jednak stary krasnolud nie pozwolił im nawet na chwilę wytchnienia.
Gdy tylko podniósł z powrotem swój topór, runy na jego ostrzach rozbłysły wewnętrznym blaskiem.
Dwa błyskawiczne cięcia, dwa czerwono-niebieskie łuki śmierci oznajmiły koniec walki.
Odetchnąłem z ulgą.

„No.. powim ci ze łeb mos nie łod parady!” pochwalił mnie Iwan podchodząc do mnie i klepiąc po ramieniu.
„Cołkim niezło ta twoja.. TAKTYKA..” dodał, po czym osunął się na ziemię.

Dopiero teraz to dostrzegłem.
Po pierwszym ataku z powietrza Iwan zebrał spore obrażenia..
Jego prawe ramię i plecy były w złym stanie..
Mithrillowa kolczuga była rozdarta, a spod przeciętej jak brzytwą kurtki sączyła się krew.
W dodatku berserk sam w sobie również powoduje obrażenia, więc stary krasnolud był właściwie na granicy życia i śmierci..
Sięgnąłem do holstera i wyjąłem miksturę leczniczą.
Zlałem jego rany, a do ust przytknąłem fiolkę z podwójną miksturą Nahzy.
„No.. Pij.. Zrób chociaż łyk..” prosiłem szeptem widząc podświadomie jak jego aura gaśnie.
„Kkekh! Khekh!! Kces mie utopić cy co?” wyrwało mu się w końcu z pomiędzy warg.
„Nie marnuj.. Zaroz .. bydzie mi .. lepij..” powiedział powstrzymując moją rękę gdy znów chciałem wlać mu kilka kropel mikstury miedzy wargi.
„Na moim poziomie cołkim dobrze działo .. regeneracyja..” dodał mrugając do mnie okiem.
Faktycznie..
Rany które jeszcze chwilę temu zdawały się być głębokie, zaczęły się powoli zamykać..
Krew przestawała cieknąć a sama struktura tkanki wyglądała jakby zaczynała się odbudowywać.
Patrzyłem na to zjawisko z fascynacją, gdy Iwan znów przywrócił mnie na ziemię.
„To naturalna cecha krasnoludów.. W wersji dla zfalnowanych..” powiedział mrugając okiem.
„Aha.. czyli że nie mam co liczyć na taki fajny cuś..” mruknąłem.
„Ty i tak masz swoich cusiów aż nadto..” odparł krasnolud, po czym z westchnieniem położył z powrotem głowę na mchu.
Nagle, jego oczy zrobiły się wielkie, a w ich głębi dostrzegłem.. przerażenie.
Z tyłu dobiegło nas rżenie koni.

CZWARTA WYWERNA!!!!


Nie było najmniejszej szansy zdążyć.
Nadleciała znikąd i uderzyła w sam środek formacji.
Te kilka strzał wypuszczonych naprędce przez Devanę i Norien nie zdołały jej uszkodzić.
Nie miały szans trafić w czułe punkty, bo bestia była zwyczajnie za szybka..
Jedyna nadzieja w Lei..

Pędząc przez polanę widziałem niewielkie halo otaczające młodą druidkę.
W pewnym momencie pękło, a tuż nad nimi wykwitł niewielki błysk eksplozji.
Oszołomiona bestia sunęła tuż nad ziemią, a jej szpony celowały w jednego z luzaków..

„Zdążę.. Przecież zdążę..” szeptałem do siebie pędząc w ich stronę.

Gdy wywerna oberwała wzmocnioną wybuchową paczką prosto w brzuch, odruchowo wzniosła lot a jej pazury jedynie przecięły powróz mocujący juki na grzbiecie konia.
Pochyliłem się do przodu by nabrać jak najwyższej prędkości.
Z przerażeniem obserwowałem jak olbrzymi drakonid zamachnął się masywnym ogonem i dosłownie zmiótł dziewczęta i Darrena.
Jedynie Oren ustał na nogach i teraz odciągał jej uwagę od koni wrzeszcząc i wymachując swoim wielkim mieczem..
Pędząc przez polanę przemknęło mi przez głowę że albo jest wyjątkowo odważny, albo wyjątkowo głupi.. Jednak po chwili dostrzegłem jak zerknął w moją stronę, po czym puścił miecz i dał nura między konie.
Raczej wyjątkowo sprytny.. pomyślałem przebiegając obok niego.

Nim wywerna zdołała wyrządzić jakieś naprawdę poważne szkody, zajął ją przez ten ułamek chwili dzielący mnie od nich.

Wyskoczyłem w pełnym pędzie.
Nie zdążyłem dobyć miecza.
Wydawać by się mogło że gdy biegłem, miałem mnóstwo czasu na zaplanowanie całej akcji, jednak od momentu gdy wywerna zaatakowała do chwili gdy znalazłem się tuż przed nią, minęło może pięć sekund.. nie więcej..
Na pełnym Skupieniu pędziłem obserwując jak w zwolnionym tempie jej ruchy..
Jedną dłonią wyjąłem Sparka, a drugą sięgnąłem po Glimmer.
Nie zdążyłem go wyjąć. Brakło mi może dwa metry.
Bestia w ostatniej chwili machnęła skrzydłami a potężna fala powietrza nie dość że zatrzymała ją prawie w miejscu, to spowolniła mój bieg.
Wybiłem się z całych sil, ale nie miałem szans.
Zamiast przebiec pod nią z wyciągniętym mieczem i rozpłatać jej brzuch, walnąłem z impetem wprost w wielką, szponiastą łapę czekającą na moje przybycie.
Pułapka zamknęła się z potworną siłą, a po chwili poczułem ruch.
Dźgałem na oślep Sparkiem ale nie byłem w stanie wyrządzić potworowi żadnej szkody.
W odpowiedzi bestia zacisnęła mocniej szpony przez co znów zalała mnie fala bólu, a w dodatku zacząłem tracić oddech.
Złapałem oburącz Sparka  i wbiłem go z całych sił pomiędzy łuski pokrywające potężną łapę w nadziei że uda mi się naruszyć jakieś ścięgna..
Bestia poluzowała uchwyt, więc dźgałem oburącz dalej by tylko jakiś się uwolnić, jednak przez głowę przebiegły mi wszystkie wspomnienia z mojego życia gdy odwróciwszy głowę w bok spojrzałem na czubki drzew śmigające pode mną.
Do ziemi było wystarczająco daleko by nabrać pewności że opuszczenie mojego niespodziewanego środka transportu będzie oznaczać raczej pewną śmierć, jednak nie mogłem pozwolić by bestia zaniosła mnie do gniazda..
Niech się dzieje co chce..” pomyślałem, i przyłożywszy lewą ręką Sparka do łapy potwora, łokciem prawej uderzyłem z całej siły w tył rękojeści.
Bestia ryknęła z bólu a ja poczułem że wysuwam się z jej uścisku.
„Jeśli rozłożę ręce, może uda mi się złapać jakąś gałąź czy dwie i spowolnić upadek..” myślałem starając się odwrócić w powietrzu.
Gdy w końcu mi się to udało, było za późno na cokolwiek.
Kątem oka dostrzegłem że las pozostał lekko z lewej, a pode mną rozpościerała się biaława poduszka snującej się niemrawo mgły..

„aaaaAAAAAAAAAA!!!!!!... SLAM!!!!”

Przez moment myślałem że nie żyję.
Uderzenie ogłuszyło mnie na chwilę.
Nie mogłem zaczerpnąć powietrza.
Nie miałem pojęcia gdzie góra, gdzie dół.
Nie słyszałem nic prócz cholernego pisku w uszach….
Nie czułem..
Nie.
Jednak czułem.
Nieosłonięte pancerzem części ciała piekły jakbym otwartą dłonią walnął w ścianę.
Pod nogami wyczułem grząski grunt.
Spróbowałem wstać.
 Jednak żyję.
Znów stoję na nogach.
Przeciągnąłem dłonią po twarzy, i znów poczułem znajomy dotyk własnej dłoni.
Uświadomiłem sobie że stoję po kolana w wodzie, więc sięgnąłem dłońmi i po chwili zmyłem z twarzy  warstwę mułu który uniemożliwiał mi praktycznie otwarcie oczu.
Snujące się wszędzie strzępy białej mgły przypomniały mi walkę z Etherusem.
Błyskawicznie zerknąłem wokół Skupieniem.
Od razu spostrzegłem że w moją stronę zbliża się co najmniej kilka niezbyt przychylnie nastawionych stworzeń.
Przez tą cholerną mgłę nie widziałem  w którą stronę jest brzeg, a brodzenie w wodzie do połowy uda nie było najlepszą opcją jeśli chodzi o walkę, zwłaszcza że stopy cały czas zapadały mi się w mule i nie mogłem nawet się wybić jakby co..
Zbliżali się ze wszystkich stron, a najgorsze było to, że nie miałem pojęcia co to dokładnie za bestie.
Przez mgłę ledwo dostrzegałem ich kształty, a aury nie oddawały ich natury.
Spark przepadł, więc praktycznie mogłem zapomnieć o walce w zwarciu.
Płynnym ruchem wyjąłem Glimmer i przygotowałem się na najgorsze.
Było dokładnie tak jak ostatnio z Etherusem.
Mogłem polegać praktycznie jedynie na Skupieniu, bo reszta zmysłów została wyłączona przez mgłę..
Zamknąłem oczy.
Tuż obok mnie z wody wychynęła jakaś postać.
W ostatniej chwili ciąłem mieczem praktycznie przerąbując bagnicę na pół.
Jednocześnie uświadomiłem sobie fakt że Skupienie nie widzi aur istot schowanych pod wodą.
Momentalnie zredukowałem zasięg zdolności tak, by ogarniać jedynie najbliższe otoczenie i nie marnować many.
Nie miałem szans planować walki z wyprzedzeniem.
Zupełnie jak podczas pierwszego starcia z Mrówkami.. Bańka oceny świata zawęziła się do obszaru tuż poza zasięgiem miecza.
Nie miałem wyjścia.
Dopóki nie zorientuję się gdzie jest brzeg.. Sssing! – koniec miecza delikatnie dotknął tafli wody gdy płynnym ruchem obciąłem utopcowi głowę.
Przez moment podmuch wiatru rozwiał strzępy mgły i po prawej dostrzegłem majaczącą w oddali ścianę lasu.
Momentalnie ruszyłem w tamtym kierunku.
Wzmocniłem nieco obszar przeszukania by ustrzec się co większych potworów, a jednocześnie wciąż być w stanie parować ataki z pod wody.
Dźgałem wodę wokół nóg gdy tylko poczułem że coś mnie łapie.. Czasem były to jakieś korzenie, czasem wodorosty, a czasem wąż błotny, który po trafieniu wił się jak opętany rozchlapując wodę na wszystkie strony...
Czasem bagnica wyciągała w moją stronę szpony, a czasem utopiec starał się złapać moją nogę swoimi długimi zębami..
Parłem jednak naprzód wierząc że w końcu uda mi się dosięgnąć twardego gruntu.
Zing .. Sing.. zang..!!!! trzy błyskawiczne cięcia w ostatniej chwili odparły atak.. Splash!!!!
Coś podcięło mi nogi i upadłem na bok, wprost w pływające wokół wnętrzności rozpłatanego sekundę temu przeze mnie utopca.
Z jednej strony zebrało mi się na wymioty a z drugiej wciąż czułem jak jakaś potężna siła ciągnęła mnie z powrotem w bagno.
Rozpaczliwie kopałem, szarpałem i dźgałem mieczem wokół nóg byle pozbyć się napastnika.
W końcu uścisk zelżał a rozchlapująca wokół woda nabrała krwistego posmaku.
W pewnym momencie przestałem analizować, a jedynie ciąłem na oślep wokół siebie by opędzić się od wciąż pojawiających się wokół mnie potworów.
Znów silny podmuch wiatru oczyścił nieco otoczenie z wszechobecnych pasm mgły i znów dostrzegłem brzeg.
Wciąż rąbiąc i dźgając mieczem na oślep ruszyłem w stronę zbawienia.
Od brzegu dzieliło mnie może z dziesięć metrów gdy w końcu dotarła do mnie oczywista oczywistość.
Natychmiast padłem twarzą w wodę.

Idiota..

Mgła nie rozwiewa się ot tak sobie, bez udziału mocnego podmuchu, a przecież wiatr praktycznie zdechł.. Pasma mgły przesuwały się leniwie przepychane od niechcenia słabą, leniwą bryzą.
Takie nagłe oczyszczenie okolicy z mgły nie mogło być spowodowane jakimś nagłym beknięciem zblazowanego wiatru..
Nawet z twarzą w wodzie widziałem cień który przemknął bezszelestnie nade mną.
„Wróciła.. Wywerna wróciła!!” przemknęło mi przez głowę.
Nie mogłem sobie pozwolić na walkę z tą bestią stojąc po uda w wodzie.
Korzystając z okazji jaką sama mi stworzyła, rzuciłem się w stronę brzegu.
Na przemian skanując szeroki obszar i najbliższe otoczenie starałem się dotrzeć w jednym kawałku na brzeg.
Gdy tylko stanąłem na twardym gruncie, bagienne potwory wycofały się.
Z jednej strony odetchnąłem z ulgą bo walka z bagiennymi potworami była ciężka, Ale z drugiej.. Gdzieś w pobliżu czaiła się latająca śmierć…
Te potwory z bagna nie wycofały się ze strachu przed lądem.
Instynkt podpowiada im że muszą ustąpić miejsca silniejszemu..
Mój własny instynkt .. nakazywał mi spieprzać co sił w nogach z nadzieją że uda mi się ją jakoś zgubić…
Jednak nie dane mi było wprowadzić tego genialnego planu w życie.
Gdy tylko odwróciłem się w stronę lasu, wielki cień zamajaczył nad drzewami.
Inteligentna bestia doskonale zdawała sobie sprawę z moich planów i najwyraźniej postanowiła je trochę pokrzyżować.
Pędziła w moją stronę niczym wyrok, celując szponami w mój korpus.
Wzniosłem miecz gotując się do cięcia, jednak zanim zdołałem wykonać cięcie, bestia znów machnęła skrzydłami prawie zwalając mnie z nóg podmuchem powietrza, sama jednocześnie wznosząc się błyskawicznie o kilka metrów w górę, poza zasięg glimmera.
Zatoczyłem się łapiąc równowagę a jednocześnie starając się śledzić jej lot, jednak jej aura szybko zniknęła kryjąc się poza zasięgiem mojego Skupienia.
Nie miałem szans jej śledzić.
Gdy walczyliśmy w podziemiach, przestrzeń była ograniczona, więc siłą rzeczy potwory nie były w stanie uciec poza zasięg mojego czaru.
Jednak na otwartej przestrzeni sprawa miała się z goła inaczej..
Próba znalezienia tej jednej, szczególnej aury graniczyła z cudem, zwłaszcza że im bardziej poszerzałem obszar poszukiwań, tym szybciej topniały moje i tak skromne zasoby many..
Jednak jeśli zmniejszę obszar przeszukania, nie pozostanie mi wiele czasu na reakcję gdy pędząca z pełną prędkością bestia uderzy z niespodziewanej stro.. ZING!! Zzzang!! Chaotyczne ciecie odbiło pazur atakującej wywerny.
Wciąż wbity w potężną łapę Spark mignął mi przed oczami.. Ułamek sekundy wolniej i może bym go dosięgnął..
WWWwwwwiiiIIIIiiiaaaAAAhhhYYYYAAA!!!!! Wrzasnęła bestia znów niknąc we mgle. Jej zawodzący skrzek trwał jeszcze chwile po tym jak ściana mgły znów zamknęła się nade mną.
„Zwyczajnie.. Bez szans..” pomyślałem starając się ze wszystkich sił przeniknąć zmysłami mgłę.
Ta bestia chyba zawzięła się na mnie.
Cóż.. nie ma się co dziwić skoro lata z moim sztyletem wbitym po rękojeść w łapę.. Ale to przecież one zaczęły cholera!!!!
Chyba zacząłem panikować.
Starałem się w jak najkrótszym czasie przeszukiwać na zmianę szeroki i wąski obszar, rozglądałem się w panice szukając tej złowrogiej aury, a ona i tak znów uderzyła z najmniej oczekiwanej strony.
Błysk bólu oślepił mnie na sekundę gdy poczułem uderzenie w plecy.
Bestia nadleciała z tyłu, od strony bagna i starała się mnie  znów złapać szponami.
Jedynie instynktowna reakcja i cięcie Glimmerem za plecami ocaliło mi tym razem życie.
Jednak nie było dobrze.
Nie widziałem nadchodzących ataków!!
Walnąłem o ziemię jak worek kamieni a zanim zdążyłem się pozbierać, następny atak zmusił mnie do desperackiej zasłony mieczem, dzięki której bestia nie chcąc się nadziać na ostrze tym razem odpuściła i przerwała atak.
Nie było dobrze.
Mana znikała jak szalona a bestia była tak szybka, że Skupienie nawet w największym zasięgu dawało mi ledwie sekundę na reakcję..

„Co zrobisz gdy oślepniesz?”

Rozmowa mistrza z uczniem zagnieżdżona w moim umyśle znów dała o sobie znać.
Wypłynęła z zakamarków świadomości i gdy dotarła do mojego obecnego „Ja”  zdzieliła je z całej siły w potylicę.

Zrozumiałem.

Zachłysnąłem się możliwościami jakie daje mi Skupienie.
Dostrzeganie aur, bonus do szybkości i czasu reakcji.. Myślałem że skoro mogę z nim stawić czoła nawet Iwanowi, to praktycznie nic mi nie zagrozi.

Odruchowo przesunąłem dłonią po holsterze sprawdzając ile mam mikstur..
Pośpiesznie wyjąłem miksturę many i pociągnąłem mały łyk.
Musi wystarczyć.
Może być jeszcze potrzebna.
Cholera wie co  mnie jeszcze spotka jeśli ( właśnie.. Jeśli.. ) przetrwam tą walkę..

Nie.

Nie ma „JEŚLI”.

Jestem kapitanem familii.
Mam Lotril do uratowania. Mam misję od samej Gai.
Nie ma „jeśli”.
Jedyne jeśli jest takie, że JEŚLI dam się pokonać tej bestii, to nie byłem wart nadziei jakie wszyscy we mnie pokładają.

Weź się w garść!!
Wiesz na czym masz się skupić!
Dopóki ta bestia tu lata, dopóty nic innego ci nie zagrozi, a jej samej i tak nie zobaczysz skupieniem na czas.
Więc skup się!
Jak walczyłeś z niewidzialnym Amrą?
Jak go znalazłeś gdy ukrył nawet swoją aurę?
No Jak?
Jak udało ci się użyć ostatniego kloca?

Błyskawicznie przywołałem z pamięci najważniejsze urywki z ostatniego treningu.

 

…***…

 




„W dalszym ciągu nie mam pojęcia jak udało ci się mnie znaleźć..” spytał.
„Po prostu zamiast koncentrować się na otoczeniu, skoncentrowałem się na swoich zmysłach..” odparłem.
„Ukryłeś się, ale nie przestałeś być materialny i wciąż miałeś wpływ na otoczenie..”  dodałem.
„Jaki wpływ?” spytał z zaciekawieniem.
„Znikomy.. Praktycznie niezauważalny dla zwykłego człowieka.. Pewnie mógłbyś podebrać wilczycy młode podczas karmienia..” powiedziałem mrugając okiem.
„Hehe.. Próbowałem.. Nie ten poziom.. Do tej pory mam szramy na ręce, a przecież już miałem falnę..” odparł pokazując mi dłoń.
„W każdym razie nie zlikwidujesz chrzęstu żwiru, ciśnienia powietrza czy zapachu..” powiedziałem patrząc na niego z uznaniem.
„Poza tym.. Nie wiem jak to opisać, ale .. Czułem również twoją obecność.. Coś, jak te chwile w których wydaje ci się że ktoś na ciebie patrzy, odwracasz się, i napotykasz jego zmieszany wzrok..” powiedziałem w lekkim zamyśleniu.
„Uhm.. Chciałbyś wiedzieć jak byłem zmieszany kiedy przybiłeś mi butem twarz do drzewa..” odparł masując się bezwiednie po karku.
„Aleście sobie wybrali sposób na test..”
„Cień Evilus wlecze się za nami.. Musieliśmy wiedzieć..”
„Ale atakować ?!”
„Nie ważne co zrobilibyście w trakcie, ale potem..” odparł zwieszając głowę.
„Nie wiedzieliśmy czy, i co wam nagadała, więc nie było szans sprawdzić, a woleliśmy wiedzieć zanim zejdziemy w dungeon..”
„Wiedzieć co?”
„Czy wam na nas naprawdę zależy czy jesteśmy dla was tylko mięsem na przynętę dla potworów..” odparł z prostotą.
„Gdyby wam nie zależało, to wyrżnęlibyście nas jako buntowników i było by po sprawie.” Wyjaśnił.
„Mało brakło!! Gres wciąż leży w lazarecie!! O mało go nie wypatroszyłem!! Nosz Qrwa!!” krzyknąłem ze złością.
„Ale żyje i za parę dni będzie znów jeździć konno.” powiedział spokojnie Amra.
„Zrozum.. Woleliśmy wiedzieć teraz, niż ocknąć się ze złotego snu opuszczeni w jakiejś dziurze otoczeni przez hordy potworów..” dodał z powagą.
„Wystarczyło z nami trochę pobyć by się przekonać..”
„Nigdy nie byłeś w naszej familii..”
„…”
„Mamy.. złe doświadczenia..” powiedział z ociąganiem.
„Naszego bóstwa nie interesował stan osobowy familii.. Z ciekawością obserwował jak walczyliśmy ze sobą nawzajem o jego względy, o lepsze itemy, o poziomy.. Żeby zdobyć dropy jakiegoś unikatowego potwora potrafił wysłać trzy drużyny i był szczęśliwy gdy choć jedna wróciła – byle ze zdobyczą..” powiedział zwieszając głowę.
„Właśnie od tego uciekliśmy..” podjął po chwili przerwy.
„Kryliśmy się po lasach, staraliśmy się wtopić w okolicę byle tylko uniknąć wykrycia przez szpiegów Evilus. Gdy okazało się że zostali rozbici – pomyśleliśmy że może uda nam się znów normalnie żyć. I wtedy poznaliśmy Devanę.” Powiedział z lekkim rozmarzeniem na twarzy.
„Gdy dowiedzieliśmy się kim jest i co przeszła, z całych sił zabiegaliśmy o jej względy, by tylko przyjęła nas do familii.. Byśmy wszyscy, i my i ona, znów poczuli co znaczy jedność.. Taka prawdziwa jedność – nas z bóstwem..” powiedział, a jego oczy lekko się zaszkliły.
„Jednak Devana odmawiała.. Przysięgła, że już nigdy nie założy Familii.” Powiedział zwieszając głowę.
„Zdawaliśmy sobie sprawę z tego jak się czuła, więc nie naciskaliśmy. Jej historia jest kanonem w tej okolicy a Devana sama z siebie jest .. Boginią..” powiedział z szacunkiem.
Patrząc na niego zrozumiałem że mówiąc „Boginią” nie miał na myśli jakiegoś tam bóstwa obdarzającego Falną poszukiwaczy przygód.
W jego oczach, Devana naprawdę była Boginią tej okolicy.
Boginią, do której mieszkańcy Lotril wciąż wznosili nieśmiałe modły…
Boginią, która w końcu odpowiedziała na ich błagania…
„Gdy posłała po nas i oznajmiła że chętnie powita nas w szeregach jej familii nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Szczęście wręcz eksplodowało. Jednak gdy po przyjęciu do familii świętowaliśmy nasze szczęście, ktoś zasiał w naszych sercach niepewność.” Powiedział marszcząc brwi.
„Devana wiedziała kim byliśmy..” zaczął po chwili przerwy.
„Tym razem sama po nas posłała. Tym razem to ona chciała byśmy się przyłączyli.. Po tylu latach odmowy.. Wiedzieliśmy że  coś większego za tym stoi..” powiedział zaciskając pięści.
„Jednak zgodziliście się..” powiedziałem nieco niepewnym głosem.
„Devana powiedziała nam wszystko.. Cele, zagrożenia.. Wszystko. Szczerze i bez ogródek, jeszcze zanim zdecydowaliśmy się na dołączenie do familii..” powiedział Amra.
„Powiedziała nam nawet o tobie.. O Skupieniu.. I Motywacji..” dodał po chwili zerkając z ukosa i starając się ocenić moją reakcję.
„Więc nawet przed wstąpieniem do familii wiedzieliście..”
„Tak.. Wiedzieliśmy kim jesteś, dokąd dążysz i co to za sobą niesie..” odparł.
„W dodatku.. Wiedzieliśmy jak mocny jesteś.” Dodał.
„Więc.. CZEMU?!” zapytałem podnosząc głos.
„Ze strachu..” odparł spokojnie patrząc mi w oczy.
„Przed czym..?” spytałem zdezorientowany.
„Jeśli faktycznie mieliście nas za nic, woleliśmy zginąć z waszej ręki tutaj, w lesie elfów, niż w czeluściach Dungeonu..” odparł z prostotą.
„Dungeon … On kradnie dusze.. To nie plotki. Widzieliśmy na własne oczy.. Myśleliśmy że zginęli powaleni przez potwory.. Stanęli przeciw nam.. Musieliśmy ich..  .. a ich ciała rozpadły się w pył.. Tak jak potworów.. My.. My nie chcieliśmy tak skończyć..” powiedział podnosząc głowę.
„Ale my i tak idziemy w Dungeon.. Ktoś.. Ktoś może zginąć.. A jego dusza.. Heh.” mówiąc to odruchowo się wzdrygnąłem.
„Co innego poświęcić duszę z własnej woli, a co innego  zostać złożonym na ołtarzu nienawiści..” odparł.
„Pójdę w zasadzkę bez mrugnięcia okiem jeśli będę wiedział, że za mną stoi familia gotowa ruszyć na pomoc gdy tylko zajdzie potrzeba.. Nawet jeśli i tak będzie to oznaczać śmierć.” Powiedział patrząc mi w oczy.
„Ale sobie komplikujecie życie..” powiedziałem patrząc mu w oczy.
„Wszyscy żyjemy pod tym samym niebem.. I to niebo ktoś chce nam właśnie obesrać i zwalić na głowę. A ja mam zamiar do tego nie dopuścić. Proste pytanie: Jesteście ze mną?” spytałem.
„Póki krwi starczy.”
„To się broń, bo mam zamiar wykminić jak walczyć z niewidzialnym.”
Sing!! Glimmer wydobyty z pochwy na plecach błysnął błękitnymi runami..

Whhooosh!!! Gruby kloc przemknął tuż za mną ocierając się o mój naplecznik.
Przestałem skupiać się na okolicy.
Nie miałem szans zobaczyć Skupieniem przedmiotów martwych.
Czas nauczyć się jak dostrzegać niewidzialne…

…….

„Skup się!! Przecież mnie pokonałeś!! Brakuje ci presji śmierci wiszącej na karku?!” spytał trochę rozeźlony Amra.
Wielki kloc znów zdzielił mnie w pierś. Gdyby nie pancerz to miałbym połamane żebra jak nic.. I tak gdy oddychałem to czułem delikatny posmak krwi.
Za dwa dni ruszamy a ja dalej w martwym punkcie..
Wciąż nie potrafię wprowadzić się w stan jak podczas walki z .. nimi..
„Nie szukaj u siebie na siłę tego podprogowego „czucia” którego wspomnienie kołacze ci się pod czaszką. Ono samo przyjdzie. Jak instynkt. Na razie nie możesz się na nim skupić, bo go nie ma. Więc skup się na tym co jest. Obserwacja, smak, słuch , zmiany ciśnienia.. No! Jeszcze raz!” powiedział po czym znów zniknął.
Za plecami poczułem ruch, to ten wielki kloc znów zaczął się bujać.
„Poczułem ruch..” WŁAŚNIE! Olśniło mnie.
Cały czas miałem to przed sobą jak na tacy, ale zamiast tego użyć, na siłę szukałem jakiejś specjalnej zdolności.
Gdy z nim walczyłem na śmierć i życie, w panice czepiałem się każdej najdrobniejszej oznaki czyjejś obecności..
Teraz, podczas treningu, oczekiwałem że znów jakaś wypasiona zdolność sama „zaskoczy” i zacznę jej ot tak używać.
A ta zdolność przecież już we mnie jest, tylko z niej nie korzystam!
Znów przekierowałem Skupienie na swoje własne zmysły, ale tym razem zamiast czekać na pojawienie się w blaskach chwały jakiegoś nowego cusia, skupiłem się na samych zmysłach i tym co przekazują..
Oczy spostrzegły niewielką zmianę cienia tuż przy samej krawędzi postrzegania.. Uszy wychwyciły cichy szum belki przepychającej się przez dzielące nas powietrze… Włoski na karku  poczuły delikatną zmianę ciśnienia..
Coś definitywnie zmierzało w moja stronę..
Czuję!! Czuję to!!! Pomyślałem z radością i wybiłem się obiema nogami na raz.

Sss!!! Zzzik! Hep!! SLACK!! THUD!!!

No.. To OCZYWIŚCIE był wielki, drewniany kloc, który sam uwiązałem u tego drzewa..
Wszystko poszło w miarę dobrze.. ale zapomniałem o tych cholernych linkach..
Podczas salta prawa noga zawadziła o jedną z nich i zamiast efektownie przeskoczyć nad nim, walnąłem o ziemię twarzą w dół, a powracający kloc walnął w moją.. dolną część pchając mnie po ziemi i napychając mi koszulę piachem.
Thad!!  Blok dłonią, szybki chwyt i szarpnięcie.
Ughhh!!
Rzuciłem zerwanego buta w bok i odbijając się od ziemi ręką i kolanami w ostatniej chwili złapałem go za nogawkę.
Po chwili tarzaliśmy się po ziemi jak gówniarze walcząc ze sobą na oślep.
Ktoś obserwujący to z zewnątrz miałby niezły ubaw, bo Amra wciąż pozostawał pod wpływem niewidzialności..
Miał nade mną przewagę siły i zręczności, więc po chwili przyparł mnie do ziemi. Udało mu się nawet założyć mi dźwignię na szyję, i zacząłem tracić oddech.
„Poddajesz się?”
Szarpnąłem się starając go zrzucić.
„Poddajesz?” spytał ponownie zwiększając uścisk.
Rozluźniłem nieco napięcie mięśni uginając ręce i opadając niżej.
„Tak myślałem..” powiedział z wyższością, po czym poluzował nieco uścisk.
„Trzy.. Dwa.. Jeden.. Już!” szepnąłem bezgłośnie, po czym wyprostowałem ramiona podnosząc go raptownie w górę.
THUD!!!



…***…

 




„Masz za swoje.. Nie kopie się leżącego. Nie wiedziałeś?” mruknąłem zerkając na niego z ukosa.
„Pierwsze słyszę.. Ani w Dungeonie ani w naszej poprzedniej familii nie słyszałem o takiej zasadzie.. Ale może miałem pecha co do potworów.. i .. ludzi..” odparł przykładając sobie do potylicy mokrą szmatę.
Z rozciętej głowy ciekła mu krew.
„Weź miksturę..” powiedziałem podając mu małą miksturę zdrowia.
„Później.. Najpierw poproszę Darrena żeby mi to zeszył, inaczej zasklepi się z koszmarną szramą, a jeszcze nie znalazłem sobie żony więc wiesz.. nie chcę się oszpecić..” odparł kręcąc głową i uśmiechając się niemrawo.
Pokręciłem głową również uśmiechając się pod nosem.

Gdy tylko poległem pod klocem rzucił się na mnie z pełną siłą.
Jakimś cudem wyczułem jego ruch i udało mi się w ostatniej chwili zablokować jego cios.
Co prawda nie miałem szans na kontratak, jednak złapałem go i zaczęliśmy walczyć na ziemi.
Wiedziałem że na dłuższą metę nie mam szans bo miał wyższy poziom, ale wyczułem że skoncentrował się na mnie, zapominając o czwartym uczestniku naszego treningu..
A przecież sam go rozbujał..

Gdy wreszcie skupiłem się na samym sobie zacząłem analizować każdy najdrobniejszy impuls który do mnie docierał za pomocą zmysłów.
Słyszałem .. za dużo.. Czułem.. za dużo.. Widziałem.. za dużo..
Zajęło mi chwilę by oddzielić zwykłe leśne życie od anormalnych doznań..
Lekkie skrzypnięcia sznura, zmiany ciśnienia powietrza, zapach potu, a na to wszystko analiza otoczenia i obiektów..
Gdy oberwałem klocem w plecy jedyna pewna droga ataku była od przodu, więc momentalnie odrzuciłem wszystko co docierało do mnie z tyłu i mogłem się skupić na reszcie doznań..
Dosłownie rzutem na taśmę zablokowałem to kopnięcie.
Gdy tylko złapałem kontakt, natychmiast starałem się uczepić jego nogi by maksymalnie zmniejszyć dystans.
Gdy poczułem że jedynie zerwałem mu but, rzuciłem się w panice tam, gdzie spodziewałem się znaleźć resztę. Uczepiłem się kurczowo tego co znalazłem powalając go na ziemię.
Jednak podczas szamotaniny poczułem że zaczyna zdobywać przewagę..
Na szczęście gdy już mam bezpośredni kontakt z przeciwnikiem, mogę poświęcić część zmysłów na ogarniecie otoczenia..
I wtedy usłyszałem te dwie delikatnie skrzypiące linki..
Podduszany przez Amrę liczyłem sekundy do następnego wahnięcia..
Dosłownie poczułem ten pęd powietrza pchanego przez gruby drewniany kloc.



…***…

 



 Mgła znów zaczęła się rozwiewać.
Ugiąłem lekko nogi i zamknąłem oczy.
Mniej zmysłów – mniej doznań do analizy.
Gdzie.. Gdzie jest ten kloc..
Na ósmej!!
Mocniej ścisnąłem rękojeść Glimmera.
Ssssing!!
FLOF! Heck!! WHIIIIIIAAAHHHIII!!!!!
W ostatnim momencie zmieniła trajektorię i znów uniknęła rozpłatania brzucha, jednak u moich stóp upadły dwa masywne gadzie palce zakończone długimi szponami.
Ryk rannej bestii trwał ledwo moment, gdy z drugiej strony nadszedł następny atak.
„Szybka jest ..cholera..” przeszło mi przez głowę gdy w ostatniej chwili udało mi się grzbietem miecza odbić pazur celujący wprost w moją głowę.
Nie byłem pewien czy moje zmysły mnie nie oszukują, wiec na moment otwarłem oczy..
Mgła zdążyła się zamknąć, ale przysiągłbym że..
Hep!! Sssing!! Zzzap!!
Następne błyskawiczne cięcie odbiło wielkie zębiska starające się złapać moją głowę.  Krew z przeciętego pyska potwora zbryzgała moją twarz, jednak nie zwracałem na to uwagi.
Jedno na co patrzyłem to były potężne łapy bestii..
W obu było po tyle samo szponów..
W żadnej nie było wbitego sztyletu..

NIE WIERZĘ!!

Zimny pot spłynął mi po plecach.
Nie musiałem długo czekać na następny atak.
Gdy tylko mgła zaczęła się rozrzedzać wybiłem się z całych sił.
W najwyższym punkcie lotu zrobiłem obrót.
Wiem.. Iwan nie raz przestrzegał mnie przed akrobacjami, zwłaszcza gdy nie było się od czego odbić, jednak nie miałem wyjścia..
Ciut za nisko..
Miałem nadzieje że przelecę saltem ponad pikującą wywerną, jednak przez mgłę źle oceniłem odległość..
W ostatniej chwili ciąłem nad głową, po czym potężne uderzenie błoniastego skrzydła dosłownie wbiło mnie w ziemię.
Miecz wypadł mi z dłoni, a ja sam myślałem przez moment że to moje ostatnie chwile..
Jednak chyba udało mi się.
Tuż obok mnie poczułem potężne walnięcie, więc jednak .. jednak udało mi się ją zranić..
Jednak mój umysł zaczęła ogarniać panika..
Poczucie bezsilności podstępnie starało się zawładnąć moim umysłem i niestety zaczęło zdobywać przewagę..

DWIE WYWERNY!!!!

„Cholera.. to dwie wywerny..” myślałem w panice starając się ocenić naprędce moje szanse..
Jednak podświadomość znów dała o sobie znać.


…….


„Jak mam  z wami walczyć?! Obaj macie trzeci poziom!! Przecież to jasne że przegram!” powiedziałem gdy oznajmili że zaczynają trenować mnie razem.
„Czyli że jak w Dungeonie staniesz przed mocniejszym potworem, to mu powiesz : Dobra zjedz mnie.. Jesteś mocniejszy ode mnie.. Hę?!”  spytał Iwan.

……

Dungeon nie będzie się pytać czy to fair atakować z przewagą..
Zresztą.. Nie tylko Dungeon..

……


To musiały być dwa gady.. Przy tej szybkości nie mogły przecież tak szybko nawracać.
Nieważne. Dalej żyję. I będę żyć.
Nie byłem pewien co zrobi druga wywerna, ale miałem zamiar się przekonać.
Jedna już uziemiona, z rannym skrzydłem raczej nie poleci, więc jest narażona na atak.
Druga zdaje sobie z tego sprawę, wiec jeśli zaatakuję tą ranną…
Glimmer upadł jakieś cztery metry ode mnie.
Zdążyłem zrobić trzy kroki.
W ostatniej chwili ugiąłem kolana.
Whhhooooshhh!!!! ..
Thump!
Potężne pazury o włos minęły moją głowę i przeorały ziemię w miejscu gdzie byłbym, gdybym nie opadł na kolana.
„Mało brakło..” przeszło mi przez głowę, gdy wtem..
THUDDD!!!
Potężne uderzenie masywnego ogona pozbawiło mnie tchu i posłało w powietrze.
Prawa ręka pulsowała bólem a przy każdym, z trudem łapanym oddechu czułem w ustach krew.
Po dwóch obrotach straciłem świadomość kierunku, więc tylko osłoniłem głowę rękami i czekałem aż walnę w ziemię.
GHECK!!
Uderzenie było silniejsze niż mogłem się spodziewać. Walnąłem plecami i chyba mnie zamroczyło na moment bo gdy czerwone płaty przestały latać mi przed oczami, następnym co dostrzegłem była rozstępująca się mgła.
Następna była wielka szponiasta łapa wyprzedzająca błyskawicznie rosnący cień…
Rozpaczliwym rzutem w bok starałem się uniknąć nadziania na wielkie szpony, ale jeden z nich zdołał mnie zahaczyć.
Eksplozja bólu i fala gorąca zalała moją lewą stronę.
Ostry jak brzytwa szpon przeorał mój bok, prując kolczugę jak jutowy worek, tak, że jej popękane oczka mignęły mi przed oczami jak srebrny deszcz..
Na domiar złego pazur przeciął rzemienne łączenia zbroi i gdy dokończyłem przewrót, obie części przesunęły się tak, że napierśnik zablokował mi widoczność.
Nie miałem wyboru.
Jednym ruchem zrzuciłem zbroję szykując się jednocześnie na następny atak.
To koniec..
Błyskawiczny skan najbliższego otoczenia uzmysłowił mi grozę sytuacji.
Ranna wywerna była może ze dwadzieścia metrów ode mnie a druga już pikowała w moją stronę.
Podniosłem się z kolan.
Pyk!
Odkorkowana mikstura leczenia, ruch ręki, łapczywy łyk, drugi..
Ding!
Rozbita fiolka uwolniła resztę życiodajnego płynu który ochlapał mi stopy.
Nie miałem czasu na więcej.
Już uginałem kolana.
Zamknąłem oczy.
Nie miałem czasu na planowanie, ale musiałem przetrwać ten atak..
„To właśnie tak czują się poszukiwacze przygód w podziemiach gdy nadchodzą ich ostatnie chwile..” przemknęło mi przez głowę.
„Chrzanić to.. To nie są moje ostatnie chwile.” Pomyślałem zagryzając zęby.
Położyłem dłonie na ziemi.
Palce lewej dłoni skaleczyło szkło z rozbitej fiolki, lecz zignorowałem ten ból.
Krew wsiąkła w ziemię.
Poczułem to.
Ciepło runów przecinających moją twarz.
Kojący dotyk ziemi, który przez moje dłonie dodawał mi otuchy.
Wibracje gruntu powiedziały mi z której strony nadciąga przeciwnik.
Wybiłem się z całych sił.
Z gołymi pięściami rzuciłem się na atakującą wywernę.
Dwanaście kroków..
Zacisnąłem z całych sił pięści.
Skupienie przekierowałem w głąb siebie.
Jeśli mogę wzmocnić swoje własne zmysły, to czemu nie ciało?
Doskonale wiedziałem co nadciąga.
Z jednej strony, wlokąca za sobą ranne skrzydło bestia już szykowała paszczę by zamknąć na mnie zębatą pułapkę, a z drugiej - latająca wściekłość zdawała sobie sprawę że bezbronna ofiara nie ma szans jej uciec.
Ich podniecenie dało się wyczuć nawet bez specjalnych zmysłów.
Z obu stron nadchodził ten sam sygnał.
ZDYCHAJ.
„ .. takiego..”
pomyślałem w duchu, po czym zebrałem resztkę dostępnej siły.
Wyostrzone do granic możliwości zmysły ostrzegły mnie przed kłapnięciem szczęk na wpół sekundy nim nastąpił.
Wystarczyło.
Z całych sił kopnąłem tą wielką paszczę.
Kreeck! Jęknęło kilka pękających zębów, lecz  nim bestia zdążyła się zorientować, mnie już tam nie było.
Odbiwszy się z całych sił celowałem w łapę drugiej bestii.
Bez broni nie zdołam ich pokonać, a Glimmer leżał daleko od nas..
Za to Spark..
Właśnie leciał ku mnie…
W ostatniej chwili obróciłem się unikając pazurów i walnąłem w masywną nogę potwora.
Pozbawiony ochrony pancerza aż jęknąłem z bólu. Lewy bok znów eksplodował piekącym ogniem a z ledwo lekko zasklepionej dzięki miksturze rany znów pociekła gorąca krew.
Nie miałem jednak czasu  by użalać się nad sobą.
Resztkami siły woli odepchnąłem to uczucie na bok koncentrując się na najważniejszym – zdobyć broń!!
Nie miałem czasu. Ledwie sekunda minęła od momentu gdy wyrżnąłem całym ciałem w łuskowata łapę, a bestia gwałtownym szarpnięciem skrzydeł zaczęła się wzbijać.
Tuż obok mnie kłapnęły wielkie, zębate szczęki, lecz w powietrzu nie mogła mnie dosięgnąć, więc spróbowała mnie zrzucić drugą łapą.
Nie było czasu na nic. Poluźniłem uścisk i zsunąłem się w dół po drodze łapiąc za rękojeść Sparka.
WWWWAAAAAHHHHOOOOOOAAAA!!!!!! Ryknęła z bólu bestia gdy uchwyciwszy rękojeść sztyletu momentalnie przekręciłem go zrywając ścięgna i naruszając mięśnie.
FLOF!! Instynktowna, reakcja prawie zatrzymała bestię w miejscu..
Wyrwałem sztylet z łapy potwora i z całych sił odbiłem się nogami od pazurów bestii.
Na szczęście do ziemi nie było daleko.
Walnąłem zdrowo, ale zdążyłem się przetoczyć rozpraszając nieco energię upadku.
Kątem oka dostrzegłem jak wielka wywerna kilkoma machnięciami skrzydeł wzniosła się na bezpieczną wysokość.
HYP!! Stęknąłem wybijając się w ostatniej chwili a kolczaste wyrostki na końcu ogona bestii lekko musnęły mojego buta.
Rozszerzyłem nieco zasięg Skupienia.
Jeśli będę trzymał się blisko uziemionej wywerny, druga nie zaatakuje z powietrza, bo mogłaby przypadkiem poturbować towarzyszkę..
Jednak próba krycia się w cieniu rannej bestii oznaczała ryzyko zagryzienia, rozdeptania czy wręcz zmiażdżenia ciosem potężnego ogona.
Znów poczułem ruch jeszcze zanim zasłona mgły rozstąpiła się ukazując szarżującego potwora.
Masywne szczęki kłapnęły zębiskami gryząc próżnię.
Spark był zbyt krótki i lekki by rozpłatać pokryte łuskami podbrzusze potwora, a poza tym bestia wciąż była dla mnie za szybka.
Nie mam szans zakończyć tego za jednym zamachem, to będę musiał ciąć po kawałku.. pomyślałem wykonując wślizg pod skrzydło potwora.
Jedyne, prawie nie osłonięte łuskami miejsce..
Zaryłem jedną stopą w ziemi by przekierować ruch i trochę się wybić..
Bestia już zaczęła odchylać ciało jakby zdawała sobie sprawę z tego co chcę zrobić, jednak ciut za wolno.
Poczułem opór gdy trzymany oburącz Spark ciął pachę bestii.
Jej ryk bólu zlał się w jedno z gorącą falą krwi spływającą po moim ciele.
Może bym go i usłyszał, gdybym znów nie przegapił ogona, którego chaotyczne uderzenie miotnęło mną w stronę lasu pozbawiając tchu i przytomności.
KRACK!!
GhhrooOOAAHH!!!!
Ocknąłem się pod złamanym drzewem wciąż kurczowo ściskając oburącz Sparka.
Przez umysł przemknęły mi jednocześnie cień wdzięczności za instynktowne ratowanie ostrza, i wdzięczności dla Jansona za wyposażenie mnie w tą broń „ostatniej szansy” jak to określił.
To JEST moja ostatnia szansa, pomyślałem gdy zmysły znów zaczęły wracać do normalności.
Kawałek dalej szalała ranna bestia łamiąc mniejsze drzewa w poszukiwaniu swojego celu.
Z ledwością ruszyłem dłonią.
 Starając się nie wyć z bólu podniosłem do ust jedyną fiolkę która  nie została potrzaskana podczas uderzenia masywnym ogonem.


…..


„Co robisz?”  spytałem z ciekawością widząc jak Oren zaciekle wali młotem w kowadło.
„Staram się nie spier..przyć bardziej tego co już zepsułem..” odparł przeklinając przez zaciśnięte ze złości zęby.
„Janson miał rację.. Na tym poziomie nie powinienem brać się za kucie mithrillu..” dodał wrzucając do wiadra z wodą ledwo ukształtowany kawałek metalu.
„Nie przyszedłeś na termin co nie?” spytał podnosząc na mnie wzrok.
„Za kilka dni ruszamy.. Mam dla ciebie zlecenie.” Powiedziałem.
„Wymyślisz mi coś, żeby fiolki nie tłukły się w holsterze? Jakiś.. no nie wiem.. pancerny pojemnik czy coś..?” dodałem dla wyjaśnienia.
„Przyjdź za dwa dni.. Coś pomyślę..” odparł, po czym znów wyjął szczypcami z wody uparty kawałek rudy i wrzucił go do ognia.
„No.! Sio!. Za dwa dni powiedziałem .. nie?” powiedział wyganiając mnie z wynajętej na ten krótki czas kuźni.

…….

„Uhh.. Myślałem że ci się uda..” mruknąłem odbierając z jego dłoni wąską, przypominającą fiolkę rurkę.
„Indyk też myślał. O niedzieli. A w sobotę mu.. łeb ucięli.” Odparł wzruszając ramionami Oren.
„Nie ma szans..” dodał.
„Mogę ci zrobić pancerny futerał wyłożony włosiem z wiewiórczych pędzelków ale wtedy będziesz potrzebować giermka żeby wsiąść na konia..” wyjaśnił.
„Zrobiłem masę testów.. Przy słabych uderzeniach niektóre nawet działały, ale gdy przyszło naprawdę mocne walnięcie to..” przerwał zawiesiwszy głos na moment.
„W każdym razie - zamiast robić pancerny holster – zrobiłem ci pancerną fiolkę.” Powiedział pokazując na srebrzystą, metaliczną kopię zwyczajnej fiolki którą trzymałem w ręce.
„Jest zrobiona z tytanium, łatwiejszego w obróbce dla niskopoziomowego kowala, a prawie tak samo wytrzymałe co Mithrill.. Korek jest wkręcany i ma prosty zaworek wiec nawet gdy ścianki ulegną zmiażdżeniu, tylko część zawartości wycieknie. Masz. Lepszy rydz niż nic..” powiedział na koniec.
„Niestety materiału starczyło raptem na jedną, więc musisz się zastanowić co do niej wlejesz.” Zakończył wzruszając ramionami.
„Cóż.. Dzięki..Zawsze to coś..” powiedziałem z roztargnieniem, zastanawiając się jednocześnie którą miksturę wybrać..


…….


Wystarczyło pstryknąć kciukiem kapturek który osłaniał wylot korka, pociągnąć łyk, i znów zamknąć jednym ruchem kciuka.
Genialne rozwiązanie na dynamiczną walkę.
Nawet upuszczona na ziemię będzie trzymała zawartość ..

Poczułem znajome ciepło i mrowienie towarzyszące działaniu podwójnej mikstury Nahzy..
Płynnym ruchem zamknąłem fiolkę i wsunąłem do holstera.
Nie było sensu się ruszać.
Póki nie odzyskam pełnej władzy w ciele, każda akcja jest skazana na porażkę.
Jednak.. żeby dojść do prawie pełni sił musiałbym wypić całą miksturę i poczekać co najmniej z dziesięć minut.. Niestety z każdym stąpnięciem potwora mój czas dramatycznie się kurczył.

Nie miałem co liczyć na jakiś dodatkowy czas.
Mimo że pasma mgły przesuwały się leniwie pomiędzy nami i mój zapach jeszcze nie dotarł do nozdrzy bestii, to była jedynie kwestia może kilku minut zanim mnie odnajdzie.
Spróbowałem wstać.
Delikatnie, by ruchem nie zainteresować bestii, a jednocześnie by nie zwiększać bólu..
Jednaj gdy tylko się poruszyłem, poczułem że moja noga odmawia posłuszeństwa, a przed oczami zawirowały czerwone płaty.
Z ledwością powstrzymałem się od krzyku.
Zerknąłem w dół i zobaczyłem wielki, czarny kolec tkwiący w prawym udzie.
Musiał się odłamać z ogona wywerny gdy mnie walnęła. Jakimś cudem nie czułem nic dopóki się nie ruszyłem.
W dodatku ból w klatce piersiowej potęgujący się przy każdym oddechu oznaczał prawdopodobnie złamane co najmniej jedno żebro..

Nie było dobrze..
Nie było..
Potrzebuję jeszcze chwilę..
Mikstura zacznie działać i..
Nie wiem jakim cudem udało mi się usłyszeć, czy może bardziej - wyczuć nadchodzący atak.
Obserwowanie szukającej mnie na ziemi wywerny zaabsorbowało mnie tak, że  zupełnie zapomniałem o drugim gadzie wciąż krążącym nade mną.
Ignorując rozpaczliwy protest obitego ciała w ostatniej chwili zszedłem z drogi potężnym szponom i schowałem się za złamanym pniem.
Powoli zaczynałem odzyskiwać oddech.
Bolało jak cholera przy każdym ruchu, ale nie mogłem sobie pozwolić na wypicie reszty fiolki.
Podwójnej mikstury zostało mi może na jeden łyk.. W sam raz by odnowić wyczerpanie po walce.. jeśli przeżyję.
Jednak jeśli miałem cokolwiek zrobić, musiałem odzyskać choć nieco sił, i to już!
Miałem kilka sekund nim zawróci i znów zaatakuje, wiec na moment przytuliłem się do złamanego pnia za którym się schowałem.
Znów pomyślałem o Gai i mojej misji.
Poczułem coś na kształt delikatnej energii wnikającej w moje ciało.
A może to tylko spóźniona reakcja na łyk podwójnej..
Może.
Jednak to nie miało znaczenia.
Byłem gotów.
To znaczy.. Mój umysł był.
Właśnie trwały pertraktacje z ciałem by zaakceptowało sytuację i wreszcie przestało wrzeszczeć z bólu..
Po chwili się poddało i zgodziło na drakońskie warunki.
Gdzieś w podświadomości przemknął mi obraz niewyraźnej istoty podnoszącej ręce w geście poddania, i mruczącej: „ .. dobra.. róbta co chceta, ale jak mnie przy tym szlag trafi to się nie dziwcie..”
Jednak nie było czasu na pierdoły.
Delikatne mrowienie w stopach oznajmiło że to koniec działania mikstury.
Dam radę.” Przeszło mi przez głowę.
Mocniej ścisnąłem Sparka.
Podniosłem kamień i rzuciłem.
Poszybował wysokim łukiem ponad głową rannej bestii która wciąż starała się mnie znaleźć.
Poprzez rzednące pasma mgły widziałem jak obracała głowę obserwując jego lot, po czym nim upadł, ruszyła w moją stronę…
Tak naprawdę to liczyłem na to że odwrócę jej uwagę i dzięki temu zaskoczę ją od tyłu..
Usłyszała lecący kamień? A może dostrzegła jego ruch?
Nie miało to znaczenia.
Była prawie przede mną.
„Grehh!! GWIAAH!!” ryknęła krótko i zaatakowała.
Odskoczyłem w stronę bezwładnego skrzydła.
Przeszkadzało jej i z tej strony była mniej zwinna więc tylko tam miałem szansę się schować.
Jednak nim zdążyłem cokolwiek więcej wymyślić pojawiła się druga bestia.
Teraz zrozumiałem ten krótki ryk i dość ospały atak.
Wezwała partnerkę i zajęła mnie na chwilę żebym nie zdążył uciec gdy przybędzie.
Ale to nic.. przeszło mi przez myśl.
Złamane drzewo jak stercząca z ziemi włócznia dawało mi jakąś niewielką osłonę przed atakami z powietrza a ranna bestia nie ruszała się tak żwawo jak wcześniej. Jednak pomimo dwóch głębokich ran jakie jej zadałem wciąż była zwinniejsza niż mógłbym przypuszczać.
Wtem przypomniałem sobie tą wywernę która przedzierając się w naszą stronę po pierwszym ataku oderwała swoje bezwładne skrzydło…
Tych bestii nie powstrzyma uziemienie.
Ich determinacja by zniszczyć przeciwnika powodowała że tak jak ja – ignorowały ból, byle tylko pokonać wroga..
HEPH! Stęknąłem, przewrotem unikając wielkich zębów.
WWWwwwwhhoooOOOSSSHHH!!!! Łopot wielkiego skrzydła zagłuszył mój jęk bólu, gdy w ostatniej chwili udało mi się przygiąć do ziemi.
THUD!!!
Znów ten cholerny ogon.. przemknęło mi przez myśl, gdy potężne uderzenie w pierś wypchnęło mi powietrze z płuc a krew trysnęła z ust.
Jednym rozpaczliwym aktem przekierowałem całą dostępną siłę swojego Skupienia wprost do swojego ciała.
Ignorując kolczaste wyrostki z całych sił złapałem jej ogon.
Starając się mnie pozbyć bestia kilka razy walnęła mną o ziemię, jednak choć moje ciało krzyczało z bólu – Skupienie nie pozwoliło mu puścić.
Wywerna szalała, kręciła się w koło, a jej ogon i bezwładne skrzydło wzbijały tumany kurzu.
Nie miałem tyle sił co Iwan który był w stanie miotnąć tym wielkim cielskiem jak workiem mąki.
Ale już było blisko..
Bezwładne skrzydło bezwiednie ciągnęło ją w lewo więc  jeszcze jeden obrót i..
Theck!!
Puściłem, zanim kolczasty taran uderzył z impetem w złamane drzewo.
Tuż nad nami zaczęła pikować gotowa do ataku druga bestia, ale nie przejmowałem się tym na razie.
Miałem całe cztery sekundy tylko dla siebie.
Zdezorientowana potężnym uderzeniem w pień wywerna nie zdążyła na czas uwolnić ogona, więc zamiast tego rzuciła się w moją stronę z otwartą paszczą.
Znów przekierowałem całe skupienie w jeden punkt.
W dłonie trzymające Sparka.
Momentalnie straciłem świadomość otoczenia, gdy cała dostępna energia skupiła się w jednym miejscu.
Nie musiałem widzieć się z zewnątrz by widzieć jarzące się na mojej twarzy runy.
Ich ciepło przenikało mnie na wskroś, do samego serca, napełniając je mocą i nadzieją.
Wybiłem się z lewej i prawą stopą zdzieliłem bestię w pysk zamykając z głuchym kłapnięciem zębatą pułapkę, po czym z całych sił uderzyłem.
GHIAAA!!!
SHECK!
Tuż po tym jak z całych sił  wbiłem Spark w oko bestii - przekręciłem ostrze by jak najszybciej je uwolnić.
Kreck! Głuchy odgłos pękających kości oznajmił rychły koniec potwora.
Heh!! W ostatnim momencie odskoczyłem przed wielką szponiastą łapą, ale nogi znów podciął mi wijący się na wszystkie strony ogon.
Jednak już było po wszystkim
Jeszcze kilka ostatnich drgawek i konwulsje wielkiej bestii ustały.
Mógłbym przysiąc że nim wielkie oko zaszło mgłą, w ostatnim momencie patrzyło na mnie.. ze .. smutkiem.
Wyprostowałem się nie wiedząc co o tym myśleć, jednak w tym samym momencie za plecami usłyszałem przejmujący ryk.
Druga bestia chyba zdała sobie sprawę ze śmierci towarzyszki, i pikowała na mnie w rozpaczliwym akcie zemsty.
Tym razem nie miałem zamiaru się kryć.
Uniosłem Sparka w górę i przybrałem pozycję do ataku.
Znów zmieniłem działanie Skupienia i skoncentrowałem się sobie.
Wywerna w ostatniej chwili zmieniła zamiar.
Na twarzy po czułem potężny podmuch gdy druga wywerna kończyła hamować nieudany atak. Wyglądała jakby obserwowała całą scenę z bezpiecznej odległości.
„No chodź.. Boisz się?” powiedziałem zaczepnie wznosząc sztylet w górę.
„ GWWWWIIIIHHHHAAAQA!!!!” ryknęła w odpowiedzi wywerna.
„NO CHODŹ!!” Krzyknąłem z całych sił wymachując jednocześnie sztyletem.
„NO!! NAPRZÓD!! DAJESZ!! CZEKAM!!” krzyczałem dalej starając się ją ze wszystkich sił sprowokować.
Nie mam pojęcia co mnie wtedy opętało.
Wywerna latała wokół mnie starając się mnie dorwać, jednak gdy tylko zbliżała się, ja momentalnie eksplodowałem niespotykanym szałem bitewnym.
Wszystko położyłem na jedną szalę.
Za moimi plecami leżało truchło jednego potwora, a ja ze wszystkich sił starałem się sprowokować do ataku drugiego..
Jej zaciekłe ataki rozwiały mgłę i znów mogłem polegać na wzroku, więc starałem się jak najbardziej wzmocnić moją siłę i zręczność.
Machałem rękami jak wiatrak lewym ochraniaczem odbijając wielkie szpony by następnie nie tracąc pędu ciąć Sparkiem tak wysoko jak tylko mogłem.
I choć nie byłem w stanie zadać wielkich obrażeń, na skrzydłach i łapach bestii wykwitało coraz więcej  niewielkich krwawych szram.
Oderwane łuski bestii odbijały blade światło słońca pod różnymi kątami, więc po kilkunastu nawrotach ziemia wokół skrzyła się tu i ówdzie jakby jakiś roztargniony krasnolud pogubił wydarte górskim trzewiom diamenty..

GHHWIIAAA!!!
Sssing!
OAAARAA!!!
Tym razem zaatakowała wielką zębatą paszczą i o mało nie przypłaciła tego ataku utratą oka.
W to ciecie włożyłem całe swoje siły, jednak brakło mi precyzji i ostrze przecięło pysk tuż pod oczodołem otwierając długą może na pół metra krwawiącą ranę spod której prześwitywała biała, mocna kość.
Zdołałem uchylić się przed machnięciem skrzydła, z ledwością minąłem szpony.. i znów oberwałem ogonem.
Na szczęście tym razem niezbyt mocno, jednak wystarczająco by odrzuciło mnie na kilka metrów.
Bestia znów wzbiła się w powietrze.
Leciała wysoko, po okręgu, potrząsając łbem i porykując cicho ze złości.

Cich!! Zagryzłem wargi zdając sobie sprawę z impasu w jakim się znaleźliśmy.
Ona nie odpuści, a ja..
Wygląda na to że klątwa Kelpie pomaga mi w nieznacznym stopniu regenerować manę i życie, bo normalnie nie dałbym radę utrzymać Skupienia tak długo, jednak i tak goniłem już resztkami sił.
Jeszcze chwila, a nie będę miał jak walczyć.
Położyłem dłoń na tkwiącej za pasem rezerwie.. Już miałem z niej skorzystać, gdy uchwycony kątem oka błysk z oddali zapalił w mojej głowie lampkę nadziei.
Jeszcze chwilę.. Muszę wytrwać jeszcze moment..
Jedno co muszę zrobić, to sprowadzić ją ze wszelkich sił na ziemię.
Przełożyłem Sparka do lewej dłoni, ostrzem w dół, tak, by schować je przed wzrokiem atakującej bestii.
Prawą dłonią wyjąłem zza pasa fiolkę z resztką podwójnej mikstury Nahzy..
„NO CHODŹ!!!!” krzyknąłem z całych sił wznosząc w górę prawą dłoń.
Widziałem jak złożyła skrzydła i zaczęła pikować w moją stronę.
Kciukiem otwarłem zatyczkę i łapczywie wypiłem ostatni łyk.
Bestia musiała zauważyć błysk światła odbity od metalowej fiolki, bo nieznacznie zmieniła kąt ataku.
Po tych kilkunastu nawrotach zdążyłem już poznać mniej więcej jej możliwości..
Z tego kąta może zaatakować jedynie pyskiem albo prawą łapą..
Inteligentna bestia..
Już dwa razy zmusiła mnie w ten sposób do zmiany strategii, bo atakując od prawej zmuszała mnie do wyboru czy się bronić czy atakować, co skutkowało większymi obrażeniami z mojej strony bo nie mogłem jednocześnie odbić szponów i porządnie zamachnąć się ostrzem..
Jednak nie wiedziała że tym razem mam sztylet w lewej dłoni…
CRAAACK!
Śśśt!
GWHIIIAAA!!!
Ryk bólu i głuche uderzenie tuż po nim oznajmiło mi że fortel się udał.
Prawą ręką odbiłem szpony, ale zamiast od razu ciąć, wypuściłem fiolkę, i złapałem ostrogę bestii.
Pociągnąłem się z całych sił pomagając sobie odbiciem od ziemi i ciąłem lewą ręką wysoko nad głową.
Z powodu innego ułożenia w dłoni Spark nie miał aż tyle siły co poprzednio, jednak to wystarczyło.
Bestia już nigdzie nie poleci…
Dzięki temu że trzymałem się z całych sił ostrogi, udało mi się uniknąć ataku ogonem, i gdy tylko stopy dotknęły ziemi wybiłem się w tył by znaleźć się jak najdalej od bestii.
Wylądowałem na lekko ugiętych nogach starając się nie spuszczać wzroku z wywerny, ani z jej ogona, który sam w sobie zdawał się być odrębną istotą.
Tyle razy wydawało mi się że jestem w stanie się przed nim uchronić, ale przeważnie polegałem.
Najgorsze jest to, że każda porażka niosła ze sobą totalną destrukcję… Po bólu jaki niósł ze sobą każdy oddech nie wiem czy zostało mi choć jedno całe żebro. Z rany na udzie wciąż ciekła krew, a ręce omdlewały co chwila..
Jednak nowy cel dodawał mi otuchy i znów z nadzieja patrzyłem na swoją.. dość krótką jak na razie przyszłość..
Ostatni łyk podwójnej kończył swój efekt, ale to wystarczy.. Musi wystarczyć, bo to już wszystko co mam.

Ale czy rzeczywiście?
Kątem oka dostrzegłem wybuchający na zachodzie ognisty fajerwerk, a po chwili przyjemne ciepło rozpłynęło się delikatnie po mojej piersi dodając otuchy i łagodząc strach.



…***…

 




„Masz jakieś wieści?? LEA!! MASZ COŚ?!” krzyknęła Norien potrząsając siostrą jak lalką.
Klęcząc na ziemi Lea właśnie słała prośby do okolicznych zwierząt by pomogły jej zlokalizować Blake`a , jednak po ukazaniu się bestii niewiele zwierząt zostało w okolicy, a te nieliczne które nie zdążyły uciec były zbyt przerażone by współpracować…
Młoda półelfka patrzyła przerażonym wzrokiem na siostrę której blizny już od jakiegoś czasu niebezpiecznie pulsowały czerwienią..
 „Uspokój się.. Nic mu nie jest..” powiedział Iwan starając się ją pocieszyć.
„Ja mam się uspokoić?!! Bydlę porwało mojego…  .. kapitana.. diabli wiedzą gdzie i może teraz wypruwa mu flaki swoim wielkim dziobem a ty mi mówisz że mam się uspokoić?!” powiedziała wzburzona łapiąc krasnoluda za brodę i przysuwając swoją twarz do jego tak, że mógł z łatwością policzyć jej odrastające rzęsy.
„Ekhm.. Wywerny nie maja dziobów tylko zębate paszcze…. AU!!”  wtrącił z jękiem na końcu Darren.
„Nie pomagasz..” mruknęła Devana zdzieliwszy go z rozmachem w głowę.
 „Weź się w garść Norien!” powiedział stanowczym głosem Ichiro łapiąc dziewczynę za ramię.
Ta, w odpowiedzi odwróciła się w jego stronę, a w jej dłoni pojawiła się niewielka ognista kula.
„Jak śmiesz..”
Heh!!!
Lea płynnym ruchem zbiła dłoń siostry w dół, dając Iwanowi pole do popisu..
Krasnolud jednym zamachem dłoni wysłał ognistą śmierć w niebo.
Utraciwszy związek z osobą która ją stworzyła, malutka skwiercząca kula eksplodowała wysoko nad drzewami feerią niewielkich ognistych wybuchów…

„Gdyby coś mu się stało, Devana będzie wiedzieć pierwsza. Myślisz że siedziała by tu tak spokojnie gdyby nie była pewna że nic mu nie grozi?” spytał Ichiro gdy dziewczyna znów zaczęła odzyskiwać kontrolę nad sobą.
„Przepraszam że tak na ciebie wyskoczyłem..” dodał spuszczając wzrok.
„Nie szkodzi.. Rozumiem. Dałam się podejść rozpaczy..” powiedziała Norien spuszczając głowę..
„Lea.. Proszę..”
„Och.. ..”
Półelfka pochyliła się nad poparzoną dłonią Iwana i zaczęła znów mamrotać jakieś druidzkie zaklęcia.
Po chwili pod jej dłonią pojawiło się blade, kojące światło, a dłoń krasnoluda zaczęła się goić.

„Devana.. Pani.. Jak.. Co czujesz.. Jak on..” spytała nieśmiało Norien odwracając się w stronę bogini.
„On..” .. zaczęła niepewnie wsłuchując się w siebie..
„On walczy..” powiedziała po sekundzie przerwy.
„Jego dusza drży.. Boi się, ale .. Ma nadzieję..” dodała patrząc w oczy Norien.
„Da sobie radę. Zwycięży. Nasza wiara w niego dodaje mu sił.” Powiedziała nieco mocniejszym głosem, po czym położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.
„Hehe.. Pewnie ze do rade.. Co se myślicie.. Blake by se doł rade ze mnom jakby się postaroł, a tako wywerna to przeca dlo mnie zwykłe bydle..” powiedział ze śmiechem krasnolud klepiąc się z rozmachem po udach.
„Som powiedz Ichiro! Wielaś wywern swoimi rencami ukatrupił? A jak ci przisło z chłopokiem walcyc toś ledwo doł rade. Poradzi se i ino patrzeć jak nom z lasa jego łepetyna wychynie!” dokończył rozentuzjazmowany.
Nieco podniesiona na duchu Norien utkwiła wzrok w ścianie mgły, w kierunku w którym zniknął Blake porwany w szponach bestii.
Na ramieniu czuła dłoń Bogini i wiedziała że nie tylko ona się martwi.
Iwan, choć wygłosił taką płomienną przemowę, również spoglądał w mgłę jakby chciał ją przeniknąć wzrokiem.
Jednak w kącikach jego ust czaił się.. Uśmiech?
„Iwan.. Ty naprawdę myślisz..” zaczęła Norien nieśmiało.
„Dziecko.. Tyn chłopok dopiero jak dostanie zdrowo po rzyci pokazuje na co go stać.. Pokonoł nietypowca jak jesce ni mioł falny.. Dyć to je Waldstein!! Mo Misje do zrobienia!” powiedział podekscytowany.
„Ino jedno rzec mie martwi..” powiedział po chwili, a oczy dziewcząt wpatrzone przez chwilę w niego jak w jakąś ikonę – przygasły..
„Ni mogę widzieć walki, a to może być nojlepsy pojedynek pod słońcem!!” powiedział pochylając głowę.
Nie musiał podnosić głowy by widzieć ich oczy.
Nagle…
„Devana.. czy Direct Link działa w obie strony?” spytała nieśmiało Lea.
„W pewnym sensie..” odparła bogini przypominając sobie przekazanie Falny za pośrednictwem Blake`a..
„Więc może gdybyśmy mogli spróbować..” powiedziała Lea spoglądając na boginię proszącym wzrokiem.
Devana skinęła głową. Nawet jak nie pomoże jemu, to ukoi ich ..
Wszyscy skupili się wokół niej, na ramionach poczuła ich dłonie.
Nawet Orena i Iwana , choć nie należeli do ich familii..
Zamknęła oczy, a ich dusze zapłonęły wokół niej jak świetlisty krąg.
Tak naprawdę nie wiedziała co ma zrobić.. Jak połączyć się ze swoim dzieckiem, więc po prostu przywołała jego wspomnienia, wciąż żywe w jej pamięci.
Zwłaszcza to pierwsze.
Obraz tego odważnego, choć przestraszonego chłopca, który lekko drżącym głosem krzyknął: „ Zostawcie ją!”
Świat zniknął.
Jak przez mgłę dostrzegła coś na kształt wielkiej zębatej paszczy otwierającej się by wykonać wyrok…
NIE. TO SIĘ NIE STANIE.
Jej boska cząstka zawładnęła nią na moment i posłała falę ich wspólnej, zjednoczonej wiary i nadziei dziecku które rozpaczliwie jej potrzebowało.



…***…

 



Zamknąłem oczy.
Przez moją pierś wciąż płynęła delikatna fala ciepła..
Czułem ją jak życiodajny sok wnikający w moje ciało i napełniający mnie nadzieją.
 „ Już niedługo..” szepnąłem do siebie odwracając głowę w kierunku szarżującej bestii.

Muszę uważać na ogon..
Zęby, pazury i ogon..
Po kilku chwilach stało się jasne że ta potyczka nie będzie łatwa.
Spark nie nadawał się do ofensywy, a rany jakie udawało mi się czasem zadać  były jak drobne skaleczenia przy przedzieraniu się przez gęstwinę. Upierdliwe, ale niegroźne..
Zęby.. pazury.. ogon i..
I skrzydła.. nawet to bezwładne
. 
Właśnie omal nie pogrzebałem nadziei na przetrwanie.
Uniknąłem rozdeptania, w ostatniej chwili ochraniaczem odbiłem potężne kłapnięcie, podskoczyłem by przepuścić masywny, pokryty kolcami ogon, gdy zamiast niego wielkie, błoniaste skrzydło nakryło mnie jak olbrzymia, ciężka kołdra i przerolowało po ziemi.
Nim zdołałem się otrząsnąć po tym niespodziewanym ataku, masywna łapa zamajaczyła mi nad głową. Przetoczyłem się po ziemi jeszcze kawałek by dosłownie o centymetry uniknąć rozdeptania, po czym wzbijając tumany kurzu młóciłem rękami i nogami ziemię byle tylko wyrwać się spod skrzydlatej pułapki.
Sprytna bestia dostrzegła że uciekam jej dalekimi odskokami, więc  dosłownie wzięła mnie pod skrzydła..
Każdy jej atak był łączony z nakryciem zdrowego skrzydła albo obracając się gwałtownie w miejscu atakowała ogonem, a siła inercji powodowała że jej bezwładne skrzydło jak poła płaszcza łopotało nade mną uniemożliwiając ucieczkę skokiem..
Im dłużej walczyliśmy, tym lepiej poznawałem przeciwnika.. I tym lepiej on poznawał  mnie.
Już nie pomagało zmienianie ręki trzymającej broń.
To udało się tylko raz…
Wielkie, czujne oko uważnie obserwowało moją postawę i szukało delikatnego błysku klingi..
Atak zawsze nadchodził od strony Sparka, więc już nie było mowy o nagłym ataku po sparowaniu ochraniaczem.
Albo obrona, albo atak.. Jeśli się pogubię.. to..
THUD!!
Silne uderzenie ogona znów posłało mnie w powietrze.
Tym razem było na tyle mocne że przeleciałem prawie dziesięć metrów a upadek ogłuszył mnie na sekundę.
Gdy się ocknąłem bestia już szarżowała w moją stronę.
Spark, którego rękojeść wymsknęła się z moich bezwładnych palców  leżał dokładnie w połowie drogi pomiędzy mną a zębatą paszczą.
Rozłożyłem ręce i zamknąłem oczy.
Miałem może pięć sekund zanim bestia wykona wyrok.
Pięć długich sekund.
Dość czasu by zagłębić palce w miękkiej ziemi i poczuć jak delikatny dotyk Gai raz jeszcze łagodzi nieco ból ogarniający falami moje ciało..
Dość czasu by zebrać resztkę dostępnych sił i many..
Dość by położyć wszystko na jedną szalę.

Iwan miał rację.
Ich oddech capi jak kiszona kapusta której przydarzyło się spleśnieć.



…***…

 



„Pani.. Jest źle.. Nie dowieziemy..” jęknął zmęczonym głosem człowiek klękając przed czarnowłosą kobietą.
„Musicie wytrzymać jeszcze kilka dni. Mów czego wam trzeba - a zdobędę, choćbym miała ..”
„Nie przywrócisz nam życia Pani..” powiedział cicho człowiek.
„Nawet jeśli umrzesz, pamiętaj – Znajdę twoją duszę i zaprowadzę do nieba.. Przecież jestem waszą boginią.. Wątpisz we mnie?” spytała łagodnym głosem i kładąc mu dłoń na policzku.
„Nie pani.. Dziękuję..” szepnął człowiek, po czym powrócił pod płachtę wozu.
Jeden z wojowników stojących na czatach odwrócił wzrok.
To ostatnich sześciu.. Jeśli choć jeden z nich umrze nim dotrą na miejsce, los ich wszystkich będzie przesądzony..
Może nawet jej…
Miał już plan na taką ewentualność.
Jednak teraz musi się mieć na baczności i pilnować z każdej strony.
Te cholerne bagienne stwory trzymają się z dala jedynie dzięki odpędzaniu nieumarłych jedynego kapłana jaki został im w drużynie, a ten dupek jest tak słaby, że musi regenerować manę co cztery godziny więc gdy odpoczywa zaczyna się ostra jazda..
Oczywiście że sobie poradzi, jednak.. nie za bardzo może liczyć na wsparcie innych wojowników..
Widzi te ich podejrzliwe spojrzenia.. Szepty wymieniane gdy inni nie widzą..
Wie o czym one są..
 Sam też szepta.. Sam też szuka ofiar..
Gdy dotrą na miejsce to się stanie.
Okaże się czyje szepty były mocniejsze…



…***…

 



Serce bogini zamarło ze zgrozy.
Jej dziecko odpowiedziało.
Czuła jego wdzięczność za wsparcie.. Jednak tak jak wtedy gdy przekazywała Norien swoją cząstkę falny, i jak przez mgłę widziała świat jego oczami,  tak samo teraz miała szansę dostrzec to samo, co jej ukochane dziecko.
To co zobaczyła, to był jego obecny świat.
Świat pełen ostrych jak brzytwy zębów.

„BLAKEEEEEE!!!!!!!!” krzyknęła bezwiednie, po czym straciła przytomność.
„Transmisje na żywo szlag jasny trefił.. Nawet ripleja nie bydzie..” mruknął zawiedziony krasnolud układając nieprzytomną boginię na ziemi.
Spojrzeli po sobie, a co mniej obeznanym z rzeczywistością poszukiwaczy przygód puściły nerwy.
Norien uklękła przerażona a Lea zamarła w szoku.
Zresztą nawet Ichiro nie wyglądał na podniesionego na duchu.
„Widziałeś te zęby..? Iwan..?” spytał krasnoluda by upewnić się że wizja jaką przekazała im Devana nie kłamie.
Widział..
Oczywiście że widział.
Przez moment, nim Devana zemdlała wszyscy, nawet Oren widzieli ten sam przekaz dnia.
Otwartą, pełną zębów  paszczę.
„Noo.. Zymby jak zymby.. Cołkiem zdrowe.. brak śladów kamienia.. Łostre dość.. Niestety kły do usuniencio .. razem z całom głowom..” odparł krasnolud starając się obrócić w żart to co wszyscy widzieli.
Ichiro parsknął śmiechem.
Po chwili wszyscy zaśmiali się nerwowo.
Nie mieli wyjścia.
Jedno co im pozostało to... mieć nadzieję.



…***…

 



W ostatniej chwili przetoczyłem się w lewo.
Wielki pazur o włos minął moją głowę.
Jak pies na śliskiej posadzce przebierałem rękami i nogami byle tylko  zyskać te dwa metry.
Dwa metry oddzielające życie od śmierci.
RRRRrrroooaaammMMM!!!!
Krótki ryk zawiedzionej bestii do reszty mnie ocucił.
Tuż obok mnie poczułem uderzenie w ziemię gdy wielki pysk bestii o centymetry minął swój cel.
Rozpaczliwie macając w koło ręką obserwowałem potężną paszczę która właśnie podnosiła się w górę.
To naprawdę ostatni moment. Przeszło mi przez myśl.
O dziwo nie bałem się.
Zrobiłem wszystko co mogłem by wygrać tą walkę.
Na policzku czułem ciepło bijące od runów  ..
Nie dawały mi żadnego dopalacza, wzmocnienia, czy pomocy.. Czułem je raczej jak doping, jakby sama Gaia skakała z pomponami i wołała „Do boooju Blakeee!!!!
Zupełnie jak podczas walki z Olafem.
Wtedy też stanąłem naprzeciw przeciwnika który z każdej strony mnie przewyższał.
A jednak dziewczęta nie zwątpiły..
Ich doping przenikał we mnie gdy leżałem na ziemi i dodawał mi wiary w siebie.
I wtedy poczułem pod palcami ciepły, przyjemny dotyk.
Drobne cząstki duszy przyjaciół ucieszyły się z ponownego połączenia.
Runy zabłysły na grzbiecie ostrza.


GHHHHHIIIIIAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jedno błyskawiczne cięcie pozbawiło wywernę połowy pyska.
Drugie odcięło resztę jej głowy od tułowia.

HEKH!!!

Lądując po salcie na ciele bestii wbiłem Glimmer w jej tułów by upewnić się że naprawdę nie żyje.
To było to, do czego dążyłem w tym krótkim paśmie kolejnych porażek.
By bestia odrzuciła mnie w stronę jedynego ostrza które będzie w stanie zakończyć ta walkę..
Jednak gdy dotarłem do celu.. By zadać ostatni cios  doszczętnie wyczerpałem swoje dostępne zasoby many i życia..
Upadłem na kolana, a radość ze zwycięstwa odpłynęła ustępując ogarniającej mnie nicości.
I wtedy..
Gdy już myślałem że jest po mnie, ledwo otwarte oczy dostrzegły nadlatującego anioła…
Zstąpił z nieba i wyciągnął do mnie dłoń.
Sądziłem że poprowadzi mnie dalej, więc chciałem ją ująć, jednak zamiast tego poczułem w dłoni zimny dotyk..
Anioł uśmiechnął się i odleciał pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i.. delikatną, o dziwo.. znajomą woń.. perfum.  Kanał numer pięć.. jak sądzę.



…***…

 




„Jeszcze chwila!! Powinna tu być taka.. polana.. Zwalone drzewo i..”
„Jest!!  Jest zwalone drzewo!!”
„Teraz na północ! Tam!!” powiedziała podniesionym głosem Lea.
Od kilku godzin prowadziła ich przez las byle tylko odnaleźć Blake`a.
Nie było łatwo, bo zwierzęta panicznie bały się wywern i pierzchały na sam ich widok czy zapach, a im bliżej - tym trudniej było o jakiekolwiek zwierzę które widziało choć cień walki..
Na szczęście Lea, która już od długiego czasu używała zwierząt jako przewodników zaczynała powoli zestrajać się z ich maleńkimi umysłami i czasem udawało się jej podejrzeć jakiś przebłysk wizji który szczególnie wrył się w pamięć przewodnika.. Jedna, dwie migawki które czasem pozwalały odnaleźć dalszy ciąg drogi nawet gdy strach okazał się być silniejszy niż czar Lei i zwierzę znikało w gęstwinie na dobre.

Jeszcze moment i będą na miejscu. Po drodze znajdowali dowody na to że podążają w dobrym kierunku.
Oren klnąc pod nosem na czym świat stoi i depcząc jednocześnie rozrzucone wszędzie popękane oczka mithrillowej kolczugi pozbierał elementy zbroi, a po chwili podeszli do złamanego drzewa i znaleźli martwą wywernę.
Widać było jak z jej pustego oczodołu wypływała, teraz już zakrzepła, gadzia krew.
Jej śmierć nie była szybka. Wokół widać było rozgrzebaną konwulsjami ziemię, a sam gad zastygł w takiej pozie która sugerowała zgon w wielkim bólu.
Lea odwróciła wzrok.
Potwór czy nie – żadnemu stworzeniu nie życzyła takiej śmierci.
Jednak, skoro gad nie żyje, to gdzie jest Blake?!
Wiedziała że mają iść na północ, jednak .. bała się tam iść.
Bała się, bo choć Devana twierdziła że jego światełko wciąż płonie, to jest bardzo słabe i w każdej chwili może zgasnąć..
Bała się, bo nie była pewna czy chce oglądać to co znajdzie.
Sądząc po wyglądzie okolicy , po zrytej ziemi i ilości gadzich łusek walających się wszędzie – walka musiała być zajadła..
Lea bała się że jedno co odnajdą, to jego dogorywające ciało..
Wtem ciężka krasnoludzką dłoń opadła delikatnie na jej ramię.
„Ino nos tam zawiedź.. Wszytko bydzie dobrze. Uwier mi.” Powiedział Iwan zerkając na nią z ukosa.
Skinęła głową, po czym znów zagłębiła się w gąszcz urywanych błysków wspomnień pozostawionych w jej pamięci przez odesłanych przewodników.
„To.. chyba gdzieś tam..” powiedziała drżącym głosem pokazując majaczący w oddali niewielki pagórek leżący prawie że na środku polany.
Jednak gdy Ichiro dostrzegł błysk pośród traw i podniósł w górę Sparka, pod boginią ugięły się nogi.
Potykając się co chwila ruszyła biegiem w kierunku otoczonego skrawkami mgły małego wzniesienia.
Wszyscy pobiegli za nią, a gdy dotarli na miejsce, zamarli na moment ze zgrozy.
„Dw.. Dwie bestie..” powiedział po chwili Ichiro odzyskując mowę.
Jednak jego słowa zniknęły wśród lamentu jaki podniósł się gdy dziewczęta spostrzegły leżące obok ciało.
Nawet Iwan wzdrygnął się lekko gdy dostrzegł leżącego chłopaka.
Jego poszarpane ubranie odkrywało całą masę głębokich ran z których krew sączyła się leniwie, a pokiereszowana twarz wcale nie przypominała tego chłopca którego zabrał z Nestyr.
Jednak po chwili krasnolud odwrócił wzrok i zarządził:
„Lea– Leczenie. Ale delikatnie. Nie daj się ponieść bo będziemy cię potrzebować później. Darren – pomóż jej. Oren – przyprowadź i oporządź konie. Rozbijamy obóz więc mi pomożesz. Ichiro – zbierz co lepsze trofea – przydadzą się na wymianę czy coś. Norien, Devana – idziecie poszukać składników na mikstury lecznicze – Darren da wam listę. No już! Ruszać się! Nie ma czasu na pierdoły.” zarządził, po czym sam zajął się targaniem drewna na ognisko.
Co prawda nie było to wymarzone miejsce na obóz, ale będą tu musieli zostać dopóki młody się nie podleczy.
„Dwie wywerny.. Sam, bez doświadczenia i z ledwie drugim poziomem.. Heh.. A ci go chcieli we wsi zatrzymać żeby krowy pasał.. Hehe.. Ciekawe co by powiedzieli gdyby przyszło im go teraz zobaczyć..” myślał gdy wracał ciągnąc za sobą całkiem spore uschnięte drzewko.
Rzucił tylko okiem gdy ich mijał w drodze po więcej.
Będzie dobrze..
Chłopak zdążył wypić miksturę zdrowia zanim odpłynął, więc nie jest z nim tak źle jak to z początku wyglądało.
Darren kończył go właśnie bandażować, więc wyglądał jak jakaś mumia, ale jego pierś unosiła się rytmicznie w płytkim oddechu więc .. Tak.. Będzie dobrze..
Krasnolud uśmiechnął się do siebie pod nosem i  zabrał się za rąbanie drzewa.
Dobrze?
Nie..
Będzie qźwa zarąbiście!! 
pomyślał i z całej siły przywalił w pieniek aż posypały się drzazgi.



…***…

 



„Łobudziło sie nom książątko!” krzyknął rubasznie na mój widok krasnolud, po czym zerwał się na równe nogi i podbiegł by mnie uściskać.
„Już żek myśloł że się bydzies do wiecora wylegiwać!” dodał mierzwiąc mi włosy swoją wielką dłonią.
„Uch.. przestałbyś.. ledwo na nogach stoję..” powiedziałem stękając z bólu.
„Ni ma się co dziwować. Dyć ześ się do cna ze sił i many wyzuł!” odparł, po czym podał mi rękę.
„No, ale puki żeśmy sami – to.. Gratulacje!! Wiedziołek że bydom z ciebie ludzie!” powiedział potrząsając moją dłonią.
„Że.. ale.. o co ci..” zacząłem, gdy wtem zza stojącego obok namiotu podniósł się krzyk.
„Obudził się!! Lea!! Norien!!”
„Devana..” szepnąłem słysząc podekscytowany głos mojej bogini.
Gdy zobaczyłem ją jak wybiegła zza namiotu, nogi się pode mną lekko ugięły.
Nie zważając na moja minę, rzuciła się na mnie z zakrwawionym nożem w dłoni.
„Dev..” zacząłem, ale głos zniknął stłamszony biustem bogini gdy ta wyskoczyła w górę i zarzuciwszy mi ramiona na szyję przywarła do mnie całym ciałem.
„Nigdy więcej tego nie rób! Słyszysz?! Nigdy więcej!! Wiesz jak się martwiłam?!” mówiła przyciskając mnie do siebie z całych sił.
Nie byłem w stanie złapać oddechu, a mały zdrajca z dwoma złośliwymi dziurkami robił co mógł by pozostawić swoje piętno na moim oku..
„Uhh..” stęknąłem w odpowiedzi starając się ją jakoś od siebie odsunąć.
„Weź… się… o… panuj…!!!” usłyszałem  z kilku gardeł na raz, po czym uścisk zelżał i znów mogłem zaczerpnąć powietrza.
„Co robicie?! Jak śmiecie?! Jestem waszą boginią!!” krzyczała Devana starając się wyrwać odciągającym ją Lei i Norien.
„Patrz co narobiłaś!” usłyszała w odpowiedzi od młodej druidki.
„Hhheeee???” jęknęła bogini zerkając to na mnie, to na ściskany w dłoni nóż.
„!!!!!” – Ding! Zadźwięczało ostrze gdy upuszczone przez Devanę uderzyło o kamyk.
„Blake.. Tak mi..” zaczęła z przerażeniem na twarzy, ale uspokoiłem ją ruchem dłoni.
Iwan podał mi wilgotny ręcznik żebym się wytarł.
„Wszystko dobrze.. Tylko umazałaś mnie tym..”  powiedziałem pokazując na jej dłonie.
Bogini westchnęła z ulgą.
Zerknąłem za namiot.
Ichiro pomachał mi znad wielkiego dzika którego właśnie kończył oprawiać.
Pewnie robił to razem z Devaną, a gdy usłyszała że już wstałem, ze szczęścia zapomniała odłożyć nóż i wytrzeć ręce..
Jednak nie dbałem o to.
Ostatnie co pamiętałem zanim wywerna zacisnęła na mnie swoje szpony to był widok dziewcząt leżących bezładnie na ziemi, odrzuconych potężnym ciosem ogona, dlatego byłem szczęśliwy widząc że nic im nie jest.
„No, w każdym razie dobrze że już wstałeś. Lea o mało nie wpadła w mind down starając się ciebie uleczyć. Naprawdę.. Tak się dać pokiereszować..” marudziła Norien oglądając mnie z każdej strony.
„Kiedy ja przecież nie..” zaczęła Lea, ale siostra zmroziła ją wzrokiem.
„Gdyby nie ona, nie mógłbyś się teraz ruszać” powiedziała patrząc na mnie twardo.
„Mam nadzieję, że następnym razem wykażesz się minimum odpowiedzialności i nie dasz się ponieść głupiej brawurze..” powiedziała.
„Jesce jednego nie sprawdziłaś..” powiedział szeptem Iwan przerywając jej inspekcję i zerkając na moje spodnie..
„Nie ma potrzeby.” Powiedziała Norien.
„Nawet gdyby doznał tam uszkodzeń to wyszło by nam wszystkim na zdrowie. Przynajmniej jego durne hormony nie popchną go znów by dać się porwać bestii tylko po to żeby komuś zaimponować..” prychnęła czerwieniąc się po uszy.
„Akurat miałem wybór..” mruknąłem.
Rozejrzałem się wokół.
Oren czyścił konie. Pomachał mi zza Płotki, po czym znów zajął się pracą. Darren tylko mrugnął do mnie znad niewielkiego stolika na którym miał ustawioną podręczną aparaturę i znów wrócił do obserwacji bulgoczącego .. czegoś..
Dwa namioty stały blisko siebie, a w oddali szumiał las..
„Długo byłem..”
„Nieprzytomny? Od wczoraj! Myśleliśmy że umarłeś!!” powiedziała wciąż wzburzona Norien.
„Już Już.. Uspokój się .. Wszyscy cieszymy się że nic mu nie jest..” powiedziała Devana podchodząc do niej.
„Chłopcy pewnie z chęcią posłuchają opisu walki, a my może w tym czasie zajmiemy się jedzeniem..” dodała biorąc Leę i Norien za ręce.
„No tak.. samce.. Zjeść to tak.. ale żeby samemu coś upichcić.. to..”
„Hej hej hej!!! Ja mogę przecież ugotować!” wtrącił się Darren znad swoich fiolek.
„Uhm.. a potem wszyscy będziemy świecić w nocy jak świetliki.. Ja w każdym razie podziękuję.” Powiedziała Lea, po czym raźno podążyła za Devaną.

…..

„No! Dobrze że już z tobą w porządku. Rankiem ruszymy w drogę, jak najdalej od tego miejsca.” Powiedział Ichiro odkładając sztućce.
Właśnie kończyliśmy kolację i prawie wszystko zostało już wyjaśnione.
Zrelacjonowałem im jak mogłem przebieg walki, oni opisali mi jak dzięki Lei udało im się nie odnaleźć.. Jednak wciąż pozostawało kilka niewiadomych…
Zwłaszcza jedna..
„Jedno mnie ciekawi.. Skąd te bestie tutaj, i czemu nas zaatakowały?” powiedziałem.
„Może uznacie to za .. dziwaczne.. ale.. gdy z nimi walczyłem , odniosłem wrażenie ze jest im.. przykro..” dodałem nieco niepewnym głosem.
„Znaczy.. w jakim sensie?” spytał Ichiro.
„Cóż.. Jak to ująć..” zacząłem niepewnie.
„Wydawało mi się, że nie atakowały z nienawiści.. Nie wiem jak to opisać..” zacząłem tłumaczyć, a reszta drużyny spojrzała po sobie.
„Nie zrozumcie mnie źle.. ale..” przerwałem, niepewny ich reakcji.
Uniesiona w „zdziwionym zaciekawieniu” brew bogini nie pomagała..
„Heh..” westchnąłem.
„Podczas walki odniosłem wrażenie, że one nie walczą z nienawiści, tylko.. o coś..” powiedziałem nieśmiało, spuszczając wzrok.
„Lea.. Pokaż mu..” poprosiła cichym głosem Devana.
…….
 „COOOO???!!!!!” prawie że krzyknąłem na widok tego co odsłoniły rozpakowane warstwy płótna.
„Że niby to jest..”
„Jajo. Jajo wywerny.” Powiedziała cicho Lea.
„Było w jukach.. To dlatego tak zaciekle atakowały luzaki.” Wyjaśnił Ichiro.
„Ale.. Jak..?” spytałem cicho podczas gdy tabuny myśli galopowały mi przez głowę.
Wyglądało na to, że ktoś ukradł wywernom jajo, a potem podrzucił nam..
Pytanie brzmi – po co?
„Nie tyle jak, ale dlaczego?” doprecyzował Darren.
„Wywerny nie mnożą się jak króliki, więc jeśli w stadzie pojawia się jajo, wszystkie opiekują się nim jak własnym.. Ktoś, kto był wystarczająco mocny by zwinąć im jajo by potem je nam podrzucić, mógł równie dobrze nas wybić na szlaku do nogi nie przejmując się naszymi poziomami, co zaoszczędziło by mu od cholery kłopotu..” dodał w zamyśleniu.
„Może chciał upozorować wypadek..” zaczął Oren.
„Wypadek.. W środku puszczy..?!” powiedział z rozbawieniem Iwan.
„Jeśli w puszczy natkniesz się na splądrowany wóz i ogryzione szczątki, to jaki to może być.. wypadek..?” spytał.
„Chyba że ktoś je na nas napuścił żeby sprawdzić jak mocni jesteśmy..” dodał po chwili w zamyśleniu.
„Nie rozumiem..” mruknął Oren.
„Pomyśl.. Masz zlikwidować drużynę która nagle się rozrosła.. W dodatku w jej skład wchodzi Rzeźnik z Lotril o którym onegdaj pisały wszystkie okoliczne gazety..”
„Onegdaj.. To brzmi jak zamierzchłe czasy, a mnie wciąż bolą kości po walce z Olafem..” mruknąłem przeciągając się.
„Uch.. wiem jak się czujesz, ale to co było w  zeszłym roku to już historia..” powiedział Iwan.
 „Tak czy inaczej.. Nawet jeśli jesteś mocny, to jeżeli masz trochę rozumu pod czaszką, zanim rzucisz się na kogoś, wpierw sprawdzisz…” zaczął tłumaczyć, lecz przerwał mu Ichiro.
„Darren ma rację.. Ktoś kto dał radę przechytrzyć wywerny nie miałby najmniejszego problemu by załatwiać nas po jednym, oddzielając w ten czy inny sposób od grupy.” Powiedział stanowczym głosem.
„W tym musi być jakiś ukryty cel, pytanie tylko – jaki?”  dodał spoglądając na plamiastą, szarą skorupę jaja.
„Sami do tego nie dojdziemy, ale znając życie – prędzej czy później samo się okaże.. A na razie, mnie tam bardziej interesuje co z tym zrobimy?” powiedział Iwan.
„Sądząc po twojej minie marzy ci się jajecznica na bekonie..” mruknęła Devana ignorując szkliste oczy i trzęsący się podbródek Lei.
„Jednak muszę cię rozczarować. Nic z tego nie będzie. Wywerny to nie kury, a to jajo jest na dobrej drodze do wyklucia, więc z jajecznicy nici.” Powiedziała wzruszając ramionami.
„Odnieśmy je! Mogę spróbować znaleźć ich gniazdo i ..”
„Wykluczone!” powiedziała twardo bogini.
„Nie narażę familii na takie ryzyko. A poza tym.. Nawet jeśli odłożysz to jajo do gniazda, młode niechybnie zdechnie z głodu bo nie będzie się miał kto nim opiekować..” dodała.
Oczy Lei znów zrobiły się szkliste.
„Więc najpierw zrobiliśmy z niego sierotę, a teraz chcecie je tak zwyczajnie zabić bo i tak nie przeżyje?” spytała.
„Lea.. Zrozum.. to potwór.. Wywerna..” zaczął Ichiro, ale Lea nie chciała słuchać.
„Nie jej wina że ktoś posłużył się nimi do własnych celów! Jest takim samym stworzeniem jak inne zwierzęta w tym lesie!” powiedziała, a jej dłonie zaczęły się trząść.
„W takim razie co mamy z tym jajcem zrobić?” spytał krasnolud.
„Zabierzmy je ze sobą.” Powiedział Darren.
„CccCCOO??!!!” wyrwało się z kilku gardeł na raz.
„Zabierzmy jajko.” Powiedział ponownie.
„Nie powinno być kłopotu. Nawet jeśli wykluje się po drodze, to zanim podrośnie będziemy już w górach, a tam już sobie poradzi..” dodał.
Lea rzuciła mu się z wdzięcznością na szyję.
„Zawsze może się okazać że od wyklucia będzie agresywna i trzeba ją będzie zabić, więc powstrzymaj emocje.” Powiedział starając się sprowadzić ją na ziemię, ale bezskutecznie.
„Więc zabierzemy! Prawda?! Będę się nim opiekować! Pomogę się wykluć!! Nauczę dobrych manier!!” Lea była w siódmym niebie.
„Nie.” Stanowczy głos Devany sprowadził ją gwałtownie na ziemię.
„Nie wiadomo jak inne bestie na nią zareagują, czy nie będziemy wciąż celem ataku.. Właśnie o mało co nie straciliśmy Blake`a a teraz chcesz zatrzymać sobie jajo potwora w nadziei że będziesz mieć fajnego pieska?!” powiedziała podniesionym głosem bogini.
„Z resztą.. Spójrz na niego. Zapytaj go co myśli o takim idiotycznym pomyśle!” powiedziała wskazując na mnie dłonią.

„B.. Blake?” .. usłyszałem ją jak jakiś głos z zaświatów.

Jej głos wyrwał mnie z krótkiej retrospekcji, podczas której co rusz albo obrywałem masywnym ogonem, albo o centymetry unikałem potężnych, ostrych jak brzytwy zębów..
„Ja..”  zacząłem, a Lea aż wstrzymała oddech.

„.. Ja myślę że Darren ma rację.” Powiedziałem w końcu.

Przed oczami wciąż miałem końcówkę wspomnień z ostatniej walki.
Nim jeszcze moje palce uchwyciły rękojeść Glimmera, nasze oczy spotkały się przelotnie, i .. wtedy to dostrzegłem.
Nadzieję.
Oczy bestii pełne były nadziei że jednak wygra tą walkę.
Jednak gdy Glimmer odciął jej pół paszczy, a ja wybiłem się z całych sił  by saltem znaleźć się w punkcie dogodnym do kończącego cięcia – jej wzrok zmienił się.
Sekundę przed tym jak odciąłem jej łeb – wyraz jej oczu przepełniał smutek.
Wtedy wydawało mi się że to lęk przed nieuchronną śmiercią, ale teraz..
Tak..
Teraz wiem, że to był żal o to, że nie zdołała ochronić tego co najbliższe jej sercu.
I dla tego nie pozwolę by ich poświęcenie poszło na marne. Niezależnie od tego czy to były potwory czy nie.
Ich atak nie był aktem bezmyślnej agresji, a jedynie starały się chronić potomstwo.

„BLAKE!!” krzyknęła ze zdziwieniem Devana.

„One tylko chciały je chronić.. Nie ich wina że o mało nie przypłaciliśmy tego życiem.. Jednak one swoje oddały.. Nie zabiję dziecka za które rodzice oddali życie, nawet jeśli należy do potwora.” Powiedziałem stanowczym głosem.
„Ma rację. Dzieci nie są niczemu winne..” powiedział cicho krasnolud zawijając jajo z powrotem w stare derki.
„Idioto! To wywerna! Potwór! Jak dorośnie odgryzie ci głowę!!” krzyknął Ichiro.
„Nie cuduj.. Z jedną wywerną poradzimy sobie bez problemu. Poza tym nie wiadomo kiedy ani czy w ogóle się wykluje.” Powiedział spokojnym głosem krasnolud.
„Na razie niech zaopiekuje się nim nasza młoda druidka, która pomimo młodego wieku ma najlepiej rozwinięty instynkt macierzyński ze wszystkich obecnych tu kobiet.” dodał, przekazując zawiniątko z powrotem w ręce czerwonej jak burak Lei.

„No, to jakeśmy już rozprawili siem z tamtom sprawom, moze teroz nom w kuńcu pokozesz cegoś się tam pod kosulom dorobił?!” powiedział krasnolud wracając do swojego „normalnego” stanu, ignorując jednocześnie wściekły wzrok Devany i płomienne spojrzenie Norien.
„No..!! Nie dej się prosić!!” powiedział szturchając mnie w ramię.
„Ale.. O co ci chodzi?” spytałem niepewnym głosem.
„Gdy byłeś nieprzytomny, Bogini zrobiła ci aktualizację żeby przyspieszyć powrót do zdrowia.. Pochwal się.. Ta walka na pewno nie przeszła bez echa..” powiedział równie zaciekawiony Ichiro.
„Kiedy ja nic nie wiem..” powiedziałem niepewnym głosem.
„Nie powiedziała ci?! No weź.. Devana!! Jak możesz!” Lea zwróciła się z wyrzutami do swojej bogini.
„Heh.. niech wam będzie.. Macie.” Powiedziała Devana po czym (sama tym razem) rozpięła małego dwudziurkowego zdrajcę.
Po sekundzie gmerania palcami wyjęła zwitek pergaminu.
Ichiro wyciągnął po niego drżącą dłoń, lecz ku jego rozpaczy Iwan był szybszy.
„No!! Pokoz co my tu … Ło ja cie!!” powiedział podając pergamin Lei.
„Blake.. Moje gratulacje..!” powiedziała cicho dziewczyna, po czym oddała kartkę siostrze.
Ta, jedynie rzuciła okiem – „To przecież oczywiste.”  Stwierdziła chłodno po czym podała pergamin dalej ignorując wyciągniętą dłoń Ichiro.
„Co to tu..” mamrotał Oren prostując zaciekle kartkę na kolanie, podczas gdy Ichiro obserwował tą scenę ze świeczkami w oczach..
„Och.. Blake.. Gratulacje!” powiedział poddając kartkę Darrenowi, jednak nim ten miał szansę rzucić na nią okiem, łowca porwał ją drapieżnym ruchem po czym .. przytulił się do zwitka chłonąc całym policzkiem jego.. coś tam.
„Ichiro!!” napomniał go krasnolud, po czym siłą rozwarł mu palce zaciśnięte na kartce z moim statusem.
„Łod dzisioj mos się trzymać z daleka łod nasygo pranio. Diabli wiedzom co ci siedzi pod deklem..” skwitował, a dziewczęta skinęły głowami jak na komendę, podpisując się rękami i nogami pod zarządzeniem krasnoluda.
Ignorując jego minę zbitego psa, Iwan podał mi wymiętoszoną kartkę.

„Gratulacje!! Witamy w świecie wysokopoziomowych poszukiwaczy przygód!!” powiedział, a Ichiro dołączył do niego klepiąc mnie po ramieniu.

Spojrzałem na wymiętą kartkę, a gdy dotarło do mnie to co tam widniało – ręce zaczęły mi się trząść z podniecenia..


Blake Waldstein

Famillia - Devana

Poziom 3

Siła – I 0

Obrona  - I 0
Żywotność. – I 0
Zręczność - I 0
Magia. - I 0

Umiejętności:
Divine Tears - Direct link
Abnormal Resistance – I
Regeneration – I

Czary:
Skupienie  (Aktywacja: Siłą woli)
 
Titan Pray
Soul shield    -
  Permanent


 

„Mam  trzeci poziom..” szepnąłem upuszczając kartkę po którą znów wyciągnął rękę Ichiro, jednak Darren odebrał mu ją i wrzucił pergamin do ognia.
„Jak mogłeś..” jęknął łowca, jednak Darren zignorował go zupełnie.
„Jeśli masz jeszcze gdzieś jakieś pergaminy z naszymi statystykami, trzeba je jak najszybciej spalić.” Powiedział do Devany.
„Zniszczyłam je gdy tylko znaleźliśmy jajo..” odparła bogini.
„Nie lepiej było je zachować? Choćby dla porównania?” spytał Oren.
„Skoro ktoś był w stanie podrzucić nam jajo, może również gmerać w naszych papierach. O ile już tego nie zrobił.” odparła bogini.
Miała pretensje do siebie o brak ostrożności, jednak co się stało – to się nie odstanie.
„To dlatego kartkę z jego awansem trzymałaś..”
„W bezpiecznym miejscu.” Dokończyła za Ichiro.
„Pal licho statystyki, ale wasze czary i umiejętności muszą pozostać naszą tajemnicą. Wygląda na to że coraz więcej grup nami się interesuje więc.. Im mniej wiedzą tym lepiej.” Dodała.

„W każdym razie .. Nie mogę się doczekać porannego treningu!” powiedziałem chcąc zmienić temat, bo powietrze wokół nas znów jakby zgęstniało..
„Ja odpadam.. Jestem łowcą, nie chłopcem do bicia.” powiedział Ichiro podnosząc w górę dłonie.
„Umm.. Ale ino na pięści i bez magii.” Powiedział niepewnie krasnolud zezując na mnie spod krzaczastych brwi.

No tak.. Teraz mamy równy poziom..

Spojrzałem na swoje dłonie.
Nie czułem żadnej różnicy.
Wiedziałem jednak że to uczucie nie odzwierciedla dokładnie sytuacji.
Tak samo jak po awansie na drugi poziom, praktycznie nie odczułem różnicy, jednak pierwsza walka ujawniła przepaść pomiędzy tym co było – a tym co jest..
Siła, zwinność, czas reakcji..

„Mały test?” powiedziałem do Iwana mrugając okiem.
Ten tylko się uśmiechnął, po czym wstał od ogniska i zaczął grzebać w jukach z prowiantem.
„Orientuj się.” Powiedział, po czym wykonał błyskawiczny zamach.

Hehe .. Wiedziałem że użyje berserka..

Zawęziłem Skupienie jak tylko mogłem, po czym wyciągnąłem dłoń.
Gdy tylko poczułem dotyk przedmiotu wykonałem szybki płynny ruch ramieniem w tył i w dół by wyhamować pęd, a potem kończąc ruch po okręgu - puściłem..

ZING!!!!

Błyskawiczne cięcie topora przecięło jajko na pół.. Jednak nim błękitno szkarłatny łuk zniknął..

Sleck!

„A niech cie Blake..” stęknął krasnolud ocierając twarz.
Okruchy skorupki utknęły mu w brodzie, a prawe oko przez moment miał zalepione rozlanym żółtkiem.

„Myślałem że obronisz się płazem..” stęknąłem dusząc się ze śmiechu.
„Baby se kiecki poprały, nie kciołek ick jajcem ochlapać..” mruknął na wytłumaczenie.

„O ja pierdziu..” stęknął Ichiro.
„Jakie on miał staty przed awansem?” spytał Devanę, wciąż patrząc na obryzganego jajem Iwana.
„Poza życiem i magią.. resztę miał na S..” powiedziała cicho Devana.



…***…

 



„… więc musicie podwoić wysiłki. Ta warownia musi zostać ukończona na czas, w przeciwnym razie zostaną wyciągnięte konsekwencje.” Powiedział mężczyzna w czarnym płaszczu.
„Pół roku?! To niemożliwe!!” podniosły się słabe głosy sprzeciwu.
„Nie ma rzeczy niemożliwych .. to tylko kwestia.. motywacji..” odparł człowiek w płaszczu.
„Czytaliście raport z puszczy.. Wysłałem wojowników by chronili waszą wieś ale.. Ta warownia jest dla mnie priorytetem, więc nie zawaham się ich odwołać jeśli nie zostanie ukończona w terminie.” Dodał.
„Nie taka była umowa.” Zaczął jeden z zebranych na sali majstrów.
„Umawialiśmy się że skończycie warownię przed jesienią, a ja do tej pory będę chronił wasze wsie. Wywiążecie się ze swojej części,  a ja wywiążę się ze swojej.” Odparł człowiek przerywając mu.
„Mamy za mało ludzi! W dodatku przez ciebie pięciu wylądowało wczoraj w lazarecie!” podniósł głos inny.
„Przeżyli?!” odpowiedział pytaniem.
„Myślałem że dwieście batów to wystarczająca kara za sabotaż. Widać straż też nie przykłada się do pracy..” dodał mówiąc jakby sam do siebie.
„Tak czy inaczej – dobrze wiedzieć że nic im nie jest. Oczywiście koszty leczenia zostaną im potrącone z pensji.” Powiedział tak żeby wszyscy go słyszeli.
„Przekażcie swoim ludziom że nie będę tolerował żadnego działania na szkodę naszego projektu. Od tej pory kary będę wymierzał osobiście.” Dodał.
„Niestety muszę was pożegnać. Obowiązki wzywają.” Powiedział wstając z krzesła.
„Co do braków kadrowych.. Zgłoście mi zapotrzebowanie ilu dodatkowych ludzi wam potrzeba. Z następną karawaną przywiozę część waszych rodzin i zastąpię nimi pomocników w kopalni, dzięki czemu zyskacie dodatkowych silnych pracowników.” rzucił na odchodne.
Gdy drzwi zamknęły się za nim, grobowa cisza trwała jeszcze przez moment.

„I co teraz?” odezwał się niepewnym głosem jeden z majstrów.
„Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę widzieć swoich dzieci schodzących na dół.” odpowiedział mu jeden z siedzących z przodu.
„No i co niby masz zamiar z tym zrobić?” spytał któryś.
Człowiek wstał i odwrócił się przodem do reszty.
„Wykonam plan, choćbym sam miał wziąć bat w ręce.” Powiedział twardym głosem.
„Skurwysyn.” Dobiegło go rzucone z boku przekleństwo.
„Niech wam będzie. Nie dbam o siebie. Możecie mnie nawet zabić. Ale moja rodzina znaczy dla mnie więcej niż wy wszyscy w tej sali.” Powiedział, po czym odwrócił się i wyszedł.
Do ostatniej chwili czuł na plecach nienawistne spojrzenia reszty.
Zdawał sobie jednak sprawę że nie jest jedynym który myśli w ten sposób.
„Skończmy ten zasrany zamek i spieprzajmy stąd jak najdalej..” dotarło do niego zza zamkniętych drzwi.
Wyszedł na zewnątrz i zadarł głowę. Spojrzał ponad dachami na ledwo widoczne przez wieczorną mgłę dwa czerwone światełka.
Ulokowane w połowie góry wejście do kopalni.
W pewnym momencie pojawiło się między nimi dużo słabsze, białe światło, po czym zaczęło zniżać się zygzakiem.
„Kolejny transport.. diamentów..” pomyślał po czym spuścił głowę.
Wiedział co to za kamienie.
Jest całkiem zdolnym inżynierem i nie mógł ich pomylić.
Takie same „diamenty” zasilają magiczne lampy i inne urządzenia oparte na magii.
„To nie jest kopalnia.. a my wszyscy i tak już jesteśmy.. martwi.” Szepnął do siebie odwracając na moment głowę w stronę sali którą właśnie opuścił.
Właśnie otwarły się drzwi, i reszta majstrów opuszczała wieczorne zebranie.
Któryś, mijając go splunął mu pod nogi.
Nie ważne.
Musi wracać czym prędzej do swoich ludzi.
Muszą przyspieszyć.
Muszą zacząć swój plan już.

CDN.