Czy to źle próbować podrywać
dziewczyny w Puszczy?
Fanstory na
podstawie Serii nowel:
“Is It Wrong
to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?”
autorstwa
Oomori Fujino
Autor: Piotr
Jakubowicz
Thurcroft.
UK. 04.2020
ROZDZIAŁ 7
Durandall.
Cięcie. Zasłona. Obrót i pchnięcie. Zasłona. Cięcie i przewrót.
Sztych i salto w tył. Natychmiast zasłona i cięcie płasko, z niskich kolan.
Drobiny kurzu tańczyły w cienkich snopach światła przeciskającego się przez
szczeliny pomiędzy deskami, a czarnowłosy chłopak z mieczem w dłoni zastygł w
bezruchu ciężko dysząc po porannym treningu.
Dwa grube
drewniane kloce lekko kołysały się na łańcuchach zwisających ze stropu i widać
było na nich wiele świeżych nacięć.
Młodzieniec
odetchnął wyrównując oddech, po czym wyprostował się i schował miecz do pochwy.
Wtem, lekko
ugiąwszy nogi wyskoczył w górę i szybkim saltem przeciął powietrze by z
wyciągniętym ponownie mieczem wylądować miękko pomiędzy masywnymi drewnianymi
słupami które jak kolumny podpierały całą konstrukcję.
„Całkiem
nieźle.. Całkiem nieźle..” Ciepły, niski głos odezwał się zza niego. Czubek
długiego, delikatnie zakrzywionego miecza dotknął karku chłopca.
„Ale nie
dość dobrze..” dodał ten sam głos i wielka postura kowala wyłoniła się z
cienia.
Trzymany
przez niego w obu dłoniach miecz zdawał się być przedłużeniem jego rąk. Widać
było doskonale, że wystarczy delikatny ruch, i wręcz magicznie ostra klinga
jest w stanie pozbawić chłopca głowy.
Ten jednak
nie przejął się tym zbytnio, bo wyprostował się i schował miecz do pochwy.
„Wyczułem
cię ale zdążyłeś zmienić miejsce gdy leciałem w powietrzu..”
„I dlatego
zawsze powtarzam – Nie skacz jak pasikonik, bo to choć efektowne – jest nie
efektywne!”
„Wiem..
wiem.. w locie nie można zmienić kierunku tak jak w biegu i tak dalej..”
Chłopak zwiesił lekko głowę.
„Skoro wiesz
– to dlaczego to dalej robisz?”
„Myślałem że
cię zaskoczę..”
„I
zaskoczyłeś.. a raczej rozczarowałeś…” Kowal skrzywił się lekko.
„Eh.. no już
się tak tym nie przejmuj. Zapamiętaj i wyciągnij wnioski.”
„Dobrze.” Odparł
chłopak i podniósł głowę.
„To co?
Śniadanie?”
„Tak, a
potem..”
„Dalej
kujemy.”
„Dalej
kujemy..” powtórzył za nim jak echo.
…***…
Już dwa
tygodnie upłynęły od mojego pojedynku z Olafem.
Na szczęście wszystko zaczęło pomału wracać do normy i ludzie przestali
pokazywać mnie sobie na ulicy czy
zaczepiać prosząc o podpis na obrazku z naszej walki. Ciągle schodzą mi
z drogi, ale już przynajmniej nie wyczuwam strachu i nie słyszę szeptów za
plecami.
To po części
zasługa Devany i dziewcząt z „Czterech Kątów”, które godzinami odpowiadały na
pytania ciekawskich i starały się przedstawić mnie w jak najlepszym świetle,
jednocześnie nie zdradzając ani naszego celu, ani wcześniejszych przygód.
W lokalnej
gazecie ukazała się nawet moja … dość zmodyfikowana.. biografia opisująca mnie
jako osieroconego farmera przygarniętego przez Devanę i szukającego lepszego
losu.. Na szczęście Devana nie
omieszkała przemycić do opisu wzmianki że jestem gdzieś z kimś kiedyś… zaręczony, co uchroniło mnie przed lawiną
oświadczyn.
Co prawda
czasami zdarzały się przypadki że na ulicy jakaś niezbyt przestrzegająca
konwenansów dziewoja starała się złapać mnie za tyłek, ale zazwyczaj kończyło
się to na cichym „Auuć..” gdy ni z
tego ni z owego, jakiś zabłąkany kamień przelatując sobie spokojnie przez ulicę
nagle natrafiał na kostkę czy plecy zbyt śmiałej dziewczyny.
Nie żebym
był śledzony czy coś..
Po prostu..
zupełnie przypadkiem za każdym razem gdy szedłem po coś na miasto, gdzieś kątem
oka mogę dostrzec Devanę której albo nagle wyszły wszystkie przyprawy, albo
skończyło się wino różane, czy nagle zapałała chęcią posiadania fikuśnego
kapelusza..
Kilka dni
temu, korzystając z małego zamieszania przy wozie w którym pękło koło udało mi
się urwać i skręcić w boczną uliczkę.
Z ukrycia obserwowałem
jak Bogini rozpaczliwie stara się mnie dostrzec w tłumie.
Zrobiło mi
się jej żal, i gdy zbliżyła się do alejki w której się ukryłem, stanąłem za nią
i zasłoniłem jej oczy.
„Zgadnij kto
to..” szepnąłem.
„Zgadnij co
to..” usłyszałem i poczułem mocne ukłucie poniżej pasa.
Zerknąłem w
dół, i dostrzegłem błysk kilkucalowego ostrza celującego wprost w moje
przyrodzenie.
Uśmiechnąłem
się i odsłoniłem jej oczy.
„Blake!! Jak
możesz mnie tak straszyć?!!” Devana wyglądała na zaskoczoną i zmieszaną.
„Przepraszam
za to.. Taki nawyk..” dodała chowając sztylet.
„Nie
szkodzi. To dobry nawyk więc się go nie pozbywaj..” odparłem z uśmiechem.
„Więc… Co za
niespodzianka.. takie przypadkowe spotkanie..” zaczęła z niewinnym uśmiechem
Devana.
„Może już w
końcu przestań za mną wszędzie chodzić..” powiedziałem przechodząc od razu do
sedna sprawy.
„Kto?..
Ja?.. Nie.. to przypadek przecież.. ja tylko
ten..” zaczęła się plątać nie mogąc nic na poczekaniu wymyślić.
„Daj
spokój.. Oboje nie jesteśmy dziećmi… Gdzie się nie ruszę ty zawsze mnie
pilnujesz.. Nie ufasz mi?”
„Ufam..
ale..” Devana zwiesiła trochę głowę.
Po chwili
jakby zebrała się w sobie i powiedziała trochę pewniejszym głosem:
„Odkąd
wygrałeś walkę, różne się koło ciebie plączą, a ty nie masz doświadczenia i
możesz się wpakować w jakiś przeklęty związek ..”
„Przeklęty
związek?” nie bardzo wiedziałem o co jej chodzi..
„No.. Taki
który tylko sprawi ci ból..” powiedziała Devana.
„Wiesz.. My,
kobiety, też nie jesteśmy takie.. wspaniałe.. jak myślisz..”
Spojrzałem
na nią z zaciekawieniem jednocześnie zastanawiając się o co jej tak naprawdę
chodzi..
„Połowa z
tych dzierlatek tylko chce się pochwalić przed koleżankami że zdobyła twoje
serce.. A potem i tak popędzi za kimś innym szukając nowego wyzwania, nowego
celu do zdobycia..”
„Przecież
wiem.. zdaję sobie z tego sprawę, poza tym i tak z żadną bym się nie umówił bo
ja już..” przerwałem czując że uszy mi się czerwienią..
Jednak tym
razem wzrok Devany nie był taki.. słodki ani rozmydlony jak zazwyczaj gdy jesteśmy sam na sam.. Trochę zbity z
tropu zastanowiłem się nad tym co chciałem powiedzieć.
Jakby pod
naciskiem jej wzroku przywołałem wszystkie uczucia jakie kojarzyły mi się z
Devaną i szukałem tego jednego, jedynego które utwierdziło by mnie w
przekonaniu że rzeczywiście to Ona jest
moją wybranką..
„Devana..
Ja..”
„Ćććśśśśś..”
położyła mi palce na wargach.
„Czasem
lepiej jest nie powiedzieć nic, niż jedno słowo za dużo..” powiedziała
spokojnym głosem.
„Przepraszam
Blake.. Faktycznie powinnam Ci bardziej zaufać. Jednak.. Jesteś moim Dzieckiem i.. chyba staję się
nadopiekuńcza..” powiedziała z lekkim westchnieniem.
„Obiecuję
że.. Już nie będę cię szpiegować.” Dodała.
„Ale..!”
zawiesiła głos na chwilę - „Ty musisz mi obiecać że nie wpakujesz się w
kłopoty!”
„Dobrze..”
powiedziałem niepewnie nie wiedząc o jakie dokładnie kłopoty jej chodzi..
„Obiecaj!”
„Obiecuję że
nie wpakuję się w kłopoty..”
Promienny
uśmiech jaki pojawił się na jej twarzy oznaczał akceptację umowy.
„Jednak to
Wy wpakowałyście mnie ostatnio..” dodałem z przekąsem.
„No tak..”
powiedziała z lekkim uśmiechem.
„Ale to
tylko potwierdza fakt że nie powinieneś zbytnio ufać kobietom..” dodała z mrugnięciem
oka.
Nie wiedząc
co powiedzieć tylko się uśmiechnąłem w odpowiedzi.
„Leć już. I
nie przejmuj się mną. Ja.. wrócę do biblioteki, bo chyba znalazłam coś co może
nam się przydać..” powiedziała po czym złapała mnie za ramiona, obróciła i
popchnęła lekko.
Ruszyłem
przed siebie wciąż czując jej wzrok na plecach dopóki nie skręciłem za róg.
Przystanąłem
w bocznej alejce na chwilę by ochłonąć, po czym przypomniawszy sobie cel mojej
wycieczki ruszyłem raźniej w kierunku Urzędu Miejskiego.
…***…
Devana
patrzyła za odchodzącym chłopcem jeszcze przez chwilę aż jego cień zniknął za
rogiem, po czym oparła się plecami o ścianę, a w kącikach oczu pojawiły się
łzy.
Wiedziała co
chciał powiedzieć. Jednak.. przerwała mu, choć tak bardzo chciała to usłyszeć.
Zwłaszcza
teraz, gdy po tylu latach znów ma Familię, znów czuje to ciepło w sercu i ma
stały, fizyczny kontakt z duszami z którymi jest związana. Szczególnie z tą
jedną, która zdaje się w jakiś specjalny sposób być z nią połączona.
Bogini nie wolno być taką
egoistką.. strofowała
samą siebie w myślach, gdy jej serce wręcz wyrywało się ku duszy Blake`a..
Zdawała
sobie sprawę z tego jak chłopak na nią reaguje, bo jako Bogini mogła
rozpoznawać emocje emanujące z dusz jej Dzieci..
„I też właśnie dla tego nie wolno
mi tego wykorzystywać..”
powiedziała cicho sama do siebie.
Zdawała
sobie sprawę z jego podniecenia, euforii czy zakłopotania.. Dlatego też Incydent z Wanną nie umknął jej uwagi.
Jednak czuła też, że Blake choć zauroczony, to jednak jeszcze nie.. Jeszcze nie kocha..
Stała tak
rozmyślając i bezwiednie tłukąc głową w ścianę za nią.
Tak.. Bardzo
by chciała usłyszeć to od niego.. ale czy Ona odwdzięczy mu się tym samym?
Wiele razy
przeszukiwała swoje uczucia w poszukiwaniu odpowiedzi..
Czy ona.. kocha
Blake`a? A nawet jeśli tak, to czy to jest taka sama miłość, jaka powinna
łączyć kobietę i mężczyznę? Czy może to bardziej miłość Bóstwa kochającego
swoje Dziecko? Uczucie które dawno
temu wyparła ze swojego serca, gdy jednego dnia, wszystkie światełka tańczące
radośnie w jej duszy, zgasły zmiecione furią bezlitosnej bestii…
Nie umiała
odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Wiedziała jednak,
że Blake też jeszcze nie umie określić swoich uczuć.
Czuła że ją
Kocha. Całym sercem.
Ale.. Czy to
miłość mężczyzny do kobiety?
Czy może Dziecka do jego Bogini..?
A może
niepewna, chaotyczna mikstura obu miłości targająca w tej chwili jego młodzieńczym,
jeszcze wciąż tak naiwnym sercem?
Devana
spojrzała w czyste, błękitne niebo i westchnęła.
Była pewna,
że nie zdoła odpowiedzieć sobie na te pytania.
Jednak
zdawała sobie sprawę z tego, że tak czy inaczej czas przyniesie odpowiedź, a
jej pozostało się tylko pogodzić z koniecznością czekania.
Powoli
ruszyła w stronę Biblioteki, szczęśliwa że udało jej się choć trochę pogodzić
ze sobą. Jednocześnie w jej sercu zaczęła dojrzewać decyzja która na pewno
będzie miała głęboki wpływ na ich przyszłość.
Ale Devana
szła uśmiechając się do siebie.
Szła śmiałym
krokiem w przyszłość, która choć mglista i niepewna, kryła za sobą światło
które przenikało szarość i rozpraszało obawy.
…***…
Puk puk.. chwila
ciszy a potem stłumione „Proszę!” zza
drzwi.
Wszedłem do obszernego gabinetu, którego dwie
ściany zajmowały regały z książkami a jedną, prawie w całości wypełniało
olbrzymie okno z widokiem na centrum Reanore.
Norman Dusk
siedział za biurkiem stojącym nieopodal okna studiując jakieś dokumenty.
„Aaa!!
Blake!! Dobrze że jesteś!!” powiedział, po czym wstał wyciągając rękę.
Gdy ją
uścisnąłem, znów to poczułem.
Delikatny
przepływ jakiejś energii, który niczym korowód mrówek pełzł wzdłuż mego
ramienia.
Jakby od
niechcenia strząsnąłem to uczucie.
„Ciekawe..”
powiedział Norman sprawiając że moje Deja vu powróciło ze zdwojoną mocą.
„Co jest
takie ciekawe?”.. powtórzyłem machinalnie za wspomnieniem.
„Twoje odparcie.”
Powiedział Norman wbrew ostatniemu wspomnieniu.
„Odparcie?”
powtórzyłem za nim zdziwiony.
„Tak.
Ostatnio też to zrobiłeś.” Odparł Norman.
„Trzeba nie
lada Maga z wysoką odpornością na ataki psioniczne żeby odeprzeć moje Poznanie Charakteru..” wyjaśnił.
„Co to
takiego?..” zapytałem ze zdziwieniem.
„To taki
jakby czar.. Umiejętność jaką wybrałem po awansie na czwarty poziom.” Odparł.
„Pozwala mi
sprawdzić nastawienie osoby z którą rozmawiam, tyle że wymagany jest do tego
kontakt fizyczny.”
„Jak to
działa?” Spytałem zaciekawiony.
„Gdy
aktywuję swoją umiejętność, to po dotknięciu rozmówcy mogę sprawdzić czy ma pozytywne,
neutralne czy negatywne nastawienie.. trochę jakbym wyczuwał emocje..” odparł.
„Nie boisz
się że zdradzę twój sekret?” spytałem.
„Po
pierwsze, to nie sekret, choć nie rozpowiadam o tym na prawo i lewo..” odparł z
uśmiechem.
„Po drugie,
niczego to nie zmieni..” dodał.
„A co, jeśli
ktoś nie zechce .. no nie wiem.. podać ci ręki czy coś?”
„Och.. od
razu umieszczam go na liście nieprzychylnie nastawionych..” odparł z prostotą
Norman.
„Więc co to
za Odparcie o którym mówiłeś?” spytałem zaciekawiony.
„Podaj mi
jeszcze raz rękę.” Powiedział wyciągając dłoń.
Uścisnąłem
jego prawicę i znów to poczułem.
Delikatne
macki energii, coś jak pnącze bluszczu pełznące po mojej ręce. Machinalnie je
odrzuciłem.
„No.. I
właśnie o tym mówiłem..” powiedział Norman.
„Nie
pozwalasz na jakąkolwiek penetrację..” dodał.
Tym razem to
ja złapałem go za rękę.
Znów uczucie
energii powędrowało wzdłuż mojej ręki, ale tym razem nie opierałem się.
Pozwoliłem mu się dotknąć.
Poczułem
delikatne mrowienie, po czym Norman od razu wycofał się.
„Umiesz to
kontrolować?” spytał ze zdziwieniem.
Skinąłem
głową, na co ten tylko otworzył szeroko ze zdziwienia oczy i aż klepnął się
dłońmi po udach w podnieceniu.
„To
niesamowite!!” krzyknął.
„Pierwszy
raz się z czymś takim spotykam!!”
Chwycił się dłońmi
za głowę jakby nie wierzył własnym zmysłom.
„Ale.. Co
jest takiego.. dziwnego..” spytałem onieśmielony jego wybuchem euforii.
„Wiesz..”
zaczął, trochę się uspokajając.. „Magowie na wysokich poziomach nabywają
odporność na ataki psioniczne, ale to jedynie blokuje moją umiejętność, a oni
sami i tak nawet nie są świadomi że próbowałem!..” powiedział rozentuzjazmowany
Norman.
„Ty jesteś w
stanie wyczuć moją ingerencję i na zawołanie ją przerwać lub wpuścić..!!!” zawołał
z podnieceniem.
„Myślałem że
to normalne..” powiedziałem niepewnie.
„NORMALNE?!!
..” Norman aż podskoczył.
„To jest
Niesamowite!!!” stłumiony krzyk wyrwał się z jego piersi.
„Nikomu o
tym nie mów.” Przestrzegł mnie poważnym tonem gdy ochłonął.
„Jest wiele
czarów i zdolności penetrujących, które potrafią nieźle namieszać, więc im
mniej twoi przeciwnicy będą o tobie wiedzieli – tym lepiej.” Dodał zduszonym
głosem.
Spojrzałem
na niego uważniej.
Miał co
najmniej czwarty poziom, ale jego zachowanie było..
„Powiedz mi
Norman.. Co się tu dzieje?” spytałem poważnie.
Patrzył na
nie przez chwilę, jakby bijąc się z myślami, a potem odpowiedział:
„Evilus..
Zostali rozbici w Orario jakiś czas temu i rozpełzli się po świecie jak wszy…”
„Evilus..” .. szepnąłem, a przed oczami
stanął mi stos pogrzebowy moich rodziców.
„Cholera..
Nie powinienem ci tego mówić ale..” Norman ściszył głos i pochylił się w moją
stronę.
„Nie ufaj
nikomu Blake. Ich macki sięgają wszędzie. Są jak pleśń. Niby nic, ale gdzie byś
nie zajrzał tam są jej ślady..”
Sięgnąłem ku
niemu moim Skupieniem.
Jego Aura
była krystalicznie czysta, pozbawiona nawet najmniejszej oznaki fałszu.
Skinąłem
powoli głową akceptując jego ostrzeżenie.
„Iwan
powiedział mi o waszej misji.”
„Iwan ..
powiedział..” Patrzyłem na niego z otwartymi ustami…
„Był u mnie
przed odjazdem..” wyjaśnił Norman.
„Nie oceniaj
go źle. Odkryłem przed nim karty tak jak przed Tobą.” Powiedział poważnie.
„Jak tylko
będę mógł wam pomóc – to to zrobię. Oficjalnie nie wolno mi się angażować, bo
Lord Ganesha wyraźnie zaznaczył że mamy być neutralnymi obserwatorami i
rozjemcami, ale..” zawiesił głos na
sekundę..
„ .. moi
rodzice zginęli żeby przepędzić Evilus z Orario..” powiedział cicho.
„Teraz
okazuje się, że tylko zniszczyli jedno gniazdo, przez co żmije rozpełzły się po
całym świecie..” dodał zwieszając na chwilę głowę.
„Dlatego
dopóki nie będzie to kolidowało z moimi oficjalnymi obowiązkami – dopóty
możecie liczyć na moje pełne wsparcie.” Powiedział kładąc rękę na piersi.
Poczułem
ulgę. Przynajmniej z tej strony będę mógł mieć pewność że nic niespodziewanego
mnie nie zaskoczy.
Jednak
najwyższy czas by przejść do sedna sprawy..
„Em.. bo
wiesz.. Iwan przed odjazdem zrobił mnie swoim pełnomocnikiem.. więc..” zaciąłem
się trochę niepewny reakcji, ale Norman tylko skinął głową więc kontynuowałem:
„ .. więc
chciałem prosić o wydanie jednego artefaktu..” dokończyłem z ulgą.
„Iwan
napomknął mi o tym..” powiedział Norman.
„Co prawda
większość dóbr należących do Goldburga została zajęta na czas śledztwa, jednak
tyczy się to przede wszystkim dokumentów i pokwitowań, które mogą nas
naprowadzić na właściwy trop i wskazać ewentualnych współpracowników, więc ..
Nie widzę przeszkód..” powiedział Norman Dusk i wręczył mi pismo zezwalające na
wyniesienie z posesji Goldburga kilku niewielkich skrzyń…
„Co do
śledztwa..” zacząłem niepewnie „Czy już coś wiadomo o..”
„O
porwanych?” dokończył za mnie Norman.
Skinąłem
głową na potwierdzenie.
„Tak.”
Odparł i sięgnął po jakieś papiery w szufladzie.
„Na
szczęście księgowy Goldburga był aż nad to dokładny i spisał wszystko, łącznie
z imionami dziewcząt i danymi kupców. Jestem pewien że szybko je odnajdziemy i
zwrócimy wolność, jednak..” zawiesił głos na chwilę..
„Jednak
ciężko będzie zwrócić im normalność..” dodał ze smutkiem.
Wiem co miał
na myśli.
Jeszcze zanim Olaf wyszedł z Lecznicy przywieźli tam
pierwsze dziewczęta z posiadłości Goldburga. Nawet po zdjęciu obroży były zbyt
wystraszone by sprzeciwić się czemukolwiek i komukolwiek. Dwie z nich,
najmłodsze, siedziały cicho w swoich pokojach zbyt otępiałe by wyjść na
korytarz.
Odkąd
pierwsze z nich przybyły do Lecznicy, Devana spędza z nimi każdą wolną chwilę.
Z tego co mówiła powoli udaje się przywrócić je światu, jednak to bardzo
powolny proces.
„Jednak jest
nadzieja..” powiedział Norman.
„Posłałem po
najlepszych magów medycznych do Orario, więc jak tylko tu dotrą, z pewnością
będą w stanie im pomóc..”
Odetchnąłem
z ulgą. Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło. Jednak wciąż nie miałem
pełnej odpowiedzi na moje pytania.
„A co z tą
Familią która współpracowała z Goldburgiem? Czy to Familia Ikelosa?” zapytałem.
„Niestety..
z tym jest gorzej.” Odparł Norman.
„Trudno
powiązać ich, czy jakąkolwiek inną familię z tym procederem.” Powiedział kręcąc
głową.
„Co prawda
natrafiliśmy na ślad transakcji w których Goldburg nabywał obroże niewolników
jako Sprzęt Treserski, jednak po
sprawdzeniu nazwisk i dość krótkim śledztwie okazało się że to były transakcje
fikcyjne i ślad się urywa..”
„Jednak
wciąż szukamy i może uda się coś więcej za niedługo powiedzieć.” Dodał Norman z
nadzieją w głosie.
„Poza tym..”
zaczął jednocześnie spoglądając na mnie uważnie, „.. dużo zależy od powodzenia
waszej misji..” powiedział.
„Co masz na
myśli?” spytałem.
„No cóż..
Jeśli wasze przypuszczenia są prawdziwe i za tym wszystkim stoją ludzie
Ikelosa, to gdy zaczniecie robić większe postępy w waszej misji, na pewno w
końcu karty zostaną odkryte..” odparł Norman.
„Osobiście
wolałbym jednak nie doprowadzać do konfrontacji..” powiedziałem spuszczając
głowę.
„Mi również
nie po drodze jest rozpętywać otwartą wojnę zwłaszcza, że jak na razie nie
dysponuję tu odpowiednimi siłami..” powiedział Norman.
„Ale jeśli
uda się ich osłabić, wtedy może nawet konfrontacja siłowa nie będzie
konieczna..” dodał.
„To, czego
nam w tej chwili potrzeba, to informacje.” powiedział patrząc na mnie spokojnym
wzrokiem.
„Musimy
dowiedzieć się jaki dokładnie jest ich cel, czemu tak bardzo interesują ich
ruiny i o co chodzi z tymi dziwnymi Lochami..”
„Więc wiesz
o Dungeonach..” bardziej stwierdziłem niż spytałem.
„Trochę
wiedziałem zanim tu przyjechałem, ale sądziłem że to tylko stare legendy..”
zaczął Norman.
„Resztę
dopowiedział mi Iwan.. Więc skoro gramy w otwarte karty to..”
Wstał i
wyjął z półki grubą, znajomą książkę i położył na stole.
„ Dungeon Oratoria..” powiedziałem
półgłosem.
„Dokładnie..”
„Ale tam nie
ma nic o małych Dungeonach czy Evilus..” powiedziałem.
„Znam tą
książkę prawie ze na pamięć. Wiedziałbym
gdyby była tam choćby mała wzmianka…”
„I tak, i
nie..” odparł Norman.
„Jak wiesz,
Dungeon Oratoria opowiada historię Trzech Wielkich Questów, z których tylko dwa
jak do tej pory zostały ukończone..”
Skinąłem
głową na potwierdzenie, czekając jednocześnie na dalszy ciąg.
„Jak wiesz
zapewne z książki, w tych Questach brały udział dwie wielkie królowe..”
„Tak..
Impetratorka Amazonek Evelda i królowa Elfów Celdia..”
„Zgadza
się.” Potwierdził Norman.
„Nie
ciekawiło cię, dlaczego dwie potężne królowe brały osobiście udział w
wypełnianiu tych Questów?”
„Były częścią
Familii.. Należały do Drużyny..” zacząłem, ale im więcej mówiłem, tym
jaśniejsze stawało się dla mnie że Norman ma rację.
Członek
Familii czy nie, ale królowa nie mogła postawić na szali swojego życia bez
ważnego powodu. Ważniejszego niż jej królestwo…
Spojrzałem
na Normana a on chyba dostrzegł że zrozumiałem bo kontynuował:
„Widzisz..
Kiedyś natknąłem się na skrawki starej Elfiej legendy, która wspomina o jeszcze
jednym Queście. Starszym niż te opisane tutaj.” Powiedział kładąc dłoń na
woluminie.
„Czwarty
Quest?” spytałem ze zdziwieniem.
„Prędzej
Pierwszy, uwzględniając chronologię, choć ja powiedziałbym raczej Quest Zero.”
Nie
wiedziałem co powiedzieć.. Myśli kłębiły mi się w głowie jak szalone. W końcu
spytałem:
„Wiesz co
było przedmiotem tego Questa?”
„No właśnie
nie bardzo..” powiedział Norman.
„Z tych
strzępów legend które udało mi się zebrać, wywnioskowałem, że ten Quest miał
miejsce jeszcze zanim Bóstwa zeszły do Gekai, i że również polegał na pokonaniu
jakiegoś potwora..” przerwał jakby starając się bardziej skupić..
„I jeszcze..
Przewinęło się tam wtedy imię królowej Elfów…” dokończył.
„Celdia..?”
spytałem zdziwiony..
„To ile ona
miała lat..?”
„Elfy są
znane z długowieczności, choć tym razem jednak może chodzić o jej Babkę czy
Matkę..” powiedział Norman.
„Jednak
najważniejsze jest, że wśród strzępów legend i luźnych opowiadań pojawił się ..
wielki, magiczny Kryształ..”
„Taki jak w
Lochach?” zapytałem z ciekawością.
„Nie wiem..
Może..” zamyślił się.
„To był
tylko strzęp informacji, jakaś opowieść która nawet nie wiem czy była związana
z tym Questem, jednak również nawiązywała do Elfiej Królowej i Królowej
Amazonek..”
„Wygląda na
to, ze będziemy musieli poszukać kogoś kto lepiej zna Elfie podania.”
Powiedziałem.
Na myśl od
razu przyszła mi Devana.
Jako Bogini
blisko związana z lasem i Elfami na pewno będzie coś wiedzieć.
„Dziękuje za
informację Norman. Bardzo nam pomogłeś.” Powiedziałem.
„Nie ma za
co dziękować..” odparł z prostotą.
„Mamy taki
sam cel, więc musimy się wspierać.” Powiedział.
„Jeśli tylko
mogę coś doradzić..”
„Tak?”
„Na razie
zacznij nosić apaszkę, a Devanie powiedz, by jak najszybciej nauczyła się
ukrywać Status swoich Dzieci..”
Mimowolnie
położyłem dłoń na piersi.
Faktycznie,
gdy zerknąłem na swoje odbicie w szybie, od razu dostrzegłem, że spod
rozchylonej koszuli widać było część mojego Statusu
z nazwą Bóstwa i poziomem włącznie..
„Dlaczego to
takie ważne?” spytałem cicho.
„Gdy widzę
nazwę bóstwa to mniej więcej mogę określić naprzeciw jakiej licznej Familii
staję, a znajomość poziomu czy statystyk przeciwnika daje mi ogólny pogląd na
jego siłę i możliwości, co bardzo ułatwia walkę..” powiedział Norman poważnym
głosem.
„Wygląda na
to, że to nie potwory będą waszym największym zmartwieniem, więc będzie lepiej
jeśli jak najmniej osób będzie znało twój Status..”
„Dziękuję.”
Powiedziałem jednocześnie zapinając koszulę aż po samą szyję.
Uścisnęliśmy
sobie dłonie po czym opuściłem gabinet Gubernatora ściskając w ręku przepustkę
i upoważnienie podpisane przez Normana Duska.
…***…
Słońce stało
wysoko na bezchmurnym niebie, więc Darren wyniósł na ganek duży bujany fotel
dla Mabbet, oraz taboret i mały składany stolik dla siebie.
Chientropka
z wdzięcznością usadowiła się w fotelu grzejąc się w promieniach wiosennego
słońca, a Darren w tym czasie zabrał się za przygotowywanie podróżnego zestawu alchemicznego.
Oboje mieli
świadomość że lada dzień przyjdzie im się pożegnać, dlatego Mabbet chciała jak
najlepiej wykorzystać każdą chwilę by przekazać chłopakowi jak najwięcej
wiedzy.
„Jeśli
chcesz zostać naprawdę dobrym alchemikiem, musisz poznać powiązania pomiędzy
różnymi składnikami.” Zaczęła.
„Jeśli
zrozumiesz i zapamiętasz ich wzajemne zależności, wtedy łatwiej będzie ci
tworzyć nowe mikstury..”
Darren
słuchał uważnie, jednocześnie czyszcząc przybory i układając je w przegródkach
kuferka.
Mabbet
mówiła o egzotycznych składnikach z Dalekiego Wschodu, o magicznej wodzie
spływającej z lodowców Północy oraz trującym mchu rosnącym w tylko jednym miejscu w Lotril..
„Słuchasz ty
mnie w ogóle, czy strzępię sobie język po próżnicy?” zapytała nagle chientropka
gdy przyłapała Darrena na mimowolnym wycieraniu ściereczką wciąż tej samej
kolby..
„Co?.. Aaa..
tak.. Przecież słucham..” powiedział trochę rozkojarzonym głosem.
„Ech.. A już
z godzinę mogłam spokojnie drzemać..” żachnęła się Mabbet i oparłszy głowę na
zagłówku przymknęła oczy.
Darren
zerknął tylko na nią przelotnie, po czym wrócił do przerwanej pracy.
Nic mu to
jednak nie szło.
Co chwilę
przyłapywał się na tym, że odpływał myślami daleko poza drzewa otaczające ich
polanę..
Z jednej
strony, te miesiące spędzone razem z Mabbet w jej zaciszu były wspaniałą
odmianą po jego dotychczasowym, pełnym napięcia i niepewności życiu. Codzienne
proste obowiązki, nauka i wieczorne rozmowy o wszystkim i niczym sprawiały, że
mógłby tu zostać na zawsze i byłby szczęśliwy..
Z drugiej –
narastała w nim świadomość że ta sielanka za niedługo się skończy, a jego
postęp i umiejętności zostaną brutalnie zweryfikowane…
I choć
Mabbet nie raz powtarzała mu że idzie mu naprawdę wspaniale, że jest z niego
dumna i pewna że da sobie radę, to jednak im wyżej słońce podnosiło się na
niebie, tym bardziej bał się tego co przyniesie przyszłość.
Przed oczami
znów stanął mu Fart i lego ludzie. Wieś coraz bardziej gnębiona przez jego
pachołków. Jęki rannych i smród gnijącego mięsa.
Choć tak
bardzo się tego bał, chciałby jak najszybciej być z nimi, pomóc im i ulżyć w
ich cierpieniu.. Jednak wiedział, że jego droga wiedzie zupełnie gdzie indziej.
Wprost w
nieprzebyte lasy, niebezpieczne lochy i jaskinie..
Z dala od
jego wsi i przyjaciół.
Czy sobie
poradzi? Czy się na coś przyda? A może porzucą go w drodze gdy okaże się
jedynie zbędną kulą u nogi?
Ten wielki,
potężny krasnolud. Iwan.. Emanuje siłą i pewnością siebie. Walczył w wielu
lochach i stoczył wiele bojów. Nie ugnie się przed nikim i przed niczym. Co pomyśli,
gdy Darren znów stanie naprzeciw niego jako nowy członek drużyny? Czy go
zaakceptuje? Czy odrzuci jako nieprzydatny balast o który tylko będzie się
trzeba martwic czy gdzieś nie utknie?
Albo Blake..
prawie dojrzały mężczyzna.. Silny, zwinny, odważny.. Już naznaczony w walce, a
jednocześnie wyrozumiały i dobry.. Gdzie
mi się tam do niego równać.. pomyślał przypominając sobie ich pierwsze
spotkanie, gdy trzęsąc się ze strachu podniósł oczy i zobaczył jego umazaną we
krwi wrogów twarz. Tej jednej nocy, sam, w strachu o nieprzytomnych towarzyszy
dokonał tego, o czym Darren miesiącami śnił co noc od czasu, gdy po raz
pierwszy od dołączenia do drużyny Coxa
został świadkiem i mimowolnym uczestnikiem rozboju..
Co mu powie
gdy znów się spotkają? Czy nauczył się dość by móc wspomóc drużynę? Czy
zmężniał na tyle, by nie struchleć ze strachu przy pierwszych oznakach
niebezpieczeństwa? Czy będzie godny tego by stać u ich boku?
A Devana?
Bogini.. Jego Bogini.. Czy nie będzie żałować że przygarnęła go do swojej Familii?
Czy nie odepchnie..? Czy okaże się warty jej zaufania? Jej Falny?
Jednak gdy
Darren wspomniał w myślach Devanę, jego wątpliwości zaczęły się pomału
rozwiewać. Gdy tylko stawała mu przed oczami to czuł w środku, w sercu, takie
.. takie dziwne ciepło.
Pamiętał że
jego Dziadek, choć nie miał Falny, często modlił się do Asklepiosa, Boga
którego obrał sobie za patrona.
Kiedyś
Darren zapytał czy nie lepiej by było znaleźć go i po prostu przyłączyć się do
jego Familii.
Dziadek
tylko pokręcił głową i odrzekł:
„Nie potrzebuję być w jego
Familii. Wystarczy mi wiara że słyszy
moją modlitwę i jeśli uzna że jestem wart to zwróci ku mnie życzliwe oblicze..”
Darren nie
wiedział czy to działało czy nie, jednak Dziadek zdawał się tym nie przejmować.
Prosił
Asklepiosa o pomoc za każdym razem gdy musiał przeprowadzić jakąś operację, by
ten poprowadził jego dłoń i pomógł uratować gasnące życie.
I choć
zdarzało się że chory zmarł w trakcie zabiegu, to Dziadek nie obwiniał o to
boga.. Prosił jedynie by pomógł duszy znaleźć ukojenie.
Czując to
ciepło w sercu Darren znów przypomniał sobie słowa dziadka:
„Wystarczy mi wiara że słyszy
moją modlitwę..”
Więc Darren
zamknął oczy i przywołał w myślach twarz swojej Bogini prosząc by pomogła mu
uwierzyć w siebie.
Gdzieś
daleko, w miejskiej bibliotece pośród zakurzonych książek, Bogini przymknęła
oczy.
Poczuła, jak
jedna z dusz jej dzieci puka i drżąca prosi o pomoc.
Uśmiechnęła
się w myślach.. a potem przesłała ten uśmiech dalej…
Nic się nie
stało..
Darren
otwarł oczy i znów rozejrzał się dookoła.
Słońce
ciepłymi promieniami muskało jego twarz.
Tuż obok
niego, staruszka drzemała spokojnie w bujanym fotelu.
Chłopak
cicho wstał i na palcach, by tylko jej nie zbudzić poszedł do domu.
Po chwili
wrócił i ostrożnie okrył ją grubym, ciepłym kocem.
Patrzył
przez chwilę na jej delikatny, senny uśmiech, po czym zamknął spakowaną torbę
alchemiczną i po cichutku wrócił do domu przygotować kolację.
Jego obawy i
strach przed jutrem zniknęły, jakby rozpłynęły się na wietrze.
Pozostała
jedynie delikatna, podprogowa świadomość tego, że gdzieś tam, ktoś…
Gdzieś
daleko, w miejskiej bibliotece pośród zakurzonych książek, Bogini otwarła oczy.
Z lekkim
uśmiechem na ustach wróciła do przeglądania woluminów.
Czuła, że
jedna z dusz jej dzieci nie może doczekać się ponownego spotkania.
…***…
„Dmuchaj
dmuchaj!! Potrzeba więcej żaru!!” ponaglał gromkim głosem kowal.
Podwoiłem
wysiłki i jeszcze energiczniej zacząłem ciągnąć za rzemienie przytwierdzone do
dwóch wielkich miechów.
Żar bijący
od paleniska skręcał mi włoski na rękach, a po twarzy ciekły mi strużki potu.
Po chwili
kazał mi przestać i wyjął szczypcami rozpalony do białości kawał metalu.
„Teraz weź
młot, i będziemy kuć na zmianę. Ja zaczynam, potem ty. Kuj, jakbyś chciał w to
włożyć całą duszę, inaczej nic z tego nie będzie. Zrozumiałeś?” powiedział
Janson kładąc rozpaloną bezkształtną bryłę na wielkim kowadle.
Skinąłem
głową. Trzy tygodnie kucia rudy powoli zaczęły przynosić efekty.
Klang.. Klang.. Klang.. Klang…
Odgłos
miarowych uderzeń młotów wypełnił kuźnię po brzegi.
Metal
opornie poddawał się naszym uderzeniom więc Janson co chwilę rozgrzewał bryłę
by łatwiej dawała się formować.
To właśnie
po ten surowiec pojechałem do byłej posiadłości Goldburga.
Mithrill.
Iwan
wypatrzył go gdy przeszukiwali dom w poszukiwaniu dowodów na przestępczą
działalność Goldburga. Gdy tylko wygrał
zakład, zrobił co mógł by tylko ten kruszec mógł trafić w ręce Jansona…
„A.. co my
właściwie robimy?” spytałem z ciekawością podczas chwili przerwy.
„Na
razie blachę..” powiedział z przekorą
Janson.
„Ech.. wiesz
o co mi chodzi..”
„Naramiennik.”
Uściślił kowal wciąż bawiąc się dobrze moją niewiedzą.
„Dobra.. Jak
nie chcesz mówić to..” zacząłem się niecierpliwić.
„Ej.. nie
unoś się.. Już tłumaczę..” przerwał mi Janson z uśmiechem.
Choćbym
chciał to nie mógłbym się na niego gniewać dłużej niż sekundę..
„Zrobimy
naramiennik, połączony z ochraniaczem na przedramię i nadgarstek. Coś jak
rękaw, ale tylko od zewnątrz żeby nie krępował ruchów. Będzie połączony z
półpancerzykiem.”
„Z czym?”
„Półpancerz.
Taka niby zbroja, ale lekka i nie krępująca ruchów..” wyjaśnił.
„ I to też
zrobimy?” spytałem nieśmiało przeczuwając więcej kucia i dmuchania...
„No a co
myślałeś?” spytał Janson unosząc brew.
„Do tego
ochraniacze na uda i nagolenniki..”
Jeszcze więcej kucia i
dmuchania.. przemknęło
mi przez głowę…
„Ooch.. nie
martw się tym tak bardzo.. Najgorzej wstępnie przygotować materiał, potem
poradzę sobie sam..” dodał Janson uspokajając mnie.
„A w
zasadzie to nawet wolę pracować sam.. Wiesz.. Tajemnice Kowalskie.” Powiedział mrugając do mnie i szturchając
lekko łokciem.
Co do.. Tajemnic.. to mam ciut inne
wspomnienia.. Mam tylko nadzieję że
Tajemnice Jansona nie są fioletowe.. pomyślałem trochę się przy tym
czerwieniąc.
„A dlaczego
tak się podniecacie tym metalem? Iwan podobno o mało co nie wpadł w berserk ze
szczęścia jak to zobaczył…” zapytałem z ciekawości starając się ukryć
zakłopotanie.
„Mithrill to
baaardzo rzadki metal..” powiedział Janson.
„Jego rudę
można znaleźć jedynie w głębokich poziomach Dungeonu, a tam mój drogi, Smoki to
najmniejsze zmartwienie..” powiedział z trwogą w głosie.
„Musi być
bardzo drogi..” powiedziałem.
„A myślisz
ze niby czemu Iwana topór wyceniono na sto siedemdziesiąt milionów Valis?!”
„Sto
siedemdziesiąt pięć..” dodałem automatycznie powtarzając za krasnoludem…
„To i tak
zaniżona kwota moim skromnym zdaniem..” powiedział Janson.
„Choć
Mithrillu jest tam więcej niż w lasce Riverii..” dodał.
„Jakiej
lasce..?!” spytałem zdziwiony.
„Magna
Alf..” powiedział z wręcz nabożną czcią Janson.
„Najpiękniejsza
i najpotężniejsza laska maga jaką do tej pory stworzono..”
Oczy Jansona
nagle zrobiły się wielkie i okrągłe na samą myśl o szczytach sztuki
kowalskiej..
„Sam koszt
laski, bez magicznych kamieni które w niej tkwią, to.. trzysta czterdzieści
milionów Valis..”
Nogi się
pode mną ugięły gdy usłyszałem cenę..
„Oczywiście
to nie tylko wartość surowca..” dodał szybko Janson.
„Jakość
wykonania.. Umagicznienie, to wszystko się sumuje.. Ale dzięki tej lasce
Riveria naprawdę może rozpętać prawdziwe piekło na ziemi..”
Patrzyłem na
niego oniemiały, a potem na coraz bardziej płaską bryłę metalu grzejącą się z
wolna w palenisku..
„Janson.. to
ile jest warte .. to..?” spytałem pokazując palcem na nasz metal.
„Och..
Niezbyt wiele wbrew pozorom..” powiedział zerkając na palenisko.
„Mithrill
ciężko się kształtuje więc tylko kowale z umiejętnością Forge mogą cokolwiek z niego zrobić, dlatego nabiera wartości
dopiero jako gotowy przedmiot..” powiedział z roztargnieniem..
„Jednak
wydaje mi się że nawet za surową bryłę tej wagi moglibyśmy dostać ze sto
trzydzieści milionów..” dodał od niechcenia..
Szczęka mi
opadła.
Sto
trzydzieści milionów Valis leżało sobie spokojnie w palenisku przede mną
czekając, aż rozgrzejemy je do białości i zaczniemy walić młotami…
„W takim
razie ta zbroja będzie warta..”
„Prawie tyle
co Iwanowy topór.. A mam nadzieję że nawet więcej..” powiedział z dumą Janson.
Ale żeby to
miało sens, musimy wziąć się do pracy.” Powiedział i znów zagonił mnie do pracy
miechami…
…***…
Dwóch
krasnoludów szło ostrożnie wąskim tunelem trzymając w rękach magiczne lampy.
Szukali
oznak jakiejkolwiek dziwnej działalności, jednak wszystko zdawało się być
normalne.
Woda leniwie
sączyła się ciurkiem po spągu, a jej szmer to jedyne co dało się słyszeć poza
cichymi krokami i oddechami podróżników.
Dotarli do
końca tunelu.
Gładka,
srebrno-czarna skała ucinała jak nożem nieregularny obrys ścian.
„No.. I tak
to wygląda..” powiedział szeptem Kursag.
Iwan
ostrożnie badał przodek.
Pukał
trzonkiem topora, starał się zarysować ścianę ostrzem, ale nic.. nic nie
pozostawiło nawet śladu..
„Próbowaliście
to wysadzić..” Iwan raczej stwierdził niż zapytał.
„No tak..
Próbowalimy..” powiedział Kursag.
„I nic..”
dodał.
„Nic?”
„Nic.”
Potwierdził starzec.
„Pięć paczek
na raz, i nawet rysy..” powiedział.
„To musi być
jakaś magiczna ściana..” dodał.
„Albo
Durandall..” mruknął Iwan.
„Na jedno
wychodzi..” żachnął się Kursag.
„W dodatku
nie da się tego obejść.. Ani z góry, a ni z dołu czy z boków.. próbowalimy
wszystkiego..” powiedział.
„I dobrze że
się nie dało..” stwierdził Iwan odsuwając się od ściany.
„Hę?!”
„Przynajmniej
żyjecie..” powiedział.
„Ze niby..”
Kursag prawie otwarł usta ze zdziwienia..
„Tak.. To
Dungeon. Niski poziom. Jest w środku tej góry a wyście się dokopali z boku..”
powiedział Iwan.
„Na
szczęście zamknął to przejście więc nic się tam nie dostanie ani nie wylezie ze
środka.. ale..”
„Ale co?”
„Ale to
znaczy że niespotykana groza ma leże w tych górach..”
„Jaka groza?
O czym mówisz?”
„Dungeon to
siedlisko potworów. Wylęgarnia bestii. Nieskończonych ilości bestii..”
„Nieskończonych..?”
Kursagowi zaschło w gardle ze strachu..
„Tak..
Nieskończonych..” powiedział Iwan.
„Co
wyczyścisz jakiś poziom to parę dni później znów jest pełen potworów.. Wyłażą
ze ścian, ze stropów.. Zewsząd..”
powiedział.
„Poszukiwacze
przygód w Orario się cieszą, bo dzięki temu mogą w nieskończoność walczyć i
zdobywać doświadczenie.. Jednak tutaj..” Iwan zawiesił głos na chwilę..
„Tutaj nie
ma poszukiwaczy przygód.. Jeśli ktoś trafi na wejście – zginie..” powiedział
zwieszając głowę.
„Heee..
Iwan.. a czy w Dungeonie też zawsze tak się dzieje?” spytał Kursag pokazując
jednocześnie drżącym palcem na korytarz którym właśnie przyszli..
„BIEGIEM!!..”
krzyknął Iwan popychając jednocześnie Kursaga w kierunku wyjścia.
Pędzili na
złamanie karku potykając się co chwila o nierówności spągu, gdy wreszcie
dotarli do dużej jaskini w której założyli ostatni obóz, a za nimi, coraz
szybciej kurczące się ściany zamknęły z
głuchym trzaskiem korytarz.
Co najgorsze,
reszta tuneli również była zamknięta.
„Niech to
szlag.. To pułapka!!” powiedział Iwan rozglądając się dokoła.
Jedynie
tunel którym przyszli wciąż był otwarty, jednak..
„Niemożliwe..”
szepnął Iwan.
„Stój za mną
i nie wychylaj nosa. Jak cię draśnie to po tobie..”
„Iwan.. co
to jest..?” Głos Kursaga drżał ze zdenerwowania.
„Spikecat..”
szepnął Iwan..
„Bestia?”
spytał Kursag.
„Coś jak
skrzyżowanie lwa z jeżozwierzem.. Lew z kolcami zamiast grzywy..” wyjaśnił Iwan.
„Jeszcze nas
nie widzi, ale to kwestia czasu zanim wyczuje..” dodał.
„Groźny?” ..
sądząc po tonie głosu Kursag wręcz błagał by odpowiedź była przecząca..
„Dla ciebie
śmiertelnie..” Iwan brutalnie stłamsił
jego nadzieje.
„Potrafi
strzelać tymi kolcami, więc zawsze, ale to zawsze masz być za mną albo dobrze
ukryty..” szepnął Iwan rozglądając się za jakąś niszą czy kolumną gdzie mógł
schronić przyjaciela.
Problem w
tym, że Spikecat jest dość dobrze chroniony..
Jego ostre
potężne kły potrafią przebić nawet ciężką zbroję a grzywa z kolców skutecznie
chroni przed atakiem z boku czy od przodu.. Jedyne wyjście to zajść go od tyłu,
ale wtedy..
„Chyba
odchodzi..” powiedział szeptem Kursag.
„Wyczuł nas
cholera..” mruknął Iwan.
„Trzymaj się
moich pleców i nawet czubka brody nie wychylaj..” dodał.
Zaczęli się
wolno posuwać w stronę wyjścia. Kryjąc się w cieniu na ile się dało, krok za
krokiem szli w przylepieni wręcz do ściany jaskini. Iwan dostrzegł że bestia,
choć wciąż obrócona tyłem, kątem oka bacznie obserwuje otoczenie.
„Cholera..
jak strzeli to po nas..” powiedział szeptem Iwan.
„Przecież
jest tyłem .. niby jak..?”
„No
właśnie.. Jak ktoś atakuje z przodu to ma zęby i pazury, a igłami atakuje w tył
i na boki..” powiedział Iwan.
„W dodatku
to bydle ma chyba oczy w dupie..” dodał widząc jak Spikecat znów ustawił się tyłem do nich.
Dużo bym dał za Skupienie młodego.. pomyślał Iwan starając się
wymyślić jakiś sposób na pokonanie bestii.
Spikecat sam
w sobie nie był problemem. Iwan nie raz miał z nimi do czynienia. Jednak nigdy
nie miał do ochrony nikogo bez Falny.. Znaczy.. Nikogo poza Mari, ale Ona
raczej nie potrzebowała ochrony..
Szybkim
ruchem zdjął z ramion plecak i odwrócił się do Kursaga.
„Siadaj.”
Powiedział twardym głosem jednocześnie odwracając go plecami do zagrożenia.
Jako że
Kursag też niósł swój plecak wciąż na ramionach, Iwan po prostu położył swój
plecak na jego tworząc tymczasową ochronę.
„Ani mi
drgnij..” pogroził mu palcem i splunął w dłonie.
Złapał za
trzonek topora i machnął nim szeroko.
Srebrny łuk
okraszony czerwienią rozbłysnął w ciemnej jaskini.
Potwór
odwrócił głowę zerkając na niego. Iwan dostrzegł błysk w jego oku.
Iwan ruszył
biegiem.
Klął pod
nosem na całą tą sytuację.
Nie powinien
zabierać Kursaga.
Starzeję się.. mruknął pod nosem po czym
przyspieszył kroku.
Spikecat
obrócił się do niego tyłem po czym wystrzelił salwę kolców.
Iwan
wyskoczył wysoko w powietrze odbijając jednocześnie kilka z nich po czym
kończąc salto wylądował miękko przed bestią.
„Niespodzianka..”
mruknął po czym rozpłatał mu łeb toporem.
Chmura pyłu
przesłoniła na chwilę otoczenie, a gdy opadła Iwana aż zmroziło.
Wielkie
czerwone oko War Shadow`a unosiło się tuż nad schowanym za plecakami
Kursagiem..
Nie wiele
myśląc Iwan rzucił toporem po czym puścił się pędem w jego kierunku.
ZZZzzzzzziiiinggg!
Następna chmura
pyłu przesłoniła świat po czym oczom Kursaga ukazał się Iwan z toporem w ręce.
Błyskawicznym
ruchem rozdarł mu lewą nogawkę spodni aż do pasa.
„Niech to
szlag!! ..” zaklął po czym wzniósł topór
nad głowę.
Zing!!
Błysk srebra
okraszonego czerwienią był ostatnim co zobaczył Kursag.
…***…
Znowu mam robić za manekina.. myślałem po drodze do kuźni.
Już tydzień
minął odkąd przekuliśmy rudę Mithrillu w materiał nadający się do dalszej
obróbki i.. szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem.
Janson
zamykał się w kuźni i do późna w nocy klepał i stukał, by następnego dnia
powiesić na mnie następny element…
Dopasowanie
było.. wręcz idealne. Praktycznie nie
czułem wagi ani mocowania.. Mógłbym się w tym położyć spać a czułbym się jak w
piżamie…
Dziś
dopasowujemy ostatni element.. Pancerzyk.
„Heeej!!
Gotowy na przymiarkę?” Zawołał od progu
Janson.
Po jego
czerwonych oczach widać było ze nie spał całą noc.
Zrobiło mi
się go żal. Widać było że całkiem go to pochłonęło, ale przecież nie ma noża na
gardle.. Może to sprzedać kiedykolwiek…
Jednak nie
chcąc go rozczarować zacząłem zakładać poszczególne elementy zbroi.
Jako że
przez cały tydzień po trzy razy dziennie ubierałem się i rozbierałem w te
blachy, dziś poszło mi równie szybko jak wczoraj.
„To
przymierzmy ten pancerzyk..” powiedział Janson podając mi lekko wypukły
napierśnik połączony z ochroną pleców kilkoma skórzanymi troczkami.
Założyłem go
przez głowę i a potem sięgnąłem ręką do boków.
Bez problemu
dosięgnąłem mocowań i zapiąłem je kilkoma płynnymi ruchami.
„I jak?”
spytał Janson.
„Jest wręcz
idealnie..” powiedziałem sprawdzając czy nie ogranicza ruchów, po czym
odsunąwszy się na kilka kroków zrobiłem salto w tył.
„No.. I o to
chodziło!!” powiedział, po czym z nienacka przywalił we mnie trzymanym za
plecami ciężkim młotem…
Dostałem
prosto w pierś, ale praktycznie nie odczułem tego uderzenia.
Raczej coś
jakby .. nieuprzejmy niecierpliwiec szturchnął mnie w kolejce do straganu..
odepchnęło mnie może na pół kroku i tyle…
„Łał.. To
jest .. Mega super!!” powiedziałem podniecony jego kunsztem.
„No.. To
fajnie.” Powiedział zmęczonym głosem.
„Niech ci
służy. Tylko nie zepsuj. Po wyjściu z kuźni reklamacji nie uwzględnia się. A
teraz jeśli pozwolisz pójdę się w końcu kimnąć..” powiedział, po czym zniknął
za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.
Zostawił
mnie samego z otwartymi ustami i głową pełną galopujących myśli…
…***…
Gdy wróciłem
do siebie nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Oglądałem się w lustrze z każdej
strony, a potem zdjąłem zbroję i zacząłem uważnie badać jej każdy element. Było
w niej coś.. dziwnego, choć jeszcze nie wiedziałem co…
Mimo że
dobrze ją znałem bo sam pomagałem ją wykuwać, to jednak ostatecznego kształtu
nabrała pod młotem Jansona, który jakby przelał w nią cząstkę siebie.
Nie sądziłem
że to zbroja dla mnie.. Myślałem że tylko służę pomocą.. że Janson potrzebował
kogoś, na kim mógł sprawdzać pasowanie części i końcowy efekt..
Co prawda
kiedyś tam napomknął że przydała by mi się jakaś ochrona, ale ja nawet nie
podchwyciłem tego tematu, bo nie stać by mnie było nawet na rękawicę…
Gdy teraz
tak o tym pomyślę, to widzę że wybrałem się w tą podróż z Iwanem kompletnie
nieprzygotowany. Ot, jedziemy sobie na przejażdżkę.. Czy to nie fajna przygoda?
Pytałem się
Iwana co powinienem zabrać, ale ten tylko machnął ręką.
„Nie bier dużo, bo kto to bydzie
nosić. Gacie se weź na zmiane i kosule, cobyś w jednyj cały cos nie chodził i
tyle..” mówił zajęty
przygotowaniami.
Jakoś przez
głowę mi nie przeszło że mogę w ogóle potrzebować jakieś pieniądze.. Oczywiście
wziąłem te kilkaset valis które miałem zaoszczędzone po sprzedaży żywego
inwentarza, ale nawet nie podejrzewałem że to może nie wystarczyć. Jednak gdy
tylko stanęliśmy pierwszy raz w karczmie Na Rozstajach, zrozumiałem jaka
przepaść dzieli życie w malutkiej wiosce od życia w mieście.. To, co miałem w kieszeni z ledwością
starczyło by na kolację w karczmie, a i to raptem tylko dla jednej osoby. Gdyby nie Iwan, już dawno bym z głodu
zginął. Pomyślałem.
Choć z
drugiej strony.. Również dzięki mnie, w naszej Bazie na Rozstajach mamy w sejfie dość sporą sumkę ze sprzedaży
magicznych kryształów, tak jak i tutaj, w depozycie złożyliśmy kilkadziesiąt
tysięcy uzyskanych za kryształy z Ravenpick.. Jednak Janson porównywał tą
zbroję do Iwanowego topora.. a to dalece wykraczało poza nasze możliwości.
Będę musiał
o tym z nim porozmawiać.. Przecież nie mogę przyjąć tak drogiego prezentu ot
tak sobie…
Z drugiej
strony.. Im dłużej trzymałem tą zbroję w dłoniach, tym bardziej byłem nią
zafascynowany.
Deep Shadow… szepnąłem przeczytawszy
inskrypcję na wewnętrznej stronie napierśnika, tuż nad podpisem Jansona i datą
wykonania..
Dziwna
nazwa.. kompletnie nie pasująca do tej, w sumie przecież nawet dość jasnej
zbroi..
Przypomniało
mi się jak Janson co rusz dosypywał różnych specyfików do ognia gdy
przekuwaliśmy rudę. Był przy tym tak skupiony i ostrożny, że aż bałem się
zapytać.. kilka dni później wytłumaczył mi, że dzięki temu mógł delikatnie
modyfikować właściwości materiału. Jednak.. Końcowy efekt jest zaskakujący.
Gdy
przymierzałem zbroję i jej poszczególne elementy w kuźni to tego nie widziałem.
Jeszcze chwilę temu byłem tak przejęty całą tą sytuacją, że też nie dostrzegłem,
jednak teraz, gdy ochłonąłem i zacząłem się uważniej przyglądać, coraz więcej
szczegółów przykuwało moją uwagę.
Przede
wszystkim ta zbroja była matowa i lekko szarawa co było dziwne, gdyż wszystkie
moje wyobrażenia o zbrojach przywodziły
na myśl błyszczące, wypolerowane blachy, wręcz lśniące w promieniach słońca..
Ta, nie dość że słabo odbijała światło, to
jeszcze zdawała się ciemnieć gdy ją zakładałem. Do tego stopnia, że gdy
stanąłem w rogu pokoju zdawałem się zlewać z otoczeniem..
„Deep Shadow..” pomyślałem gdy patrzyłem
na siebie w lustrze.
Nawet pomimo
tego że wciąż było widno, z ledwością rozpoznawałem swoją postać. Nawet
odrobina cienia wokół mnie powodowała że trudno mnie było dostrzec.. Jakby
zbroja sama emanowała ciemnością kryjąc mnie przed światem..
Nagle
przypomniałem sobie swoją rozmowę z Jansonem o Mithrillu.
Powiedział
mi wtedy, ze to nie trudność w wydobyciu powoduje że jest tak drogi, ale jego
właściwości. A szczególnie..
…***…
„Podatność
na magię..” powiedział Janson polerując jeden z elementów zbroi.
„Widzisz.. Mithrill
to bardzo lekki materiał, a jednocześnie tak wytrzymały, że gdyby zrobić zbroję
ze stali o podobnych właściwościach, użytkownik praktycznie nie mógłby się
ruszać.. Jednak to podatność na magię tak naprawdę czyni z niego tak cudowny
materiał.”
„W dalszym
ciągu nie wiem o co z tą magią chodzi..” powiedziałem.
„Moonlight
Shadow, miecz pożyczony od Iwana też podobno jest z Mithrillu a jednak nie
czuję nic gdy używam magii.” Dodałem.
„Bo
widzisz.. Do tworzenia przedmiotów z Mithrillu potrzebna jest umiejętność Forge.” Powiedział Janson.
„Otwiera ona
coś jakby specjalny.. kanał.. którym kowal może transferować do przedmiotu
część swojej many, i dzięki niej zmieniać i modyfikować jego właściwości.”
Przerwał na
chwilę, by zebrać myśli.
„Zależnie od
zręczności kowala, a także jego poziomu i wiedzy, może on nadawać prawie że
dowolne właściwości tworzonym przedmiotom. Najwyższa z nich, Niezniszczalność, znana też jako Durandall, jest dostępna tylko dla
najwyższych poziomem kowali. By wytworzyć przedmiot z tym atrybutem potrzeba
całej masy many, czasu i zdolności mistrzowskich..” Oczy Jansona na chwilę
zaszły mgłą, jakby wyglądał przez okno a przed jego oczami rozpościerał się
zupełnie nieznany, cudowny świat…
„Dla mnie to
niestety nie osiągalny poziom..” powiedział jednak otrząsając się z marzeń.
Zrobiło mi
się trochę przykro, bo uzmysłowiłem sobie, jak wiele poświęcił wybierając życie
na prowincji…
„Ale to nie
znaczy że nie potrafię robić wyśmienitych zbroi!” powiedział z pewnością
siebie.
„Mithrill ma
to do siebie, ze potrafi przechowywać, absorbować i przewodzić magię.” Zaczął
mi tłumaczyć.
„Twój Moonlight Shadow został wykuty przez
wspaniałego Elfiego mistrza sztuki kowalskiej, a w jego strukturze zakodowane
jest obwarowanie, że całą swoją moc ukarze dopiero pod dotykiem dłoni Elfa..
Więc choć świetny, w Twoich dłoniach nie rozwinie skrzydeł..” powiedział.
„Nie
mógłbyś.. no wiesz.. Zmienić tej właściwości?” Zapytałem nieśmiało.
„Mógłbym..
ale to by oznaczało praktycznie przekucie miecza na nowo, a nie miałbym szans
zaszczepić w nim takich samych właściwości jakie posiada obecnie..”
„A.. czym one
są?” zapytałem z ciekawością.
„Nie mam
bladego pojęcia..” odparł Janson.
„Na pewno ma
atrybut Durandall. Widać to po każdym, choćby i najbardziej intensywnym
treningu..” powiedział w zamyśleniu.
„I na pewno
przewodzi magię, jak każda rzecz wykonana z Mithrillu..” dodał.
„Jednak..
Nie mogę odkryć jego innych cech, bo są zarezerwowane wyłącznie dla Elfów…”
Trochę mi
zrzedła mina.. Przez chwilę miałem nadzieję że uda się odblokować jakieś ukryte
bonusy dla tego miecza..
Janson chyba
to dostrzegł, bo powiedział:
„Nie
przejmuj się. Zrobię ci miecz dopasowany specjalnie do ciebie..”
Serce aż
zabiło mi mocniej, jednak miałem co do tego małe obawy..
„Ale..
wiesz.. mnie nie stać na takie cuda..” powiedziałem zwieszając głowę.
„Jeden miecz
mnie nie zrujnuje. Przynajmniej przypomnę sobie jak to jest kuć oręż zamiast
podkuwać stare chabety..”
Dam głowę że
nawet z tej odległości dało się słyszeć dochodzące ze stajni pełne pogardy
parsknięcie.. Coś czuję że Janson nie
będzie mógł liczyć na komfortową przejażdżkę jak co do czego przyjdzie..
Pomyślałem i uśmiechnąłem się w duchu.
Tak czy
inaczej.. Janson miał zamiar wykuć mi miecz!!
Oczy mi
zabłysły jakby ktoś zaświecił mi w ucho latarnią.
Już miałem
poprosić go o jakieś wypasione ostrze.. Oczyma wyobraźni widziałem siebie z
pięknym, wysadzanym drogimi kamieniami Sexcaliburem czy Wyszczerbcem w ręce,
gdy Janson uspokoił mnie ruchem dłoni.
„Jeszcze nie
teraz..” powiedział spokojnie, choć w kąciku oka zabłysła mu iskierka przekory
gdy zobaczył moje podniecenie.
„Najpierw muszę
skończyć zbroję. Klient czeka, a obiecałem że będzie na cito..”
„Na szczęście wiem czego ci trzeba i gwarantuję że się nie
zawiedziesz..” dodał z mrugnięciem oka.
Uśmiechnąłem się niepewnie i podziękowałem, choć nie byłem do
końca przekonany.. Niespodzianki z reguły bywają nietrafione. Przynajmniej
takie było moje dotychczasowe doświadczenie..
…***…
Klient czeka..
Właśnie tym kompletnie mnie zmylił, i od tamtego momentu byłem
przeświadczony że ta zbroja jest na jakieś specjalne zamówienie..
Co w sumie było prawdą.
Wieczorem zebraliśmy się wszyscy w kuźni żeby zaprezentować dzieło
Jansona.
Stałem w bezruchu w kącie i czekałem aż wszyscy wejdą.
Devana ani Ilsa nie dostrzegły mnie wcale. Olaf dopiero po
dłuższej chwili uśmiechnął się szeroko,
ale nie dał poznać po sobie że wie gdzie jestem.
„No i jak? Co myślicie?” spytał Janson.
„A co mamy myśleć, jak nic nie pokazałeś?” zapytała Ilsa.
„A w ogóle to gdzie jest..
..O!.. Blake..” jej głos przybrał ton totalnego zaskoczenia gdy
wyszedłem z cienia.
„Niezłe wejście..” powiedziała kwaśno Devana
„Takie.. Dramatyczne..” dodała.
„Chcieliśmy się przekonać co ta zbroja potrafi.. i chyba się
udało” powiedział Janson.
„Jak najbardziej.” Powiedział poważnie Olaf.
„Najpierw zlokalizowałem cię po oddechu..” dodał.
„Przecież umyłem zęby..” powiedziałem trochę speszony i chuchnąłem
na dłoń żeby sprawdzić czy przypadkiem mi nie jedzie..”
„Usłyszałem jak dyszysz z podniecenia..” wyjaśnił Olaf ze
śmiechem.
Odetchnąłem z ulgą, ale mleko się rozlało i przez kilka chwil
musiałem słuchać docinek i uszczypliwych uwag…
„Ale wiesz Janson..” zaczęła Devana obchodząc mnie wkoło, „Mówiąc
o Zbroi miałam na myśli coś
bardziej.. no wiesz.. Chroniącego...”
powiedziała głosem który normalnie byłby wstępem do reklamacji…
„Aaa..!! Coś w ten deseń?”
zapytał Janson pokazując stojącą w kącie starą pełną zbroję turniejową.
„Może nie do końca..” zaczęła Devana „ ale to przynajmniej nie
wygląda jak kilka blaszek powiązanych rzemieniami..” dokończyła z przekąsem.
„W dodatku nawet jej nie wypolerowałeś!” dodała po sekundzie.
„Wierz mi Devana.. Ta zbroja lśniła się jak psu jajca jak ją dałem
Blake`owi.” Powiedział Janson.
„No to czemu teraz wygląda jakby wyciągnąć ją z babcinej szafy po
stu latach zbierania kurzu?!” Devana nie dawała za wygraną.
„Blake`a się zapytaj..” powiedział Janson wzruszając ramionami.
„Nie powiesz mi że tak zapuścił zbroję w kilka godzin..”
„Nie.. Ale sam chciał żeby tak wyglądała..” odparł z prostotą
Janson.
Sam chciałem?!.. O czym on…
„Goibniu nie chciał mnie stracić, bo mam taką umiejętność..”
zaczął Janson.
„Jak to się ma do tego.. czegoś?”
Devana wyglądała na .. co najmniej zdegustowaną.
„Jak powiedziałem.. Mam taką umiejętność że .. potrafię łączyć
przedmioty z właścicielami..”
„Trochę niezbyt rozumiem ..” zaczęła niepewnie Devana.
„Widzisz.. Z reguły kowal robi przedmiot według zamówienia
klienta..’ zaczął wyjaśniać Janson.
„Ja robię przedmiot, który Pasuje
do klienta..”
„Pasuje?..” zdziwiła się Ilsa.
„To jakbym zamówiła u szewca szpilki, a ten mi zrobił sandały, bo
mi bardziej pasują..”.. powiedziała zaskoczona i.. poddenerwowana zarazem.
„Nie do końca tak..” odparł Janson.
„Jak Iwanowy topór, który rozpoznaje jego manę i tylko w jego
rękach jest coś wart, tak twoje szpilki były by szpilkami tylko dla Ciebie..
Pod warunkiem oczywiście, że Twoja Mana też tego chce…”zaczął wyjaśniać Janson.
„Dzięki mojej umiejętności, potrafię pozostawić w materiale
otwarte kanały którymi popłynie Mana właściciela zmieniając w ograniczonym
zakresie właściwości produktu finalnego..”
„A co to dokładnie oznacza? Wersję dla laików poproszę..”
powiedziała Devana.
„Blake tego właśnie chciał.” Odparł z prostotą.
„ Widać chciał być zwyczajny, nie chciał się wyróżniać i
najlepiej.. ukryć w cieniu..”
Nic nie opisze wrażenia jakie pozostawiły jego słowa.
Mnie wręcz zatkało, bo jeszcze nie spotkałem się z tak trafnym i
zwięzłym opisem..
Devana Patrzyła na Jansona ze wzrokiem który mówił „Co mi tu próbujesz wcisnąć..?!” a Ilsa
tylko spojrzała na mnie z politowaniem.
Jedynie Olaf wykazał jakiekolwiek zainteresowanie..
„Czyli że podświadomie udało ci się wyzwolić całkiem przydatną
właściwość..!!!” powiedział oglądając mnie z każdej strony.
„Właściwość?!!” spytała wzburzona Devana.
„Toż to wygląda jak jakieś.. No nie wiem..” nie mogła znaleźć
słów.
„Devana.. Proszę..” zacząłem łagodnie żeby ją trochę uspokoić.
„Ja jestem zachwycony.. Dla mnie jest.. Jest .. Cudowna!!”
powiedziałem głośno nie wytrzymując napięcia jakie się we mnie wzbierało
To była najszczersza prawda.
Owszem. Sam byłem zdziwiony tą nagłą przemianą zbroi, gdy w
zaciszu swego pokoiku na poddaszu zacząłem się przeglądać w lustrze.
Gdy wreszcie dotarło do mnie że jest dla mnie, że jest moja.. to
serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Trzymałem ją w dłoniach i nie
posiadałem się ze szczęścia. Jednak gdy znów ją założyłem i stanąłem przed
lustrem, jej blask mnie trochę przytłoczył. Wyglądało to jakby zbroja stała tam
sama, powieszona na jakimś wieszaku z czarnego aksamitu który zlewając się z
tłem znikał…
Jednak po chwili jej naturalny blask zaczął blednąć, by po
niedługim czasie zacząć upodabniać się do otoczenia.
Patrzyłem na ten spektakl zafascynowany jego efektem i nie mogłem
uwierzyć oczom.
Przeciągałem dłońmi po elementach zbroi sprawdzając, czy nie stało
się coś złego i nie zaśniedziała czy coś.. Jednak nie.. Metal był wciąż gładki,
choć pod dotykiem sprawiał wrażenie jakby.. ciepłego i.. miękkiego.
Trochę się wystraszyłem.. Zdjąłem ją i zacząłem polerować, tak,
jak mi Janson pokazał, jednak .. czego bym nie zrobił, efekt wciąż był ten sam.
Co prawda metal nadal był błyszczący, jednak gdy tylko brałem go
do ręki to ciemniał i matowiał..
Co ja powiem Jansonowi jak mnie zobaczy.. myślałem ze strachem, bo
za nic nie potrafiłem przywrócić zbroi jej pierwotnego blasku..
…***…
Janson oparł się plecami o drzwi i o mało nie osunął na ziemię.
Był kompletnie wycieńczony.
Jak przez mgłę słyszał dochodzące z kuźni jęki zachwytu chłopaka..
W końcu to zrobił. Udało mu się. W dodatku ominął ograniczenia …
Było mu trochę żal chłopaka.. Tak go wykorzystał.. Ale bez tego by
się nie powiodło. Jednak było warto. Naprawdę.. Było warto.
Teraz musi iść spać żeby zregenerować siły przed następnym
wyzwaniem.
Ale teraz już wie jak..
Poznał klucz który otwiera zamknięte wcześniej przed nim drzwi…
„Pamiętaj Janson.. To nie poziom
czyni z kowala mistrza. To serce które wkłada w swoją pracę..”
Takimi słowami żegnał go Lord Goibniu, błogosławiąc na drogę.
Serce.. przemknęło mu przez głowę po
czym osunął się na ziemię jak szmaciana lalka.
Klarysa znalazła męża pogrążonego w głębokim śnie pod drzwiami do
kuźni. Westchnęła, po czym sięgnęła za pazuchę i wyjęła niedużą fiolkę z
niebieskawym płynem. Odkorkowała i wlała mu kilka kropel pomiędzy rozchylone
delikatnie wargi.
Kiedyś się wykończysz głuptasie.. pomyślała patrząc na niego z
czułością.
Wstała z klęczek i zdjąwszy wiszący koło drzwi gruby skórzany
kowalski fartuch okryła go nim.
Za kilka godzin się obudzi, więc wiedziona doświadczeniem Klarysa
ruszyła żwawo do kuchni.
Co jak co, ale placki ziemniaczane z gulaszem w sosie grzybowym
zawsze stawiały jej męża na nogi..
…***…
Minęły dwa
tygodnie... Praktycznie nie widywałem Jansona w tym czasie.
Ta zbroja
musiała go naprawdę mocno wyczerpać, bo Klarysa mówiła że spał przez trzy dni a
teraz odrabia zaległości..
Nawet nie
prosił mnie już o pomoc przy miechach..
Czułem się
winny, bo to w końcu moja zbroja tak go wyczerpała…
Z Devaną też
praktycznie się nie widziałem.
Od czasu
prezentacji zbroi cały czas wertowała zawzięcie księgi w bibliotece w
poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek.
Odkąd
powiedziałem jej o Elfich Legendach, postawiła sobie za cel znalezienie odpowiedzi..
Iwan w
kopalni, Devana w Bibliotece, Darren u Mabbet.. Wszyscy coś robią, a ja..?
Tylko snuję się po ulicach w swoim nowym pancerzu, a ludzie i tak jakby mnie
nie zauważali.
Wygląda na
to że euforia po mojej walce zgasła jak świeczka…
Jedynie Olaf
dotrzymywał mi towarzystwa.
Ze trzy razy
zrobiliśmy sobie mały sparring, ale szybko okazało się że to poroniony pomysł.
Gdy
walczyliśmy na pięści, moja klasa wagowa była o wiele za niska i zwyczajnie nie
dawałem rady.. Choć Olaf nie mógł mnie powalić ze względu na szybkość, to ja
mogłem go sobie okładać pięściami a i tak wywołałbym co najwyżej swędzenie..
Za to gdyby
użyć jakichkolwiek broni to moglibyśmy się pozabijać więc… Olaf zaczął mnie
uczyć runów…
Nie było to AŻ tak trudne jak początkowo mi się
wydawało, to choć Olaf twierdził że jest zszokowany moimi postępami, ja jednak
kładłem to na karb jego wręcz boskiej cierpliwości…
Oczywiście
świat Runów jest tak bogaty, że podobno nawet najlepsi profesorowie mają
problem z odczytaniem niektórych tekstów, jednak dzięki Olafowi dostrzegłem
pewien klucz, wzór dzięki któremu czasem udawało mi się odczytać nawet takie
runy z którymi nie miałem wcześniej kontaktu..
Oczywiście
nie działało to w każdym przypadku, jednak znacząco przyspieszyło naukę…
Jednak
pierwszym czego się nauczyłem było
odczytywanie Statusu.
Olafa Status
był ukryty, więc za pomocą dwóch luster starałem się odcyfrować swój Status.
Po kilku
próbach zapamiętałem poszczególne runy i byłem w stanie sam odczytać mój
poziom..
W dodatku
dostałem od Olafa taką małą książeczkę.. W Koine
tytuł brzmiał „Podstawy runów” .. za
to w piśmie runicznym..
„Olaf.. coś
mi tu nie leży składnia.. Nie znam tych runów, ale to chyba nie jest dokładnie
przetłumaczone..” powiedziałem do mojego nauczyciela zastanawiając się nad tym
dziwnym układem sylab runicznych.
„Oczywiście
że nie jest. Dobrze że zauważyłeś..” pochwalił mnie Olaf.
„To w takim
razie co one oznaczają i dlaczego się tak różnią od tłumaczenia?” pytałem
zdziwiony.
„A.. tego
właśnie nie mogę ci powiedzieć..” odparł Olaf.
„Żeby to
odcyfrować, musisz się przyłożyć i nauczyć tego co jest w tej książce. A ten
tytuł będzie .. jakby twoim testem..” wyjaśnił.
Przyszedłem
do niego po dwóch dniach i nie przespanych nocach.
„Runy dla opornych. A dalej drobnym
drukiem: Gratulacje. Nauczyłeś się
podstaw więc możesz mnie oddać następnemu przedszkolakowi..”
„Hahaha!!
Brawo!!” zaśmiał się Olaf.
„Widzę że
twoja ciekawość to dobry motywator, ale .. mógłbyś czasem pomyśleć o swoim
zdrowiu..” dodał patrząc w moje czerwone od niewyspania oczy.
„Musiałem to
rozgryźć..” odparłem ziewając.
„No cóż..
Jestem pod wrażeniem i rozczarowany zarazem..” powiedział Olaf kręcąc głową.
„O co ci
chodzi?” spytałem nie wiedząc co o tym myśleć.
„Szybko się
uczysz..” powiedział z podziwem.
„Mi
odcyfrowanie okładki zajęło trzy tygodnie, a ty przyszedłeś z rozwiązaniem po
dwóch dniach.. jednak.. Mimo że zaliczyłeś śpiewająco test z podstawy runów, to
położyłeś na łopatki test z odpowiedzialności.” Powiedział patrząc na mnie
twardo.
Spojrzałem
na niego ze zdziwieniem kompletnie nie wiedząc o co mu chodzi..
„To w końcu
dobrze że się tego nauczyłem czy nie?” spytałem skołowany.
„Dobrze..
nawet Wspaniale bym powiedział..” zaczął tłumaczyć Olaf.
„No to już
nie wiem o co..” zacząłem ale przerwał mi ruchem dłoni.
„Podejdź do
lustra i powiedz mi co widzisz..” rozkazał stanowczym tonem.
„Nooo..
trochę mam czerwone oczy..” zacząłem, gdy niespodziewanie rzucona poduszka
trafiła nie w głowę.
„Ej!!.. No
co ro..”
Pac!
Następna trafiła mnie w twarz przerywając mi w pół słowa.
I następna w
brzuch.
Starałem się
uskoczyć przed następną ale nie zdążyłem..
Chyba
zrozumiałem…
„Niech cię
nie zmyli cisza dookoła.” Powiedział Olaf.
„Wielu tylko
czeka na okazję by powalić Rzeźnika z
Lotril i odkuć się na nim za poniesione straty..” dodał.
„Na tą
chwilę jesteś wykończony i praktycznie nie zdatny do walki.” Powiedział twardo.
„Rozumiem że
postawiłeś przed sobą cel i do niego zdążałeś, ale czemu po trupach?”
„Nie przesadzaj..”
starałem się bronić…
„Przesadzam?!
Nie mój drogi. Nie przesadzam. Wręcz przeciwnie. Staram się opanować żeby nie
wygarnąć ci tego co naprawdę myślę!” powiedział Olaf.
„Praktycznie
jesteś trzeci dzień na nogach, chyba bez snu, bo twoja zręczność spadła na łeb
na szyję i prawdopodobnie masz tak niski poziom many że nie włączysz swojego
Skupienia nawet na pół minuty. Równie dobrze mógłbyś wyjść na miasto kompletnie
pijany. Kilku zwykłych opryszków wypisało by cię ze świata żywych w mgnieniu
oka jedynie licząc na zysk ze sprzedaży fantów jakie po sobie zostawisz..”
wyjaśnił.
„Pamiętaj
Blake. Nie wolno ci nigdy doprowadzić do sytuacji gdy będziesz zmęczony. Wiem
że to trudne, ale nawet w Dungeonie podróżnicy robią co mogą by zregenerować
nadwątlone rezerwy wytrzymałości. Czasem nawet sen jest bronią..” powiedział
już spokojniej.
„Eh.. Wiem
że miasto i wygrana walka uśpiły twoją czujność, jednak naprawdę.. Dopóki nie
zakończysz swojej misji, dopóty nie wolno ci opuszczać gardy. Nigdy.” Dokończył
stanowczo.
Zwiesiłem
głowę zawstydzony.
Olaf miał
rację. Zbytnie rozluźnienie spowodowało że przestałem racjonalnie myśleć.
Następny kamyczek do rosnącej górki błędów i niedociągnięć. Powziąłem poważne
postanowienie że będę starał się je eliminować jedno po drugim.
Podniosłem
głowę.
„Pójdę się
położyć. A potem.. Obiecuję że nie powtórzę tego błędu.” Powiedziałem
stanowczo.
„Zuch
chłopak.” Powiedział Olaf zbierając rozrzucone poduszki i układając je z
powrotem na sofie.
„Przejdę się
z tobą. Jakoś cię trzeba będzie odprowadzić do domu, inaczej zaśniesz na środku
ulicy..”
Poszliśmy
skrótem, przez most nad rzeką.
W pewnym
momencie Olaf zaproponował:
„Może
położysz się tutaj? Pogoda świetna, rześkie powietrze też dobrze ci zrobi a
przynajmniej nie prześpisz całego dnia i nie rozbijesz rytmu dnia i nocy..”
„Czemu nie?”
odparłem akceptując sugestię.
Faktycznie,
ciepłe słońce grzało przyjemnie a szum rzeki działał kojąco na rozum. Olaf
zaproponował ze będzie przy mnie czuwał, zwłaszcza że miał bardzo ciekawą
książkę do skończenia więc nie będzie się nudzić..
Nie trzeba
było długo czekać. Wystarczyła chwila, bym odpłynął w świat marzeń.
Znów pasłem
bydło podczas gdy rodzice byli zajęci, biegałem z Allany po łące i pomagałem
zbierać kwiatki na wianek.. Takie z długimi łodyżkami.. Znów.. widziałem jak w
głębokiej krypcie kościany golem budzi się do życia wezwany nagłym panicznym
impulsem strachu. Trzy mroczne aury zbliżały się do naszego ogniska w
morderczych zamiarach..
Trzy?! .. w mojej głowie zapaliło się
nagle ostrzegawcze światełko.
Momentalnie
wybudziłem się z błogiego snu.
Błyskawicznie
przeszukałem otoczenie skupieniem w
poszukiwaniu wrogiej aury.
Są.. Trzy. Rozdzielają się. Chcą
mnie zajść z trzech stron. Boją się.
Obróciłem
się z głębokim westchnieniem na bok, twarzą w stronę rzeki, tak, by nie
widzieli że otwarłem oczy by je przyzwyczaić do światła. Miałem jeszcze chwilę
zanim do mnie dotrą, więc wyłączyłem czar żeby nie tracić many. Po jej ilości
wiedziałem że nie spałem zbyt długo. Może z godzinę.. Musiałem naprawdę ją
oszczędzać.
Najgorsze że
Olaf gdzieś zniknął. Porzucił mnie?
Wystawił? Przemknęło mi przez głowę.
Nie. Nie możliwe. Nie on. To czego
się do tej pory o nim dowiedziałem jak i wygląd jego aury eliminowały taką
możliwość. „Może zwyczajnie.. poszedł się
wysrać..” mruknąłem do siebie po cichu.
Usłyszałem
cichy chrzęst stóp na żwirze.
Skupienie. Dwie sekundy czekania. Zerwałem
się na nogi i złapałem pierwszego napastnika za nadgarstek .Wykręciłem mu rękę
aż chrupnęło.
Aaaach!!!! Bolesny krzyk rozdarł
popołudniową ciszę. Trzymany w dłoni nóż upadł z cichym Ding na kamienie.
Otoczyłem
jego szyję ramieniem i przytknąłem czubek sztyletu do jego krtani.
Pozostałych
dwóch bandytów zatrzymało się tuż przede mną trzęsąc się ze strachu.
„Cześć
chłopcy..” powiedziałem cichym głosem.
„Przyszliście
po autografy?” Przycisnąwszy trzymanego
ramieniem napastnika mocniej – ukłułem go w szyję. Jęknął cicho a po chwili do
mojego nosa dodarł cierpki zapach moczu.
Puściłem go
i popchnąłem w ich stronę pomagając mu kopniakiem w tyłek.
Gdyby go nie
złapali to by się przewrócił.
Błyskawicznie
schowałem sztylet do pochwy i na pełnym Skupieniu,
goniąc resztkami many błyskawicznie ruszyłem w ich stronę. Byli tak zaskoczeni
że wciąż szamocząc się z tym, który właśnie wpadł w ich ramiona, nie zdążyli
zareagować gdy kilkoma płynnymi ruchami pozbawiłem ich trzymanych w dłoniach
noży.
Zebrałem je
razem z tym, który wypuścił pierwszy napastnik i wrzuciłem do rzeki.
Patrzyli na
mnie w panicznym strachu.
„To który
pierwszy chce podpis z dedykacją?” zapytałem chrapliwym głosem i uśmiechnąłem
się zjadliwie, po czym zwinąwszy dłonie w pięści strzeliłem na kostkach.
Ani się
obejrzałem gdy już ich nie było.
Jedynie żółta
plama na kamieniach świadczyła o tym, że ktoś przez jakiś czas będzie mieć
niezłą traumę.
Resztkami
many przeszukałem większy obszar, po czym przeniosłem się w czystsze miejsce i
znów położyłem.
Zdawałem
sobie sprawę że gdy tylko zasnę, Olaf w końcu wyjdzie zza filara mostu i dalej
będzie nade mną czuwał.
Słońce
jeszcze było wysoko więc mogłem sobie pozwolić na solidną drzemkę, jednak nagłe
uczucie smutku nie pozwoliło mi zasnąć.
Dobiegał ze
środka mnie, z mojej duszy, choć nie było żadnego powodu..
Uklęknąłem
na piasku i zamknąłem oczy. Czułem że to uczucie jest w jakiś sposób związane
ze mną, a jednocześnie jakby było wywoływane przez ..
Położyłem
dłoń na moim Statusie wypisanym na
piersiach.
„Co się dzieje? Devana..” pomyślałem i przywołałem w
myślach twarz mojej Bogini. Patrzyła na mnie a z oczu płynęły jej łzy.
„Już dobrze.. Jestem przy
tobie..” szepnąłem, i
w myślach mocno ją przytuliłem. Po
chwili zaczęła się uspokajać a cała scena powoli jaśniała by po chwili zniknąć.
Jednak zanim zupełnie się rozwiała, w oczach bogini znów dostrzegłem uśmiech.
Ulżyło mi na
sercu. Nagle wielki cień przesłonił
słońce.
„W porządku
Blake?”
„Tak.. czemu
pytasz?”
„Wyglądałeś
jakbyś chciał sam siebie przytulić..” powiedział z lekkim sarkazmem w głosie.
„Skoro
ciebie nie było..”
Olaf tylko
uniósł brew i nie zareagował na moją uszczypliwość.
„Devana była
smutna..” odparłem po chwili.
„Co? ..
Przecież ona jest w mieście..” powiedział zdziwiony Olaf.
„Tak, ale
czułem że .. Po prostu musiałem..”
„Nic z tego
nie rozumiem..”
„Nie wiem
czemu, ale gdy któreś z nas czuje szczególnie mocne emocje, to jakby.. przenosi
się.. Nie umiem wytłumaczyć..” powiedziałem z rezygnacją.
„Hm..
Bogowie wiedzą kiedy ich Dzieci są smutne czy radosne, ale pierwsze słyszę że
to działa też w drugą stronę..”
Tylko wzruszyłem
ramionami.
„Tak czy
inaczej, dzięki że czuwałeś..”
„Wiesz..
Naprawdę musiałem w łopiany..”
„Taa..
Jasne..” mruknąłem, po czym położywszy się z powrotem na ciepłym piasku
zasnąłem zostawiając Olafa samego z myślami.
…***…
Słońce
obudziło mnie świecąc prosto w twarz przez okno.
Przeciągnąłem
się szeroko siadając na łóżku. Dziś
będzie fajny dzień.. pomyślałem zerkając przez okno.
Wczorajszy
incydent nad rzeką , nota bene częściowo sprowokowany przez Olafa, tylko
utwierdził nas w przekonaniu że jestem gotów na wyzwania stawiane nam przez los.
Uśmiechnąłem
się przypominając sobie jego wczorajszą minę..
Okazało się
że zdawał sobie sprawę że jesteśmy śledzeni więc sam wybrał miejsce nad rzeką
by sprawdzić jak sobie poradzę, jednocześnie obserwując mnie z daleka. Gdy
później rozmawiałem o tym z Iwanem, ten stwierdził że to pewnie nawyk z
Dungeonu przekazany mi jakoś przez moich rodziców..
Zerknąłem
przez okno.
Niewielkie
grupki ludzi przechodziły ulicą śpiesząc się do swoich spraw. Właściciel sklepu
warzywnego właśnie wykładał świeżą dostawę na półki przed sklepikiem a kilka
osób już niecierpliwie czekało żeby zrobić zakupy. Strażnicy już dawno pogasili
światła na murze okalającym miasto i teraz jedynie ich maleńkie sylwetki
majaczyły w oddali.
Zszedłem po
cichu na dół by nie budząc nikogo przemknąć się do kuźni na poranny trening. O
tej porze jest tam jeszcze pusto. Czeladnik którego Janson ostatnio zatrudnił i
tak przychodzi później, więc mam co najmniej godzinę by potrenować Walkę z Cieniem..
Trening to
ważna sprawa.
Jak Iwan
powtarzał – Nie dość że w niewielkim stopniu powiększa mój poziom Excelii, to
jeszcze pozwala utrzymać ciało w stanie maksymalnej sprawności.
Owszem.. Nie
raz zdarzało mi się, że miałem zły dzień, nie wyspałem się czy po prostu – miałem
lenia, jednak zawsze zmuszałem się do treningu.
Starałem
się, by to był nieodzowny element każdego mojego dnia, bo dzięki temu czułem że
zbliżam się do osiągnięcia mojego celu. Więc nawet pomimo rozterek i
wątpliwości jakie mną czasem targały – treningu nie odpuszczałem.
Wszedłem do
pustej kuźni i starannie zamknąłem drzwi. Po krótkiej rozgrzewce zacząłem
trening. Powiesiłem grube drewniane
kloce na łańcuchach i rozbujałem je.
Cięcie.
Zasłona. Sztych i przewrót. A teraz to samo z zamkniętymi oczami korzystając
jedynie ze Skupienia.. Stop!!
„Janson..!”
krzyknąłem zduszonym głosem.
Dostrzegłem
go jak tylko uruchomiłem swój czar. Stał
w cieniu za wielkim miechem i uważnie mnie obserwował.
„Na twoim
miejscu zmieniłbym kolejność działań i zaczął od skanowania otoczenia gdy tylko
pojawisz się w jakiejś lokacji..” powiedział wychodząc z cienia.
„Gdyby tu
ukrył się jakiś bandyta z kuszą, to byś oberwał zaraz na wejściu.”
Kiwnąłem
głową przyznając mu rację. Następny kamyczek.. pomyślałem obiecując sobie solennie
że wyeliminuję ten błąd. W sumie, przecież nic mnie to nie kosztuje. Szybki
skan pomieszczenia zabiera znikomą ilość czasu i many więc..
„Postaram
się by weszło mi to w nawyk..” powiedziałem.
„To
świetnie.” Odparł Janson.
„Nie czuj
się źle z tego powodu” powiedział.
„Nie miałem
zamiaru cię strofować czy coś.. Zwyczajnie, zwracam ci uwagę na jakiś aspekt
żeby jak najlepiej przygotować cię na to co nadejdzie..”
„Doceniam to
Janson. Naprawdę. Wciąż tak brak mi doświadczenia..”
„Uh.. To
dobrze, bo czasem to wygląda jakbym ciągle się ciebie czepiał..”
„Nie.. Olaf
też to robi.. co chwila coś..” powiedziałem uświadamiając sobie jak wiele mi
brakuje do tego by stać się prawdziwym Poszukiwaczem Przygód..
„Wiesz.. W
Orario dzieciaki od małego stykają się z różnymi ludźmi, słuchają wieści,
plotek, opowiadań.. Gdy nadchodzi ich czas by wejść do Dungeonu, mają już
całkiem sporą wiedzę. Ciebie rodzice trzymali z dala od tych spraw więc nie
masz się co dziwić.. Choć z drugiej strony..” powiedział trochę się zamyślając.
„Z drugiej
strony, twoja wiedza i tak jest wystarczająca. Szybko się uczysz,
eksperymentujesz, starasz się przekroczyć granice możliwości.. To dobrze.” dodał.
„Naprawdę
Blake.. Z naszej strony to jak ostatnie szlify przed osadzeniem diamentu w
oprawie..” powiedział widząc moja niepewność.
„Pokonałeś
Olafa!!” Janson aż podskoczył.
„Szczerze
mówiąc jak zobaczyłem że to jego Goldburg wynajął to o mało nie zemdlałem..
Dopiero Iwan trochę mnie uspokoił..” powiedział podniecony.
„Już pal
licho doświadczenie i tym podobne.. Sama klasa wagowa /bez urazy/ była miażdżąca, a jednak dałeś radę!!”
„O mało się
nie pozabijaliśmy..”
„No tak.. Ta
jego barbarzyńska duma i zasady..” pokiwał głową Janson.
„A jednak dałeś
radę. Ja, czy Iwan walczyliśmy z nim tylko na pięści. Nie chcieliśmy żeby komuś
stała się krzywda. Cholerny Goldburg chciał się upewnić że cię zmiażdży..”
powiedział z nerwami.
„Ci
Barbarzyńcy.. wiesz.. Oni mają trochę pokręcone podejście do tych spraw..
Wiedzą że jeśli zginą w walce, to ich bóg zaprowadzi ich duszę do Valhalli..
tyle że nie przejmują się gdy zginie ich przeciwnik należący do innego boga
który nie odnajdzie zbłąkanej duszy..”
„Przejmują
się..” powiedział cichy głos zza drzwi.
„Dlatego
przed walką polecają przeciwnika Odynowi by w razie czego zaopiekował się duszą
poległego.” Dokończył Olaf wchodząc do środka.
„Odyn
dostrzegł Twoją duszę Blake. I jest nią zafascynowany..” dodał patrząc na mnie.
„Hę?”
„Czuję jego
podniecenie w środku za każdym razem gdy mamy ze sobą kontakt.” Odparł z
prostotą.
„Dzięki
modlitwie jesteśmy bardzo blisko ze swoim bogiem, więc potrafimy wyczuwać jego
emocje..” wyjaśnił.
„Tak czy inaczej.. Nie po to tu przyszliśmy..”
powiedział uchylając drzwi trochę bardziej i wpuszczając do środka Devanę i
Ilsę.
„No tak..
Właśnie..” powiedział Janson i udał się na zaplecze.
Po chwili
wrócił z długim pakunkiem.
Dziewczyny
stanęły po obu stronach Jansona a Olaf za mną. Położył mi dłoń na ramieniu.
Ilsa i
Devana zapaliły trzymane w dłoniach świece.
Janson
zaczął odwijać płótno.
Nie wiedziałem
co się dzieje. Wyglądało to jak jakaś.. ceremonia czy coś..
„Pamiętasz
ze obiecałem że zrobię ci miecz..” zaczął Janson.
Kiwnąłem
głową w potwierdzeniu, jednak choć zacząłem zdawać sobie sprawę o co chodzi to
jednak sama oprawa trochę mnie przytłaczała..
„Niedawno, przed
Nowym Rokiem były twoje urodziny..” powiedziała Devana.
„Postanowiliśmy
zrobić ci prezent..” dodała Ilsa.
„Nie ma tu z
nami Iwana, ale to on był pomysłodawcą..” powiedział cicho zza moich pleców
Olaf.
„Każde z nas
dało cząstkę siebie by mógł powstać..” powiedziała cicho Devana.
„ .. Glimmer..” dokończył Janson i rozwinął
do końca płótno.
Błysk.. powtórzyłem w myślach patrząc na
trzymaną przez Jansona katanę.
Janson
przyklęknął na kolano podając mi w milczeniu miecz w wyciągniętych dłoniach.
Gdy go
ująłem, przez moje ciało przebiegł dreszcz a krawędzie zbroi na moment rozjarzyły
się szkarłatem.
Czarna
pochwa ze srebrnymi okuciami skrywała klingę, a rękojeść z masy perłowej
opleciona krzyżowanym jedwabiem wieńczyła dzieło..
Ująłem
rękojeść miecza a drugą ręką pochwę i kciukiem lekko je rozsunąłem.
Błysk
światła odbił się w srebrnym ostrzu.
Lewą ręką
jednym płynnym ruchem zdjąłem pochwę nie ruszając miecza.
Przed moimi
oczami ukazał się majstersztyk płatnerstwa. Doskonała doskonałość.
Delikatnie
wygięta klinga migotała blaskiem w świetle świec.
Falujący
hamon zaznaczał linię ostrza a pięknie zdobiona tsuba oddzielała klingę od
rękojeści.
Ostrze było
dość wąskie i delikatnie wygięte. Wspaniałe wyważenie powodowało, że trzymając
je przed oczami jedną ręką – ani drgnęło.
Byłem
zachwycony jego pięknem.
„Dziękuję..”
powiedziałem, a w tej samej chwili przez grzbiet ostrza przebiegło coś na
kształt światła.
Maleńkie
runy wytłoczone na tępej krawędzi miecza rozbłysły blaskiem.
Westchnienie
ulgi wydobyło się z kilku gardeł na raz..
Przechyliłem
ostrze by odczytać runy.
„Żebyś odnalazł światło w
ciemności.”
„Żebyś się nie ugiął.”
„Żebyś zawsze był sobą.”
„Żebyś zwyciężył”
„Żebyś znalazł Miłość..”
„Hę?” trochę
się zająknąłem czytając ostatnie runy..
„Em..
komuś.. chyba brakło weny..” powiedział Janson patrząc grobowym wzrokiem na
Devanę.
Ta, tylko
spuściła wzrok, jednak w sercu czułem..
„Dziękuję..”
powiedziałem.
„Tak bardzo
wam dziękuję!!” machnąłem mieczem wywijając młynka po czym płynnym ruchem schowałem
go do pochwy.
Czułem się
wspaniale.
Gdy tylko
ujmowałem rękojeść miecza czułem że co najmniej kilka dusz jest razem ze mną.
To wsparcie powodowało że nie widziałem przed sobą rzeczy niemożliwych.
Wzorem
dalekowschodnich rycerzy zatknąłem moją katanę za pasem.
Devana
patrzyła na mnie ze świeczkami w oczach..
„To może
wreszcie wypróbujesz moje dzieło?”
Zasugerował Janson.
„No
właśnie!! Pokaż co potrafi!!” usłyszałem..
Ale że jak „co potrafi..” pomyślałem.. Przecież to walka z
cieniem więc..
„No dalej..”
zachęcił mnie Janson.
„Pokaż
nam..” powiedział.
Odsunęli się
pod ścianę robiąc mi miejsce.
Zostałem sam
na środku kuźni pomiędzy wiszącymi na łańcuchach klocami.
Kopnąłem
jeden.. popchnąłem drugi.. poczekałem aż się rozbujają, po czym ruszyłem..
Cięcie .
Sztych Zasłona. Cięcie. Kopnięcie ( nie
zaskoczysz mnie Janson..) Zasłona. Pchniecie i cięcie. Unik (Nieźle Olaf, ale za wolno) kopnięcie w
zadek i salto w tył. Zmiana miejsca nic ci nie da..
pomyślałem i odbijając się od drewnianej podpory dokończyłem salto lądując za
plecami Jansona.
„Nie tym
razem..” powiedziałem kładąc miecz na karku kowala.
Wszystko
trwało może dziesięć sekund.
Zerknąłem na
dziewczyny..
Stały z
otwartymi ustami a świeczki wypadły im z dłoni.
Olaf leżał
na ziemi kilka metrów ode mnie a Janson klęczał na kolanie przede mną z
własnoręcznie wykutym ostrzem na karku..
„Emmm..
przesadziłem?” spytałem nieśmiało chowając miecz do pochwy i pomagając mu
wstać…
„Kończę z
pojedynkami..” powiedział Olaf masując sobie tyłek.
„Jak mi się
kiedyś znów trafi taki jeden jak on, to mnie wykończy zanim się zdążę zesrać ze
strachu..” powiedział zbierając się z ziemi.
Nie
wiedziałem co powiedzieć.
„Weź się
odwróć..” powiedział Janson masując sobie kark.
Resztki
drewnianych kloców zwisały smętnie z łańcuchów a kawałki drewna i metalowych
obejm walały się po podłodze.
Powoli
wyjąłem miecz pochwy szukając wyszczerbień..
Ostrze nie
nosiło żadnych oznak użycia.. Jednak na podłodze walały się poprzecinane śruby
i obejmy wzmacniające wcześniej treningowe kloce..
Spojrzałem
zdziwiony na Jansona.
Jego twarz
wręcz emanowała szczęściem.
Znów zerknąłem
na ostrze. Delikatne purpurowe runy błyskały na krawędzi, a samo ostrze wręcz
zdawało się pulsować światłem..
„Durandall..”
szepnął Janson.
„Zrobiliśmy Durandall..” powiedział drżącym głosem.
„Nie
wierzyłem gdy zobaczyłem możliwości pancerza.. ale nie było jak go
przetestować..” mówił podniecony.
„A teraz..
teraz.. teraz to nawet więcej!!” krzyknął cicho.
„Durandall?”
spytałem niepewny czy to o tym właśnie mówimy..
„Tak..
Niezniszczalność!!” powiedział podniecony Janson.
„Ale mówiłeś
że nie możesz..” zacząłem, ale ten przerwał mi ruchem ręki.
„Znalazłem
obejście.. Taki skrót.. Nie byłem pewien.. Użyłem cię.. A potem się udało..”
mamrotał nieskładnie.
„Jakie
obejście? co?!”.. Devana była co najmniej w szoku..
„Nie
chciałem zrobić zwykłego miecza..” zaczął Janson.
„Znalazłem
stare Elfie zapiski dotyczące zbroi Durandall i spróbowałem ją zrobić.. Nie
było pewności że się uda ale..”
„Elfy robiły
niezniszczalne zbroje na długo przed zstąpieniem Bogów..” weszła mu w słowo
Ilsa..
„No
właśnie!” powiedział Janson.
„Dlatego
doszedłem do wniosku że to nie Poziom pozwala kowalowi tworzyć takie przedmioty
ale.. Serce..” powtórzył za Lordem
Goibniu.
„Gdy
zobaczyłem że ze zbroją się udało, postanowiłem pójść krok dalej..”
„Krok
dalej?!” spytałem zdumiony..
„Dokładnie.”
Odparł Janson.
„Wiesz że
potrafię otwierać kanały w Mithrillu by maną kształtować jego możliwości..”
Skinąłem
głową.
„No więc..”
zaczął trochę zakłopotany..
„Postanowiłem
trochę poeksperymentować.”
„Uznałem, że
skoro twoja mana tak wspaniale wpłynęła na zbroję, to czemu nie pozwolić innym
wpłynąć na metal?”
„Że niby..
Oni też kuli..”
„Nie..”
odparł Janson.
„Ale
zawarłem ich cząstkę w materiale..” powiedział tajemniczo.
„To znaczy
że..” zacząłem niepewnie..
„Że w tym
mieczu jest..”
„Kropla
krwi..” powiedziała Devana.
„Pukiel
włosów..” dodała Ilsa.
„Ząb..
Wiesz.. ten który mi.. tam na placu..” powiedział plącząc się trochę Olaf.
„Do tego
poświęcenie Iwana i moja praca..” dokończył Janson.
„No i najważniejsze..” powiedział po
sekundzie.
„Rdzeniem
tej katany jest.. kosa Golema…”
Momentalnie
przed oczami stanęła mi pusta, cicha krypta..
Przypomniał
mi się też sen z nad rzeki.
Ten golem..
Mam walczyć jego ostrzem?
Jest
częścią.. Główną częścią mojego miecza.. Mam mu zaufać?
Bezwiednie
położyłem dłoń na rękojeści.
Ciepło i
delikatne drżenie przebiegło mi przez dłoń.
Tak.
To mój
miecz.
Mój.
Niczyj inny.
Będzie mnie
wspierał.
Będzie mnie
chronił.
„I pęknie
tylko gdy.. umrę..” szepnąłem otwierając oczy.
Zerknąłem
wokół Skupieniem.
Zwiewna,
delikatna aura pulsowała lekko w moim mieczu.
Devana
patrzyła na mnie trzymając złożone dłonie na piersi.
„No
właśnie..” powiedział nieco zakłopotany Janson.
Mój Durandal
nie jest.. doskonały..”
Spojrzeliśmy
na niego razem.
„Żeby
stworzyć prawdziwie niezniszczalny przedmiot potrzebny jest wysoki poziom i
wielka ilość many..” zaczął tłumaczyć.
„Niestety
mam raptem poziom drugi więc choćbym nie wiem co zrobił to nie dam rady..”
powiedział zakłopotany.
„Więc
znalazłem furtkę.” Dodał z pewnością w głosie.
„Serce..”
powiedziałem cicho.
„No właśnie.
Serce.” Potwierdzi Janson.
„Maną się
nie przejmowałem, bo ją można uzupełniać miksturami, ale brakowało mi poziomu.. więc.. pożyczyłem
go od was..” powiedział cicho.
„Wiedząc
jakie emocje was wiążą postanowiłem spróbować i poprosiłem każdego z was o
pomoc w tym zadaniu..” wyjaśnił.
„Skoro jedynie determinacja Blake`a przelana
w materiał podczas kucia pozwoliła mi stworzyć prawie że niezniszczalną zbroję
– to co będzie jak poproszę o pomoc resztę? Pomyślałem i .. tak zrobiłem…”
powiedział Janson.
„Gdy
dawaliście mi swoje fanty, upewniłem się że zdajecie sobie sprawę z tego, jakie
to jest ważne i na jaki cel to idzie..” powiedział przerywając na chwilę.
Spojrzał w
ich zdumione twarze.
„Tak.. To
nie fizyczne drobiazgi które mi wręczyliście spowodowały ten efekt.” Powiedział
spokojnie.
„To wasza
determinacja i wielka wola pomocy przelała małą cząstkę waszej duszy w metal,
co pomogło mi ominąć ograniczenie poziomu..” powiedział wyjaśniając.
„Dzięki temu
uzyskaliśmy to : Glimmer..” dodał
pokazując na mój miecz.
„Niestety.
Właśnie przez brak wymaganego poziomu istnieje wielka szansa, że atrybut
Durandall będzie trwać tylko dopóki żyje jego użytkownik, ponieważ jest bezpośrednio
z nim związany.. Więc gdyby Blake zechciał komuś przekazać zbroję czy miecz,
to..”
„Durandall
zniknie..” szepnęła Ilsa.
„Niekoniecznie,
aczkolwiek prawdopodobnie..” potwierdził Janson.
„Dlatego z
biznesowego punktu widzenia ten miecz jest… bezwartościowy..” dokończył
zwieszając głowę.
„Nie
mam zamiaru go sprzedawać czy oddawać..”
powiedziałem kłaniając się nisko.
„Dziękuję
wam. Dziękuję z całego serca.” Powiedziałem.
Gdy
trzymałem lewą dłoń na pochwie miecza, cały czas czułem ich wsparcie.
Dzięki temu nigdy.. Nigdy nie
będę sam.. pomyślałem
patrząc w ich twarze.
…***…
Gdy tylko
opadł pył po War Shadow`ie Iwan sprawdził czy z Kursagiem jest wszystko w
porządku.
Od razu
dostrzegł długi, czarno szary kolec wystający z jego łydki.
Niewiele
myśląc złapał topór i rozciął nogawkę jego spodni po czym szarpnięciem rozdarł
ją prawie do samego pasa.
Czarne pręgi
zakażenia zaczęły się zbliżać do kolana.
Przez
wrodzoną krasnoludzką odporność na magię nawet antidotum mogło nie zadziałać.
Nie było
czasu na myślenie. Iwan złapał za topór i ciął.
Krzyk
starego krasnoluda odbił się głośnym echem od ścian jaskini.
„Przepraszam
Kursag.. To moja wina..” szepnął Iwan ze łzami w oczach.
Wiele razy
widział śmierć towarzyszy. Wiele razy pomagał ratować rannych. Ale to zawsze
byli Poszukiwacze Przygód. Członkowie Familii. Zdawali sobie sprawę z
niebezpieczeństwa i byli na nie przygotowani.
Nagła śmierć
w czeluściach Dungeonu to raczej normalna rzecz…
„Normalna rzecz..” żachnął się Iwan
opatrując nogę nieprzytomnego Kursaga.
„Zabijając potwory i walcząc z
innymi gildiami tak się uodporniliśmy na śmierć, że nie jest dla nas niczym
niezwykłym..” myślał
krasnolud obwiązując bandaże wokół wciąż krwawiącego kikuta.
Po chwili
stary krasnolud jęknął i zaczął powoli dochodzić do siebie.
Kursag
otwarł oczy.
Piekący ból
w lewej nodze zdawał się trochę słabnąć.
Uniósł
głowę.
Chciał
usiąść, ale gdy podkurczył nogi, tylko prawa stopa podążyła za kolanem. Lewa
wciąż leżała bezwładnie na ziemi choć przecież uniósł obie nogi..
„Przepraszam..
Musiałem..” odezwał się znajomy głos z boku.
Po chwili
dostrzegł Iwana schylonego nad plecakiem.
Gdy tylko
znalazł czego szukał wyprostował się i podszedł do Kursaga.
„Wypij.
Pomoże ci.” Powiedział podając mu niewielką fiolkę wypełnioną czerwonym płynem.
„Co to..?”
zapytał niepewnie Kursag.
Trudno się
mu dziwić.. Ostatnie co pamiętał, to Iwan z toporem nad głową a następnie
potworny ból…
„Mikstura
lecznicza..” powiedział Iwan spokojnie.
„Niestety
działa słabiej bez Falny, a my jesteśmy częściowo odporni na magię więc..”
spuścił wzrok.
Kursag
podążył za jego spojrzeniem.
Trzy puste
fiolki leżały na ziemi a jego lewa noga była obwiązana jakimiś opatrunkami.
„Co się
stało?” spytał wypijając duszkiem zawartość fiolki.
Przyjemne
ciepło rozeszło się po jego ciele a ból prawie zupełnie zniknął..
„Dostałeś
rykoszetem..” powiedział Iwan pokazując
mu jego lewą goleń z wciąż tkwiącym w niej długim kolcem.
Kursag
zadrżał widząc w ręce Iwana część swojej nogi wciąż tkwiącej w solidnym bucie.
„To zatrute
kolce..” wyjaśnił Iwan.
„Ja bym się
z tego wylizał bo mam Falnę, ale ciebie by to zabiło..” powiedział spuszczając
głowę.
„To mogłeś
ciąć kapkę wyżej..” powiedział Kursag pokazując jednocześnie dłonią na szyję.
„Nie
wygłupiaj się.” Skarcił go Iwan.
„Jeszcze mi
podziękujesz. Już nie chcesz tej kopalni złota?” spytał starając się zwrócić
uwagę Kursaga na inne tory.
„Tak..
Jasne.. I bede se po niej kicać na jednej nóżce jak jakiś cholerny kangurek..”
powiedział z przekąsem Kursag.
„Kangurek
kica na dwóch .. Na jednej nie dałby rady..” sprostował go mimowolnie Iwan.
„Aleś mnie
pocieszył..” żachnął się Kursag.
„Nie łam
się.. Janson taką girę ci sprawi że zapomnisz że nie własna ..” powiedział z
przekonaniem Iwan.
„Teraz
najważniejsze to wyjść stąd cało..” dodał poważnie.
„No.. a to
niby jak teraz masz zamiar nas stąd wyciągnąć?” spytał Kursag pokazując na swój
kikut.
„Jesteśmy poza Dungeonem, więc tu nie ma takiej
mocy.” Powiedział spokojnie Iwan.
„Zdołał
zamknąć tunele tylko do tej jaskini a te dwa potwory to chyba było wszystko co
mógł przywołać..” powiedział rozglądając się wokół.
Zaczął
grzebać w plecaku po czym wyjął jedną wybuchową paczkę i zapaliwszy lont rzucił
ją w kąt Sali.
Po chwili
doszedł stamtąd głuchy odgłos wybuchu a chmura pyłu wzbiła się w powietrze.
„Po coś
to..” zaczął Kursag, ale Iwan uciszył go ruchem ręki.
Poczekał aż
kurz opadnie po czym pobiegł w kierunku wybuchu.
Stał tam
chwilę jakby nasłuchując, a następnie wrócił do towarzysza.
„Jak tam
noga?” spytał ignorując jego pytania.
„Swędzi..”
odparł niepewnie Kursag sprawiając wrażenie jakby chciał się podrapać po
brakującej stopie.
„To wstawaj.
Musimy iść.” Powiedział Iwan.
„No a niby
jak?” spytał z przekąsem Kursag machając mu odrąbaną nogą.
„Wstawaj..
nie marudź..” powiedział Iwan po czym szarpnął go za pas stawiając do pionu.
Kursag oparł się ręką o ścianę starając się złapać równowagę. Iwan puścił go po
czym zarzuciwszy plecak na ramiona odwrócił się do kompana.
„Masz..
Wsadź to pod pachę i staraj się nie pociąć..” powiedział podając mu swój topór.
Miejsce pomiędzy ostrzami owinął nogawką Kursaga i swoją kurtką żeby stal nie
wrzynała mu się pod pachę.
Krasnolud
wziął tą improwizowaną kulę i postarał się zrobić kilka kroków.
Poszło mu
lepiej niż sądził, ale niepewność wzięła nad nim górę.
„A co jak ci
go uszkodzę?” spytał, kolejny raz opierając trzonek o spąg korytarza.
„To będziesz
mi dłużny jakieś sto siedemdziesiąt milionów.. Nie przejmuj się. Potrącę ci z
pensji. Będziesz dla mnie harował za darmo do końca życia a potem zrobię z
ciebie zombie.” powiedział Iwan patrząc na niego spode łba..
Po chwili
wybuchnął śmiechem widząc przerażoną minę kompana.
„Ten topór
pokonał Bossa Poziomu.. Stary kuternoga go nie uszkodzi.” powiedział poklepując
Kursaga po ramieniu.
„Niech cię
szlag Iwan..” zaklął Kursag.
„Niezłego
stracha żeś mi napędził..” dodał po chwili.
„Dobra, ale
teraz musimy się stąd brać w trymiga. Widać Dungeon może przywołać potwory
nawet po drugiej stronie ściany, więc lepiej nie ryzykować..” powiedział Iwan
podnosząc z ziemi oba plecaki i ponaglając staruszka.
Powoli
ruszyli pod górę korytarzem prowadzącym do wyjścia.
Niesporo im
szło.
Kursag nie
był w stanie szybko się poruszać, i widać było że cierpi nawet pomimo mikstur
leczniczych.
Iwan klął w
duchu na czym świat stoi.
Gdyby nie ten cholerny Spikecat
wszystko by było jak się patrzy.. marudził pod nosem.
Za plecami
głośne sapanie Kursaga świadczyło o jego coraz większym zmęczeniu.
Jedno czego
w tej chwili pragnął Iwan to wyjść wreszcie z tej dziury.
Najgorsze,
że już dawno powinni byli dojść do tej wielkiej pieczary w której zaczynały się
tory kolejki prowadzącej na powierzchnię.
Choć już od
dawna nie używana, część wagoników powinna być sprawna, a z braku konia Iwan
mógłby pchać wózek.. Było by szybciej a i Kursag by mniej cierpiał.
Już dawno
powinni tam być, a jednak choć wciąż szli od kilku godzin, to w dalszym ciągu
pieczary nie było ani śladu. W dodatku korytarz przestał się wznosić, a wręcz
Iwan miał wrażenie że zaczął nawet nieznacznie opadać..
Wreszcie
Iwan stanął.
W
chybotliwym świetle magicznych lamp cienie w wąskim korytarzu zdawały się
tańczyć swój własny dziwny taniec na ścianach i stropie korytarza.
Pełen złych
przeczuć obrócił się w kierunku Kursaga.
Stary
krasnolud był w opłakanym stanie.
Ledwo
dyszał, krople potu ściekały po jego twarzy i wnikały w brodę. Krew z obtartej
pachy wsiąkała w materiał którym Iwan owinął topór pomiędzy ostrzami, i
pojedynczymi kroplami kapała na ziemię.
Iwan
przeklął samego siebie.
Przyzwyczajony
do towarzyszy ze swojej Familii, potraktował starego jakby był częścią
drużyny..
„Cholera..
Kursag.. Czegoś się nie odezwał?” spytał Iwan.
„Ah.. tooo?
To nic.. Nic takiego..” odparł stary krasnolud.
„Musimy
iść..” powiedział. „Musimy iść naprzód..”
„Wiem, ale
coś mi się tu nie podoba..” zaczął Iwan.
„Wszystko
jest dobrze.. Znam tą drogę.. Dobrze idziemy..” odparł Kursag urywanymi
zdaniami dysząc ciężko ze zmęczenia.
„Tak czy
inaczej, musimy odpocząć..” powiedział Iwan.
„Nie.. Nie
trzeba.. Już całkiem blisko..” odparł Kursag starając się go ominąć i iść dalej.
„Hej!
Zaczekaj..! Wiesz gdzie ten korytarz prowadzi?!” zapytał Iwan łapiąc kompana za
ramię.
W zasadzie
sam też już chyba znał odpowiedź. Co prawda nie miał pewności, ale chyba dał
się wyprowadzić w pole.. Te dwa potwory.. Spikecat i War Shadow.. One nie miały
ich zabić..
Miały
odwrócić jego uwagę..
Korytarz na
powierzchnię był zamknięty, a jedyny otwarty prowadził do..
„Krypta
jednorożca.. Taakk.. Krypta Jednorożca.. Tam udać się trzeba..” powiedział
cicho Kursag.
Pełen złych
przeczuć Iwan spojrzał w oczy kompana.
Już kiedyś
widział podobne spojrzenie. Wiele lat temu. Szalony Danub znalazł podobno w
czeluściach kopalni niebywały skarb. Nikomu nie chciał powiedzieć gdzie
dokładnie. Gdy ktoś szedł za nim, to kluczył dotąd aż nie zgubił ogona. Nikt
jego skarbów nie widział na oczy, jednak Danub nie przejmował się niczym, tylko
na całe dnie znikał w czeluściach kopalni.
Zaniedbał
rodzinę, przyjaciół.. siebie.
W końcu
znaleźli go martwego w sporej jaskini.
Nie było tam
żadnych skarbów.
Przy jego
wycieńczonym ciele znaleźli jedynie stępione dłuto i młot.
Najgorsze,
że Iwan zdawał sobie sprawę z tego co to znaczy.
Sam również
… czuł… wiedział że muszą tam iść. Wiedział jednak, że dla Kursaga to będzie
oznaczało..
Śmierć.
…***…
„Janson..
Czemu Katana?” spytałem gdy zostaliśmy sami.
„Może
dlatego że to moja ulubiona broń? Kto wie..?” odparł zagadkowo.
Zgadza się.
Już wcześniej widziałem jak walczył tą bronią. Nawet ostatnio..
„Tak
naprawdę wybrałem Katanę gdy oglądałem twoją walkę z Olafem..” powiedział trochę
zamyślony.
„Poza tym..
Gdy obserwuję twoje treningi, to widzę jak na dłoni że nie wiesz co masz zrobić
z lewą ręką.” dodał.
„Jednak gdy
złapałeś tarczę, to momentalnie stałeś się ociężały..”
„Nie nie nie..
nie aż tak. To znaczy.. trudno to wyjaśnić..” zamachał rękami by zatrzeć to złe
wrażenie..
„Chodzi o
to, że tarcza to nie jest twój żywioł..” powiedział starając się jakoś ubrać
myśli w słowa.
„Gdy tylko
możesz, starasz się łapać drugą dłonią za rękojeść by choć trochę zwiększyć
siłę cięcia, jednak w zwykłym mieczu nie masz na to miejsca na chwycie..”
zaczął tłumaczyć.
„Jednak
miecz dwuręczny spowolnił by cię i ograniczyłby twoją zręczność..” powiedział z
przekonaniem.
„ ..więc na
początku myślałem nad zwykłym długim, ..
ale zarzuciłem ten pomysł.”
„Czemu?”
zdziwiłem się lekko..
„Twoja
zręczność rośnie szybciej niż siła, więc takie ostrze do ciebie po prostu nie
pasuje..” powiedział.
„Potrzebujesz
czegoś lekkiego, gdzie bez problemu zmienisz trajektorię cięcia, a jednocześnie
sztywnego, mocnego i wytrzymałego na tyle, by stanąć w szranki z ciężko
opancerzonym przeciwnikiem..” wyjaśnił.
„W końcu będziesz się porywać na smoki więc..”
„Jakie
smoki?! O czym ty bredzisz?!!” prawie że wybuchnąłem Jansonowi w twarz.
„Chłopcze..”
zaczął poważnie kowal kładąc mi dłoń na ramieniu.
„To co Iwan
zobaczył w malignie gdy go skały przysypały, to tylko przedsionek tego na co
możesz się natknąć.. A ja chcę mieć czyste sumienie i pewność że odpowiednio
cię wyposażyłem..” powiedział dobitnie.
„O co ci
chodzi?” spytałem niepewnie.
„Moim
zdaniem to mógł być Green Dragon.. Potężna bestia z dwudziestego czwartego
piętra.. A jeśli się mylę to.. Valgang
Dragon z pięćdziesiątego ósmego ” powiedział z nabożnym szeptem Janson.
„W dalszym
ciągu nie wiem..”
„Blake.. Zwykłe
Infant Dragons są małe, ale cholernie mocne. Green Dragon może unicestwić
drużynę w sekundę. Valgang Dragon może zmieść z powierzchni ziemi bandę
zielonych z otoczeniem…” powiedział dobitnie.
„Naprawdę
nie wiem którego Iwan wtedy widział, ale którykolwiek by to nie był – to co
przeszedłeś podczas pojedynku to nawet nie rozgrzewka.. Dlatego musisz jak
najszybciej awansować i mieć ekwipunek godny Mistrza by to wszystko
udźwignąć..” powiedział z przekonaniem.
Nie bardzo
rozumiałem o co mu chodziło, ale prawdą jest że przede mną długa droga. Zwłaszcza
że muszę przywyknąć do nowej zbroi i miecza.
Szczególnie że
walka Kataną trochę się różni od walki moim poprzednim mieczem. Prezentacja
poszła mi świetnie, ale Janson i tak znalazł kilka niedociągnięć. Na szczęście okazał
się być świetnym nauczycielem.
Pod jego
okiem szybko pokonywałem kolejne etapy nauki walki i coraz lepiej rozumiałem
podstawy.
Przede wszystkim
– katana to broń jednosieczna, dlatego nie mogę po jednym cięciu zwyczajnie
zrobić drugiego na odlew, ale muszę pamiętać by obrócić ostrze. Do tego, co
bardzo mi się spodobało, ma długą rękojeść pozwalającą na pewny chwyt dwoma
dłońmi. Już nie muszę rozpaczliwie szukać miejsca dla drugiej dłoni by
zwiększyć precyzję czy siłę cięcia. To następuje jakby automatycznie. Poza tym,
jej delikatne wygięcie powstałe podczas hartowania pomaga przy wykonywanych
cięciach, choć trzeba się nauczyć tego specyficznego ruchu by nie rąbać celu
jak maczugą..
Z jednej
strony trochę smutno mi było odkładać Moonlight
Shadow do skrzyni bo tyle razem już przeszliśmy, jednak nawet po
prezentacji dostrzegłem potężną różnicę między nimi i nie mogłem jej
zlekceważyć.
Poza tym..
„Glimmer
jest dopasowany do Ciebie Blake.” Powiedział Janson podczas pierwszego
treningu, gdy emocje jeszcze buzowały we mnie na całego.
„W
porównaniu do Moonlight Shadow, który
nota bene jest arcydziełem Elfiej sztuki płatnerskiej, Glimmer w Twoich rękach przerośnie go o kilka klas..” powiedział z
uśmiechem.
„Znaczy że..
zrobiłeś potężniejszy miecz niż Moonlight Shadow?” spytałem podniecony.
„Absolutnie
nie!” zaprzeczył.
„Powiedziałem:
W Twoich rękach..” Janson skarcił
mnie lekko za brak uwagi.
„Gdy ten
miecz dotknie Elfiej dłoni, jego moc zostanie uwolniona, a wtedy może nawet
przewyższyć twoją katanę..” powiedział jakby nie przejmując się tym, że jego
dzieło nie jest idealne.
„Och.. Nie
patrz tak na mnie..” zaśmiał się widząc mój wyraz twarzy.
„Zrobił go
wielki Elfi Mistrz kowalstwa.. Myślisz że stosując triki, sztuczki i obejścia
da się przewyższyć czystą perfekcję?” zapytał z uśmiechem.
Muszę
przyznać ze wstydem że tak właśnie.. taką miałem nadzieję..
Spuściłem
głowę zakłopotany.
„Hej.. Nie
łam się Blake..” powiedział Janson czochrając mi włosy jak starszy brat który
stara się pocieszyć młodszego.
„Mówiąc to,
też miałem nadzieję że choć zbliżymy się do szczytu..” powiedział z uśmiechem.
Naprawdę..
Nie mogę zrozumieć czemu jest w dalszym ciągu taki zadowolony z siebie.
Niedawno
oznajmił mi że w zasadzie mój miecz jest bezwartościowy, a teraz jeszcze że
wyglądający na kunsztowny, choć w sumie zwykły krótki miecz przewyższa jego
dzieło..
„Cały czas
pamiętaj o tym: W twoich rękach..”
powiedział tajemniczo.
Spojrzałem
na niego jakby wciąż nie łapiąc o co mu chodzi..
„Twój miecz
jest Dedykowany tobie, i tylko W Twoich rękach pokaże swoje możliwości,
tak jak Cień w dłoniach Elfa..”
wyjaśnił.
„Jednak
pewna subtelna różnica powoduje, że Glimmer
może się z nim równać – lub kiedyś przewyższyć..” dodał.
Spojrzałem
na niego z nadzieją wypisaną na twarzy.
„Jaka
różnica? Co to jest Janson?” pytałem niecierpliwie.
„Ty..”
odparł z prostotą obserwując z zadowoleniem zdziwienie błyszczące w moich
oczach.
„Tak jak w
ostatniej fazie nadałeś zbroi jej własną unikalną i pasującą tylko do ciebie
właściwość, tak samo twój miecz przejął od ciebie swoje właściwości..”
powiedział spokojnie.
„Zauważ, że
gdy zdejmujesz zbroję, to w zasadzie wraca ona do stanu w jakim ci ją dałem,
prawda?”
Skinąłem
głową powoli zaczynając rozumieć..
„Pamiętasz,
gdy pierwszy raz dobyłeś miecza to jego krawędź rozbłysła runami..”
kontynuował.
„Te słowa,
to coś jak.. Błogosławieństwo..” powiedział Janson.
„Oczywiście
nie w ścisłym tego słowa znaczeniu.. ale
raczej jako werbalny wyraz emocji jakie towarzyszyły tym, którzy ofiarowywali
ci cząstkę siebie..”
„Więc..
naprawdę mam tu ząb Olafa?” zapytałem zerkając
na rękojeść Glimmera jakby
starając się dostrzec gdzie jest..”
„Hehehe..
Nie.. Oczywiście że nie..” zaśmiał się Janson.
„Jedyny
fizyczny element to ta kosa golema..” powiedział.
„Ale
powiedziałeś..”
„Ćśśś..
Mówiłem.. Kowalskie Tajemnice..”
powiedział szeptem mrugając do mnie okiem.
Spojrzałem
na niego nie wiedząc co o tym myśleć..
„Wpadło ci
przypadkiem do głowy żeby zerknąć na mnie swoim Skupieniem podczas kucia?”
Kiwnąłem
głową niepewnie, jakbym ze wstydem przyznawał się do podglądania..
„I co
widziałeś?” spytał Janson kompletnie się tym nie przejmując
„No.. Twoja
aura była bardzo skupiona i.. ogarniała także młot i palenisko.. pulsowała w
metalu..” mówiłem starając się przypomnieć sobie szczegóły.
„Dokładnie.”
Potwierdził.
„Kiedyś Lord
Goibniu dał mi się napić specjalnej mikstury po której też mogłem dostrzec Aurę
Many, żebym sobie uzmysłowił cały proces..” zaczął wyjaśniać.
„Dzięki
mojej specjalnej zdolności mogę wyczuć reakcję materiału na sam proces obróbki
i do pewnego stopnia kreować go również moją maną. Tak jakbym nasączał nią
przedmiot.” Powiedział.
„Dzięki temu
łatwiej jest mi porządkować początkowo chaotyczną strukturę rudy, by lepiej połączyć
ją z resztą składników.” Przerwał na chwilę jakby szukając wyjaśnienia.
„Na przykład
ta kosa golema..” zaczął.
„Jako
materiał po części magiczny, świetnie się łączy z wrażliwym na magię
Mithrillem, więc normalnie kowal po prostu zrobił by z tego laminat skuwając je
razem ze sobą. Jednak ja idę trochę dalej i podczas kucia wnikam swoją maną w
oba materiały powodując że jakby zrastają się z sobą na poziomie najmniejszych
cząsteczek. Dzięki temu mogę kontrolować ich połączenie, kierunek przepływu
many czy formować specjalne właściwości..” wyjaśnił.
„Jednak to
wymaga koszmarnej ilości many więc.. podczas kucia zbroi pożyczałem ją od .. ciebie..” powiedział trochę zakłopotany.
„Dlaczego mi
nie powiedziałeś?” spytałem zaczynając rozumieć powody mojego wyczerpania po
pracy w kuźni…
„Potrzebowałem
Czystej many, żebyś nie przemycił tam jakichś swoich wyobrażeń..” wyjaśnił
Janson.
„Ale ja
nawet nie wiedziałem że to dla mnie..” zacząłem ale przerwał mi ruchem ręki.
„Każdy ma
jakieś wyobrażenia na temat tego co właśnie powstaje. Musiałem się bardzo
kontrolować bo twoja mana jest bardzo silna i mogła by mnie zdominować a
wtedy..” przerwał i zaczął grzebać pod stołem, po chwili wyjmując kawałek
grubej blachy.
„ ..wtedy
rudę szlag by trafił..” dokończył.
Wziąłem go
ostrożnie do ręki zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi..
Zwykły,
trochę cieńszy od mojego małego palca kawałek Mithrillowej blachy wielkości
może półtorej dłoni…
„No ale..”
zacząłem niepewnie.
„Przypomnij
sobie..” powiedział Janson.
„To był
pierwszy kawałek.. Miał być z tego ochraniacz na plecy pamiętasz?”
„No tak..
ale potem go wyrzuciłeś..” powiedziałem niepewnie.
„Twoja mana
zdominowała moją i nieświadomie ukształtowałeś strukturę materiału według
swoich wyobrażeń..” powiedział Janson.
„Nigdy nie
myślałem o czymś.. takim..” starałem się bronić..
„Oczywiście
że nie.. ale pamiętasz co powiedziałeś gdy ci powiedziałem co z tego ma być?”
spytał.
„No.. że za
mało tego na porządny ochraniacz..” zacząłem niepewnie..
„Właśnie!!”
Powiedział Janson.
„Wydawało ci
się że materiału jest za mało a jego grubość będzie za niska by zapewnić odpowiednią
wytrzymałość i tak się na tym skupiłeś że powstało to..” powiedział pokazując
na trzymany przeze mnie kawałek Mithrillowego złomu.
„No ale
przecież można to rozklepać i..”
„Jasne..”
żachnął się Janson.
„Jak długo
go kuliśmy?” spytał.
„Prawie dwa
dni..” powiedziałem.
„Tak, tyle
że w połowie pierwszego przestał dawać się formować.. pamiętasz?”
Kiwnąłem
głową.
Faktycznie..
Pamiętam.. Janson o mało się nie załamał.. Cały drugi dzień próbowaliśmy kuć i
nic.. zero reakcji.
„Podczas
transferu many, Twoja przejęła jakoś kontrolę nad moją i nie pozwoliła metalowi
stać się cieńszym.. Jakbym tego nie klepał, nie zrobię z tego nic
użytecznego..” powiedział rzucając metal pod stół.
„Przepra..”
zacząłem ale przerwał mi w pół słowa.
„To nie
twoja wina.” Powiedział.
„Wszystko
dlatego że zachciało mi się eksperymentów.. a w eksperymentach trzeba poświęcić
czasami wiele by uzyskać niewielki efekt” dodał z uśmiechem.
„Ale dzięki
temu dowiedziałem się jak korzystać z pożyczonej many żeby jednak osiągnąć swój
cel..” powiedział z szelmowskim uśmiechem.
„Odwróciłem
twoją uwagę od samej zbroi i kazałem ci się skupić na precyzyjnym kuciu tak, by
z jak najcieńszego materiału wyszła jak najwytrzymalsza blacha..” powiedział
podchodząc do mnie.
„Więc choć
nie byłeś tego świadomy, to przede
wszystkim dzięki tobie zrobiliśmy zbroję z atrybutem Durandall..” powiedział
klapiąc mnie ze śmiechem po plecach.
„Dzięki temu
zaobserwowałem, że jeśli skieruję czyjąś uwagę wystarczająco dobrze we właściwą
stronę, będę mógł zaczerpnąć jego many bez ryzyka że przejmie kontrolę i coś
spieprzy.” Mówiąc to kowal uśmiechnął się szeroko.
„Dlatego
przy tworzeniu miecza wymyśliłem pewien rytuał nadający kuciu sakralny element
co pozwoliło mi wykorzystać manę dawców do własnych celów.. HAHAHA!!!” zaśmiał
się złowieszczo parodiując złego szaleńca…
Uśmiechnąłem
się mimo woli, bo trudno by było o bardziej kontrastowe zestawienie niż czarny
charakter w ciele poczciwego kowala...
„Jednak
Devana o mało nie położyła całego projektu..” powiedział poważnie.
…***…
„Wejść!”
powiedział kowal w odpowiedzi na ciche pukanie.
Drzwi
otwarły się z cichym skrzypnięciem i do wnętrza weszła ładna, kasztanowłosa
Bogini.
„Posłałeś po
mnie..” zaczęła.
„Tak.. Masz
trochę czasu?”
„Oczywiście..
Przecież wiesz..”
„Kończę wasz
miecz.. Potrzebuję pomocy..”
„Ale.. Jak
mogę ci pomóc?” zdziwiła się bogini..
„Przecież
nie znam się na tych rzeczach..” powiedziała pokazując ręką wkoło..
„Za to znasz
się na sferze duchowej.. Jesteś przecież Boginią..”
„Co to ma do
kucia stali?” spytała.
„Jestem na etapie dodawania
Atrybutów przedmiotu i potrzebuję pomocy..”
„Bez tego to
będzie zwykły miecz, a przecież ma być wyjątkowy.. Tak jak jego przyszły
właściciel..” powiedział cicho kowal.
„Jest taki
stary kowalski rytuał, przeznaczony tylko dla wtajemniczonych..” zaczął
niepewnie zerkając na stojącą przed nim kobietę.
Gdy
usłyszała o tajemniczym rytuale jej oczy stały się okrągłe z podniecenia..
„Wiesz że
niczego nie zdradzę..” powiedziała szeptem.
„Wiem..”
powiedział kowal.
„To by była
katastrofa gdyby dostało się w niepowołane ręce..” dodał patrząc na nią twardo.
Bogini
skwapliwie pokiwała głową gotowa natychmiast włączyć się do projektu..
„Stań
tutaj..” polecił kowal pokazując miejsce w pobliżu wielkiego czarnego kowadła.
Gdy kobieta
skwapliwie wykonała jego polecenie zaczerpnął łopatką gorącego popiołu z
paleniska, po czym zaczął ją obchodzić
wkoło usypując wokół niej i kowadła obszerny okrąg z popiołu.
Po jego
wewnętrznej stronie zaczął pisać runy..
W miarę jak
powstawały oczy bogini zaczęły się robić coraz większe i większe.. i większe…
„Smocze
runy.. szepnęła z czcią..”
W ciszy
obserwowała jak kowal kończył pisać strofy w nieznanym jej języku.
„Tak..
Smocze runy..” powiedział stawając nieco z boku.
„Język który
obowiązywał w Gekai zanim w ogóle powstał Panteon..” szepnął.
„Co one
znaczą?” spytała bogini..”
„To
starożytna modlitwa pomagająca łączyć dwa światy..” powiedział kowal.
„Duchowy
świat many, czarów i mocy z materialnym światem kruszcu..”
„Więc..
czego ode mnie oczekujesz?” spytała bogini.
„Poświęcenia.”
Odparł z prostotą kowal.
„Mam ..
oddać ziemskie życie i wrócić do
Kenkai..?” powiedziała cicho bogini.
Rozejrzała
się przez chwilę po ciemnej, zakurzonej kuźni po czym zwróciła wzrok na kowala.
Starała się
dostrzec jego duszę, tak, by wykryć fałsz czy kłamstwo.. ale jego dusza była
krystalicznie czysta.. Wręcz widziała jego cel. Stworzyć dzieło które
przewyższy wszystkie jakie do tej pory stworzył. Ale jednocześnie.. Ten kowal
tak bardzo chciał by chłopak przeżył..
Chciał dać
mu oręż który pomoże mu pokonać przeciwności losu a jednocześnie był świadom że
sam nie może.
„Dobrze..”
powiedziała Bogini.
„Dam ci
swoja duszę..” powiedziała zamykając oczy.
„Ehm..
Mówiąc że musisz coś poświęcić, nie miałem na myśli aż tak wielkiego poświęcenia..”
rzekł nieco zmieszany kowal.
Czar prysł a
bogini ze stanu uduchowionej rezygnacji momentalnie przeszła w stan maksymalnej
irytacji..
Już miała
wybuchnąć, gdy spostrzegła że dusza kowala w dalszym ciągu pozostawała w takim
samym, błagalnym stanie..
„Więc..
Czego potrzebujesz?” spytała.
„Szczerze
mówiąc.. Nie wiem dokładnie..” powiedział kowal.
„Musisz się
bardzo skupić nad tym, czym chciałabyś nasączyć ten miecz by go wspomógł..”
powiedział starając się wyjaśnić…
„Jak to
zrobić?” spytała bogini..
„Skup się
nad efektem jaki chciała byś osiągnąć.. Czego na prawdę chciała byś dla niego.
Czego byś mu z całego serca życzyła.. A potem pomogę ci przelać te uczucia w
jakiś przedmiot który na stałe połączę z jego mieczem..” wyjaśnił kowal.
Bogini
maksymalnie wysiliła swój umysł…
Zamknęła
oczy.
Przez jej
głowę zaczęły przepływać nieuporządkowane korowody wspomnień.
Szczęście,
gdy po raz pierwszy usłyszała jego głos krzyczący „Zostawcie
ją!!” Strach gdy Ork omal nie zabił
jej Dziecka… Podniecenie gdy zareagował na jej .. niewinną prowokację.. Zazdrość,
gdy Ilsa podrywała go w łazience.. Strach i szczęście gdy walczył z Olafem..
„Skupże się
wreszcie!!” głos kowala wyrwał ją z chaotycznego zamyślenia..
„Jak dalej
tak będziesz skakać z emocji na emocję to tym mieczem będzie można co najwyżej
obierać ziemniaki..” powiedział z przekąsem.
„Ale ja ..
ja nie wiem.. Jest tego tyle..” zaczęła bogini.
„Spokojnie..
Już dobrze..” powiedział kowal drapiąc się po głowie.
„Pomyśl o
tym, czego tak naprawdę z całego serca byś mu życzyła. Jak to znajdziesz, skup
się na tym z całej siły.”
Bogini
powoli skinęła głową.
Spojrzała w
ogień paleniska, tam, gdzie długi, rozpalony kęs metalu wygrzewał się w żarze. Gorąco
powodowało falowanie powietrza, tak, że obraz zaczynał się rozmywać.
„Dzięki temu cały czas będę przy
nim..” pomyślała
przywołując w myślach twarz chłopaka.
Wciąż
zapatrzona w ogień wyobrażała sobie jak jej Bohater stoi wśród ciemności nad
stertą pokonanych wrogów a wiatr rozwiewa jego długie czarne włosy.. Dłoń
trzyma na rękojeści miecza, a dzięki temu dotykowi jest tak, jakby wciąż
trzymali się za ręce..
Czy tego
chciała?
Czy tego mu
życzyła ?
Tak
najbardziej?
Z całego
serca?
„Z całego serca..” szepnęła zamykając oczy.
„Bogini nie wolno być taką egoistką..”
powtórzyła w myślach słowa które nie tak dawno temu rozbrzmiały jej w głowie.
Przyłapała
się na tym, że to nad czym rozmyślała i co zaprzątało jej głowę było tym czego to
Ona pragnęła, czego tak bardzo chciała Dla Siebie..
Chciała być
z nim, trzymać go za rękę, przytulać się do niego.. Na zawsze.
Ale czy
mogła odebrać mu świat zwykłych ludzi?
Gdyby byli
razem to nie mogli by mieć dzieci, bawić wnuki.. i tak zwyczajnie się ze sobą
zestarzeć. A gdy nieuchronna śmierć ich rozdzieli, to nie pozostanie jej po nim
nic…
Smutek rozdarł
jej gorące, boskie serce.
Tuż za
miastem, czarnowłosy chłopak uklęknął na piasku po czym zamknąwszy oczy, w
duszy przytulił swoją boginię i pogłaskał ją po głowie.
„Już dobrze.. Jestem przy
tobie..” Jego cichy
szept zaczął ją uspokajać.
Zrozumiała.
Cokolwiek
się stanie, gdziekolwiek będą, i tak zawsze będą razem.
Jego dusza
będzie przy niej, a ona będzie w jego sercu.
Uśmiechnęła
się do niego i powoli otwarła oczy.
Wiedziała
czego tak naprawdę chce dla niego.
Chce żeby..
Żeby był
szczęśliwy…
Kowal podał
jej chusteczkę by mogła wytrzeć łzy.
Gdy
skończyła, bez słowa wziął ją od niej i wrzucił w żar.
Szmaragdowa
poświata rozbłysła na chwilę, po czym kowal wyjął metal z ognia i położył na
wielkim kowadle.
Gdy zaczął
kuć, wielkie snopy iskier tryskały na wszystkie strony.
Bogini stała
obok i zafascynowana obserwowała spektakl.
Czuła, jak z
każdym uderzeniem młota, jakaś jej drobna cząstka wnika w rozgrzany do białości
materiał.
Krąg
Smoczych Runów pulsował nikłym zielonkawym światłem w rytm bicia młota i jej
serca. Po chwili uderzenia zgrały się ze sobą i oboje, kowal i bogini zagubili
się w rytmicznym transie.
Słońce
zaczęło już chować się za miejskimi murami, a z kuźni wciąż dochodziło
rytmiczne Klang- kling.. Klang- kling..
Klang- kling…
…***…
Krypta
Jednorożca..
Grobowiec
Szalonego Danuba.
Iwan
doskonale pamięta ten dzień, a raczej noc w którą go nareszcie znaleźli.
Kilkanaście
godzin błądzenia po całej kopalni nie przyniosło rezultatu.
Nie było się
czemu dziwić.. Kopalnia to istny labirynt. Korytarze kute pod różnymi kątami i
kierunkami, czasem zupełnie przypadkowo krzyżujące się ze sobą biegły zupełnie
chaotycznie. Jedynie tajemniczy, starożytny artefakt znany jako Nić Ariadny był
w stanie pomóc im odnaleźć Kryptę Jednorożca.
Nić Ariadny..
Iwan
uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie.
…***…
„Iwan..
Wsędy my sukali ale nic.. Nima go nika!!”
„Mówiłem
wam.. Rozdzielcie się a potem znaczcie
każdy korytarz jaki sprawdziliście..”
„Na dyć tak
my robili!! Ino ze wsyćko się poknociło
i czy grupy się straciły…” powiedział przejęty Obrek pokazując na ścianę w
najbliższym skrzyżowania korytarzy.
Ściana upstrzona
różnymi, czasem nachodzącymi na siebie znakami, mogła oznaczać.. dosłownie
wszystko.
Iwan zaklął
pod nosem.
Nie był
przywódcą.. Nie umiał organizować działania grupy.
Z reguły
czekał aż będzie źle, a wtedy Thessalia tylko wskazywała mu kierunek, a on
równał wszystko z ziemią..
Obserwował
działania oddziału i widział jego słabe i dobre punkty, jednak czasem Thessalia
posyłała go w całkiem niespodziewane miejsca.
Koniec
końców zawsze okazywało się że miała rację, jednak Iwan rozumiał jej strategię
często dopiero po fakcie…
Teraz nagle
stanął przed kompletnie odmiennym zadaniem.
Nie miał pokonać
żadnego niebezpieczeństwa. Miał skoordynować działanie kilku grup
poszukiwawczych, a kompletnie nie miał pojęcia jak to zrobić.
Najgorsze,
że wszyscy patrzyli na niego jak na przywódcę i ślepo wierzyli w każde jego
słowo.. W końcu był pierwszym i na razie jedynym obywatelem wioski który
przewyższył wszystkich, stał się Poszukiwaczem Przygód, Zdobył trzeci poziom i
cudowny, legendarny topór…
Ciężar
odpowiedzialności przytłoczył go bardziej
niż skały na przodku lata temu.
Spojrzał na
towarzyszy po czym prosta myśl zaświtała mu w głowie.
Pochylił się
i zaczął energicznie grzebać w wielkim plecaku.
Po chwili
wyjął wielki kłębek sznurka.
„Iwan.. Na
co ci ten sznurek..” zapytał ktoś zza jego pleców.
„Głupiś.. To
nie jest zwykły sznurek..” skarcił go Iwan.
„To
starożytny artefakt. Nić Ariadny. Przywiozłem go z Orario i kosztował mnie
fortunę!” wyjaśnił podnosząc w górę wielki kłąb brudnego sznurka.
„Pomóżcie mi
go rozdzielić.” Powiedział po czym zaczął rozwijać kłębek.
Przyjaciele
ochoczo mu pomogli traktując sznurek z wręcz nabożną czcią..
Iwanowi było
trochę przykro że ich tak oszukał, ale to było jedyne wyjście.
Podzielili
się na trzy grupki i każdy z nich wziął po jednym kłębku.
„Jeśli wam
się skończy, po prostu dowiążcie do tego zwyczajny sznurek. Przy odrobinie
szczęścia przejmie właściwości od czarodziejskiego artefaktu i poprowadzi was
do celu.” Powiedział z przekonaniem.
Następnie
kazał każdej grupie wziąć po kilofie i gdy tylko natkną się na ślepy koniec
korytarza, mają wrócić po sznurku i na każdym skrzyżowaniu, u wylotu wyżłobić
wielki znak X. W ten sposób wszystkie grupy będą wiedziały że ta droga już jest
sprawdzona i nie ma potrzeby tam wchodzić.
Gdy
wszystkie grupy już się rozeszły, Stary Kursag, który był w grupie z Iwanem
powiedział:
„To zwycajny
snurek, taki na pranie, co nie?”
„A coś myślał?
Że dam im na zmarnowanie czarodziejski artefakt?” powiedział ze śmiechem Iwan.
„Oszukałeś
nas..” powiedział drugi z grupy.
„I tak i
nie.” Odparł Iwan.
„Po prostu
dałem im trochę wiary w siebie i narzędzie by nie włazili sobie w drogę i nie
pogubili w tym labiryncie.” Stwierdził, i przywiązawszy swój kawałek sznurka
ruszył w pusty korytarz.
„To sie
nazywo TAKTYKA” powiedział mądrym głosem Kursag do reszty towarzyszy
powtarzając zasłyszane kiedyś od Iwana słowo, po czym wszyscy podążyli za nim.
Nie trzeba
było długo czekać na efekty Iwanowej Taktyki.
Po kilku
godzinach z jednego z korytarzy dało się słyszeć podniecone głosy i
nawoływania.
Podążyli tam
jeden za drugim, aż ich oczom ukazała się obszerna jaskinia wypełniona nikłym
światłem magicznych lamp.
Na środku
stała nieudolnie wykonana rzeźba która na pierwszy rzut oka przypominała
jednorożca stojącego z zadartym łbem i patrzącego w sufit.
Wokół niego
widać było krąg wyrytych w ziemi dziwnych,
nieznanych runów których nawet Iwan nie był w stanie odczytać.
Tuż obok
ostatniego znaku leżał Danub. Wyglądał tak, jakby do ostatniej chwili kuł w
skale kolejne znaki.
Chyba ich
nie dokończył, bo w kręgu widniała olbrzymia przerwa, tak jakby brakowało tak
co najmniej kilkunastu runów.
Nie było
jasne po co Danub je wykuwał. Ani co oznaczały.
Nikt nie był
w stanie określić po co wykuł ten pokraczny posąg jednorożca, a zwłaszcza dla
czego było to dla niego tak ważne, by porzucić rodzinę i poświęcić życie.
Pochowali go
z jego narzędziami u stóp posągu przykrywając go stertą gruzu skalnego.
Gdy
opuszczali jaskinię, za pomocą wybuchowych paczek zawalili strop korytarza
grzebiąc wejście na zawsze.
…***…
Nić Ariadny..
Tak.. To
tylko dzięki temu artefaktowi Iwan wciąż miał pojęcie gdzie się znajduje.
Niewielkie
płaskie puzderko skrywało okrągłe szklane okienko pod którym na cieniutkiej
nici zamocowana była delikatnie zdobiona strzałka. Dzięki specjalnym
właściwościom Nici Ariadny – zawsze wskazywała północ. Niezależnie od sytuacji
– zawsze ten sam kierunek. Dzięki temu Iwan, który przy każdym zakręcie
sprawdzał azymut, wiedział gdzie mniej więcej jest.
Co chwilę
zerkał też na Kursaga.
Stary
krasnolud kuśtykał na jednej nodze wspomagając się toporem Iwana jak kulą. Parł
do przodu, choć bardzo cierpiał. Jednak na każde sugestie by się poddać czy
zatrzymać odmawiał wciąż ponaglając Iwana by jak najszybciej osiągnąć cel.
W końcu ich
oczom ukazała się przestronna pieczara.
Dobre
pięćdziesiąt metrów średnicy i ze dwadzieścia wysokości.
Ślepa
pieczara.
Gdy tylko
tam weszli, przejście za nimi zaczęło się
zamykać.
Iwan nawet
nie odwrócił głowy.
Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego że są w pułapce. Dungeon wiedział że tu są. Zamknął wszystkie drogi wyjścia i podstępnie
skierował ich w tą stronę. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, miał w tym
miejscu wielką moc.
Jedyne co
Iwanowi pozostało, to pogodzić się z tym i stawić czoło temu co na nich czeka.
Przed nim
rozpościerał się makabryczny widok.
Porzucone
wszędzie magiczne lampy wciąż świeciły słabym blaskiem.
Krąg runów
wokół jednorożca wyglądał na kompletny, a wewnątrz niego…
Iwanowi
zaschło w gardle.
Przejmująca
groza ogarnęła jego umysł.
Stos kości i
na wpół rozłożonych krasnoludzkich zwłok piętrzył się u stóp pokracznego posągu
jednorożca.
„Krew musi
wypełnić runy i ofiara musi się dokonać by to co zostało rozdzielone mogło się
połączyć..” cichy szept Kursaga przerwał grobową ciszę.
Patrząc
pustymi oczami przed siebie stary krasnolud przekroczył krąg.
Hyp!!
Zduszony
głos wydostał się z jego gardła gdy Iwan w ostatniej chwili wyrwał mu topór i
pociągnął poza obrys kręgu.
Już
wiedział.
Jasno przed
oczami stanęło mu to co miało tutaj miejsce.
Łącząc to z
opowieściami Kursaga o Nowej Kopalni i własnym doświadczeniu uzyskał pełen
obraz tego co tu zaszło.
…***…
„Druga
kopalnia?” spytał Iwan otwierając
następną butelkę wina.
Dzięki
dobrej pamięci Iwana oraz kilku wybuchowym paczkom dostali się w końcu do
podziemnego spichlerza i mogli się cieszyć jego zawartością. Oczywiście.. w
przeważającej większości ta zawartość miała spory procent alkoholu..
„Nieprzebyte
skarby, diamenty, żyły złota..” opowiadał Kursag.
„Wszytcy
wkoło łopowiadali ło tym samym. W kuńcu jedyn po drugim zaceli znikać.”
Krasnolud zwiesił głowę.
„Łodchodzili
pojedynco, rodzinami.. Namawiali bym posed z nimi..” mówił.
„Nikt nie godoł
ka ta kopalnia jest, ale wszytcy tam śli .. i zodyn nie wrócił.” Powiedział ze
łzami w oczach.
„Kiedyś
poszedek za jednym..” zaczął.
„Zniknął w
naszyj kopalni. Myślołek że ta Nowa jest kasik indziej, ale uni wszytcy
wchodzili do starej..” mówił z przejęciem.
„No ale
przecież zawaliliśmy..” zaczął zdziwiony Iwan.
„Nadyć! Ino
ze to co my zawalili sami się łotwarło!!” powiedział przejęty Kursag.
Gdy poszedł
za jednym z odchodzących okazało się, że idzie wprost do starej kopalni. Jednak
wewnątrz wszystkie tunele pozostawały zamknięte, poza tymi, prowadzącymi na
Obsydianowy przodek.
Po kilku
zakrętach stracił z oczu krasnoluda którego śledził i już więcej go nie
zobaczył..
Zamiast tego
doszedł do gładkiej czarnej ściany której nigdy wcześniej tu nie widział…
Nagle poczuł
przemożną chęć podążenia korytarzem w dół.. Ale wiedział co tam jest. I
wiedział że to zawalili..
Więc czemu znów jest otwarte? przemknęło mu przez myśl.
Resztkami
woli opierał się pokusie by jednak podążyć w dół i sprawdzić na własne oczy…
„Iwan..
Naprawdę.. Mało brakło a sam bym poszedł…” powiedział z przerażeniem Kursag.
Próbował
powstrzymać resztę, ale nikt go nie słuchał.
W końcu
został sam w pustej wsi czekając na Iwana.. Ostatniego który mógł cokolwiek
zmienić…
…***…
„Wymyśliłeś?”
.. spytałem Jansona z powątpiewaniem.
„Nooo..
wiesz.. Trzeba było jakoś ich skupić na tym i żeby się nie rozpraszali….” Kowal
zaczął się trochę plątać..
„Ale Devana
rozpoznała Smocze runy..”
„Och
wystarczy tylko nieco zmodyfikować zwykłe żeby wyglądały jak..”
„Janson..
Mnie się nie da oszukać..” powiedziałem sięgając w jego stronę Skupieniem..
„Co
zrobiłeś?” spytałem z naciskiem.
Spojrzał na
mnie spod brwi i znów zwiesił głowę.
Trwał tak
przez chwilę po czym podniósł głowę.
„Użyłem
Smoczej Magii..” powiedział cicho.
„Smoczej
Magii?”
„Tak.”
powiedział kiwając powoli głową.
„Gdy
kończyłem termin u rodziców Ilsy, Elfi mistrz kowalstwa nauczył mnie .. wiele.
Więcej niż kogokolwiek innego.” Zaczął Janson.
„Jednak nie
mógł mi zdradzić największych Elfich tajemnic, bo nie byłem Elfem. Ufał mi,
ale.. ta ich durna duma nie pozwalała mu ..” pokręcił głową z dezaprobatą.
„Ja jakoś
byłem odporny na zarazę. Gdy on zachorował, wziął mnie do kuźni i nie
wychodziliśmy stamtąd przez tydzień.”
„To znaczy
że..”
„Tak..”
potwierdził.
„Zdawał
sobie sprawę że nie przekaże dalej swojej wiedzy póki mi nie zaufa, więc się
przełamał..” powiedział cicho Janson.
„Jednak
stara Elfia magia okazała się być bardziej mroczna niż ktokolwiek mógłby
podejrzewać..” powiedział.
„W czasach
starożytnych, zanim zstąpili bogowie, najpotężniejszymi magicznymi stworzeniami
w Gekai były.. smoki..”
Otwarłem
usta ze zdziwienia..
„Nie
wszystkie były bezmyślnymi bestiami.. Część z nich była .. jakby przychylna
mniejszym istotom i przekazała im niektóre ze swoich sekretów..” powiedział, po
czym udał się na zaplecze. Po chwili wrócił.
„Masz.”
Powiedział wręczając mi dość grubą, podniszczoną książkę.
„Olaf mówił
że znasz runy.”
„Uczę się..”
powiedziałem..
„No to nie
będziesz się nudził..” powiedział.
„Co to
jest?” zapytałem biorąc wolumin w dłonie.
Dreszcz
przebiegł przez moje palce gdy dotknąłem okładki.
„Zwykła
książka.. A zarazem tajemniczy artefakt który podobno pomoże ocalić świat Elfów
przed zagładą..” powiedział Janson.
Nadal nie wiedziałem
o co mu chodzi.
„To..
tajemnicza książka.. Coś jak.. Grimuar wiedzy.” powiedział.
„Smocze runy - Podstawy.” przeczytałem na
okładce i zerknąłem z powątpiewaniem na
Jansona.
„Nie zgub
jej..” powiedział patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
„Wygląda na
to że poprowadzi cię przez zapomniany, mistyczny świat którego nie było dane
oglądać śmiertelnikom przez dekady..”
„Ale to
wygląda jak jakiś podręcznik..” powiedziałem.
„I dokładnie
tym jest.. Dzięki temu nauczyłem się jak łączyć duszę z przedmiotem, jak
przekraczać granice.. Jak wykuwać doskonałość..”
Wyglądał na
naprawdę podnieconego..
„A jak to
się ma do tego rytuału.?” Spytałam wciąż oglądając książkę.
„Ten
rytuał..” zaczął niepewny mojej reakcji..
„Ten rytuał
transferuje duszę w przedmiot..” powiedział.
Szok
totalnie mną zawładnął.
Wyobraziłem
sobie dusze przyjaciół zamknięte w moim mieczu, błagające bym je uwolnił..
Położyłem
drżącą dłoń na rękojeści. Jednak choć
wyczułem delikatną moc emanującą z miecza, to nie było to nic drastycznego.
„Nie bój
się.. Nic takiego się nie stało..” powiedział obserwując moją reakcję.
„Zmodyfikowałem
go trochę..” dodał.
Spojrzałem
na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
„Widzisz.. To
rytuał transferu duszy. Straszny i mroczny rytuał. Ochotnik poświęcał się by
„nasączyć” jego duszą przedmiot, który dzięki temu zyskiwał potężną moc. Jego
ciało podczas rytuału umierało, ale dusza mogła trwać wiecznie w zaklętym
przedmiocie..”
„To
okrutne..” szepnąłem.
„Zgadza
się.” Potwierdził Janson.
„Mam do
czynienia z takim przedmiotem na co dzień..” powiedział podając mi dość
zwyczajnie wyglądający młot kowalski.
Jednak gdy
sięgnąłem w jego stronę Skupieniem –
odkryłem że ma podobną aurę jak żywe istoty.. jednak..
„On
cierpi..” powiedziałem cicho.
„Wiem..
Czuję to za każdym razem gdy biorę go w dłoń..” powiedział patrząc na niego z
czułością.
„Ale to
dzięki niemu odkryłem jak dokonać transferu samych uczuć, pozostawiając duszę
nietkniętą..” uśmiechnął się delikatnie Janson.
„To bardzo
stara dusza..” powiedział.
„Ten młot
był w rodzinie Ta`erall, mojego mistrza, od pokoleń.. A jak wiesz, Elfy są
długowieczne więc.. Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego czasu..” powiedział ze
smutkiem.
„Jednak gdy
używa się takiego przedmiotu wkładając w to całe serce, wtedy czasem udaje się
nawiązać kontakt.. No.. może cień kontaktu.. Coś jak echo podświadomości
dźwięczące z tyłu głowy i eteralny dotyk czyjejś duszy..”
Wiedziałem o
co mu chodzi.. Moje wyczulone zmysły nawet z tej odległości mogły odebrać
płynące z młota emocje.. Co dziwne, najmocniejszą z nich była..
„Nadzieja..”
powiedziałem cicho.
Janson
spojrzał na mnie z podziwem.
„To samo
czułem gdy kułem twoją zbroję.. a potem radość gdy powstawał miecz..”
Podrzucił w
górę młot po czym złapał go znów za trzonek.
„Pierwszy
raz poczułem z nim jedność .. Wiele razy używałem jego mocy, ale tym razem..
Gdy kułem twój sprzęt.. Tym razem byliśmy jednością..” powiedział z uśmiechem.
Nadzieja..
Wydawało mi
się że rozumiem.. Jednak nie powiedziałem tego Jansonowi.
Nadzieja
emanująca z jego młota była nadzieją na uwolnienie. Na zakończenie wiecznego
trwania w zaklętym przedmiocie.
Jednak nie
tylko.
W jakiś
sposób w moją podświadomość przenikło uczucie że to nie tylko o ten młot chodzi
i duszę w nim zaklętą, ale że to ma dużo szerszy wymiar. Większy niż mógłbym
sobie wyobrazić…
„W takim
razie.. Jak udało ci się zrobić Durandall bez transferu duszy?” spytałem
starając się odwrócić uwagę od tego dziwnego uczucia.
„Właśnie!!”
ożywił się Janson.
„Gdy kułem
Mithrill na twoją zbroję, bardzo chciałem dać ci ochronę która zabezpieczy cię
przed każdym niebezpieczeństwem.” Powiedział lekko zawstydzony.
„Jednak
szybko okazało się, że to pragnienie wysysa ze mnie takie ilości many, że nie
byłem w stanie pracować dłużej niż godzinę bez regeneracji.. Wtedy pojawiło się
to uczucie..” zawiesił głos na chwilę by skupić myśli.
„Takie ..
parcie gdzieś z tyłu głowy , zmuszające do odmiennego podejścia do tematu.
Zmuszające mnie do poproszenia o pomoc..” powiedział zerkając na mnie.
„Więc
poprosiłeś mnie.”
„W rzeczy
samej.” Odparł.
„Wytłumaczyłem
ci ze masz się maksymalnie skupić na celu, i mana sama zaczęła płynąć!!”
„To dla tego
byłem taki wyczerpany..” powiedziałem zaczynając rozumieć.
„Dokładnie.”
Przyznał Janson.
„Jednak gdy
chciałem to powtórzyć z innymi – nie udało się.. Ich poziom kontroli many i
emocji jest… zbyt niski..” powiedział kowal.
„Gdy kułem
surową rudę na twój miecz, cały czas nad tym myślałem..” powiedział cicho.
„Jak
sprawić, żebyś się na nim nigdy nie zawiódł. Żeby cię wspierał, żeby chronił..
Żeby nigdy się nie poddał..” Powiedział z przejęciem.
„Wtedy,
jakby sam z siebie w mojej głowie zapłonął krąg Transferu Duszy..”
„Przeraziłem
się..” powiedział po chwili przerwy.
„Coś mówiło
mi że to jedyna droga, a jednocześnie miałem świadomość konsekwencji i tak
bardzo tego nie chciałem..” powiedział patrząc ze smutkiem na młot.
„Jednak po
chwili rozwiązanie samo do mnie przyszło.” Powiedział pokazując na mnie palcem.
„Ja?”
spytałem zdziwiony.
„Tak..”
odparł kowal.
„Gdy
zobaczyłem cię w drzwiach pytającego czy mi nie pomóc, zrozumiałem jak blisko
byłem…” powiedział uśmiechając się.
„Twoja chęć
pomocy była tak wielka, że byłeś w stanie przenieść swoją manę na materiał
kompletnie nieświadomie i to bez użycia jakiegokolwiek rytuału. Jednak inni nie
dysponują taka mocą.. I tu przyszła z pomocą ta książka..” powiedział pokazując
na artefakt.
„Starczyło
zmienić dosłownie kilka run i zamiast duszy, przeniosłem skondensowane
emocje!!” powiedział z zapałem.
„Uczucia
musiały być silne, więc poprosiłem, żeby skupili się maksymalnie na
przedmiotach w które przeleją swoje uczucia..
i udało się!!” powiedział ze szczęściem.
„Niestety
Elfy są zbyt opanowane.. Wręcz zbyt oziębłe, by docenić moc uczuć.. Dlatego
musieli transferować całą duszę.. A wystarczyło zwyczajnie dać się ponieść sercu..”
powiedział kładąc dłoń na trzonku młota.
Nawet bez Skupienia poczułem falę radości.
Tak..
Definitywnie duszę zaklętą w młocie Jansona rozpierała w tej chwili radość i
duma..
Kto wie..
Może kiedyś uda się pomóc i jemu.. pomyślałem kładąc dłoń na tajemniczym
artefakcie.
„Smocze runy – Podstawy.” Tytuł pulsował lekko wewnętrznym
światłem, jakby ponaglając mnie do nauki.
Mam dużo
wolnego czasu więc..
Dlaczego
nie?
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz