czwartek, 9 kwietnia 2020

Rozdział 7


Czy to źle próbować podrywać dziewczyny w Puszczy?



Fanstory na podstawie Serii nowel:

“Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
 autorstwa  Oomori Fujino


Autor: Piotr Jakubowicz
Thurcroft. UK. 04.2020


ROZDZIAŁ 7

Durandall.

Cięcie. Zasłona. Obrót i pchnięcie. Zasłona. Cięcie i przewrót. Sztych i salto w tył. Natychmiast zasłona i cięcie płasko, z niskich kolan. Drobiny kurzu tańczyły w cienkich snopach światła przeciskającego się przez szczeliny pomiędzy deskami, a czarnowłosy chłopak z mieczem w dłoni zastygł w bezruchu ciężko dysząc po porannym treningu.
Dwa grube drewniane kloce lekko kołysały się na łańcuchach zwisających ze stropu i widać było na nich wiele świeżych nacięć.
Młodzieniec odetchnął wyrównując oddech, po czym wyprostował się i schował miecz do pochwy.
Wtem, lekko ugiąwszy nogi wyskoczył w górę i szybkim saltem przeciął powietrze by z wyciągniętym ponownie mieczem wylądować miękko pomiędzy masywnymi drewnianymi słupami które jak kolumny podpierały całą konstrukcję.
„Całkiem nieźle.. Całkiem nieźle..” Ciepły, niski głos odezwał się zza niego. Czubek długiego, delikatnie zakrzywionego miecza dotknął karku chłopca.
„Ale nie dość dobrze..” dodał ten sam głos i wielka postura kowala wyłoniła się z cienia.
Trzymany przez niego w obu dłoniach miecz zdawał się być przedłużeniem jego rąk. Widać było doskonale, że wystarczy delikatny ruch, i wręcz magicznie ostra klinga jest w stanie pozbawić chłopca głowy.
Ten jednak nie przejął się tym zbytnio, bo wyprostował się i schował miecz do pochwy.
„Wyczułem cię ale zdążyłeś zmienić miejsce gdy leciałem w powietrzu..”
„I dlatego zawsze powtarzam – Nie skacz jak pasikonik, bo to choć efektowne – jest nie efektywne!”
„Wiem.. wiem.. w locie nie można zmienić kierunku tak jak w biegu i tak dalej..” Chłopak zwiesił lekko głowę.
„Skoro wiesz – to dlaczego to dalej robisz?”
„Myślałem że cię zaskoczę..”
„I zaskoczyłeś.. a raczej rozczarowałeś…” Kowal skrzywił się lekko.
„Eh.. no już się tak tym nie przejmuj. Zapamiętaj i wyciągnij wnioski.”
„Dobrze.” Odparł chłopak i podniósł głowę.
„To co? Śniadanie?”
„Tak, a potem..”
„Dalej kujemy.”
„Dalej kujemy..” powtórzył za nim jak echo.


…***…


Już dwa tygodnie upłynęły od mojego pojedynku z Olafem.  Na szczęście wszystko zaczęło pomału wracać do normy i ludzie przestali pokazywać mnie sobie na ulicy czy  zaczepiać prosząc o podpis na obrazku z naszej walki. Ciągle schodzą mi z drogi, ale już przynajmniej nie wyczuwam strachu i nie słyszę szeptów za plecami.
To po części zasługa Devany i dziewcząt z „Czterech Kątów”, które godzinami odpowiadały na pytania ciekawskich i starały się przedstawić mnie w jak najlepszym świetle, jednocześnie nie zdradzając ani naszego celu, ani wcześniejszych przygód.
W lokalnej gazecie ukazała się nawet moja … dość zmodyfikowana.. biografia opisująca mnie jako osieroconego farmera przygarniętego przez Devanę i szukającego lepszego losu..  Na szczęście Devana nie omieszkała przemycić do opisu wzmianki że jestem gdzieś z kimś kiedyś… zaręczony, co uchroniło mnie przed lawiną oświadczyn.
Co prawda czasami zdarzały się przypadki że na ulicy jakaś niezbyt przestrzegająca konwenansów dziewoja starała się złapać mnie za tyłek, ale zazwyczaj kończyło się to na cichym „Auuć..” gdy ni z tego ni z owego, jakiś zabłąkany kamień przelatując sobie spokojnie przez ulicę nagle natrafiał na kostkę czy plecy zbyt śmiałej dziewczyny.
Nie żebym był śledzony czy coś..
Po prostu.. zupełnie przypadkiem za każdym razem gdy szedłem po coś na miasto, gdzieś kątem oka mogę dostrzec Devanę której albo nagle wyszły wszystkie przyprawy, albo skończyło się wino różane, czy nagle zapałała chęcią posiadania fikuśnego kapelusza..
Kilka dni temu, korzystając z małego zamieszania przy wozie w którym pękło koło udało mi się urwać i skręcić w boczną uliczkę.
Z ukrycia obserwowałem jak Bogini rozpaczliwie stara się mnie dostrzec w tłumie.
Zrobiło mi się jej żal, i gdy zbliżyła się do alejki w której się ukryłem, stanąłem za nią i zasłoniłem jej oczy.
„Zgadnij kto to..” szepnąłem.
„Zgadnij co to..” usłyszałem i poczułem mocne ukłucie poniżej pasa.
Zerknąłem w dół, i dostrzegłem błysk kilkucalowego ostrza celującego wprost w moje przyrodzenie.
Uśmiechnąłem się i odsłoniłem jej oczy.
„Blake!! Jak możesz mnie tak straszyć?!!” Devana wyglądała na zaskoczoną i zmieszaną.
„Przepraszam za to.. Taki nawyk..” dodała chowając sztylet.
„Nie szkodzi. To dobry nawyk więc się go nie pozbywaj..” odparłem z uśmiechem.
„Więc… Co za niespodzianka.. takie przypadkowe spotkanie..” zaczęła z niewinnym uśmiechem Devana.
„Może już w końcu przestań za mną wszędzie chodzić..” powiedziałem przechodząc od razu do sedna sprawy.
„Kto?.. Ja?.. Nie.. to przypadek przecież.. ja tylko  ten..” zaczęła się plątać nie mogąc nic na poczekaniu wymyślić.
„Daj spokój.. Oboje nie jesteśmy dziećmi… Gdzie się nie ruszę ty zawsze mnie pilnujesz.. Nie ufasz mi?”
„Ufam.. ale..” Devana zwiesiła trochę głowę.
Po chwili jakby zebrała się w sobie i powiedziała trochę pewniejszym głosem:
„Odkąd wygrałeś walkę, różne się koło ciebie plączą, a ty nie masz doświadczenia i możesz się wpakować w jakiś przeklęty związek ..”
„Przeklęty związek?” nie bardzo wiedziałem o co jej chodzi..
„No.. Taki który tylko sprawi ci ból..” powiedziała Devana.
„Wiesz.. My, kobiety, też nie jesteśmy takie.. wspaniałe.. jak myślisz..”
Spojrzałem na nią z zaciekawieniem jednocześnie zastanawiając się o co jej tak naprawdę chodzi..
„Połowa z tych dzierlatek tylko chce się pochwalić przed koleżankami że zdobyła twoje serce.. A potem i tak popędzi za kimś innym szukając nowego wyzwania, nowego celu do zdobycia..”
„Przecież wiem.. zdaję sobie z tego sprawę, poza tym i tak z żadną bym się nie umówił bo ja już..” przerwałem czując że uszy mi się czerwienią..
Jednak tym razem wzrok Devany nie był taki.. słodki ani rozmydlony jak zazwyczaj gdy jesteśmy sam na sam.. Trochę zbity z tropu zastanowiłem się nad tym co chciałem powiedzieć.
Jakby pod naciskiem jej wzroku przywołałem wszystkie uczucia jakie kojarzyły mi się z Devaną i szukałem tego jednego, jedynego które utwierdziło by mnie w przekonaniu  że rzeczywiście to Ona jest moją wybranką..
„Devana.. Ja..”
„Ćććśśśśś..” położyła mi palce na wargach.
„Czasem lepiej jest nie powiedzieć nic, niż jedno słowo za dużo..” powiedziała spokojnym głosem.
„Przepraszam Blake.. Faktycznie powinnam Ci bardziej zaufać. Jednak.. Jesteś moim Dzieckiem i.. chyba staję się nadopiekuńcza..” powiedziała z lekkim westchnieniem.
„Obiecuję że.. Już nie będę cię szpiegować.” Dodała.
„Ale..!” zawiesiła głos na chwilę - „Ty musisz mi obiecać że nie wpakujesz się w kłopoty!”
„Dobrze..” powiedziałem niepewnie nie wiedząc o jakie dokładnie kłopoty jej chodzi..
„Obiecaj!”
„Obiecuję że nie wpakuję się w kłopoty..”
Promienny uśmiech jaki pojawił się na jej twarzy oznaczał akceptację umowy.
„Jednak to Wy wpakowałyście mnie ostatnio..” dodałem z przekąsem.
„No tak..” powiedziała z lekkim uśmiechem.
„Ale to tylko potwierdza fakt że nie powinieneś zbytnio ufać kobietom..” dodała z mrugnięciem oka.
Nie wiedząc co powiedzieć tylko się uśmiechnąłem w odpowiedzi.
„Leć już. I nie przejmuj się mną. Ja.. wrócę do biblioteki, bo chyba znalazłam coś co może nam się przydać..” powiedziała po czym złapała mnie za ramiona, obróciła i popchnęła lekko.
Ruszyłem przed siebie wciąż czując jej wzrok na plecach dopóki nie skręciłem za róg.
Przystanąłem w bocznej alejce na chwilę by ochłonąć, po czym przypomniawszy sobie cel mojej wycieczki ruszyłem raźniej w kierunku Urzędu Miejskiego.

…***…

Devana patrzyła za odchodzącym chłopcem jeszcze przez chwilę aż jego cień zniknął za rogiem, po czym oparła się plecami o ścianę, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
Wiedziała co chciał powiedzieć. Jednak.. przerwała mu, choć tak bardzo chciała to usłyszeć.
Zwłaszcza teraz, gdy po tylu latach znów ma Familię, znów czuje to ciepło w sercu i ma stały, fizyczny kontakt z duszami z którymi jest związana. Szczególnie z tą jedną, która zdaje się w jakiś specjalny sposób być z nią połączona.
Bogini nie wolno być taką egoistką.. strofowała samą siebie w myślach, gdy jej serce wręcz wyrywało się ku duszy Blake`a..
Zdawała sobie sprawę z tego jak chłopak na nią reaguje, bo jako Bogini mogła rozpoznawać emocje emanujące z dusz jej Dzieci..
„I też właśnie dla tego nie wolno mi tego wykorzystywać..” powiedziała cicho sama do siebie.
Zdawała sobie sprawę z jego podniecenia, euforii czy zakłopotania.. Dlatego też Incydent z Wanną nie umknął jej uwagi. Jednak czuła też, że Blake choć zauroczony, to jednak jeszcze nie.. Jeszcze nie kocha..
Stała tak rozmyślając i bezwiednie tłukąc głową w ścianę za nią.
Tak.. Bardzo by chciała usłyszeć to od niego.. ale czy Ona odwdzięczy mu się tym samym?
Wiele razy przeszukiwała swoje uczucia w poszukiwaniu odpowiedzi..
Czy ona.. kocha Blake`a? A nawet jeśli tak, to czy to jest taka sama miłość, jaka powinna łączyć kobietę i mężczyznę? Czy może to bardziej miłość Bóstwa kochającego swoje Dziecko? Uczucie które dawno temu wyparła ze swojego serca, gdy jednego dnia, wszystkie światełka tańczące radośnie w jej duszy, zgasły zmiecione furią bezlitosnej bestii…

Nie umiała odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Wiedziała jednak, że Blake też jeszcze nie umie określić swoich uczuć.
Czuła że ją Kocha. Całym sercem.
Ale.. Czy to miłość mężczyzny do kobiety?
Czy może Dziecka do jego Bogini..?
A może niepewna, chaotyczna mikstura obu miłości targająca w tej chwili jego młodzieńczym, jeszcze wciąż tak naiwnym sercem?

Devana spojrzała w czyste, błękitne niebo i westchnęła.
Była pewna, że nie zdoła odpowiedzieć sobie na te pytania.
Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że tak czy inaczej czas przyniesie odpowiedź, a jej pozostało się tylko pogodzić z koniecznością czekania.

Powoli ruszyła w stronę Biblioteki, szczęśliwa że udało jej się choć trochę pogodzić ze sobą. Jednocześnie w jej sercu zaczęła dojrzewać decyzja która na pewno będzie miała głęboki wpływ na ich przyszłość.
Ale Devana szła uśmiechając się do siebie.
Szła śmiałym krokiem w przyszłość, która choć mglista i niepewna, kryła za sobą światło które przenikało szarość i rozpraszało obawy.


…***…


  Puk puk.. chwila ciszy a potem stłumione „Proszę!” zza drzwi.
 Wszedłem do obszernego gabinetu, którego dwie ściany zajmowały regały z książkami a jedną, prawie w całości wypełniało olbrzymie okno z widokiem na centrum Reanore.
Norman Dusk siedział za biurkiem stojącym nieopodal okna studiując jakieś dokumenty.
„Aaa!! Blake!! Dobrze że jesteś!!” powiedział, po czym wstał wyciągając rękę.
Gdy ją uścisnąłem, znów to poczułem.
Delikatny przepływ jakiejś energii, który niczym korowód mrówek pełzł wzdłuż mego ramienia.
Jakby od niechcenia strząsnąłem to uczucie.
„Ciekawe..” powiedział Norman sprawiając że moje Deja vu powróciło ze zdwojoną mocą.
„Co jest takie ciekawe?”.. powtórzyłem machinalnie za wspomnieniem.
„Twoje odparcie.” Powiedział Norman wbrew ostatniemu wspomnieniu.
„Odparcie?” powtórzyłem za nim zdziwiony.
„Tak. Ostatnio też to zrobiłeś.” Odparł Norman.
„Trzeba nie lada Maga z wysoką odpornością na ataki psioniczne żeby odeprzeć moje Poznanie Charakteru..” wyjaśnił.
„Co to takiego?..” zapytałem ze zdziwieniem.
„To taki jakby czar.. Umiejętność jaką wybrałem po awansie na czwarty poziom.” Odparł.
„Pozwala mi sprawdzić nastawienie osoby z którą rozmawiam, tyle że wymagany jest do tego kontakt fizyczny.”
„Jak to działa?”  Spytałem zaciekawiony.
„Gdy aktywuję swoją umiejętność, to po dotknięciu rozmówcy mogę sprawdzić czy ma pozytywne, neutralne czy negatywne nastawienie.. trochę jakbym wyczuwał emocje..” odparł.
„Nie boisz się że zdradzę twój sekret?” spytałem.
„Po pierwsze, to nie sekret, choć nie rozpowiadam o tym na prawo i lewo..” odparł z uśmiechem.
„Po drugie, niczego to nie zmieni..” dodał.
„A co, jeśli ktoś nie zechce .. no nie wiem.. podać ci ręki czy coś?”
„Och.. od razu umieszczam go na liście nieprzychylnie nastawionych..” odparł z prostotą Norman.
„Więc co to za Odparcie o którym mówiłeś?” spytałem zaciekawiony.
„Podaj mi jeszcze raz rękę.” Powiedział wyciągając dłoń.
Uścisnąłem jego prawicę i znów to poczułem.
Delikatne macki energii, coś jak pnącze bluszczu pełznące po mojej ręce. Machinalnie je odrzuciłem.
„No.. I właśnie o tym mówiłem..” powiedział Norman.
„Nie pozwalasz na jakąkolwiek penetrację..” dodał.
Tym razem to ja złapałem go za rękę.
Znów uczucie energii powędrowało wzdłuż mojej ręki, ale tym razem nie opierałem się. Pozwoliłem mu się dotknąć.
Poczułem delikatne mrowienie, po czym Norman od razu wycofał się.
„Umiesz to kontrolować?” spytał ze zdziwieniem.
Skinąłem głową, na co ten tylko otworzył szeroko ze zdziwienia oczy i aż klepnął się dłońmi po udach w podnieceniu.
„To niesamowite!!” krzyknął.
„Pierwszy raz się z czymś takim spotykam!!”
Chwycił się dłońmi za głowę jakby nie wierzył własnym zmysłom.
„Ale.. Co jest takiego.. dziwnego..” spytałem onieśmielony jego wybuchem euforii.
„Wiesz..” zaczął, trochę się uspokajając.. „Magowie na wysokich poziomach nabywają odporność na ataki psioniczne, ale to jedynie blokuje moją umiejętność, a oni sami i tak nawet nie są świadomi że próbowałem!..” powiedział rozentuzjazmowany Norman.
„Ty jesteś w stanie wyczuć moją ingerencję i na zawołanie ją przerwać lub wpuścić..!!!” zawołał z podnieceniem.
„Myślałem że to normalne..” powiedziałem niepewnie.
„NORMALNE?!! ..” Norman aż podskoczył.
„To jest Niesamowite!!!” stłumiony krzyk wyrwał się z jego piersi.
„Nikomu o tym nie mów.” Przestrzegł mnie poważnym tonem gdy ochłonął.
„Jest wiele czarów i zdolności penetrujących, które potrafią nieźle namieszać, więc im mniej twoi przeciwnicy będą o tobie wiedzieli – tym lepiej.” Dodał zduszonym głosem.
Spojrzałem na niego uważniej.
Miał co najmniej czwarty poziom, ale jego zachowanie było..
„Powiedz mi Norman.. Co się tu dzieje?” spytałem poważnie.
Patrzył na nie przez chwilę, jakby bijąc się z myślami, a potem odpowiedział:
„Evilus.. Zostali rozbici w Orario jakiś czas temu i rozpełzli się po świecie jak wszy…”
„Evilus..” .. szepnąłem, a przed oczami stanął mi stos pogrzebowy moich rodziców.
„Cholera.. Nie powinienem ci tego mówić ale..” Norman ściszył głos i pochylił się w moją stronę.
„Nie ufaj nikomu Blake. Ich macki sięgają wszędzie. Są jak pleśń. Niby nic, ale gdzie byś nie zajrzał tam są jej ślady..”
Sięgnąłem ku niemu moim Skupieniem.
Jego Aura była krystalicznie czysta, pozbawiona nawet najmniejszej oznaki fałszu.
Skinąłem powoli głową akceptując jego ostrzeżenie.
„Iwan powiedział mi o waszej misji.”
„Iwan .. powiedział..” Patrzyłem na niego z otwartymi ustami…
„Był u mnie przed odjazdem..” wyjaśnił Norman.
„Nie oceniaj go źle. Odkryłem przed nim karty tak jak przed Tobą.” Powiedział poważnie.
„Jak tylko będę mógł wam pomóc – to to zrobię. Oficjalnie nie wolno mi się angażować, bo Lord Ganesha wyraźnie zaznaczył że mamy być neutralnymi obserwatorami i rozjemcami, ale..”  zawiesił głos na sekundę..
„ .. moi rodzice zginęli żeby przepędzić Evilus z Orario..” powiedział cicho.
„Teraz okazuje się, że tylko zniszczyli jedno gniazdo, przez co żmije rozpełzły się po całym świecie..” dodał zwieszając na chwilę głowę.
„Dlatego dopóki nie będzie to kolidowało z moimi oficjalnymi obowiązkami – dopóty możecie liczyć na moje pełne wsparcie.” Powiedział kładąc rękę na piersi.
Poczułem ulgę. Przynajmniej z tej strony będę mógł mieć pewność że nic niespodziewanego mnie nie zaskoczy.
Jednak najwyższy czas by przejść do sedna sprawy..
„Em.. bo wiesz.. Iwan przed odjazdem zrobił mnie swoim pełnomocnikiem.. więc..” zaciąłem się trochę niepewny reakcji, ale Norman tylko skinął głową więc kontynuowałem:
„ .. więc chciałem prosić o wydanie jednego artefaktu..” dokończyłem z ulgą.
„Iwan napomknął mi o tym..” powiedział Norman.
„Co prawda większość dóbr należących do Goldburga została zajęta na czas śledztwa, jednak tyczy się to przede wszystkim dokumentów i pokwitowań, które mogą nas naprowadzić na właściwy trop i wskazać ewentualnych współpracowników, więc .. Nie widzę przeszkód..” powiedział Norman Dusk i wręczył mi pismo zezwalające na wyniesienie z posesji Goldburga kilku niewielkich skrzyń…
„Co do śledztwa..” zacząłem niepewnie „Czy już coś wiadomo o..”
„O porwanych?” dokończył za mnie Norman.
Skinąłem głową na potwierdzenie.
„Tak.” Odparł i sięgnął po jakieś papiery w szufladzie.
„Na szczęście księgowy Goldburga był aż nad to dokładny i spisał wszystko, łącznie z imionami dziewcząt i danymi kupców. Jestem pewien że szybko je odnajdziemy i zwrócimy wolność, jednak..” zawiesił głos na chwilę..
„Jednak ciężko będzie zwrócić im normalność..” dodał ze smutkiem.
Wiem co miał na myśli.
Jeszcze  zanim Olaf wyszedł z Lecznicy przywieźli tam pierwsze dziewczęta z posiadłości Goldburga. Nawet po zdjęciu obroży były zbyt wystraszone by sprzeciwić się czemukolwiek i komukolwiek. Dwie z nich, najmłodsze, siedziały cicho w swoich pokojach zbyt otępiałe by wyjść na korytarz.
Odkąd pierwsze z nich przybyły do Lecznicy, Devana spędza z nimi każdą wolną chwilę. Z tego co mówiła powoli udaje się przywrócić je światu, jednak to bardzo powolny proces.
„Jednak jest nadzieja..” powiedział Norman.
„Posłałem po najlepszych magów medycznych do Orario, więc jak tylko tu dotrą, z pewnością będą w stanie im pomóc..”
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło. Jednak wciąż nie miałem pełnej odpowiedzi na moje pytania.
„A co z tą Familią która współpracowała z Goldburgiem? Czy to Familia Ikelosa?” zapytałem.
„Niestety.. z tym jest gorzej.” Odparł Norman.
„Trudno powiązać ich, czy jakąkolwiek inną familię z tym procederem.” Powiedział kręcąc głową.
„Co prawda natrafiliśmy na ślad transakcji w których Goldburg nabywał obroże niewolników jako Sprzęt Treserski, jednak po sprawdzeniu nazwisk i dość krótkim śledztwie okazało się że to były transakcje fikcyjne i ślad się urywa..”
„Jednak wciąż szukamy i może uda się coś więcej za niedługo powiedzieć.” Dodał Norman z nadzieją w głosie.
„Poza tym..” zaczął jednocześnie spoglądając na mnie uważnie, „.. dużo zależy od powodzenia waszej misji..” powiedział.
„Co masz na myśli?” spytałem.
„No cóż.. Jeśli wasze przypuszczenia są prawdziwe i za tym wszystkim stoją ludzie Ikelosa, to gdy zaczniecie robić większe postępy w waszej misji, na pewno w końcu karty zostaną odkryte..” odparł Norman.
„Osobiście wolałbym jednak nie doprowadzać do konfrontacji..” powiedziałem spuszczając głowę.
„Mi również nie po drodze jest rozpętywać otwartą wojnę zwłaszcza, że jak na razie nie dysponuję tu odpowiednimi siłami..” powiedział Norman.
„Ale jeśli uda się ich osłabić, wtedy może nawet konfrontacja siłowa nie będzie konieczna..” dodał.
„To, czego nam w tej chwili potrzeba, to informacje.” powiedział patrząc na mnie spokojnym wzrokiem.
„Musimy dowiedzieć się jaki dokładnie jest ich cel, czemu tak bardzo interesują ich ruiny i o co chodzi z tymi dziwnymi Lochami..”
„Więc wiesz o Dungeonach..” bardziej stwierdziłem niż spytałem.
„Trochę wiedziałem zanim tu przyjechałem, ale sądziłem że to tylko stare legendy..” zaczął Norman.
„Resztę dopowiedział mi Iwan.. Więc skoro gramy w otwarte karty to..”
Wstał i wyjął z półki grubą, znajomą książkę i położył na stole.
Dungeon Oratoria..” powiedziałem półgłosem.
„Dokładnie..”
„Ale tam nie ma nic o małych Dungeonach czy Evilus..” powiedziałem.
„Znam tą książkę prawie ze na pamięć.  Wiedziałbym gdyby była tam choćby mała wzmianka…”
„I tak, i nie..” odparł Norman.
„Jak wiesz, Dungeon Oratoria opowiada historię Trzech Wielkich Questów, z których tylko dwa jak do tej pory zostały ukończone..”
Skinąłem głową na potwierdzenie, czekając jednocześnie na dalszy ciąg.
„Jak wiesz zapewne z książki, w tych Questach brały udział dwie wielkie królowe..”
„Tak.. Impetratorka Amazonek Evelda i królowa Elfów Celdia..”
„Zgadza się.” Potwierdził Norman.
„Nie ciekawiło cię, dlaczego dwie potężne królowe brały osobiście udział w wypełnianiu tych Questów?”
„Były częścią Familii.. Należały do Drużyny..” zacząłem, ale im więcej mówiłem, tym jaśniejsze stawało się dla mnie że Norman ma rację.
Członek Familii czy nie, ale królowa nie mogła postawić na szali swojego życia bez ważnego powodu. Ważniejszego niż jej królestwo…
Spojrzałem na Normana a on chyba dostrzegł że zrozumiałem bo kontynuował:
„Widzisz.. Kiedyś natknąłem się na skrawki starej Elfiej legendy, która wspomina o jeszcze jednym Queście. Starszym niż te opisane tutaj.” Powiedział kładąc dłoń na woluminie.
„Czwarty Quest?” spytałem ze zdziwieniem.
„Prędzej Pierwszy, uwzględniając chronologię, choć ja powiedziałbym raczej Quest Zero.”
Nie wiedziałem co powiedzieć.. Myśli kłębiły mi się w głowie jak szalone. W końcu spytałem:
„Wiesz co było przedmiotem tego Questa?”
„No właśnie nie bardzo..” powiedział Norman.
„Z tych strzępów legend które udało mi się zebrać, wywnioskowałem, że ten Quest miał miejsce jeszcze zanim Bóstwa zeszły do Gekai, i że również polegał na pokonaniu jakiegoś potwora..” przerwał jakby starając się bardziej skupić..
„I jeszcze.. Przewinęło się tam wtedy imię królowej Elfów…” dokończył.
„Celdia..?” spytałem zdziwiony..
„To ile ona miała lat..?”
„Elfy są znane z długowieczności, choć tym razem jednak może chodzić o jej Babkę czy Matkę..” powiedział Norman.
„Jednak najważniejsze jest, że wśród strzępów legend i luźnych opowiadań pojawił się .. wielki, magiczny Kryształ..”
„Taki jak w Lochach?” zapytałem z ciekawością.
„Nie wiem.. Może..” zamyślił się.
„To był tylko strzęp informacji, jakaś opowieść która nawet nie wiem czy była związana z tym Questem, jednak również nawiązywała do Elfiej Królowej i Królowej Amazonek..”
„Wygląda na to, ze będziemy musieli poszukać kogoś kto lepiej zna Elfie podania.” Powiedziałem.
Na myśl od razu przyszła mi Devana.
Jako Bogini blisko związana z lasem i Elfami na pewno będzie coś wiedzieć.
„Dziękuje za informację Norman. Bardzo nam pomogłeś.” Powiedziałem.
„Nie ma za co dziękować..” odparł z prostotą.
„Mamy taki sam cel, więc musimy się wspierać.” Powiedział.
„Jeśli tylko mogę coś doradzić..”
„Tak?”
„Na razie zacznij nosić apaszkę, a Devanie powiedz, by jak najszybciej nauczyła się ukrywać Status swoich Dzieci..”
Mimowolnie położyłem dłoń na piersi.
Faktycznie, gdy zerknąłem na swoje odbicie w szybie, od razu dostrzegłem, że spod rozchylonej koszuli widać było część mojego Statusu z nazwą Bóstwa i poziomem włącznie..
„Dlaczego to takie ważne?” spytałem cicho.
„Gdy widzę nazwę bóstwa to mniej więcej mogę określić naprzeciw jakiej licznej Familii staję, a znajomość poziomu czy statystyk przeciwnika daje mi ogólny pogląd na jego siłę i możliwości, co bardzo ułatwia walkę..” powiedział Norman poważnym głosem.
„Wygląda na to, że to nie potwory będą waszym największym zmartwieniem, więc będzie lepiej jeśli jak najmniej osób będzie znało twój Status..”
„Dziękuję.” Powiedziałem jednocześnie zapinając koszulę aż po samą szyję.
Uścisnęliśmy sobie dłonie po czym opuściłem gabinet Gubernatora ściskając w ręku przepustkę i upoważnienie podpisane przez Normana Duska.

…***…



Słońce stało wysoko na bezchmurnym niebie, więc Darren wyniósł na ganek duży bujany fotel dla Mabbet, oraz taboret i mały składany stolik dla siebie.
Chientropka z wdzięcznością usadowiła się w fotelu grzejąc się w promieniach wiosennego słońca, a Darren w tym czasie zabrał się za przygotowywanie  podróżnego zestawu alchemicznego.
Oboje mieli świadomość że lada dzień przyjdzie im się pożegnać, dlatego Mabbet chciała jak najlepiej wykorzystać każdą chwilę by przekazać chłopakowi jak najwięcej wiedzy.
„Jeśli chcesz zostać naprawdę dobrym alchemikiem, musisz poznać powiązania pomiędzy różnymi składnikami.” Zaczęła.
„Jeśli zrozumiesz i zapamiętasz ich wzajemne zależności, wtedy łatwiej będzie ci tworzyć nowe mikstury..”
Darren słuchał uważnie, jednocześnie czyszcząc przybory i układając je w przegródkach kuferka.
Mabbet mówiła o egzotycznych składnikach z Dalekiego Wschodu, o magicznej wodzie spływającej z lodowców Północy oraz trującym mchu rosnącym  w tylko jednym miejscu w Lotril..

„Słuchasz ty mnie w ogóle, czy strzępię sobie język po próżnicy?” zapytała nagle chientropka gdy przyłapała Darrena na mimowolnym wycieraniu ściereczką wciąż tej samej kolby..
„Co?.. Aaa.. tak.. Przecież słucham..” powiedział trochę rozkojarzonym głosem.
„Ech.. A już z godzinę mogłam spokojnie drzemać..” żachnęła się Mabbet i oparłszy głowę na zagłówku przymknęła oczy.
Darren zerknął tylko na nią przelotnie, po czym wrócił do przerwanej pracy.
Nic mu to jednak nie szło.
Co chwilę przyłapywał się na tym, że odpływał myślami daleko poza drzewa otaczające ich polanę..

Z jednej strony, te miesiące spędzone razem z Mabbet w jej zaciszu były wspaniałą odmianą po jego dotychczasowym, pełnym napięcia i niepewności życiu. Codzienne proste obowiązki, nauka i wieczorne rozmowy o wszystkim i niczym sprawiały, że mógłby tu zostać na zawsze i byłby szczęśliwy..
Z drugiej – narastała w nim świadomość że ta sielanka za niedługo się skończy, a jego postęp i umiejętności zostaną brutalnie zweryfikowane…
I choć Mabbet nie raz powtarzała mu że idzie mu naprawdę wspaniale, że jest z niego dumna i pewna że da sobie radę, to jednak im wyżej słońce podnosiło się na niebie, tym bardziej bał się tego co przyniesie przyszłość.

Przed oczami znów stanął mu Fart i lego ludzie. Wieś coraz bardziej gnębiona przez jego pachołków. Jęki rannych i smród gnijącego mięsa.
Choć tak bardzo się tego bał, chciałby jak najszybciej być z nimi, pomóc im i ulżyć w ich cierpieniu.. Jednak wiedział, że jego droga wiedzie zupełnie gdzie indziej.
Wprost w nieprzebyte lasy, niebezpieczne lochy i jaskinie..
Z dala od jego wsi i przyjaciół.
Czy sobie poradzi? Czy się na coś przyda? A może porzucą go w drodze gdy okaże się jedynie zbędną kulą u nogi?
Ten wielki, potężny krasnolud. Iwan.. Emanuje siłą i pewnością siebie. Walczył w wielu lochach i stoczył wiele bojów. Nie ugnie się przed nikim i przed niczym. Co pomyśli, gdy Darren znów stanie naprzeciw niego jako nowy członek drużyny? Czy go zaakceptuje? Czy odrzuci jako nieprzydatny balast o który tylko będzie się trzeba martwic czy gdzieś nie utknie?
Albo Blake.. prawie dojrzały mężczyzna.. Silny, zwinny, odważny.. Już naznaczony w walce, a jednocześnie wyrozumiały i dobry.. Gdzie mi się tam do niego równać.. pomyślał przypominając sobie ich pierwsze spotkanie, gdy trzęsąc się ze strachu podniósł oczy i zobaczył jego umazaną we krwi wrogów twarz. Tej jednej nocy, sam, w strachu o nieprzytomnych towarzyszy dokonał tego, o czym Darren miesiącami śnił co noc od czasu, gdy po raz pierwszy od dołączenia do drużyny Coxa  został świadkiem i mimowolnym uczestnikiem rozboju..
Co mu powie gdy znów się spotkają? Czy nauczył się dość by móc wspomóc drużynę? Czy zmężniał na tyle, by nie struchleć ze strachu przy pierwszych oznakach niebezpieczeństwa? Czy będzie godny tego by stać u ich boku?
A Devana? Bogini.. Jego Bogini.. Czy nie będzie żałować że przygarnęła go do swojej Familii? Czy nie odepchnie..? Czy okaże się warty jej zaufania? Jej Falny?
Jednak gdy Darren wspomniał w myślach Devanę, jego wątpliwości zaczęły się pomału rozwiewać. Gdy tylko stawała mu przed oczami to czuł w środku, w sercu, takie .. takie dziwne ciepło.
Pamiętał że jego Dziadek, choć nie miał Falny, często modlił się do Asklepiosa, Boga którego obrał sobie za patrona.
Kiedyś Darren zapytał czy nie lepiej by było znaleźć go i po prostu przyłączyć się do jego Familii.
Dziadek tylko pokręcił głową i odrzekł:
„Nie potrzebuję być w jego Familii.  Wystarczy mi wiara że słyszy moją modlitwę i jeśli uzna że jestem wart to zwróci ku mnie życzliwe oblicze..”
Darren nie wiedział czy to działało czy nie, jednak Dziadek zdawał się tym nie przejmować.
Prosił Asklepiosa o pomoc za każdym razem gdy musiał przeprowadzić jakąś operację, by ten poprowadził jego dłoń i pomógł uratować gasnące życie.
I choć zdarzało się że chory zmarł w trakcie zabiegu, to Dziadek nie obwiniał o to boga.. Prosił jedynie by pomógł duszy znaleźć ukojenie.

Czując to ciepło w sercu Darren znów przypomniał sobie słowa dziadka:
„Wystarczy mi wiara że słyszy moją modlitwę..”
Więc Darren zamknął oczy i przywołał w myślach twarz swojej Bogini prosząc by pomogła mu uwierzyć w siebie.

Gdzieś daleko, w miejskiej bibliotece pośród zakurzonych książek, Bogini przymknęła oczy.
Poczuła, jak jedna z dusz jej dzieci puka i drżąca prosi o pomoc.
Uśmiechnęła się w myślach.. a potem przesłała ten uśmiech dalej…

Nic się nie stało..
Darren otwarł oczy i znów rozejrzał się dookoła.
Słońce ciepłymi promieniami muskało jego twarz.
Tuż obok niego, staruszka drzemała spokojnie w bujanym fotelu.
Chłopak cicho wstał i na palcach, by tylko jej nie zbudzić poszedł do domu.
Po chwili wrócił i ostrożnie okrył ją grubym, ciepłym kocem.
Patrzył przez chwilę na jej delikatny, senny uśmiech, po czym zamknął spakowaną torbę alchemiczną i po cichutku wrócił do domu przygotować kolację.
Jego obawy i strach przed jutrem zniknęły, jakby rozpłynęły się na wietrze.
Pozostała jedynie delikatna, podprogowa świadomość tego, że gdzieś tam, ktoś…

Gdzieś daleko, w miejskiej bibliotece pośród zakurzonych książek, Bogini otwarła oczy.
Z lekkim uśmiechem na ustach wróciła do przeglądania woluminów.
Czuła, że jedna z dusz jej dzieci nie może doczekać się ponownego spotkania.


…***…

„Dmuchaj dmuchaj!! Potrzeba więcej żaru!!” ponaglał gromkim głosem kowal.
Podwoiłem wysiłki i jeszcze energiczniej zacząłem ciągnąć za rzemienie przytwierdzone do dwóch wielkich miechów.
Żar bijący od paleniska skręcał mi włoski na rękach, a po twarzy ciekły mi strużki potu.
Po chwili kazał mi przestać i wyjął szczypcami rozpalony do białości kawał metalu.
„Teraz weź młot, i będziemy kuć na zmianę. Ja zaczynam, potem ty. Kuj, jakbyś chciał w to włożyć całą duszę, inaczej nic z tego nie będzie. Zrozumiałeś?” powiedział Janson kładąc rozpaloną bezkształtną bryłę na wielkim kowadle.
Skinąłem głową. Trzy tygodnie kucia rudy powoli zaczęły przynosić efekty.
Klang.. Klang.. Klang.. Klang…
Odgłos miarowych uderzeń młotów wypełnił kuźnię po brzegi.
Metal opornie poddawał się naszym uderzeniom więc Janson co chwilę rozgrzewał bryłę by łatwiej dawała się formować.

To właśnie po ten surowiec pojechałem do byłej posiadłości Goldburga.
Mithrill.
Iwan wypatrzył go gdy przeszukiwali dom w poszukiwaniu dowodów na przestępczą działalność Goldburga.  Gdy tylko wygrał zakład, zrobił co mógł by tylko ten kruszec mógł trafić w ręce Jansona…

„A.. co my właściwie robimy?” spytałem z ciekawością podczas chwili przerwy.
„Na razie  blachę..” powiedział z przekorą Janson.
„Ech.. wiesz o co mi chodzi..”
„Naramiennik.” Uściślił kowal wciąż bawiąc się dobrze moją niewiedzą.
„Dobra.. Jak nie chcesz mówić to..” zacząłem się niecierpliwić.
„Ej.. nie unoś się.. Już tłumaczę..” przerwał mi Janson z uśmiechem.
Choćbym chciał to nie mógłbym się na niego gniewać dłużej niż sekundę..
„Zrobimy naramiennik, połączony z ochraniaczem na przedramię i nadgarstek. Coś jak rękaw, ale tylko od zewnątrz żeby nie krępował ruchów. Będzie połączony z półpancerzykiem.”
„Z czym?”
„Półpancerz. Taka niby zbroja, ale lekka i nie krępująca ruchów..” wyjaśnił.
„ I to też zrobimy?” spytałem nieśmiało przeczuwając więcej kucia i dmuchania...
„No a co myślałeś?” spytał Janson unosząc brew.
„Do tego ochraniacze na uda i nagolenniki..”
Jeszcze więcej kucia i dmuchania.. przemknęło mi przez głowę…
„Ooch.. nie martw się tym tak bardzo.. Najgorzej wstępnie przygotować materiał, potem poradzę sobie sam..” dodał Janson uspokajając mnie.
„A w zasadzie to nawet wolę pracować sam.. Wiesz.. Tajemnice Kowalskie.” Powiedział mrugając do mnie i szturchając lekko łokciem.
Co do.. Tajemnic.. to mam ciut inne wspomnienia.. Mam tylko nadzieję że Tajemnice Jansona nie są fioletowe.. pomyślałem trochę się przy tym czerwieniąc.
„A dlaczego tak się podniecacie tym metalem? Iwan podobno o mało co nie wpadł w berserk ze szczęścia jak to zobaczył…” zapytałem z ciekawości starając się ukryć zakłopotanie.
„Mithrill to baaardzo rzadki metal..” powiedział Janson.
„Jego rudę można znaleźć jedynie w głębokich poziomach Dungeonu, a tam mój drogi, Smoki to najmniejsze zmartwienie..” powiedział z trwogą w głosie.
„Musi być bardzo drogi..” powiedziałem.
„A myślisz ze niby czemu Iwana topór wyceniono na sto siedemdziesiąt milionów Valis?!”
„Sto siedemdziesiąt pięć..” dodałem automatycznie powtarzając za krasnoludem…
„To i tak zaniżona kwota moim skromnym zdaniem..” powiedział Janson.
„Choć Mithrillu jest tam więcej niż w lasce Riverii..” dodał.
„Jakiej lasce..?!” spytałem zdziwiony.
„Magna Alf..” powiedział z wręcz nabożną czcią Janson.
„Najpiękniejsza i najpotężniejsza laska maga jaką do tej pory stworzono..”
Oczy Jansona nagle zrobiły się wielkie i okrągłe na samą myśl o szczytach sztuki kowalskiej..
„Sam koszt laski, bez magicznych kamieni które w niej tkwią, to.. trzysta czterdzieści milionów Valis..”
Nogi się pode mną ugięły gdy usłyszałem cenę..
„Oczywiście to nie tylko wartość surowca..” dodał szybko Janson.
„Jakość wykonania.. Umagicznienie, to wszystko się sumuje.. Ale dzięki tej lasce Riveria naprawdę może rozpętać prawdziwe piekło na ziemi..”
Patrzyłem na niego oniemiały, a potem na coraz bardziej płaską bryłę metalu grzejącą się z wolna w palenisku..
„Janson.. to ile jest warte .. to..?” spytałem pokazując palcem na nasz metal.
„Och.. Niezbyt wiele wbrew pozorom..” powiedział zerkając na palenisko.
„Mithrill ciężko się kształtuje więc tylko kowale z umiejętnością Forge mogą cokolwiek z niego zrobić, dlatego nabiera wartości dopiero jako gotowy przedmiot..” powiedział z roztargnieniem..
„Jednak wydaje mi się że nawet za surową bryłę tej wagi moglibyśmy dostać ze sto trzydzieści milionów..” dodał od niechcenia..
Szczęka mi opadła.
Sto trzydzieści milionów Valis leżało sobie spokojnie w palenisku przede mną czekając, aż rozgrzejemy je do białości i zaczniemy walić młotami…
„W takim razie ta zbroja będzie warta..”
„Prawie tyle co Iwanowy topór.. A mam nadzieję że nawet więcej..” powiedział z dumą Janson.
Ale żeby to miało sens, musimy wziąć się do pracy.” Powiedział i znów zagonił mnie do pracy miechami…


…***…


Dwóch krasnoludów szło ostrożnie wąskim tunelem trzymając w rękach magiczne lampy.
Szukali oznak jakiejkolwiek dziwnej działalności, jednak wszystko zdawało się być normalne.
Woda leniwie sączyła się ciurkiem po spągu, a jej szmer to jedyne co dało się słyszeć poza cichymi krokami i oddechami podróżników.
Dotarli do końca tunelu.
Gładka, srebrno-czarna skała ucinała jak nożem nieregularny obrys ścian.
„No.. I tak to wygląda..” powiedział szeptem Kursag.
Iwan ostrożnie badał przodek.
Pukał trzonkiem topora, starał się zarysować ścianę ostrzem, ale nic.. nic nie pozostawiło nawet śladu..
„Próbowaliście to wysadzić..” Iwan raczej stwierdził niż zapytał.
„No tak.. Próbowalimy..” powiedział Kursag.
„I nic..” dodał.
„Nic?”
„Nic.” Potwierdził starzec.
„Pięć paczek na raz, i nawet rysy..” powiedział.
„To musi być jakaś magiczna ściana..” dodał.
„Albo Durandall..” mruknął Iwan.
„Na jedno wychodzi..” żachnął się Kursag.
„W dodatku nie da się tego obejść.. Ani z góry, a ni z dołu czy z boków.. próbowalimy wszystkiego..” powiedział.
„I dobrze że się nie dało..” stwierdził Iwan odsuwając się od ściany.
„Hę?!”
„Przynajmniej żyjecie..” powiedział.
„Ze niby..” Kursag prawie otwarł usta ze zdziwienia..
„Tak.. To Dungeon. Niski poziom. Jest w środku tej góry a wyście się dokopali z boku..” powiedział Iwan.
„Na szczęście zamknął to przejście więc nic się tam nie dostanie ani nie wylezie ze środka.. ale..”
„Ale co?”
„Ale to znaczy że niespotykana groza ma leże w tych górach..”
„Jaka groza? O czym mówisz?”
„Dungeon to siedlisko potworów. Wylęgarnia bestii. Nieskończonych ilości bestii..”
„Nieskończonych..?” Kursagowi zaschło w gardle ze strachu..
„Tak.. Nieskończonych..” powiedział Iwan.
„Co wyczyścisz jakiś poziom to parę dni później znów jest pełen potworów.. Wyłażą ze ścian, ze stropów..  Zewsząd..” powiedział.
„Poszukiwacze przygód w Orario się cieszą, bo dzięki temu mogą w nieskończoność walczyć i zdobywać doświadczenie.. Jednak tutaj..” Iwan zawiesił głos na chwilę..
„Tutaj nie ma poszukiwaczy przygód.. Jeśli ktoś trafi na wejście – zginie..” powiedział zwieszając głowę.
„Heee.. Iwan.. a czy w Dungeonie też zawsze tak się dzieje?” spytał Kursag pokazując jednocześnie drżącym palcem na korytarz którym właśnie przyszli..
„BIEGIEM!!..” krzyknął Iwan popychając jednocześnie Kursaga w kierunku wyjścia.
Pędzili na złamanie karku potykając się co chwila o nierówności spągu, gdy wreszcie dotarli do dużej jaskini w której założyli ostatni obóz, a za nimi, coraz szybciej kurczące się ściany  zamknęły z głuchym trzaskiem korytarz.
Co najgorsze, reszta tuneli również była zamknięta. 
„Niech to szlag.. To pułapka!!” powiedział Iwan rozglądając się dokoła.
Jedynie tunel którym przyszli wciąż był otwarty, jednak..
„Niemożliwe..” szepnął Iwan.
„Stój za mną i nie wychylaj nosa. Jak cię draśnie to po tobie..”
„Iwan.. co to jest..?” Głos Kursaga drżał ze zdenerwowania.
„Spikecat..” szepnął Iwan..
„Bestia?” spytał Kursag.
„Coś jak skrzyżowanie lwa z jeżozwierzem.. Lew z kolcami zamiast grzywy..”  wyjaśnił Iwan.
„Jeszcze nas nie widzi, ale to kwestia czasu zanim wyczuje..” dodał.
„Groźny?” .. sądząc po tonie głosu Kursag wręcz błagał by odpowiedź była przecząca..
„Dla ciebie śmiertelnie..”  Iwan brutalnie stłamsił jego nadzieje.
„Potrafi strzelać tymi kolcami, więc zawsze, ale to zawsze masz być za mną albo dobrze ukryty..” szepnął Iwan rozglądając się za jakąś niszą czy kolumną gdzie mógł schronić przyjaciela.
Problem w tym, że Spikecat jest dość dobrze chroniony..
Jego ostre potężne kły potrafią przebić nawet ciężką zbroję a grzywa z kolców skutecznie chroni przed atakiem z boku czy od przodu.. Jedyne wyjście to zajść go od tyłu, ale wtedy..
„Chyba odchodzi..” powiedział szeptem Kursag.
„Wyczuł nas cholera..” mruknął Iwan.
„Trzymaj się moich pleców i nawet czubka brody nie wychylaj..” dodał.
Zaczęli się wolno posuwać w stronę wyjścia. Kryjąc się w cieniu na ile się dało, krok za krokiem szli w przylepieni wręcz do ściany jaskini. Iwan dostrzegł że bestia, choć wciąż obrócona tyłem, kątem oka bacznie obserwuje otoczenie.
„Cholera.. jak strzeli to po nas..” powiedział szeptem Iwan.
„Przecież jest tyłem .. niby jak..?”
„No właśnie.. Jak ktoś atakuje z przodu to ma zęby i pazury, a igłami atakuje w tył i na boki..” powiedział Iwan.
„W dodatku to bydle ma chyba oczy w dupie..” dodał widząc jak Spikecat  znów ustawił się tyłem do nich.
Dużo bym dał za Skupienie młodego.. pomyślał Iwan starając się wymyślić jakiś sposób na pokonanie bestii.
Spikecat sam w sobie nie był problemem. Iwan nie raz miał z nimi do czynienia. Jednak nigdy nie miał do ochrony nikogo bez Falny.. Znaczy.. Nikogo poza Mari, ale Ona raczej nie potrzebowała ochrony..
Szybkim ruchem zdjął z ramion plecak i odwrócił się do Kursaga.
„Siadaj.” Powiedział twardym głosem jednocześnie odwracając go plecami do zagrożenia.
Jako że Kursag też niósł swój plecak wciąż na ramionach, Iwan po prostu położył swój plecak na jego tworząc tymczasową ochronę.
„Ani mi drgnij..” pogroził mu palcem i splunął w dłonie.
Złapał za trzonek topora i machnął nim szeroko.
Srebrny łuk okraszony czerwienią rozbłysnął w ciemnej jaskini.
Potwór odwrócił głowę zerkając na niego. Iwan dostrzegł błysk w jego oku.
Iwan ruszył biegiem.
Klął pod nosem na całą tą sytuację.
Nie powinien zabierać Kursaga.
Starzeję się.. mruknął pod nosem po czym przyspieszył kroku.
Spikecat obrócił się do niego tyłem po czym wystrzelił salwę kolców.
Iwan wyskoczył wysoko w powietrze odbijając jednocześnie kilka z nich po czym kończąc salto wylądował miękko przed bestią.
„Niespodzianka..” mruknął po czym rozpłatał mu łeb toporem.
Chmura pyłu przesłoniła na chwilę otoczenie, a gdy opadła Iwana aż zmroziło.
Wielkie czerwone oko War Shadow`a unosiło się tuż nad schowanym za plecakami Kursagiem..
Nie wiele myśląc Iwan rzucił toporem po czym puścił się pędem w jego kierunku.
ZZZzzzzzziiiinggg!
Następna chmura pyłu przesłoniła świat po czym oczom Kursaga ukazał się Iwan z toporem w ręce.
Błyskawicznym ruchem rozdarł mu lewą nogawkę spodni aż do pasa.
„Niech to szlag!! ..” zaklął po czym wzniósł topór
nad głowę.
Zing!!
Błysk srebra okraszonego czerwienią był ostatnim co zobaczył Kursag.


…***…


Znowu mam robić za manekina.. myślałem po drodze do kuźni.
Już tydzień minął odkąd przekuliśmy rudę Mithrillu w materiał nadający się do dalszej obróbki i.. szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem.
Janson zamykał się w kuźni i do późna w nocy klepał i stukał, by następnego dnia powiesić na mnie następny element…
Dopasowanie było.. wręcz idealne.  Praktycznie nie czułem wagi ani mocowania.. Mógłbym się w tym położyć spać a czułbym się jak w piżamie…
Dziś dopasowujemy ostatni element.. Pancerzyk.
„Heeej!! Gotowy na przymiarkę?”  Zawołał od progu Janson.
Po jego czerwonych oczach widać było ze nie spał całą noc.
Zrobiło mi się go żal. Widać było że całkiem go to pochłonęło, ale przecież nie ma noża na gardle.. Może to sprzedać kiedykolwiek…
Jednak nie chcąc go rozczarować zacząłem zakładać poszczególne elementy zbroi.
Jako że przez cały tydzień po trzy razy dziennie ubierałem się i rozbierałem w te blachy, dziś poszło mi równie szybko jak wczoraj.
„To przymierzmy ten pancerzyk..” powiedział Janson podając mi lekko wypukły napierśnik połączony z ochroną pleców  kilkoma skórzanymi troczkami.
Założyłem go przez głowę i a potem sięgnąłem ręką do boków.
Bez problemu dosięgnąłem mocowań i zapiąłem je kilkoma płynnymi ruchami.
„I jak?” spytał Janson.
„Jest wręcz idealnie..” powiedziałem sprawdzając czy nie ogranicza ruchów, po czym odsunąwszy się na kilka kroków zrobiłem salto w tył.
„No.. I o to chodziło!!” powiedział, po czym z nienacka przywalił we mnie trzymanym za plecami ciężkim młotem…
Dostałem prosto w pierś, ale praktycznie nie odczułem tego uderzenia.
Raczej coś jakby .. nieuprzejmy niecierpliwiec szturchnął mnie w kolejce do straganu.. odepchnęło mnie może na pół kroku i tyle…
„Łał.. To jest .. Mega super!!” powiedziałem podniecony jego kunsztem.
„No.. To fajnie.” Powiedział zmęczonym głosem.
„Niech ci służy. Tylko nie zepsuj. Po wyjściu z kuźni reklamacji nie uwzględnia się. A teraz jeśli pozwolisz pójdę się w końcu kimnąć..” powiedział, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.
Zostawił mnie samego z otwartymi ustami i głową pełną galopujących myśli…


…***…


Gdy wróciłem do siebie nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Oglądałem się w lustrze z każdej strony, a potem zdjąłem zbroję i zacząłem uważnie badać jej każdy element. Było w niej coś.. dziwnego, choć jeszcze nie wiedziałem co…
Mimo że dobrze ją znałem bo sam pomagałem ją wykuwać, to jednak ostatecznego kształtu nabrała pod młotem Jansona, który jakby przelał w nią cząstkę siebie.
Nie sądziłem że to zbroja dla mnie.. Myślałem że tylko służę pomocą.. że Janson potrzebował kogoś, na kim mógł sprawdzać pasowanie części i końcowy efekt..
Co prawda kiedyś tam napomknął że przydała by mi się jakaś ochrona, ale ja nawet nie podchwyciłem tego tematu, bo nie stać by mnie było nawet na rękawicę…
Gdy teraz tak o tym pomyślę, to widzę że wybrałem się w tą podróż z Iwanem kompletnie nieprzygotowany. Ot, jedziemy sobie na przejażdżkę.. Czy to nie fajna przygoda?
Pytałem się Iwana co powinienem zabrać, ale ten tylko machnął ręką.
„Nie bier dużo, bo kto to bydzie nosić. Gacie se weź na zmiane i kosule, cobyś w jednyj cały cos nie chodził i tyle..” mówił zajęty przygotowaniami.
Jakoś przez głowę mi nie przeszło że mogę w ogóle potrzebować jakieś pieniądze.. Oczywiście wziąłem te kilkaset valis które miałem zaoszczędzone po sprzedaży żywego inwentarza, ale nawet nie podejrzewałem że to może nie wystarczyć. Jednak gdy tylko stanęliśmy pierwszy raz w karczmie Na Rozstajach, zrozumiałem jaka przepaść dzieli życie w malutkiej wiosce od życia w mieście..  To, co miałem w kieszeni z ledwością starczyło by na kolację w karczmie, a i to raptem tylko dla jednej osoby. Gdyby nie Iwan, już dawno bym z głodu zginął. Pomyślałem.
Choć z drugiej strony.. Również dzięki mnie, w naszej Bazie na Rozstajach mamy w sejfie dość sporą sumkę ze sprzedaży magicznych kryształów, tak jak i tutaj, w depozycie złożyliśmy kilkadziesiąt tysięcy uzyskanych za kryształy z Ravenpick.. Jednak Janson porównywał tą zbroję do Iwanowego topora.. a to dalece wykraczało poza nasze możliwości.
Będę musiał o tym z nim porozmawiać.. Przecież nie mogę przyjąć tak drogiego prezentu ot tak sobie…
Z drugiej strony.. Im dłużej trzymałem tą zbroję w dłoniach, tym bardziej byłem nią zafascynowany.
Deep Shadow… szepnąłem przeczytawszy inskrypcję na wewnętrznej stronie napierśnika, tuż nad podpisem Jansona i datą wykonania..
Dziwna nazwa.. kompletnie nie pasująca do tej, w sumie przecież nawet dość jasnej zbroi..
Przypomniało mi się jak Janson co rusz dosypywał różnych specyfików do ognia gdy przekuwaliśmy rudę. Był przy tym tak skupiony i ostrożny, że aż bałem się zapytać.. kilka dni później wytłumaczył mi, że dzięki temu mógł delikatnie modyfikować właściwości materiału. Jednak.. Końcowy efekt jest zaskakujący.
Gdy przymierzałem zbroję i jej poszczególne elementy w kuźni to tego nie widziałem. Jeszcze chwilę temu byłem tak przejęty całą tą sytuacją, że też nie dostrzegłem, jednak teraz, gdy ochłonąłem i zacząłem się uważniej przyglądać, coraz więcej szczegółów przykuwało moją uwagę.
Przede wszystkim ta zbroja była matowa i lekko szarawa co było dziwne, gdyż wszystkie moje wyobrażenia o zbrojach  przywodziły na myśl błyszczące, wypolerowane blachy, wręcz lśniące w promieniach słońca..
 Ta, nie dość że słabo odbijała światło, to jeszcze zdawała się ciemnieć gdy ją zakładałem. Do tego stopnia, że gdy stanąłem w rogu pokoju zdawałem się zlewać z otoczeniem..
Deep Shadow..” pomyślałem gdy patrzyłem na siebie w lustrze.
Nawet pomimo tego że wciąż było widno, z ledwością rozpoznawałem swoją postać. Nawet odrobina cienia wokół mnie powodowała że trudno mnie było dostrzec.. Jakby zbroja sama emanowała ciemnością kryjąc mnie przed światem..
Nagle przypomniałem sobie swoją rozmowę z Jansonem o Mithrillu.
Powiedział mi wtedy, ze to nie trudność w wydobyciu powoduje że jest tak drogi, ale jego właściwości. A szczególnie..


…***…


„Podatność na magię..” powiedział Janson polerując jeden z elementów zbroi.
„Widzisz.. Mithrill to bardzo lekki materiał, a jednocześnie tak wytrzymały, że gdyby zrobić zbroję ze stali o podobnych właściwościach, użytkownik praktycznie nie mógłby się ruszać.. Jednak to podatność na magię tak naprawdę czyni z niego tak cudowny materiał.”
„W dalszym ciągu nie wiem o co z tą magią chodzi..” powiedziałem.
„Moonlight Shadow, miecz pożyczony od Iwana też podobno jest z Mithrillu a jednak nie czuję nic gdy używam magii.” Dodałem.
„Bo widzisz.. Do tworzenia przedmiotów z Mithrillu potrzebna jest umiejętność Forge.” Powiedział Janson.
„Otwiera ona coś jakby specjalny.. kanał.. którym kowal może transferować do przedmiotu część swojej many, i dzięki niej zmieniać i modyfikować jego właściwości.”
Przerwał na chwilę, by zebrać myśli.
„Zależnie od zręczności kowala, a także jego poziomu i wiedzy, może on nadawać prawie że dowolne właściwości tworzonym przedmiotom. Najwyższa z nich, Niezniszczalność, znana też jako Durandall, jest dostępna tylko dla najwyższych poziomem kowali. By wytworzyć przedmiot z tym atrybutem potrzeba całej masy many, czasu i zdolności mistrzowskich..” Oczy Jansona na chwilę zaszły mgłą, jakby wyglądał przez okno a przed jego oczami rozpościerał się zupełnie nieznany, cudowny świat…
„Dla mnie to niestety nie osiągalny poziom..” powiedział jednak otrząsając się z marzeń.
Zrobiło mi się trochę przykro, bo uzmysłowiłem sobie, jak wiele poświęcił wybierając życie na prowincji…
„Ale to nie znaczy że nie potrafię robić wyśmienitych zbroi!” powiedział z pewnością siebie.
„Mithrill ma to do siebie, ze potrafi przechowywać, absorbować i przewodzić magię.” Zaczął mi tłumaczyć.
„Twój Moonlight Shadow został wykuty przez wspaniałego Elfiego mistrza sztuki kowalskiej, a w jego strukturze zakodowane jest obwarowanie, że całą swoją moc ukarze dopiero pod dotykiem dłoni Elfa.. Więc choć świetny, w Twoich dłoniach nie rozwinie skrzydeł..” powiedział.
„Nie mógłbyś.. no wiesz.. Zmienić tej właściwości?” Zapytałem nieśmiało.
„Mógłbym.. ale to by oznaczało praktycznie przekucie miecza na nowo, a nie miałbym szans zaszczepić w nim takich samych właściwości jakie posiada obecnie..”
„A.. czym one są?” zapytałem z ciekawością.
„Nie mam bladego pojęcia..” odparł Janson.
„Na pewno ma atrybut Durandall. Widać to po każdym, choćby i najbardziej intensywnym treningu..” powiedział w zamyśleniu.
„I na pewno przewodzi magię, jak każda rzecz wykonana z Mithrillu..” dodał.
„Jednak.. Nie mogę odkryć jego innych cech, bo są zarezerwowane wyłącznie dla Elfów…”
Trochę mi zrzedła mina.. Przez chwilę miałem nadzieję że uda się odblokować jakieś ukryte bonusy dla tego miecza..
Janson chyba to dostrzegł, bo powiedział:
„Nie przejmuj się. Zrobię ci miecz dopasowany specjalnie do ciebie..”
Serce aż zabiło mi mocniej, jednak miałem co do tego małe obawy..

„Ale.. wiesz.. mnie nie stać na takie cuda..” powiedziałem zwieszając głowę.
„Jeden miecz mnie nie zrujnuje. Przynajmniej przypomnę sobie jak to jest kuć oręż zamiast podkuwać stare chabety..”
Dam głowę że nawet z tej odległości dało się słyszeć dochodzące ze stajni pełne pogardy parsknięcie.. Coś czuję że Janson nie będzie mógł liczyć na komfortową przejażdżkę jak co do czego przyjdzie.. Pomyślałem i uśmiechnąłem się w duchu.
Tak czy inaczej.. Janson miał zamiar wykuć mi miecz!!
Oczy mi zabłysły jakby ktoś zaświecił mi w ucho latarnią.
Już miałem poprosić go o jakieś wypasione ostrze.. Oczyma wyobraźni widziałem siebie z pięknym, wysadzanym drogimi kamieniami Sexcaliburem czy Wyszczerbcem w ręce, gdy Janson uspokoił mnie ruchem dłoni.
„Jeszcze nie teraz..” powiedział spokojnie, choć w kąciku oka zabłysła mu iskierka przekory gdy zobaczył moje podniecenie.
„Najpierw muszę skończyć zbroję. Klient czeka, a obiecałem że będzie na cito..”
„Na szczęście wiem czego ci trzeba i gwarantuję że się nie zawiedziesz..” dodał z mrugnięciem oka.
Uśmiechnąłem się niepewnie i podziękowałem, choć nie byłem do końca przekonany.. Niespodzianki z reguły bywają nietrafione. Przynajmniej takie było moje dotychczasowe doświadczenie..


…***…


Klient czeka..
Właśnie tym kompletnie mnie zmylił, i od tamtego momentu byłem przeświadczony że ta zbroja jest na jakieś specjalne zamówienie..
Co w sumie było prawdą.
Wieczorem zebraliśmy się wszyscy w kuźni żeby zaprezentować dzieło Jansona.
Stałem w bezruchu w kącie i czekałem aż wszyscy wejdą.
Devana ani Ilsa nie dostrzegły mnie wcale. Olaf dopiero po dłuższej chwili uśmiechnął się  szeroko, ale nie dał poznać po sobie że wie gdzie jestem.
„No i jak? Co myślicie?” spytał Janson.
„A co mamy myśleć, jak nic nie pokazałeś?” zapytała Ilsa.
„A w ogóle to gdzie jest..  ..O!.. Blake..” jej głos przybrał ton totalnego zaskoczenia gdy wyszedłem z cienia.
„Niezłe wejście..” powiedziała kwaśno Devana
„Takie.. Dramatyczne..” dodała.
„Chcieliśmy się przekonać co ta zbroja potrafi.. i chyba się udało” powiedział Janson.
„Jak najbardziej.” Powiedział poważnie Olaf.
„Najpierw zlokalizowałem cię po oddechu..” dodał.
„Przecież umyłem zęby..” powiedziałem trochę speszony i chuchnąłem na dłoń żeby sprawdzić czy przypadkiem mi nie jedzie..”
„Usłyszałem jak dyszysz z podniecenia..” wyjaśnił Olaf ze śmiechem.
Odetchnąłem z ulgą, ale mleko się rozlało i przez kilka chwil musiałem słuchać docinek i uszczypliwych uwag…
„Ale wiesz Janson..” zaczęła Devana obchodząc mnie wkoło, „Mówiąc o Zbroi miałam na myśli coś bardziej.. no wiesz.. Chroniącego...” powiedziała głosem który normalnie byłby wstępem do reklamacji…
„Aaa..!! Coś w  ten deseń?” zapytał Janson pokazując stojącą w kącie starą pełną zbroję turniejową.
„Może nie do końca..” zaczęła Devana „ ale to przynajmniej nie wygląda jak kilka blaszek powiązanych rzemieniami..” dokończyła z przekąsem.
„W dodatku nawet jej nie wypolerowałeś!” dodała po sekundzie.
„Wierz mi Devana.. Ta zbroja lśniła się jak psu jajca jak ją dałem Blake`owi.” Powiedział Janson.
„No to czemu teraz wygląda jakby wyciągnąć ją z babcinej szafy po stu latach zbierania kurzu?!” Devana nie dawała za wygraną.
„Blake`a się zapytaj..” powiedział Janson wzruszając ramionami.
„Nie powiesz mi że tak zapuścił zbroję w kilka godzin..”
„Nie.. Ale sam chciał żeby tak wyglądała..” odparł z prostotą Janson.
Sam chciałem?!.. O czym on…
„Goibniu nie chciał mnie stracić, bo mam taką umiejętność..” zaczął Janson.
„Jak to się ma do tego.. czegoś?” Devana wyglądała na .. co najmniej zdegustowaną.
„Jak powiedziałem.. Mam taką umiejętność że .. potrafię łączyć przedmioty z właścicielami..”
„Trochę niezbyt rozumiem ..” zaczęła niepewnie Devana.
„Widzisz.. Z reguły kowal robi przedmiot według zamówienia klienta..’ zaczął wyjaśniać Janson.
„Ja robię przedmiot, który Pasuje do klienta..”
„Pasuje?..” zdziwiła się Ilsa.
„To jakbym zamówiła u szewca szpilki, a ten mi zrobił sandały, bo mi bardziej pasują..”.. powiedziała zaskoczona i.. poddenerwowana zarazem.
„Nie do końca tak..” odparł Janson.
„Jak Iwanowy topór, który rozpoznaje jego manę i tylko w jego rękach jest coś wart, tak twoje szpilki były by szpilkami tylko dla Ciebie.. Pod warunkiem oczywiście, że Twoja Mana też tego chce…”zaczął wyjaśniać Janson.
„Dzięki mojej umiejętności, potrafię pozostawić w materiale otwarte kanały którymi popłynie Mana właściciela zmieniając w ograniczonym zakresie właściwości produktu finalnego..”
„A co to dokładnie oznacza? Wersję dla laików poproszę..” powiedziała Devana.
„Blake tego właśnie chciał.” Odparł z prostotą.
„ Widać chciał być zwyczajny, nie chciał się wyróżniać i najlepiej.. ukryć w cieniu..”
Nic nie opisze wrażenia jakie pozostawiły jego słowa.
Mnie wręcz zatkało, bo jeszcze nie spotkałem się z tak trafnym i zwięzłym opisem..
Devana Patrzyła na Jansona ze wzrokiem który mówił „Co mi tu próbujesz wcisnąć..?!” a Ilsa tylko spojrzała na mnie z politowaniem.
Jedynie Olaf wykazał jakiekolwiek zainteresowanie..
„Czyli że podświadomie udało ci się wyzwolić całkiem przydatną właściwość..!!!” powiedział oglądając mnie z każdej strony.
„Właściwość?!!” spytała wzburzona Devana.
„Toż to wygląda jak jakieś.. No nie wiem..” nie mogła znaleźć słów.
„Devana.. Proszę..” zacząłem łagodnie żeby ją trochę uspokoić.
„Ja jestem zachwycony.. Dla mnie jest.. Jest .. Cudowna!!” powiedziałem głośno nie wytrzymując napięcia jakie się we mnie wzbierało

To była najszczersza prawda.
Owszem. Sam byłem zdziwiony tą nagłą przemianą zbroi, gdy w zaciszu swego pokoiku na poddaszu zacząłem się przeglądać w lustrze.
Gdy wreszcie dotarło do mnie że jest dla mnie, że jest moja.. to serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Trzymałem ją w dłoniach i nie posiadałem się ze szczęścia. Jednak gdy znów ją założyłem i stanąłem przed lustrem, jej blask mnie trochę przytłoczył. Wyglądało to jakby zbroja stała tam sama, powieszona na jakimś wieszaku z czarnego aksamitu który zlewając się z tłem znikał…
Jednak po chwili jej naturalny blask zaczął blednąć, by po niedługim czasie zacząć upodabniać się do otoczenia.
Patrzyłem na ten spektakl zafascynowany jego efektem i nie mogłem uwierzyć oczom.
Przeciągałem dłońmi po elementach zbroi sprawdzając, czy nie stało się coś złego i nie zaśniedziała czy coś.. Jednak nie.. Metal był wciąż gładki, choć pod dotykiem sprawiał wrażenie jakby.. ciepłego i.. miękkiego.
Trochę się wystraszyłem.. Zdjąłem ją i zacząłem polerować, tak, jak mi Janson pokazał, jednak .. czego bym nie zrobił, efekt wciąż był ten sam.
Co prawda metal nadal był błyszczący, jednak gdy tylko brałem go do ręki to ciemniał i matowiał..
Co ja powiem Jansonowi jak mnie zobaczy.. myślałem ze strachem, bo za nic nie potrafiłem przywrócić zbroi jej pierwotnego blasku..


…***…


Janson oparł się plecami o drzwi i o mało nie osunął na ziemię.
Był kompletnie wycieńczony.
Jak przez mgłę słyszał dochodzące z kuźni jęki zachwytu chłopaka..
W końcu to zrobił. Udało mu się. W dodatku ominął ograniczenia …
Było mu trochę żal chłopaka.. Tak go wykorzystał.. Ale bez tego by się nie powiodło. Jednak było warto. Naprawdę.. Było warto.
Teraz musi iść spać żeby zregenerować siły przed następnym wyzwaniem.
Ale teraz już wie jak..
Poznał klucz który otwiera zamknięte wcześniej przed nim drzwi…
„Pamiętaj Janson.. To nie poziom czyni z kowala mistrza. To serce które wkłada w swoją pracę..”  Takimi słowami żegnał go Lord Goibniu, błogosławiąc na drogę.
Serce.. przemknęło mu przez głowę po czym osunął się na ziemię jak szmaciana lalka.
Klarysa znalazła męża pogrążonego w głębokim śnie pod drzwiami do kuźni. Westchnęła, po czym sięgnęła za pazuchę i wyjęła niedużą fiolkę z niebieskawym płynem. Odkorkowała i wlała mu kilka kropel pomiędzy rozchylone delikatnie wargi.
Kiedyś się wykończysz głuptasie.. pomyślała patrząc na niego z czułością.
Wstała z klęczek i zdjąwszy wiszący koło drzwi gruby skórzany kowalski fartuch okryła go nim.
Za kilka godzin się obudzi, więc wiedziona doświadczeniem Klarysa ruszyła żwawo do kuchni.
Co jak co, ale placki ziemniaczane z gulaszem w sosie grzybowym zawsze stawiały jej męża na nogi..

…***…


Minęły dwa tygodnie... Praktycznie nie widywałem Jansona w tym czasie.
Ta zbroja musiała go naprawdę mocno wyczerpać, bo Klarysa mówiła że spał przez trzy dni a teraz odrabia zaległości..
Nawet nie prosił mnie już o pomoc przy miechach..
Czułem się winny, bo to w końcu moja zbroja tak go wyczerpała…
Z Devaną też praktycznie się nie widziałem.
Od czasu prezentacji zbroi cały czas wertowała zawzięcie księgi w bibliotece w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek.
Odkąd powiedziałem jej o Elfich Legendach, postawiła sobie za cel znalezienie odpowiedzi..
Iwan w kopalni, Devana w Bibliotece, Darren u Mabbet.. Wszyscy coś robią, a ja..? Tylko snuję się po ulicach w swoim nowym pancerzu, a ludzie i tak jakby mnie nie zauważali.
Wygląda na to że euforia po mojej walce zgasła jak świeczka…
Jedynie Olaf dotrzymywał mi towarzystwa.
Ze trzy razy zrobiliśmy sobie mały sparring, ale szybko okazało się że to poroniony pomysł.
Gdy walczyliśmy na pięści, moja klasa wagowa była o wiele za niska i zwyczajnie nie dawałem rady.. Choć Olaf nie mógł mnie powalić ze względu na szybkość, to ja mogłem go sobie okładać pięściami a i tak wywołałbym co najwyżej swędzenie..
Za to gdyby użyć jakichkolwiek broni to moglibyśmy się pozabijać więc… Olaf zaczął mnie uczyć runów…
Nie było to tak trudne jak początkowo mi się wydawało, to choć Olaf twierdził że jest zszokowany moimi postępami, ja jednak kładłem to na karb jego wręcz boskiej cierpliwości…
Oczywiście świat Runów jest tak bogaty, że podobno nawet najlepsi profesorowie mają problem z odczytaniem niektórych tekstów, jednak dzięki Olafowi dostrzegłem pewien klucz, wzór dzięki któremu czasem udawało mi się odczytać nawet takie runy z którymi nie miałem wcześniej kontaktu..
Oczywiście nie działało to w każdym przypadku, jednak znacząco przyspieszyło naukę…
Jednak pierwszym czego się nauczyłem  było odczytywanie Statusu.
Olafa Status był ukryty, więc za pomocą dwóch luster starałem się odcyfrować swój Status.
Po kilku próbach zapamiętałem poszczególne runy i byłem w stanie sam odczytać mój poziom..
W dodatku dostałem od Olafa taką małą książeczkę.. W Koine tytuł brzmiał „Podstawy runów” .. za to w piśmie runicznym..
„Olaf.. coś mi tu nie leży składnia.. Nie znam tych runów, ale to chyba nie jest dokładnie przetłumaczone..” powiedziałem do mojego nauczyciela zastanawiając się nad tym dziwnym układem sylab runicznych.
„Oczywiście że nie jest. Dobrze że zauważyłeś..” pochwalił mnie Olaf.
„To w takim razie co one oznaczają i dlaczego się tak różnią od tłumaczenia?” pytałem zdziwiony.
„A.. tego właśnie nie mogę ci powiedzieć..” odparł Olaf.
„Żeby to odcyfrować, musisz się przyłożyć i nauczyć tego co jest w tej książce. A ten tytuł będzie .. jakby twoim testem..” wyjaśnił.
Przyszedłem do niego po dwóch dniach i nie przespanych nocach.
Runy dla opornych. A dalej drobnym drukiem: Gratulacje. Nauczyłeś się podstaw więc możesz mnie oddać następnemu przedszkolakowi..”
„Hahaha!! Brawo!!” zaśmiał się Olaf.
„Widzę że twoja ciekawość to dobry motywator, ale .. mógłbyś czasem pomyśleć o swoim zdrowiu..” dodał patrząc w moje czerwone od niewyspania oczy.
„Musiałem to rozgryźć..” odparłem ziewając.
„No cóż.. Jestem pod wrażeniem i rozczarowany zarazem..” powiedział Olaf kręcąc głową.
„O co ci chodzi?” spytałem nie wiedząc co o tym myśleć.
„Szybko się uczysz..” powiedział z podziwem.
„Mi odcyfrowanie okładki zajęło trzy tygodnie, a ty przyszedłeś z rozwiązaniem po dwóch dniach.. jednak.. Mimo że zaliczyłeś śpiewająco test z podstawy runów, to położyłeś na łopatki test z odpowiedzialności.” Powiedział patrząc na mnie twardo.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem kompletnie nie wiedząc o co mu chodzi..
„To w końcu dobrze że się tego nauczyłem czy nie?” spytałem skołowany.
„Dobrze.. nawet Wspaniale bym powiedział..” zaczął tłumaczyć Olaf.
„No to już nie wiem o co..” zacząłem ale przerwał mi ruchem dłoni.
„Podejdź do lustra i powiedz mi co widzisz..” rozkazał stanowczym tonem.
„Nooo.. trochę mam czerwone oczy..” zacząłem, gdy niespodziewanie rzucona poduszka trafiła nie w głowę.
„Ej!!.. No co ro..”
Pac! Następna trafiła mnie w twarz przerywając mi w pół słowa.
I następna w brzuch.
Starałem się uskoczyć przed następną ale nie zdążyłem..
Chyba zrozumiałem…
„Niech cię nie zmyli cisza dookoła.” Powiedział Olaf.
„Wielu tylko czeka na okazję by powalić Rzeźnika z Lotril i odkuć się na nim za poniesione straty..” dodał.
„Na tą chwilę jesteś wykończony i praktycznie nie zdatny do walki.” Powiedział twardo.
„Rozumiem że postawiłeś przed sobą cel i do niego zdążałeś, ale czemu po trupach?”
„Nie przesadzaj..” starałem się bronić…
„Przesadzam?! Nie mój drogi. Nie przesadzam. Wręcz przeciwnie. Staram się opanować żeby nie wygarnąć ci tego co naprawdę myślę!” powiedział Olaf.
„Praktycznie jesteś trzeci dzień na nogach, chyba bez snu, bo twoja zręczność spadła na łeb na szyję i prawdopodobnie masz tak niski poziom many że nie włączysz swojego Skupienia nawet na pół minuty. Równie dobrze mógłbyś wyjść na miasto kompletnie pijany. Kilku zwykłych opryszków wypisało by cię ze świata żywych w mgnieniu oka jedynie licząc na zysk ze sprzedaży fantów jakie po sobie zostawisz..” wyjaśnił.
„Pamiętaj Blake. Nie wolno ci nigdy doprowadzić do sytuacji gdy będziesz zmęczony. Wiem że to trudne, ale nawet w Dungeonie podróżnicy robią co mogą by zregenerować nadwątlone rezerwy wytrzymałości. Czasem nawet sen jest bronią..” powiedział już spokojniej.
„Eh.. Wiem że miasto i wygrana walka uśpiły twoją czujność, jednak naprawdę.. Dopóki nie zakończysz swojej misji, dopóty nie wolno ci opuszczać gardy. Nigdy.” Dokończył stanowczo.
Zwiesiłem głowę zawstydzony.
Olaf miał rację. Zbytnie rozluźnienie spowodowało że przestałem racjonalnie myśleć. Następny kamyczek do rosnącej górki błędów i niedociągnięć. Powziąłem poważne postanowienie że będę starał się je eliminować jedno po drugim.
Podniosłem głowę.
„Pójdę się położyć. A potem.. Obiecuję że nie powtórzę tego błędu.” Powiedziałem stanowczo.
„Zuch chłopak.” Powiedział Olaf zbierając rozrzucone poduszki i układając je z powrotem na sofie.
„Przejdę się z tobą. Jakoś cię trzeba będzie odprowadzić do domu, inaczej zaśniesz na środku ulicy..”

Poszliśmy skrótem, przez most nad rzeką.
W pewnym momencie Olaf zaproponował:
„Może położysz się tutaj? Pogoda świetna, rześkie powietrze też dobrze ci zrobi a przynajmniej nie prześpisz całego dnia i nie rozbijesz rytmu dnia i nocy..”
„Czemu nie?” odparłem akceptując sugestię.
Faktycznie, ciepłe słońce grzało przyjemnie a szum rzeki działał kojąco na rozum. Olaf zaproponował ze będzie przy mnie czuwał, zwłaszcza że miał bardzo ciekawą książkę do skończenia więc nie będzie się nudzić..

Nie trzeba było długo czekać. Wystarczyła chwila, bym odpłynął w świat marzeń.
Znów pasłem bydło podczas gdy rodzice byli zajęci, biegałem z Allany po łące i pomagałem zbierać kwiatki na wianek.. Takie z długimi łodyżkami.. Znów.. widziałem jak w głębokiej krypcie kościany golem budzi się do życia wezwany nagłym panicznym impulsem strachu. Trzy mroczne aury zbliżały się do naszego ogniska w morderczych zamiarach..
Trzy?! .. w mojej głowie zapaliło się nagle ostrzegawcze światełko.
Momentalnie wybudziłem się z błogiego snu.
Błyskawicznie przeszukałem otoczenie skupieniem w poszukiwaniu wrogiej aury.
Są.. Trzy. Rozdzielają się. Chcą mnie zajść z trzech stron. Boją się.
Obróciłem się z głębokim westchnieniem na bok, twarzą w stronę rzeki, tak, by nie widzieli że otwarłem oczy by je przyzwyczaić do światła. Miałem jeszcze chwilę zanim do mnie dotrą, więc wyłączyłem czar żeby nie tracić many. Po jej ilości wiedziałem że nie spałem zbyt długo. Może z godzinę.. Musiałem naprawdę ją oszczędzać.
Najgorsze że Olaf gdzieś zniknął. Porzucił mnie? Wystawił?  Przemknęło mi przez głowę. Nie. Nie możliwe. Nie on. To czego się do tej pory o nim dowiedziałem jak i wygląd jego aury eliminowały taką możliwość. „Może zwyczajnie.. poszedł się wysrać..” mruknąłem do siebie po cichu.
Usłyszałem cichy chrzęst stóp na żwirze.
Skupienie. Dwie sekundy czekania. Zerwałem się na nogi i złapałem pierwszego napastnika za nadgarstek .Wykręciłem mu rękę aż chrupnęło.
Aaaach!!!! Bolesny krzyk rozdarł popołudniową ciszę. Trzymany w dłoni nóż upadł z cichym Ding na kamienie.
Otoczyłem jego szyję ramieniem i przytknąłem czubek sztyletu do jego krtani.
Pozostałych dwóch bandytów zatrzymało się tuż przede mną trzęsąc się ze strachu.
„Cześć chłopcy..” powiedziałem cichym głosem.
„Przyszliście po autografy?”  Przycisnąwszy trzymanego ramieniem napastnika mocniej – ukłułem go w szyję. Jęknął cicho a po chwili do mojego nosa dodarł cierpki zapach moczu.
Puściłem go i popchnąłem w ich stronę pomagając mu kopniakiem w tyłek.
Gdyby go nie złapali to by się przewrócił.
Błyskawicznie schowałem sztylet do pochwy i na pełnym Skupieniu, goniąc resztkami many błyskawicznie ruszyłem w ich stronę. Byli tak zaskoczeni że wciąż szamocząc się z tym, który właśnie wpadł w ich ramiona, nie zdążyli zareagować gdy kilkoma płynnymi ruchami pozbawiłem ich trzymanych w dłoniach noży.
Zebrałem je razem z tym, który wypuścił pierwszy napastnik i wrzuciłem do rzeki.
Patrzyli na mnie w panicznym strachu.
„To który pierwszy chce podpis z dedykacją?” zapytałem chrapliwym głosem i uśmiechnąłem się zjadliwie, po czym zwinąwszy dłonie w pięści strzeliłem na kostkach.
Ani się obejrzałem gdy już ich nie było.
Jedynie żółta plama na kamieniach świadczyła o tym, że ktoś przez jakiś czas będzie mieć niezłą traumę.
Resztkami many przeszukałem większy obszar, po czym przeniosłem się w czystsze miejsce i znów położyłem.
Zdawałem sobie sprawę że gdy tylko zasnę, Olaf w końcu wyjdzie zza filara mostu i dalej będzie nade mną czuwał.

Słońce jeszcze było wysoko więc mogłem sobie pozwolić na solidną drzemkę, jednak nagłe uczucie smutku nie pozwoliło mi zasnąć.
Dobiegał ze środka mnie, z mojej duszy, choć nie było żadnego powodu..
Uklęknąłem na piasku i zamknąłem oczy. Czułem że to uczucie jest w jakiś sposób związane ze mną, a jednocześnie jakby było wywoływane przez ..
Położyłem dłoń na moim Statusie wypisanym na piersiach.
„Co się dzieje? Devana..” pomyślałem i przywołałem w myślach twarz mojej Bogini. Patrzyła na mnie a z oczu płynęły jej łzy.
„Już dobrze.. Jestem przy tobie..” szepnąłem, i w myślach mocno ją przytuliłem.  Po chwili zaczęła się uspokajać a cała scena powoli jaśniała by po chwili zniknąć. Jednak zanim zupełnie się rozwiała, w oczach bogini znów dostrzegłem uśmiech.
Ulżyło mi na sercu.  Nagle wielki cień przesłonił słońce.

„W porządku Blake?”
„Tak.. czemu pytasz?”
„Wyglądałeś jakbyś chciał sam siebie przytulić..” powiedział z lekkim sarkazmem w głosie.
„Skoro ciebie nie było..”
Olaf tylko uniósł brew i nie zareagował na moją uszczypliwość.
„Devana była smutna..” odparłem po chwili.
„Co? .. Przecież ona jest w mieście..” powiedział zdziwiony Olaf.
„Tak, ale czułem że  .. Po prostu musiałem..”
„Nic z tego nie rozumiem..”
„Nie wiem czemu, ale gdy któreś z nas czuje szczególnie mocne emocje, to jakby.. przenosi się.. Nie umiem wytłumaczyć..” powiedziałem z rezygnacją.
„Hm.. Bogowie wiedzą kiedy ich Dzieci są smutne czy radosne, ale pierwsze słyszę że to działa też w drugą stronę..”
Tylko wzruszyłem ramionami.
„Tak czy inaczej, dzięki że czuwałeś..”
„Wiesz.. Naprawdę musiałem w łopiany..”
„Taa.. Jasne..” mruknąłem, po czym położywszy się z powrotem na ciepłym piasku zasnąłem zostawiając Olafa samego z myślami.


…***…

Słońce obudziło mnie świecąc prosto w twarz przez okno.
Przeciągnąłem się szeroko siadając na łóżku. Dziś będzie fajny dzień.. pomyślałem zerkając przez okno.
Wczorajszy incydent nad rzeką , nota bene częściowo sprowokowany przez Olafa, tylko utwierdził nas w przekonaniu że jestem gotów na wyzwania stawiane nam przez los.
Uśmiechnąłem się przypominając sobie jego wczorajszą minę..
Okazało się że zdawał sobie sprawę że jesteśmy śledzeni więc sam wybrał miejsce nad rzeką by sprawdzić jak sobie poradzę, jednocześnie obserwując mnie z daleka. Gdy później rozmawiałem o tym z Iwanem, ten stwierdził że to pewnie nawyk z Dungeonu przekazany mi jakoś przez moich rodziców..
Zerknąłem przez okno.
Niewielkie grupki ludzi przechodziły ulicą śpiesząc się do swoich spraw. Właściciel sklepu warzywnego właśnie wykładał świeżą dostawę na półki przed sklepikiem a kilka osób już niecierpliwie czekało żeby zrobić zakupy. Strażnicy już dawno pogasili światła na murze okalającym miasto i teraz jedynie ich maleńkie sylwetki majaczyły w oddali.
Zszedłem po cichu na dół by nie budząc nikogo przemknąć się do kuźni na poranny trening. O tej porze jest tam jeszcze pusto. Czeladnik którego Janson ostatnio zatrudnił i tak przychodzi później, więc mam co najmniej godzinę by potrenować Walkę z Cieniem..
Trening to ważna sprawa.
Jak Iwan powtarzał – Nie dość że w niewielkim stopniu powiększa mój poziom Excelii, to jeszcze pozwala utrzymać ciało w stanie maksymalnej sprawności.
Owszem.. Nie raz zdarzało mi się, że miałem zły dzień, nie wyspałem się czy po prostu – miałem lenia, jednak zawsze zmuszałem się do treningu.
Starałem się, by to był nieodzowny element każdego mojego dnia, bo dzięki temu czułem że zbliżam się do osiągnięcia mojego celu. Więc nawet pomimo rozterek i wątpliwości jakie mną czasem targały – treningu nie odpuszczałem.
Wszedłem do pustej kuźni i starannie zamknąłem drzwi. Po krótkiej rozgrzewce zacząłem trening. Powiesiłem grube drewniane  kloce na łańcuchach i rozbujałem je.
Cięcie. Zasłona. Sztych i przewrót. A teraz to samo z zamkniętymi oczami korzystając jedynie ze Skupienia.. Stop!!
„Janson..!” krzyknąłem zduszonym głosem.
Dostrzegłem go jak tylko uruchomiłem swój czar.  Stał w cieniu za wielkim miechem i uważnie mnie obserwował.
„Na twoim miejscu zmieniłbym kolejność działań i zaczął od skanowania otoczenia gdy tylko pojawisz się w jakiejś lokacji..” powiedział wychodząc z cienia.
„Gdyby tu ukrył się jakiś bandyta z kuszą, to byś oberwał zaraz na wejściu.”
Kiwnąłem głową przyznając mu rację. Następny kamyczek.. pomyślałem obiecując sobie solennie że wyeliminuję ten błąd. W sumie, przecież nic mnie to nie kosztuje. Szybki skan pomieszczenia zabiera znikomą ilość czasu i many więc..
„Postaram się by weszło mi to w nawyk..” powiedziałem.
„To świetnie.” Odparł Janson.
„Nie czuj się źle z tego powodu” powiedział.
„Nie miałem zamiaru cię strofować czy coś.. Zwyczajnie, zwracam ci uwagę na jakiś aspekt żeby jak najlepiej przygotować cię na to co nadejdzie..”
„Doceniam to Janson. Naprawdę. Wciąż tak brak mi doświadczenia..”
„Uh.. To dobrze, bo czasem to wygląda jakbym ciągle się ciebie czepiał..”
„Nie.. Olaf też to robi.. co chwila coś..” powiedziałem uświadamiając sobie jak wiele mi brakuje do tego by stać się prawdziwym Poszukiwaczem Przygód..
„Wiesz.. W Orario dzieciaki od małego stykają się z różnymi ludźmi, słuchają wieści, plotek, opowiadań.. Gdy nadchodzi ich czas by wejść do Dungeonu, mają już całkiem sporą wiedzę. Ciebie rodzice trzymali z dala od tych spraw więc nie masz się co dziwić.. Choć z drugiej strony..” powiedział trochę się zamyślając.
„Z drugiej strony, twoja wiedza i tak jest wystarczająca. Szybko się uczysz, eksperymentujesz, starasz się przekroczyć granice możliwości.. To dobrze.” dodał.
„Naprawdę Blake.. Z naszej strony to jak ostatnie szlify przed osadzeniem diamentu w oprawie..” powiedział widząc moja niepewność.
„Pokonałeś Olafa!!” Janson aż podskoczył.
„Szczerze mówiąc jak zobaczyłem że to jego Goldburg wynajął to o mało nie zemdlałem.. Dopiero Iwan trochę mnie uspokoił..” powiedział podniecony.
„Już pal licho doświadczenie i tym podobne.. Sama klasa wagowa /bez urazy/ była miażdżąca, a jednak dałeś radę!!”
„O mało się nie pozabijaliśmy..”
„No tak.. Ta jego barbarzyńska duma i zasady..” pokiwał głową Janson.
„A jednak dałeś radę. Ja, czy Iwan walczyliśmy z nim tylko na pięści. Nie chcieliśmy żeby komuś stała się krzywda. Cholerny Goldburg chciał się upewnić że cię zmiażdży..” powiedział z nerwami.
„Ci Barbarzyńcy.. wiesz.. Oni mają trochę pokręcone podejście do tych spraw.. Wiedzą że jeśli zginą w walce, to ich bóg zaprowadzi ich duszę do Valhalli.. tyle że nie przejmują się gdy zginie ich przeciwnik należący do innego boga który nie odnajdzie zbłąkanej duszy..”
„Przejmują się..” powiedział cichy głos zza drzwi.
„Dlatego przed walką polecają przeciwnika Odynowi by w razie czego zaopiekował się duszą poległego.” Dokończył Olaf wchodząc do środka.
„Odyn dostrzegł Twoją duszę Blake. I jest nią zafascynowany..” dodał patrząc na mnie.
„Hę?”
„Czuję jego podniecenie w środku za każdym razem gdy mamy ze sobą kontakt.” Odparł z prostotą.
„Dzięki modlitwie jesteśmy bardzo blisko ze swoim bogiem, więc potrafimy wyczuwać jego emocje..” wyjaśnił.
 „Tak czy inaczej.. Nie po to tu przyszliśmy..” powiedział uchylając drzwi trochę bardziej i wpuszczając do środka Devanę i Ilsę.
„No tak.. Właśnie..” powiedział Janson i udał się na zaplecze.
Po chwili wrócił z długim pakunkiem.
Dziewczyny stanęły po obu stronach Jansona a Olaf za mną. Położył mi dłoń na ramieniu.
Ilsa i Devana zapaliły trzymane w dłoniach świece.
Janson zaczął odwijać płótno.
Nie wiedziałem co się dzieje. Wyglądało to jak jakaś.. ceremonia czy coś..
„Pamiętasz ze obiecałem że zrobię ci miecz..” zaczął Janson.
Kiwnąłem głową w potwierdzeniu, jednak choć zacząłem zdawać sobie sprawę o co chodzi to jednak sama oprawa trochę mnie przytłaczała..
„Niedawno, przed Nowym Rokiem były twoje urodziny..” powiedziała Devana.
„Postanowiliśmy zrobić ci prezent..” dodała Ilsa.
„Nie ma tu z nami Iwana, ale to on był pomysłodawcą..” powiedział cicho zza moich pleców Olaf.
„Każde z nas dało cząstkę siebie by mógł powstać..” powiedziała cicho Devana.
„ .. Glimmer..” dokończył Janson i rozwinął do końca płótno.
Błysk.. powtórzyłem w myślach patrząc na trzymaną przez Jansona katanę.
Janson przyklęknął na kolano podając mi w milczeniu miecz w wyciągniętych dłoniach.
Gdy go ująłem, przez moje ciało przebiegł dreszcz a krawędzie zbroi na moment rozjarzyły się szkarłatem.
Czarna pochwa ze srebrnymi okuciami skrywała klingę, a rękojeść z masy perłowej opleciona krzyżowanym jedwabiem wieńczyła dzieło..
Ująłem rękojeść miecza a drugą ręką pochwę i kciukiem lekko je rozsunąłem.
Błysk światła odbił się w srebrnym ostrzu.
Lewą ręką jednym płynnym ruchem zdjąłem pochwę nie ruszając miecza.
Przed moimi oczami ukazał się majstersztyk płatnerstwa. Doskonała doskonałość.
Delikatnie wygięta klinga migotała blaskiem w świetle świec.
Falujący hamon zaznaczał linię ostrza a pięknie zdobiona tsuba oddzielała klingę od rękojeści.
Ostrze było dość wąskie i delikatnie wygięte. Wspaniałe wyważenie powodowało, że trzymając je przed oczami jedną ręką – ani drgnęło.
Byłem zachwycony jego pięknem.
„Dziękuję..” powiedziałem, a w tej samej chwili przez grzbiet ostrza przebiegło coś na kształt światła.
Maleńkie runy wytłoczone na tępej krawędzi miecza rozbłysły blaskiem.
Westchnienie ulgi wydobyło się z kilku gardeł na raz..
Przechyliłem ostrze by odczytać runy.
„Żebyś odnalazł światło w ciemności.”
„Żebyś się nie ugiął.”
„Żebyś zawsze był sobą.”
„Żebyś zwyciężył”
„Żebyś znalazł Miłość..”
„Hę?” trochę się zająknąłem czytając ostatnie runy..
„Em.. komuś.. chyba brakło weny..” powiedział Janson patrząc grobowym wzrokiem na Devanę.
Ta, tylko spuściła wzrok, jednak w sercu czułem..
„Dziękuję..” powiedziałem.
„Tak bardzo wam dziękuję!!” machnąłem mieczem wywijając młynka po czym płynnym ruchem schowałem go do pochwy.
Czułem się wspaniale.
Gdy tylko ujmowałem rękojeść miecza czułem że co najmniej kilka dusz jest razem ze mną. To wsparcie powodowało że nie widziałem przed sobą rzeczy niemożliwych.
Wzorem dalekowschodnich rycerzy zatknąłem moją katanę za pasem.
Devana patrzyła na mnie ze świeczkami w oczach..
„To może wreszcie wypróbujesz moje dzieło?”  Zasugerował Janson.
„No właśnie!! Pokaż co potrafi!!” usłyszałem..
Ale że  jak „co potrafi..” pomyślałem.. Przecież to walka z cieniem więc..
„No dalej..” zachęcił mnie Janson.
„Pokaż nam..” powiedział.
Odsunęli się pod ścianę robiąc mi miejsce.
Zostałem sam na środku kuźni pomiędzy wiszącymi na łańcuchach klocami.
Kopnąłem jeden.. popchnąłem drugi.. poczekałem aż się rozbujają, po czym ruszyłem..
Cięcie . Sztych Zasłona. Cięcie. Kopnięcie ( nie zaskoczysz mnie Janson..) Zasłona. Pchniecie i cięcie. Unik (Nieźle Olaf, ale za wolno) kopnięcie w zadek i salto w tył.  Zmiana miejsca nic ci nie da.. pomyślałem i odbijając się od drewnianej podpory dokończyłem salto lądując za plecami Jansona.
„Nie tym razem..” powiedziałem kładąc miecz na karku kowala.
Wszystko trwało może dziesięć sekund.
Zerknąłem na dziewczyny..
Stały z otwartymi ustami a świeczki wypadły im z dłoni.
Olaf leżał na ziemi kilka metrów ode mnie a Janson klęczał na kolanie przede mną z własnoręcznie wykutym ostrzem na karku..
„Emmm.. przesadziłem?” spytałem nieśmiało chowając miecz do pochwy i pomagając mu wstać…
„Kończę z pojedynkami..” powiedział Olaf masując sobie tyłek.
„Jak mi się kiedyś znów trafi taki jeden jak on, to mnie wykończy zanim się zdążę zesrać ze strachu..” powiedział zbierając się z ziemi.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
„Weź się odwróć..” powiedział Janson masując sobie kark.
Resztki drewnianych kloców zwisały smętnie z łańcuchów a kawałki drewna i metalowych obejm walały się po podłodze.
Powoli wyjąłem miecz pochwy szukając wyszczerbień..
Ostrze nie nosiło żadnych oznak użycia.. Jednak na podłodze walały się poprzecinane śruby i obejmy wzmacniające wcześniej treningowe kloce..
Spojrzałem zdziwiony na Jansona.
Jego twarz wręcz emanowała szczęściem.
Znów zerknąłem na ostrze. Delikatne purpurowe runy błyskały na krawędzi, a samo ostrze wręcz zdawało się pulsować światłem..
„Durandall..” szepnął Janson.
„Zrobiliśmy Durandall..” powiedział drżącym głosem.
„Nie wierzyłem gdy zobaczyłem możliwości pancerza.. ale nie było jak go przetestować..” mówił podniecony.
„A teraz.. teraz.. teraz to nawet więcej!!” krzyknął cicho.
„Durandall?” spytałem niepewny czy to o tym właśnie mówimy..
„Tak.. Niezniszczalność!!” powiedział podniecony Janson.
„Ale mówiłeś że nie możesz..” zacząłem, ale ten przerwał mi ruchem ręki.
„Znalazłem obejście.. Taki skrót.. Nie byłem pewien.. Użyłem cię.. A potem się udało..” mamrotał nieskładnie.
„Jakie obejście? co?!”.. Devana była co najmniej w szoku..
„Nie chciałem zrobić zwykłego miecza..” zaczął Janson.
„Znalazłem stare Elfie zapiski dotyczące zbroi Durandall i spróbowałem ją zrobić.. Nie było pewności że się uda ale..”
„Elfy robiły niezniszczalne zbroje na długo przed zstąpieniem Bogów..” weszła mu w słowo Ilsa..
„No właśnie!” powiedział Janson.
„Dlatego doszedłem do wniosku że to nie Poziom pozwala kowalowi tworzyć takie przedmioty ale.. Serce..” powtórzył za Lordem Goibniu.
„Gdy zobaczyłem że ze zbroją się udało, postanowiłem pójść krok dalej..”
„Krok dalej?!” spytałem zdumiony..
„Dokładnie.” Odparł Janson.
„Wiesz że potrafię otwierać kanały w Mithrillu by maną kształtować jego możliwości..”
Skinąłem głową.
„No więc..” zaczął trochę zakłopotany..
„Postanowiłem trochę poeksperymentować.”
„Uznałem, że skoro twoja mana tak wspaniale wpłynęła na zbroję, to czemu nie pozwolić innym wpłynąć na metal?”
„Że niby.. Oni też kuli..”
„Nie..” odparł Janson.
„Ale zawarłem ich cząstkę w materiale..” powiedział tajemniczo.
„To znaczy że..” zacząłem niepewnie..
„Że w tym mieczu jest..”
„Kropla krwi..” powiedziała Devana.
„Pukiel włosów..” dodała Ilsa.
„Ząb.. Wiesz.. ten który mi.. tam na placu..” powiedział plącząc się trochę Olaf.
„Do tego poświęcenie Iwana i moja praca..” dokończył Janson.
 „No i najważniejsze..” powiedział po sekundzie.
„Rdzeniem tej katany jest.. kosa Golema…”
Momentalnie przed oczami stanęła mi pusta, cicha krypta..
Przypomniał mi się też sen z nad rzeki.
Ten golem.. Mam walczyć jego ostrzem?
Jest częścią.. Główną częścią mojego miecza.. Mam mu zaufać?
Bezwiednie położyłem dłoń na rękojeści.
Ciepło i delikatne drżenie przebiegło mi przez dłoń.
Tak.
To mój miecz.
Mój.
Niczyj inny.
Będzie mnie wspierał.
Będzie mnie chronił.
„I pęknie tylko gdy.. umrę..” szepnąłem otwierając oczy.
Zerknąłem wokół Skupieniem.
Zwiewna, delikatna aura pulsowała lekko w moim mieczu.
Devana patrzyła na mnie trzymając złożone dłonie na piersi.
„No właśnie..” powiedział nieco zakłopotany Janson.
Mój Durandal nie jest.. doskonały..”
Spojrzeliśmy na niego razem.
„Żeby stworzyć prawdziwie niezniszczalny przedmiot potrzebny jest wysoki poziom i wielka ilość many..” zaczął tłumaczyć.
„Niestety mam raptem poziom drugi więc choćbym nie wiem co zrobił to nie dam rady..” powiedział zakłopotany.
„Więc znalazłem furtkę.” Dodał z pewnością w głosie.
„Serce..” powiedziałem cicho.
„No właśnie. Serce.” Potwierdzi Janson.
„Maną się nie przejmowałem, bo ją można uzupełniać miksturami,  ale brakowało mi poziomu.. więc.. pożyczyłem go od was..” powiedział cicho.
„Wiedząc jakie emocje was wiążą postanowiłem spróbować i poprosiłem każdego z was o pomoc w tym zadaniu..” wyjaśnił.
Skoro jedynie determinacja Blake`a przelana w materiał podczas kucia pozwoliła mi stworzyć prawie że niezniszczalną zbroję – to co będzie jak poproszę o pomoc resztę? Pomyślałem i .. tak zrobiłem…” powiedział Janson.
„Gdy dawaliście mi swoje fanty, upewniłem się że zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to jest ważne i na jaki cel to idzie..” powiedział przerywając na chwilę.
Spojrzał w ich zdumione twarze.
„Tak.. To nie fizyczne drobiazgi które mi wręczyliście spowodowały ten efekt.” Powiedział spokojnie.
„To wasza determinacja i wielka wola pomocy przelała małą cząstkę waszej duszy w metal, co pomogło mi ominąć ograniczenie poziomu..” powiedział wyjaśniając.
„Dzięki temu uzyskaliśmy to : Glimmer..” dodał pokazując na mój miecz.
„Niestety. Właśnie przez brak wymaganego poziomu istnieje wielka szansa, że atrybut Durandall będzie trwać tylko dopóki żyje jego użytkownik, ponieważ jest bezpośrednio z nim związany.. Więc gdyby Blake zechciał komuś przekazać zbroję czy miecz, to..”
„Durandall zniknie..” szepnęła Ilsa.
„Niekoniecznie, aczkolwiek prawdopodobnie..” potwierdził Janson.
„Dlatego z biznesowego punktu widzenia ten miecz jest… bezwartościowy..” dokończył zwieszając głowę.
„Nie mam  zamiaru go sprzedawać czy oddawać..” powiedziałem kłaniając się  nisko.
„Dziękuję wam. Dziękuję z całego serca.” Powiedziałem.
Gdy trzymałem lewą dłoń na pochwie miecza, cały czas czułem ich wsparcie.
Dzięki temu nigdy.. Nigdy nie będę sam.. pomyślałem patrząc w ich twarze.



…***…

Gdy tylko opadł pył po War Shadow`ie Iwan sprawdził czy z Kursagiem jest wszystko w porządku.
Od razu dostrzegł długi, czarno szary kolec wystający z jego łydki.
Niewiele myśląc złapał topór i rozciął nogawkę jego spodni po czym szarpnięciem rozdarł ją prawie do samego pasa.
Czarne pręgi zakażenia zaczęły się zbliżać do kolana.
Przez wrodzoną krasnoludzką odporność na magię nawet antidotum mogło nie zadziałać.
Nie było czasu na myślenie. Iwan złapał za topór i ciął.
Krzyk starego krasnoluda odbił się głośnym echem od ścian jaskini.
„Przepraszam Kursag.. To moja wina..” szepnął Iwan ze łzami w oczach.

Wiele razy widział śmierć towarzyszy. Wiele razy pomagał ratować rannych. Ale to zawsze byli Poszukiwacze Przygód. Członkowie Familii. Zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa i byli na nie przygotowani.
Nagła śmierć w czeluściach Dungeonu to raczej normalna rzecz…

Normalna rzecz..” żachnął się Iwan opatrując nogę nieprzytomnego Kursaga.
„Zabijając potwory i walcząc z innymi gildiami tak się uodporniliśmy na śmierć, że nie jest dla nas niczym niezwykłym..” myślał krasnolud obwiązując bandaże wokół wciąż krwawiącego kikuta.
Po chwili stary krasnolud jęknął i zaczął powoli dochodzić do siebie.

Kursag otwarł oczy.
Piekący ból w lewej nodze zdawał się trochę słabnąć.
Uniósł głowę.
Chciał usiąść, ale gdy podkurczył nogi, tylko prawa stopa podążyła za kolanem. Lewa wciąż leżała bezwładnie na ziemi choć przecież uniósł obie nogi..
„Przepraszam.. Musiałem..” odezwał się znajomy głos z boku.
Po chwili dostrzegł Iwana schylonego nad plecakiem.
Gdy tylko znalazł czego szukał wyprostował się i podszedł do Kursaga.
„Wypij. Pomoże ci.” Powiedział podając mu niewielką fiolkę wypełnioną czerwonym płynem.
„Co to..?” zapytał niepewnie Kursag.
Trudno się mu dziwić.. Ostatnie co pamiętał, to Iwan z toporem nad głową a następnie potworny ból…
„Mikstura lecznicza..” powiedział Iwan spokojnie.
„Niestety działa słabiej bez Falny, a my jesteśmy częściowo odporni na magię więc..” spuścił wzrok.
Kursag podążył za jego spojrzeniem.
Trzy puste fiolki leżały na ziemi a jego lewa noga była obwiązana jakimiś opatrunkami.
„Co się stało?” spytał wypijając duszkiem zawartość fiolki.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele a ból prawie zupełnie zniknął..
„Dostałeś rykoszetem..”  powiedział Iwan pokazując mu jego lewą goleń z wciąż tkwiącym w niej długim kolcem.
Kursag zadrżał widząc w ręce Iwana część swojej nogi wciąż tkwiącej w solidnym bucie.
„To zatrute kolce..” wyjaśnił Iwan.
„Ja bym się z tego wylizał bo mam Falnę, ale ciebie by to zabiło..” powiedział spuszczając głowę.
„To mogłeś ciąć kapkę wyżej..” powiedział Kursag pokazując jednocześnie dłonią na szyję.
„Nie wygłupiaj się.” Skarcił go Iwan.
„Jeszcze mi podziękujesz. Już nie chcesz tej kopalni złota?” spytał starając się zwrócić uwagę Kursaga na inne tory.
„Tak.. Jasne.. I bede se po niej kicać na jednej nóżce jak jakiś cholerny kangurek..” powiedział z przekąsem Kursag.
„Kangurek kica na dwóch .. Na jednej nie dałby rady..” sprostował go mimowolnie Iwan.
„Aleś mnie pocieszył..” żachnął się Kursag.
„Nie łam się.. Janson taką girę ci sprawi że zapomnisz że nie własna ..” powiedział z przekonaniem Iwan.
„Teraz najważniejsze to wyjść stąd cało..” dodał poważnie.
„No.. a to niby jak teraz masz zamiar nas stąd wyciągnąć?” spytał Kursag pokazując na swój kikut.
„Jesteśmy poza Dungeonem, więc tu nie ma takiej mocy.” Powiedział spokojnie Iwan.
„Zdołał zamknąć tunele tylko do tej jaskini a te dwa potwory to chyba było wszystko co mógł przywołać..” powiedział rozglądając się wokół.
Zaczął grzebać w plecaku po czym wyjął jedną wybuchową paczkę i zapaliwszy lont rzucił ją w kąt Sali.
Po chwili doszedł stamtąd głuchy odgłos wybuchu a chmura pyłu wzbiła się w powietrze.
„Po coś to..” zaczął Kursag, ale Iwan uciszył go ruchem ręki.
Poczekał aż kurz opadnie po czym pobiegł w kierunku wybuchu.
Stał tam chwilę jakby nasłuchując, a następnie wrócił do towarzysza.
„Jak tam noga?” spytał ignorując jego pytania.
„Swędzi..” odparł niepewnie Kursag sprawiając wrażenie jakby chciał się podrapać po brakującej stopie.
„To wstawaj. Musimy iść.” Powiedział Iwan.
„No a niby jak?” spytał z przekąsem Kursag machając mu odrąbaną nogą.
„Wstawaj.. nie marudź..” powiedział Iwan po czym szarpnął go za pas stawiając do pionu. Kursag oparł się ręką o ścianę starając się złapać równowagę. Iwan puścił go po czym zarzuciwszy plecak na ramiona odwrócił się do kompana.
„Masz.. Wsadź to pod pachę i staraj się nie pociąć..” powiedział podając mu swój topór. Miejsce pomiędzy ostrzami owinął nogawką Kursaga i swoją kurtką żeby stal nie wrzynała mu się pod pachę.
Krasnolud wziął tą improwizowaną kulę i postarał się zrobić kilka kroków.
Poszło mu lepiej niż sądził, ale niepewność wzięła nad nim górę.
„A co jak ci go uszkodzę?” spytał, kolejny raz opierając trzonek o spąg korytarza.
„To będziesz mi dłużny jakieś sto siedemdziesiąt milionów.. Nie przejmuj się. Potrącę ci z pensji. Będziesz dla mnie harował za darmo do końca życia a potem zrobię z ciebie zombie.” powiedział Iwan patrząc na niego spode łba..
Po chwili wybuchnął śmiechem widząc przerażoną minę kompana.
„Ten topór pokonał Bossa Poziomu.. Stary kuternoga go nie uszkodzi.” powiedział poklepując Kursaga po ramieniu.
„Niech cię szlag Iwan..” zaklął Kursag.
„Niezłego stracha żeś mi napędził..” dodał po chwili.
„Dobra, ale teraz musimy się stąd brać w trymiga. Widać Dungeon może przywołać potwory nawet po drugiej stronie ściany, więc lepiej nie ryzykować..” powiedział Iwan podnosząc z ziemi oba plecaki i ponaglając staruszka.

Powoli ruszyli pod górę korytarzem prowadzącym do wyjścia.
Niesporo im szło.
Kursag nie był w stanie szybko się poruszać, i widać było że cierpi nawet pomimo mikstur leczniczych.
Iwan klął w duchu na czym świat stoi.
Gdyby nie ten cholerny Spikecat wszystko by było jak się patrzy.. marudził pod nosem.
Za plecami głośne sapanie Kursaga świadczyło o jego coraz większym zmęczeniu.
Jedno czego w tej chwili pragnął Iwan to wyjść wreszcie z tej dziury.
Najgorsze, że już dawno powinni byli dojść do tej wielkiej pieczary w której zaczynały się tory kolejki prowadzącej na powierzchnię. 
Choć już od dawna nie używana, część wagoników powinna być sprawna, a z braku konia Iwan mógłby pchać wózek.. Było by szybciej a i Kursag by mniej cierpiał.
Już dawno powinni tam być, a jednak choć wciąż szli od kilku godzin, to w dalszym ciągu pieczary nie było ani śladu. W dodatku korytarz przestał się wznosić, a wręcz Iwan miał wrażenie że zaczął nawet nieznacznie opadać..
Wreszcie Iwan stanął.
W chybotliwym świetle magicznych lamp cienie w wąskim korytarzu zdawały się tańczyć swój własny dziwny taniec na ścianach i stropie korytarza.
Pełen złych przeczuć obrócił się w kierunku Kursaga.
Stary krasnolud był w opłakanym stanie.
Ledwo dyszał, krople potu ściekały po jego twarzy i wnikały w brodę. Krew z obtartej pachy wsiąkała w materiał którym Iwan owinął topór pomiędzy ostrzami, i pojedynczymi kroplami kapała na ziemię.
Iwan przeklął samego siebie.
Przyzwyczajony do towarzyszy ze swojej Familii, potraktował starego jakby był częścią drużyny..
„Cholera.. Kursag.. Czegoś się nie odezwał?” spytał Iwan.
„Ah.. tooo? To nic.. Nic takiego..” odparł stary krasnolud.
„Musimy iść..” powiedział. „Musimy iść naprzód..”
„Wiem, ale coś mi się tu nie podoba..” zaczął Iwan.
„Wszystko jest dobrze.. Znam tą drogę.. Dobrze idziemy..” odparł Kursag urywanymi zdaniami dysząc ciężko ze zmęczenia.
„Tak czy inaczej, musimy odpocząć..” powiedział Iwan.
„Nie.. Nie trzeba.. Już całkiem blisko..” odparł Kursag starając się go ominąć i iść dalej.
„Hej! Zaczekaj..! Wiesz gdzie ten korytarz prowadzi?!” zapytał Iwan łapiąc kompana za ramię.
W zasadzie sam też już chyba znał odpowiedź. Co prawda nie miał pewności, ale chyba dał się wyprowadzić w pole.. Te dwa potwory.. Spikecat i War Shadow.. One nie miały ich zabić..
Miały odwrócić jego uwagę..
Korytarz na powierzchnię był zamknięty, a jedyny otwarty prowadził do..
„Krypta jednorożca.. Taakk.. Krypta Jednorożca.. Tam udać się trzeba..” powiedział cicho Kursag.
Pełen złych przeczuć Iwan spojrzał w oczy kompana.
Już kiedyś widział podobne spojrzenie. Wiele lat temu. Szalony Danub znalazł podobno w czeluściach kopalni niebywały skarb. Nikomu nie chciał powiedzieć gdzie dokładnie. Gdy ktoś szedł za nim, to kluczył dotąd aż nie zgubił ogona. Nikt jego skarbów nie widział na oczy, jednak Danub nie przejmował się niczym, tylko na całe dnie znikał w czeluściach kopalni.
Zaniedbał rodzinę, przyjaciół.. siebie.
W końcu znaleźli go martwego w sporej jaskini.
Nie było tam żadnych skarbów.
Przy jego wycieńczonym ciele znaleźli jedynie stępione dłuto i młot.
Najgorsze, że Iwan zdawał sobie sprawę z tego co to znaczy.
Sam również … czuł… wiedział że muszą tam iść. Wiedział jednak, że dla Kursaga to będzie oznaczało..
Śmierć.

…***…


„Janson.. Czemu Katana?” spytałem gdy zostaliśmy sami.
„Może dlatego że to moja ulubiona broń? Kto wie..?” odparł zagadkowo.
Zgadza się. Już wcześniej widziałem jak walczył tą bronią. Nawet ostatnio..
„Tak naprawdę wybrałem Katanę gdy oglądałem twoją walkę z Olafem..” powiedział trochę zamyślony.
„Poza tym.. Gdy obserwuję twoje treningi, to widzę jak na dłoni że nie wiesz co masz zrobić z lewą ręką.” dodał.
„Jednak gdy złapałeś tarczę, to momentalnie stałeś się ociężały..”
„Nie nie nie.. nie aż tak. To znaczy.. trudno to wyjaśnić..” zamachał rękami by zatrzeć to złe wrażenie..
„Chodzi o to, że tarcza to nie jest twój żywioł..” powiedział starając się jakoś ubrać myśli w słowa.
„Gdy tylko możesz, starasz się łapać drugą dłonią za rękojeść by choć trochę zwiększyć siłę cięcia, jednak w zwykłym mieczu nie masz na to miejsca na chwycie..” zaczął tłumaczyć.
„Jednak miecz dwuręczny spowolnił by cię i ograniczyłby twoją zręczność..” powiedział z przekonaniem.
„ ..więc na początku myślałem nad zwykłym długim, ..  ale zarzuciłem ten pomysł.”
„Czemu?” zdziwiłem się lekko..
„Twoja zręczność rośnie szybciej niż siła, więc takie ostrze do ciebie po prostu nie pasuje..” powiedział.
„Potrzebujesz czegoś lekkiego, gdzie bez problemu zmienisz trajektorię cięcia, a jednocześnie sztywnego, mocnego i wytrzymałego na tyle, by stanąć w szranki z ciężko opancerzonym przeciwnikiem..” wyjaśnił.
„W końcu  będziesz się porywać na smoki więc..”
„Jakie smoki?! O czym ty bredzisz?!!” prawie że wybuchnąłem Jansonowi w twarz.
„Chłopcze..” zaczął poważnie kowal kładąc mi dłoń na ramieniu.
„To co Iwan zobaczył w malignie gdy go skały przysypały, to tylko przedsionek tego na co możesz się natknąć.. A ja chcę mieć czyste sumienie i pewność że odpowiednio cię wyposażyłem..” powiedział dobitnie.
„O co ci chodzi?” spytałem niepewnie.
„Moim zdaniem to mógł być Green Dragon.. Potężna bestia z dwudziestego czwartego piętra.. A jeśli się mylę to..  Valgang Dragon z pięćdziesiątego ósmego ” powiedział z nabożnym szeptem Janson.
„W dalszym ciągu nie wiem..”
„Blake.. Zwykłe Infant Dragons są małe, ale cholernie mocne. Green Dragon może unicestwić drużynę w sekundę. Valgang Dragon może zmieść z powierzchni ziemi bandę zielonych z otoczeniem…” powiedział dobitnie.
„Naprawdę nie wiem którego Iwan wtedy widział, ale którykolwiek by to nie był – to co przeszedłeś podczas pojedynku to nawet nie rozgrzewka.. Dlatego musisz jak najszybciej awansować i mieć ekwipunek godny Mistrza by to wszystko udźwignąć..” powiedział z przekonaniem.
Nie bardzo rozumiałem o co mu chodziło, ale prawdą jest że przede mną długa droga. Zwłaszcza że muszę przywyknąć do nowej zbroi i miecza.
Szczególnie że walka Kataną trochę się różni od walki moim poprzednim mieczem. Prezentacja poszła mi świetnie, ale Janson i tak znalazł kilka niedociągnięć. Na szczęście okazał się być świetnym nauczycielem.
Pod jego okiem szybko pokonywałem kolejne etapy nauki walki i coraz lepiej rozumiałem podstawy.
Przede wszystkim – katana to broń jednosieczna, dlatego nie mogę po jednym cięciu zwyczajnie zrobić drugiego na odlew, ale muszę pamiętać by obrócić ostrze. Do tego, co bardzo mi się spodobało, ma długą rękojeść pozwalającą na pewny chwyt dwoma dłońmi. Już nie muszę rozpaczliwie szukać miejsca dla drugiej dłoni by zwiększyć precyzję czy siłę cięcia. To następuje jakby automatycznie. Poza tym, jej delikatne wygięcie powstałe podczas hartowania pomaga przy wykonywanych cięciach, choć trzeba się nauczyć tego specyficznego ruchu by nie rąbać celu jak  maczugą..

Z jednej strony trochę smutno mi było odkładać Moonlight Shadow do skrzyni bo tyle razem już przeszliśmy, jednak nawet po prezentacji dostrzegłem potężną różnicę między nimi i nie mogłem jej zlekceważyć.
Poza tym..

„Glimmer jest dopasowany do Ciebie Blake.” Powiedział Janson podczas pierwszego treningu, gdy emocje jeszcze buzowały we mnie na całego.
„W porównaniu do Moonlight Shadow, który nota bene jest arcydziełem Elfiej sztuki płatnerskiej, Glimmer w Twoich rękach przerośnie go o kilka klas..” powiedział z uśmiechem.
„Znaczy że.. zrobiłeś potężniejszy miecz niż  Moonlight Shadow?”  spytałem podniecony.
„Absolutnie nie!” zaprzeczył.
„Powiedziałem: W Twoich rękach..” Janson skarcił mnie lekko za brak uwagi.
„Gdy ten miecz dotknie Elfiej dłoni, jego moc zostanie uwolniona, a wtedy może nawet przewyższyć twoją katanę..” powiedział jakby nie przejmując się tym, że jego dzieło nie jest idealne.
„Och.. Nie patrz tak na mnie..” zaśmiał się widząc mój wyraz twarzy.
„Zrobił go wielki Elfi Mistrz kowalstwa.. Myślisz że stosując triki, sztuczki i obejścia da się przewyższyć czystą perfekcję?” zapytał z uśmiechem.
Muszę przyznać ze wstydem że tak właśnie.. taką miałem nadzieję..
Spuściłem głowę zakłopotany.
„Hej.. Nie łam się Blake..” powiedział Janson czochrając mi włosy jak starszy brat który stara się pocieszyć młodszego.
„Mówiąc to, też miałem nadzieję że choć zbliżymy się do szczytu..” powiedział z uśmiechem.
Naprawdę.. Nie mogę zrozumieć czemu jest w dalszym ciągu taki zadowolony z siebie.
Niedawno oznajmił mi że w zasadzie mój miecz jest bezwartościowy, a teraz jeszcze że wyglądający na kunsztowny, choć w sumie zwykły krótki miecz przewyższa jego dzieło..
„Cały czas pamiętaj o tym: W twoich rękach..” powiedział tajemniczo.
Spojrzałem na niego jakby wciąż nie łapiąc o co mu chodzi..
„Twój miecz jest Dedykowany tobie, i tylko W Twoich rękach pokaże swoje możliwości, tak jak Cień w dłoniach Elfa..” wyjaśnił.
„Jednak pewna subtelna różnica powoduje, że Glimmer może się z nim równać – lub kiedyś przewyższyć..” dodał.
Spojrzałem na niego z nadzieją wypisaną na twarzy.
„Jaka różnica? Co to jest Janson?” pytałem niecierpliwie.
„Ty..” odparł z prostotą obserwując z zadowoleniem zdziwienie błyszczące w moich oczach.
„Tak jak w ostatniej fazie nadałeś zbroi jej własną unikalną i pasującą tylko do ciebie właściwość, tak samo twój miecz przejął od ciebie swoje właściwości..” powiedział spokojnie.
„Zauważ, że gdy zdejmujesz zbroję, to w zasadzie wraca ona do stanu w jakim ci ją dałem, prawda?”
Skinąłem głową powoli zaczynając rozumieć..
„Pamiętasz, gdy pierwszy raz dobyłeś miecza to jego krawędź rozbłysła runami..” kontynuował.
„Te słowa, to coś jak.. Błogosławieństwo..” powiedział Janson.
„Oczywiście nie w ścisłym  tego słowa znaczeniu.. ale raczej jako werbalny wyraz emocji jakie towarzyszyły tym, którzy ofiarowywali ci cząstkę siebie..”
„Więc.. naprawdę mam tu ząb Olafa?” zapytałem zerkając  na rękojeść Glimmera jakby starając się dostrzec gdzie jest..”
„Hehehe.. Nie.. Oczywiście że nie..” zaśmiał się Janson.
„Jedyny fizyczny element to ta kosa golema..” powiedział.
„Ale powiedziałeś..”
„Ćśśś.. Mówiłem.. Kowalskie Tajemnice..” powiedział szeptem mrugając do mnie okiem.
Spojrzałem na niego nie wiedząc co o tym myśleć..
„Wpadło ci przypadkiem do głowy żeby zerknąć na mnie swoim Skupieniem podczas kucia?”
Kiwnąłem głową niepewnie, jakbym ze wstydem przyznawał się do podglądania..
„I co widziałeś?” spytał Janson kompletnie się tym nie przejmując
„No.. Twoja aura była bardzo skupiona i.. ogarniała także młot i palenisko.. pulsowała w metalu..” mówiłem starając się przypomnieć sobie szczegóły.
„Dokładnie.” Potwierdził.
„Kiedyś Lord Goibniu dał mi się napić specjalnej mikstury po której też mogłem dostrzec Aurę Many, żebym sobie uzmysłowił cały proces..” zaczął wyjaśniać.
„Dzięki mojej specjalnej zdolności mogę wyczuć reakcję materiału na sam proces obróbki i do pewnego stopnia kreować go również moją maną. Tak jakbym nasączał nią przedmiot.” Powiedział.
„Dzięki temu łatwiej jest mi porządkować początkowo chaotyczną strukturę rudy, by lepiej połączyć ją z resztą składników.” Przerwał na chwilę jakby szukając wyjaśnienia.
„Na przykład ta kosa golema..” zaczął.
„Jako materiał po części magiczny, świetnie się łączy z wrażliwym na magię Mithrillem, więc normalnie kowal po prostu zrobił by z tego laminat skuwając je razem ze sobą. Jednak ja idę trochę dalej i podczas kucia wnikam swoją maną w oba materiały powodując że jakby zrastają się z sobą na poziomie najmniejszych cząsteczek. Dzięki temu mogę kontrolować ich połączenie, kierunek przepływu many czy formować specjalne właściwości..” wyjaśnił.
„Jednak to wymaga koszmarnej ilości many więc.. podczas kucia zbroi pożyczałem ją od .. ciebie..” powiedział trochę zakłopotany.
„Dlaczego mi nie powiedziałeś?” spytałem zaczynając rozumieć powody mojego wyczerpania po pracy w kuźni…
„Potrzebowałem Czystej many, żebyś nie przemycił tam jakichś swoich wyobrażeń..” wyjaśnił Janson.
„Ale ja nawet nie wiedziałem że to dla mnie..” zacząłem ale przerwał mi ruchem ręki.
„Każdy ma jakieś wyobrażenia na temat tego co właśnie powstaje. Musiałem się bardzo kontrolować bo twoja mana jest bardzo silna i mogła by mnie zdominować a wtedy..” przerwał i zaczął grzebać pod stołem, po chwili wyjmując kawałek grubej blachy.
„ ..wtedy rudę szlag by trafił..” dokończył.
Wziąłem go ostrożnie do ręki zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi..
Zwykły, trochę cieńszy od mojego małego palca kawałek Mithrillowej blachy wielkości może półtorej dłoni…
„No ale..” zacząłem niepewnie.
„Przypomnij sobie..” powiedział Janson.
„To był pierwszy kawałek.. Miał być z tego ochraniacz na plecy pamiętasz?”
„No tak.. ale potem go wyrzuciłeś..” powiedziałem niepewnie.
„Twoja mana zdominowała moją i nieświadomie ukształtowałeś strukturę materiału według swoich wyobrażeń..” powiedział Janson.
„Nigdy nie myślałem o czymś.. takim..” starałem się bronić..
„Oczywiście że nie.. ale pamiętasz co powiedziałeś gdy ci powiedziałem co z tego ma być?” spytał.
„No.. że za mało tego na porządny ochraniacz..” zacząłem niepewnie..
„Właśnie!!” Powiedział Janson.
„Wydawało ci się że materiału jest za mało a jego grubość będzie za niska by zapewnić odpowiednią wytrzymałość i tak się na tym skupiłeś że powstało to..” powiedział pokazując na trzymany przeze mnie kawałek Mithrillowego złomu.
„No ale przecież można to rozklepać i..”
„Jasne..” żachnął się Janson.
„Jak długo go kuliśmy?” spytał.
„Prawie dwa dni..” powiedziałem.
„Tak, tyle że w połowie pierwszego przestał dawać się formować.. pamiętasz?”
Kiwnąłem głową.
Faktycznie.. Pamiętam.. Janson o mało się nie załamał.. Cały drugi dzień próbowaliśmy kuć i nic.. zero reakcji.
„Podczas transferu many, Twoja przejęła jakoś kontrolę nad moją i nie pozwoliła metalowi stać się cieńszym.. Jakbym tego nie klepał, nie zrobię z tego nic użytecznego..” powiedział rzucając metal pod stół.
„Przepra..” zacząłem ale przerwał mi w pół słowa.
„To nie twoja wina.” Powiedział.
„Wszystko dlatego że zachciało mi się eksperymentów.. a w eksperymentach trzeba poświęcić czasami wiele by uzyskać niewielki efekt” dodał z uśmiechem.
„Ale dzięki temu dowiedziałem się jak korzystać z pożyczonej many żeby jednak osiągnąć swój cel..” powiedział z szelmowskim uśmiechem.
„Odwróciłem twoją uwagę od samej zbroi i kazałem ci się skupić na precyzyjnym kuciu tak, by z jak najcieńszego materiału wyszła jak najwytrzymalsza blacha..” powiedział podchodząc do mnie.
„Więc choć nie byłeś tego świadomy,  to przede wszystkim dzięki tobie zrobiliśmy zbroję z atrybutem Durandall..” powiedział klapiąc mnie ze śmiechem po plecach.
„Dzięki temu zaobserwowałem, że jeśli skieruję czyjąś uwagę wystarczająco dobrze we właściwą stronę, będę mógł zaczerpnąć jego many bez ryzyka że przejmie kontrolę i coś spieprzy.” Mówiąc to kowal uśmiechnął się szeroko.
„Dlatego przy tworzeniu miecza wymyśliłem pewien rytuał nadający kuciu sakralny element co pozwoliło mi wykorzystać manę dawców do własnych celów.. HAHAHA!!!” zaśmiał się złowieszczo parodiując złego szaleńca…
Uśmiechnąłem się mimo woli, bo trudno by było o bardziej kontrastowe zestawienie niż czarny charakter w ciele poczciwego kowala...
„Jednak Devana o mało nie położyła całego projektu..” powiedział poważnie.


…***…


„Wejść!” powiedział kowal w odpowiedzi na ciche pukanie.
Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem i do wnętrza weszła ładna, kasztanowłosa Bogini.
„Posłałeś po mnie..” zaczęła.
„Tak.. Masz trochę czasu?”
„Oczywiście.. Przecież wiesz..”
„Kończę wasz miecz.. Potrzebuję pomocy..”
„Ale.. Jak mogę ci pomóc?” zdziwiła się bogini..
„Przecież nie znam się na tych rzeczach..” powiedziała pokazując ręką wkoło..
„Za to znasz się na sferze duchowej.. Jesteś przecież Boginią..”
„Co to ma do kucia stali?” spytała.
„Jestem na etapie dodawania Atrybutów przedmiotu i potrzebuję pomocy..”
„Bez tego to będzie zwykły miecz, a przecież ma być wyjątkowy.. Tak jak jego przyszły właściciel..” powiedział cicho kowal.
„Jest taki stary kowalski rytuał, przeznaczony tylko dla wtajemniczonych..” zaczął niepewnie zerkając na stojącą przed nim kobietę.
Gdy usłyszała o tajemniczym rytuale jej oczy stały się okrągłe z podniecenia..
„Wiesz że niczego nie zdradzę..” powiedziała szeptem.
„Wiem..” powiedział kowal.
„To by była katastrofa gdyby dostało się w niepowołane ręce..” dodał patrząc na nią twardo.
Bogini skwapliwie pokiwała głową gotowa natychmiast włączyć się do projektu..
„Stań tutaj..” polecił kowal pokazując miejsce w pobliżu wielkiego czarnego kowadła.
Gdy kobieta skwapliwie wykonała jego polecenie zaczerpnął łopatką gorącego popiołu z paleniska, po czym  zaczął ją obchodzić wkoło usypując wokół niej i kowadła obszerny okrąg z popiołu.
Po jego wewnętrznej stronie zaczął pisać runy..
W miarę jak powstawały oczy bogini zaczęły się robić coraz większe i większe.. i większe…
„Smocze runy.. szepnęła z czcią..”
W ciszy obserwowała jak kowal kończył pisać strofy w nieznanym jej języku.
„Tak.. Smocze runy..” powiedział stawając nieco z boku.
„Język który obowiązywał w Gekai zanim w ogóle powstał Panteon..” szepnął.
„Co one znaczą?” spytała bogini..”
„To starożytna modlitwa pomagająca łączyć dwa światy..” powiedział kowal.
„Duchowy świat many, czarów i mocy z materialnym światem kruszcu..”
„Więc.. czego ode mnie oczekujesz?”  spytała bogini.
„Poświęcenia.” Odparł z prostotą kowal.
„Mam .. oddać ziemskie życie i  wrócić do Kenkai..?” powiedziała cicho bogini.
Rozejrzała się przez chwilę po ciemnej, zakurzonej kuźni po czym zwróciła wzrok na kowala.
Starała się dostrzec jego duszę, tak, by wykryć fałsz czy kłamstwo.. ale jego dusza była krystalicznie czysta.. Wręcz widziała jego cel. Stworzyć dzieło które przewyższy wszystkie jakie do tej pory stworzył. Ale jednocześnie.. Ten kowal tak bardzo chciał by chłopak przeżył..
Chciał dać mu oręż który pomoże mu pokonać przeciwności losu a jednocześnie był świadom że sam nie może.
„Dobrze..” powiedziała Bogini.
„Dam ci swoja duszę..” powiedziała zamykając oczy.
„Ehm.. Mówiąc że musisz coś poświęcić, nie miałem na myśli aż tak wielkiego poświęcenia..” rzekł nieco zmieszany kowal.
Czar prysł a bogini ze stanu uduchowionej rezygnacji momentalnie przeszła w stan maksymalnej irytacji..
Już miała wybuchnąć, gdy spostrzegła że dusza kowala w dalszym ciągu pozostawała w takim samym, błagalnym stanie..
„Więc.. Czego potrzebujesz?” spytała.
„Szczerze mówiąc.. Nie wiem dokładnie..” powiedział kowal.
„Musisz się bardzo skupić nad tym, czym chciałabyś nasączyć ten miecz by go wspomógł..” powiedział starając się wyjaśnić…
„Jak to zrobić?” spytała bogini..
„Skup się nad efektem jaki chciała byś osiągnąć.. Czego na prawdę chciała byś dla niego. Czego byś mu z całego serca życzyła.. A potem pomogę ci przelać te uczucia w jakiś przedmiot który na stałe połączę z jego mieczem..” wyjaśnił kowal.
Bogini maksymalnie wysiliła swój umysł…
Zamknęła oczy.
Przez jej głowę zaczęły przepływać nieuporządkowane korowody wspomnień.
Szczęście, gdy po raz pierwszy usłyszała jego głos krzyczący  „Zostawcie ją!!”  Strach gdy Ork omal nie zabił jej Dziecka… Podniecenie gdy zareagował na jej .. niewinną prowokację.. Zazdrość, gdy Ilsa podrywała go w łazience.. Strach i szczęście gdy walczył z Olafem..

„Skupże się wreszcie!!” głos kowala wyrwał ją z chaotycznego zamyślenia..
„Jak dalej tak będziesz skakać z emocji na emocję to tym mieczem będzie można co najwyżej obierać ziemniaki..” powiedział z przekąsem.
„Ale ja .. ja nie wiem.. Jest tego tyle..” zaczęła bogini.
„Spokojnie.. Już dobrze..” powiedział kowal drapiąc się po głowie.
„Pomyśl o tym, czego tak naprawdę z całego serca byś mu życzyła. Jak to znajdziesz, skup się na tym z całej siły.”
Bogini powoli skinęła głową.
Spojrzała w ogień paleniska, tam, gdzie długi, rozpalony kęs metalu wygrzewał się w żarze. Gorąco powodowało falowanie powietrza, tak, że obraz zaczynał się rozmywać.
„Dzięki temu cały czas będę przy nim..” pomyślała przywołując w myślach twarz chłopaka.
Wciąż zapatrzona w ogień wyobrażała sobie jak jej Bohater stoi wśród ciemności nad stertą pokonanych wrogów a wiatr rozwiewa jego długie czarne włosy.. Dłoń trzyma na rękojeści miecza, a dzięki temu dotykowi jest tak, jakby wciąż trzymali się za ręce..
Czy tego chciała?
Czy tego mu życzyła ?
Tak najbardziej?
Z całego serca?
„Z całego serca..” szepnęła zamykając oczy.
Bogini nie wolno być taką egoistką..” powtórzyła w myślach słowa które nie tak dawno temu rozbrzmiały jej w głowie.
Przyłapała się na tym, że to nad czym rozmyślała i co zaprzątało jej głowę było tym czego to Ona pragnęła, czego tak bardzo chciała Dla Siebie..
Chciała być z nim, trzymać go za rękę, przytulać się do niego.. Na zawsze.
Ale czy mogła odebrać mu świat zwykłych ludzi?
Gdyby byli razem to nie mogli by mieć dzieci, bawić wnuki.. i tak zwyczajnie się ze sobą zestarzeć. A gdy nieuchronna śmierć ich rozdzieli, to nie pozostanie jej po nim nic…
Smutek rozdarł jej gorące, boskie serce.

Tuż za miastem, czarnowłosy chłopak uklęknął na piasku po czym zamknąwszy oczy, w duszy przytulił swoją boginię i pogłaskał ją po głowie.
„Już dobrze.. Jestem przy tobie..” Jego cichy szept zaczął ją uspokajać.

Zrozumiała.
Cokolwiek się stanie, gdziekolwiek będą, i tak zawsze będą razem.
Jego dusza będzie przy niej, a ona będzie w jego sercu.
Uśmiechnęła się do niego i powoli otwarła oczy.
Wiedziała czego tak naprawdę chce dla niego.
Chce żeby..
Żeby był szczęśliwy…

Kowal podał jej chusteczkę by mogła wytrzeć łzy.
Gdy skończyła, bez słowa wziął ją od niej i wrzucił w żar.
Szmaragdowa poświata rozbłysła na chwilę, po czym kowal wyjął metal z ognia i położył na wielkim kowadle.
Gdy zaczął kuć, wielkie snopy iskier tryskały na wszystkie strony.
Bogini stała obok i zafascynowana obserwowała spektakl.
Czuła, jak z każdym uderzeniem młota, jakaś jej drobna cząstka wnika w rozgrzany do białości materiał.
Krąg Smoczych Runów pulsował nikłym zielonkawym światłem w rytm bicia młota i jej serca. Po chwili uderzenia zgrały się ze sobą i oboje, kowal i bogini zagubili się w rytmicznym transie.

Słońce zaczęło już chować się za miejskimi murami, a z kuźni wciąż dochodziło rytmiczne Klang- kling.. Klang- kling.. Klang- kling…


…***…

Krypta Jednorożca..
Grobowiec Szalonego Danuba.
Iwan doskonale pamięta ten dzień, a raczej noc w którą go nareszcie znaleźli.
Kilkanaście godzin błądzenia po całej kopalni nie przyniosło  rezultatu.
Nie było się czemu dziwić.. Kopalnia to istny labirynt. Korytarze kute pod różnymi kątami i kierunkami, czasem zupełnie przypadkowo krzyżujące się ze sobą biegły zupełnie chaotycznie. Jedynie tajemniczy, starożytny artefakt znany jako Nić Ariadny był w stanie pomóc im odnaleźć Kryptę Jednorożca.
Nić Ariadny..
Iwan uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie.

…***…

„Iwan.. Wsędy my sukali ale nic.. Nima go nika!!”
„Mówiłem wam.. Rozdzielcie się a potem  znaczcie każdy korytarz jaki sprawdziliście..”
„Na dyć tak my robili!! Ino ze  wsyćko się poknociło i czy grupy się straciły…” powiedział przejęty Obrek pokazując na ścianę w najbliższym skrzyżowania korytarzy.
Ściana upstrzona różnymi, czasem nachodzącymi na siebie znakami, mogła oznaczać.. dosłownie wszystko.
Iwan zaklął pod nosem.
Nie był przywódcą.. Nie umiał organizować działania grupy.
Z reguły czekał aż będzie źle, a wtedy Thessalia tylko wskazywała mu kierunek, a on równał wszystko z ziemią..
Obserwował działania oddziału i widział jego słabe i dobre punkty, jednak czasem Thessalia posyłała go w całkiem niespodziewane miejsca.
Koniec końców zawsze okazywało się że miała rację, jednak Iwan rozumiał jej strategię często dopiero po fakcie…
Teraz nagle stanął przed kompletnie odmiennym zadaniem.
Nie miał pokonać żadnego niebezpieczeństwa. Miał skoordynować działanie kilku grup poszukiwawczych, a kompletnie nie miał pojęcia jak to zrobić.
Najgorsze, że wszyscy patrzyli na niego jak na przywódcę i ślepo wierzyli w każde jego słowo.. W końcu był pierwszym i na razie jedynym obywatelem wioski który przewyższył wszystkich, stał się Poszukiwaczem Przygód, Zdobył trzeci poziom i cudowny, legendarny topór…
Ciężar odpowiedzialności przytłoczył go bardziej  niż skały na przodku lata temu.
Spojrzał na towarzyszy po czym prosta myśl zaświtała mu w głowie.
Pochylił się i zaczął energicznie grzebać w wielkim plecaku.
Po chwili wyjął wielki kłębek sznurka.
„Iwan.. Na co ci ten sznurek..” zapytał ktoś zza jego pleców.
„Głupiś.. To nie jest zwykły sznurek..” skarcił go Iwan.
„To starożytny artefakt. Nić Ariadny. Przywiozłem go z Orario i kosztował mnie fortunę!” wyjaśnił podnosząc w górę wielki kłąb brudnego sznurka.
„Pomóżcie mi go rozdzielić.” Powiedział po czym zaczął rozwijać kłębek. 
Przyjaciele ochoczo mu pomogli traktując sznurek z wręcz nabożną czcią..
Iwanowi było trochę przykro że ich tak oszukał, ale to było jedyne wyjście.
Podzielili się na trzy grupki i każdy z nich wziął po jednym kłębku.
„Jeśli wam się skończy, po prostu dowiążcie do tego zwyczajny sznurek. Przy odrobinie szczęścia przejmie właściwości od czarodziejskiego artefaktu i poprowadzi was do celu.” Powiedział z przekonaniem.
Następnie kazał każdej grupie wziąć po kilofie i gdy tylko natkną się na ślepy koniec korytarza, mają wrócić po sznurku i na każdym skrzyżowaniu, u wylotu wyżłobić wielki znak X. W ten sposób wszystkie grupy będą wiedziały że ta droga już jest sprawdzona i nie ma potrzeby tam wchodzić.
Gdy wszystkie grupy już się rozeszły, Stary Kursag, który był w grupie z Iwanem powiedział:
„To zwycajny snurek, taki na pranie, co nie?”
„A coś myślał? Że dam im na zmarnowanie czarodziejski artefakt?” powiedział ze śmiechem Iwan.
„Oszukałeś nas..” powiedział drugi z grupy.
„I tak i nie.” Odparł Iwan.
„Po prostu dałem im trochę wiary w siebie i narzędzie by nie włazili sobie w drogę i nie pogubili w tym labiryncie.” Stwierdził, i przywiązawszy swój kawałek sznurka ruszył w pusty korytarz.
„To sie nazywo TAKTYKA” powiedział mądrym głosem Kursag do reszty towarzyszy powtarzając zasłyszane kiedyś od Iwana słowo, po czym wszyscy podążyli za nim.
Nie trzeba było długo czekać na efekty Iwanowej Taktyki.
Po kilku godzinach z jednego z korytarzy dało się słyszeć podniecone głosy i nawoływania.
Podążyli tam jeden za drugim, aż ich oczom ukazała się obszerna jaskinia wypełniona nikłym światłem magicznych lamp.
Na środku stała nieudolnie wykonana rzeźba która na pierwszy rzut oka przypominała jednorożca stojącego z zadartym łbem i patrzącego w sufit.
Wokół niego widać było krąg wyrytych w ziemi dziwnych,  nieznanych runów których nawet Iwan nie był w stanie odczytać.
Tuż obok ostatniego znaku leżał Danub. Wyglądał tak, jakby do ostatniej chwili kuł w skale kolejne znaki.
Chyba ich nie dokończył, bo w kręgu widniała olbrzymia przerwa, tak jakby brakowało tak co najmniej kilkunastu runów.
Nie było jasne po co Danub je wykuwał. Ani co oznaczały.
Nikt nie był w stanie określić po co wykuł ten pokraczny posąg jednorożca, a zwłaszcza dla czego było to dla niego tak ważne, by porzucić rodzinę i poświęcić życie.
Pochowali go z jego narzędziami u stóp posągu przykrywając go stertą gruzu skalnego.
Gdy opuszczali jaskinię, za pomocą wybuchowych paczek zawalili strop korytarza grzebiąc wejście na zawsze.


…***…


Nić Ariadny..
Tak.. To tylko dzięki temu artefaktowi Iwan wciąż miał pojęcie gdzie się znajduje.
Niewielkie płaskie puzderko skrywało okrągłe szklane okienko pod którym na cieniutkiej nici zamocowana była delikatnie zdobiona strzałka. Dzięki specjalnym właściwościom Nici Ariadny – zawsze wskazywała północ. Niezależnie od sytuacji – zawsze ten sam kierunek. Dzięki temu Iwan, który przy każdym zakręcie sprawdzał azymut, wiedział gdzie mniej więcej jest.
Co chwilę zerkał też na Kursaga.
Stary krasnolud kuśtykał na jednej nodze wspomagając się toporem Iwana jak kulą. Parł do przodu, choć bardzo cierpiał. Jednak na każde sugestie by się poddać czy zatrzymać odmawiał wciąż ponaglając Iwana by jak najszybciej osiągnąć cel.
W końcu ich oczom ukazała się przestronna pieczara.
Dobre pięćdziesiąt metrów średnicy i ze dwadzieścia wysokości.
Ślepa pieczara.
Gdy tylko tam weszli, przejście za nimi zaczęło się  zamykać.
Iwan nawet nie odwrócił głowy.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego że są w pułapce. Dungeon wiedział że tu są.  Zamknął wszystkie drogi wyjścia i podstępnie skierował ich w tą stronę. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, miał w tym miejscu wielką moc.
Jedyne co Iwanowi pozostało, to pogodzić się z tym i stawić czoło temu co na nich czeka.
Przed nim rozpościerał się makabryczny widok.
Porzucone wszędzie magiczne lampy wciąż świeciły słabym blaskiem.
Krąg runów wokół jednorożca wyglądał na kompletny, a wewnątrz niego…
Iwanowi zaschło w gardle.
Przejmująca groza ogarnęła jego umysł.
Stos kości i na wpół rozłożonych krasnoludzkich zwłok piętrzył się u stóp pokracznego posągu jednorożca.
„Krew musi wypełnić runy i ofiara musi się dokonać by to co zostało rozdzielone mogło się połączyć..” cichy szept Kursaga przerwał grobową ciszę.
Patrząc pustymi oczami przed siebie stary krasnolud przekroczył krąg.
Hyp!!
Zduszony głos wydostał się z jego gardła gdy Iwan w ostatniej chwili wyrwał mu topór i pociągnął poza obrys kręgu.
Już wiedział.
Jasno przed oczami stanęło mu to co miało tutaj miejsce.
Łącząc to z opowieściami Kursaga o Nowej Kopalni i własnym doświadczeniu uzyskał pełen obraz tego co tu zaszło.


…***…


„Druga kopalnia?” spytał Iwan  otwierając następną butelkę wina.
Dzięki dobrej pamięci Iwana oraz kilku wybuchowym paczkom dostali się w końcu do podziemnego spichlerza i mogli się cieszyć jego zawartością. Oczywiście.. w przeważającej większości ta zawartość miała spory procent alkoholu..
„Nieprzebyte skarby, diamenty, żyły złota..” opowiadał Kursag.
„Wszytcy wkoło łopowiadali ło tym samym. W kuńcu jedyn po drugim zaceli znikać.” Krasnolud zwiesił głowę.
„Łodchodzili pojedynco, rodzinami.. Namawiali bym posed z nimi..” mówił.
„Nikt nie godoł ka ta kopalnia jest, ale wszytcy tam śli .. i zodyn nie wrócił.” Powiedział ze łzami w oczach.
„Kiedyś poszedek  za jednym..” zaczął.
„Zniknął w naszyj kopalni. Myślołek że ta Nowa jest kasik indziej, ale uni wszytcy wchodzili do starej..” mówił z przejęciem.
„No ale przecież zawaliliśmy..” zaczął zdziwiony Iwan.
„Nadyć! Ino ze to co my zawalili sami się łotwarło!!” powiedział przejęty Kursag.

Gdy poszedł za jednym z odchodzących okazało się, że idzie wprost do starej kopalni. Jednak wewnątrz wszystkie tunele pozostawały zamknięte, poza tymi, prowadzącymi na Obsydianowy przodek.
Po kilku zakrętach stracił z oczu krasnoluda którego śledził i już więcej go nie zobaczył..
Zamiast tego doszedł do gładkiej czarnej ściany której nigdy wcześniej tu nie widział…
Nagle poczuł przemożną chęć podążenia korytarzem w dół.. Ale wiedział co tam jest. I wiedział że to zawalili..
Więc czemu znów jest otwarte? przemknęło mu przez myśl.
Resztkami woli opierał się pokusie by jednak podążyć w dół i sprawdzić na własne oczy…
„Iwan.. Naprawdę.. Mało brakło a sam bym poszedł…” powiedział z przerażeniem Kursag.
Próbował powstrzymać resztę, ale nikt go nie słuchał.
W końcu został sam w pustej wsi czekając na Iwana.. Ostatniego który mógł cokolwiek zmienić…


…***…


„Wymyśliłeś?” .. spytałem Jansona z powątpiewaniem.
„Nooo.. wiesz.. Trzeba było jakoś ich skupić na tym i żeby się nie rozpraszali….” Kowal zaczął się trochę plątać..
„Ale Devana rozpoznała Smocze runy..”
„Och wystarczy tylko nieco zmodyfikować zwykłe żeby wyglądały jak..”
„Janson.. Mnie się nie da oszukać..” powiedziałem sięgając w jego stronę Skupieniem..
„Co zrobiłeś?” spytałem z naciskiem.
Spojrzał na mnie spod brwi i znów zwiesił głowę.
Trwał tak przez chwilę po czym podniósł głowę.
„Użyłem Smoczej Magii..” powiedział cicho.
„Smoczej Magii?”
„Tak.” powiedział kiwając powoli głową.
„Gdy kończyłem termin u rodziców Ilsy, Elfi mistrz kowalstwa nauczył mnie .. wiele. Więcej niż kogokolwiek innego.” Zaczął Janson.
„Jednak nie mógł mi zdradzić największych Elfich tajemnic, bo nie byłem Elfem. Ufał mi, ale.. ta ich durna duma nie pozwalała mu ..” pokręcił głową z dezaprobatą.
„Ja jakoś byłem odporny na zarazę. Gdy on zachorował, wziął mnie do kuźni i nie wychodziliśmy stamtąd przez tydzień.”
„To znaczy że..”
„Tak..” potwierdził.
„Zdawał sobie sprawę że nie przekaże dalej swojej wiedzy póki mi nie zaufa, więc się przełamał..” powiedział cicho Janson.
„Jednak stara Elfia magia okazała się być bardziej mroczna niż ktokolwiek mógłby podejrzewać..” powiedział.
„W czasach starożytnych, zanim zstąpili bogowie, najpotężniejszymi magicznymi stworzeniami w Gekai były.. smoki..”
Otwarłem usta ze zdziwienia..
„Nie wszystkie były bezmyślnymi bestiami.. Część z nich była .. jakby przychylna mniejszym istotom i przekazała im niektóre ze swoich sekretów..” powiedział, po czym udał się na zaplecze. Po chwili wrócił.
„Masz.” Powiedział wręczając mi dość grubą, podniszczoną książkę.
„Olaf mówił że znasz runy.”
„Uczę się..” powiedziałem..
„No to nie będziesz się nudził..” powiedział.
„Co to jest?” zapytałem biorąc wolumin w dłonie.
Dreszcz przebiegł przez moje palce gdy dotknąłem okładki.
„Zwykła książka.. A zarazem tajemniczy artefakt który podobno pomoże ocalić świat Elfów przed zagładą..” powiedział Janson.
Nadal nie wiedziałem o co mu chodzi.
„To.. tajemnicza książka.. Coś jak.. Grimuar wiedzy.” powiedział.
 „Smocze runy - Podstawy.” przeczytałem na okładce i zerknąłem  z powątpiewaniem na Jansona.
„Nie zgub jej..” powiedział patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
„Wygląda na to że poprowadzi cię przez zapomniany, mistyczny świat którego nie było dane oglądać śmiertelnikom przez dekady..”
„Ale to wygląda jak jakiś podręcznik..” powiedziałem.
„I dokładnie tym jest.. Dzięki temu nauczyłem się jak łączyć duszę z przedmiotem, jak przekraczać granice.. Jak wykuwać doskonałość..”
Wyglądał na naprawdę podnieconego..
„A jak to się ma do tego rytuału.?” Spytałam wciąż oglądając książkę.
„Ten rytuał..” zaczął niepewny mojej reakcji..
„Ten rytuał transferuje duszę w przedmiot..” powiedział.
Szok totalnie mną zawładnął.
Wyobraziłem sobie dusze przyjaciół zamknięte w moim mieczu, błagające bym je uwolnił..
Położyłem drżącą dłoń  na rękojeści. Jednak choć wyczułem delikatną moc emanującą z miecza, to nie było to nic drastycznego.
„Nie bój się.. Nic takiego się nie stało..” powiedział obserwując moją reakcję.
„Zmodyfikowałem go trochę..” dodał.
Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
„Widzisz.. To rytuał transferu duszy. Straszny i mroczny rytuał. Ochotnik poświęcał się by „nasączyć” jego duszą przedmiot, który dzięki temu zyskiwał potężną moc. Jego ciało podczas rytuału umierało, ale dusza mogła trwać wiecznie w zaklętym przedmiocie..”
„To okrutne..” szepnąłem.
„Zgadza się.” Potwierdził Janson.
„Mam do czynienia z takim przedmiotem na co dzień..” powiedział podając mi dość zwyczajnie wyglądający młot kowalski.
Jednak gdy sięgnąłem w jego stronę Skupieniem – odkryłem że ma podobną aurę jak żywe istoty.. jednak..
„On cierpi..” powiedziałem cicho.
„Wiem.. Czuję to za każdym razem gdy biorę go w dłoń..” powiedział patrząc na niego z czułością.
„Ale to dzięki niemu odkryłem jak dokonać transferu samych uczuć, pozostawiając duszę nietkniętą..” uśmiechnął się delikatnie Janson.
„To bardzo stara dusza..” powiedział.
„Ten młot był w rodzinie Ta`erall, mojego mistrza, od pokoleń.. A jak wiesz, Elfy są długowieczne więc.. Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego czasu..” powiedział ze smutkiem.
„Jednak gdy używa się takiego przedmiotu wkładając w to całe serce, wtedy czasem udaje się nawiązać kontakt.. No.. może cień kontaktu.. Coś jak echo podświadomości dźwięczące z tyłu głowy i eteralny dotyk czyjejś duszy..”
Wiedziałem o co mu chodzi.. Moje wyczulone zmysły nawet z tej odległości mogły odebrać płynące z młota emocje.. Co dziwne, najmocniejszą z nich była..
„Nadzieja..” powiedziałem cicho.
Janson spojrzał na mnie z podziwem.
„To samo czułem gdy kułem twoją zbroję.. a potem radość gdy powstawał miecz..”
Podrzucił w górę młot po czym złapał go znów za trzonek.
„Pierwszy raz poczułem z nim jedność .. Wiele razy używałem jego mocy, ale tym razem.. Gdy kułem twój sprzęt.. Tym razem byliśmy jednością..” powiedział z uśmiechem.
Nadzieja..
Wydawało mi się że rozumiem.. Jednak nie powiedziałem tego Jansonowi.
Nadzieja emanująca z jego młota była nadzieją na uwolnienie. Na zakończenie wiecznego trwania w zaklętym przedmiocie.
Jednak nie tylko.
W jakiś sposób w moją podświadomość przenikło uczucie że to nie tylko o ten młot chodzi i duszę w nim zaklętą, ale że to ma dużo szerszy wymiar. Większy niż mógłbym sobie wyobrazić…

„W takim razie.. Jak udało ci się zrobić Durandall bez transferu duszy?” spytałem starając się odwrócić uwagę od tego dziwnego uczucia.
„Właśnie!!” ożywił się Janson.
„Gdy kułem Mithrill na twoją zbroję, bardzo chciałem dać ci ochronę która zabezpieczy cię przed każdym niebezpieczeństwem.” Powiedział lekko zawstydzony.
„Jednak szybko okazało się, że to pragnienie wysysa ze mnie takie ilości many, że nie byłem w stanie pracować dłużej niż godzinę bez regeneracji.. Wtedy pojawiło się to uczucie..” zawiesił głos na chwilę by skupić myśli.
„Takie .. parcie gdzieś z tyłu głowy , zmuszające do odmiennego podejścia do tematu. Zmuszające mnie do poproszenia o pomoc..” powiedział zerkając na mnie.
„Więc poprosiłeś mnie.”
„W rzeczy samej.” Odparł.
„Wytłumaczyłem ci ze masz się maksymalnie skupić na celu, i mana sama zaczęła płynąć!!”
„To dla tego byłem taki wyczerpany..” powiedziałem zaczynając rozumieć.
„Dokładnie.” Przyznał Janson.
„Jednak gdy chciałem to powtórzyć z innymi – nie udało się.. Ich poziom kontroli many i emocji jest… zbyt niski..” powiedział kowal.
„Gdy kułem surową rudę na twój miecz, cały czas nad tym myślałem..” powiedział cicho.
„Jak sprawić, żebyś się na nim nigdy nie zawiódł. Żeby cię wspierał, żeby chronił.. Żeby nigdy się nie poddał..” Powiedział z przejęciem.
„Wtedy, jakby sam z siebie w mojej głowie zapłonął krąg Transferu Duszy..”
„Przeraziłem się..” powiedział po chwili przerwy.
„Coś mówiło mi że to jedyna droga, a jednocześnie miałem świadomość konsekwencji i tak bardzo tego nie chciałem..” powiedział patrząc ze smutkiem na młot.
„Jednak po chwili rozwiązanie samo do mnie przyszło.” Powiedział pokazując na mnie palcem.
„Ja?” spytałem zdziwiony.
„Tak..” odparł kowal.
„Gdy zobaczyłem cię w drzwiach pytającego czy mi nie pomóc, zrozumiałem jak blisko byłem…” powiedział uśmiechając się.
„Twoja chęć pomocy była tak wielka, że byłeś w stanie przenieść swoją manę na materiał kompletnie nieświadomie i to bez użycia jakiegokolwiek rytuału. Jednak inni nie dysponują taka mocą.. I tu przyszła z pomocą ta książka..” powiedział pokazując na artefakt.
„Starczyło zmienić dosłownie kilka run i zamiast duszy, przeniosłem skondensowane emocje!!”  powiedział z zapałem.
„Uczucia musiały być silne, więc poprosiłem, żeby skupili się maksymalnie na przedmiotach w które przeleją swoje uczucia.. i udało się!!” powiedział ze szczęściem.
„Niestety Elfy są zbyt opanowane.. Wręcz zbyt oziębłe, by docenić moc uczuć.. Dlatego musieli transferować całą duszę.. A wystarczyło zwyczajnie dać się ponieść sercu..” powiedział kładąc dłoń na trzonku młota.
Nawet bez Skupienia poczułem falę radości.
Tak.. Definitywnie duszę zaklętą w młocie Jansona rozpierała w tej chwili radość i duma..
Kto wie.. Może kiedyś uda się pomóc i jemu.. pomyślałem kładąc dłoń na tajemniczym artefakcie.
„Smocze runy – Podstawy.” Tytuł pulsował lekko wewnętrznym światłem, jakby ponaglając mnie do nauki.

Mam dużo wolnego czasu więc..
Dlaczego nie?





CDN.